MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2012

Dystans całkowity:765.68 km (w terenie 93.00 km; 12.15%)
Czas w ruchu:38:06
Średnia prędkość:18.33 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma kalorii:13619 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:33.29 km i 2h 14m
Więcej statystyk

Rekord sezonu pobity! Rehabilitacja.

Niedziela, 28 października 2012 | dodano: 29.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec
Do bicia tego rekordu z Basią "Misiaczową" przygotowywaliśmy się solidnie, rzekłbym od 2 lat!
Jako, że pora już chłodna, a rekord nowy i jeszcze dotąd nie osiągnięty, zabraliśmy:

- 2 termosy (duży i mały)
- 2 bidony
- 6 bułek
- kilkanaście słodkich batonów
- 2 pary ochraniaczy na buty
- zapasowe ciuchy, gdyby bardzo się oziębiło

Ruszyliśmy spod garażu przed południem, ale nie takie dystanse się robiło zaczynając o późnej porze.
Przez ul. Mieszka I i Cukrową dotarliśmy do zamkniętego szlabanu, gdzie korzystając z okazji zmieniliśmy ciuchy, bo temperatura zrobiła się prawie letnia (14 st.C).
Tuż przed Przecławiem padła decyzja, żeby ten rekord był jeszcze bardziej spektakularny, niż planowaliśmy, tym bardziej, że pogoda była znakomita.

Kiedy wróciliśmy do garażu, stwierdziliśmy, że z dumą możemy zaprezentować światu nasz nowy wspólny i niespotykany rekord dystansu! :))))))))))))))) Pfffff...

P.S. Nie wiem, co się dzieje od wczoraj i to nie tylko ze mną, nogi mieliśmy jak z waty, lenia ogromniastego i jedyne, o czym marzyliśmy to to, żeby już nie jechać, zawinąć do domu i zalec gdzieś jak ten osobnik i jeszcze nakryć się stertą liści ;).

_______________________________
Tymczasem...minęło kilka godzin...
_______________________________
Po powrocie do domu, obiadku i drzemce nie mogłem pogodzić się z tak "zmarnowaną" niedzielą i prawdę mówiąc nabrałem ochoty na kręcenie, choć dochodziła 16:00 starego czasu (nie przestawiałem zegarków, zostawiłem to sobie na wieczór).
Szybko się zebrałem i postanowiłem posnuć się po Szczecinie, zaczynając od kursu Wały Chrobrego.
Jak widać po cieniu, słońce powoli się chowało.

Dalszy plan był taki, żeby leniwie potoczyć się przez Jasne Błonia na Głębokie i stamtąd wrócić do domu.
W międzyczasie jednak w Misiaczowej głowie zaczął rodzić się "szatański plan" :))).

Dojrzewał i dojrzewał w miarę jak znikało słońce.

Po dojechaniu na Głębokie o 16:50 stwierdziłem, że po to mam lampy i dynamo, żeby ich używać.
Zjadłem gofra, bo kalorie do planu były konieczne, tym bardziej, że temperatura zaczynała zbliżać się do 2 st.C. Ruszyłem w kierunku Wołczkowa, stamtąd skręciłem na Bezrzecze i po wjechaniu pod górkę (o dziwo, bez żadnego już wysiłku jak to miało miejsce wczoraj i rano) skierowałem się na Redlicę.
Droga wyremontowana, miło się jedzie, dziwne tylko, że w samej Redlicy pozostawiono asfaltowy ser z dziurami.
Przemknąłem przez Wąwelnicę, dojechałem do Dołuj i...ruszyłem na Lubieszyn, aby przekroczyć granicę ;).
Jadąc już ścieżką od Linken w stronę Neu Grambow obserwowałem termometr w liczniku, gdzie temperatura spadała w zadziwiającym tempie. Przestałem obserwować termometr, gdy wskazywał 1,7 st.C.
Zapadał zmierzch, na niebo wylazł "łysy", ale ja zatrzymałem się jeszcze w wiacie na rezerwową kanapkę (miałem;)).

Jadąc już na światłach, starając się trzymać 30 km/h dotarłem szybko do Schwennenz, skąd wspiąłem się podjazdem do Ladenthin, gdzie było już zupełnie ciemno.
Krótki popasik przy kamieniu, po czym szybkim tempem ruszyłem do domu i po raz kolejny stwierdzam, że jazda w nocy jest też bardzo ciekawa.
Przed garażem zaczęły mi już ziębnąć palce, na szczęście byłem już u celu, zadowolony, wyżyty i ZREHABILITOWANY ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 67.59 km (8.00 km teren), czas: 03:25 h, avg:19.78 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:1.7 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1452 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

"Śpiąca Skarpetka" - reaktywacja. Damiztow i Misiacz jak dętka...

Sobota, 27 października 2012 | dodano: 28.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wczoraj na Forum RS nie mogłem znaleźć nic dla siebie, więc postanowiłem, że dziś przed Misiaczem samotna wycieczka do Rzeszy, tym bardziej, że "Bronik" miał uczestniczyć w rodzinnej "Akcji Znicz" i zgarnąć w sobotę liście z grobów, żeby zrobić miejsce tym, które spadną w niedzielę.
Z tzw. "przyczyn obiektywnych" nic z akcji nie wyszło i został chłopina na lodzie, czyli ani roweru ani akcji...

Od lat jeździłem często sam i nie sprawia mi to żadnego problemu.
Jeszcze pełen zapału ruszyłem przez Będargowo i Warnik i dotarłem do Ladenthin po niemieckiej stronie.
Reaktywacja ciepłej "Śpiącej Skarpetki" jako termoizolatora na bidon świadczy o niechybnie nadciągających zimnych dniach.
Minę mam nietęgą, bo po przejechaniu kilkunastu kilometrów miałem wrażenie, że mam za sobą już ze 100.
Co za licho?

Jak zaległem na ławeczce z kanapką i gorącą herbatą, tak miałem ochotę tam zostać i gapić się w niebo.
Pomyślałem jednak, że jak zawsze jeszcze parę kilometrów i załapię klimat.
Zjechałem do Pomellen, ale dalej nic, jak to się mówi "noga nie podawała mocy", choć usilnie zmuszałem ją do tego niewybrednym mamrotaniem pod nosem.
Po chwili nastąpił zaskok, a za chwilę odcięcie mocy i tak na okrągło, raz 30 km/h, a za moment ledwie 15, no co za cholera!
Doczłapałem do Radekow, odbiłem na płytówkę do Damitzow i zająłem się foto-sesją, aby tylko nie jechać ;).

Doturlałem się wreszcie do Damitzow z zamiarem objechania jeziora Schloss See wytyczoną tam trasą wokół niego ("Rundweg"), której nie "zaliczyliśmy" tam ostatnim razem z "Jaszkami" i ekipą.
Jakoś do niej dojechałem, choć po drodze psy oszczekały mnie dupami, przedarłem się obok jakiegoś płotu, ześliznąłem po liściach, zagłębiłem w błotko pod nimi i po niecałych 100 m zatrzymałem maszynę.
Ta droga nie nadaje się do przejechania, przynajmniej dla mnie, może góral na grubych balonach to jeszcze, ale nie moim trekkingiem.
Cóż, ładna, ale najlepiej to ją zaliczyć na pieszo!

Wróciłem nad jezioro, cyknąłem mu fotkę i równie błyskotliwy jak i silny dziś, zastanawiałem się, co począć z Misiaczem.

Cóż, po raz kolejny wjechałem na wyspę Schloss Insel, zresztą wjazd jest bardzo malowniczy.


Dotarłem do końca wyspy, przedarłem się przez jakieś chaszcze, co skończyło się tym, że cały byłem oblepiony rzepami, ale za to znalazłem pomost.
Niebieska skarpeta na bidonie na tle jeziora prezentuje się wyśmienicie ;).

Jako miłośnik fotografowania łódek na wodzie ustrzeliłem kolejną z nich, choć bardziej przypomina już wioskowego U-boota niż łódź.

Zupełnie bez sił (gdzie je mogłem stracić?), zapału, chęci i zadowolenia z jazdy powlokłem się z powrotem na Pomellen, gdzie tuż przed nim znalazłem asfaltowy "skrót" przez pole i las do Nadrensee, którym pojechałem, naiwnie łudząc się, że coś we mnie jeszcze "zaskoczy".
To raczej ja byłem zaskoczony, kiedy za moment mordowałem się z zupełnie niewinną górką jak jakiś początkujący leszcz albo jak króliczek, któremu zamiast baterii Duracella wepchnięto w dupę jakieś chińskie badziewie.
Potem jeszcze wczołgałem się pod Ladenthin, za którym musiałem wczołgać się pod Warnik, za którym musiałem wczołgać się na ostatnią górkę, za którą już nie musiałem się czołgać, bo niby było z górki do Będargowa, ale po całym dniu zupełnej ciszy, teraz wiatr wiał prosto w mój pysk i żeby zjechać w miarę sensownie z tej górki, musiałem solidnie pedałować.
Wróciłem do domu bez najmniejszej satysfakcji z wyjazdu, czego zupełnie nie mogę pojąć, bo nie przypominam sobie tak dziwnego swojego stanu w mojej rowerowej "karierze".
Dobrze, że choć na zdjęciach ładne widoki (pomijając Misiacza-dętkę na pierwszym z nich ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 58.56 km (3.00 km teren), czas: 03:03 h, avg:19.20 km/h, prędkość maks: 45.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1236 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Szczecińska Masa Krytyczna. Chłodek :).

Piątek, 26 października 2012 | dodano: 26.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Szczecińskie Rajdy BS i RS
Snułem się tu i tam w ciągu dnia, spotykając po drodze Jarka "Gadzika" i mentalnie przygotowywałem się na wyjazd z Basią "Misiaczową" na Szczecińską Masę Krytyczną na godz. 18:00.
Basia wróciła z pracy i pojechaliśmy.
Temperatura była przyjemna, w okolicach 2 st.C ;))).
Wreszcie zobaczyłem, jak wygląda nowa fontanna przy kościele garnizonowym.
Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że jest fajna.

Na Placu Lotników spotkaliśmy mnóstwo znajomych, tu Basia z Małgosią "Rowerzystką".

Bardzo ciekawy "architektonicznie" rowerek, aczkolwiek na długą trasę to bym raczej nim nie chciał jechać ;).

Ponieważ byliśmy na wieczór umówieni, urwaliśmy się z Basią w okolicach amfiteatru.
Temperatura szybko spadała i zaczynała milutko podszczypywać ;).
Co tu więcej pisać ? Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 27.39 km (5.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:2.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 478 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Czy rower elektryczny to jeszcze rower (?) i naleśnik zamiast roweru...

Czwartek, 25 października 2012 | dodano: 25.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dziś przed pracą zdzwoniłem się z Piotrkiem z "Mad Bike" w celu dokończenia tego, na co wczoraj nie było czasu, czyli czyszczenie i smarowanie łożysk w całkiem nowym, markowym...tfu, zaraza...suporcie (tak na marginesie, to kulki zaczynają już znikać w łożysku, a suport kupiony w listopadzie ub. roku) :///.
Wsiadłem na KTM-a i przez Centralny pojechałem na serwis.
Jak zwykle spotkałem tam znajomych, tym razem był to Krzysiek "Siwobrody".
Jako, że pomykałem do firmy i zostawiałem KTM-a, poprosiłem tradycyjnie o rower zastępczy (tak, tak, tam dają ;))).
Zwykle jest to jakiś normalny, zwykły rowerek, ale nie, Misiacz panisko zapytał, czy może jako zastępczy wziąć holenderski rower elektryczny "Gazelle".
Krótka narada Asi i Artura i ... mam, jadę!
Przede mną 2 x 7 km nowych doświadczeń.
Dzięki wielkie za zrobienie wyjątku, poczułem się jak VIP!!!
Rowerek wygląda i działa tak:



To nie jest tak, że się wciska guzik czy dodaje gazu i on sam jedzie. Pedałować trzeba.
To działa raczej na zasadzie wspomagania, takiego turbo czy "Elektrycznego Jarka Gadzika", który popchnie Cię przy starcie, pomoże pod górkę czy pod wiatr ;))).
Start spod świateł to bajka, jest kop z silnika, który mieści się w przedniej piaście. Potem kop ten spada w miarę, jak sami dajemy radę lekko kręcić. Turbo włącza się, gdy czujniki wyczują zwiększony opór pedałowania. Oczywiście funkcje te można wyłączyć i jechać jak normalnym rowerem; posiada on przerzutkę bębnową Shimano Nexus.
Jazda na prostej z prędkością 40 km/h wymaga już nieco większej siły, ale nie jest to strasznie upierdliwe. Góreczki łyka się znakomicie.
Tylko teraz pytanie - kto tak naprawdę napędzał ten pojazd? Ja czy silnik? No, razem...wydaje mi się, że z 80% było napędu mojego, ale sprawdzić nie mogę.
Kolejne pytanie - jak mam wpisać te 14 km na BS...a może wpisać tylko 80% z tego? ;)))
Rowerek do nabycia w "Mad Bike", o cenę lepiej tam pytać ;).

Jadąc przez Jasne Błonia, szybciutko namalowałem obraz olejny, nie schodząc z siodełka, ma się ten talent ;).
Jasne Błonia. Obraz olejny. Monsieur le Misiacz. © Misiacz

Rowerek w firmie oglądany był jak jakieś UFO, nie ma co się dziwić.
Po pracy odstawiłem "Gazelle" w stanie nienaruszonym (uff, nie wypłaciłbym się długo) i wskoczyłem na KTM-a, żeby zdążyć przed nadciągającą chmurą.
Zdążyłem.
No prawie.
No nie zdążyłem, dosłownie 1 km przed garażem zeszczała się na Misiacza wredna chmura i to tak gęstą i drobną, ale silną mżawką, że do garażu wlazłem już wilgotny. Uchhh...
No to nici z popołudniowej przejażdżki...
Brak popołudniowego roweru musiałem czymś zastąpić, żeby zgłuszyć nałóg cyklozy, więc z braku rowerowania znów wyżyłem się kulinarnie, na obiadek dla siebie i dla Basi stworzyłem dziś francuskie naleśniki zapiekane z szynką i serem, niestety zupa brokułowa i czerwone wino Tempranillo nie zmieściły się już w kadrze ;))).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 24.37 km (3.00 km teren), czas: 01:16 h, avg:19.24 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 208 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Umweltzone i Mad Bike.

Środa, 24 października 2012 | dodano: 24.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dziś na rowerku pojechałem na Gumieńce po odbiór plakietki "Umweltzone 4", którą zamówiłem wczoraj, a już dziś została dostarczona z Niemiec.
Upoważnia ona do wjazdu samochodem do centrów niemieckich miast, pod warunkiem w ogóle, że samochód spełnia normy emisji.
Krótko mówiąc, posiadanie starego, a nawet niezbyt starego samochodu staje się w Niemczech przykrą sprawą.
Paradoksem jednak jest to, że podczas gdy maleńka Europa Zachodnia (i to nawet nie cała), próbuje "oczyszczać powietrze na Ziemi", takie Chiny, Rosja czy USA wywalają w atmosferę takie ilości syfu, że trudno to sobie wyobrazić!
Przynajmniej na własnym podwórku weselej ;).

Potem od razu pomknąłem do "Mad Bike", bo wydawało mi się, że mój łańcuch jest już nieco sfatygowany i miałem rację.
Po raz kolejny dałem sobie spokój z zakupem jakiegoś "markowego" łańcucha, bo przestało mieć to sens.
Zamiast płacić 80-90 zł za jakiegoś LX-a, kupiłem dokładnie taki sam łańcuch tyle, że bez napisu "Shimano", ale już za 35 zł.
Jak to powiedział Piotrek, obecnie priorytetem producentów nie jest jakość, a sprzedaż i nawet za dużą kasę - choćby się chciało - i tak kupi się mniejsze lub większe gówno, więc za napis płacić nie zamierzam.
Będąc na miejscu, załapałem się na herbatkę i ciacha, którymi poczęstowała mnie Asia i na testową jazdę rowerem ze wspomaganiem elektrycznym.
Ciekawe wrażenie, mimo, że rower waży aż 25 kg, to startuje i śmiga aż miło, a jazda z prędkością 30 km/h nie stanowi najmniejszego problemu.
Pytanie, czy można to jeszcze nazwać w 100% jazdą na rowerze ?
Z "Mad Bike" przetoczyłem się już z nowym łańcuchem na Turzyn i "zainwestowałem" całe 3 zeta w nowe, filcowe wkładki, które wkładam do butów SPD, w końcu nadciąga zima.
Przygotowania do zimy. Inwestycja za całe 3 zł :). © Misiacz

Wieczorkiem - kurs do Lidla na zakupy. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 20.67 km (2.00 km teren), czas: 00:57 h, avg:21.76 km/h, prędkość maks: 35.00 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 348 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Popołudniowa impresja na Głębokim.

Wtorek, 23 października 2012 | dodano: 23.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Rano na "Kozie" skoczyłem do firmy, a po powrocie Basi z pracy potoczyliśmy się w zapadającym zmroku na Głębokie...no bo dokąd? ;)
Impresja - widok na drogę do Pilichowa przez las koło stawu Uroczysko.

Powrót już nocą.
Dziś razem wyszło mi ok. 40 km. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 24.41 km (8.00 km teren), czas: 01:30 h, avg:16.27 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 485 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Z domu do pracy przez impresję i powrót.

Wtorek, 23 października 2012 | dodano: 23.10.2012Kategoria Szczecin i okolice
Zachciało mi się dziś znów do pracy na rowerze jechać, trasę poprowadziłem impresjonistycznym skrótem przez park na Pomorzanach.

Wracałem też opłotkami jakimiś, niespecjalnie chciało mi się dziś do domu wracać... Rower:Koza Dane wycieczki: 16.80 km (6.00 km teren), czas: 00:53 h, avg:19.02 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z "Misiaczową" i "Krysiorkiem" w niedzielną trasę.

Poniedziałek, 22 października 2012 | dodano: 22.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Mieliśmy z Basią "Misiaczową" ambitny plan skorzystania z ostatniej szansy tego roku - wrzucić rowery na dach samochodu i zoboaczyć w jesiennych barwach klify Klein Zicker na wyspie Rugia.
Tak się jednak złożyło, że dostaliśmy na weekend na przechowanie "Krysiorka" i plany przyszło zmienić, Basia poszła z nią w sobotę na spacer, ja pojechałem na "fiszbułę", a że niedziela była również piękna, wybraliśmy się z Krysią na rowerową przejażdżkę.

Pogoda wspaniała jak na końcówkę października, temperatura ok. 19 st.C, tylko jechać.
Hala sportowa nadal w budowie, więc skrót od ul. Szerokiej przez okolice poligonu do Wojska Polskiego odcięty, więc korzystamy ze "skuśki" przez Tor Kolarski.

Na Głębokim zrobiliśmy sobie i Krysi przerwę, jej na zabawę, sobie na kanapki.


Okazało się, że nie tylko my nabraliśmy ochoty na bułę.

Lunch i zabawy się skończyły i czas było opuścić malownicze okolice.
Ruszyliśmy do Bartoszewa.

W Bartoszewie najpierw spotkaliśmy Anetę, która po wielu miesiącach ponownie odkurzyła rower ;).

Tymczasem w barze obok natknęliśmy się na tatę i Bożenę.
Na chwilę razem zatrzymaliśmy się w lesie, gdzie Krysia z Anetą poszły skosić kanię.

Krysia na weekend miała dyspensę, więc mordka była wypchana "Pieguskami" :).

Podczas gdy dziewczyny szukały kani, tata z Bożeną ruszyli w trasę do domu.
Potem i my ruszyliśmy na Grzepnicę. Przed Dobrą był ponowny postój, gdzie wdałem się w filozoficzną pogawędkę z moją bratanicą.
Ma dziewczynka gadane ;).

W tym czasie Aneta w ciągu dosłownie kilku minut wytropiła i upolowała swoją kolację ;).

Po dojechaniu do Wołczkowa Krysia próbowała wyłudzić od Anety ostatnie kostki czekolady, ale tym razem nawet jej spryt nie pomógł.
Tu pożegnaliśmy się i przez Bezrzecze i jadąc tam nowym "skrótem Jaszka" dotarliśmy ostatecznie do domu.
Wieczorem jeszcze podskoczyłem do garażu do brata odstawić "Krysiorkowy" środek transportu ;). Rower: Dane wycieczki: 46.67 km (1.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:15.56 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Szlif Misiacza na trasie do Altwarp i "fiszbuły".

Sobota, 20 października 2012 | dodano: 21.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Na weekend nie było na RS propozycji tras, które by mi odpowiadały, więc wymyśliłem ją sobie sam.
Pogoda zapowiadała się znakomita!

"Wymyśliłem"...to za wielkie słowo, po prostu celem miała być "fiszbuła" w Altwarp, na którą początkowo planowałem wybrać się sam, ale po rozmowach z "Jaszkiem" zdecydowałem się temat wrzucić na Forum.
Ponieważ planowany dystans wynosił ok. 130 km, więc od razu zastrzegłem, że nie czekam na takich palaczy i fotomiłośników natury, którzy zatrzymują się co 500 metrów nie bacząc na grupę. Cóż, może nie wydałem się niektórym specjalnie miły, ale lepiej od razu szczerze wyjaśnić parę spraw na początku ;).
Start zaplanowany został tradycyjnie nad Jeziorkiem Słonecznym na godzinę 9:00.

Na starcie stawił się "Bronik", a 10 minut potem pojawili się Państwo "Jaszkowie", tradycyjnie w formie rozciągniętego dwuosobowego peletonu ;).
Czasu było niewiele, bo w Dobrej na 9:40 umówiłem się z "Baśką Rudzielcem", "Siwobrodym", "Monterem" i "VonZan".
I w tym momencie "Jaszek" przechwycił władzę!!! ;)))
Chyba pod wpływem zbyt wielu wycieczek z "Monterem" zaczął nas od jeziorka prowadzić jakimiś "chaszczami i skrótami", co skończyło się tym, że na Bezrzeczu byliśmy dopiero o 9:30.
Łańcuch przyczyn i skutków doprowadził do tego, że zbyt szybko wjechałem na ul. Koralową i na mokrym asfalcie koło straciło przyczepność i Misiacz wraz rowerem przejechali się pięknym szlifem po asfalcie!
Ponieważ mówi się, że "winnego należy zawsze znaleźć i ukarać", więc niech będzie, że w wyniku splotu przyczyn i skutków WINNYM MISIACZOWEGO SZLIFA JEST "JASZEK", A PARAGRAF NA NIEGO SIĘ ZNAJDZIE...hehe :)))
Na szczęście nic nie jechało, widać mój anioł stróż znów miał robotę, wielkie dzięki.
Pozbierałem się i jak to facet, zamiast obejrzeć swoje rany...zacząłem oglądać uszkodzenia roweru.
Na szczęście okazały się nieznaczne, lekka rysa na lakierze, obtarta gąbka na kierownicy.
O swoich uszkodzeniach miałem dowiedzieć się dopiero znacznie później.
Tymczasem w Dobrej...
Zniecierpliwiony 10-minutowym opóźnieniem "Siwobrody" zaczął do mnie dzwonić na komórkę, ale akurat wjeżdżaliśmy do Dobrej, wyjaśniłem przyczynę i dojechaliśmy do ronda (na którym wcześniej asfalt szlifował jakiś kolarz na szosówce, dziwne te drogi dziś...a może to też wina "Jaszka"? :))))
Po "obandażowaniu" mojej kierownicy i zakupach ruszyliśmy doskonale przygotowaną drogą dla rowerów z Dobrej do Rzędzin, wielkie brawa dla gminy.
Świetny asfalt, co krok ławeczki i wiaty, stojaki dla rowerów. Oby tak dalej i jeszcze dalej, do Dobieszczyna ;).

Niestety, w Rzędzinach trasa się kończy i do Stolca trzeba jechać asfaltem z dziurami jak po nalocie bombowym! Gmino, jest robota!
Dopiero w Stolcu stwierdziłem, że może zobaczę, jak wyglądają moje obicia.
Okazało się, że mam stłuczony mięsień łydki, z kolana cieknie krew i przesiąka przez spodnie, obite mam bioderko i łokieć.
Na szczęście prawa strona Misiacza była cała i można było spokojnie jechać dalej, tym bardziej, że "Siwobrody" wozi małe ambulatorium i zaopatrzył mnie w duży plaster.
Nad jeziorem Stolsko zrobiliśmy sobie mały popasik, a ja nie omieszkałem dorwać się z aparatem do łódek (Basia mówiła, żebym nie ważył się bez zdjęć łódek wracać ;))).

No i słynne łódki! ;)


Spokój wypoczywającym notorycznie zakłócał jakiś paparazzo z długą, siwą brodą krążący miedzy nami, na szczęście nie uchwycił mnie (mam nadzieję, bo zdolny jest) jak sikam pod drzewem ;))).
Po popasiku ruszyliśmy w stronę Dobieszczyna, ruch jak na Marszałkowskiej w szczycie, pełno grzybiarzy (więcej niż grzybów), a samochody rzędem ustawione jeden za drugim na skraju lasu.
Ilość samochodów zmniejszyła się po przekroczeniu granicy przed Hintersee. Tam zatrzymaliśmy się na placu w "centrum", gdzie paru osobników osuszyło - tu już całkiem legalnie - po puszeczce z piwem. Ilość puszek liczył specjalnie przysłany tu, czający się w samochodzie niemiecki agent.

W tym miejscu wycieczkę zakończyła Ania "VonZan", jako że jest "kibolką" ;))) i spieszyła się na mecz.
W tym momencie "Siwobrody" zasymulował ból kolana, żeby też się nam urwać i móc wracać z Anią, choć nie wiedział, na co się szykuje, ponieważ Ania od pewnego czasu pomyka na szosówce i obawiam się, że tym samym dominacja pewnych naszych znajomych "koksów" szosowych staje się zagrożona.
Na szczęście Ania ma już sporą wprawę w reanimowaniu "Siwobrodego" i wiem, że żywy dotarł do domu ;))).
My tymczasem przez las dojechaliśmy do Rieth, gdzie czekała nas dłuższa przerwa, bo "Jaszek" namiętnie oddawał tam wraz ze swoim narowistym aparatem cześć starej drewnianej pompie ;).
Szanujemy uczucia religijne, ale czas naglił i trzeba było przerwać te obrzędy i ruszać do Altwarp.
Po dojechaniu do Warsin (remont drogi jest tam praktycznie skończony) dla odmiany pojechaliśmy do Altwarp przez las starą "drogą pocztową", może niezbyt równą, ale za to bardzo malowniczą.

Od razu się przyznaję, że tym razem to ja byłem pomysłodawcą "skrótu", a nie "Monter"...choć co to dla niego za skrót, gdy nie trzeba rowerów nosić na rękach ;).
Kiedy wjeżdżam do Altwarp, zawsze czuję, że bardzo lubię klimat tego miejsca.
"Fiszbuły" i bezalkoholowego Erdingera też, choć tym razem nie zdecydowałem się na zakup "Fischbroetchen"...coś nie czułem smaka.


Dobrze, że "Jaszki" zamówiły po bule, bo tradycja została podtrzymana.

Ja też musiałem podtrzymać tradycję i sfotografować choć jeden obiekt pływający ;).

Po popasie i ciekawych fotkach, które wykonał nam "Jaszek" (będą zapewne w jego relacji, gdy ją już napisze ;))) ruszyliśmy w drogę powrotnę asfaltową ścieżką do Warsin.
Na mokrej nawierzchni, jadąc za Baśką, dostałem "w Misiacza" spod kół smugę czegoś, co początkowo wydało mi się błotem.
Smród nie pozostawiał wątpliwości, na szczęście w Warsin jest cmentarz, a na nim woda i mogłem się obmyć ;))).
Po dojechaniu do Rieth zatrzymaliśmy się na izotoniki w "B-Imbiss-iku", gdzie zamówiłem sobie dodatkowo kiełbachę na gorąco "Bockwurst" za "całe" 1,50 EUR z bułą i musztardą.
Baśka, gdy jest znużona, zaczyna poszukiwać innych środków lokomocji.

Tu próbuje nakłonić "Bronika" do zmuszenia zwierza do galopu aż do Hintersee, ale widać po minie, że ten facet jest twardy i nie da się zmanipulować.

W Hintersee, mimo komunikatów innych rowerzystów o robotach drogowych utrudniających przejazd, skierowaliśmy się do Glasshuette, gdzie okazało się, że te roboty niczego nam zupełnie nie utrudniły i za chwilę pomykaliśmy nowiutką trasą rowerową do Gruenhoff.

Stamtąd wspięliśmy się na górkę przed Pampow, potem z niej zjechaliśmy i za niedługą chwilę za Blankensee wjechaliśmy do Polski.
Ściemniało się już i do Szczecina wróciliśmy już z migającymi lampkami. Było super! Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 135.52 km (20.00 km teren), czas: 06:57 h, avg:19.50 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2834 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Z Basią na Głębokie. Episode 2.

Piątek, 19 października 2012 | dodano: 19.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Dni coraz krótsze i to ostatnia okazja, żeby po pracy gdzieś wyskoczyć, więc choć kierunek oklepany "na maxa", to dziś mieliśmy "Głębokie 2".
Po drodze...
Nie pytajcie mnie nawet, spod jakiego jestem znaku :))).
Nie pytajcie mnie nawet, spod jakiego znaku jestem :))). © Misiacz

"Cafe Rower" oparło się zakusom szczecińskich urzędasów i serwuje tak aromatyczną kawę, że zapach czuje się na całych Jasnych Błoniach, a do pana ustawiają się kolejki!
"Cafe Rower" na Jasnych Błoniach. © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 24.68 km (8.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:16.64 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 499 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)