MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:663.09 km (w terenie 82.52 km; 12.44%)
Czas w ruchu:31:39
Średnia prędkość:19.06 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Suma kalorii:13159 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:39.01 km i 3h 09m
Więcej statystyk

Z obiadkiem na działkę w przerwie...

Środa, 30 listopada 2011 | dodano: 30.11.2011Kategoria Szczecin i okolice
Zmiętolony pracą nad tłumaczeniem ugotowałem sobie obiad, załadowałem w termos obiadowy i wyskoczyłem na godzinkę na działkę taty, żeby go wciągnąć na świeżym powietrzu.
Kurs na "Kozie" na obiadek na działce. © Misiacz

Po obiadku musiałem ponownie zahaczyć o Tesco, bo tylko tam są takie izotoniki, które mi pasują. Rower:Koza Dane wycieczki: 7.30 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

TESCO...fuj

Wtorek, 29 listopada 2011 | dodano: 29.11.2011Kategoria Szczecin i okolice
Nie lubię jeździć do marketów, ale czasem trzeba. Rower:Koza Dane wycieczki: 3.40 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do Lidla po kawę, wino i takie tam...

Poniedziałek, 28 listopada 2011 | dodano: 28.11.2011Kategoria Szczecin i okolice
Wyskoczyłem do Lidla na "Kozie" po zakupy w ramach przerwy w tłumaczeniach. Co ciekawe - wyskoczyłem tam dwa razy, bo zapomniałem kupić kawę ;)))
Widocznie jem za dużo tłustego sera, a za mało go zapijam czerwonym winem i stąd luka w pamięci;))). Rower:Koza Dane wycieczki: 6.40 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Przy sobocie po robocie ;)))

Sobota, 26 listopada 2011 | dodano: 26.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Tytuł bynajmniej nie ma nic wspólnego z jakąś libacją ;))).
Miałem dziś nigdzie nie jechać, bo mam duże tłumaczenie do zrobienia i z żalem myślałem, że Monter z ekipą zasuwa gdzieś po Puszczy Wkrzańskiej, piecze kiełbaski na ognisku, a ja tu tłukę w klawiaturę :(((.
Kiedy jednak po godzinie 13:00 zacząłem czytać każde zdanie po 3 razy i nie byłem w stanie go sensownie przetłumaczyć, oznaczało to jedno - obwody są przegrzane i należy je ostudzić pędem wiatru (oczywiście przy pomocy roweru;))). Po telefonie do Montera wiedziałem, że pieką kiełbaski nad jeziorem Stolsko.
Szans nie miałem żadnych, żeby zdążyć się załapać (z Pomorzan około 25 km), ale stwierdziłem, że chociaż wyjadę im naprzeciw i zobaczę, jak wygląda nowa ścieżka z Dobrej do Łęgów.
Ostro przycisnąłem i w miarę szybko przez Bezrzecze i Wołczkowo dotarłem do Dobrej (pomijając niechcianą przerwę na ręczne dopompowanie koła, bo nie dokręciłem na stacji zaworka).
Wreszcie dojechałem do ścieżki, która wygląda ładnie, ale te barierki ... toż to odpady z jakiejś budowy, a nie barierki, choć zadanie spełniają.

Ledwie zrobiłem zdjęcie, a tam z naprzeciwka nadjeżdża "Monterska" ekipa...no to się najeździłem nową ścieżką! ;)


Ekipa poczekała chwilę, bym mógł skoczyć za zakręt i zerknąć, jak ścieżka wygląda dalej.

Ci panowie, z którymi jeżdżę na spacer się nie wybrali, więc do Głębokiego prawie nie schodziło 30 km/h z liczników.
Tam zatrzymaliśmy się na króki postój, patrzymy, a tam kolejna znajoma - Tunia!
Nie minęła dłuższa chwila, a pojawił się również Piotrek "g286". Mały ten Szczecin albo nas tak dużo :).

Jadąc przez Las Arkoński grupa się nieco rozproszyła, a jako że Tunia jechała turystycznie, więc się dołączyłem, a po chwili również i Krzysiek "Monter".
Rozjechaliśmy się spod Pomnika Czynu Polaków, musiałem jeszcze tylko cyknąć naszej kokietce fotkę ;))).

Odprowadziliśmy Tunię do ul. Wawrzyniaka, gdzie zapakowała się w samochód, a z Piotrkiem i Krzyśkiem ruszyliśmy w stronę Turzyna.
Tam przed światłami klaksonem pozdrowił nas samochód, w którym jechał "Jewti" z RS.
Dziś okolica naprawdę pełna była znajomych rowerzystów! :) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 42.32 km (2.00 km teren), czas: 02:05 h, avg:20.31 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 910 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Szlachetna Masa Krytyczna (Szczecin)

Piątek, 25 listopada 2011 | dodano: 25.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Dziś Masa Krytyczna była "szlachetna" - rowerzyści zbierali dary dla ubogiej rodziny.
Bronik, Rowerzystka, Monter. © Misiacz

Jechaliśmy obwieszeni balonikami - dzięki temu rowery były na pewno parę gram lżejsze ;))).
"Masowe" balony :) © Misiacz

Po jakimś czasie zaczął kapać deszcz, więc urwaliśmy się z Bronikiem na Wyzwolenia i zahaczając o Lidla wróciliśmy na Pomorzany. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 16.24 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 343 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Z Jurkiem po jego poniewierce...

Wtorek, 22 listopada 2011 | dodano: 22.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Tytuł jest w zasadzie błędny, bo Jurek nie wrócił z tej poniewierki po Holandii na dobre, a na pięciodniową przerwę.
Umówiliśmy się na 12:40 pod Starą Komendą, gdzie załatwiłem sprawę służbową i podjechaliśmy na Plac Lotników, gdzie z kolei swoją sprawę załatwił Jurek.
Spokojnym, spacerowym tempem dojechaliśmy na Jasne Błonia.

W zasadzie to spotkaliśmy się głównie nie na jazdę, a na gadanie na rowerkach, dlatego w bardzo statecznym tempie toczyliśmy się przez Lasek Arkoński.

Po chwili dotarliśmy w okolice ul. Miodowej niedaleko jeziora Głębokiego, gdzie zatrzymałem się na kawę i kanapkę i oczywiście pogawędki.

Po odpoczynku ruszyliśmy w ślimaczym tempie wokół jeziora Głębokiego i tak się zagadaliśmy, że nawet fotki nie strzeliłem...
Gdy wracaliśmy, Jurkowi zachciało się obejrzeć postępy prac na remontowanej ul. Arkońskiej.
Nadal trwa również renowacja zabytkowej wiaty tramwajowej.

W wyniku prac konserwatorskich odkryty został przedwojenny napis, który brzmi: "Für Fahrgäste der Strassenbahn" - "Dla pasażerów tramwajów" (czyli nie dla pijaków i obszczymurków).

Prawdę mówiąc, zakres prowadzonych prac robi wrażenie, nawet szyny tramwajowe umieszczane są w gumowych osłonach, aby tramwaje mniej hałasowały. Znając destrukcyjną mentalność naszych projektantów i drogowców byłem zaskoczony nie tylko tym, że nie wyrżnięto w pień wszystkich drzew tam rosnących, ale też zabezpieczono je deskami i folią! Naprawdę jestem miło zaskoczony. Remontowana jest również zabytkowa szkoła, a remont wykonuje przedsiębiorstwo konserwacji zabytków, a nie "jakaś tam firma".

Jadąc dalej, na skrzyżowaniu ul. Niemierzyńskiej z ul. Lenartowicza i ul. Żupańskiego zostaliśmy poproszeni o pomoc przez dziadunia ciągnącego wózek z drewnem. Po raz kolejny okazało się, że nie wożę całego swojego majdanu narzędziowego na darmo. Kluczem nr 13 szybko załatwiłem sprawę odpadającego kółka u dziadkowego wózka. Chwilę porozmawialiśmy o rowerach i ruszyliśmy dalej.
Serwis wózka napotkanego dziadka. Zdjęcie autorstwa JurkaTC. © Misiacz

Na chwilę wzięło mnie na sentymenty i pokusiłem się o może niezbyt wyrafinowaną fotkę sklepu "Kaśka" i bloku nad nim przy ul. Niemierzyńskiej 10, ale wynika to z tego, że mieszkałem tam z Basią w wynajmowanej kawalerce przez rok przed ślubem i mimo, że okolica nie wydaje się najciekawsza, mam stamtąd prawie same miłe wspomnienia :).

Przez ul. Niemcewicza dotarliśmy na ul. Kadłubka pod "Starą Winiarnię".
Warto kliknąć na powyższy link, bo wnętrza zabytkowych piwnic są pięknie odrestaurowane, a co ważniejsze - Joanna z "Rowerowego Szczecina" (i również ze sklepu rowerowego "Mad Bike") poinformowała, że odbędzie się tam pokaz tańców irlandzkich i będzie muzyka na żywo (miejmy nadzieję, że i Asia będąc członkinią zespołu również dla nas zatańczy:)).
Rowerzyści i sympatycy będą mile widziani, początek o godzinie 20:00 w czwartek 24 listopada 2011.
Ja zamierzam się pojawić :).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 32.33 km (13.00 km teren), czas: 02:09 h, avg:15.04 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 670 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Dzięki Monterowi odnalazłem rodzinę...w Schwedt ;)))

Niedziela, 20 listopada 2011 | dodano: 21.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Miałem więcej pomysłów na tytuły, typu "Seria gum Montera trwa", czy "Chamstwo na drogach", ale obstaję przy tytule, który dałem, w końcu rodzina (i do tego odnaleziona) jest najważniejsza;)).
Skład ekipy był w dużej części podobny to tego jak we wczorajszej wycieczce nad jezioro Piaski i do Trzebieży.
Ubyło Baśki i Piotrka (?), przybył kolega Sebastian "Grom" z Rowerowego Szczecina.
Mieliśmy ruszyć parę minut po 8:30 spod Tesco na Pomorzanach.

Mieliśmy, bo choć Krzysiek "Monter" wczoraj trzy razy łatał dętkę, ta nie odpuściła mu i dziś. Czwarty raz w ciągu 2 dni.
Przeszukanie opony pod kątem ewentualnych szkieł czy drutów znowu nic nie dało.

Dętka zmieniona, można ruszać.
Mgła tego poranka była tak gęsta i mokra, że dawno takiej nie widziałem. Oblepiała ubrania, skraplała się na rękawiczkach i kasku, krople wody toczyły się z daszku na nos.
Wszyscy oczywiście jechaliśmy na światłach. Dobrze, że Grom i Monter mają potężne lampy z tyłu i z przodu, mimo mgły dzięki nim widać nas było z bardzo dużej odległości.
Kiedy dojechaliśmy do Przecławia, Gadzika i Groma, jadących jako ostatnich w kolumnie spotkało bardzo niebezpieczne i nieprzyjemne zdarzenie. Wyjątkowo chamski i agresywny kierowca autobusu linii nr 81 przy wyjeżdżaniu z drogi podporządkowanej próbował celowo staranować naszych kolegów. Nie mam energii już, żeby więcej o tym pisać, całe zajście opisałem dokładnie na Forum Rowerowego Szczecina, jeżeli ktoś jest zainteresowany, to odsyłam do TEGO LINKA (KLIK).
Do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego zostanie skierowana skarga na tego kierowcę.
Jeżeli są jacyś zainteresowani ewentualną pikietą na pętli, służę informacjami ;))).
Minęliśmy Kołbaskowo, Rosówek i przekroczyliśmy granicę państwa świeżo wyremontowaną drogą na przejściu. Miałem nadzieję, że granica symbolicznie odetnie nas od wyjątkowego chamstwa, niesmaku i stresu, który był naszym udziałem i zostawimy go za sobą. Troszkę pomogło, ale nie do końca...
Za Staffelde zaskoczyło mnie to, że Niemcy zerwali kostkę brukową na zjeździe do Mescherin i wylewają asfalt (jeden pas jest gotowy). Nie przeszkadzała mi ta kostka jako kierowcy samochodu, nie przeszkadzała jako rowerzyście (był z boku oddzielny pas dla rowerów z asfaltu), no ale widocznie jest to podyktowane jakimiś względami.
Trochę szkoda, bo kostka była na pewno zabytkowa i prezentowała się malowniczo...
W Mescherin miałem ponownie okazję napić się gorącego napoju z termosu.
Skrzynka Bronika to najlepszy rowerowy stół i statyw pod aparat, jaki do tej pory spotkałem ;))).

Aaa...nie napisałem skąd wzięła się okazja do przerwy.
Cóż...Monter znów złapał gumę ;))).
Tym razem nie obyło się bez mamrotania "panienek" pod nosem ;).

Za oglądanie opony wzięło się już teraz konsylium rowerzystów, bowiem Monter był już tak zdesperowany, że chciał wracać do domu.
Najlepszym wzrokiem wykazał się Gadzik i wypatrzył w gumie mikroskopijną igiełkę szkła, która non-stop dziurawiła Krzyśkowe dętki.
Koło zamontowane, można ruszać.
Ja po dojechaniu do Gartz zatrzymałem się, bowiem gęstość mgły tego dnia była niesamowita.
Łódź wędkarzy wyglądała, jakby była zawieszona nie wiadomo gdzie, ani to woda, ani to niebo (ze słowem niebo tu nieco przesadziłem;)).
Mgła na Odrze w Gartz. © Misiacz

Jako, że reszta ekipy już pojechała, więc na odcinek do Friedrischsthal ruszyłem po wale przeciwpowodziowym sam. Po jakimś czasie mgła zaczęła zanikać, gdzieniegdzie nawet próbowało przebijać się słońce. Wtedy dostrzegłem Bronika, który również jechał samotnie. Już we dwóch dojechaliśmy do miejsca postoju we Friedrischsthal, gdzie zająłem się bułką i termosem.

Dziwna rzecz, niby listopad, ciężka jesień, a w powietrzu latały jeszcze jakieś muszki.
Na odcinku przed Gatow dostrzegliśmy również wyjątkowo misterną konstrukcję z babiego lata i rosy.

Przed Schwedt odbiliśmy na Gatow i Vierraden, by tradycyjnie jak zawsze nie wjeżdżać od strony mostu na Odrze.
Po dojechaniu do Schwedt Krzysiek zabrał nas na wycieczkę szlakiem wyjątkowo ciekawych przykładów graffiti.
Tu widać malunki na transformatorze przed szkołą muzyczną.

Klucząc uliczkami Schwedt, oglądając wiele innych malunków i przedzierając się przez NRD-owskie blokowiska dotarliśmy wreszcie do głównego celu wycieczki.
Tam odnalazłem swoją rodzinę! ;)))
Przedstawiam: oto ciocia Helga i wujaszek Helmut! ;)))
Ciocia Helga i wuj Helmut. © Misiacz

Ciocia była bardzo wzruszona...

Wuj starał się trzymać wzruszenie na wodzy i nie uronić łezki...

Rodzinka żyje sobie w bardzo ładnym otoczeniu.



Nadszedł niestety czas rozstania i po wypiciu herbatki i spałaszowaniu czegoś słodkiego, pożegnaliśmy moją Misiaczową rodzinę i skierowaliśmy się w drogę powrotną do Szczecina.
Krzysiek poprowadził nas nieco inną trasą do Vierraden, skąd już tą samą drogą co wcześniej dojechaliśmy do Gatow, a dalej do Gartz.
Przed Gartz spotkaliśmy znajomego "Kajacka", który wracał już z nami do Szczecina.

Po dojechaniu do Mescherin wyrwałem szybko pod górkę (forma jakoś wyjątkowo dopisywała), by uwiecznić na fotce kolegów podjeżdżających świeżo wylanym asfalcikiem, o którym wspominałem na początku relacji.

W miarę zbliżania się do Polski zaczęła pojawiać się mgła, a już przed Kołbaskowem znów było "mleczko", więc lampki poszły w ruch.
Jeszcze tylko krótka przerwa na stacji Lotos i w całkiem żwawym tempie dojechaliśmy do Szczecina. Pożegnaliśmy się z Sebastianem, sami zaś zajechaliśmy jeszcze do Lidla, bowiem po takiej wycieczce zakup napojów izotonicznych na wieczór był jak najbardziej uzasadniony... ;) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 118.14 km (2.00 km teren), czas: 05:08 h, avg:23.01 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2478 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

Gumy w Piaskach :)

Sobota, 19 listopada 2011 | dodano: 19.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Na godzinę 9:30 Krzysiek "Monter61" ogłosił zbiórkę pod Pomnikiem Czynu Polaków, tzw. "ptakami" na wyjazd BS i RS w kierunku Trzebieży, w pakiecie z ogniskiem nad jeziorem Piaski.
Na miejsce zbiórki dotarłem na czas, jadąc platanową aleją Jasnych Błoni.

W sumie było nas 7 osób, w tym jedna babeczka, znaczy Baśka "Rudzielec102". ;)
Spod "ptaków" przez Park Kasprowicza pojechaliśmy jeszcze do Netto w celu zakupu zestawu ratunkowego nad jezioro. ;)

Zestaw ratunkowy zasponsorowany (dzięki!) przez Montera wygląda tak:

Nie bardzo wiem, skąd ta nazwa, może chodzi o ratowanie ekipy przed głodem? ;)
Spod Netto przejechaliśmy Laskiem Arkońskim na Głębokie, skąd przez Pilichowo i Tanowo pojechaliśmy drogą na Dobieszczyn.
Po drodze minął nas Rammzes, pozdrowił, ale gadać z nami nie chciał i pojechał dalej ;).
Przy skrzyżowaniu prowadzącym do Leśniczówki Zalesie skręciliśmy w prawo w las w kierunku jeziora Piaski.

Kiedy byliśmy już blisko celu, moją uwagę zwróciła dziwnie płaszcząca się opona Baśki i sama Baśka, która bujała się na niej jak na poduszce.
Sprawa była oczywista - guma. Na szczęście udało się dotrzeć nad jezioro, gdzie ja z Baśką zajęliśmy się naprawą, a reszta zajęła się kiełbaskami.


Po udanej naprawie poszedłem na pomost, bo jezioro to jest jak zawsze malownicze i zasługuje na fotkę.

Wreszcie i ja z Baśką mogliśmy zająć się kiełbaskami.


Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że kiełbaski jedliśmy z musztardą, którą Monter z ekipą pozostawił na stoliku tydzień temu. ;)))
O dziwo, nikt jej nie ukradł, choć kosztowała całe 97 groszy! ;)))
Mniej śmieszne było to, że kiedy mieliśmy już ruszać, Monter spostrzegł, że i on złapał gumę...podobnie jak tydzień temu w tym samym prawie miejscu.

Po uporaniu się z naprawą pojechaliśmy do Trzebieży drogą biegnącą od Myśliborza Wielkiego (który w sumie jest mały;))).
W Trzebieży zrobiliśmy sobie na plaży na brzegu Zalewu Szczecińskiego mały popas.
Nie wiem czemu, ale jak na komendę wszyscy wyjęli swoje telefony (oprócz mnie;)).

Bo kawce i posiłku do domu postanowiliśmy jechać czarnym szlakiem przez las. Droga początkowo była asfaltowa, potem zrobiła się typowo leśna.

W następnej wiosce Monter stwierdził:
- Mam wrażenie, jakby nadal jechał na kapciu...
...by po chwili dodać:
- Ja JADĘ na KAPCIU!!!
Cóż, mieliśmy kolejną przerwę, na razie na próbę Krzysiek dopompował koło.
My w tym czasie podziwialiśmy "okoliczności przyrody".

Wreszcie ruszyliśmy i zagłębiliśmy się w las.
Przed lasem zaś stał taki oto znak z informacją od leśniczego ;))) !
Informacja leśniczego ;) © Misiacz

Kiedy z lasu już mieliśmy wyjechać na drogę na Tanowo, Monter stwierdził, że znów ma kapcia, więc po raz kolejny wymienił dętkę.
My w tym czasie obserwowaliśmy, jak sprawnie operatorowi chwytaka idzie załadunek bali drewna.

Bo szybkiej wymianie gumy (wiadomo, doświadczenie czyni mistrza) ruszyliśmy znaną nam już trasą przez Tanowo w kierunku jeziora Głębokie.
Tam znów posililiśmy się, pożegnaliśmy, po czym prawie każdy pojechał w swoją stronę, a niektórzy nie w swoją ;).
Ja z Piotrkiem "Bronikiem" ruszyliśmy na Pomorzany, gdzie po drodze spotkaliśmy kolejnego znajomego bikera, Marka "Odysseusa", który wracał z wycieczki do Schwedt.

Zajechaliśmy jeszcze do sklepu "Piotr i Paweł" (hehe...Piotr "Bronik" i Paweł "Misiacz"), gdzie Piotrek zakupił napój izotoniczny marki "Piwo Lubuskie" ;).
Przejechaliśmy przez ciemny już Cmentarz Centralny i ... byliśmy za moment na Pomorzanach.
Jutro szykuje się kolejny wyjazd z ekipą, tym razem do Schwedt. Monter twierdzi, że gdzieś tam widział jakieś "misiacze" namalowane na stacji transformatorowej, więc trzeba je odszukać ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 89.48 km (12.00 km teren), czas: 04:38 h, avg:19.31 km/h, prędkość maks: 39.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1808 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

(Nie)samotnie na (pół)Szlaku Bielika

Środa, 16 listopada 2011 | dodano: 16.11.2011Kategoria Szczecin i okolice
Z braku lepszych planów na godziny południowe zebrałem się na rowerek z zamiarem spokojnego spacerku przez Siadło Górne, Kołbaskowo, Moczyły i powrót częścią Szlaku Bielika.
Wysyłałem wcześniej SMS-a do Gadzika, czy nie ma ochoty na przejażdżkę, ale z braku odpowiedzi ruszyłem sam, dzwonić nie chciałem, bo może odsypiał akurat nocną zmianę.
Przejechałem przez Ustowo, dojechałem do Kurowa, a tam...z przeciwka nadjeżdża Gadzik ;)))!

Okazało się, że wracał już z Niemiec do domu, dokąd wybrał się na zbiór przydrożnych jabłek. Tak długo gadaliśmy, że stwierdziłem, że bez sensu robić to na stojąco, tak więc Gadzik zawrócił i w kierunku Moczył ruszyliśmy razem. Miał sporo kilo balastu, ale to silny chłop przecież.
Za Siadłem Górnym dojechaliśmy do głównej drogi wiodącej do autostrady i do Kołbaskowa. W kierunku na Przecław zaś trwały jakieś roboty, które - oby, oby - przypominały...budowę ścieżki rowerowej! Mam nadzieję, że to nie chodnik do jakiegoś przystanku...
Tunia, wiesz coś na ten temat :) ?

Z Kołbaskowa dojechaliśmy do miejsca postoju w Moczyłach.
Rowery-rekwizyty nadal - o dziwo - jeszcze nie skradzione i mimo buchniętego już licznika, reszta na razie ma się jako tako.

Od tego momentu do Siadła Dolnego jechaliśmy Szlakiem Bielika, potem zaś polną drogą nad Odrą aż do Kurowa, skąd dojechaliśmy na Pomorzany.
Na Szlaku Bielika. Ostry zjazd. © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 24.38 km (8.00 km teren), czas: 01:28 h, avg:16.62 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 498 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Breń dzień 3: Pałac Mierzęcin i zaskakująca decyzja Basi...

Poniedziałek, 14 listopada 2011 | dodano: 14.11.2011Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na niedzielę, jeszcze przed powrotem do Szczecina, mieliśmy zaplanowany krótki wyjazd do Pałacu w Mierzęcinie.
To dystans 39 kilometrów, więc Basia miałaby już zaliczone w tym roku 3.000 km (brakowało jej 35 km).
Kiedy jednak przebudziliśmy się o poranku, ze strony łóżka Basi dobiegło mnie mruknięcie:
- Misiaczu - bunt! Nigdzie nie jadę!
;)
Przekonywać nie chciałem, bo coś ją tam niby w gardle drapało, mówiła, że zmęczona i śpiąca, że dziś zimno i szron na trawie (jakby wczoraj i przedwczoraj nie było szronu i było ciepło ;)))...
Też jakoś tak straciłem pierwotny zapał, zresztą dni wyjazdów z Brenia, kiedy zmuszony jestem wrócić do Szczecina są dla mnie zawsze jakieś takie dołujące :(.
Mimo tego stwierdziłem, że najlepszym sposobem na poprawę humoru będzie jednak wycieczka rowerowa.
Zwlokłem się do sieni, załadowałem rower, naciągnąłem ochraniacze na buty i ruszyłem niezbyt żwawo w stronę miejscowości Klasztorne.
Pogoda była jakaś taka impresjonistyczna, naprawdę ładnie, a ja wlokłem nogę za nogą na pedałach i za nic nie mogłem z siebie wykrzesać zapału.

Raz mi było za gorąco, raz za zimno i zupełnie nie podobało mi się, że do Klasztornych cały czas wspinałem się pod lekkie nachylenie i pod wiatr.
Jeszcze wczoraj bez problemu "łykałem" każdą górkę, a teraz miałem wrażenie, że ktoś mi położył na bagażniku kilka worków ziemniaków.
Z Klasztornych skręciłem na Dobiegniew. Niestety, przez większość trasy nadal miałem pod górkę i pod wiatr, więc w najbliższym lesie zatrzymałem się, żeby zrzucić z siebie nieco ciuchów, bo zrobiło mi się naprawdę gorąco. Dobrze, że lasek ładny...

Po przebraniu się jakość jazdy nieco mi się poprawiła. Po przekroczeniu przed Dobiegniewem tablicy informującej, że wjeżdżam do województwa lubuskiego momentalnie poprawiła się też jakość drogi, jakbym wjechał do innego kraju. Nie było już kolein i łat, tylko gładziutki asfalcik. Tylko, że nadal w większości pod górkę...
Przed samym Dobiegniewem zatrzymałem się na moment nad jeziorem Wielgie, bo widok wart był uwiecznienia.

Jadąc prawie cały czas pod górkę, zaraz za Dobiegniewem dotarłem do skrętu na Mierzęcin, skąd miałem do pałacu około 6-7 km...pod górkę :(.
W Mierzęcinie kiedyś z Basią byliśmy, ale samochodem, więc teraz przyszedł czas na dojazd rowerem, szkoda, że bez towarzystwa.
Warto obejrzeć i pałac i otaczające go zabudowania folwarczne, park pałacowy, malutki cmentarzyk dawnych właścicieli znajdujący się na terenie posiadłości.
W tej chwili obiekt służy celom hotelowo-rekreacyjnym i jest ładnie odrestaurowany.


Na terenie posiadłości odbywają się też imprezy plenerowe, więc skorzystałem z wybudowanej w tym celu wiaty i połknąłem tamże termosik kawy i bułę z serem.

Dochodziła godzina 12:00, wstyd przyznać, ale z Brenia wyjechałem około 10:30, co oznacza, że 18 km przejechałem w 1,5 godziny! Taki dzień...
Zebrałem się jeszcze na krótki objazd terenów pałacowych. Jakoś nie miałem weny robić tego zbyt dokładnie, tym bardziej, że musiałem jeszcze wrócić do Szczecina, a po drodze chcieliśmy ponownie zajechać do Pełczyc na przepyszną pizzę.
Cyknąłem na "odjezdnym" pięknie odnowiony budynek starej pałacowej gorzelni i tą samą drogą skierowałem się do Brenia.

Droga powrotna szła mi dużo lepiej, bo większa część siłą rzeczy była teraz z górki, jednak żeby nie było za fajnie, to wiatr zmienił się na przeciwny i ponownie dmuchał mi w gębę :/.
Przejechałem przez Dobiegniew, dotoczyłem się do Klasztornych i szczerze liczyłem, że sobie zjadę lekką pochyłością w dół do Brenia, jednak wiatr sprawił, że nie przekraczałem prędkości 22 km/h i to pedałując. Droga tam jest wyboista, więc - co za dzień - mamrotałem pod nosem "niech ten wyjazd się już skończy", co u cyklotyka nie jest normalnym objawem ;).
Wreszcie z westchnieniem ulgi, po godzinie jazdy z Mierzęcina (a więc powrót poszedł mi lepiej o jakieś 30 minut) dojechałem do posiadłości Hani, wykąpałem się, przebrałem i zająłem ładowaniem rowerów na samochód. To o dziwo poszło wyjątkowo sprawnie.
Jeszcze raz, przepiękną trasą przez Rębusz, Chłopowo i Krzęcin jechaliśmy do Pełczyc, gdzie czekała na nas nagroda w postaci wspaniałej pizzy "A La Sztark".
A potem, cóż...na zewnątrz powoli zapadał zmierzch, w nas rosła melancholia i trzeba było wsiadać w samochód i wrócić z tej przepięknej bajki do naszego Szczecina...
Dziękujemy Ci Haniu za kolejny wspaniały pobyt.

P.S.
Hania zaprasza w przyszłym roku naszą grupkę BS i RS na weekendowy pobyt z namiotami. Miejsca do ich rozbicia jest mnóstwo, tereny okoliczne są przepiękne, aby do lata...
Możemy tam zrobić kolejny wspaniały zlot. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 39.02 km (2.00 km teren), czas: 01:54 h, avg:20.54 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 815 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)