MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecin i okolice

Dystans całkowity:37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%)
Czas w ruchu:1543:07
Średnia prędkość:19.30 km/h
Maksymalna prędkość:300.00 km/h
Suma podjazdów:705 m
Suma kalorii:719815 kcal
Liczba aktywności:1354
Średnio na aktywność:27.93 km i 2h 15m
Więcej statystyk

8.000!!! No wiem, że już tam byłem wczoraj, ale...

Poniedziałek, 7 listopada 2011 | dodano: 07.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Dzień był dziś przepiękny, a ja zagłębiłem się w tłumaczenie zleconego tekstu i przygotowywanie papierów dla księgowej. Jakoś przez to przebrnąłem i po 12:00 gotów byłem wyruszyć z papierami, ale...zadzwonił tata z informacją, że z Bożenką ruszają właśnie w Siadle Dolnym na "Szlak Bielika" do Pargowa.
Hm...czy nie można przełożyć zawiezienia papierów na jutro i zamiast tego ponownie ruszyć na ten przepiękny szlak? Ależ owszem, można, wręcz trzeba!
Wiem, wiem...byłem tam raptem wczoraj, ale szlak jest tak klimatyczny, że musiałem tam pojechać i dzisiaj.
Kiedy ruszałem z Pomorzan, tata z Bożeną właśnie pokonywali pierwszy ostry podjazd, więc wiedziałem, że będę musiał ostro przycisnąć, aby dopaść ich przed Pargowem. Z tej to przyczyny nie pojechałem na początek trasy, ale przez Siadło Dolne i Górne i Kołbaskowo do Moczył drogami asfaltowymi. Starałem się, aby z licznika nie schodziło mi 30 km/h, a przed Kołbaskowem z górki rower bez pedałowania rozbujał się do 43 km/h.
No to dotarłem do Moczył i zadzwoniłem do taty. Okazało się, że jeszcze są w lesie i do Pargowa zostało im jakieś 2 km. Byłem z siebie zadowolony.
Nim ruszyłem, po raz kolejny sfotografowałem miejsce odpoczynku.

Martwi mnie jednak to, że ledwie takie miejsce powstało, a już wzięli się za nie nasi złodzieje i wandale. Ze stojącego tu jako rekwizyt zielonego roweru już skradziono stary licznik wraz z linką, z drugiego (czerwonego) zniknęło siodełko. Ciekaw jestem, kiedy znikną oba rowery, bo to tylko kwestia czasu. U nas to chyba najlepiej byłoby zabetonować im koła po osie, a resztę pospawać i podłączyć pod 220 V.
Ruszyłem ostro w kierunku Kamieńca, by po chwili odbić w leśną część szlaku. Wiem, wiem...jestem miłośnikiem jazdy po szosie, ale ta trasa ma coś takiego w sobie, że z lubością dziś zasuwałem leśną dróżką...a nawet zamarzył mi się przez chwilę rowerek MTB!

Tymczasem jednak zasuwałem na trekkingu z sakwami na bagażniku i też było fajnie.

Nie oszczędzałem się i kiedy dojechałem do miejsca odpoczynku w Pargowie, tata z Bożeną byli dopiero w połowie posiłku, co oznacza, że w ogóle na mnie nie musieli czekać.

Odsapałem swoje (przed tym miejscem jest niezwykle stromy terenowy podjazd) i zasiadłem do kawki.

Po tym krótkim popasie ruszyliśmy w stronę "centrum" Pargowa. Wariactwo się skończyło i mogłem już jechać spokojnie. Dziś już nie fotografowałem ruin kościoła i przyległości, bowiem zrobiłem to w trakcie wczorajszej wycieczki, natomiast tata z Bożeną...a i owszem, zwiedzili, sfotografowali...
Potem asfaltowym odcinkiem trasy dojechaliśmy do Niemiec, skąd przez Nerochlitz pojechaliśmy w kierunku Rosówka.

Przed granicą nasze trasy się rozeszły...a może raczej rozjechały.
Tata i Bożena wjechali do Polski, ja zaś odłączyłem się, kierując się na Rosow i Pomellen.
Zatrzymałem się na chwilę przy polance, a w chwilę potem niedaleko, centralnie na pasie jezdni zatrzymał się tam samochód na polskich tablicach, facet wysiadł i szykował się do podrzucenia w krzaki worków ze śmieciami, ale jako że wyjątkowo ostentacyjnie się na niego patrzałem i wyjąłem aparat, postał jeszcze parę sekund i odjechał. Pewnie ten popapraniec podrzuci gdzieś śmieci w innym miejscu, niespecjalnie poprawiając opinię o mieszkańcach naszego kraju.
Szybko przemknąłem przez Pomellen i Ladenthin i wjechałem do Polski przez Warnik, skąd równie szybko zjechałem do Będargowa, gdzie...spotkałem tatę i Bożenę zmierzających w stronę Stobna. Skoro spotkaliśmy się ponownie, dołączyłem do nich i razem ruszyliśmy w kierunku Stobna, Mierzyna i Szczecina.
Załapałem się u nich przy okazji na tosty i solidnie opchany doturlałem się do domu...

P.S. Dziś wybiło mi 8.000 km przejechanych na rowerze w tym roku, co sprawia, że pobiłem swój rekord rocznego dystansu.
:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 57.93 km (6.00 km teren), czas: 02:46 h, avg:20.94 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1251 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

Samotnie, a nie samotnie. Misiacz w Pargowie...

Niedziela, 6 listopada 2011 | dodano: 06.11.2011Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Po wczorajszym wyjeździe do Loecknitz z Basią i tatą, dziś zaplanowałem samotną przejażdżkę.
Taaa...
Zaplanowałem... ;)
Kiedy dojechałem do Będargowa, natknąłem się na mojego tatę i Bożenę wraz z klubem "Jantarowe Szlaki", do któego kiedyś należałem.
Po wcześniejszej zbiórce na cmentarzu spotkali się tam w ramach Zaduszek Rowerowych.

Jak to w tym klubie bywa, nie obyło się bez przemów i ogniska :).

Spędziłem tam blisko pół godziny, ale czas było się zbierać, bo chciałem przejechać nową ścieżkę rowerową od Staffelde do Siadła Dolnego w kierunku przeciwnym niż w trakcie ostatniej wycieczki. Podobno lżej się jedzie w kierunku przeciwnym.
Cynięto mi fotkę i zebrałem się do ruszenia w kierunku Ladenthin. Ze mną zebrał się też tata, Bożena i ich koleżanka.

Zaplanowali sobie przejazd przez Ladenthin do Schwennenz i dalej przez Stobno do Szczecina, ja zaś miałem skierować się przez Nadrensee do Rosow i dalej na Staffelde.

W Ladenthin przy głazie narzutowym zasiedliśmy na posiłek i kawę z termosu.

W tym czasie podjechał do nas nieznajomy rowerzysta, który zapytał o ciekawe trasy po Niemczech.
Cóż, tata polecił mnie jako eksperta, więc dalej jechałem w towarzystwie, które okazało się całkiem przyjemne.
Z Krzyśkiem (bo tak ma na imię znajomy już biker) dojechaliśmy do Staffelde, gdzie pokazałem mu prehistoryczny kurhan.
Tam Krzysiek stwierdził, że skoro jest tak blisko Gryfina, to spróbuje tam podjechać.

Posiedziałem chwilę na ławce i już sam skierowałem się na nową ścieżkę do Pargowa.

Jako, że jechałem sam, miałem czas tylko dla siebie i zagłębiłem się na teren przykościelny w Pargowie.
Ruiny prezentują się naprawdę malowniczo...

Nad wejściem do kościoła dostrzegłem taki oto herb.

Na przykościelnym cmentarzu zachowała się jedna płyta nagrobna, przewrócona zresztą.
Nagrobek sprzed wojny w Pargowie. © Misiacz

Obszczekany przez miejscowe burki, ruszyłem na ścieżkę wiodącą przez las.

Czasami ścieżka wiedzie wąwozami...


Z wąwozu wyjechałem na drogę asfaltową, dojechałem do Moczył i tam ponownie skończyła się moja samotność :).

Z daleka już widziałem zacieszającą się gębę Krzyśka "Montera" siedzącego na ławce z innymi bikerami i w myślach słyszałem jego głos: "O! Misiacz!"! ;)))

Wraz z nimi była całkiem spora ekipa: Bronik, Rammzes, Piotrek, Łukasz i Jacek (mam nadzieję, że nie pokręciłem imion).
Po wypiciu kawki ruszyliśmy w kierunki Siadła Dolnego.

W Siadle zatrzymaliśmy się przed sklepikiem, gdzie niektórzy zakupili napoje izotoniczne ;).
Krzysiek "Monter" nie byłby sobą, gdyby nie poprowadził nas skrótem do Kurowa, jednak ten skrót był naprawdę fajny i nie kwalifikował się do "skomiksowania" tak jak w tej relacji (klik) lub tej (klik) (w przypadku "Monterskich" skrótów wybitnych w relację wklejam komiks; copyright Shrink ;))).
Po dojechaniu do wiaduktu nad Autostradą Poznańską cyknęliśmy wspólną fotkę i każdy pojechał w swoją stronę, ja z Bronikiem na Pomorzany...

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 50.13 km (18.00 km teren), czas: 02:44 h, avg:18.34 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1040 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Oj, daleko mamy do sklepu, daleko... ;)

Sobota, 5 listopada 2011 | dodano: 05.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec
Już nie piszę, że wyprawa, wycieczka, rajdzik. Pojechaliśmy dziś z Basią i z tatą do Loecknitz na zakupy. Oczywiście to była tak naprawdę wycieczka, niemniej jednak tak często tam jeździmy, że prawie jak po bułki...a, że w obie strony mamy prawie 70 km, to już inna historia...
Z tatą umówiliśmy się na spotkanie po stronie niemieckiej, w Schwennenz. My z Basią jadąc z Pomorzan dojechaliśmy tam przez Warnii i Ladenthin.

Jako, że tata miał do Schwennenz bliżej, był na miejscu 20 minut przed nami, więc zasiadł z napojem izotonicznymi w ogródku przy sklepiku pani Schumann i sącząc bąbelki czekał na nas.

Tam sprezentowałem tacie kamizelkę odblaskową, bo jazda w czarnej kurtce po drogach nie należy do bezpiecznych.
Ze Schwennenz pojechaliśmy na Grambow.

Po drodze zatrzymaliśmy się na krótki postój w lesie.

W miejscowości Ramin zatrzymaliśmy się na herbatę z termosu i kanapki.
Nie wiem jak to jest...listopad, niby zima idzie, a tu dziurawiec kwitnie. Naprawdę idzie zima?

Za Ramin skręciliśmy na Schmagerow i Wilhelmshof.
Drzewo w Ramin... © Misiacz

Dalej trasa tradycyjnie wiodła przez Plowen, skąd dotarliśmy na zakupy w Netto. Sporo tego było, w kilogramach to było...nie, nie powiem ;).
Stamtąd jak zwykle pojechaliśmy nad jezioro Loecknitzer See na popas.

Tradycyjnie zakupiłem sobie na popicie bezalkoholowego Warsteinera.
Jak widać po napisie na dole naklejki, napój jest izotoniczny ;).

Wracaliśmy nieco inaczej niż zwykle.
Wcześniej jednak pokazaliśmy tacie 1000-letni dąb nad jeziorem.

Potem pojechaliśmy bezpośrednio już drogą wiodącą z Loecknitz do Ramin, skąd przez Grambow (nieco inaczej niż rano) dotarliśmy do Schwennenz.
Kiedy staliśmy tam na rozstaju dróg, pojawiła się jak przeciąg Małgosia "Rowerzystka". Dobrze, że udało się nam ją zatrzymać, bo nieźle pędziła ;).
Stamtąd razem pojechaliśmy do Polski przez Ladenthin. Małgosia ładnie ciągnęła pod górkę...

W Warniku zatrzymaliśmy się wszyscy, bo tata musiał tam skręcić na Bobolin i Stobno.
My zaś przez Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina...
P.S. Tak spojrzałem właśnie na ilość kilometrów, które przejechałem będąc na Bikestats. Ponad 22 tys. km. No to pół obwodu kuli ziemskiej mam za sobą ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 66.58 km (2.00 km teren), czas: 04:01 h, avg:16.58 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1335 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Dzień Zaduszny...

Środa, 2 listopada 2011 | dodano: 02.11.2011Kategoria Szczecin i okolice
Po pracy pojechałem na Cmentarz Centralny.
Jest tam też pomnik, który bardzo mi się podoba jako rzeźba i jako idea.
Rodzice dzieci, które zmarły przed urodzeniem (śmierć płodu, poronienie) mogą im tu świeczkę zapalić...
Skąd taki pomnik?
W Polsce do tej pory szpitale traktowały takie zmarłe dzieci jako odpad medyczny do utylizacji w piecu i w większości przypadków nadal tak jest...
Dzieciom, które zbyt wcześnie odeszły... © Misiacz

No, to skoro Wszystkich Świętych minęło, możemy być pewni, że jeszcze nie dopalą się świeczki postawione 1 listopada na grobach, a już za kilka dni w marketach zadziałają spece od otumaniania klientów i rozlegną się gówniano-plastikowe amerykańskie komercyjne "kolędy" i tak do zarzygania...aż do Bożego Narodzenia. Będzie można też pewnie kupić amerykańskiego "mikołaja".
American Shit Made in China... Rower:Koza Dane wycieczki: 8.20 km (4.50 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Nową wybudowaną trasą rowerową z Siadła (PL) do Niemiec.

Niedziela, 30 października 2011 | dodano: 30.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Zainspirowani relacjami Rowerzystki i Tunisławy, Basia i ja dziś postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda i jak jeździ się nową trasą rowerową wiodącą znad Odry w Siadle Dolnym aż do Niemiec.
Zgadaliśmy się z Jarkiem "Gadzikiem" oraz Piotrkiem "Bronikiem" na wspólny start z Pomorzan. Na trasie mieli do nas dołączyć Baśka "Rudzielec" oraz Krzysiek "Moner61", ponieważ Baśka bawiła się w jakieś biegi na Arkonce, co w połączeniu z rowerem dało jej w sumie mały biathlonik ;))).
Tu rozpoczęliśmy wędrówkę nową ścieżką.

Po lewej Odra.

Za Siadłem Dolnym trasa wchodzi w las.


Choć na zdjęciu tego nie widać, podjazdy są miejscami tak ostre, że koło buksuje w miejscu (przynajmniej moje, trekkingowe) i lepiej rowerek podprowadzić.
Na szczęście takie podjazdy są chyba tylko dwa.

Było tak stromo, że Gadzik zaoferował się podprowadzić rower Basi.

Bronik czeka na górze na maruderów ;).

Ostro, ostro. To, że ja podprowadzam, to pikuś, ale że Gadzik?!
Według nas taki podjazd to coś dla Pawła "Sargatha". Oczywiście szosówkę w tym wypadku odradzamy z całego serca ;).

A potem prosto i z góreczki!

Przez łąki i pola...


W Moczyłach zatrzymaliśmy się, aby poczekać na Krzyśka i Baśkę.
Ten rower jest tam na stałe, jako ozdoba...to znaczy dopóki ktoś go nie ukradnie.

Czekając na Krzyśka i Baśkę zdążyliśmy opróżnić do dna termosy...a oni i tak nie dojechali tu, tylko zupełnie gdzie indziej - do Pargowa ;))).

Trasa chwilę wiodła zwykłą drogą, by po krótkim czasie ponownie zagłębić się w las.

Powoli zbliżamy się do Pargowa.

No! Znalazły się nasze zguby ;)!

Tak nazywa się ta trasa.

W Pargowie znajdują się malownicze ruiny kościoła, jest też tablica informująca o jego historii.
Ja robiłem zdjęcie, a reszta pojechała...gnać, gnać, gnać ;))) !!!

Tuż za Pargowem zaczyna się część asfaltowa. Uciekinierów widać w oddali jako małe kropeczki ;).
Zachciało mi się turystyki ;).

Ścieżka prowadzi do granicy, gdzie łączy się z drogą Neurochlitz - Staffelde.

W Neurochlitz Jarek i Krzysiek postanowili ogołocić gruszę z owoców.
Zresztą, nie tylko tutaj. Sakwy pękały w szwach.

Podczas, gdy nasza rowerowa "szarańcza" dobrała się do kolejnej gruszy i jabłoni, ja zająłem się fotografią ;).
Wiatrak w Niemczech. © Misiacz

Dojechaliśmy do Pomellen, skąd ruszyliśmy na Ladenthin.
Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknym miejscu.


Z Ladenthin, podobnie jak wczoraj - wjechaliśmy do Polski i przez Warnik, Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina.
Trasa może i nie była długa, za to wymagała sporo wysiłku, zwłaszcza w części terenowej, jednak jest tak piękna i urozmaicona, że na pewno skusimy się kiedyś na jej ponowe przejechanie.
:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 52.00 km (21.00 km teren), czas: 03:28 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1093 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Z jabłkami i gruszkami z Rzeszy do Polski...

Sobota, 29 października 2011 | dodano: 29.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Pojechaliśmy dziś z Basią na małą przejażdżkę po Niemczech.
Najpierw dojechaliśmy do Warnika, skąd przedostaliśmy się do Ladenthin i dalej pojechaliśmy pagórkami i dolinkami w kierunku Pomellen.

Przed Pomellen jednak skręciliśmy w prawo na Nadrensee (nie wiem, czy niedługo nie będzie tam więcej Polaków niż Niemców), gdzie nad jeziorem Dammsee zatrzymaliśmy się na herbatę i kanapki .


Zaraz za Nadrensee skręciliśmy w prawo w drogę płytową, która doprowadziła nad do pięknego lasu.

Wkrótce płyty się skończyły i jechaliśmy już drogą leśną.

Płasko nie było, pojawiło się kilka podjazdów, w końcu tereny morenowe.

Zaraz za lasem dotarliśmy do jednej z moich ulubionych dróg polnych, którą uwielbiam fotografować.

Prowadzi ona do Lebehn.

W Lebehn wyjechaliśmy na asfaltową ścieżkę rowerową prowadzącą do Schwennenz, która pnie się w górę i w dół niczym rollercoaster.
Nie jechaliśmy nią jednak cały czas, a skręciliśmy na drogę z płyt nad jeziorem Lebehner See.
Wycieczka dobiegała końca i właśnie wtedy zaczęło wychodzić słońce.


Zrobiło się tak ciepło, że aż trudno było uwierzyć w poranny chłód. Przyszło się rozbierać. Po drodze zatrzymaliśmy się na zbiory przydrożnych dzikich jabłek i gruszek. Były bardzo dobre (choć nie wyglądają za pięknie, ale widać, że nie są modyfikowane genetycznie), więc do domku przytargaliśmy ich pokaźną ilość.

Następnie ponownie dotarliśmy do Ladenthin, skąd wjechaliśmy do Polski.
Temperatura sięgała już 17 stopni...a i po przyrodzie widać, że normalnie zima idzie ;))).
Zima idzie ??!! © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 44.57 km (9.00 km teren), czas: 02:47 h, avg:16.01 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 898 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Październikowa Masa Krytyczna (Szczecin)

Piątek, 28 października 2011 | dodano: 28.10.2011Kategoria Szczecin i okolice
Nie będę dziś zbyt wylewny w opisie...
A tam!
W ogóle nie będzie opisu! :)


Prędkość była dziś wyjątkowo krytyczna, sprawny pieszy by szybciej szedł! ;))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 16.95 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 11.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 386 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Z Basią i "Gadzikiem" błąkanie po DDR...

Sobota, 22 października 2011 | dodano: 22.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dziś z rana ja i Basia spotkaliśmy się z Jarkiem "Gadembagiennym" i ruszyliśmy na wycieczkę w kierunku Loecknitz.



Mimo, że trawę pokrywał szron, a temperatura przy gruncie była bliska zeru, Basia nadal jeździ na rowerze...no bo przecież to jeszcze nie zima (mówi, że zimą nie będzie jeździła). Mamy jednak jesień, a że zero przy gruncie... :))).
Najpierw skierowaliśmy się na nową drogę transgraniczną Warnik - Ladenthin, która jest już w pełni oddana do użytkowania.

Również droga z Ladenthin do Schwennenz jest gotowa i można śmigać po gładziutkim asfalcie.
Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zatrzymaliśmy się na gorącą herbatkę z termosu i kanapki.

Potem tradycyjną już dla nas trasą przez Schmagerow i Ploewen dojechaliśmy do Loecknitz, gdzie w "pomarańczowym" Netto uzupełniliśmy zapasy Zinfandela, oliwy, sera i mydełka w płynie, po czym podjechaliśmy na dłuższy popas nad jeziorem Loecknitzer See.

Wracaliśmy już nietradycyjnie, bo najpierw jechaliśmy trasą Loecknitz - Rothenklempenow, z której potem skręciliśmy na Boock.

W lesie między Boock a Blankensee wszyscy zatrzymaliśmy się na "zbiorowego szczocha" :).
Rowerki sobie czekały...

Za Blankensee wjechaliśmy do Polski i wracaliśmy odcinkiem tzw. "pętli sławoszewskiej", tj. z Buku dojechaliśmy do Dobrej i stamtąd przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie Basia i "Gadzik" wypili w gospodzie po kawie.

Ja już kawą byłem przesycony i zamówiłem sobie na próbę sernik, chcąc porównać go z tym z kawiarni w Rieth.
Muszę przyznać, że dobry jest.

Po skonsumowaniu łakoci drogą rowerową dojechaliśmy na Głębokie, skąd przez Żyzną i Taczaka dojechaliśmy na Pomorzany.
P.S. Ponownie sprawdziłem roczny "przebieg Basi":
Wszystkie kilometry: 2712.19 km (w terenie 491.60 km; 18.13%) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 81.85 km (3.00 km teren), czas: 04:35 h, avg:17.86 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1597 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)

Na działkę do taty...

Poniedziałek, 17 października 2011 | dodano: 17.10.2011Kategoria Szczecin i okolice
Pojechałem do taty na działkę, wziąłem trochę jabłek, a w domu je wypolerowałem ręcznikiem, żeby ładnie zapozowały do fotki ;).
Skarby z działeczki... © Misiacz

Wracając z działki spotkałem Piotrka "Bronika"...gdziekolwiek się nie ruszę, nawet na krótki wyjazd, prawie zawsze spotykam znajomych rowerzystów :). Rower:Koza Dane wycieczki: 7.84 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Antypętla sławoszewska...

Niedziela, 16 października 2011 | dodano: 16.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Wczoraj było Loecknitz, a na dziś były szczytne zamiary, bowiem mieliśmy w planach jazdę z rowerami na samochodzie do ciekawego przyrodniczo rejonu w Niemczech - do Maerkische Schweiz, ale ponieważ zostaliśmy zaproszeni na 18:00 do znajomych, plan padł. Z tego samego powodu padł plan jazdy z Rowerzystką i Tunisławą do Altwarp...a szkoda, bo właśnie się dowiedziałem, że ze spotkania u znajomych nici...
Rano jednak o tym nie wiedzieliśmy i postanowiliśmy zrobić jedynie krótką przejażdżkę tzw. "pętlą sławoszewską", a w zasadzie antypętlą, bo w przeciwnym kierunku niż zwykle.
Pogoda rześka (pow. 10 st.), słoneczko...tylko jechać.
Pojechaliśmy w kierunku Dobrej przez Bezrzecze, aby jednak uniknąć ruchu na ul. Koralowej, z ul. Żyznej przejechaliśmy prawie na samą górę przez osiedle domków.

Za Dobrą skręciliśmy na Grzepnicę, zatrzymując się po drodze na postój w lesie.

Przy drodze do Grzepnicy zbudowane jest luksusowe, zamknięte osiedle wielkich domów. Najwyraźniej jest tak luksusowe i drogie, że nikt tych posiadłości nie kupuje i nikt tam nie mieszka, bo stoją puste, pewnie niszczeją i czekają nie wiadomo na co. Korty tenisowe na osiedlu powoli zarastają trawą.

Przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie miałem zamiar kupić kawę w gospodzie, ale kolejka rowerzystów do baru była tak duża, że zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy do Szczecina, gdzie zatrzymaliśmy się na gorącą herbatę z termosu i bułki nad stawem Uroczysko.


Lubią nad nim wypoczywać starsi ludzie...

Kiedy tak siedzieliśmy i jedliśmy wpatrzeni taflę stawu, na ścieżce za naszymi plecami usłyszałem szum przemieszczającej się dużej grupy rowerzystów, w której wypatrzyłem tatę i Bożenę ;).
Basia zastanawiała się, jak mi się to udało...ale to to akurat udaje mi się bardzo często.
Tata z Bożeną odłączyli się od grupy i dołączyli do nas.

Potem już wspólnie przez Krzekowo dojechaliśmy na Gumieńce, gdzie każdy podążył w swoją stronę...
P.S. Pozdrowienia dla Piotrka, którego spotkaliśmy pod Bartoszewem oraz Anety "Atheny" spotkanej w okolicach Głębokiego :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 44.66 km (4.00 km teren), czas: 02:43 h, avg:16.44 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 884 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)