MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Drawieński Park Narodowy

Dystans całkowity:1656.54 km (w terenie 176.04 km; 10.63%)
Czas w ruchu:91:22
Średnia prędkość:17.47 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma kalorii:20051 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:57.12 km i 4h 21m
Więcej statystyk

Breń, jezioro Piasecznik i "skróty Bronika" :).

Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano: 21.07.2014Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ...

"Tonąc w asfalcie, część 2."

Drugiego dnia pobytu w Breniu Basia poczuła chęć poleniuchowania i zdecydowanie odmówiła wzięcia udziału w kolejnej upalnej eskapadzie rowerowej.
Upał nie zelżał, więc korzystając z porady Hani postanowiliśmy z "Bronikiem" poturlać się przez Łasko i Wygon na obrzeża Drawieńskiego Parku Narodowego, gdzie w lesie znajduje się przepiękne jezioro Piasecznik z krystalicznie czystą wodą.
Jeden z końcowych odcinków dojazdu wiedzie "średniowieczną" drogą brukowaną, więc za szybko nie jechaliśmy, tym bardziej że pobocza gdzieniegdzie były bardzo piaszczyste.



Po pewnym czasie zjechaliśmy na leśny trakt, którym dotarliśmy nad jezioro.

Nie tylko my dotarliśmy, bo na parkingu było sporo samochodów, a nad jeziorem sporo ludzi.

Zasadniczo nie lubię tego typu klimatów, gdzie podpite buractwo dudni muzyką lub zadymia resztę plażowiczów własnym grillem, ale dziś jakoś nawet specjalnie mnie to nie zrażało (w ogóle nie lubię za długo przebywać na plażach).
Pewnie dlatego, że chciałem się ochłodzić, a może to urok samego jeziora tak na mnie podziałał, że całkiem przyjemnie mi się tam siedziało?
Komplety buractwa były w sumie tylko dwa, po jednym na każdą "dyscyplinę" :).
Na szczęście większość plażujących była normalna i przybyła tu, by wypocząć nie zakłócając wypoczynku innym.

Sosny dochodzą do samego brzegu, a w jeziorze jest miękki biały piasek.

Całkiem sporo popływałem, a to dlatego że woda była bardzo ciepła i wyjątkowo czysta.
Super!
Po plażowaniu "Bronik" wpadł na pomysł, aby objechać jezioro "naobkoło", aby uniknąć jazdy po bruku.
Czemu nie? Nawet mnie, asfaltofilowi całkiem spodobał się ten pomysł.
Szybko się nie jechało, ale trasa przyjemna i drzewa chroniły przed upałem.

Po pewnym czasie osiągnęliśmy skraj jeziora i wyjechaliśmy na...brukowaną drogę, jeszcze dłuższą niż dojazdowa :))).
Na szczęście tu bruk był w miarę równy, a i pobocza całkiem użyteczne.

Po drodze natknęliśmy się na dziwny obelisk, którego pochodzenia i znaczenia nie jestem w stanie dojść.

Tuż przed Wygonem "Bronikowi" włączył się "szwendacz" i próbowaliśmy spenetrować boczną drogę w las w kierunku jeziora, ponieważ stały na niej śmietniki do recyclingu i Piotrek zaczął węszyć istnienie w głębi lasu jakiegoś ośrodka i plaży ;).
Trasa jednak była za daleka, a my leniwi, więc zawróciliśmy do Wygonu i przez Łasko (gdzie spotkaliśmy parę rowerzystów-wycieczkowiczów) wróciliśmy do Brenia.
W miejscowym sklepiku zakupiłem piwo, raczej nie dla smaku bo wygląda na typowego "Mózgojeba 7%", ale dla wizerunku pewnego "Misiacza" na puszce :).




Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.50 km (10.00 km teren), czas: 01:45 h, avg:13.43 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 489 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Breń, pałac w Mierzęcinie i opactwo cystersów. Upał!

Sobota, 19 lipca 2014 | dodano: 21.07.2014Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Z Basią...

"Tonąc w asfalcie, część 1."


Tak w zasadzie powinien brzmieć tytuł wpisu :).
Wpadłem na pomysł, że już czas wybrać się do Hani, Soi i Selmy do Brenia w ten weekend...no, czas już był dawno, ale okazji nie było.
W piątek po 20:30 z zapakowanymi na dach rowerami moim, Basi "Misiaczowej" i "Bronika" ruszyliśmy w 120 km podróż, przy okazji testując nową "szynę" rowerową Piotrka.

Podróż przebiegła szybko i pół godziny przed 23:00 zameldowaliśmy się Breniu witani przez Hanię oraz radosnym merdaniem ogonami przez Soję i Selmę :).

Posiedzieliśmy troszkę na werandzie przy tym i owym i poszliśmy spać do swoich pokoi, by nazajutrz upalnego dnia ruszyć na wycieczkę do pałacu w Mierzęcinie.

Na początek pokazujemy Piotrkowi kamienny średniowieczny drogowskaz przy rozstaju dróg w Breniu.

Przez Klasztorne, gdzie panował "ruch samochodowy jak w Klasztornym" dotarliśmy do Dobiegniewa, gdzie zatrzymujemy się w knajpce na polecane rewelacyjne pierogi domowe.

Faktycznie, można polecić bo mają fantastyczny smak!
Tak dobrze nam się siedzi, że postanawiamy wracając zajechać tu ponownie, ale tym razem na deser w postaci sernika i kawy.

Dodam, że upał jest tak niemiłosierny, że mój licznik wariuje i zaczyna wyświetlać wszystko, co się da wyświetlić!!!
Potem, gdy już "ostygnie", termometr w nim wskazuje w słońcu 44 st.C !!!
Na terenie pałacu Mierzęcinie byliśmy kilkakrotnie, ale chcemy pokazać go "Bronikowi".
Okazuje się jednak, że teraz już nie można na terenie posiadłości poruszać się na rowerach, trzeba je zostawić przy stróżówce i przemieszczać się pieszo, co w butach SPD nie jest za fajne...i do tego jeszcze ten piekielny upał.
Tu jesteśmy przy budynku gorzelni, ale nie wiemy czy nadal się coś w niej pędzi :).

Stare zbiorniki, pewnie na wodę życia ;).

Pałac w Mierzęcinie.

Basia i fontanna.

Poniżej pałacu znajdują się stawy i ogród japoński.
Warto zobaczyć i wziąć lepszy aparat niż ja miałem :).
Basia na mostku.

Domek japoński.

Stawy pokryte zieloniutką rzęsą, pomiędzy którymi wije się drewniany pomost.


Basia i "Bronik" lansują się na mostku.

Woda do stawów doprowadzana jest z przepływającej obok małej rzeczki...czy cokolwiek to jest.


Przez miejsca dopływów przerzucone są pnie drzew, nie wiem po co?
Może przeciw jakimś krnąbrnym kajakarzom?

Wracamy na wzniesienie, gdzie stoi pałac i korzystamy jeszcze z dostępnej łazienki, by zastosować "klimę rowerzysty", czyli zmoczyć wodą głowy i koszulki...która i tak po 20 minutach jest sucha, dlatego w sakwach wieziemy butelki z dodatkową wodą.

Wracamy do Dobiegniewa na wspomniany wcześniej sernik i kawę, ale niestety...w knajpce akurat odbywają się chrzciny i czas oczekiwania byłby niemiłosiernie długi, co w tym upale nie wróży za dobrze, więc kierujemy się do sklepów na zakupy.
Tam można odetchnąć, jest klima!
Po zakupach Piotrek nawilża ziemię dobiegniewską dobrym, białym winem kupionym na wieczór, które wysuwa mu się w czasie pakowania z sakwy.
Szyjka stłuczona, cenny płyn wycieka.
Wracając, kierujemy się na nowo wybudowaną ścieżkę rowerową nad jeziorem, co pozwala ominąć dość duży podjazd, którym zwykle się jeździło.

Wracamy nieco inną trasą, kierując się na Bierzwnik, gdzie chcemy Piotrkowi pokazać opactwo Cystersów.
Jedzie nam się bardzo ciężko, jakby coś z nas nagle wyssało siły.
Po chwili odkrywamy przyczynę.
Asfalt na naszych drogach jest tak "dobrej" jakości, że w wyniku upału nawet nasze rowery lekko się w niego zagłębiają zostawiając ślady.
Nie dziwi mnie więc, że po kilku przejazdach ciężarówek taka droga do niczego się nie nadaje.
Po pewnym czasie trafiamy na nawierzchnię lepszej jakości i odzyskujemy siły.
Na stacji benzynowej zatrzymujemy się na espresso i lody na patyku (Basia wygrywa kolejnego;)).
Dojeżdżamy do Bierzwnika i zwiedzamy opactwo.



Historia Bierzwnika i Brenia.
W tych okolicach działały trzy huty szkła.


Po zwiedzaniu wracamy na zasłużony odpoczynek do Brenia.
Mimo że było to tylko niecałe 48 km, to upał sprawia że odczuwamy to prawie jak 100, do czego zapewne przyczynił się mocno również grząski asfalt (co za określenie;))).
To już widok z naszego saloniku w Breniu, powstała ciekawa forma geometryczna z cienia dachu i pola :).


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 47.80 km (1.00 km teren), czas: 02:56 h, avg:16.30 km/h, prędkość maks: 35.00 km/h
Temperatura:36.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 953 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Prawie triathlon...i znów "Misiacz Route No.14".

Niedziela, 24 lutego 2013 | dodano: 24.02.2013Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Kolejny szybki wypad z Basią do Hani do Brenia. Kto spodziewa się długiej wyprawy rowerowej - niech zakończy lekturę w tym miejscu, bo plan był taki, że będzie i rower i Nordic Walking i bieganie.
Roweru ostatnio tradycyjnie najmniej :/.
Do triathlonu powinno być pływanie jeszcze, ale w przeręblu nie lubię ;).
Zacząłem od smętnego widoku z okna na podmokłe pola.

Potem wyciągnąłem Hanię z kijkami...na jej szlak :).

Jest gdzie łazić, jeździć, biegać, zasuwać na biegówkach (to dla Daniela:)).

Potem przyszedł czas na mój nowy nałóg - tym razem pobiegłem z trenerką.
Towarzyszyła mi "psica" Soja i to dzięki niej podkręciłem tempo!!!



Z "Soją" biega się znakomicie po Misiacz Route No. 14, więc będziemy musieli to powtarzać!
A potem cóż...brnąłem rowerem w błocie w tempie gorszym niż bieg - przyszła odwilż i droga zamieniła się w bagno - cud, że w nim nie wylądowałem.
Kurs po fajeczki dla Hani do "centrum" :).
Rower: Dane wycieczki: 2.77 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Misiacz Route No. 14 x 2 (Breń)

Sobota, 16 lutego 2013 | dodano: 16.02.2013Kategoria Drawieński Park Narodowy, U przyjaciół ..., Po Polsce
Chcąc wyrwać się choć na moment ze Szczecina, w czwartek po pracy wskoczyłem w samochód i pojechałem na wieś do Hani do Brenia.
Za dużo jednak nie udało nam się pogadać, bo Hania zapracowana była nieziemsko, ale zawsze to coś.
Miałem dwa cele na poranek - przejechać i przebiec Misiacz Route No. 14.
O ile przejechanie tej świetnej trasy rowerem to nawet nie rozgrzewka, to przebiegnięcie 7 km wymaga pewnego wysiłku, a ja chciałem "zaliczyć" obie dyscypliny :).
Soja i S(z)elma żegnają mnie smutnymi pyskami...ale ja tu jeszcze wrócę :).

Pola podmokłe i niespecjalnie zamarznięte, było koło 0 st.C.

Na drodze nieco tańczyłem, ślisko!

Skręcam w las, kierując się średniowiecznym, kamiennym drogowskazem.

Hania zadbała w nadleśnictwie, żeby droga miała właściwą nazwę :))).

Lasy też podmokłe...

Rowerek "Rudy T-34" wypoczywa na boczku :).

A tak wyglądała trasa przejazdu i późniejszego biegu.
Rower: Dane wycieczki: 7.02 km (7.02 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 19.70 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Breń - Klasztorne - Breń z Hanią.

Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano: 08.07.2012Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, U przyjaciół ...
Pojechaliśmy z Basią do Hani do Brenia na obrzeża Drawieńskiego Parku Narodowego.
Nawet był plan wrzucenia rowerów na dach, ale prognozy były do d....więc zamiast rowerów, do Brenia wzięliśmy białe wino :))).
Wino winem, ale po serwisowaniu przeze mnie roweru Hani (T-34) i paru modyfikacjach w nim wypdało sprawdzić, czy serwisant nie był do dupy :))).
Dodam, że Basia miała lenia i roweru prawie nie tknęła (no, dotknęła go, bo to był kiedyś Basi rowerek).
Zostawiamy znajomych w "obejściu" i ruszamy na "trasę", na początek 1,5 km do kiosku "Ruchu" :))).

Wydaje się, że rowerek idzie świetnie, siodełko zmienione, kierownica podniesiona, koszyk ustawiony jak należy, łańcuch nasmarowany, przedni hamulec naciągnięty...żebym to ja swój własny tak chciał serwisować :))).

Z miny wynika, że jednak jest OK! :)

Kiosk to za mało, ruszyliśmy na trasę 9 km na Klasztorne!
Po drodze gwałtownie zahamowałem.
No co...musiałem uwiecznić ten pejzaż!

Za chwilę Hania uwieczniła mnie.

No dobra, jeszcze jeden pejzaż...zdjęć prawie tyle, co kilometrów, ale ważne, że było fajnie, a nie dystans :)))!!!

Rekordów ostatnio nie biję jak widać po dystansie ;)))...ale walka z leniem nadal trwa! Rower: Dane wycieczki: 9.00 km (5.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Breń, Misiacz, piachy i Puszcza Drawska.

Czwartek, 3 maja 2012 | dodano: 03.05.2012Kategoria Drawieński Park Narodowy, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
W drodze do Mrągowa z majówkową wizytą u teściowej, zatrzymaliśmy się u Hani w Breniu w jej agrodomku.
Po południu wsiadłem na były rower Basi "Misiaczowej" (obecnie Haniowy) i pojechałem trasą przez Puszczę Drawską zalecaną przez Hanię.

Na rozstaju dróg w Breniu stoi średniowieczny, kamienny drogowskaz, profilaktycznie nie podaję lokalizacji, bo podobne skradziono z Puszczy Bukowej (jak to u nas można kraść wszystko, co popadnie?) :(((.

Droga początkowo przebiegała bardzo kopnym piachem, więc przyszło mi przedzierać się polem.

Dzięki temu, że rower Fort jest niczym czołg T-34, dało się jechać.
Trasa przepiękna, choć czasami droga była dość grząska.

Piękna pora roku, kwitną drzewa, alergicy się cieszą ;))).

W puszczy natknąłem się na grupę polodowcowych wodnych oczek wytopiskowych.

Powoli (naprawdę powoli) zbliżałem się do Radęcina. Dotarłem na skraj Puszczy Drawskiej.

Zamiast kopnego piachu miałem teraz w nagrodę starodawny bruk w Radęcinie, ale co tam, T-34 przejdzie wszędzie ;).

Potem bruk się skończył i do Słowina miałem asfalt.

W Słowinie zatrzymałem się zapytać tubylców o szutrówkę do wsi Klasztorne. Przy okazji cyknąłem fotkę miejscowemu kościołowi.

Ze Słowina do Klasztornych biegnie malownicza polna droga.

Wkrótce doprowadziła mnie ona na brzeg Morza Żółtego.

Wkrótce morze otaczało mnie ze wszystkich stron.

Z Klasztornych "wskoczyłem" na szutrówkę do Brenia, by czym prędzej zasiąść w leżaku, wziąć laptopa i najpopularniejszy miejscowy napój izotoniczny w łapę i zabrać się za pisanie tego wpisu ;))) Rower: Dane wycieczki: 18.11 km (16.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Na T-34 po "Jako".

Niedziela, 22 stycznia 2012 | dodano: 22.01.2012Kategoria Drawieński Park Narodowy, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Niedziela to już nie to...niedziela jest "skażona poniedziałkiem"...
Koniec pobytu Breniu "uczciłem rowerowo", no może bez rewelacji co do dystansu, szybkim wypadzikiem do sklepu po "Jako", którego w Szczecinie nie uświadczysz (czasem do kupienia w Buku).
Widok z pokoju w Breniu. © Misiacz

widok z salonu w Breniu. © Misiacz

Wracając ze sklepu zatrzymałem się na moment koło kościoła,
Kościół p.w. św. Józefa w Breniu. © Misiacz

Droga do sklepu wiedzie nad strugą łącząca j. Breń i j. Wielkie Wyrwy, której nazwy nie mogłem uzyskać od tubylców, bo być może nazwy nie ma :).
Struga łącząca j. Breń i j. Wielkie Wyrwy. © Misiacz

Rower: Dane wycieczki: 3.25 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Offroad na T-34 w Breniu

Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano: 21.01.2012Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Po "inteligentnych" wyczynach Ministerstwa Zdrowia i Bartosza A. trudnych do objęcia racjonalnym umysłem musiałem szybko wywieźć Basię na wieś, do Brenia, do którego - jakby wiedziona przeczuciem - zaprosiła nas Hania, aby mogła odpocząć od ciężkiego stresu, fundowanego jej codziennie przez NFZ i rządową spółkę.
W piątek wieczorem już byliśmy u Hani i bez zbędnych opóźnień zabraliśmy się za walkę ze stresem :).
Bój to był ciężki i późnym (naprawdę późnym) popołudniem zdecydowałem się na malutką wycieczkę. Jako, że tak zmęczonemu wczorajszą walką nie uchodziło pojawiać się na drogach publicznych, postanowiłem przejechać się po lesie trasą Misiacz Route No. 14, przez tubylców zwaną też drogą pożarową nr 14.
Misiacz Route No. 14. © Misiacz

Wsiadłem na rower Hani, który jakieś 14 lat temu był rowerem Basi, ale wybrał życie na wsi i słusznie, bo dobrze się tu spisuje :).
Dwukołowy T-34 w Breniu. W tle Soja i Selma. © Misiacz

Co do finezji i subtelności, to rower ten można porównać do radzieckiego czołgu T-34.
Jednak dzięki temu, podobnie jak czołg T-34, niezawodnie i dzielnie przedzierał się przez pełną błota i kałuż drogę dojazdową do trasy nr 14, którą rozjeździły pojazdy drwali. Ani razu się nie zakopał, nie buksował, nie uślizgiwał - tylko dzielnie parł do przodu, a ja nie wylądowałem w bagnie (co niechybnie stałoby się moim udziałem, gdybym próbował tam przejechać na swoim KTM-ie, bo już kiedyś próbowałem i marnie to wyszło).
W ogóle, to jakieś 500 m po wyruszeniu na trasę zaczął padać deszcz, ale nie zamierzałem się cofać.
Cóż...wiosna tej zimy jest wyjątkowo jesienna.
Błotko ujęcie 1. © Misiacz

Wreszcie dotarłem do Misiacz Route No. 14, która jest drogą utwardzoną szutrem i tu już jechało się przyzwoicie.
Żeby było weselej, do padającego deszczu dołączył mokry śnieg i zrobiło się jeszcze fajniej ;).
Szutrówka - Misiacz Route No. 14. © Misiacz

Wyjazd z lasu przypominał poligon po jesiennych manewrach po ciężkich opadach, ale T-34 znów niezawodnie wyciągnął mnie z błota, za co po powrocie do domu odwdzięczyłem mu się tym, że wykąpałem go strumieniem wody z węża. A co, należało mu się.
Błotko ujęcie 2. © Misiacz

Potem jeszcze kurs po wiosce. Rower: Dane wycieczki: 9.20 km (7.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Breń dzień 3: Pałac Mierzęcin i zaskakująca decyzja Basi...

Poniedziałek, 14 listopada 2011 | dodano: 14.11.2011Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Na niedzielę, jeszcze przed powrotem do Szczecina, mieliśmy zaplanowany krótki wyjazd do Pałacu w Mierzęcinie.
To dystans 39 kilometrów, więc Basia miałaby już zaliczone w tym roku 3.000 km (brakowało jej 35 km).
Kiedy jednak przebudziliśmy się o poranku, ze strony łóżka Basi dobiegło mnie mruknięcie:
- Misiaczu - bunt! Nigdzie nie jadę!
;)
Przekonywać nie chciałem, bo coś ją tam niby w gardle drapało, mówiła, że zmęczona i śpiąca, że dziś zimno i szron na trawie (jakby wczoraj i przedwczoraj nie było szronu i było ciepło ;)))...
Też jakoś tak straciłem pierwotny zapał, zresztą dni wyjazdów z Brenia, kiedy zmuszony jestem wrócić do Szczecina są dla mnie zawsze jakieś takie dołujące :(.
Mimo tego stwierdziłem, że najlepszym sposobem na poprawę humoru będzie jednak wycieczka rowerowa.
Zwlokłem się do sieni, załadowałem rower, naciągnąłem ochraniacze na buty i ruszyłem niezbyt żwawo w stronę miejscowości Klasztorne.
Pogoda była jakaś taka impresjonistyczna, naprawdę ładnie, a ja wlokłem nogę za nogą na pedałach i za nic nie mogłem z siebie wykrzesać zapału.

Raz mi było za gorąco, raz za zimno i zupełnie nie podobało mi się, że do Klasztornych cały czas wspinałem się pod lekkie nachylenie i pod wiatr.
Jeszcze wczoraj bez problemu "łykałem" każdą górkę, a teraz miałem wrażenie, że ktoś mi położył na bagażniku kilka worków ziemniaków.
Z Klasztornych skręciłem na Dobiegniew. Niestety, przez większość trasy nadal miałem pod górkę i pod wiatr, więc w najbliższym lesie zatrzymałem się, żeby zrzucić z siebie nieco ciuchów, bo zrobiło mi się naprawdę gorąco. Dobrze, że lasek ładny...

Po przebraniu się jakość jazdy nieco mi się poprawiła. Po przekroczeniu przed Dobiegniewem tablicy informującej, że wjeżdżam do województwa lubuskiego momentalnie poprawiła się też jakość drogi, jakbym wjechał do innego kraju. Nie było już kolein i łat, tylko gładziutki asfalcik. Tylko, że nadal w większości pod górkę...
Przed samym Dobiegniewem zatrzymałem się na moment nad jeziorem Wielgie, bo widok wart był uwiecznienia.

Jadąc prawie cały czas pod górkę, zaraz za Dobiegniewem dotarłem do skrętu na Mierzęcin, skąd miałem do pałacu około 6-7 km...pod górkę :(.
W Mierzęcinie kiedyś z Basią byliśmy, ale samochodem, więc teraz przyszedł czas na dojazd rowerem, szkoda, że bez towarzystwa.
Warto obejrzeć i pałac i otaczające go zabudowania folwarczne, park pałacowy, malutki cmentarzyk dawnych właścicieli znajdujący się na terenie posiadłości.
W tej chwili obiekt służy celom hotelowo-rekreacyjnym i jest ładnie odrestaurowany.


Na terenie posiadłości odbywają się też imprezy plenerowe, więc skorzystałem z wybudowanej w tym celu wiaty i połknąłem tamże termosik kawy i bułę z serem.

Dochodziła godzina 12:00, wstyd przyznać, ale z Brenia wyjechałem około 10:30, co oznacza, że 18 km przejechałem w 1,5 godziny! Taki dzień...
Zebrałem się jeszcze na krótki objazd terenów pałacowych. Jakoś nie miałem weny robić tego zbyt dokładnie, tym bardziej, że musiałem jeszcze wrócić do Szczecina, a po drodze chcieliśmy ponownie zajechać do Pełczyc na przepyszną pizzę.
Cyknąłem na "odjezdnym" pięknie odnowiony budynek starej pałacowej gorzelni i tą samą drogą skierowałem się do Brenia.

Droga powrotna szła mi dużo lepiej, bo większa część siłą rzeczy była teraz z górki, jednak żeby nie było za fajnie, to wiatr zmienił się na przeciwny i ponownie dmuchał mi w gębę :/.
Przejechałem przez Dobiegniew, dotoczyłem się do Klasztornych i szczerze liczyłem, że sobie zjadę lekką pochyłością w dół do Brenia, jednak wiatr sprawił, że nie przekraczałem prędkości 22 km/h i to pedałując. Droga tam jest wyboista, więc - co za dzień - mamrotałem pod nosem "niech ten wyjazd się już skończy", co u cyklotyka nie jest normalnym objawem ;).
Wreszcie z westchnieniem ulgi, po godzinie jazdy z Mierzęcina (a więc powrót poszedł mi lepiej o jakieś 30 minut) dojechałem do posiadłości Hani, wykąpałem się, przebrałem i zająłem ładowaniem rowerów na samochód. To o dziwo poszło wyjątkowo sprawnie.
Jeszcze raz, przepiękną trasą przez Rębusz, Chłopowo i Krzęcin jechaliśmy do Pełczyc, gdzie czekała na nas nagroda w postaci wspaniałej pizzy "A La Sztark".
A potem, cóż...na zewnątrz powoli zapadał zmierzch, w nas rosła melancholia i trzeba było wsiadać w samochód i wrócić z tej przepięknej bajki do naszego Szczecina...
Dziękujemy Ci Haniu za kolejny wspaniały pobyt.

P.S.
Hania zaprasza w przyszłym roku naszą grupkę BS i RS na weekendowy pobyt z namiotami. Miejsca do ich rozbicia jest mnóstwo, tereny okoliczne są przepiękne, aby do lata...
Możemy tam zrobić kolejny wspaniały zlot. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 39.02 km (2.00 km teren), czas: 01:54 h, avg:20.54 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 815 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Breń dzień 2: Na pizzę do Pełczyc i nocny powrót.

Sobota, 12 listopada 2011 | dodano: 12.11.2011Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Z Basią...
Pogoda szykowała się wyśmienita - słońce, błękitne niebo i przymrozek. Pomysł na trasę wyszedł od Basi:
- Jedziemy na pizzę do Pełczyc!



Pyszny smak pizzy "A la Sztark" z oliwą czosnkową w pizzerii "Picer" (nazwa przyznam dość oryginalna;)) poznaliśmy w tym roku dzięki Athenie i Odysseusowi, z którymi jechaliśmy na dwudniowy wypad do Brenia.
Na trasę ruszyliśmy przed godziną 11:00. Basia zasuwa w Płoszkowie.

Jak to mawia Gadzik, było "rześko", a trawę pokrywał szron. Wyjazd o wcześniejszej godzinie sensu nie miał, bo raz, że pizzeria otwarta dopiero od 14:00 (w odległości 40 km od Brenia), a dwa, to poprzedniego wieczoru mieliśmy z Hanią i towarzystwem dość pokaźną degustację wytrawnych czerwonych win ;).
Wiadomo było, że przyjdzie nam wracać po ciemku, ale od czego lampy?
Na pierwszy postój zatrzymaliśmy się w lesie przed Zieleniewem.

Za Zieleniewem skręciliśmy na Rakowo. Trasa naprawdę urozmaicona, teren morenowy, góra - dół, góra - dół.


W Rakowie znajduje się bardzo ciekawy kościół p.w. św. Trójcy z XIV wieku. Bardzo spodobała się nam jego drewniana dzwonnica. Niestety, był zamknięty, więc pozostało nam tylko zatrzymać się, usiąść na ławeczce i co nieco przekąsić, popijając herbatką z termosu.

Kiedy tak sobie siedzieliśmy, Basia zauważyła chmarę wróbli siedzących na pobliskim drzewku.
Wyglądały jak ozdoby choinkowe.

Choć to już poważna jesień, mimo braku liści na drzewach i zieleni, trasa przed Słonicami prezentowała się bardzo malowniczo.


Wreszcie dojechaliśmy do Krzęcina, gdzie zamierzaliśmy odbić na Pełczyce. Oczywiście znów w obiektyw dostał się kolejny kościół.

Jazda do Pełczyc mimo pofałdowanego terenu przebiegała wyjątkowo sprawnie ze względu na sprzyjający wiatr. Po drodze przejeżdżaliśmy przez Granowo, pod którym w czasie wojny 30-letniej miała miejsce całkiem spora bitwa - więcej TUTAJ

Do Pełczyc dojechaliśmy przed otwarciem lokalu, więc był czas na mały rekonesans po miasteczku. Znajduje się tam wyjątkowo ciekawy kościół z XIII wieku, który stanowi mieszankę kilku stylów: romańskiego, gotyku, baroku i chyba czegoś współczesnego. Musi mieć sporą wartość historyczną, bo został poddany renowacji ze środków państwowych.

W środku też prezentuje się ciekawie.




Tu widok z innego ujęcia.

Zrobiliśmy jeszcze małe zakupy i można było zamawiać pizzę. Rowery dzięki uprzejmości obsługi postawiliśmy od strony zaplecza.
Pan z obsługi zapewniał, że są bezpieczne, ale mimo tego wolałem je spiąć.
Lokal ma wystrój, który bardzo nam się podoba.

Pizza też nam się podoba ;).

Pan z obsługi (nie wiem, czy jest to właściel czy pracownik) podszedł do nas, żeby zapytać nas o nasze nietypowe, zabytkowe skórzane siodełka, które mamy zamontowane w nowoczesnych w sumie rowerach. Słowo do słowa i okazało się, że pan jest miłośnikiem staroci.
W czasie remontu jednego z urzędów na wysypisko bezmyślnie wywieziono mnóstwo starych, przedwojennych dokumentów. Pan ów udał się na wysypisko i uratował jeden z nich. Dla nas rowerzystów ze Szczecina jest on wyjątkowo interesujący, bowiem jest to przedwojenny katalog rowerowy sklepu braci Plautz ze Szczecina (wtedy Stettina).
Byliśmy z Basią pod ogromnym wrażeniem asortymentu i jakości prezentowanych tam produktów. Okazało się, że przed wojną można było sobie kupić noski do pedałów!

Z wyposażenia warsztatowego do nabycia była centrownica do kół.

Piasty.

Pedały.
Pedały ze sklepu Gebr. Plautz. Stettin przed wojną. © Misiacz

Siodełka. Musiały być niesamowicie wygodne!


Zaskoczeniem było dla mnie to, że można było zakupić licznik kilometrów, tzw. "cykacz". Miałem taki w latach 80-tych, ale rosyjski.

Dzwonki to dzieła sztuki!

Jesteśmy panu bardzo wdzięczni, że coś takiego mogliśmy obejrzeć i sfotografować!
Dochodziła godzina 15:00, kiedy solidnie posileni wyszliśmy z pizzerii. Widać było, jak słońce szybko opada w stronę horyzontu, więc trzeba było się szybko zbierać, by wykorzystać jak najdłużej światło dzienne.
Niestety, nie dość, że byliśmy ociężali od pizzy, to przyszło nam teraz jechać w stronę Krzęcina pod zimny wiatr, który tak nam dotychczas sprzyjał. Do tego należy dołożyć pagórkowaty teren, co przełożyło się na spadek tempa. Dodatkowo Basia miała jakiś zjazd formy. Kiedy dojechaliśmy nad malownicze jezioro w Chłopowie, słońce już zaszło i zaczęło się robić naprawdę zimno.

Korzystając z resztek światła, wypiliśmy resztki ciepłych napojów z termosu i wydobyliśmy z sakw kolarskie ochraniacze na buty, bo zaczynało się robić zimno w stopy.
Również Basia założyła ten zimowy wynalazek, choć przecież zimą nie jeździ ;).
Włączyliśmy wszystkie posiadane lampy i ruszyliśmy w stronę Rębusza przez park krajobrazowy.
W nocy do Rębusza (cartoon licence by Shrink;))) © Misiacz

Basia oprócz lampki migającej, lampki na dynamo miała jeszcze włączoną migającą lampkę na kasku, więc wyglądała jak choinka - i dobrze, bo widać ją było doskonale z odległości 2 km! Ja wyglądałem jak 3/4 choinki, bo nie miałem tym razem lampki na kasku ;).

Kiedy dojechaliśmy do Brenia, temperatura spadła przy gruncie na pewno poniżej zera. Ale czad!!! ;)))

Po tej wycieczce Basi do rocznego przebiegu 3.000 km brakuje raptem 35 km, których to nadrobienie zaplanowaliśmy na dzień następny wycieczką do Pałacu Mierzęcin. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 83.07 km (1.00 km teren), czas: 04:46 h, avg:17.43 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1620 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)