MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Ponad 4000 km! Dziś 161 km do Ueckermunde z TC Cyborgami.

Niedziela, 17 października 2010 | dodano: 17.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Do tej wycieczki przymierzaliśmy się wielokrotnie, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. Dziś jednak się udało i cały TC Team spotkał się o 8:00. Nie było za ciepło, bo około 5 st. C. Ruszyliśmy tradycyjnie przez Rondo Hakena i dalej przez Warzymice, Stobno i Dołuje.



W Dołujach zatrzymaliśmy się na zakupy, bo Jurek nie wziął z domu żadnych słodyczy.

Jako, że byłem prowodyrem tej wycieczki, postanowiłem pokazać chłopakom nowe dla nich przejście do Niemiec polną drogą z Kościna.

Po cyknięciu fotki chwilę pojechaliśmy brukiem do drogi głównej biegnącej przez Neu Grambow. Jest ona wyłożona drobną kostką brukową, ale to się zmieni, bo obecnie jest ona w remoncie. Wiedzie do granicy, ale my tam nie dojeżdżaliśmy. Chcieliśmy dostać się do Bismarck, ale nie jechać główną drogą, więc koło wiaty turystycznej skręciliśmy w lewo na Grenzdorf, skąd doskonałą i równiutką drogą z płyt dojechaliśmy przez Gellin do Bismarck.
Przy Hohenfelde skręciliśmy w lewo na Ploewen, a stamtąd przez Boock, Koblenz i Krugsdorf dojechaliśmy na rynek w Pasewalku.
Wtedy to szczególnie wyróżnił się wygłodniały Jurek, który przez ostatnie kilometry gnał na zaplanowany kebab u Turka niczym wygłodniały wilk. My oczywiście gnaliśmy za Jurkiem:)))
I oto jest nasz cel!

Cel okazał się zamknięty i jedyne co mogliśmy zrobić, to pocałować klamkę, z czego zrezygnowaliśmy, bo to niehigieniczne. :)))
Zastanawiało nas dlaczego "kebabownia" jest dziś nieczynna, skoro podano późniejsze daty, kiedy to przybytek ten jest "geschlossen"

Pozostało nam wrąbanie bułek, które wieźliśmy w sakwach. Pozostała nadzieja, że w Torgelow znajdziemy jakiegoś Turka. :)))
Do Torgelow jechaliśmy drogą na Anklam przez Bellin i Jatznick, wzdłuż której aż do przejazdu kolejowego biegnie znakomita ścieżka rowerowa. Na szczęście za przejazdem należy skręcić w prawo, aby dojechać do Torgelow. Droga jest nawet interesująca i wiedzie przez wioskę o nazwie Hammer. :)
W Torgelow nie wytropiliśmy żadnego Turka, więc powiodłem chłopaków w stronę skansenu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek.
To starosłowiańska (rzekomo) łódź.

Widok z mostku na rzeczkę Uecker (po słowiańsku Wkra).

Na mostku.

Widok z mostku na kościół w Torgelow.

Rzut oka na skansen.

Ponieważ poszukiwania kebabu skończyły się fiaskiem, ruszyliśmy dalej penetrować Niemcy. Trzeba mieć samozaparcie, żeby robić to w promieniu 50 km od Pasewalku. :)))
Tak na poważnie, to planowałem trasę przez Ueckermunde i tam właśnie pojechaliśmy.
Ledwie wjechaliśmy, a ja krzyczę: "Stójcie!".
Cyborgi jak to cyborgi, z wycieczek najczęściej pamiętają szybko obracającą się przednią oponę i zwiększający się Vmax na liczniku, ale jakoś udało mi się ich cofnąć - znalazłem otwartą "kebabownię"!!! :)))
Kebab okazał się przepyszny, porcje przeogromne, mięcha w środku tyle, że starczyłoby aż na trzy w Polsce, a cena niższa niż w Pasewalku. Smak też lepszy.

Ja zamówiłem rollo-kebab, ale nie spodziewałem się, że będzie długości zwiniętego dywanu - ledwie zjadłem połowę i pękałem. Zapakowałem resztę i postanowiłem zawieźć Basi do Szczecina, toż to raptem 60 km. :)
Aby spalić trochę tych kalorii, postanowiłem ujeździć dziką świnię pętającą się po Schweinmarkt. :))) Mała stanęła w obronie matki przed Misiaczem!

Ueckermunde to urocze miasteczko, które chciałem pokazać chłopakom. Tu kilka zdjęć.

Krzysiek schwytany!

Uliczka.

Zdjęcie zrobione przez Jurka - to stylizowane na okręt wojenny wejście do ratusza.

Stary drewniany most zwodzony.

Misiacz żywy i misiacz drewniany przy ścieżce na plażę.

Plaża nad Zalewem Szczecińskim, tudzież Stettinerhaff.

Z Uekcermunde pojechaliśmy do Vogelsang, jako że zaplanowałem kolejną atrakcję - jazdę odcinkiem "Oder-Neisse Radweg" przez las drogą szutrową. Chłopaki znów szaleli na asfaltowej dojazdówce i ciągnęli 30 km/h. Nie lubią oni szutrów, ale jeżdżą na góralach z wielkimi terenowymi balonami, czego pojąć nie mogę, bo kochają asfalt. Podobno z grubą oponą rowerek lepiej wygląda. Strach pomyśleć, jak by pędzili, gdyby mieli szosowe opony!
Przed Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Jez. Nowowarpieńskim stanowiącym część Zalewu Szczecińskiego. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok.


Z Reith poprowadziłem grupę przez lasy trasą dawnej przedwojennej kolejki wąskotorowej, gdzie obecnie biegnie szutrowa droga rowerowa, zachowano jednak dawne kolejowe oznaczenia. Trasa wiedzie przez Ludwigshof do Hintersee.
Od tego momentu trasa jest nam wszystkim dobrze znana.
Tam chłopaki dostali znów korby i gnali 30 km/h, z trudem ich zatrzymałem, żeby im pokazać Krzyż Barnima.
Zerknęli ledwie i wskoczyli na siodełka. Wjechaliśmy za moment do Polski w okolicach Dobieszczyna i od tego momentu znów zaczęła się ostra "korba" - non-stop 30 km/h aż do Tanowa!!! Skąd oni czerpią siły?????????????????!!!
Za Tanowem "zwolniliśmy" do 28 km/h, no bo przecież ja cyborgiem pełnoprawnym jeszcze nie jestem.
Stamtąd przez Pilchowo dojechaliśmy do Szczecina, gdzie przejechaliśmy przez Las Arkoński i Park Kasprowicza na Jasne Błonia, gdzie pożegnaliśmy Jurka, a ja za chwilę pożegnałem Krzyśka.
Krzysiek podsumował naszą wyprawę w sposób następujący:
- Naszej wycieczki nie można zaliczyć do udanych.
Pytam więc:
- Dlaczego?
- Ano dlatego, że dziś Jurek nie wywalił się ani razu!!! :)))
Dla niewtajemniczonych: Jurek prawie ma tradycję, żeby przynajmniej raz dziennie "zaliczyć glebę" :)))
P.S. Dziś przekroczyłem 4.000 km w tym roku na Bikestats.
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 161.20 km (32.00 km teren), czas: 06:50 h, avg:23.59 km/h, prędkość maks: 43.70 km/h
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3664 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

K o m e n t a r z e
O tak,Shrink ma racje.Misiacz jest juz cyborgirm :):):):):):):)
A poza tym zapraszamy chętnych do ujeżdzania owerków :)
jurektc
- 15:12 poniedziałek, 18 października 2010 | linkuj
No tempo masakryczne, ale swoją drogą to chłopaki powinni sobie kolarzówki pokupować! :-P Ja dzisiaj zrobiłem tylko 45km, ale niemalże wszystko po lesie i to nie tylko drogami ;-) Gratuluję i pozdrawiam!
danielkoltun
- 19:12 niedziela, 17 października 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!