MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

U przyjaciół ...

Dystans całkowity:1865.27 km (w terenie 378.24 km; 20.28%)
Czas w ruchu:98:17
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma kalorii:33843 kcal
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:41.45 km i 2h 53m
Więcej statystyk

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 2

Niedziela, 12 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Budzę się rano o godzinie 6:10 i zupełnie nie chce mi się spać, za to reszta pochrapuje w najlepsze, no bo czemu nie.
Pewnie warto byłoby wyjechać wcześniej, bo na popołudnie zapowiadane są opady deszczu, ale w końcu to jest rodzaj urlopu i nikt nikogo z łóżka zrywać nie zamierza.
Na szczęście wiedzieliśmy o tym i jesteśmy dobrze przygotowani na deszcz.
Po śniadaniu i przygotowaniu napojów i prowiantu na drogę Basia rusza z 15-minutowym wyprzedzeniem, by spokojnie zmagać się z wczorajszym pięciokilometrowym zjazdem, który niestety dziś jest podjazdem.
Ja czekam na Piotrka, który słowo "urlop" wziął sobie bardzo dosłownie do serca. ;)))

Żegnamy się z Panią Dorotą, ostatni rzut oka na Bustera i tarzającego się kota i po godzinie 11:00 ruszamy.
Oj, czemu tak krótko tu byliśmy...


Wspinamy się przez lasy Cedyńskiego Parku Krajobrazowego, po czym docieramy do Basi oczekującej na nas przy zjeździe do Doliny Miłości, więcej na: http://www.dolinamilosci.pl

Okazuje się, że dotarła tu dosłownie przed chwilą.
Choć wg tzw. "prognozy norweskiej" już leje, to wielokrotne "Tańce Słońca" odsunęły deszcz o kilka godzin, więc nadal możemy cieszyć się słońcem.

Mkniemy ostrym zjazdem w kierunku Odry, gdzie osiągam bez pedałowania skromne 52 km/h.
Basia i Piotrek rozsądniej niż ja jadą "na hamulcach".
Zatrzymujemy się na mały popasik w wiacie przy Dolinie Miłości.

Piotrek próbuje nam ze wzgórza widokowego zrobić fotkę, ale nie za bardzo są warunki.

Po posiłku docieramy szutrową drogą do Krajnika Dolnego, gdzie przekraczamy granicę.
Nie wjeżdżamy już do Schwedt, tylko drogą alternatywną docieramy do wiaty we Friedrichsthal na popasik.
Spędzamy tam ok. 20 minut, po czym ruszamy do Gartz...na kawę, lody i ciasto. ;)

Tym razem testujemy inny ogródek. Jest super!
Kawa, ciasto i lody przepyszne i w rozsądnej cenie, a pani sympatyczna i na dodatek mówi po polsku.
Ogródek pięknie urządzony, co ciekawe jest to ogródek pozyskany z naszego szczecińskiego browaru "Bosman". ;)
Czy to nadal Niemcy? ;)

Kiedy kończymy pić kawę, na parasole spadają pierwsze krople deszczu i wiemy już, że więcej z "Tańca Słońca" wycisnąć się nie da (i tak zyskaliśmy kilka godzin).
Zabezpieczamy bagaże, wkładamy peleryny przeciwdeszczowe i ruszamy w kierunku Mescherin.
Na szczęście nie jest to jakiś rzęsisty opad.
Na szczycie podjazdu w Staffelde "Bronik" cyka nam kolejną fotkę, ale obiektyw zaparowany i jest jaka jest.

Na granicy deszcz ustaje, więc zdejmujemy peleryny i ruszamy.
W tym momencie deszcz zaczyna padać ponownie, więc decydujemy się jechać "ofoliowani" już do samego celu.
Przed nami jakieś 20 km, ale o dziwo odczuwamy jakąś przyjemność z tej odmiany pogodowej.
Największy paradoks tej części wyjazdu: najmocniejszy opad łapie nas ledwie 1,5 km od domu, ale teraz to już bez znaczenia.
Zresztą, dzięki pelerynce-namiociku jestem zupełnie suchy, może buty lekko wilgotne, ale i tak już wchodzę do domu.
Fantastyczny wyjazd!!!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.32 km (3.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:16.55 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1360 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 1

Sobota, 11 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Mało z Basią ostatnio jeździmy w porównaniu z ubiegłymi latami, nie mówiąc już o wyjazdach sakwiarskich, więc zamarzył nam się choć krótki wyjazd do znanej nam i lubianej Leśniczówki Piasek u Pani Doroty (http://www.lesniczowka.zato.pl). Swoją drogą to zabawne, że w czasach gdy my pomykaliśmy z sakwami, większość znajomych robiła ledwie jednodniowe wypady w weekend w okolicach Szczecina. Teraz to oni odbywają wyprawę za wyprawą, a my...cóż. ;)
Tego lata mamy chęć na wyjazdy bardziej kameralne, ale że Piotrek "Bronik" to nasz "brat-łata", więc pojechaliśmy we trójkę.
Ruszamy leniwie spod domu o godzinie 11:30, by...

...za chwilę zatrzymać się na zakupy w "Lidlu". ;)

Nową drogą rowerową docieramy prawie do Rosówka, by tam przekroczyć granicę z Niemcami.
W Staffelde zatrzymujemy się na popas przy kurhanie.

Zjeżdżamy z dużego wzniesienia do Mescherin i wjeżdżamy na rowerową trasę Odra-Nysa.

Po kilku kilometrach docieramy do Gartz malowniczo położonego nad Odrą.
Ponieważ wyjazd przebiega pod znakiem leniwca, spędzamy kilkanaście minut delektując się kawą w ogródku nad rzeką (no, przynajmniej my kawą ;)).

Wjeżdżamy na wał przeciwpowodziowy wiodący dalej do Friedrichsthal.
Na polach "toczą" się walce z siana.

Do wiaty we Friedrichsthal mamy "aż" 7 km, więc przychodzi czas na...zasłużony popas! ;)))
Tu spędzamy kilkadziesiąt minut na pogawędce, po czym ruszamy w kierunku Schwedt.
Po lewej stronie rozciągają się przepiękne rozlewiska Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.


W Schwedt odbijamy na przedmieście, a konkretnie do "Czerwonego Netto", by zakupić niezbędne wiktuały i napoje izotoniczne.
Basi sakwy mają nawet specjalnie w tym celu uszyte kieszonki. ;)))

Reszta ląduje w częściach zapinanych i ciężcy niczym TIR-y kierujemy się na przejście graniczne w Krajniku Dolnym.
Przekraczamy mosty na Odrze i za chwilę ponownie jesteśmy w kraju.

Tam jeszcze dociążamy się wodą mineralną i rozpoczynamy zmagania z wyjątkowo męczącymi wzgórzami Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.

Powoli pokonawszy długie i męczące podjazdy docieramy wreszcie do miejsca, skąd kilkukilometrowy przyjemny zjazd (który jutro będzie podjazdem ;) ) doprowadza nas do leśniczówki. Tam serdecznie wita nas Pani Dorota...czyli "Babka z Piasku" ;))).

Do witającego grona dołącza fajne psisko Buster oraz kilka kotów. :)


Lokujemy się w przedwojennym budynku w stylizowanych pokojach i jedziemy do miejscowego sklepu po zakupy uzupełniające.

Na chwilę kierujemy się nad rzekę, by uchwycić ten piękny widok.

Wracamy do leśniczówki, gdzie spędzamy przemiły wieczór na pogawędkach, powoli uzupełniając braki elektrolitów. ;)))

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.28 km (0.00 km teren), czas: 04:09 h, avg:16.93 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1413 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Popołudniowy wypad nad jezioro Piaski z Hanią i z Adamem.

Niedziela, 5 lipca 2015 | dodano: 05.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na diecie oczyszczającej w "Wiejskim Zakątku u Hani".
Dzień 4. niedziela, 5 lipca 2015. Breń.
Popołudniowy wypad nad jezioro Piaski z Hanią i z Adamem.
Cały czas na zasilaniu wyłącznie zielskiem, ale jakoś się jedzie i jakoś się pływa. ;)

Po drodze minęliśmy przydrożną kapliczkę...
...gdzieś między Łaskiem a Wygonem.


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 13.02 km (8.00 km teren), czas: 00:57 h, avg:13.71 km/h, prędkość maks: 25.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 258 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Do "Wigwamu" koło Płoszkowa.

Sobota, 4 lipca 2015 | dodano: 04.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na diecie oczyszczającej w "Wiejskim Zakątku u Hani". Dzień 3. Sobota, 4 lipca 2015. Breń.
Po porannym biegu mimo piekielnego skwaru wybrałem się na rowerek.

Nawet kot miał dość. ;)


Pojechałem do najpierw na "Misiacz Route No. 8" a potem do "Wigwamu" Nadleśnictwa Bierzwnik.
Dieta weszła z fazy "wkurzony flak" na "zadowolony power", mimo że żywię się wyłącznie zielskiem. :)


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 26.40 km (15.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:18.64 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:34.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 537 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na diecie oczyszczającej w Wiejskim Zakątku u Hani.

Czwartek, 2 lipca 2015 | dodano: 02.07.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Dzień 0/1. Środa / czwartek, 1 lipca / 2 lipca 2015 Breń.
Do Wiejskiego Zakątka u Hani przyjeżdżam w środę 1 lipca pod wieczór z zamiarem rozpoczęcia diety "na uczciwie" dopiero następnego dnia, jednak od razu decyduję się na warzywną kolację.

Z lekkim niedowierzaniem słucham zapowiedzi Hani, że pobudka jutro o 7:00, potem lekki rozruch i śniadanie o 8:00.
No jak to?
Przyjeżdżam w plener z dala od Szczecina i wyspać się nie mogę?
Tymczasem nad ranem...
Budzę się sam zupełnie wyspany, w okno świeci wschodzące słońce.
Spoglądam na budzik.
5:00.
Zaraz, zaraz...
Coooo jest grane ?!!!
Wczoraj w domu nie mogłem się zwlec z łóżka przed 8:00, a dziś brykam o 5:00?
No nie, czarownica jakaś czy co?
Wiem, że zatrudniła też skrzydlatego wspólnika!
Jak tylko otworzyłem oczy, dziób zaczął drzeć kogut i nie ustawał przez blisko pół godziny (nadal nie ustaje), co jest zresztą bez znaczenia bo i tak czuję się rześki, a co ciekawe, to po mojej głowie chodzi myśl, żeby od razu napisać to co właśnie piszę.

A teraz coś o samej diecie.
Człowiek jest niestety jak system Windows, a jedzenie jak dziesiątki aplikacji i stron, które odwiedziliśmy.
Po wielu latach wszystko jest totalnie zaśmiecone i zaczynamy "zamulać", pojawiają się alergie i inne niepożądane stany.
Wiele lat temu zdecydowałem się na samodzielne przeprowadzenie warzywnej diety dr Dąbrowskiej w domu i udało mi się na niej wytrwać 2 tygodnie.
Po 4 dniach zniknęły u mnie wszelkie alergie (!!!) i niczym małpa na kit rzuciłem się na jabłka, których nie mogłem wziąć do ust przez ponad 10 lat, gdyż pojawiały się duszności i bolał mnie cały przełyk...no więc jadłem te jabłka na tony potem.
Jednak żeby nie było tak wesoło, to należy wiedzieć, że dzięki specyficznemu składowi pożywienia organizm zaczyna sam pozbywać się toksyn, złogów, stanów zapalnych, zmian na skórze, mnóstwa chorób...czyli mamy TOTALNY detoks. Pierwsze dni są wyjątkowo upierdliwe, ponieważ cały nagromadzony latami "syf" zaczyna z nas masowo schodzić wszelkimi możliwymi drogami, w tym przez skórę i drogi oddechowe (lepiej się nie zbliżać) ;)
Zaczyna się "przeinstalowywanie" naszego Windowsa, zrzucamy na początek największy balast gromadzony latami.
Po kilku dniach sytuacja się uspokaja i oczyszczanie wchodzi na inne tory. Dieta "dobiera" się do wszelkich usterek naszego organizmu i je usuwa...a raczej organizm dostaje wolną rękę, by to zrobić.
Aaa...jeszcze jedno (jak mawiał porucznik Colombo) - dlaczego przyjechałem do Hani, a nie robiłem tego ponownie sam w domu?
Po pierwsze, w domu czyha za dużo pokus: chlebek, masełko, kawka, deserki, generalnie węglowodany, o których należy zapomnieć w tym czasie.
Po drugie, aby wytrwać na tej diecie, warto urozmaicać sobie jadłospis, a w trakcie oczyszczania na początku ogarnia często zniechęcenie, więc lepiej powierzyć to komuś, kto ma w tym doświadczenie i padło na Hanię.
Po trzecie, w grupce łatwiej, są zajęcia jakieś i nie myśli się całym dniem o pieczywie, tym bardziej że "okoliczności przyrody" są tu przepiękne!
Dziś tak naprawdę początek pierwszego dnia i jeszcze nie czuję "skutków ubocznych".
Na razie zacząłem od litrowego kubka ciepłej wody z cytryną (powiedzmy, że można to nazwać kubkiem), potem zrobię jogę tybetańską i ... czekam na oficjalną pobudkę i śniadanie.
Jeśli tylko będę w stanie, opiszę kolejne dni (zdecydowałem się na wersję 5-dniową na razie, ale jeśli poczuję że mogę dłużej, to postaram się w tym wytrwać kontynuując w domu).

Dzień 1. Czwartek, 1 lipca 2015 Breń.

No, takiego śniadania to chyba nigdy nie jadłem: ;)
- szklanka soku z grejpfruta
- pół talerza kapusty kiszonej
- sałatka z ogórków, rzodkiewki i koperku
- "carpaccio" z buraków gotowanych z chrzanem
- gorąca zupa warzywna
Po takiej "bombie kalorycznej" ;) nie pozostało nic innego jak spalić te "kalorie", choć żartuję sobie, że takie jedzenie jest w ogóle niepalne.

Uzbrojony w sok pomidorowy i wodę z cytryną wybrałem się na skromne 20 km nad jezioro Piaski położone w lesie w otulinie Drawieńskiego Parku Narodowego.


Nawierzchnia nie rozpieszczała, więc sił troszkę poszło na walkę z telepaniem kierownicy, ale za to widok jeziora z krystaliczną wodą wynagrodził te trudy...które i tak na mnie czekały ponownie w drodze powrotnej.


Cóż, po powrocie trudy wynagrodził mi napar z czystka, kawałek arbuza (rozpusta) i sałatka...z kapusty. :)
Aby do obiadu! ;)
W tej chwili wszystko przebiega pomyślnie, ciekawe czy będę w stanie coś zrobić lub choćby napisać trzeciego dnia. :D
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 20.07 km (15.00 km teren), czas: 01:18 h, avg:15.44 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 411 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Misiacz Route No. 8 na wspak...

Sobota, 21 lutego 2015 | dodano: 21.02.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Misiacz znowu w terenie, dobre sobie! ;)))

Ale droga jest taka fajna w tym lesie, że nie mogłem sobie odmówić.

Dziś rano pojechałem nią w odwrotnym kierunku.

Wiosna w powietrzu na maksa i choć to luty, to "ptaszki drą pały" jak to ktoś kiedyś subtelnie zauważył. ;)
Zboczyłem ze stałego szlaku w poszukiwaniu nowości i tak trafiłem nad jezioro.

Tocząc się wzdłuż leśnego traktu i tak trafiłem potem na swoją właściwą drogę.

Troszkę tylko dziś pojechałem asfaltem, przy okazji robiąc w końcu zdjęcie z nazwą miejscowości.

Kończy się pobyt w Breniu u Hani i wkrótce wyjeżdżam do Szczecina.
Rower:Fińczyk Dane wycieczki: 8.88 km (6.50 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 170 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Przez las koło Brenia...

Czwartek, 19 lutego 2015 | dodano: 19.02.2015Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
W ramach małego urlopu wyskoczyłem do Hani do Brenia, by poprzebywać troszkę w wiejskim powietrzu.
Na dach wrzuciłem miejskiego "Fińczyka" zamiast KTM-a z góry zakładając, że nie zamierzam robić dłuższych tras.

Dziś przed lunchem pojechałem w stronę Łaska, by się dotlenić.
Przed moim odjazdem zasmuconym wzrokiem odprowadzały mnie Soja i Selma.


Wracając wtoczyłem się między drzewa, chcąc dotrzeć do malowniczej drogi pod nazwą "Misiacz Route No. 8" (nazwa nadana przez Hanię).


Jadąc przez las na moment zatrzymałem się i przedzierając się przez liście i gałęzie dotarłem na brzeg jeziorka.

Malownicze jest, więc cyknąłem kilka fotek, po czym wróciłem "do chałupy". ;)


Fotek więcej niż tej jazdy, ale co tam... ;)
Wieczorem dokrętka w czasie nocnej jazdy po lasach wokół Brenia.
Testowanie diodówki CREE.

Rower:Fińczyk Dane wycieczki: 16.77 km (14.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 27.00 km/h
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 327 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Jesień w Siedlisku. Off-road dla asfaltofilów :). Dzień 2.

Niedziela, 26 października 2014 | dodano: 27.10.2014Kategoria Po Polsce, U przyjaciół ..., Z Basią...
Fantastyczny poprzedni dzień zapowiadał, że drugi będzie równie udany.
Co ważne, z rana wita nas nie tylko słońce, ale również przyjemna temperatura ok. 14-15 st.C.
Dziś udajemy się na typowo terenową wycieczkę i sprawia nam to naprawdę przyjemność.
Wszelkim kpiarzom z "asfaltowych Misiaczów" mówię, że lubimy czasem jazdę po terenie, ale niekoniecznie musi to być rajd po osie w błocie na dystansie 100 km ;).
Tyle to i owszem, ale po cywilizownej nawierzchni ;).
Ruszamy z Siedliska...

Inną niż wczoraj trasą docieramy do drewnianego mostka.


Cóż tu wiele pisać...pięknie jest (zdjęcia Daniela to te z napisem takim, jak poniżej w prawym dolnym rogu).

Aparat w telefonie, który dostaliśmy od Marzeny robi naprawdę fantastycznej jakości zdjęcia (jak na komórkę).

Daniel kluczy to tu to tam na tyle, że można stracić orientację.

Nie zmienia to faktu, że atrakcji jest sporo, np. jazda po drogach rozmemłanych pojazdami drwali i po ścinkach ;).

Zjeżdżamy z bardzo dużej stromizny i jest fajnie ;).


Na dole przejeżdżamy przez zarośnięte stare jeziorko (albo starorzecze, tego nie wiem).

Teraz już oprócz trzcin rosną tu drzewa.

W oddali słychać szum drogi...zbliżamy się do cywilizacji.

Jedziemy chwilę szosą, po czym zatrzymujemy się na mostku nad kanałem na małą przekąskę.


Daniel wprowadza nas ponownie w las.

Nie spodziewaliśmy się, że zastaniemy tu coś tak pięknego.

To jeszcze inna, wyjątkowo malownicza część starorzecza Odry.

Żadne opisy nie oddają tego wrażenia, które się ma będąc tam.

Niech więc choć seria zdjęć spróbuje odtworzyć odczucia z tego dnia.

Jesteśmy wdzięczni Danielowi vel "Adolf" (ksywka na dziś) za pokazanie tak wspaniałego miejsca (patrz film).

Czemu "Adolf"?
Ano temu, że Danielowi dziś rano Magda goliła brodę i zrobiła mu dowcip ;))).

Lustro natury...

Jazda po terenie sprawia mi dziś niesamowitą frajdę ;))).

Nawet wpychanie pod stromizny sprawia radość ;).


Powoli wyjeżdżamy na otwarty teren i zbliżamy się do Przyborowa, ale chcemy jeszcze posiedzieć na mostku.

Trzeba na niego wejść...

To takie kojące miejsce...

Kiedy idziemy ku rowerom, Basia nagle tak niefortunnie stawia nogę ze schodka pomostu, że przewraca się z głośnym krzykiem na ziemię.
Na chwilę traci świadomość, coś chrupie w kostce...
Otwiera oczy, ale ból jest tak dziki, że jest pewna, że to złamanie stopy lub w najlepszym wypadku zwichnięcie...a my w tu tkwimy gdzieś sami w dziczy :/.
Basia mówi, że prawdopodobnie trzeba jechać po samochód lub karetkę pogotowia, ale postanawiam czegoś spróbować.
Proszę Basię, by dała mi 3 minuty.
Oprócz "Tańca Słońca" na pogodę możemy przecież wykonać szybki "Taniec Zdrowia dla Nogi"... Ponieważ Basia leży na trawie, jego wykonanie przypada mi w udziale. Stosuję metodę dwupunktową i robi mi się tak nienaturalnie gorąco, że po chwili jestem cały mokry...
Po 2-3 minutach ból znika, pozostają już tylko śladowe odczucia.
Czy to cud jakiś?
Basia normalnie wstaje, wsiada na rower i jak gdyby nigdy nic kontynuuje wycieczkę ;).
Docieramy do Przyborowa, gdzie robimy drobne zakupy spożywcze, po czym już zwykłą drogą przy wale przeciwpowodziowym docieramy do Siedliska...z którego po obiedzie niestety trzeba wyjechać do Szczecina.

Dziękujemy za gościnę!
Pewnie jak zwykle kilka dni będziemy dochodzić do siebie w Szczecinie i przyzwyczajać się do rzeczywistości :).

Rower: Dane wycieczki: 25.97 km (20.00 km teren), czas: 02:03 h, avg:12.67 km/h, prędkość maks: 27.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 450 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Jesień w Siedlisku. Rower, kajak, marsz. Dzień 1.

Sobota, 25 października 2014 | dodano: 27.10.2014Kategoria Po Polsce, U przyjaciół ..., Z Basią...
Na zaproszenie Daniela i Magdy udaliśmy się z tzw. "rewizytą" ;))) do ich domku w Siedlisku pod Nową Solą.
Przyjechaliśmy w piątek wieczorem i wiadomo, że nie był to już czas na wycieczki, a raczej na wieczorne pogawędki i degustację produktów regionalnych :).

Jak zwykle przed każdym wyjazdem już ponad tydzień wcześniej odtańczyliśmy z Basią nasz "Taniec Słońca", aby zapewnić nam piękną i słoneczną pogodę na wycieczki.
Jak w 98% przypadków, tak i tym razem dzień powitał nas słońcem, ale także i temperaturą 4 st.C (jakoś nie pomyśleliśmy o tym w trakcie "Tańca" ;))).
Było w każdym razie "rześko"!
Oprócz słońca wita nas również dobroduszne psisko, czyli Forrest :).

Daniel przygotowuje swoje rowery i staje się naszym przewodnikiem po tych pięknych rejonach.
Basia jest nieco zdziwiona, że już na samym początku wjeżdżamy na leśne trakty (kto nas zna ten wie, że zasadniczo to jesteśmy asfaltofilami i błotofobami;))).
Tak naprawdę, to jest to bardzo łagodny początek.

Już po kilku kilometrach stwierdzamy, że jeżdżenie po terenie...znów nam się podoba (wcześniej w tym roku zakochaliśmy się w szutrówkach Suwalszczyzny).
Okoliczne lasy jesienią są tak piękne, że prawie każda droga jest fajna.

Ponieważ jednak od czasu do czasu odczuwamy brak asfaltu, uczynny gospodarz nawet to potrafi nam zorganizować ;).

Przez leśny kanał prowadzący do Odry przerzucony jest drewniany mostek.
Prawie jak w dżungli...

Ponieważ Daniel użyczył nam swoich trekkingów, sam zasuwa na mieszczuchu "Hercules", który prawdę mówiąc świetnie daje sobie radę w terenie.

Po przejechaniu przez Przyborów wjeżdżamy na tereny starorzecza Odry...kiedyś tu sobie płynęła, dziś jej stare zakola zamieniły się w stawki i jeziorka.


Droga urocza ;).

Naprawdę urocza! ;)

Dawne zakola Odry...

Na jednym z mostków natykamy się na taki oto napis:

To już drugi podobny w tym roku, na wcześniejszy (również z czerwca) natknęliśmy się w tym roku w trakcie zwiedzania Pałacu Paca w czasie pobytu na Suwalszczyźnie ;).
Ze starorzecza Daniel prowadzi nas w kierunku Siedliska "drogą" wiodącą po starym wale przeciwpowodziowym.
Widoki są niesamowite, zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie i kolorowej jesieni.

W ten sposób docieramy do Siedliska nad obecny bieg rzeki Odry.
W tej części płynie ona całkiem wartko i mamy zamiar to jeszcze dziś wykorzystać ;).

Odstawiamy rowery do domu i z Danielem zaczynamy się przygotowywać do...spływu kajakowego ;))).

Pomysł może lekko szalony, bo jest już późne popołudnie a i temperatura nadal zachowuje swoją czterostopniową "rześkość", a przed nami 10 km rejsu :).
Czego jednak się nie robi dla przyjemności?
Daniel ładuje swój dmuchany kajak na dach swojego samochodu i...okazuje się, że zdechła elektryka lub akumulator :/.
Niezrażony tym Daniel zakłada mocowania do mojego samochodu, wrzucamy kajak i prosimy Basię, by pojechała z nami na miejsce startu, a potem zabrała samochód do Siedliska (a gdzie to miejsce startu jest...o tym za chwilę).
Przejeżdżamy jakieś 10 km na południe wzdłuż biegu Odry.
W pewnym momencie droga staje się wąska i się...kończy w lesie.
Nawracam jakoś pojazdem, zdejmujemy kajak, a Basia wraca z samochodem do domu.

Tymczasem przed nami jest ok. 0,6 km marszu z kajaczkiem i klamotami do miejsca, gdzie możemy go spuścić na wodę.

Start jest nieco utrudniony ze względu na wysoki stan wody i przychodzi nam startować z poziomu zalanej trawy, ale Daniel jest doświadczony i idzie gładko.

Teraz już możemy rozkoszować się malowniczymi widokami.

Wiosłować w zasadzie za wiele nie trzeba, bo nurt jest tu wartki.

Zbliża się jednak zmierzch i trudno mogłoby być wydobyć kajak na brzeg po ciemku.
Dodatkowo, spadająca poniżej 4 st.C temperatura skłania do mocnych pociągnięć wiosłami, by się rozgrzać.
Słońce właśnie zaczyna zachodzić...

Wiosłujemy mocniej i dopływamy na wysokość Bytomia Odrzańskiego.

Widoki fantastyczne, aż żal że te 2 godziny tak szybko minęły.

Kajak wyciągamy już przy szarówce (stąd marne zdjęcie) i zostawiamy w zagrodzie u wujka Daniela.


To jednak nie koniec naszej dzisiejszej aktywności fizycznej - przed nami nieco ponad 3 kilometry marszu przez las.
Na szczęście mam czołówkę, mamy lokalny izotonik i wędruje się przyjemnie.
Potem po powrocie do Siedliska jeszcze udajemy się do miejscowego sklepiku, by godnie zakończyć ten wspaniały dzień :).
Kiedy dziewczyny kładą się spać, to choć jest bardzo zimno, to my jeszcze siedzimy z Danielem przy ognisku i gawędzimy do godziny 1:30.

Rower: Dane wycieczki: 19.95 km (15.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:7.98 km/h, prędkość maks: 25.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 380 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Breń, jezioro Piasecznik i "skróty Bronika" :).

Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano: 21.07.2014Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ...

"Tonąc w asfalcie, część 2."

Drugiego dnia pobytu w Breniu Basia poczuła chęć poleniuchowania i zdecydowanie odmówiła wzięcia udziału w kolejnej upalnej eskapadzie rowerowej.
Upał nie zelżał, więc korzystając z porady Hani postanowiliśmy z "Bronikiem" poturlać się przez Łasko i Wygon na obrzeża Drawieńskiego Parku Narodowego, gdzie w lesie znajduje się przepiękne jezioro Piasecznik z krystalicznie czystą wodą.
Jeden z końcowych odcinków dojazdu wiedzie "średniowieczną" drogą brukowaną, więc za szybko nie jechaliśmy, tym bardziej że pobocza gdzieniegdzie były bardzo piaszczyste.



Po pewnym czasie zjechaliśmy na leśny trakt, którym dotarliśmy nad jezioro.

Nie tylko my dotarliśmy, bo na parkingu było sporo samochodów, a nad jeziorem sporo ludzi.

Zasadniczo nie lubię tego typu klimatów, gdzie podpite buractwo dudni muzyką lub zadymia resztę plażowiczów własnym grillem, ale dziś jakoś nawet specjalnie mnie to nie zrażało (w ogóle nie lubię za długo przebywać na plażach).
Pewnie dlatego, że chciałem się ochłodzić, a może to urok samego jeziora tak na mnie podziałał, że całkiem przyjemnie mi się tam siedziało?
Komplety buractwa były w sumie tylko dwa, po jednym na każdą "dyscyplinę" :).
Na szczęście większość plażujących była normalna i przybyła tu, by wypocząć nie zakłócając wypoczynku innym.

Sosny dochodzą do samego brzegu, a w jeziorze jest miękki biały piasek.

Całkiem sporo popływałem, a to dlatego że woda była bardzo ciepła i wyjątkowo czysta.
Super!
Po plażowaniu "Bronik" wpadł na pomysł, aby objechać jezioro "naobkoło", aby uniknąć jazdy po bruku.
Czemu nie? Nawet mnie, asfaltofilowi całkiem spodobał się ten pomysł.
Szybko się nie jechało, ale trasa przyjemna i drzewa chroniły przed upałem.

Po pewnym czasie osiągnęliśmy skraj jeziora i wyjechaliśmy na...brukowaną drogę, jeszcze dłuższą niż dojazdowa :))).
Na szczęście tu bruk był w miarę równy, a i pobocza całkiem użyteczne.

Po drodze natknęliśmy się na dziwny obelisk, którego pochodzenia i znaczenia nie jestem w stanie dojść.

Tuż przed Wygonem "Bronikowi" włączył się "szwendacz" i próbowaliśmy spenetrować boczną drogę w las w kierunku jeziora, ponieważ stały na niej śmietniki do recyclingu i Piotrek zaczął węszyć istnienie w głębi lasu jakiegoś ośrodka i plaży ;).
Trasa jednak była za daleka, a my leniwi, więc zawróciliśmy do Wygonu i przez Łasko (gdzie spotkaliśmy parę rowerzystów-wycieczkowiczów) wróciliśmy do Brenia.
W miejscowym sklepiku zakupiłem piwo, raczej nie dla smaku bo wygląda na typowego "Mózgojeba 7%", ale dla wizerunku pewnego "Misiacza" na puszce :).




Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.50 km (10.00 km teren), czas: 01:45 h, avg:13.43 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 489 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)