MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:472.59 km (w terenie 114.00 km; 24.12%)
Czas w ruchu:26:15
Średnia prędkość:18.00 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma kalorii:8798 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:67.51 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Pourlopowy rozruch...

Środa, 30 czerwca 2010 | dodano: 30.06.2010Kategoria Szczecin i okolice
Myślałem, że będzie gorzej, bo na urlopie ćwiczyłem zupełnie inny mięsień :)))
Po pierwszych nieco zamulonych kilometrach rozkręciłem się i w swoim normalnym tempie pojechałem przez Centralny na Głębokie, a stamtąd przez Las Arkoński na Wały Chrobrego i przez Narutowicza i Milczańską wróciłem do domu. Skromny dystansik, ale zawsze coś :) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 28.24 km (7.00 km teren), czas: 01:16 h, avg:22.29 km/h, prędkość maks: 35.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Zagłębie Ruhry (Gelsenkirchen)

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 | dodano: 28.06.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec
Mała wycieczka po Gelsenkirchen w Zagłębiu Ruhry, gdzie zatrzymałem się z Basią u rodziny w trakcie wyjazdu na urlopowe wojaże z namiotem po Francji (a potem 16 dni bez roweru - jak ja to przeżyłem??!!) :)))



Takie widoki w Prowansji nawet z samochodu dużo jednak rekompensują!

Na piechotę też było ładnie :) Teraz jednak czas na rower wracać!


Rower: Dane wycieczki: 9.00 km (1.00 km teren), czas: 00:30 h, avg:18.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wyprawa przez Uznam na Rugię: DZIEŃ 4.

Środa, 9 czerwca 2010 | dodano: 09.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Ledwie wyprawa się zaczęła ...a już zrobił się ostatni dzień. Czas pedałować do Polski :(((

Trasa wyprawy:


WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU

ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU

FILM Z CZWARTEGO DNIA WYPRAWY:


Wstaliśmy wcześniej niż zwykle, bo oprócz dojechania do Świnoujścia na rowerach i samochodem do Szczecina, Daniel musiał jeszcze tego dnia dotrzeć do Nowej Soli.
Wyjechaliśmy dokładnie o 8:53, co pewnie nie jest rekordem wczesnych wyjazdów, ale było naszym rekordem :)))

Pamiętając pierwszy dzień na “Hansa Route” od razu ustawiłem sobie przednie zawieszenie na „miękko”. Tym razem czekało nas około 16 km po bruku w kierunku Greifswaldu.
„Hansa Route”

Powiem, że z tym ustawieniem teleskopów całkiem nieźle się jechało, choć może niezbyt szybko.
Po niecałej godzinie byliśmy w Greifswaldzie.


Z Greifswaldu postanowiliśmy wrócić nieco inną trasą, przez Katzow, więc zaraz (no, powiedzmy) za miastem skręciliśmy na wschód.
Katzow okazało się być sympatyczną pomorską wioseczką.
.
Najciekawsze jednak czekało nas za Katzow – otóż natknęliśmy się na park rzeźby Katzow, wyjątkowo abstrakcyjne dzieła, nawet nie podjąłem próby ich zrozumienia. Wyglądają jak wykonane z pozostałości maszyn po dawnym PGR :)))

To jest rzekomo Don Kichot :)))


Początkowo Daniel chciał wracać tą samą, północną częścią wyspy Uznam, żeby być szybciej na miejscu, ale zasugerowałem powrót częścią południową z trzech powodów: inna i ciekawa trasa, prawie same płaskie odcinki (pomijając podjazd w Korswandt), co pomimo nieco większej odległości niespecjalnie zmieniło czas przejazdu, no i oprócz Rugii będzie można powiedzieć, że objechaliśmy też i wyspę Uznam. Tak też zrobiliśmy.
Skierowaliśmy się do Lassan, gdzie nocowaliśmy na campingu w czasie ubiegłorocznej wyprawy.
Z Lassan przez Murchin dojechaliśmy do uroczego miasteczka Usedom (czyli Uznam). Do miasta dojeżdża się ścieżką wśród bagien i przez zwodzony most.


Usedom.

Za Usedom biegnie wspaniała asfaltowa ścieżka przez przepiękne lasy.

To przy niej na ławce zagotowaliśmy sobie kolejny obiadek, tym razem z zapasów zakupionych w Bergen na Rugii.


Dalej ruszyliśmy bardzo ładną trasą, by dotrzeć do Dargen, a stamtąd do Korswandt. Droga z Korswandt do Ahlbeck wiedzie szutrami przez las, a do tego jest tam wykańczający podjazd 16%, co z sakwami daje niezłe wrażenia...aż mi zdjęcie niewyraźne wyszło :)

Potem za to była nagroda – ostry zjazd do Ahlbeck, gdzie zamknęliśmy ostatnią pętelkę naszej wyprawy i wjechaliśmy do Świnoujścia, gdzie zapakowaliśmy się na prom.


Tam czekał na nas samochód, o dziwo na kołach, a nie na cegłach i nie miał wybitych szyb, co za szczęście! Nawet odpalił :)))

No i cóż...w tym miejscu nasza rowerowa przygoda po Uznam i Rugii zakończyła się.
Teraz pozostało dojechać do Szczecina (ja) i do Nowej Soli (Daniel)...
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 115.13 km (15.00 km teren), czas: 06:15 h, avg:18.42 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2296 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Wyprawa przez Uznam na Rugię: DZIEŃ 3.

Sobota, 5 czerwca 2010 | dodano: 08.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Noc na campingu była potwornie zimna, trząsłem się mimo tego, że spałem w skarpetkach, dresie, koszulce, koszuli z długim rękawem i w ciepłej bluzie rowerowej, czapce i rękawiczkach...pomijam, że w całym tym ekwipunku wlazłem jeszcze do śpiwora.

Trasa wyprawy:


WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU

ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU

FILM Z TRZECIEGO DNIA WYPRAWY:

Kiedy kładliśmy się spać, temperatura wynosiła około 12 stopni, ile było nad ranem – mogę się tylko domyślać, że od 2 do 5 stopni.
Uroki wyjazdu :)))
Z samego rana ponownie pojawiło się słońce. Wygrzebaliśmy się z namiotów i po porannej toalecie i śniadanku zaczęliśmy się pakować. Potem podjechaliśmy do recepcji, żeby zapłacić za nocleg, bo jak wspominałem, w momencie naszego przyjazdu była ona zamknięta.
Niemka wyglądała na zdziwioną, że chcemy zapłacić za ubiegłą noc (bo teoretycznie mogliśmy spokojnie niezauważeni odjechać tak jak wjechaliśmy) – może pierwszy raz natknęła się na uczciwego Polaka? No nie wiem...Ciekaw jestem, za co dostaliśmy rabat, bo dostaliśmy.

Z campingu skierowaliśmy się na wschód przez mierzeję Schabe za Juliusruh – nawet nieco podobna do Helu. Wzdłuż drogi biegnie ukryta w lesie asfaltowa ścieżka rowerowa, niestety z wybrzuszeniami od korzeni rozrywających nawierzchnię.

Po drodze postanowiliśmy zajrzeć na chwilę na plażę.

Okazało się jednak, że chyba to plaża dla nudystów, bo paradowała po niej dwójka nagich staruszków dość pokaźnych rozmiarów, więc nie zostaliśmy tam długo :)

Z mierzei skręciliśmy na Nipmerow, gdzie ostro się nakręciliśmy, bo podjazdy były ostre – zbliżaliśmy się do klifu. Chcieliśmy dostać się na ścieżkę prowadzącą przez Park Narodowy Jasmund do najsłynniejszego klifu na Rugii – Koenigsstuhl.
Ścieżka rowerowa była absolutnie dzika, na początku miała nawet formę drogi polnej.


Kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że aby zobaczyć klif trzeba zostawić rower przed kasą i zapłacić 6 EUR za wstęp. Bilet można przeboleć, ale nie chcieliśmy zostawiać załadowanych rowerów bez opieki, więc ruszyliśmy dalej, do Sassnitz. Trasa wiodła ostrymi podjazdami i zjazdami przez gęste bukowe lasy. Kiedy dojechaliśmy do Sassnitz, skierowaliśmy się do portu, całego w słońcu, ze szmaragdową wodą, co nasunęło nam skojarzenia z południem Europy.


Z Sassnitz pojechaliśmy na Sagard, początkowo szosą, a potem znakomitą i gładką asfaltową ścieżką wzdłuż drogi. Kiedy dotarliśmy do przesmyku-mierzei pomiędzy Grosser a Kleiner Jasmunder Boden, nadszedł czas na obiad.

Jako, że zakupy dopiero były w planach, musieliśmy zadowolić się zupką chińską i kanapkami. Zakupy zaplanowaliśmy w Bergen i to większe, ponieważ była sobota, a zasadniczo sklepy w Niemczech są w niedziele pozamykane.

Bergen, stolica Rugii w ogóle nie wygląda na stolicę, a na senne i niezbyt ciekawe miasteczko, choć udało nam się tam zrobić kilka ciekawych zdjęć. Potem zabraliśmy się za szukanie sklepu, a że mojemu niemieckiemu dość daleko do mojego angielskiego (którym mało kto tam mówi), więc trochę czasu na to zeszło. W końcu jednak znaleźliśmy Netto i dokonaliśmy zakupów na sobotę i na niedzielę. Trochę się obawiałem potem o swój pęknięty bagażnik, bo mój rower uzyskał chyba masę średniego czołgu :) Na szczęście wytrzymał!

Z Bergen skierowaliśmy się najkrótszą trasą do Glewitz, by dotrzeć do przeprawy promowej do Stahlbrode i zanocować tam na campingu, na którym spaliśmy pierwszego dnia wyprawy.


Rugia zostaje w oddali ...

Koniec gorącego dnia...:)))
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 90.12 km (20.00 km teren), czas: 05:06 h, avg:17.67 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1917 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Wyprawa przez Uznam na Rugię: DZIEŃ 2.

Piątek, 4 czerwca 2010 | dodano: 08.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Następny dzień na wyprawie. Wstaliśmy dość późno, bo jednak trochę nam ta brukowana droga dała w kość a i sakwy dość ciężkie wieźliśmy (zapas wody i innych napojów na wieczór:)).

Trasa wyprawy:


WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU

ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU

FILM Z DRUGIEGO DNIA WYPRAWY:


Naszym celem tego dnia był najpierw Stralsund, a potem …chcieliśmy wreszcie wjechać na wyspę!

Do Stralsundu czekało nas 16 km jazdy brukowaną „Hansa Route”. Pogoda jak zwykle dopisywała. Po 10 km zacząłem od telepania odczuwać ból dłoni i wtedy…przypomniało mi się, że przecież mam regulowaną twardość zawieszenia w przednim widelcu. Przestawiłem ją na miękkie resorowanie i różnica astronomiczna.

Najciekawsze, że po jakichś dwóch kilometrach bruk się skończył i zaczął asfalt :). No, ale wiedziałem już co należy zrobić w drodze powrotnej.
Przy wjeździe do Stralsundu Danielowi zachciało się czegoś „na ciepło”, więc zajechaliśmy na stację benzynową, gdzie wrąbał dziwacznego hot-doga i popił wcale nie dziwaczną kawą.

Potem skierowaliśmy się na starówkę Stralsundu, położoną za murami obronnymi.

Jest ona przepiękna już teraz, a będzie jeszcze ładniejsza, bo wiele budynków jest poddawanych renowacji. Pokręciliśmy się tu i tam wąskimi uliczkami, zwiedziliśmy kościół…wstyd, ale nie wiem nawet jaki…zresztą, czy to ma znaczenie? Ładny był i starczy :)

Potem skierowaliśmy się do uroczego portu, by wzdłuż nabrzeża dojechać do przeprawy mostowej na Rugię.

Obecnie samochody przejeżdżają widocznym na zdjęciu mostem wiszącym, rowerzystom pozostaje stara przeprawa poniżej po moście zwodzonym, obecnie zamkniętym dla samochodów z powodu remontu.


Za mostem skręciliśmy w prawo pod wiaduktem kierując się na Putbus. Okazuje się, że ścieżki rowerowe to fajna rzecz, ale nie kiedy drogą jest do Putbus 24 km, a ścieżką pętlącą się zawijasami po wyspie – aż 42 km!!!

W ten sposób nijak nie dalibyśmy rady dojechać na przylądek Arkona. W związku z tym wpadliśmy na pomysł, że ścieżką podjedziemy tylko do Gustow (biegła równolegle do drogi), a potem załadujemy rowery na krążące po wyspie „rowerowe autokary” (autokar z przyczepą ze stojakami do mocowania rowerów).

Po drodze dopadł nas jednak głód i korzystając z przydrożnej wiaty przyrządziliśmy sobie w niej gorący posiłek.

W Gustow okazało się, że albo rozkład jazdy jest nieczytelny albo my niepoczytalni :) W każdym razie niewiele z niego zrozumieliśmy. Potem podjechał jakiś autobus, ale ten akurat rowerów nie zabierał. No cóż, zmieniliśmy decyzję – jedziemy rowerami na Kap Arkona!
W Poseritz skręciliśmy na północ by dojechać do Samtens. Tam zdecydowaliśmy się zrobić zakupy typu woda i słodycze.
Z Samtens przez Gingst i Trent dojechaliśmy do przeprawy promowej Wittower Fahre.
Prom kosztuje 2,40 EUR w pakiecie za rower i rowerzystę.

Przepłynął tak szybko, że ledwo zdążyliśmy zrobić zdjęcia i już trzeba było wysiadać.
Stamtąd dojechaliśmy do Wiek, gdzie uzupełniliśmy zapasy m.in. o wodę, pieczywo i wywar z chmielu na wieczór.
Potem dotarliśmy do Altenkirchen (tam zauważyłem drogowskaz na jakiś camping) i pojechaliśmy prosto do Putgarten, gdzie kończy się droga dla pojazdów mechanicznych (nie dotyczy mieszkańców i gości pensjonatów…i niektórych Polaków, którzy samochodem podjeżdżali aż pod sam Kap Arkona).

Wśród malowniczych pomorskich domków krytych strzechą i pól dojechaliśmy na Kap Arkona, który z daleka można rozpoznać po latarni morskiej.


Miejsce mocy. Tu stała kiedyś słowiańska świątynia Światowida.


Kap Arkona to miejsce magiczne, to miejsce pogańskiej mocy, gdzie za dawnych czasów, gdy tereny te zamieszkiwali Słowianie stała Świątynia Arkony, gdzie wśród wielu bóstw cześć oddawano m.in. Światowidowi. Usytuowana była na wysokim klifie, który można podziwiać do dziś. Więcej na temat Arkony można przeczytać TUTAJ

Klify Arkony (zdjęcie z kolekcji Daniela):

Z Arkony skierowaliśmy się malowniczą ścieżką nad urwiskiem na zachód, ponieważ Daniel wyczytał, że gdzieś tam znajduje się proste pole namiotowe, za to w malowniczym miejscu na klifie.
Zdjęcie z kolekcji Daniela:

Niestety – camping okazał się trawiastym parkingiem, gdzie Niemcy jak wół napisali (włączając w to symbole obrazkowe), że biwakowanie jest absolutnie VERBOTEN! (zabronione). Szkoda, bo miejsce niesamowite.
Cóż było robić – przypomniał mi się drogowskaz na camping za Altenkirchen. W tych okolicach miałem chęć na nocleg na campingu w Drewoldke opisywanym w relacjach innych sakwiarzy jako bardzo ładny, wygodny i przyjazny. No cóż, nie wszystko można mieć naraz...
Przed Altenkirchen skręciliśmy w lewo kierując się drogowskazem.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że dojechaliśmy w końcu na ...camping w Drewoldke!!! Super!
Recepcja niestety była już zamknięta, więc ominęliśmy szlaban i rozbiliśmy się wśród pięknych drzew iglastych, przy samej wydmie, z widokiem na morze. Cudo!!!


Zdjęcie z kolekcji Daniela:

Wieczorem Daniel stworzył takie zdjęcie :))):

Camping okazał się nie tylko malowniczy i przyjazny, ale też bardzo wygodny – czyste i schludne nowoczesne toalety, prysznice (płatne jak to w Niemczech), pomieszczenie kuchenne, pralnia, pomieszczenie do przewijania dzieci (jak ktoś zabiera w sakwy na trasę :))). Cena – raptem 5,85 EUR za dobę za osobę, namiot i rower. Polecam, jak ktoś lubi te klimaty!

Dzień okazał się niesamowity i obfitujący we wrażenia...Przed nami kolacja, piwko a jutro trzeci dzień wyprawy!

:))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 110.14 km (30.00 km teren), czas: 06:15 h, avg:17.62 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2276 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Wyprawa przez Uznam na Rugię: DZIEŃ 1.

Czwartek, 3 czerwca 2010 | dodano: 07.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Od dawna planowana wyprawa z Danielem na Rugię doszła wreszcie do skutku. Dawno już poważniej nie jeździłem z sakwami i czas był już najwyższy, by gdzieś ruszyć, choć czasowo byliśmy ograniczeni do 4 dni.

Trasa wyprawy:


WSZYSTKIE MOJE ZDJĘCIA Z WYPRAWY - KLIKNIJ TU

ZDJĘCIA DANIELA (CIEKAWE, A MOŻE I CIEKAWSZE)- KLIKNIJ TU

FILM Z PIERWSZEGO DNIA WYPRAWY:


Przed wyprawą został „odtańczony Taniec Słońca”, żeby zapewnić pogodę na czas wyprawy – skutek jak zwykle był pozytywny, bo od czwartku do niedzieli mieliśmy piękne słońce (dziś, kiedy to piszę w domu w poniedziałek – leje deszcz). Powinienem chyba tańczyć ten taniec zarobkowo dla innych rowerzystów :))).

W środę wieczorem Daniel przyjechał do mnie samochodem z Nowej Soli. Następnego ranka wrzuciliśmy ‘na pakę’ samochodu nasze rowery, sakwy, namioty i cały potrzebny sprzęt i ruszyliśmy do Świnoujścia. Dojechaliśmy trochę późno, bo przed godziną 10:00. Tam nasze rowery zostały objuczone niczym wielbłądy sakwami. Przeżyłem chwilę niepewności, gdy zobaczyłem, że jedna z rurek tylnego bagażnika ma pęknięty spaw (musiał być naruszony wcześniej i puścił przy załadunku) i to w dolnej części, najbardziej obciążonej. Mocowanie składa się z trzech rurek, więc przy pomocy czterech opasek ‘strepsów’ umocowałem luźną rurkę do pozostałych dwóch i ...postanowiłem liczyć na szczęście (na co można liczyć na starcie w wolny dzień, w Boże Ciało ? :)).

Po objuczeniu naszych pojazdów pojechaliśmy na przeprawę promową w centrum Świnoujścia. Przepłynęliśmy rzekę i ruszyliśmy w stronę granicy z Niemcami (zdjęcie z kolekcji Daniela).


Przejechaliśmy ścieżkami rowerowymi przez słynne cesarskie kurorty Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin.
To mój wielbłąd :)

W Bansin usłyszałem podejrzany trzask z okolic bagażnika. Pod wpływem naprężeń puścił jeden ze ‘strepsów’, ale nic poważniejszego się nie stało. Zastąpiłem go nowym.
Wbrew temu, co się uważa, niemieckie ścieżki rowerowe to nie tylko gładki jak stół asfalt, często są to ścieżki z kostki typu „Polbruk”, zaś ścieżka wiodąca północną częścią wyspy Uznam jest wykonana z ubitego szutru. Prowadzi ona malowniczymi wzgórzami morenowymi wśród przepięknych lasów, często tuż przy klifie, a nachylenia sięgają tam nawet 16%, co dość mocno odczuwa się przy rowerze załadowanym do tego stopnia, że nie można go podnieść.
No, ale do rzeczy. Przejechaliśmy Ueckeritz i Koserow, a w Trassenheide skęciliśmy na południowy-zachód na Wolgast (dawna nazwa słowiańska: Wołogoszcz).
W Niemczech przystanki i transformatory oddano w ręce artystów graffiti.

W Wolgast już byliśmy z Danielem w czasie ubiegłorocznej wyprawy na Uznam. Przed Wolgast ścieżka miała formę polnej drogi wiodącej przez kwitnące pola rzepaku. Trasy rowerowe naprawdę są tam urozmaicone.
Zdjęcie z kolekcji Daniela:

Zjeżdżamy z wyspy Uznam na Wolgast przez most zwodzony.

Przez kilkanaście kilometrów spotykaliśmy potem niemieckiego sakwiarza – a to on nas mijał, a to my jego (na marginesie, sakwiarzy widzieliśmy na wyprawie sporo).
Postanowiliśmy nie jechać najkrótszą trasą łączącą Wolgast z Greifswaldem (dawna nazwa słowiańska: Gryfia), a skierować się na oznaczoną trasą rowerową wiodącą w pobliżu morza (nie była specjalnie ciekawa, poza miejscem popasu, za to wydłużyła nam dzienny dystans).
Przed Freest poczuliśmy głód i postanowiliśmy zatrzymać się w ładnej marinie, by tam zagotować sobie na kuchenkach obiad (podziękowania dla Meak’a, który pokazał mi ten pomysł na naszej wyprawie na Suwalszczyznę w 2008 roku).

Zdjęcie z kolekcji Daniela:

Pichcę obiadek :)

Potem niestety trasa wiodła dość marnymi ścieżkami z kostki przez jakieś tereny przemysłowe, więc z niecierpliwością oczekiwaliśmy na dotarcie do Greifswaldu. Po głowie błąkał nam się pomysł podsunięty przez niemieckiego sakwiarza, aby wsiąść na prom w miejscowości Lubmin i stamtąd bezpośrednio dopłynąć na Rugię i zaoszczędzić czas. Pomysł jednak upadł, bo na Rugię chcieliśmy dojechać.
Po dość nużącym odcinku dojechaliśmy do Greifswaldu, przepięknego i zabytkowego miasta uniwersyteckiego, gdzie snują się tłumy studentów (pieszo i na rowerach).


Z Greifswaldu skierowaliśmy się na Stralsund, choć mieliśmy wątpliwości, czy zdążymy tam jeszcze tego dnia dojechać, tym bardziej, że w innych relacjach wyczytałem, że 31 km odcinek, gdzie wolno jeździć rowerem to zabytkowa brukowana „Hansa Route”, która biegnie wzdłuż pięknej drogi asfaltowej. Jakoś nigdzie na tej asfaltówce nie zauważyliśmy zakazu poruszania się rowerami, więc po prostu na nią wjechaliśmy. Bruk był wykańczający, a do tego wiatr w twarz.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów stwierdziliśmy, że dziś już nie damy rady dojechać na Rugię, campingów ani śladu więc – szukamy miejsca do spania na dziko. Miejsce znaleźliśmy, ale po tym jak Daniela oblazło stado kleszczy, zwiewaliśmy stamtąd aż się kurzyło.
Po przejechaniu około 10 km asfaltową drogą otrąbił nas samochód. Po chwili wiedzieliśmy dlaczego – nie ma zakazu ruchu rowerów, ale jest znak dozwalający poruszanie się pojazdów jadących z minimalną prędkością 30 km/h. No cóż, nie dla nas z sakwami i pod wiatr takie tempo. Zjechaliśmy na bruk i telepaliśmy się tak do Stahlbrode przez jakieś 6 km.
Spojrzałem na tablicę informacyjną i...hurra! W Stahlbrode jest camping (stamtąd kursują promy za 2,40 EUR na Rugię, cena za osobę i rower). Nas jednak tym razem nie interesowała przeprawa.

Zamierzaliśmy nazajutrz dojechać do Stralsundu.
Camping okazał się przyjemny, a gdy dowiedzieliśmy się, że za domek zapłacimy tylko o 3 EUR więcej niż za rozbicie namiotu, wybór dla nas był oczywisty – domek, prysznic, kanapa i piwko przed snem :)))

...i jeszcze wybraliśmy się do portu do knajpki :)))
W drodze do portu - chatka pomorska.

Port w Stahlbrode.


Dystans dnia pierwszego: 116,54 km Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 116.54 km (40.00 km teren), czas: 06:40 h, avg:17.48 km/h, prędkość maks: 49.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2309 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

4-dniowa wyprawa na Rugię na rowerze...

Środa, 2 czerwca 2010 | dodano: 02.06.2010Kategoria Rugia od 2010..., Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Dziś pojechałem tylko na stację dopompować na beton koła, jutro zawieszam na rower sakwy, wrzucam namiot, śpiwór i całą resztę i ruszam do Niemiec na 4-dniową wyprawę na Rugię.
Relacja - jak tylko wrócę szczęśliwie i jeszcze znajdę na to czas :)
Pewnie wyjdzie z 500 km...

Klify Rugii czekają:
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 3.42 km (1.00 km teren), czas: 00:13 h, avg:15.78 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)