MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Kresy wschodnie 2008

Dystans całkowity:771.00 km (w terenie 152.00 km; 19.71%)
Czas w ruchu:43:49
Średnia prędkość:17.60 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:77.10 km i 4h 22m
Więcej statystyk

Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Sobota, 2 sierpnia 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Mrągowo - Polska Wieś - Gązwa - Mrągowo - Kętrzyn - Święta Lipka - Kiersztanowo - Szestno - Mrągowo. Razem 81 km.

Już wiem, że do domu wrócę w sposób wyjątkowo komfortowy, choć niekoniecznie najbardziej ekonomiczny.
Do Mrągowa jedzie już samochodem Basia, która nie tylko chce mnie zabrać, ale przy okazji odwiedzić mamę.
To Basi pierwszy poważny samodzielny wyjazd samochodem poza miasto, więc czuję się nieswojo, tym bardziej że końcowy odcinek Ostróda - Olsztyn - Mrągowo słynie z drogowych debili i wariatów.
Taki rejon...
Postanawiam zamknąć wyprawę wycieczką po okolicy na rowerze już bez obciążenia.
Dziwnie się na takim teraz jedzie :).
Na początek dnia jadę z mamą Basi na krótką przejażdżkę do Gązwy (18 km).
Nie spodziewałem się, że mama ma taką moc przy podjeździe pod górkę na twardym przełożeniu.
Okazuje się, że kiedy dostała w prezencie swój rower, nikt nie objaśnił jej, do czego służą przerzutki ;).
Teraz, kiedy już ode mnie wie jak ich używać twierdzi, że podjazdy zrobiły się dla niej wręcz odpoczynkiem :))).


Dojeżdżamy do Gązwy i wracamy tą samą trasą, a potem już sam ruszam "zaliczyć" okolicę.

Jadę do Kętrzyna, niestety główną drogą, a kierowcy tu są jacy są i teraz wydaje mi się, że szczecińscy przy nich to anioły szos ;). Na trasie korek, więc chwila spokoju dla mnie, bo wszyscy stoją, a ja jadę.
Spotykam sakwiarza...jeszcze wczoraj ja nim byłem, a dziś wyglądam jak weekendowy turysta.
Mimo pustego roweru – czuję trudy wyprawy i piątkowej długiej „ucieczki” w upale z Suwalszczyzny.
Docieram do Kętrzyna.

Tam oglądam zamek i bazylikę mniejszą i inne budowle.


Robię zakupy lokalnych "izotoników" w sklepiku, a następnie kieruję się na Świętą Lipkę.

Kościół w Świętej Lipce oglądam tylko z zewnątrz, w środku widziałem go wielokrotnie.
Turystów tłum, straganów multum, strasznie to tandetą wali...

Ze Świętej Lipki przez Kiersztanowo i Szestno zmierzam do Mrągowa.

Tam będzie na mnie czekała Basia z samochodem, którym wraz z rowerem i bagażami wrócę do Szczecina.
I tu w Mrągowie kończy się wyprawa, która rozpoczęła się w Giżycku...
Na całej wyprawie pokonałem dystans ok. 753 km.

Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 81.00 km (1.00 km teren), czas: 04:20 h, avg:18.69 km/h, prędkość maks: 48.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Piątek, 1 sierpnia 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008, Po Polsce
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Augustów - Orzysz - Ełk - Mikołajki - Mrągowo. Razem 143 km.

Dziś wstaję całkiem wcześnie jak na mnie, bo mam pobudkę o godzinie 6:15.
Kąpię się i idę do kuchni przyrządzić śniadanie, kanapki i picie na drogę...a zza okna obserwuje mnie taki oto "sierściuch" :).

Jest godzina 8:45, rumak gotowy do drogi...opuszczam niesamowicie gościnne progi pensjonatu w Augustowie, postanawiając jechać w stronę Szczecina lub...może zakończyć wyprawę?
Kto wie?


Jadę więc do Mrągowa, czyli już w zupełnie w przeciwną stronę.
Dlaczego? Oczywiście najważniejszy powód to taki, że po wczorajszym niewesołym zakończeniu wspólnej jazdy z Markiem po prostu straciłem serce do tego wyjazdu.
Poza tym prognozy dla Suwalszczyzny szykują się nieciekawe, bo zapowiadane są duże opady deszczu.
Ktoś nade mną czuwa ?
W Mrągowie mieszka mama Basi, więc mam zapewniony dach nad głową i wyżywienie na kolejnym punkcie trasy.
Stamtąd mogę kontynuować podróż na dystansie ok. 560 km do Szczecina...przynajmniej takie mam w tej chwili założenia.
Niestety, jadę drogą "najgłówniejszą" (a nawet "najgówniejszą"?) łączącą Augustów z Mrągowem, innej opcji po prostu nie ma, a i nie mam czasu ani chęci na szutrowe pierdoły w tej sytuacji.
Prawda jest taka, że trasa ta to prawie linia prosta, więc niewiele da się wykombinować tras alternatywnych.
Montuję na tylnych sakwach silną migającą lampkę przednią, która choć świeci białym światłem, to daje wyraźny sygnał, że jadę.
Trasa jest strasznie ruchliwa, jedzie sporo TIR-ów (aczkolwiek choć jako kierowca samochodu mam o nich nienajlepszą opinię, to jako rowerzysta uważam, że są wyjątkowo ostrożni jeśli chodzi o omijanie rowerów; najgorsza "swołocz drogowa" to przedstawiciele handlowi).
Upał dochodzi do blisko 45 st.C, a przede mną około 150 km ciężkiej trasy z sakwami.
Zatrzymuję się, cykam fotkę kościoła w Kalinowie i jadę dalej.

W końcu wjeżdżam do Ełku.
Tam robię zakupy i dzwonię do mamy Basi, że powoli acz systematycznie przybliżam się do Mrągowa.

Bo drodze cykam kilka fotek, jak zwykle kościołowi, bo głównie te budowle były rekonstruowane po wojnie.

Robię sobie chwilę przerwy nad Jeziorem Ełckim i ruszam dalej, bo dystans spory, a bagaże mają jednak swoją masę.
Skwar leje się z nieba...na koniec okaże się, że wypiłem dziś łącznie około 8 litrów płynów!!!

Za Ełkiem chciałem sobie urozmaicić trasę i skrócić dystans.
Niepotrzebnie skusił mnie ten gruntowy skrót przez las koło Ełku, niepotrzebnie.
Wyssał ze mnie sporo sił, a na dodatek po drodze drwale prowadzili ścinkę, więc trasa była rozjeżdżona.
Docieram tą trasą do Rezerwatu "Ostoja Bobrów Bartosze" za Ełkiem.
Bobrów tu w tej chwili brak, to raczej ostoja komarów ;))).

Jadę dalej, piję jak smok, podjadam lody w kolejnych wioskach próbując się schłodzić.
Upał i wysiłek dają mi się mocno we znaki i zatrzymuję się na kąpiel w Śniardwach.

Dobrze, że zdążyłem się wykąpać, bo "inteligentny inaczej" właściciel psa wprowadza go do wody na plaży, żeby się...do niej wyrzygał. K...mać !!!
Co to za ludzie ?

Odświeżony ruszam dalej. Po wjechaniu na teren województwa warmińsko-mazurskiego nawierzchnia drogi stała się tragiczna, asfalt jest podły, w osobówkach szaleją "lokalsi" i drogowe debile z "warszawki" majac za nic życie innych i swoje.
Normalnie sama radość, ale wychodzę z tego cało :))).
To nie tak, że ci kretyni są cały czas na trasie, ale wrażenia są tak mocne, że trudno się od nich opędzić.
Czasem jadę spokojniejszymi odcinkami...i z jakąś taką melancholią patrzę na kulki kiszonki na polach, bo ich specyficzny zapach kojarzy mi się z tą najfajniejszą częścią wyprawy.

Przejeżdżam przez komercyjne Mikołajki...do Mrągowa coraz bliżej.

Wreszcie o godzinie 20:15 docieram do celu, solidnie zmęczony.
Wita mnie "misiowa łapa" w herbie :).

Przed blokiem zaś wita mnie mama Basi, za chwilę kąpiel i pyszna kolacja, a tego trzeba mi w tej chwili najbardziej!


Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 143.00 km (5.00 km teren), czas: 07:13 h, avg:19.82 km/h, prędkość maks: 51.00 km/h
Temperatura:45.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Czwartek, 31 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008, Po Polsce
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Matłak - Bakałarzewo - Kotowina - Raczki - Dowspuda - Jaśki Leśne - Święte Miejsce - Szczebra - Augustów - Lipsk - lasy Biebrzańskiego Parku Narodowego - Augustów. Razem 132 km.

Cóż, w końcu nadszedł ten dzień, który nadejść nie powinien, ale po kolei ... :(
Zgodnie z wczorajszymi ustaleniami, każdy z nas wstaje o wybranej przez siebie porze i umawiamy się na spotkanie w Augustowie.
Ja w sposób dość naturalny budzę się o 5:45 (15 minut po Marku), a skoro plan jest jaki jest, to oddaję się pełnej "snujowatości porannej" pakując się niespiesznie i sycąc lenistwem.
W tym czasie Marek rusza na trasę, czyli dziś każdy z nas jedzie sam, no a czemu nie ?
Po spakowaniu zamiast jechać wskakuję do jeziora - fantastyczne uczucie!
Rano wygląda ono równie pięknie z tego samego ujęcia, jak wczoraj o zachodzie słońca.

Wyjeżdżając z Matłaku fotografuję tablicę informacyjną lokalnej agroturystyki, bo kto to wie - może jeszcze kiedyś tu wrócę ?

Ostatni rzut oka na jezioro Garbaś prześwitujące pomiędzy drzewami i toczę się szutrówką w kierunku Pałacu Paca w Dowspudzie.

Dojeżdżam do Dowspudy i zabieram się za oglądanie pałacu i otoczenia.

Jak to mówią:
"Wart pałac Paca, a Pac pałaca!", choć zdaje się, że to niedokładnie o ten konkretnie pałac chodziło :).

To, co zostało zbudowane - zostało wkrótce zdemolowane przez Rosjan po Powstaniu Listopadowym, kiedy to generałowi Pacowi skonfiskowano majątek i przekazano generałowi rosyjskiemu.
Czego się tylko się Rosjanie nie dotkną, zwykle zamienia się w ruinę i z pałacu pozostało w zasadzie tylko główne wejście, które mimo wszystko prezentuje się bardzo ładnie.
Przed rosyjską demolką pałac wyglądał tak:



Po zwiedzaniu kieruję się na Uroczysko Święte Miejsce (początkowo było to święte miejsce Jaćwingów) między Dowspudą a Szczebrami.
Potem chrześcijanie przysposobili sobie to miejsce na swoje własne potrzeby, zresztą kościoły też bardzo często stawiane były w miejscach dawnego kultu pogańskiego.
Dojazd wije się malowniczą ścieżką przez las.

Na miejscu faktycznie odczuwam błogi spokój, może faktycznie coś w tym miejscu jest?




Magiczny klimat miejsca zostaje nagle zakłócony nadpłynięciem rozwrzeszczanej czeredy kajakarzy.
Ech...
Czar prysł, ale co mogłem to pobrałem tej magicznej energii miejsca :))).
Cóż, choć miejsce czarowne, to trzeba się zbierać i jechać dalej.
Wracam na główną szutrówkę i dojeżdżam do słynnej drogi, TIR-owiska na Augustów.
Nasze "inteligentne" jak zawsze władze planują, że ten cały ruch ma być puszczony w Dolinę Rospudy :(((

Na szczęście cały czas odbywają się protesty i pozostaje mieć nadzieję, że tym półgłówkom nic z planów nie wyjdzie.
Ruchliwą drogą docieram do Augustowa, gdzie Marek w tym czasie zjada obiad i szuka sklepu turystycznego, aby zakupić karimatę.
Cykam kilka fotek kościoła i rozglądam się za czymś do jedzenia.

Korzystam z zaproponowanego przez Marka baru "Ptyś", który mogę polecić.
Za niewielkie pieniądze zamawiam ogromną porcję kartaczy i kawę i muszę powiedzieć, że choć bardzo mi smakowały, to z trudnością je zjadam ze względu na ilość.
Dobrze, że mam do tego kawę.


Po posiłku kierujemy się w stronę Kanału Augustowskiego...niestety, tu następuje koniec naszej wspólnej wyprawy :(.
Ech...

Mówię Markowi, że jestem mocno już wykończony szutrówką i upałem i że ja do Lipska pojadę asfaltową, ale spokojną drogą przez las, a Marek jeżeli woli to niech sobie jedzie równolegle terenem (jest szlak) i najwyżej się w Lipsku spotkamy na poszukiwania noclegu.
Cóż, Marek jest mocno niezadowolony z tego, że skoro miałem takie plany to go nie poinformowałem, bo gdyby wiedział to zaplanowałby sobie wcześniej swoją trasę i pojechał.
Ja z kolei nie miałem pojęcia, że tuż przed Augustowem poczuję takie zmęczenie drogami gruntowymi, dlatego nie dzwoniłem.
Po prostu nie miałem takich planów, wyszło w trakcie...
Obaj mówimy sobie w emocjach o kilka bardzo nieprzyjemnych słów za dużo...naprawdę za dużo :/ .
Nauczony bardzo ciężkim doświadczeniem "Romala", który przez 3 tygodnie nie wiem w imię czego jechał z towarzyszem podróży, z którym nie "nadawali na wspólnych falach" (tam to akurat mało powiedziane i podziwiam go za wytrwałość, bo nasze spięcie to naprawdę przy tym "pikuś") postanawiam od razu uciąć ewentualne przyszłe konflikty i w tej sytuacji proponuję, że najlepiej będzie, gdy każdy z nas dokończy wyprawę sam w taki sposób, jak mu odpowiada.
Dziś jestem wykończony i mam wyjątkowo dość dróg gruntowych i spania na dziko, zaś Marek (jak przypuszczam) ma dość dróg asfaltowych i spania nie na łonie natury, więc każdy rusza już swoją trasą sam.
Wiem, że zdałem się na przewodnictwo Marka, ale też wcześniej przed wyjazdem ustalaliśmy takie opcje, że każdy jedzie czasem swoją trasą...cóż, nie udało nam się dziś dogadać.
Wyjeżdżam z Augustowa i ruszam szosą w stronę Lipska.
Dojeżdżam do miejsca, gdzie szosa jest remontowana.
Tam zatrzymuję się i pomagam dozorcy budowy założyć uszkodzone drzwi w baraku.
Dziadunio został sam na budowie, środek lasu i pomocy znikąd i choć czas mnie już nieco goni, to staję, pomagam, chwilę rozmawiamy i ruszam dalej.
Dobrze, że trafiłem na tego poczciwego człowieka, bo po takim niemiłym zakończeniu jakoś mi się wszystkiego odechciewa.
Dojeżdżam w końcu do Lipska i fotografuję kościół, po czym postanawiam ruszyć obrzeżem Biebrzańskiego Parku Narodowego na zachód.


Natrafiam jednak jednak na bruk tak koszmarny, że mam wszystkiego dość i zjeżdżam z niego na leśne trakty i tak docieram ponownie do drogi, którą jechałem na Lipsk.
Wracam więc do Augustowa i postanawiam znaleźć jakąś stancję czy agroturystykę, ale jak na złość niczego takiego nie ma.
Szlag!
Robi się późno i chciał nie chciał, zaczynam szukać miejsca na nocleg (niestety w lesie, no bo gdzie), cofam się na drogę do Lipska i zagłębiam w las.
Gdy tylko zatrzymuję się, napada na mnie taka zgraja krwiożerczych komarów, że nawet minuta tutaj to koszmar, a co dopiero myśleć o rozbijaniu namiotu.
Czegoś takiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem!
Cóż...wyjeżdżam z lasu i smętnie snuję się ponownie w stronę Augustowa bez specjalnej nadziei i pomysłu na nocleg.
Wjeżdżam w jakieś osiedle domków jednorodzinnych, gdzie zajeżdżam do sklepiku na zakupy.
Wiem, że najlepiej o nocleg zapytać tubylców, ale jestem już tak zmęczony (mam za sobą 132 kilometry w dużej części w terenie i to z cięzkimi sakwami i w upale), zakurzony i tak pokąsany przez komary, że robię to bez specjalnej nadziei.
Pani jednak wpompowuje tę nadzieję w moje serce i wskazuje kierunek do pewnego domku jednorodzinnego.
- Wie pan, oni tam mają noclegi, ale nie do końca oficjalnie, pan powie że ja panu poleciłam.
Uff!!!
Jadę do wskazanego domu i spotykam bardzo miłych gospodarzy (wyjaśniając oczywiście, skąd mam namiary;))).
Za 30 zł dostaję w zasadzie cały parter: dwuosobowy pokój, kuchnia, łazienka, ubikacja.

W tej całej sytuacji czuję się teraz jak w raju, mogę się wykąpać, walnąć na łóżko i wypić piwko bez włażących mi do nosa, oczu i uszu komarów.

W sumie jest to bardziej dom niż pensjonat, co widać po dość specyficznym wystroju, ale grunt że jest sympatycznie, przytulnie i czysto :))).


Wracam do sklepiku, dziękuję za namiary i dokupuję piwka, bo dziś mi jest wyjątkowo potrzebne, dzwonię do najbliższych i zastanawiam się, jak zaplanować kolejne dni...

Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).

[Post-edit rok 2014: jakby kto pytał, to odzywamy się do siebie z Markiem, czas podziałał na naszą korzyść w tym przypadku :)))]


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 132.00 km (25.00 km teren), czas: 06:53 h, avg:19.18 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Środa, 30 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Nowa Wieś - Okuniowiec - Suwałki - Poddubówek - Zielone - Wychodne - Trzciana - Korobiec - Chmielówka Stara - Taciewo - Piecki - Jemieliste - Stare Motule - Filipów - Garbaś - Matłak. Razem 64 km.

Dziś pobudka o godzinie 6:00, a wyjazd o godzinie 8:15.
Dla mnie w sam raz...ale czuję już, że coś niefajnego nadciąga :( .
Fotografuję "reklamę" i psiaka gospodarzy i ruszamy do Suwałk.


Dojeżdżamy do Suwałk i oglądamy molennę staroobrzędowców.

Potem zwiedzamy Suwałki, które wydają mi się naprawdę interesującym miastem.


Ciekawym rozwiązaniem są chodniki dla pieszych w centrum miasta, które są współdzielone z rowerzystami.

Jakiś kościół, jeden z kilkudziesięciu na trasie.
W sumie to sporo ich.

Tradycyjnie już wciągamy jogurt "Augustowski" z bułeczkami :).


Trafiamy do sklepu turystycznego, gdzie robimy zakupy uzupełniające.
Kupuję potrzebne ekspandery i kuszę się na maselniczkę "w promocji", potrzebną mi w tym momencie, ale kiepską - bo nie trzyma szczelności, jak się potem okaże.
Z reklamacją raczej byłby problem, bo wyjeżdżamy kierując się na Dolinę Rospudy.
Po drodze do Filipowa ciągnie nas za sobą w tunelu aerodynamicznym ciągnik, potem traktorzysta skręca na pole i machamy sobie.
Za chwilę wyprzedza mnie motorower...a za chwilę wyprzedzam go ja (rozkręciłem się z tymi bagażami z górki do 57,2 km/h)!!!
Tak jadę sobie i obserwuję sam siebie...mam dziś jakiś kryzys psychiczny i fizyczny, czyżby zapowiedź czegoś?
Czy ja mam jakieś przeczucia ?
Te wszystkie wrażenia przechodzą mi po treściwym obiedzie, pewnie zapchany żołądek odcina takie informacje :).
Dojeżdżamy do Doliny Rospudy, zaczynając powoli szukać noclegu.

Znajdujemy wspaniałe jezioro i piękną miejscówkę, sęk w tym że coraz trudniej nam już pogodzić charaktery i oczekiwania.
Każdy z nas ma jednak inne pojęcie o obcowaniu z naturą, dla mnie biwak nad tym pięknym jeziorem nim jest.
Miejsce, gdzie jest tylko trawnik nad wodą i drewniana wiata z prądem (bo dziś nocujemy na polu namiotowym u sołtysowej w miejscowości Matłak nad malowniczym Jeziorem Garbaś w Dolinie Rospudy) wydaje mi się dobrym wyborem i kompromisem.
Jest wiata, kran z zimną wodą, prąd w gniazdku w wiacie no i Garbaś - czyli kolejne miejsce, gdzie można się wykąpać!



Z drugiej strony rozumiem Marka, który mieszkając w Szczecinie i przyjeżdżając tutaj chce odciąć się całkowicie od cywilizacji, opłat, prądu...każdy ma swoje priorytety wyjazdu i raczej nie chodzi tu o śmieszny koszt 5 zł od osoby, ale o zasady i o to, co każdy z nas w tej chwili odczuwa.
Dla mnie (czyli tzw. "miastowego", który nie jeździ zwykle "na dziko") już sam fakt, że tu jestem stanowi istotne odcięcie się od cywilizacji, bo w sumie nikogo oprócz nas tu nie ma.
Widok zachodzącego za lasem słońca jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że tak jest.

Aby pogodzić oczekiwania, proponuję więc ustalony jeszcze przed wyjazdem "program awaryjny", który mówi, że każdy z nas wstaje o wybranej przez siebie porze i jedzie w przybliżeniu ustaloną trasą (np. ja asfaltami, a Marek szuterkami), a wieczorem spotykamy się w umówionym punkcie i decydujemy co dalej...i ten program zostaje dziś wieczorem przyjęty.
Pluskam się w jeziorze, wypijamy piwko i kładziemy się spać, ale pobudkę każdy z nas następnego dnia ma zaplanowaną na inną godzinę.

Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower: Dane wycieczki: 64.00 km (10.00 km teren), czas: 03:38 h, avg:17.61 km/h, prędkość maks: 57.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Wtorek, 29 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Sejny - Sztabinki - Żegary - Ogrodniki - Hołny Wolmera - Berżniki - Dubowo - Wigrańce - Zelwa - Giby - Białowierśnie - Daniłowce - Sumowo - Żłobin - Krasnopol - Czarna Buchta - Jeglówek - Jegliniec - Wiatrołuża Pierwsza - Lipniak - Nowa Wieś. Razem 68 km.

Dziś pobudka na dzikim leśnym obozowisku ma miejsce o godzinie 5:00. Dla mnie to barbarzyńska pora, choć wiem że Marek chętnie wstałby dużo wcześniej, ale nawet jemu nie udało się dziś wybudzić i śpimy do 6:25, a na dodatek zwijanie obozowiska troszkę trwa.
Po tylu dniach "na dziko" czuję znużenie upałem, brudem, komarami i niemożnością pełnego wykąpania się.
Tym niemniej wydaje mi się, że wyjazd o 9:15 jest prawie przyzwoitą porą ;).

Wywlekamy się z lasu na jego obrzeża i czyścimy i smarujemy napędy, bo całkiem mocno się zasyfiły na tych szuterkach.
Za lasem trafiamy do sklepiku, gdzie tradycyjnie zakupujemy śniadanie rowerzysty, czyli jogurt "Augustowski" i buły ;).
Po posileniu się ruszamy w kierunku Suwałk.
Na trasie natykamy się na wieś o dziwnie brzmiącej nazwie, ciekawe skąd taka dziwaczna nazwa?
Wiem, że żył jakiś Wolmer, ale co to są Hołny? ;)))

Kolejny drewniany kościół na trasie, zatrzęsienie ich, ten zdaje się jest w Berżnikach. ;).

Po drodze zajeżdżamy nad położone w lesie jezioro, którego nazwy nie pamiętam.
Bardzo ciekawie prezentują się dawne drewniane zabudowania, które napotykamy przy drodze.
Te zlokalizowane są w Zelwie.


Kolejny kościół...Giby ?

Podobne domy i zabudowania gospodarcze widziałem na terenie obecnej Białorusi...w końcu to tak blisko, a ziemie jakby nasze kiedyś tam były.


...i kolejny, nawet nie pamiętam gdzie. Krasnopol ?

Wciągam kolejny jogurt "Augustowski", to mi już wygląda na nałóg :).
Jakiś lokals prosi nas tu o pewien typ kluczy, ale niestety nie mogliśmy mu pomóc i ruszamy dalej.
Samotne drzewko przed Wiatrołużą widziane z naszej szutrowej trasy...aż kusi, by sfotografować!

Co do szutrowych tras...
Są malownicze, ruchu na nich nie ma, ale największym utrapieniem jest na nich często tzw. tarka.
Pomimo ustawienia zawieszenia na tzw. "najmiększe" po kilkunastu kilometrach telepawki ma się tego serdecznie dość, ręce trzęsą się nawet po zatrzymaniu (m.in. dlatego lubię asfalcik ;)).

Dziś Misiacz, zresztą zgodnie z zapowiedzią przedwyjazdową zaczyna lansować pomysł, że co jak co ale raz na 4-5 dni można zawitać do wioskowej chociażby cywilizacji i się "odszczurzyć" i przespać "jak człowiek" ;).
Pewnie nie uszczęśliwiam tym pomysłem Marka, bo wiem że na Suwalszczyznę wybiera się on zawsze po to, by być w stałym kontakcie z przyrodą i jak najdalej od cywilizacji...ale się uparłem i już ;).
O godzinie 19:00 dojeżdżamy do Nowej Wsi, robimy w sklepiku zakupy i lokujemy się w pokoiku w miejscowej agroturystyce.

Jestem przeszczęśliwy, że zmyłem z siebie pył drogi z tylu dni i czuję się zrelaksowany, bo to wspaniałe uczucie po tylu dniach wpakować się pod prysznic, walnąć w foteliku i sączyć piwko z kufelka i mieć świadomość, że już jutro można ponownie będzie nocować pod gwiazdami...
Dziś zamiast karimaty mamy to :).


Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 68.00 km (15.00 km teren), czas: 04:06 h, avg:16.59 km/h, prędkość maks: 50.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Poniedziałek, 28 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Rowele - Rutka Tartak - Wingrany - Krejwiany -> wjeżdżamy na Litwę przez las do Liubavos - Kovai - Salaperaugis -> wracamy do Polski - Budzisko - Podwojponie - Wojponie - Wojciuliszki - Puńsk - Trakiszki - Kompcie - Przystawańce - Połuńce - Widugiery - Skarkiszki - Kielczany - Nowosady - Łumbie - Gryszkańce - Sejny . Razem 74 km.

To bardzo dziwne, bo tego dnia po prostu wstaję o 5:00 i "już" o 7:00 odjeżdżam z pastwiska-noclegowiska.
Tak to się Misiacz zbiera...
Jesteśmy "rzut beretem" od Litwy i aż kusi, żeby wjechać rowerem z sakwami do innego kraju, choćby dla samego "bycia".
Wtedy wyprawa zrobi się taka międzynarodowa ;))).
Tak też postanawiamy - przedzieramy się na Litwę!
Z Roweli przez Rutkę-Tartak ruszamy w kierunku granicy.

Jedziemy szutrami, przy drodze jakieś kapliczki, pola, pastwiska.
Słońce świeci jeszcze w taki jakiś sposób, że maksymalnie czuję kresowy klimat.


Czasem mam wrażenie, że są wakacje i lata 30-ste.
Kresy, kresy...jakoś tak "przedwojennie" się znów czuję.
No, tyle że wtedy nie było ani takich rowerów ani takiego sprzętu.

Dojeżdżamy do miejscowości Wingrany, gdzie Marek pokazuje mi ruiny dawnego drewnianego dworku szlacheckiego.
Długo wytrzymały, ale jak długo jeszcze dadzą radę?

Upał napierdziela niemiłosiernie, trzeba by jakiś turban czy co na głowę zarzucić?

A ten widok to już dla mnie "kresowa esencja"...a ta mała czarna kropeczka w oddali, to oddalający się Marek.
Litwa coraz bliżej...
Kiedyś przyjadę tu, usiądę na trawie z boku takiej drogi i będę kontemplował widoki?

Znajdujemy drogę leśną, która według mapy ma nas doprowadzić do granicy.
Faktycznie, doprowadza!

Przed nami relikt komunistycznej granicy, teraz już rdzewiejącej i otwartej.
Wjeżdżamy na Litwę i "wyprawa międzynarodowa" staje się faktem!:)

Pierwsze napisy w obcym języku...
Co znaczy "miszko"? Raczej nie jest to "misiek" :).


Miejscowości litewskie tuż przy granicy są zupełnie nijakie, trąci komuną i dawnym ZSRR, gdzieś ulatnia się klimat "kresowości", choć jesteśmy jeszcze dalej na wschodzie.
Fotografuję tablice na jakimś centrum kulturalnym jako dowód, że byłem za granicą.
Wiszą sobie na typowym tu dla komuny nieotynkowanym budynku z betonowej cegły.

Wyjeżdżamy z wioski Liubavas (pewnie przed 1939 nazywała się Lubawa) i zmierzamy do odległego o 5 km Kovai.

Ciekawszym akcentem w tym nieciekawym krajobrazie jest przydrożna kapliczka.

Przejeżdżamy przez kolejną nudną wioskę (Salaperaugis) i dochodzimy do wniosku, że bardziej litewskie klimaty znajdziemy po naszej stronie niż na samej Litwie.
Tu komuna wypaliła chyba wszelkie nastroje.

Dojeżdżamy do przejścia granicznego, wjeżdżamy ponownie do Polski i niestety, krótki kawałek musimy pomykać z sunącymi po drodze TIR-ami.
Całe szczęście, że droga jest szeroka na 1,5 pasa.


Dobrze, że już za chwilę zjeżdżamy z głównej drogi i kierujemy się na Puńsk.
Po drodze stare krzyże, kapliczki (tu w Wojciuliszkach) z napisami po litewsku...jestem w Polsce, a czuję się dopiero tu, jakbym był na prawdziwej Litwie.
Dopada mnie głód, więc zatrzymujemy się na chwilę i uzupełniam energię.

Dojeżdżamy wreszcie do Puńska, gdzie pierwszą fotkę robię miejscowemu kościołowi.

W sklepie (opisanym po litewsku i dla zasady po polsku) robimy uzupełniające zakupy, poszukując jednocześnie kindziuka (wędlina litewska).

Głód jakoś nadal męczy, więc zatrzymujemy się w lokalnej knajpce i zamawiamy bliny litewskie.
Powiem krótko: coś fantastycznego, a do tego bardzo pożywne!

Przy okazji nauczyliśmy się kilku zwrotów po litewsku (jeśli nie pokręciłem):
- Aczu (dziękuję)
- Sudjewo (do widzenia)
- Dobadjewo (dzień dobry).

W końcu znajdujemy sklep, gdzie kupujemy kindziuk i dzielimy go między siebie.
Troszkę mam obawy, jak długo wytrzyma on w sakwie, ale powinien dać radę, bo to wędlinka dobrze podsuszona.
Aby dopełnić poczucia "litweskości", postanawiamy zwiedzić miejscowy skansen wsi litewskiej.



Postojów było aż nadto, więc czas troszkę podkręcić dystans.
Ruszamy do Sejn, nie tylko z powodów turystycznych.
Kościół w Sejnach. Dojeżdżamy tu około godziny 17:00.

Jednym z powodów jest wypłata Marka, która miała dziś być już na koncie, więc gdy ja pilnuję rowerów, Marek idzie na poszukiwanie bankomatu, aby uzupełnić fundusze.

Zespół klasztorny w Sejnach.

Objeżdżamy klasztor i jedziemy obejrzeć przybytek innej religii, czyli judaizmu.
Z licznych dawnych użytkowników dzięki niemieckim zbrodniarzom nie pozostał w zasadzie nikt, ale o ich bytności na tych ziemiach świadczy Biała Synagoga.


Kiedy oglądamy budynek, doświadczamy lokalnej nietolerancji i ledwie tłumionej agresji wobec innych nacji (dość charakterystycznej ostatnio dla tych rejonów).
Do moich uszu dobiegają z daleka strzępki tępych komentarzy: "patrz kurwa, pewnie jakieś pierdolone żydki oglądają swój stary dobytek, czego oni tu kurwa szukają...". Wzrok tych panów jest nienawistny, w końcu w kościele byli wczoraj, a dziś można już rozsyłać "miłość bliźniego" i nawet nie przyjdzie im do łbów, że jesteśmy po prostu zwykłymi turystami.
Mimo tego, dalej oglądamy synagogę wraz z towarzyszącymi jej zabudowaniami, bo nie po to tyle jechaliśmy, by przejmować się jakimiś prymitywami.
Szkoła talmudyczna.

Opuszczamy Sejny i zaczynamy rozglądać się za jakimś lasem, gdzie będzie można rozbić obozowisko i wkrótce się na takowy natykamy.

Wciskamy rowery w chaszcze, aby jak najbardziej oddalić się od drogi głównej.
Miejscówka fajna, ale komary dosłownie wpierdzielają nas żywcem.
Leję na siebie preparat OFF, ale komary zdają sie pytać:
- OFF? A co to jest OFF i do czego to służy? ;)
Najlepiej więc wysączyć piwko i schować się do namiotu, porobić zapiski z trasy i rzucić się lulu ;).

Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 74.00 km (15.00 km teren), czas: 04:20 h, avg:17.08 km/h, prędkość maks: 49.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Niedziela, 27 lipca 2008 | dodano: 14.07.2014Kategoria Po Polsce, Kresy wschodnie 2008
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Smolniki - Sidory - Jeleniewo- Szurpiły - Turtuł - Kruszki - Bachanowo - Wodziłki - Bachanowo - Błaskowizna - Bachanowo - Hańcza - Mierkinie - Kłajpeda - Okliny - Wiżajny - Rowele (plus wyprawa po piwo do Rutki Tartak). Razem 72 km.

Ten dzień będzie obfitował w widoki pięknych tras, pięknych i ciekawych miejsc...kwintesencja klimatu Suwalszczyzny!

Ruszamy rano ze Smolnik, zatrzymując się po drodze na sfotografowanie drewnianego kościoła.

W tej samej wioseczce wspinamy się na punkt widokowy "U Pana Tadeusza", skąd roztacza się wspaniała panorama!


Chciałoby się tak stać i gapić w piękną przestrzeń, ale przed nami jeszcze wiele innych atrakcji, schodzimy więc z punktu, wsiadamy na rowery i kierujemy się na Górę Cisową.
Tak góra ta wygląda od strony podnóża.

Rowerki zostają na dole, a my drewnianymi schodkami wspinamy się na jej szczyt.

Tu mamy kolejne zapierające dech widoki, brakuje tylko skrzydeł!

Nasze rumaki cierpliwie czekają u podnóża.
Po ich wielkości na zdjęciu widać, że całkiem wysoko musieliśmy się wspiąć.

Wracamy po pojazdy i kierujemy się na Turtuł, po drodze zaliczając kościół w Jeleniewie.

Ruszamy dalej i jedziemy na Bachanowo, gdzie znajduje się unikatowy rezerwat przyrody "Głazowisko Bachanowo".
Warto przeczytać na ten temat więcej...
"Kamyczki" polodowcowe porozrzucane są na sporej przestrzeni, jest to naprawdę niesamowity widok!

W lesie obok płynie sobie Czarna Hańcza...

Upał daje nam nieźle "po dupach", a za nami dopiero jakieś 28 km.
Sprawia to, że wracając do rowerów zerkam tęsknie na snujące się po niebie obłoczki, które wywołują u mnie trudną do zwalczenia chęć poleniuchowania...

Leniuchowania jednak nie będzie, bo ruszamy teraz w kierunku Wodziłek, gdzie znajduje się molenna (cerkiew) staroobrzędowców, a nawet cała wieś staroobrzędowców.
Do wsi dojeżdża się wyłącznie drogą gruntową, dla mnie jest to jak teleportacja w czasie.

Wodziłki przed wojną zamieszkiwało około ją stu rodzin, dziś zostało ich tylko kilka...

Pozostały stare zabudowania.

W tle molenna (cerkiew) staroobrzędowców w Wodziłkach, przed nią nasze pojazdy oparte o mur.

Nie mogę przestać fotografować, kto wie co z tego zostanie za kilkanaście, lat.
Pewnie to wszystko "zeżre" cywilizacja.

Istnieje tu "zwyczaj kąpania się w łaźni parowej zwanej banią lub bajnią. W Wodziłkach można zażyć kąpieli w tzw. czarnej bani. Budynek takiej łaźni, w przeciwieństwie do bani białej, nie posiada komina, a dym z paleniska odprowadzany jest przez okna i drzwi. Banie stoją zazwyczaj przy stawie lub rzece, gdzie zanurzają rozgrzane ciała korzystający z parowej kąpieli" - źródło: strona Suwalskiego Parki Krajobrazowego.

Tymczasem zaczynam zmieniać się w wilka...nie dlatego, że jestem wilkołakiem, tylko dlatego że jestem tak głodny!
Opuszczamy więc Wodziłki i dojeżdżamy do Błaskowizny nad jezioro Hańcza, gdzie z Markiem pichcimy sobie nad wodą gotowe danka ze słoików.

Muszę się koniecznie wykąpać, bo upał i wysiłek sprawił, że jestem jedną bryłką soli...ciekawe, co na to tutejsze ryby słodkowodne? Musiałem nieźle zasolić wodę ;).

Laba się kończy i ruszamy dalej.
Krówki się lenią w cieniu, a my pedałujemy.

Jest jednak niedziela, a "izotoników" na wieczór brak.
No jakże to tak?
Sklepy po drodze pozamykane, bo naród tu pobożny...no może nie wszyscy, bo spora część "tłoczy procenty" w knajpach. Marek nawet sugeruje zakup w jednej z nich piwka "na wynos", ale widok lokalsów mocno mnie zniechęca do wchodzenia, mam chęć zachować nos w całości ;).
Dojeżdżamy do Roweli, gdzie Marek znajduje miejsce do noclegu na jakimś pastwisku w ukryciu za ścianą drzew.
Zrzucam większość bagaży i deklaruję się objechać miejscowe wioski w poszukiwaniu eliksiru życia :).

Kręcę się po okolicy i wreszcie MAM !!!
Okazuje się, że jedyna szansa zakupu piwa to...festyn przyśpiewek ludowych w Rutce Tartak :))).
Na poszukiwania poświęciłem dodatkowo aż 11 km, ale czego się nie robi dla płynnego bursztynu? ;)

Pakuję cenny ładunek w wór i wracam na miejsce noclegu.
Teraz można zasiąść i delektując się napojem spoglądać leniwie w dal...


Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 72.00 km (10.00 km teren), czas: 04:29 h, avg:16.06 km/h, prędkość maks: 51.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Sobota, 26 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008, Po Polsce
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Trasa: Gołdapska Góra - Gołdap - Jurkiszki - Hajnówek - zielony szlak pieszy przez Puszczę Romincką - bez szlaku do Żytkiejm - Kleksiejmy - Skajzgiry - Rakówek - Kłajpedka - Kłajpeda - Stara Hańcza - Dzierwany - Smolniki. Razem 59 km.

Na początku polecam zwrócić uwagę na nazwy pewnych miejscowości w powyższym wykazie ;).

Ruszamy z rana do Gołdapi. Z tym "z rana" to troszkę przesadziłem, bo o 9:50 ;).
Czas zbierania mamy przydługi, ale to za moją sprawą bo raz, że tak czasem już mam, a na dokładkę dochodzę do wniosku, że jestem na wakacjach i mi się nie spieszy...taka "Snuja Zachodniopomorska na ścieżkach Suwalszczyzny" ;).
Do Gołdapi docieramy o godzinie 9:20 i postanawiamy zjeść w parku zakupione wcześniej śniadanko.

Jakiś tam kościół w Gołdapi...

Siedzimy sobie na ławeczce, popijamy jogurt "Augustowski" i zagryzamy bułkami.
Jeszcze nie wiemy, że od dziś stanie się to naszym codziennym pysznym standardem.

Park jest bardzo ładny, jesteśmy otoczeni przez zieleń, w oddali widać tryskające fontanny i jakiś mostek.
Reszta miasteczka jakaś taka niespecjalna jest...

Dochodzi godzina 10:00, a moje samopoczucie "zdrowotne" takie sobie, czyżby jakieś choróbsko się wykluwało czy co?
Zobaczymy, co z tego wyniknie [post-edit: nic się nie wykluło ;)].
Wyruszamy z Gołdapi zwykłą asfaltową drogą, przed nami jednak Puszcza Romincka i Bóg wie (i Marek) jakie tam są drogi ;).
O tym przekonuję się, gdy zjeżdżamy z szosy na tzw. ścieżkę edukacyjną. Szuterek całkiem, całkiem, więc można sobie na razie spokojnie pedałować.
W tym czasie Marek odbywa "małą walkę" z narowistym sprzętem.

Ruszamy i robię parę fotek w ruchu, niezbyt udanych ale zawsze to dokument.


Po pewnym czasie dojeżdżamy do bardzo dziwnego miejsca. Z daleka wygląda to tak, jakby ktoś nastawiał pełno uli w dzwinym kształcie.
Okazuje się jednak, że jest to sposób na ochronę owadów żyjących w glinie i w Puszczy Rominckiej zbudowano dla nich specjalne "domki".

Teraz toczymy się szutrówką, prawie że dotykając granicy naszego "przyjaciela" zza wschodniej granicy.
Za czasów "komuny" bywałem w Związku Radzieckim, ale tylko na Białorusi i na Litwie, za to w Rosji nigdy.
Teraz jest okazja, by choć na chwilę wtargnąć na terytorium sąsiada ;)
Napis głosi: Granica Państwa, przekraczanie zabronione" :)
A, co mi tam, oni też niejednokrotnie wpadali do nas bez zaproszenia, często nawet z czołgami.

Jedziemy dalej i spotykamy patrol Straży Granicznej na quadach.
Widać, że chcieli nas zapytać co tu porabiamy, ale my byliśmy pierwsi i zapytaliśmy o drogę, co wygasiło ich podejrzenia, że możemy być rosyjskimi szpiegami lub desperatami, chcącymi przeniknąć do rosyjskiego raju :).
Na jednym z postojów pod wpływem ciężaru bagażu pęka nóżka w rowerze Marka i od tej pory będzie miał on upierdliwe zadanie poszukiwania czegoś do opierania swojego wehikułu przy każdym dłuższym zatrzymaniu.
Dojeżdżamy do skrzyżowania i wyjeżdżamy na asfaltówkę.
Nazwy miejscowości są w tym rejonie niesamowite!

Skaj z giry ? ;)

W pobliżu wsi Kłajpedki trafiamy na drogę, która powinna nazywa zostać nazwana najdłuższą piaskownicą świata.
Całkiem znośna szutrówka została "naprawiona" przez lokalsów przy pomocy grząskiego piasku.

Pomysłodawcy gratulujemy poczucia humoru ;).
Jadąc potem nawet jakąś wertepiastą szutrówką żartowaliśmy, że jak to dobrze, że nikt z Kłajpedki nie zabrał się za jej naprawę.
Marek jakoś się toczy na swych w miarę grubych oponach, ja na swoich nie mam szans i rower obciążony bagażem grzęźnie głęboko "w drodze". Tu nawet nie za bardzo mam jak go prowadzić z boku, po prostu nie ma jak!!!

Filmik Marka z pokonywania piachu (KLIK).

Wreszcie powoli docieramy do asfaltu i ponownie spotykamy starszego sakwiarza, z którym widzieliśmy się wczoraj. Kolanko mu jak widać szwankuje, ale jedzie.
Ciekawostka - z przodu na kierownicy miał zamontowany koszyk taki jak w "mieszczuchach".
W tle słynna droga! ;)

Ruszamy dalej. Pod wieczór, jadąc przez jakiś czas w towarzystwie po raz kolejny napotkanego sakwiarza szukamy miejsca na nocleg.
Podjazd ciężką, wertepiastą i piekielnie stromą szutrówką do Smolnik niedaleko jeziora Hańcza nie należał do największych atrakcji tego dnia.
W Smolnikach znajdujemy nocleg w dość specyficznym rodzaju "agroturystyki" - otóż dostajemy klucze do domków, w których stoją łóżka, a na zewnątrz znajduje się coś w rodzaju "prysznica" z zimną wodą. Dla mnie to i tak królewskie warunki biorąc pod uwagę fakt, że od 3 dni jesteśmy w drodze, a moja jedyna kąpiel polegała na myciu się wodą z butelki.
Koszt wyniósł po 10 zł od osoby i w końcu można z siebie zmyć odór trolla :).

Gapię się w niebo i na drzewa nad daszkiem naszego domku i stwierdzam, że w Puszczy Rominckiej naprawdę poczułem klimat tych rejonów i pełny kontakt z naturą...


Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 59.00 km (35.00 km teren), czas: 04:10 h, avg:14.16 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Piątek, 25 lipca 2008 | dodano: 04.08.2008Kategoria Kresy wschodnie 2008, Po Polsce
Trasa: Giżycko - Sulimy - Pieczonki - Kruklanki - Jeziorowskie - Podleśne - Leśny Zakątek - Czerwony Dwór - Dunajek - Siedlisko - Nasuty - Rudzie - Kamionki - Błażejewo - Suczki - Góra Gołdapska. Razem 65 km.

Zaczął się dzień drugi, dochodzi godzina 2:00 w nocy, a my wciąż tłuczemy się w tym archaicznym wagonie PKP i wciąż nie przychodzi sen.
Podejmowane próby zaśnięcia są zupełnie nieudane...jak ja będę rano jechał z tymi klamotami?
Chyba zdrzemnę się na trasie na przedniej sakwie ? ;)
Gdyby to był francuski ekspres TGV to w 2-3 godziny i byłbym na miejscu, a tak trzeba się tłuc 10 godzin.
Wreszcie nastaje ranek i dojeżdżamy.
Giżycko o poranku sprawia, że trzęsę się z niewyspania, ale nie ma co się trząść, tylko czas ruszać naszymi jednośladowymi "czołgami", bo prawie tyle ważą.

Wyjeżdżamy z Giżycka i dojeżdżamy do Kruklanek, gdzie spędzałem kiedyś urlop w zupełnie innym charakterze (samochodzik, pokoik;)).

Tam też fotografuję dorodnego żubra.

Opuszczany "centrum" miejscowości i dojeżdżamy nad jezioro o dość smakowicie brzmiącej nazwie Gołdopiwo ;).
Z miłą chęcią zasiadam na trawie na brzegu, gdzie czekając aż woda na kuchence zagotuje się na poranną kawę, jem i spisuję numery zdjęć wykonanych tego dnia (żeby potem się nie pogubić przy pisaniu relacji).

Po wpompowaniu w żyły kawy jestem przekonany, że będzie jechało mi się dużo lepiej.

Czas ruszać...
Jedziemy jeszcze jakiś czas asfaltem, na chwilę zatrzymujemy się na cmentarzu żołnierzy rosyjskich i pruskich z czasów I wojny światowej, a potem wjeżdżamy szutrówkami w Puszczę Borecką.
Trasa jest naprawdę malownicza.
Tu zielony szlak z Diablej Góry dochodzi do drogi na Czerwony Dwór.

Fotografuję głaz pamiątkowy w Rezerwacie Borki i ruszamy dalej.

W sklepiku na szlaku robimy zakupy (nie pomijając "izotoników" na wieczór;)) i spotykamy starszego pana, sakwiarza jak i my.
Nasze trasy będą się przecinać jeszcze przez kilka dni.
Wreszcie głód daje znać o sobie.
Wyciągamy więc kuchenki i siedząc na kłodzie pitrasimy sobie "Kociołki do syta" niedaleko leśniczówki Dunajki.

Po napychaniu się ruszamy dalej.
Ja jak to ja...nie powiem, żeby jakoś mocno zmartwiła mnie zmiana nawierzchni z gruntowej na taką ;).

Jakakolwiek by ona nie była, widoki są tak niesamowite, że co rusz mam chęć robić zdjęcia.
Mijamy Tatarską Górkę i zaczynamy myśleć o szukaniu noclegu...to znaczy Marek szuka, bo ja jadę jak cielę za Markiem, ponieważ to on zna te rejony i ma już swoje stare znajome kępy krzaków ;).

Wreszcie jest! Kępa drzew i krzewów koło Góry Gołdapskiej, teraz lekko zasypana śmieciami przez jakichś ciuli, ale wyboru w tej chwili i tak nie ma.
Zatrzymujemy się i wprowadzamy rowery w chaszcze.

Tego tylko było trzeba miejscowym krwiopijcom - komary tną na potęgę.
W sumie im się nie dziwię, po całej nocy w pociągu, pedałowaniu i pokrywaniu się potem i kurzem stanowimy dla nich znakomity kąsek. Wręcz polewam się sprayem przeciw tym wampirom, ale niespecjalnie to pomaga.
Najlepiej wtedy schronić się w kłębach dymu z papierosa ćmionego przez Marka...no, jego jakoś nie gryzą.
W przeciwieństwie do moich sakw, mój namiot i plandeka na rower dość dobrze wpasowują się w otoczenie, ale przecież sakwy i tak schowam. Marek tymczasem ucina sobie drzemkę jeszcze za dnia...

Wieczorkiem wysączam jeszcze piwko, myjemy się bardzo ekonomicznie wodą nabraną w butelki i czas spać!
Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 67.00 km (35.00 km teren), czas: 04:10 h, avg:16.08 km/h, prędkość maks: 48.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Czwartek, 24 lipca 2008 | dodano: 24.07.2008Kategoria Szczecin i okolice, Kresy wschodnie 2008, Po Polsce
Trasa: Szczecin - Cmentarz Centralny - działeczka - Szczecin. Razem 7 km.

W zasadzie mógłbym to nazwać dniem ZERO, ale...sakwy zapakowane, więc niech będzie...
Dziś wieczorem zaczyna się moja i Marka "Meaka" (na jego zaproszenie)
WYPRAWA ROWEROWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 24.07.-02.06.2008 !!!
Przyznam, że choć wielokrotnie jeździłem na wyprawy sakwiarskie, to ta ma być zupełnie inna niż do tej pory.
Mało asfaltu, noclegi raczej spontaniczne...
Przede wszystkim dużo dziczy, natury, szutrów i noclegów na dziko - tu jednak muszę dodać, że jako stary asfaltofil i "co-kilka-dni-miłośnik-cywilizacji" wspomniałem o tym Markowi, że mogę się jej okresowo domagać :).

Sakwy spakowane, czas na kolejny krótki odcinek (na dworzec). Zobaczymy, jak nowo nabyty KTM da radę "ścianie wschodniej".

Trasa: Dom - Dworzec PKP. Razem 4 km.

Z domu ruszam na dworzec, gdzie spotykam Marka. Ładujemy się z peronu do wagonu, nawet jest gdzie zapiąć rowery!
Pociąg rusza, a ja wsłuchując się w stukot kół ruszam wraz w nim w nieznane.
Wyciągam notatnik podróżny i podejmuję próbę napisania czegoś...choć nie za bardzo to idzie.

Jest godzina 22:30, jedziemy dalej w tym w pociągu "mknącym" do Giżycka, a dosłownie tuż obok na widoku obok jadą nasze rowery.
Razem z nami jedzie jeszcze jeden sakwiarz, też do Giżycka oraz ...mocarz-gawędziarz, dla którego dystans 3000 km jednym ciągiem rzekomo nie stanowiłby problemu ;).
- Wystarczy jeść i jechać! - mówi.
:))).

Sen nie przychodzi, więc troszkę snuję się po wagonach, tym źle koniecznym dla mnie (nie lubię podróży PKP, ale wyboru nie było).

Starczy już tego, czas teraz podjąć próbę zaśnięcia, bo od samego rana trzeba będzie pedałować...

Opisy z poszczególnych dni:

Dzień 1. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 2. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 3. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 4. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 5. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 6. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 7. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 8. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 9. WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"
Dzień 10 (O S T A T N I). WYPRAWA "SUWALSZCZYZNA-MAZURY 2008"

Pełna relacja fotograficzna TUTAJ.
Zdjęcia Marka (klik).
Rower: Dane wycieczki: 11.00 km (1.00 km teren), czas: 00:30 h, avg:22.00 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)