- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dystans całkowity: | 3393.43 km (w terenie 267.00 km; 7.87%) |
Czas w ruchu: | 150:28 |
Średnia prędkość: | 22.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.10 km/h |
Suma podjazdów: | 13 m |
Suma kalorii: | 72231 kcal |
Liczba aktywności: | 33 |
Średnio na aktywność: | 102.83 km i 4h 42m |
Więcej statystyk |
"Trzeci Szczeciński 'Rajd' Bikestats"
Piątek, 3 grudnia 2010 | dodano: 03.12.2010Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Program trasy ogłoszony przez Jurka. Zbiórka o 10:00 na Głębokim.
***RUN THE PROGRAM***
External conditions:- 5 st.C.
Godzina 9:30 - start spod garażu.
Jazda w solno-śniegowej brei przez Szczecin głównymi ulicami na Głębokie.
Godzina 10:00 - dojeżdżam na Głebokie.
Godzina 10:10 - udało mi się zrobić zdjęcie (to poniżej).
Godzina 10:11 - zdążyłem schować aparat.
Głębokie - Dobra: 28 km/h.
Dobra - Buk: nieco mniejsza prędkość, zachciało mi się turystyki.
Blankensee: zbędna przerwa w wiacie. Zbędna wiata. ***SYNTAX ERROR***
Blankensee - Boock - Locknitz: 26-28 km/h.
Wjazd do Locknitz: odpadam, nie doganiam grupy, na liczniku 24 km/h. Mało.
Grupa poza zasięgiem mojego głosu.
Biorę 3 łyki napoju, sikam.
Ruszam.
Grupa zawraca. Zgarniają mnie.
Locknitz, Netto. Zakupy. Piwo, wino.
Przed sklepem. Zdążyłem wypić 2 kubki gorącej zupy.
Ruszamy. Droga główna na Lubieszyn. TIR-y, sznur samochodów.
Parking za Locknitz. Przerwa na sikanie. Zbędna gorąca herbata.
***SYNTAX ERROR***
Ruszamy.
Jadę pierwszy. Prędkość 24 km/h.***SYNTAX ERROR***
Mijamy granicę.
Chwila postoju w Dobrej. Sargath, Arek i Jurek (TC) jadą w kierunku na Mierzyn.
Ja i Jarek (Gadbagienny) odbijamy na Stobno i Będargowo.
Droga dość zaśnieżona.
Za Stobnem postój na niepotrzebne zdjęcie (poniżej).***SYNTAX ERROR***
Przejazd przez Przecław, postój na myjni koło MAKRO.
Rowery jak nowe. Radość jak u dziecka.
Ruszamy.
Mija 30 sekund.
Rowery jak stare.
Pomorzany. Żegnamy się z Jarkiem.
Wprowadzam rower do piwnicy.
***END OF PROGRAM***
Biking unit switched off.
Temperatura:-5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1430 (kcal)
***RUN THE PROGRAM***
External conditions:- 5 st.C.
Godzina 9:30 - start spod garażu.
Jazda w solno-śniegowej brei przez Szczecin głównymi ulicami na Głębokie.
Godzina 10:00 - dojeżdżam na Głebokie.
Godzina 10:10 - udało mi się zrobić zdjęcie (to poniżej).
Godzina 10:11 - zdążyłem schować aparat.
Głębokie - Dobra: 28 km/h.
Dobra - Buk: nieco mniejsza prędkość, zachciało mi się turystyki.
Blankensee: zbędna przerwa w wiacie. Zbędna wiata. ***SYNTAX ERROR***
Blankensee - Boock - Locknitz: 26-28 km/h.
Wjazd do Locknitz: odpadam, nie doganiam grupy, na liczniku 24 km/h. Mało.
Grupa poza zasięgiem mojego głosu.
Biorę 3 łyki napoju, sikam.
Ruszam.
Grupa zawraca. Zgarniają mnie.
Locknitz, Netto. Zakupy. Piwo, wino.
Przed sklepem. Zdążyłem wypić 2 kubki gorącej zupy.
Ruszamy. Droga główna na Lubieszyn. TIR-y, sznur samochodów.
Parking za Locknitz. Przerwa na sikanie. Zbędna gorąca herbata.
***SYNTAX ERROR***
Ruszamy.
Jadę pierwszy. Prędkość 24 km/h.***SYNTAX ERROR***
Mijamy granicę.
Chwila postoju w Dobrej. Sargath, Arek i Jurek (TC) jadą w kierunku na Mierzyn.
Ja i Jarek (Gadbagienny) odbijamy na Stobno i Będargowo.
Droga dość zaśnieżona.
Za Stobnem postój na niepotrzebne zdjęcie (poniżej).***SYNTAX ERROR***
Przejazd przez Przecław, postój na myjni koło MAKRO.
Rowery jak nowe. Radość jak u dziecka.
Ruszamy.
Mija 30 sekund.
Rowery jak stare.
Pomorzany. Żegnamy się z Jarkiem.
Wprowadzam rower do piwnicy.
***END OF PROGRAM***
Biking unit switched off.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
67.10 km (5.00 km teren), czas: 03:19 h, avg:20.23 km/h,
prędkość maks: 43.00 km/hTemperatura:-5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1430 (kcal)
"Drugi Szczeciński Rajd Bikestats" - nad Jezioro Piaski!
Niedziela, 28 listopada 2010 | dodano: 28.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Z cyborgami z TC TEAM :))), Szczecińskie Rajdy BS i RS
Zachęceni sukcesem Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats, dziś spotkaliśmy się na Drugim. Tym razem pomysłodawcą trasy był Sargath.
Spotkanie nad jeziorem Głębokim zaplanowane było na godzinę 9:00. Musiałem ostro cisnąć, bo jak zwykle przed wyjazdem pojawiło się "wiele-spraw-nie-cierpiących-zwłoki". :)))
Mrozek był dość odczuwalny w naszym klimacie, choć było zaledwie -3 st.C.
Na miejscu zbiórki pojawiłem się o 9:05, czyli na czas, bo do odjazdu pozostało jeszcze 10 minut.
Pojawiło się 7 osób, oprócz mnie Jurek "Jurektc", Paweł "Sargath", Arek, Krzysiek zwany Fryzjerem (to fryzjer Basi...eee a, może raczej tzw. stylista włosów Basi;)), Jarek "Gad" znany nam z Forum Rowerowy Szczecin...no i Baśka. Krzysiek miał dojechać w Tanowie.
Jednak Baśka to zupełnie inna historia. Zupełnie nie wiem, co o niej myśleć, bo z jednej strony pełen podziw, że pojawiła się na zbiórce z chorobą, gorączką i kaszlem, a z drugiej - cykloza rozwinięta do tego stopnia, że w takim stanie chce jej się jechać.
Mi się z gorączką nawet chodzić do kibelka nie chce! ;)))
No muszę to napisać - Baśka to "dziewczyna z jajami" !!! ;)))
Sargath poprowadził nas trasą terenową i od razu narzucił ostre tempo. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora Głębokie, by potem wjechać na szlak czerwony. Droga wiodła koło leśniczówki i doprowadziła nas do Bartoszewa. Na szczęście wcześniejsza wilgoć i dzisiejszy mróz utwardziły trasę i można był jechać bez zapadania się w piasek, co latem jest normą.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na małe zakupy spożywcze.
Jadąc dalej lasem dojechaliśmy do Tanowa, by tam zaznać krótkiej przyjemności jazdy asfaltem. Za Tanowem skręciliśmy w lewo w drogę gruntową, prowadzącą do jeziora Świdwie. Do Świdwia jednak nie dojeżdżaliśmy, ale skręciliśmy na leśniczówkę Zalesie...o ile dobrze kojarzę. ;)
Droga była wyboista, ponieważ błoto zamarzło i potworzyły się ostre grudy.
Na szczęście dalsza trasa do drogi wiodącej na Dobieszczyn przebiegała już odcinkiem asfaltowym.
Krzysiek vel "Fryzjer" i chora Basia dociągają do grupy. Niewyraźnie to widziałem. :)
Po przecięciu drogi głównej, wjechaliśmy na drogę pożarową nr 14, która jest pokryta asfaltem i na szczęście jest zamknięta dla ruchu samochodowego.
Droga nad Jezioro Piaski.
Przerwa na rozstaju dróg.
Widoczki z rozstaju.
Wkrótce dotarliśmy nad jezioro Piaski, gdzie zaczęliśmy przygotowywać ognisko.
Nad Jeziorem Piaski.
Wypakowujemy wałówkę. ;)
Drewno było nieco zawilgotniałe i były pewne problemy z jego rozpaleniem.
Jurek - podpalacz! :)
Na szczęście Jarek ma płuca jak miech kowalski i kiedy dął w ogień niczym wicher, można było piec kiełbaski.
Inni też potem próbowali swoich sił w roli wentylatora. ;)
Kiełbaski trzeba było piec bardzo szybko i nie żałować płuc.
Nad jeziorkiem spędziliśmy całkiem dużo czasu. Ja posiliłem się kanapkami i gorącą zupą grzybową z termosu, bo jakoś na kiełbaskę nie miałem ochoty.
Taka gorąca zupka na mrozie i w doborowym towarzystwie to jest to!
Uczciwie nasyceni ruszyliśmy w kierunku Trzebieży.
Żegnamy jezioro Piaski.
Po dojechaniu do Trzebieży skręciliśmy na Police.
Przed Policami w naszych samczych sercach obudził się rycerski duch, kiedy patrzyliśmy na Basię zmagającą się z chorobą i postanowiliśmy jej ulżyć, pchając ją na zmianę aż do Szczecina (choć zapewne jej dzielna dusza się buntowała! ;))).
Okazuje się, że Jarek to kolejny cyborg nowej generacji, bo nie tylko płuca ma jak silnik odrzutowy, ale i parę w nogach.
Od Polic do Tanowa pchał Basię z prędkością sięgającą 28 km/h...jak nie więcej!
Za Tanowem z kolei podobną mocą wykazał się znany nam już TC Cyborg Krzysiek "Kris".
Ja zająłem się wpychaniem Basi pod góreczki za Pilchowem.
W ten oto sposób dojechaliśmy w komplecie nad jezioro Głębokie.
Stamtąd przez Las Arkoński dojechaliśmy do Parku Kasprowicza, gdzie odłączył się Mr. Fryzjer, zaś cała reszta pożegnała się pod Pomnikiem Czynu Polaków.
Ja dojechałem wspólnie z Jarkiem aż na Pomorzany, ponieważ tak się składa, że mieszkamy na tej samej ulicy.
Kolejny Szczeciński Rajd Bikestats okazał się udany, więc na pewno zorganizujemy następny!
A na koniec zdjęcie ekipy wykonane przez Jurka:
Temperatura:-2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1714 (kcal)
Spotkanie nad jeziorem Głębokim zaplanowane było na godzinę 9:00. Musiałem ostro cisnąć, bo jak zwykle przed wyjazdem pojawiło się "wiele-spraw-nie-cierpiących-zwłoki". :)))
Mrozek był dość odczuwalny w naszym klimacie, choć było zaledwie -3 st.C.
Na miejscu zbiórki pojawiłem się o 9:05, czyli na czas, bo do odjazdu pozostało jeszcze 10 minut.
Pojawiło się 7 osób, oprócz mnie Jurek "Jurektc", Paweł "Sargath", Arek, Krzysiek zwany Fryzjerem (to fryzjer Basi...eee a, może raczej tzw. stylista włosów Basi;)), Jarek "Gad" znany nam z Forum Rowerowy Szczecin...no i Baśka. Krzysiek miał dojechać w Tanowie.
Jednak Baśka to zupełnie inna historia. Zupełnie nie wiem, co o niej myśleć, bo z jednej strony pełen podziw, że pojawiła się na zbiórce z chorobą, gorączką i kaszlem, a z drugiej - cykloza rozwinięta do tego stopnia, że w takim stanie chce jej się jechać.
Mi się z gorączką nawet chodzić do kibelka nie chce! ;)))
No muszę to napisać - Baśka to "dziewczyna z jajami" !!! ;)))
Sargath poprowadził nas trasą terenową i od razu narzucił ostre tempo. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora Głębokie, by potem wjechać na szlak czerwony. Droga wiodła koło leśniczówki i doprowadziła nas do Bartoszewa. Na szczęście wcześniejsza wilgoć i dzisiejszy mróz utwardziły trasę i można był jechać bez zapadania się w piasek, co latem jest normą.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na małe zakupy spożywcze.
Jadąc dalej lasem dojechaliśmy do Tanowa, by tam zaznać krótkiej przyjemności jazdy asfaltem. Za Tanowem skręciliśmy w lewo w drogę gruntową, prowadzącą do jeziora Świdwie. Do Świdwia jednak nie dojeżdżaliśmy, ale skręciliśmy na leśniczówkę Zalesie...o ile dobrze kojarzę. ;)
Droga była wyboista, ponieważ błoto zamarzło i potworzyły się ostre grudy.
Na szczęście dalsza trasa do drogi wiodącej na Dobieszczyn przebiegała już odcinkiem asfaltowym.
Krzysiek vel "Fryzjer" i chora Basia dociągają do grupy. Niewyraźnie to widziałem. :)
Po przecięciu drogi głównej, wjechaliśmy na drogę pożarową nr 14, która jest pokryta asfaltem i na szczęście jest zamknięta dla ruchu samochodowego.
Droga nad Jezioro Piaski.
Przerwa na rozstaju dróg.
Widoczki z rozstaju.
Wkrótce dotarliśmy nad jezioro Piaski, gdzie zaczęliśmy przygotowywać ognisko.
Nad Jeziorem Piaski.
Wypakowujemy wałówkę. ;)
Drewno było nieco zawilgotniałe i były pewne problemy z jego rozpaleniem.
Jurek - podpalacz! :)
Na szczęście Jarek ma płuca jak miech kowalski i kiedy dął w ogień niczym wicher, można było piec kiełbaski.
Inni też potem próbowali swoich sił w roli wentylatora. ;)
Kiełbaski trzeba było piec bardzo szybko i nie żałować płuc.
Nad jeziorkiem spędziliśmy całkiem dużo czasu. Ja posiliłem się kanapkami i gorącą zupą grzybową z termosu, bo jakoś na kiełbaskę nie miałem ochoty.
Taka gorąca zupka na mrozie i w doborowym towarzystwie to jest to!
Uczciwie nasyceni ruszyliśmy w kierunku Trzebieży.
Żegnamy jezioro Piaski.
Po dojechaniu do Trzebieży skręciliśmy na Police.
Przed Policami w naszych samczych sercach obudził się rycerski duch, kiedy patrzyliśmy na Basię zmagającą się z chorobą i postanowiliśmy jej ulżyć, pchając ją na zmianę aż do Szczecina (choć zapewne jej dzielna dusza się buntowała! ;))).
Okazuje się, że Jarek to kolejny cyborg nowej generacji, bo nie tylko płuca ma jak silnik odrzutowy, ale i parę w nogach.
Od Polic do Tanowa pchał Basię z prędkością sięgającą 28 km/h...jak nie więcej!
Za Tanowem z kolei podobną mocą wykazał się znany nam już TC Cyborg Krzysiek "Kris".
Ja zająłem się wpychaniem Basi pod góreczki za Pilchowem.
W ten oto sposób dojechaliśmy w komplecie nad jezioro Głębokie.
Stamtąd przez Las Arkoński dojechaliśmy do Parku Kasprowicza, gdzie odłączył się Mr. Fryzjer, zaś cała reszta pożegnała się pod Pomnikiem Czynu Polaków.
Ja dojechałem wspólnie z Jarkiem aż na Pomorzany, ponieważ tak się składa, że mieszkamy na tej samej ulicy.
Kolejny Szczeciński Rajd Bikestats okazał się udany, więc na pewno zorganizujemy następny!
A na koniec zdjęcie ekipy wykonane przez Jurka:
Rower:
Dane wycieczki:
83.50 km (28.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:19.65 km/h,
prędkość maks: 44.30 km/hTemperatura:-2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1714 (kcal)
Szlachetna Paczka - Masa Krytyczna
Piątek, 26 listopada 2010 | dodano: 26.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dziś listopadowa Masa Krytyczna w Szczecinie była jednocześnie połączona ze zbiórką darów dla wybranej ubogiej rodziny.
Zebraliśmy całkiem sporo, jako że i rowerzystów stawiło się wielu mimo lekkiego mrozu (-1 st.C).
Stawiła się część ekipy z Pierwszego Rajdu Bikestats.
Krzysiek, Basia, Paweł i Jurek.
Każdy dostał latający balonik do podczepienia do roweru. Ciekawy widok był w czasie jazdy. :)))
Średnia, jak to ma Masie Krytycznej, spacerowa. Nie pomogło nawet wykręcenie Vmax = 56 km/h.
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla "He Mana". :)))
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 373 (kcal)
Szlachetna Paczka...całkiem sporo.© Misiacz
Zebraliśmy całkiem sporo, jako że i rowerzystów stawiło się wielu mimo lekkiego mrozu (-1 st.C).
Misiacz...© Misiacz
Stawiła się część ekipy z Pierwszego Rajdu Bikestats.
Krzysiek, Basia, Paweł i Jurek.
Ekipa BS.© Misiacz
Każdy dostał latający balonik do podczepienia do roweru. Ciekawy widok był w czasie jazdy. :)))
Baloniki Szlachetnej Paczki© Misiacz
Średnia, jak to ma Masie Krytycznej, spacerowa. Nie pomogło nawet wykręcenie Vmax = 56 km/h.
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla "He Mana". :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
17.60 km (1.00 km teren), czas: 01:14 h, avg:14.27 km/h,
prędkość maks: 56.00 km/hTemperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 373 (kcal)
"Pierwszy Szczeciński Rajd Bikestats" do Niemiec - Misiacz Tour 2010! :)))
Sobota, 20 listopada 2010 | dodano: 20.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Z cyborgami z TC TEAM :))), Szczecińskie Rajdy BS i RS
Tego się naprawdę nie spodziewałem, kiedy we wtorek 16 listopada spontanicznie wpadłem na pomysł skrzyknięcia szczecińskiej grupy Bikestats na wspólny wyjazd.
Kiedy o 10:00 dojechałem na miejsce zbiórki nikogo jeszcze nie było i zacząłem się zastanawiać...jeszcze nie zdążyłem się zastanowić, nad czym się zastanawiam, kiedy zjechało 8 bikerów, czyli razem ze mą było aż 9 osób (włącznie ze mną było aż 3 Pawłów;))):
1. Misiacz (znaczy ja)
2. Basia
3. Karolina (Gąska)
4. Jurek (Jurektc)
5. Krzysiek (Kris)
6. Paweł (Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Arek
9. Paweł
Nie wszyscy rowerzyści byli z Bikestats (choć stanowiliśmy większość).
Osoby, które nie mają pod imieniem podlinkowanej swojej dowolnej stronki - proszę o adres, wtedy podlinkuję (o ile ktoś będzie chciał).
Tak z grubsza wyglądała nasza trasa:
Godzina 10:00. Zbiórka na Rondzie Hakena.
Z Ronda Hakena ruszyliśmy mocno już wyszlifowaną kołami naszych rowerów trasą na Lubieszyn, jadąc przez Będargowo i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na moment na drobne zakupy w sklepiku i ruszyliśmy dalej.
Niedługo potem przekraczaliśmy granicę w Lubieszynie. Ponieważ był to pierwszy wyjazd Karoliny do Niemiec na rowerze, zatrzymaliśmy się na obowiązkową fotkę, którą wykonał nasz "nadworny" fotograf Jurek - jeżeli zamieści, to będzie do obejrzenia na jego stronce.
Ruszyliśmy, ale nie ujechaliśmy daleko, bo za moment skręciliśmy w piękną boczną drogę na Grenzdorf, gdzie zaproponowałem postój na siusiu i małe co nieco do "wrzucenia na ruszt".
Już w Niemczech. Przerwa na siusiu i coś do zjedzenia przed Grenzdorf.
Z Grenzdorf betonową drogą dojechaliśmy do Gellin. Nie chciałem prowadzić grupy wprost do Loecknitz, a nieco opłotkami, więc z Bismark pojechaliśmy na Hohenfelde. Odcinka od Hohenfelde do Ploewen jeszcze nigdy wcześniej nie przejeżdżałem, więc trochę się zagmatwałem i nim się spostrzegłem, jechaliśmy na północ do Blankensee (nie to skrzyżowanie).
Na szczęście Krzysiek wskazał inny zjazd na Ploewen i asfalcikiem dojechaliśmy do tej miejscowości.
Zgodnie z planem Gąska miała poszukać tam swoich "skarbów" Geocache, więc zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Skarby udało się odnaleźć, więc mogliśmy ruszyć ścieżką rowerową do celu, jakim był sklep Netto w Loecknitz.
Karolina (Gąska) szuka "skarbów" Geocache GPS koło Ploewen. Znalazła! ;)
Czekamy na Karolinę.
Po drodze minęliśmy "łapankę" zorganizowaną przez ZOLL-celników, którzy kontrolowali głównie swoich rodaków, czy aby za dużo papierosków nie zakupili w Polsce (zapewne w ten sposób dbają o zdrowie narodu ;))).
Wreszcie dojechaliśmy! Netto!
Krzysiek został przy rowerach, a cała reszta ruszyła do środka na zakupy. Nie będę ukrywał, że najczęściej kupowanym produktem było znakomite niemieckie piwo (Jurek kupił też na próbę czeskie).
Powiedzmy, że to jeden z głównych celów podróży - zakup piwka w Loecknitz. :)))
Obładowani piwskiem niczym wielbłądy skierowaliśmy się nad pobliskie Loecknitzer See, gdzie zaplanowałem odpoczynek i posiłek w wiacie pod tysiącletnim dębem.
Spędziliśmy tam nawet sporo czasu robiąc zdjęcia, jedząc kanapki i popijając napoje.
Dziś rano specjalnie wstałem trochę wcześniej, żeby przygotować dyplom dla Karoliny, który oficjalnie wręczyłem jej pod dębem. :)
Należał się dziewczynie, mi nie chciałoby się jechać aż 3 godziny polskimi kolejami z Koszalina do Szczecina (a potem jeszcze wracać w nocy).
Popasik w wiacie. Karolina czyta otrzymany przed chwilą ode mnie dyplom.
Krzysiek (Kris).
Basia.
Kris, a w tle Rammzes.
Po posileniu się wyjechaliśmy z lasu na drogę i skierowaliśmy się do Ramin.
Hm, no nie do końca wszyscy tam się skierowaliśmy. ;)
Znacznie wcześniej, jeszcze przed Loecknitz przeprogramowałem TC Cyborgi Jurka i Krzyśka i wyłączyłem im funkcję wariackiej jazdy na maksa na oślep! :)))
Coś musiało pójść nie tak, a może nastąpił jakiś błąd w ich oprogramowaniu - w każdym razie tak dali po pedałach widząc podjazd do zdobycia, że nie zdążyłem nawet zawołać, że skręcamy w lewo. Próbowałem zwrócić ich uwagę trąbiąc swoją trąbką. Niestety, szum olejów, płynów hydraulicznych i wentylatorów w ich wnętrzach musiał być na tyle znaczny, że nie usłyszeli. Tylko dzięki poświęceniu i pościgowi Arka udało się ich zatrzymać i zawrócić! :)))
Od tego momentu w miarę spokojnie dotoczyliśmy się przez Ramin i Grambow do Schwennenz, gdzie Karolina znalazła kolejny skarb Geocache.
Granica Schwennenz-Bobolin.
Po przekroczeniu granicy i podjechaniu pod górkę skręciliśmy w prawo na Bobolin, skąd przez Warnik dojechaliśmy do Będargowa i na Przecław.
Stamtąd pojechaliśmy ścieżką rowerową na miejsce naszego spotkania, które też było miejscem "oficjalnego" zakończenia wycieczki, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Koniec wycieczki - ponownie na Rondzie Hakena.
Grupa na Rondzie Hakena - 8,5 osoby. :)))
8,5 osoby, bo aparacik przyciął Krzyśka...choć z racji tego, że jest on nadczłowiekiem i jest liczony podwójnie, przyjmijmy, że w standardach humanoidów widoczny jest w całości! ;)))
Po cyknięciu fotek pożegnaliśmy się - ja z Krisem, Karoliną i Rammzesem ruszyliśmy w stronę Pomorzan, a reszta grupy udała się do domów jadąc Tamą Pomorzańską.
Bardzo wszystkim dziękuję, według mnie wycieczka była bardzo udana i bardzo chętnie powtórzę wyjazd w takim gronie - jeśli i Wam się podobało, to czekam na moment, kiedy kolejna osoba skrzyknie naszą grupkę na kolejny wyjazd. :)
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1456 (kcal)
Kiedy o 10:00 dojechałem na miejsce zbiórki nikogo jeszcze nie było i zacząłem się zastanawiać...jeszcze nie zdążyłem się zastanowić, nad czym się zastanawiam, kiedy zjechało 8 bikerów, czyli razem ze mą było aż 9 osób (włącznie ze mną było aż 3 Pawłów;))):
1. Misiacz (znaczy ja)
2. Basia
3. Karolina (Gąska)
4. Jurek (Jurektc)
5. Krzysiek (Kris)
6. Paweł (Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Arek
9. Paweł
Nie wszyscy rowerzyści byli z Bikestats (choć stanowiliśmy większość).
Osoby, które nie mają pod imieniem podlinkowanej swojej dowolnej stronki - proszę o adres, wtedy podlinkuję (o ile ktoś będzie chciał).
Tak z grubsza wyglądała nasza trasa:
Godzina 10:00. Zbiórka na Rondzie Hakena.
Z Ronda Hakena ruszyliśmy mocno już wyszlifowaną kołami naszych rowerów trasą na Lubieszyn, jadąc przez Będargowo i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na moment na drobne zakupy w sklepiku i ruszyliśmy dalej.
Niedługo potem przekraczaliśmy granicę w Lubieszynie. Ponieważ był to pierwszy wyjazd Karoliny do Niemiec na rowerze, zatrzymaliśmy się na obowiązkową fotkę, którą wykonał nasz "nadworny" fotograf Jurek - jeżeli zamieści, to będzie do obejrzenia na jego stronce.
Ruszyliśmy, ale nie ujechaliśmy daleko, bo za moment skręciliśmy w piękną boczną drogę na Grenzdorf, gdzie zaproponowałem postój na siusiu i małe co nieco do "wrzucenia na ruszt".
Już w Niemczech. Przerwa na siusiu i coś do zjedzenia przed Grenzdorf.
Z Grenzdorf betonową drogą dojechaliśmy do Gellin. Nie chciałem prowadzić grupy wprost do Loecknitz, a nieco opłotkami, więc z Bismark pojechaliśmy na Hohenfelde. Odcinka od Hohenfelde do Ploewen jeszcze nigdy wcześniej nie przejeżdżałem, więc trochę się zagmatwałem i nim się spostrzegłem, jechaliśmy na północ do Blankensee (nie to skrzyżowanie).
Na szczęście Krzysiek wskazał inny zjazd na Ploewen i asfalcikiem dojechaliśmy do tej miejscowości.
Zgodnie z planem Gąska miała poszukać tam swoich "skarbów" Geocache, więc zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Skarby udało się odnaleźć, więc mogliśmy ruszyć ścieżką rowerową do celu, jakim był sklep Netto w Loecknitz.
Karolina (Gąska) szuka "skarbów" Geocache GPS koło Ploewen. Znalazła! ;)
Czekamy na Karolinę.
Po drodze minęliśmy "łapankę" zorganizowaną przez ZOLL-celników, którzy kontrolowali głównie swoich rodaków, czy aby za dużo papierosków nie zakupili w Polsce (zapewne w ten sposób dbają o zdrowie narodu ;))).
Wreszcie dojechaliśmy! Netto!
Krzysiek został przy rowerach, a cała reszta ruszyła do środka na zakupy. Nie będę ukrywał, że najczęściej kupowanym produktem było znakomite niemieckie piwo (Jurek kupił też na próbę czeskie).
Powiedzmy, że to jeden z głównych celów podróży - zakup piwka w Loecknitz. :)))
Obładowani piwskiem niczym wielbłądy skierowaliśmy się nad pobliskie Loecknitzer See, gdzie zaplanowałem odpoczynek i posiłek w wiacie pod tysiącletnim dębem.
Spędziliśmy tam nawet sporo czasu robiąc zdjęcia, jedząc kanapki i popijając napoje.
Dziś rano specjalnie wstałem trochę wcześniej, żeby przygotować dyplom dla Karoliny, który oficjalnie wręczyłem jej pod dębem. :)
Należał się dziewczynie, mi nie chciałoby się jechać aż 3 godziny polskimi kolejami z Koszalina do Szczecina (a potem jeszcze wracać w nocy).
Dyplom uznania od Misiacza dla Karoliny (Gąski).© Misiacz
Popasik w wiacie. Karolina czyta otrzymany przed chwilą ode mnie dyplom.
Krzysiek (Kris).
Basia.
Kris, a w tle Rammzes.
Po posileniu się wyjechaliśmy z lasu na drogę i skierowaliśmy się do Ramin.
Hm, no nie do końca wszyscy tam się skierowaliśmy. ;)
Znacznie wcześniej, jeszcze przed Loecknitz przeprogramowałem TC Cyborgi Jurka i Krzyśka i wyłączyłem im funkcję wariackiej jazdy na maksa na oślep! :)))
Coś musiało pójść nie tak, a może nastąpił jakiś błąd w ich oprogramowaniu - w każdym razie tak dali po pedałach widząc podjazd do zdobycia, że nie zdążyłem nawet zawołać, że skręcamy w lewo. Próbowałem zwrócić ich uwagę trąbiąc swoją trąbką. Niestety, szum olejów, płynów hydraulicznych i wentylatorów w ich wnętrzach musiał być na tyle znaczny, że nie usłyszeli. Tylko dzięki poświęceniu i pościgowi Arka udało się ich zatrzymać i zawrócić! :)))
Od tego momentu w miarę spokojnie dotoczyliśmy się przez Ramin i Grambow do Schwennenz, gdzie Karolina znalazła kolejny skarb Geocache.
Granica Schwennenz-Bobolin.
Po przekroczeniu granicy i podjechaniu pod górkę skręciliśmy w prawo na Bobolin, skąd przez Warnik dojechaliśmy do Będargowa i na Przecław.
Stamtąd pojechaliśmy ścieżką rowerową na miejsce naszego spotkania, które też było miejscem "oficjalnego" zakończenia wycieczki, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Koniec wycieczki - ponownie na Rondzie Hakena.
Grupa na Rondzie Hakena - 8,5 osoby. :)))
8,5 osoby, bo aparacik przyciął Krzyśka...choć z racji tego, że jest on nadczłowiekiem i jest liczony podwójnie, przyjmijmy, że w standardach humanoidów widoczny jest w całości! ;)))
Po cyknięciu fotek pożegnaliśmy się - ja z Krisem, Karoliną i Rammzesem ruszyliśmy w stronę Pomorzan, a reszta grupy udała się do domów jadąc Tamą Pomorzańską.
Bardzo wszystkim dziękuję, według mnie wycieczka była bardzo udana i bardzo chętnie powtórzę wyjazd w takim gronie - jeśli i Wam się podobało, to czekam na moment, kiedy kolejna osoba skrzyknie naszą grupkę na kolejny wyjazd. :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
71.48 km (6.00 km teren), czas: 03:41 h, avg:19.41 km/h,
prędkość maks: 47.00 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1456 (kcal)
Zaduszkowe dawanie czadu z Klubem...
Niedziela, 7 listopada 2010 | dodano: 07.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Oj, daliśmy dziś czadu z TC Cyborgiem Jurkiem, daliśmy. Nie pamiętam już, kiedy taką średnią wykręciliśmy i tak oszałamiający dystans. :)))
A na poważnie przy tak niepoważnych osiągach: dzień z założenia miał być luzacki, ponieważ zaplanowałem przejazd zaduszkowy z moim ex-klubem turystyki rowerowej "Jantarowe Szlaki" (ex oznacza, że już się nie udzielam, nie płacę składek, nie chodzę na zebrania, a sympatyzuję jedynie). To miało być połączone spotkanie, bo w tym samym miejscu umówiłem się z Jurkiem. O godzinie 10:00 spotkaliśmy się wszyscy przed bramą główną Cmentarza Centralnego.
Tu niespodzianka! Okazało się, że Jurek zna dużą część klubowiczów, ponieważ przez lata pracowali razem w Stoczni "Gryfia", więc jego twierdzenia, że czuje się lekko wyobcowany uważam za znacznie przesadzone!!! :)))
Pojechaliśmy wspólnie na groby naszych kolegów z klubu. Ponieważ Jurka rodzice leżą obok, więc i tam zawitaliśmy we dwóch.
Kiedy wróciliśmy, okazało się, że grupa już odjechała na kolejne groby. Bądź tu mądry i znajdź ich na trzecim co do wielkości cmentarzu Europy...no, ale od czego są komórki?
Daleko nie ujechaliśmy, ponieważ Jurek złapał gumę. Na szczęście chłop jest dobrze przygotowany, ma narzędzia, łatki...Szybko zdjął koło i migiem zakleił dętkę.
A teraz pytanie - dlaczego Jurek prowadzi naprawiony rower na tylnym kole i co poszło nie tak? :)))
Odpowiedź: Jurek miał wszystko...oprócz pompki! :)
Moja nie pasowała, inny wentyl.
Na szczęście stacja BP nie była daleko, a czymże są 2-3 km marszu z rowerem "we wzwodzie" i z gumką na ramieniu? :)))
Po napompowaniu koła nie mieliśmy już zbyt daleko na naszą rodzinną działeczkę, gdzie tata z Bożenką zorganizowali zakończenie spotkania przy ognisku i gorącym barszczu (byli i tacy, którzy woleli napoje chłodzące).
Wkrótce na działeczkę dotarła też moja mała ulubienica, a jednocześnie bratanica i młoda członkini Bikestats: Krysia zwana tu Krysiorkiem.
To zdjęcie wykonane Krysiorkowi przez Jurka:
Jako, że nie zabrałem żadnej kiełbaski, a Jurek to chłopisko zacne i poczciwe, więc prawie sobie odjął od ust i dał mi połowę swojego zapasu.
Zdjęcia wykonane przez Jurka:
Tu na zdjęciu jest Jurek, bo to akurat ja cyknąłem, tyle, że jego aparatem. ;)
Ponieważ czuliśmy jeszcze lekki niedosyt, postanowiliśmy turystycznym tempem potoczyć się przez miasto, a potem przez Las Arkoński nad jezioro Głębokie.
Po drodze natknęliśmy się na ukrzyżowanego na drzewku misia, któremu ktoś na osłodę wetknął butelkę piwa.
Jako Misiacz czuję się takim potraktowaniem pluszaka nieco zniesmaczony. ;)
Jechało się naprawdę relaksacyjnie, a w głowach snuły nam się pomysły na wyjazdy kilkudniowe. Najbliższy z możliwych w tym sezonie - weekendowo do Hani do Brenia w Drawieńskim Parku Narodowym.
Dobrze byłoby jeszcze o tym powiadomić samą Hanię! ;)
Przyszły rok? Dzięki kondycji TC Cyborgów możliwy jest nawet wyskok na Rugię z jednym tylko miejscem noclegowym, w sumie wyjazd na 3 dni.
Plany Jurka? Wyskok do Karpacza połączony z wjazdem na Śnieżkę! Ponadto, trasa na Hel (pod hasłem "Go to Hell!").
No dobra...każdemu wolno pomarzyć, a jutro poniedziałek i ...do roboty! ;)))
...
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 707 (kcal)
A na poważnie przy tak niepoważnych osiągach: dzień z założenia miał być luzacki, ponieważ zaplanowałem przejazd zaduszkowy z moim ex-klubem turystyki rowerowej "Jantarowe Szlaki" (ex oznacza, że już się nie udzielam, nie płacę składek, nie chodzę na zebrania, a sympatyzuję jedynie). To miało być połączone spotkanie, bo w tym samym miejscu umówiłem się z Jurkiem. O godzinie 10:00 spotkaliśmy się wszyscy przed bramą główną Cmentarza Centralnego.
Przed Bramą Główną Cmentarza Centralnego.© Misiacz
Tu niespodzianka! Okazało się, że Jurek zna dużą część klubowiczów, ponieważ przez lata pracowali razem w Stoczni "Gryfia", więc jego twierdzenia, że czuje się lekko wyobcowany uważam za znacznie przesadzone!!! :)))
Pojechaliśmy wspólnie na groby naszych kolegów z klubu. Ponieważ Jurka rodzice leżą obok, więc i tam zawitaliśmy we dwóch.
Klub "Jantarowe Szlaki" na Centralnym.© Misiacz
Kiedy wróciliśmy, okazało się, że grupa już odjechała na kolejne groby. Bądź tu mądry i znajdź ich na trzecim co do wielkości cmentarzu Europy...no, ale od czego są komórki?
Daleko nie ujechaliśmy, ponieważ Jurek złapał gumę. Na szczęście chłop jest dobrze przygotowany, ma narzędzia, łatki...Szybko zdjął koło i migiem zakleił dętkę.
A teraz pytanie - dlaczego Jurek prowadzi naprawiony rower na tylnym kole i co poszło nie tak? :)))
Jurek w akcji "Rower Pionowy" ;)© Misiacz
Odpowiedź: Jurek miał wszystko...oprócz pompki! :)
Moja nie pasowała, inny wentyl.
Na szczęście stacja BP nie była daleko, a czymże są 2-3 km marszu z rowerem "we wzwodzie" i z gumką na ramieniu? :)))
Po napompowaniu koła nie mieliśmy już zbyt daleko na naszą rodzinną działeczkę, gdzie tata z Bożenką zorganizowali zakończenie spotkania przy ognisku i gorącym barszczu (byli i tacy, którzy woleli napoje chłodzące).
Wkrótce na działeczkę dotarła też moja mała ulubienica, a jednocześnie bratanica i młoda członkini Bikestats: Krysia zwana tu Krysiorkiem.
To zdjęcie wykonane Krysiorkowi przez Jurka:
Jako, że nie zabrałem żadnej kiełbaski, a Jurek to chłopisko zacne i poczciwe, więc prawie sobie odjął od ust i dał mi połowę swojego zapasu.
Zdjęcia wykonane przez Jurka:
Tu na zdjęciu jest Jurek, bo to akurat ja cyknąłem, tyle, że jego aparatem. ;)
Ponieważ czuliśmy jeszcze lekki niedosyt, postanowiliśmy turystycznym tempem potoczyć się przez miasto, a potem przez Las Arkoński nad jezioro Głębokie.
Po drodze natknęliśmy się na ukrzyżowanego na drzewku misia, któremu ktoś na osłodę wetknął butelkę piwa.
Jako Misiacz czuję się takim potraktowaniem pluszaka nieco zniesmaczony. ;)
Ukrzyżowany pluszak. :(((© Misiacz
Jechało się naprawdę relaksacyjnie, a w głowach snuły nam się pomysły na wyjazdy kilkudniowe. Najbliższy z możliwych w tym sezonie - weekendowo do Hani do Brenia w Drawieńskim Parku Narodowym.
Dobrze byłoby jeszcze o tym powiadomić samą Hanię! ;)
Przyszły rok? Dzięki kondycji TC Cyborgów możliwy jest nawet wyskok na Rugię z jednym tylko miejscem noclegowym, w sumie wyjazd na 3 dni.
Plany Jurka? Wyskok do Karpacza połączony z wjazdem na Śnieżkę! Ponadto, trasa na Hel (pod hasłem "Go to Hell!").
No dobra...każdemu wolno pomarzyć, a jutro poniedziałek i ...do roboty! ;)))
...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
34.39 km (8.00 km teren), czas: 01:56 h, avg:17.79 km/h,
prędkość maks: 34.00 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 707 (kcal)
Altwarp: czy to była wycieczka czy trening? :)))
Sobota, 30 października 2010 | dodano: 30.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Opis trasy do Altwarp (Niemcy). TC Cyborgi dały czadu dziś :))) Powiem tyle, że od Szczecina aż do Lueckow mieliśmy ŚREDNIĄ PRĘDKOŚĆ 26,1 km/h...czyli przelotowa często od 30-37 km/h!!! Cyborgi!!! Ja oczywiście niewinny! :)))
No dobrze, ale po kolei...
Pytanie: kto normalny nastawia budzik na 6:30 rano w weekend, kiedy można się uczciwie wyspać i idzie po ciemku do garażu po rower? Odpowiedź: Misiacz z zaawansowaną CYKLOZĄ, który zamierza spotkać 2 innych "cyklotyków".
O 8:00 spotkaliśmy się na al. Wojska Polskiego, dokąd miał dojechać jeszcze niejaki "młody", o rzekomo turystycznej kondycji, co dawało nadzieję na spokojną jazdę. Nadzieja szybko się ulotniła, kiedy okazało się, że tzw. "młody" nie przyjedzie.
Do Blankensee dotarliśmy w godzinę. Z tego odcinka pamiętam kilka atrakcji: widok mojej przedniej opony, tylnej opony Jurka lub Krzyśka i mój licznik! :)))
Po krótkim postoju w wiacie w Blankensee (chłopaki wskakiwali na siodełka, gdy tylko zbliżałem się do roweru po cokolwiek, co chciałem wyjąć z sakwy, potem musieli zsiadać ;)))) ruszyliśmy w kierunku Gruenhof.
W Jurku walczyły dwie sprzeczności: Cyborga (gnać?!) i fotografika (może warto się zatrzymać i utrwalić piękny widok?). Pomogłem chłopakowi rozwiązać dylemat i zarządziłem postój na fotki! :)))
Dalej mknęliśmy piękną ścieżką rowerową do Hintersee, skąd przez Gegensee dojechaliśmy do Ahlbeck. Kiedy skręciliśmy na Lueckow, nie mogłem uwierzyć wskazaniom licznika: średnia 26 km/h. Dalej ciągnąc 30 km/h wpadliśmy wręcz do Lueckow.
Dobrze, że w kilku miejscach wrzasnąłem "halt", to dali po hamulcach i coś obejrzeliśmy...
Tu zauważyłem ciekawy kościół szachulcowy, który na dodatek był otwarty, co się rzadko zdarza.
Kościół był ciekawy...
W środku znajdowała się wystawa rzeźb, ta musiała wymagać niemało pracy, ponieważ wykonana jest z jednego kawałka drewna.
Przed krzywym kościołem w Lueckow...
Nie, nie jest to żadna atrakcja turystyczna, to Misiacz tak krzywo aparat na sakwie ustawił. ;)))
...a obok...obelisk ku czci i pamięci...
Z Lueckow skierowaliśmy się na Vogelsang-Varsin, skąd skręciliśmy na Altwarp. Miłym zaskoczeniem jest to, że zbudowano tam właśnie nowiutką asfaltową ścieżkę aż do samego Altwarp i nie trzeba już jechać szosą!
Dobrze, że się Niemiaszkom chciało, bo trasa nie jest specjalnie uczęszczana, ale my to zmienimy! ;)))
Zaraz przy wjeździe stoi urocza pomorska chatka, wyglądająca niczym domek krasnala.
Jej historia jest opisana po niemiecku i po polsku.
Od razu skierowaliśmy się do portu, w końcu trzeba było coś konkretnego zjeść.
Port, za czasów kiedy Polska nie była w UE, tętnił życiem, ponieważ między Altwarp a Nowym Warpnem kursował prom, gdzie w sklepie wolnocłowym rodacy zaopatrywali się w hektolitry taniego alkoholu.
Dziś port jest rzekłbym kameralny, a do niedawna jeszcze pływający prom niszczeje i pokrywa się glonami i odchodami mew.
Obecnie jest to raczej port rybacki.
Z Altwarp wróciliśmy tą samą ścieżką do Vogelsang-Warsin, jednak tym razem pojechaliśmy za drogowskazem "Oder-Neisse Radweg"
Wkrótce skończył się asfalt i zaczęła piękna droga przez las. Nie wiem, czy mam dobre wrażenie, ale Cyborgom zaczynają się chyba podobać takie odcinki! ;)))
Po dojechaniu do Rieth skierowaliśmy się dawną trasą kolei wąskotorowej do Hintersee. Jechało się naprawdę fajnie i turystycznie, naszą średnią zbijaliśmy tu tempem 18-20 km/h. ;) Potem jednak minęliśmy Hintersee, przekroczyliśmy granicę w Dobieszczynie i ...
...i zaczęło się. Oprogramowanie na twardych dyskach Jurka i Krzyśka ma tu opcję "Wykonaj program Trasa Dobieszczyn-Tanowo, tryb: gnać do zarzygania". ;)
Tym razem nie było inaczej, wrzucili 30 km/h i się zaczęło. Jako niepełny cyborg dawałem radę "jedynie" 28 km/h, które to "zbyt niskie" tempo ich procesory akceptowały z dużą trudnością, ale jakoś się udało.
Dalej już nic specjalnego, Tanowo, Głębokie, Jasne Błonia i ...do następnego razu!
Lubię zaczynać jazdę z moimi TC Cyborgami, ale kończyć to nie znoszę, bo im zupełna korba odbija i mnie wykańczają drąc ponad 30 km/h przez te ostatnie 20 km trasy. ;)))
NO I WTEDY... mi się to z nimi kojarzy:
:)))
Jeśli chce ktoś zobaczyć lepsze zdjęcia z tego wyjazdu, zapraszam na stronę JURKA.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2962 (kcal)
No dobrze, ale po kolei...
Pytanie: kto normalny nastawia budzik na 6:30 rano w weekend, kiedy można się uczciwie wyspać i idzie po ciemku do garażu po rower? Odpowiedź: Misiacz z zaawansowaną CYKLOZĄ, który zamierza spotkać 2 innych "cyklotyków".
O 8:00 spotkaliśmy się na al. Wojska Polskiego, dokąd miał dojechać jeszcze niejaki "młody", o rzekomo turystycznej kondycji, co dawało nadzieję na spokojną jazdę. Nadzieja szybko się ulotniła, kiedy okazało się, że tzw. "młody" nie przyjedzie.
Spotkanie przez "Rajskim Ogrodem"© Misiacz
Do Blankensee dotarliśmy w godzinę. Z tego odcinka pamiętam kilka atrakcji: widok mojej przedniej opony, tylnej opony Jurka lub Krzyśka i mój licznik! :)))
Po krótkim postoju w wiacie w Blankensee (chłopaki wskakiwali na siodełka, gdy tylko zbliżałem się do roweru po cokolwiek, co chciałem wyjąć z sakwy, potem musieli zsiadać ;)))) ruszyliśmy w kierunku Gruenhof.
W Jurku walczyły dwie sprzeczności: Cyborga (gnać?!) i fotografika (może warto się zatrzymać i utrwalić piękny widok?). Pomogłem chłopakowi rozwiązać dylemat i zarządziłem postój na fotki! :)))
Między Pampow a Gruenhof.© Misiacz
Dalej mknęliśmy piękną ścieżką rowerową do Hintersee, skąd przez Gegensee dojechaliśmy do Ahlbeck. Kiedy skręciliśmy na Lueckow, nie mogłem uwierzyć wskazaniom licznika: średnia 26 km/h. Dalej ciągnąc 30 km/h wpadliśmy wręcz do Lueckow.
Dobrze, że w kilku miejscach wrzasnąłem "halt", to dali po hamulcach i coś obejrzeliśmy...
Tu zauważyłem ciekawy kościół szachulcowy, który na dodatek był otwarty, co się rzadko zdarza.
Kościół był ciekawy...
Wnętrze kościoła w Lueckow.© Misiacz
W środku znajdowała się wystawa rzeźb, ta musiała wymagać niemało pracy, ponieważ wykonana jest z jednego kawałka drewna.
Rzeżba z jednego kawałka drewna!© Misiacz
Przed krzywym kościołem w Lueckow...
Nie, nie jest to żadna atrakcja turystyczna, to Misiacz tak krzywo aparat na sakwie ustawił. ;)))
Przed krzywym kościołem w Lueckow :)))© Misiacz
...a obok...obelisk ku czci i pamięci...
Obelisk w Lueckow, ku czci "bohaterów", po hełmie widać jakich...© Misiacz
Z Lueckow skierowaliśmy się na Vogelsang-Varsin, skąd skręciliśmy na Altwarp. Miłym zaskoczeniem jest to, że zbudowano tam właśnie nowiutką asfaltową ścieżkę aż do samego Altwarp i nie trzeba już jechać szosą!
Dobrze, że się Niemiaszkom chciało, bo trasa nie jest specjalnie uczęszczana, ale my to zmienimy! ;)))
Wjazd do Altwarp© Misiacz
Zaraz przy wjeździe stoi urocza pomorska chatka, wyglądająca niczym domek krasnala.
Pomorska chatka w Altwarp.© Misiacz
Jej historia jest opisana po niemiecku i po polsku.
Historia chatki w Altwarp.© Misiacz
Od razu skierowaliśmy się do portu, w końcu trzeba było coś konkretnego zjeść.
Port, za czasów kiedy Polska nie była w UE, tętnił życiem, ponieważ między Altwarp a Nowym Warpnem kursował prom, gdzie w sklepie wolnocłowym rodacy zaopatrywali się w hektolitry taniego alkoholu.
Misiacz w porcie Altwarp.© Misiacz
Dziś port jest rzekłbym kameralny, a do niedawna jeszcze pływający prom niszczeje i pokrywa się glonami i odchodami mew.
Obecnie jest to raczej port rybacki.
Kuter w porcie Altwarp.© Misiacz
Z Altwarp wróciliśmy tą samą ścieżką do Vogelsang-Warsin, jednak tym razem pojechaliśmy za drogowskazem "Oder-Neisse Radweg"
Nowowybudowana ścieżka Vogelsang-Altwarp....nie z kostki, jak u nas!© Misiacz
Wkrótce skończył się asfalt i zaczęła piękna droga przez las. Nie wiem, czy mam dobre wrażenie, ale Cyborgom zaczynają się chyba podobać takie odcinki! ;)))
Leśny odcinek trasy Oder-Neisse Radweg.© Misiacz
Po dojechaniu do Rieth skierowaliśmy się dawną trasą kolei wąskotorowej do Hintersee. Jechało się naprawdę fajnie i turystycznie, naszą średnią zbijaliśmy tu tempem 18-20 km/h. ;) Potem jednak minęliśmy Hintersee, przekroczyliśmy granicę w Dobieszczynie i ...
Trasa Rieth - Hintersee, dawny szlak kolei wąskotorowej, obecnie rowerowy!© Misiacz
...i zaczęło się. Oprogramowanie na twardych dyskach Jurka i Krzyśka ma tu opcję "Wykonaj program Trasa Dobieszczyn-Tanowo, tryb: gnać do zarzygania". ;)
Tym razem nie było inaczej, wrzucili 30 km/h i się zaczęło. Jako niepełny cyborg dawałem radę "jedynie" 28 km/h, które to "zbyt niskie" tempo ich procesory akceptowały z dużą trudnością, ale jakoś się udało.
Dalej już nic specjalnego, Tanowo, Głębokie, Jasne Błonia i ...do następnego razu!
Lubię zaczynać jazdę z moimi TC Cyborgami, ale kończyć to nie znoszę, bo im zupełna korba odbija i mnie wykańczają drąc ponad 30 km/h przez te ostatnie 20 km trasy. ;)))
NO I WTEDY... mi się to z nimi kojarzy:
:)))
Jeśli chce ktoś zobaczyć lepsze zdjęcia z tego wyjazdu, zapraszam na stronę JURKA.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
131.64 km (30.00 km teren), czas: 05:38 h, avg:23.37 km/h,
prędkość maks: 52.80 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2962 (kcal)
Ponad 4000 km! Dziś 161 km do Ueckermunde z TC Cyborgami.
Niedziela, 17 października 2010 | dodano: 17.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Do tej wycieczki przymierzaliśmy się wielokrotnie, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. Dziś jednak się udało i cały TC Team spotkał się o 8:00. Nie było za ciepło, bo około 5 st. C. Ruszyliśmy tradycyjnie przez Rondo Hakena i dalej przez Warzymice, Stobno i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na zakupy, bo Jurek nie wziął z domu żadnych słodyczy.
Jako, że byłem prowodyrem tej wycieczki, postanowiłem pokazać chłopakom nowe dla nich przejście do Niemiec polną drogą z Kościna.
Po cyknięciu fotki chwilę pojechaliśmy brukiem do drogi głównej biegnącej przez Neu Grambow. Jest ona wyłożona drobną kostką brukową, ale to się zmieni, bo obecnie jest ona w remoncie. Wiedzie do granicy, ale my tam nie dojeżdżaliśmy. Chcieliśmy dostać się do Bismarck, ale nie jechać główną drogą, więc koło wiaty turystycznej skręciliśmy w lewo na Grenzdorf, skąd doskonałą i równiutką drogą z płyt dojechaliśmy przez Gellin do Bismarck.
Przy Hohenfelde skręciliśmy w lewo na Ploewen, a stamtąd przez Boock, Koblenz i Krugsdorf dojechaliśmy na rynek w Pasewalku.
Wtedy to szczególnie wyróżnił się wygłodniały Jurek, który przez ostatnie kilometry gnał na zaplanowany kebab u Turka niczym wygłodniały wilk. My oczywiście gnaliśmy za Jurkiem:)))
I oto jest nasz cel!
Cel okazał się zamknięty i jedyne co mogliśmy zrobić, to pocałować klamkę, z czego zrezygnowaliśmy, bo to niehigieniczne. :)))
Zastanawiało nas dlaczego "kebabownia" jest dziś nieczynna, skoro podano późniejsze daty, kiedy to przybytek ten jest "geschlossen"
Pozostało nam wrąbanie bułek, które wieźliśmy w sakwach. Pozostała nadzieja, że w Torgelow znajdziemy jakiegoś Turka. :)))
Do Torgelow jechaliśmy drogą na Anklam przez Bellin i Jatznick, wzdłuż której aż do przejazdu kolejowego biegnie znakomita ścieżka rowerowa. Na szczęście za przejazdem należy skręcić w prawo, aby dojechać do Torgelow. Droga jest nawet interesująca i wiedzie przez wioskę o nazwie Hammer. :)
W Torgelow nie wytropiliśmy żadnego Turka, więc powiodłem chłopaków w stronę skansenu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek.
To starosłowiańska (rzekomo) łódź.
Widok z mostku na rzeczkę Uecker (po słowiańsku Wkra).
Na mostku.
Widok z mostku na kościół w Torgelow.
Rzut oka na skansen.
Ponieważ poszukiwania kebabu skończyły się fiaskiem, ruszyliśmy dalej penetrować Niemcy. Trzeba mieć samozaparcie, żeby robić to w promieniu 50 km od Pasewalku. :)))
Tak na poważnie, to planowałem trasę przez Ueckermunde i tam właśnie pojechaliśmy.
Ledwie wjechaliśmy, a ja krzyczę: "Stójcie!".
Cyborgi jak to cyborgi, z wycieczek najczęściej pamiętają szybko obracającą się przednią oponę i zwiększający się Vmax na liczniku, ale jakoś udało mi się ich cofnąć - znalazłem otwartą "kebabownię"!!! :)))
Kebab okazał się przepyszny, porcje przeogromne, mięcha w środku tyle, że starczyłoby aż na trzy w Polsce, a cena niższa niż w Pasewalku. Smak też lepszy.
Ja zamówiłem rollo-kebab, ale nie spodziewałem się, że będzie długości zwiniętego dywanu - ledwie zjadłem połowę i pękałem. Zapakowałem resztę i postanowiłem zawieźć Basi do Szczecina, toż to raptem 60 km. :)
Aby spalić trochę tych kalorii, postanowiłem ujeździć dziką świnię pętającą się po Schweinmarkt. :))) Mała stanęła w obronie matki przed Misiaczem!
Ueckermunde to urocze miasteczko, które chciałem pokazać chłopakom. Tu kilka zdjęć.
Krzysiek schwytany!
Uliczka.
Zdjęcie zrobione przez Jurka - to stylizowane na okręt wojenny wejście do ratusza.
Stary drewniany most zwodzony.
Misiacz żywy i misiacz drewniany przy ścieżce na plażę.
Plaża nad Zalewem Szczecińskim, tudzież Stettinerhaff.
Z Uekcermunde pojechaliśmy do Vogelsang, jako że zaplanowałem kolejną atrakcję - jazdę odcinkiem "Oder-Neisse Radweg" przez las drogą szutrową. Chłopaki znów szaleli na asfaltowej dojazdówce i ciągnęli 30 km/h. Nie lubią oni szutrów, ale jeżdżą na góralach z wielkimi terenowymi balonami, czego pojąć nie mogę, bo kochają asfalt. Podobno z grubą oponą rowerek lepiej wygląda. Strach pomyśleć, jak by pędzili, gdyby mieli szosowe opony!
Przed Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Jez. Nowowarpieńskim stanowiącym część Zalewu Szczecińskiego. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok.
Z Reith poprowadziłem grupę przez lasy trasą dawnej przedwojennej kolejki wąskotorowej, gdzie obecnie biegnie szutrowa droga rowerowa, zachowano jednak dawne kolejowe oznaczenia. Trasa wiedzie przez Ludwigshof do Hintersee.
Od tego momentu trasa jest nam wszystkim dobrze znana.
Tam chłopaki dostali znów korby i gnali 30 km/h, z trudem ich zatrzymałem, żeby im pokazać Krzyż Barnima.
Zerknęli ledwie i wskoczyli na siodełka. Wjechaliśmy za moment do Polski w okolicach Dobieszczyna i od tego momentu znów zaczęła się ostra "korba" - non-stop 30 km/h aż do Tanowa!!! Skąd oni czerpią siły?????????????????!!!
Za Tanowem "zwolniliśmy" do 28 km/h, no bo przecież ja cyborgiem pełnoprawnym jeszcze nie jestem.
Stamtąd przez Pilchowo dojechaliśmy do Szczecina, gdzie przejechaliśmy przez Las Arkoński i Park Kasprowicza na Jasne Błonia, gdzie pożegnaliśmy Jurka, a ja za chwilę pożegnałem Krzyśka.
Krzysiek podsumował naszą wyprawę w sposób następujący:
- Naszej wycieczki nie można zaliczyć do udanych.
Pytam więc:
- Dlaczego?
- Ano dlatego, że dziś Jurek nie wywalił się ani razu!!! :)))
Dla niewtajemniczonych: Jurek prawie ma tradycję, żeby przynajmniej raz dziennie "zaliczyć glebę" :)))
P.S. Dziś przekroczyłem 4.000 km w tym roku na Bikestats.
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3664 (kcal)
W Dołujach zatrzymaliśmy się na zakupy, bo Jurek nie wziął z domu żadnych słodyczy.
Jako, że byłem prowodyrem tej wycieczki, postanowiłem pokazać chłopakom nowe dla nich przejście do Niemiec polną drogą z Kościna.
Po cyknięciu fotki chwilę pojechaliśmy brukiem do drogi głównej biegnącej przez Neu Grambow. Jest ona wyłożona drobną kostką brukową, ale to się zmieni, bo obecnie jest ona w remoncie. Wiedzie do granicy, ale my tam nie dojeżdżaliśmy. Chcieliśmy dostać się do Bismarck, ale nie jechać główną drogą, więc koło wiaty turystycznej skręciliśmy w lewo na Grenzdorf, skąd doskonałą i równiutką drogą z płyt dojechaliśmy przez Gellin do Bismarck.
Przy Hohenfelde skręciliśmy w lewo na Ploewen, a stamtąd przez Boock, Koblenz i Krugsdorf dojechaliśmy na rynek w Pasewalku.
Wtedy to szczególnie wyróżnił się wygłodniały Jurek, który przez ostatnie kilometry gnał na zaplanowany kebab u Turka niczym wygłodniały wilk. My oczywiście gnaliśmy za Jurkiem:)))
I oto jest nasz cel!
Cel okazał się zamknięty i jedyne co mogliśmy zrobić, to pocałować klamkę, z czego zrezygnowaliśmy, bo to niehigieniczne. :)))
Zastanawiało nas dlaczego "kebabownia" jest dziś nieczynna, skoro podano późniejsze daty, kiedy to przybytek ten jest "geschlossen"
Pozostało nam wrąbanie bułek, które wieźliśmy w sakwach. Pozostała nadzieja, że w Torgelow znajdziemy jakiegoś Turka. :)))
Do Torgelow jechaliśmy drogą na Anklam przez Bellin i Jatznick, wzdłuż której aż do przejazdu kolejowego biegnie znakomita ścieżka rowerowa. Na szczęście za przejazdem należy skręcić w prawo, aby dojechać do Torgelow. Droga jest nawet interesująca i wiedzie przez wioskę o nazwie Hammer. :)
W Torgelow nie wytropiliśmy żadnego Turka, więc powiodłem chłopaków w stronę skansenu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek.
To starosłowiańska (rzekomo) łódź.
Widok z mostku na rzeczkę Uecker (po słowiańsku Wkra).
Na mostku.
Widok z mostku na kościół w Torgelow.
Rzut oka na skansen.
Ponieważ poszukiwania kebabu skończyły się fiaskiem, ruszyliśmy dalej penetrować Niemcy. Trzeba mieć samozaparcie, żeby robić to w promieniu 50 km od Pasewalku. :)))
Tak na poważnie, to planowałem trasę przez Ueckermunde i tam właśnie pojechaliśmy.
Ledwie wjechaliśmy, a ja krzyczę: "Stójcie!".
Cyborgi jak to cyborgi, z wycieczek najczęściej pamiętają szybko obracającą się przednią oponę i zwiększający się Vmax na liczniku, ale jakoś udało mi się ich cofnąć - znalazłem otwartą "kebabownię"!!! :)))
Kebab okazał się przepyszny, porcje przeogromne, mięcha w środku tyle, że starczyłoby aż na trzy w Polsce, a cena niższa niż w Pasewalku. Smak też lepszy.
Ja zamówiłem rollo-kebab, ale nie spodziewałem się, że będzie długości zwiniętego dywanu - ledwie zjadłem połowę i pękałem. Zapakowałem resztę i postanowiłem zawieźć Basi do Szczecina, toż to raptem 60 km. :)
Aby spalić trochę tych kalorii, postanowiłem ujeździć dziką świnię pętającą się po Schweinmarkt. :))) Mała stanęła w obronie matki przed Misiaczem!
Ueckermunde to urocze miasteczko, które chciałem pokazać chłopakom. Tu kilka zdjęć.
Krzysiek schwytany!
Uliczka.
Zdjęcie zrobione przez Jurka - to stylizowane na okręt wojenny wejście do ratusza.
Stary drewniany most zwodzony.
Misiacz żywy i misiacz drewniany przy ścieżce na plażę.
Plaża nad Zalewem Szczecińskim, tudzież Stettinerhaff.
Z Uekcermunde pojechaliśmy do Vogelsang, jako że zaplanowałem kolejną atrakcję - jazdę odcinkiem "Oder-Neisse Radweg" przez las drogą szutrową. Chłopaki znów szaleli na asfaltowej dojazdówce i ciągnęli 30 km/h. Nie lubią oni szutrów, ale jeżdżą na góralach z wielkimi terenowymi balonami, czego pojąć nie mogę, bo kochają asfalt. Podobno z grubą oponą rowerek lepiej wygląda. Strach pomyśleć, jak by pędzili, gdyby mieli szosowe opony!
Przed Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Jez. Nowowarpieńskim stanowiącym część Zalewu Szczecińskiego. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok.
Z Reith poprowadziłem grupę przez lasy trasą dawnej przedwojennej kolejki wąskotorowej, gdzie obecnie biegnie szutrowa droga rowerowa, zachowano jednak dawne kolejowe oznaczenia. Trasa wiedzie przez Ludwigshof do Hintersee.
Od tego momentu trasa jest nam wszystkim dobrze znana.
Tam chłopaki dostali znów korby i gnali 30 km/h, z trudem ich zatrzymałem, żeby im pokazać Krzyż Barnima.
Zerknęli ledwie i wskoczyli na siodełka. Wjechaliśmy za moment do Polski w okolicach Dobieszczyna i od tego momentu znów zaczęła się ostra "korba" - non-stop 30 km/h aż do Tanowa!!! Skąd oni czerpią siły?????????????????!!!
Za Tanowem "zwolniliśmy" do 28 km/h, no bo przecież ja cyborgiem pełnoprawnym jeszcze nie jestem.
Stamtąd przez Pilchowo dojechaliśmy do Szczecina, gdzie przejechaliśmy przez Las Arkoński i Park Kasprowicza na Jasne Błonia, gdzie pożegnaliśmy Jurka, a ja za chwilę pożegnałem Krzyśka.
Krzysiek podsumował naszą wyprawę w sposób następujący:
- Naszej wycieczki nie można zaliczyć do udanych.
Pytam więc:
- Dlaczego?
- Ano dlatego, że dziś Jurek nie wywalił się ani razu!!! :)))
Dla niewtajemniczonych: Jurek prawie ma tradycję, żeby przynajmniej raz dziennie "zaliczyć glebę" :)))
P.S. Dziś przekroczyłem 4.000 km w tym roku na Bikestats.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
161.20 km (32.00 km teren), czas: 06:50 h, avg:23.59 km/h,
prędkość maks: 43.70 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3664 (kcal)
Wreszcie z TC-Cyborgami w Pasewalku - ostra jazda!
Niedziela, 10 października 2010 | dodano: 08.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Wreszcie się udało wyjechać z maszynami z TC do Niemiec! Ponieważ Jurek wybierał się z rodzinką na godz. 17:00 do cyrku, musieliśmy wyjechać wcześnie rano. Nieco się obawiałem, ponieważ: a) wczoraj byłem na urodzinach i wiadomo, co się z tym wiąże, b) Jurek i Krzysiek to dwa rowerowe cyborgi, które są trudne do zajeżdżenia, bo żywią się śrubami, popijają elektrolitem i dezynfekują się w promieniach X :)))
Ruszyliśmy o godz. 8:10 i skierowaliśmy się na Warzymice, Będargowo i Stobno. Tu nastąpiła mała konsternacja, bo TO JA zacząłem zachowywać się jak cyborg...no, pół-cyborg i dusiłem tempo ok. 30 km/h i niespecjalnie potrzebowałem zmian. Nadal uważam, że to zasługa naturalnego izotonika z wody, miodu i soli, którą nazwałem na cześć tego, który mi pomysł podsunął SHRINK-DRINK. Mam nadzieję, że chłopaki tego nie łykną, bo moje szanse spadną do zera.
Gnając tak minęliśmy Lubieszyn, Dobrą, Buk i zaraz przekroczyliśmy granicę w Blankensee. Tam zrobiliśmy pierwszą przerwę po 25 km i okazało się, że średnia wyszła nam blisko 25 km/h!
Pierwszy postój - Blankensee.© Misiacz
Z Blankensee pognaliśmy do Mewegen, stamtąd do Rothenklempenow, (z krótką przerwą na foto koło Breitenstein).
Pędzę na Shrink-Drinku! (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Minęliśmy Koblentz i zatrzymaliśmy się dopiero na konkretniejszą przerwę foto w Krugsdorf, gdzie najpierw skręciliśmy nad jeziorko, a potem pojechaliśmy pod pałac, czyli Schloss Krugsdorf.
Krzysiek w międzyczasie musiał wyjarać cygaro...z czekolady :)))
Nad jeziorem w Krugsdorf.© Misiacz
Przed Pałacem Krugsdorf.© Misiacz
Widok na Pałac Krugsdorf od strony wschodniej.© Misiacz
Po sesji fotograficznej, cały czas dając ostro po pedałach przemknęliśmy przez Friedberg i wpadliśmy do Pasewalku jeszcze przed godziną 11:00! Naprawdę tempo było solidne, średnia wtedy wzrosła do 25,4 km/h!
Tu zaczął szaleć Jurek ze swoim aparatem, a przyznam że jest artystą i potrafi robić niesamowite zdjęcia, które wymagają sporo umiejętności.
Krzysiek i ja, czyli 1,5 cyborga - majstrujemy przy sowieckiej gwiazdeczce :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Potem przyszedł czas na cel wyjazdu - doner i chicken kebab w stałym miejscu u Turka na rynku.
Na kebabie (zdjęcie wykonane przez Jurka).
Naprawdę spędziliśmy tam relaksujące pół godzinki i zjedliśmy pyszne żarcie.
Potem rozpoczęła się kolejna Jurkowa sesja foto na rynku, przy kościele i przy baszcie na murach obronnych (a raczej resztce muru).
Tu ja "wlazłem" Jurkowi w obiektyw :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Musiałem udokumentować i ja tę foto-sesję!
Jurek z Krzyśkiem szaleją na fotosesji w Pasewalku na rynku.© Misiacz
Wieża w systemie murów obronnych w Pasewalku.© Misiacz
Ruszyliśmy w drogę powrotną tą samą trasą, ale już nie było tak łatwo, bo zerwał się wiatr w pysk i obciążeni kebabem turlaliśmy z początku 22-24 km/h.
Potem już było łatwiej i wróciliśmy do naszej dzisiejszej prędkości 28-30 km/h.
W Rothenklempenow postanowiliśmy zmienić trasę powrotu i skierowaliśmy się na południe do Loecknitz.
W międzyczasie Jurek musiał zrobić to, co robi codziennie, żeby wyjazd był ważny.
Musiał zaliczyć glebę z zapiętym SPD-em :)))
Jurek certyfikuje swój kolejny wyjazd glebą :)))© Misiacz
Za Loecknitz zauważyłem rzecz absolutnie niebywałą, wręcz nie do pomyślenia!
Krzysiek, cyborg najnowszej generacji osłabł i został z tyłu na podjeździe! Normalnie - koniec świata! Okazało się, że zabrał za mało elektrolitu do bidonu:)))
Przed Grambow położył się na ziemi, by spróbować wyzionąć ducha, a ja naprędce skleciłem mu gustowny krzyżyk :)))
(zdjęcie wykonane przez Jurka)
Nie dał się jednak pochować, odzyskał siły i równo ciągnął tak jak zawsze. Przez Schwennenz dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd do Warzymic i Przecławia, skąd przez ul. Cukrową skierowaliśmy się do domów.
Wyjazd był super!!!
P.S. Czułem się na tyle niewyżyty, że szybko się wykąpałem i pojechaliśmy z od razu Basią do lasu na nordic walking, gdzie przeszliśmy 5 km.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
114.23 km (5.00 km teren), czas: 04:48 h, avg:23.80 km/h,
prędkość maks: 45.10 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2583 (kcal)
Z TC-Cyborgiem wtargnięcie do Niemiec :)))
Niedziela, 26 września 2010 | dodano: 26.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dziś miało lać - ale nie lało :)))
Rano zadzwonił Jurek (cyborg z TC team:))) i zapytał, czy jadę. Ja na to, że chętnie, ale dopiero zwlekałem się z łóżka (troszkę zabalowałem w sobotę), więc powiedziałem, że jakoś znajdziemy się gdzieś na trasie (była godzina 10:00). Wygrzebałem się na rower dopiero o godzinie 11:20 i szybko ruszyłem w kierunku Dobrej...więcej w relacji z naszego wyjazdu na stronie Jurka
Powiem tylko, że przejazd 20 km od domu do Dobrej zajął mi zaledwie 40 minut, więc jestem z siebie zadowolony, choć przy osiągach Jurka to jestem "cienki leszcz" :)))
Zaproponowałem wypad do Pasewalku na kebab do Turka, ale dla Jurka było za późno, więc zdecydowaliśmy się dojechać tylko do Koblentz.
Jurek przed sklepem w Dobrej.
Cóż z tego, ze zaplanowaliśmy, kiedy okazało się, że Jurek nie zabrał dowodu osobistego, a spotkanie z POLIZEI bez dokumentów mogłoby się nieciekawie skończyć.
Zdecydowaliśmy się jedynie na "nieznaczne wtargnięcie" na terytorium Bundesrepublik Deutschland, cyknięcie fotki i zawrócenie do Polski :)))
Z przejścia w Buku ruszyliśmy w kierunku miejscowości Stolec (cóż za apetyczna nazwa:))), gdzie pokazałem Jurkowi kolejny wjazd do Niemiec (kolejne "wtargnięcie" :))). W niemieckiej wiacie zjedliśmy słodycze, zawróciliśmy do Polski i pojechaliśmy do Dobieszczyna.
Ja przy wiacie.
Jazdę z Jurkiem trudno nazwać od tego momentu turystyczną, bo ten wariat jechał cały czas 30 km/h (na góralu). Ja tylko mogłem siedzieć mu na kole....innej opcji nie widziałem. Moje prędkości "przelotowe" zazwyczaj oscylują koło 24-25 km/h. W związku z tym z tego odcinka zapamiętałem taki widok :)))
Przez Tanowo i Pilchowo dojechaliśmy na Głębokie, a stamtąd ruszyliśmy przez Las Arkoński ścieżką leśną. Dwóch bikerów jechało zajmując całą szerokość ścieżki, więc Jurek krzyknął "uważaj". Zjechali na bok, ale chyba coś im na ambicję siadło, bo za kilkaset metrów nas dogonili cisnąc ile sił na pedały.
Mijając nas krzyknęli "uważaj" i odjechali ...no, nie za daleko :)))
Jurek zapytał mnie "masz siłę i chęć?" - ja na to, że "tak".
Depnęliśmy mocno i za chwilę siedzieliśmy im na kole. Próbowali uciekać jeszcze przez jakieś 200 m, ale nie bardzo im wychodziło, widać było, że szybko słabną.
Wrzuciliśmy na licznik 41 km/h i chłopaki mogli tylko już tylko oglądać nasze oddalające się tyłki :)))
I to tyle...
P.S. Dziś moja 2-letnia bratanica Krysia zrobiła pierwszą wycieczkę na swoim nowym rowerku. :)))
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1602 (kcal)
Rano zadzwonił Jurek (cyborg z TC team:))) i zapytał, czy jadę. Ja na to, że chętnie, ale dopiero zwlekałem się z łóżka (troszkę zabalowałem w sobotę), więc powiedziałem, że jakoś znajdziemy się gdzieś na trasie (była godzina 10:00). Wygrzebałem się na rower dopiero o godzinie 11:20 i szybko ruszyłem w kierunku Dobrej...więcej w relacji z naszego wyjazdu na stronie Jurka
Powiem tylko, że przejazd 20 km od domu do Dobrej zajął mi zaledwie 40 minut, więc jestem z siebie zadowolony, choć przy osiągach Jurka to jestem "cienki leszcz" :)))
Zaproponowałem wypad do Pasewalku na kebab do Turka, ale dla Jurka było za późno, więc zdecydowaliśmy się dojechać tylko do Koblentz.
Jurek przed sklepem w Dobrej.
Cóż z tego, ze zaplanowaliśmy, kiedy okazało się, że Jurek nie zabrał dowodu osobistego, a spotkanie z POLIZEI bez dokumentów mogłoby się nieciekawie skończyć.
Zdecydowaliśmy się jedynie na "nieznaczne wtargnięcie" na terytorium Bundesrepublik Deutschland, cyknięcie fotki i zawrócenie do Polski :)))
Z przejścia w Buku ruszyliśmy w kierunku miejscowości Stolec (cóż za apetyczna nazwa:))), gdzie pokazałem Jurkowi kolejny wjazd do Niemiec (kolejne "wtargnięcie" :))). W niemieckiej wiacie zjedliśmy słodycze, zawróciliśmy do Polski i pojechaliśmy do Dobieszczyna.
Ja przy wiacie.
Jazdę z Jurkiem trudno nazwać od tego momentu turystyczną, bo ten wariat jechał cały czas 30 km/h (na góralu). Ja tylko mogłem siedzieć mu na kole....innej opcji nie widziałem. Moje prędkości "przelotowe" zazwyczaj oscylują koło 24-25 km/h. W związku z tym z tego odcinka zapamiętałem taki widok :)))
Przez Tanowo i Pilchowo dojechaliśmy na Głębokie, a stamtąd ruszyliśmy przez Las Arkoński ścieżką leśną. Dwóch bikerów jechało zajmując całą szerokość ścieżki, więc Jurek krzyknął "uważaj". Zjechali na bok, ale chyba coś im na ambicję siadło, bo za kilkaset metrów nas dogonili cisnąc ile sił na pedały.
Mijając nas krzyknęli "uważaj" i odjechali ...no, nie za daleko :)))
Jurek zapytał mnie "masz siłę i chęć?" - ja na to, że "tak".
Depnęliśmy mocno i za chwilę siedzieliśmy im na kole. Próbowali uciekać jeszcze przez jakieś 200 m, ale nie bardzo im wychodziło, widać było, że szybko słabną.
Wrzuciliśmy na licznik 41 km/h i chłopaki mogli tylko już tylko oglądać nasze oddalające się tyłki :)))
I to tyle...
P.S. Dziś moja 2-letnia bratanica Krysia zrobiła pierwszą wycieczkę na swoim nowym rowerku. :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
70.21 km (7.00 km teren), czas: 02:58 h, avg:23.67 km/h,
prędkość maks: 41.60 km/hTemperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1602 (kcal)
204 km z TC TEAM
Sobota, 22 maja 2010 | dodano: 22.05.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice, Rekordy Misiacza (pow. 200 km), Z cyborgami z TC TEAM :)))
Miałem nie jechać na tę wycieczkę. Dzień wcześniej, kiedy przejechałem ok. 6 km na Rondo Uniwersyteckie i byłem zmachany i spocony – wiedziałem, że coś nie gra z moją kondycją. Nie było co się porywać na ponad 200 km z takimi harpaganami. Powiedziałem chłopakom, że nie jadę.
W nocy miałem sen, że jest godzina 3:30, a do zbiórki zostało 1,5 godziny i ogarnął mnie żal, że nie jadę...i wtedy się obudziłem ;) Pomyślałem sobie, że jeśli obudzę się samoistnie koło 4:00, to jednak się wybiorę. Obudziłem się o 4:05. Nie miałem ani napojów, ani kanapek, aparatu, mapy, rower stał w daleko w garażu...zupełnie nic, co byłoby potrzebne na wyjazd, więc przyłożyłem głowę do poduszki. Po 5 minutach wyskoczyłem z łóżka jak z procy mówiąc sobie: „Misiacz, walcz ze swoją wewnętrzną ‘snują’, zbierz się i jedź!!!”. No cóż, podjąłem próbę: wykąpałem się, umyłem zęby, przygotowałem 4 kanapki, 2 bidony i 4 butelki zapasowe napoju izotonicznego z proszku (trochę to zajmuje, bo trzeba odmierzyć właściwą ilość na określoną ilość wody), wygrzebałem strój kolarski, wyszukałem właściwą mapę w szufladzie, aparat, klucze do garażu, parę euro na wszelki wypadek...itp., itd. Kiedy stanąłem gotowy w drzwiach, była 5:00 rano – sukces jak na mnie, ale była to jednocześnie godzina startu. Pomyślałem sobie, że nic straconego, w końcu chłopaki mieszkają w odległych dzielnicach Szczecina i mam szansę. Nie przewidziałem jednego – Jurek dojeżdża z Os. Książąt Pomorskich do Ronda Uniwersyteckiego w 10 minut (chyba szybciej, niż ja samochodem), a ja musiałem jeszcze dojść do garażu i zapakować się do sakw. Ruszyłem o 5:20 i będąc już w Przecławiu zadzwoniłem do Jurka. Cóż, mogłem się tego spodziewać, byli już w ...Kołbaskowie. I ja miałem z takimi robotami jechać! :)))
Cyborg „Jurek” i cyborg „Krzysiek” przeszli na tryb ‘standby’ i poczekali na mnie, aż do nich dojadę.
Po moim przyjeździe przywrócili tryb ‘pełne zasilanie – opcja: podróż z człowiekiem’ i ruszyliśmy – oni dwaj i ja, istota ludzka – na przejście graniczne w Rosówku.
Z Rosówka przez Neurochlitz dojechaliśmy do Mescherin, a stamtąd drogą rowerową „Oder-Neisse Radweg” dojechaliśmy do Gartz na krótki postój i wykonanie kilku ujęć.
Biedronka w Gartz :)
Dalej droga wiodła górą wału przeciwpowodziowego i lasami.
Całkiem szybko dojechaliśmy do Schwedt, gdzie Krzysiek pokazał mi mostek, na którym mnie jeszcze nie było i nowy lepszy dojazd do miasta.
TC TEAM na mostku :)
Ze Schwedt chwilę jechaliśmy ścieżką na wale, z którego niestety musieliśmy zjechać w okolicach Criewen, bo od ubiegłego roku jest w remoncie.
Klucząc po wioskach i pytając tubylców o drogę dojechaliśmy wreszcie do Stolpe, a potem przez Gellmersdorf i Parstein do Hochensaaten.
Tam zatrzymaliśmy się na mały popas.
Potem dojechaliśmy do przejścia granicznego w Hochenwutzen, gdzie przejechaliśmy do Polski do Osinowa Dolnego. Tam, prawie że momentalnie zaczął lać deszcz. Odczekaliśmy ze 20 minut na stacji benzynowej i kiedy przestało padać, ruszyliśmy w kierunku Cedynii.
Pomnik pod Cedynią.
Niestety, ta chwila bez deszczu to była jedynie wersja "demo" :). Od tamtego momentu jechaliśmy w deszczu, raz słabszym, raz silniejszym.
Do miejscowości Piasek pociągnąłem ekipę w tempie około 30 km/h, ale kiedy zaczęły się podjazdy - wyłączyło mi się główne zasilanie. Moi koledzy nawet nie zauważyli, że są jakieś górki :)
Rozpadało się na dobre, więc założyłem pelerynę typu "Czerwony Kapturek", która chroni od deszczu, ale niestety to niewiele pomaga, bo człowiek oblewa się w niej potem (jest foliowa). Do tego zaczął się podjazd, powiedziałbym, że w sumie uzbierałoby się go z 10 km, więc mieliłem na górskim przełożeniu, a chłopaki dzielnie to znieśli, choć elektrolit i płyn hydrauliczny rozsadzał im przewody zasilające :).
W końcu dojechaliśmy do Krajnika Dolnego, gdzie zdecydowaliśmy się na kiełbaskę.
Kiełbaska trochę niewyraźna ;)
Potem w strugach deszczu przejechaliśmy do Schwedt i przez Gartz i Mescherin dojechaliśmy do Polski.
W Przecławiu na liczniku miałem 186 km, czyli stanowczo za mało, więc postanowiłem wrócić do domu okrężną drogą przez Będargowo i Stobno - TC TEAM pojechał ze mną :)
Dzięki temu udało mi się wykręcić przyzwoitą odległość 204 km (w tytule filmu jest pomyłka w odległości, ale już tego nie zmienię).
Poniżej film z wyjazdu:
A to mapka trasy "wyrzeźbiona" przez Jurka:
:)
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4577 (kcal)
W nocy miałem sen, że jest godzina 3:30, a do zbiórki zostało 1,5 godziny i ogarnął mnie żal, że nie jadę...i wtedy się obudziłem ;) Pomyślałem sobie, że jeśli obudzę się samoistnie koło 4:00, to jednak się wybiorę. Obudziłem się o 4:05. Nie miałem ani napojów, ani kanapek, aparatu, mapy, rower stał w daleko w garażu...zupełnie nic, co byłoby potrzebne na wyjazd, więc przyłożyłem głowę do poduszki. Po 5 minutach wyskoczyłem z łóżka jak z procy mówiąc sobie: „Misiacz, walcz ze swoją wewnętrzną ‘snują’, zbierz się i jedź!!!”. No cóż, podjąłem próbę: wykąpałem się, umyłem zęby, przygotowałem 4 kanapki, 2 bidony i 4 butelki zapasowe napoju izotonicznego z proszku (trochę to zajmuje, bo trzeba odmierzyć właściwą ilość na określoną ilość wody), wygrzebałem strój kolarski, wyszukałem właściwą mapę w szufladzie, aparat, klucze do garażu, parę euro na wszelki wypadek...itp., itd. Kiedy stanąłem gotowy w drzwiach, była 5:00 rano – sukces jak na mnie, ale była to jednocześnie godzina startu. Pomyślałem sobie, że nic straconego, w końcu chłopaki mieszkają w odległych dzielnicach Szczecina i mam szansę. Nie przewidziałem jednego – Jurek dojeżdża z Os. Książąt Pomorskich do Ronda Uniwersyteckiego w 10 minut (chyba szybciej, niż ja samochodem), a ja musiałem jeszcze dojść do garażu i zapakować się do sakw. Ruszyłem o 5:20 i będąc już w Przecławiu zadzwoniłem do Jurka. Cóż, mogłem się tego spodziewać, byli już w ...Kołbaskowie. I ja miałem z takimi robotami jechać! :)))
Cyborg „Jurek” i cyborg „Krzysiek” przeszli na tryb ‘standby’ i poczekali na mnie, aż do nich dojadę.
Po moim przyjeździe przywrócili tryb ‘pełne zasilanie – opcja: podróż z człowiekiem’ i ruszyliśmy – oni dwaj i ja, istota ludzka – na przejście graniczne w Rosówku.
Z Rosówka przez Neurochlitz dojechaliśmy do Mescherin, a stamtąd drogą rowerową „Oder-Neisse Radweg” dojechaliśmy do Gartz na krótki postój i wykonanie kilku ujęć.
Biedronka w Gartz :)
Dalej droga wiodła górą wału przeciwpowodziowego i lasami.
Całkiem szybko dojechaliśmy do Schwedt, gdzie Krzysiek pokazał mi mostek, na którym mnie jeszcze nie było i nowy lepszy dojazd do miasta.
TC TEAM na mostku :)
Ze Schwedt chwilę jechaliśmy ścieżką na wale, z którego niestety musieliśmy zjechać w okolicach Criewen, bo od ubiegłego roku jest w remoncie.
Klucząc po wioskach i pytając tubylców o drogę dojechaliśmy wreszcie do Stolpe, a potem przez Gellmersdorf i Parstein do Hochensaaten.
Tam zatrzymaliśmy się na mały popas.
Potem dojechaliśmy do przejścia granicznego w Hochenwutzen, gdzie przejechaliśmy do Polski do Osinowa Dolnego. Tam, prawie że momentalnie zaczął lać deszcz. Odczekaliśmy ze 20 minut na stacji benzynowej i kiedy przestało padać, ruszyliśmy w kierunku Cedynii.
Pomnik pod Cedynią.
Niestety, ta chwila bez deszczu to była jedynie wersja "demo" :). Od tamtego momentu jechaliśmy w deszczu, raz słabszym, raz silniejszym.
Do miejscowości Piasek pociągnąłem ekipę w tempie około 30 km/h, ale kiedy zaczęły się podjazdy - wyłączyło mi się główne zasilanie. Moi koledzy nawet nie zauważyli, że są jakieś górki :)
Rozpadało się na dobre, więc założyłem pelerynę typu "Czerwony Kapturek", która chroni od deszczu, ale niestety to niewiele pomaga, bo człowiek oblewa się w niej potem (jest foliowa). Do tego zaczął się podjazd, powiedziałbym, że w sumie uzbierałoby się go z 10 km, więc mieliłem na górskim przełożeniu, a chłopaki dzielnie to znieśli, choć elektrolit i płyn hydrauliczny rozsadzał im przewody zasilające :).
W końcu dojechaliśmy do Krajnika Dolnego, gdzie zdecydowaliśmy się na kiełbaskę.
Kiełbaska trochę niewyraźna ;)
Potem w strugach deszczu przejechaliśmy do Schwedt i przez Gartz i Mescherin dojechaliśmy do Polski.
W Przecławiu na liczniku miałem 186 km, czyli stanowczo za mało, więc postanowiłem wrócić do domu okrężną drogą przez Będargowo i Stobno - TC TEAM pojechał ze mną :)
Dzięki temu udało mi się wykręcić przyzwoitą odległość 204 km (w tytule filmu jest pomyłka w odległości, ale już tego nie zmienię).
Poniżej film z wyjazdu:
A to mapka trasy "wyrzeźbiona" przez Jurka:
:)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
203.61 km (5.00 km teren), czas: 08:43 h, avg:23.36 km/h,
prędkość maks: 59.10 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 4577 (kcal)