MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecińskie Rajdy BS i RS

Dystans całkowity:14134.97 km (w terenie 1800.85 km; 12.74%)
Czas w ruchu:693:50
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:278949 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:68.62 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Gumy w Piaskach :)

Sobota, 19 listopada 2011 | dodano: 19.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Na godzinę 9:30 Krzysiek "Monter61" ogłosił zbiórkę pod Pomnikiem Czynu Polaków, tzw. "ptakami" na wyjazd BS i RS w kierunku Trzebieży, w pakiecie z ogniskiem nad jeziorem Piaski.
Na miejsce zbiórki dotarłem na czas, jadąc platanową aleją Jasnych Błoni.

W sumie było nas 7 osób, w tym jedna babeczka, znaczy Baśka "Rudzielec102". ;)
Spod "ptaków" przez Park Kasprowicza pojechaliśmy jeszcze do Netto w celu zakupu zestawu ratunkowego nad jezioro. ;)

Zestaw ratunkowy zasponsorowany (dzięki!) przez Montera wygląda tak:

Nie bardzo wiem, skąd ta nazwa, może chodzi o ratowanie ekipy przed głodem? ;)
Spod Netto przejechaliśmy Laskiem Arkońskim na Głębokie, skąd przez Pilichowo i Tanowo pojechaliśmy drogą na Dobieszczyn.
Po drodze minął nas Rammzes, pozdrowił, ale gadać z nami nie chciał i pojechał dalej ;).
Przy skrzyżowaniu prowadzącym do Leśniczówki Zalesie skręciliśmy w prawo w las w kierunku jeziora Piaski.

Kiedy byliśmy już blisko celu, moją uwagę zwróciła dziwnie płaszcząca się opona Baśki i sama Baśka, która bujała się na niej jak na poduszce.
Sprawa była oczywista - guma. Na szczęście udało się dotrzeć nad jezioro, gdzie ja z Baśką zajęliśmy się naprawą, a reszta zajęła się kiełbaskami.


Po udanej naprawie poszedłem na pomost, bo jezioro to jest jak zawsze malownicze i zasługuje na fotkę.

Wreszcie i ja z Baśką mogliśmy zająć się kiełbaskami.


Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że kiełbaski jedliśmy z musztardą, którą Monter z ekipą pozostawił na stoliku tydzień temu. ;)))
O dziwo, nikt jej nie ukradł, choć kosztowała całe 97 groszy! ;)))
Mniej śmieszne było to, że kiedy mieliśmy już ruszać, Monter spostrzegł, że i on złapał gumę...podobnie jak tydzień temu w tym samym prawie miejscu.

Po uporaniu się z naprawą pojechaliśmy do Trzebieży drogą biegnącą od Myśliborza Wielkiego (który w sumie jest mały;))).
W Trzebieży zrobiliśmy sobie na plaży na brzegu Zalewu Szczecińskiego mały popas.
Nie wiem czemu, ale jak na komendę wszyscy wyjęli swoje telefony (oprócz mnie;)).

Bo kawce i posiłku do domu postanowiliśmy jechać czarnym szlakiem przez las. Droga początkowo była asfaltowa, potem zrobiła się typowo leśna.

W następnej wiosce Monter stwierdził:
- Mam wrażenie, jakby nadal jechał na kapciu...
...by po chwili dodać:
- Ja JADĘ na KAPCIU!!!
Cóż, mieliśmy kolejną przerwę, na razie na próbę Krzysiek dopompował koło.
My w tym czasie podziwialiśmy "okoliczności przyrody".

Wreszcie ruszyliśmy i zagłębiliśmy się w las.
Przed lasem zaś stał taki oto znak z informacją od leśniczego ;))) !
Informacja leśniczego ;) © Misiacz

Kiedy z lasu już mieliśmy wyjechać na drogę na Tanowo, Monter stwierdził, że znów ma kapcia, więc po raz kolejny wymienił dętkę.
My w tym czasie obserwowaliśmy, jak sprawnie operatorowi chwytaka idzie załadunek bali drewna.

Bo szybkiej wymianie gumy (wiadomo, doświadczenie czyni mistrza) ruszyliśmy znaną nam już trasą przez Tanowo w kierunku jeziora Głębokie.
Tam znów posililiśmy się, pożegnaliśmy, po czym prawie każdy pojechał w swoją stronę, a niektórzy nie w swoją ;).
Ja z Piotrkiem "Bronikiem" ruszyliśmy na Pomorzany, gdzie po drodze spotkaliśmy kolejnego znajomego bikera, Marka "Odysseusa", który wracał z wycieczki do Schwedt.

Zajechaliśmy jeszcze do sklepu "Piotr i Paweł" (hehe...Piotr "Bronik" i Paweł "Misiacz"), gdzie Piotrek zakupił napój izotoniczny marki "Piwo Lubuskie" ;).
Przejechaliśmy przez ciemny już Cmentarz Centralny i ... byliśmy za moment na Pomorzanach.
Jutro szykuje się kolejny wyjazd z ekipą, tym razem do Schwedt. Monter twierdzi, że gdzieś tam widział jakieś "misiacze" namalowane na stacji transformatorowej, więc trzeba je odszukać ;))). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 89.48 km (12.00 km teren), czas: 04:38 h, avg:19.31 km/h, prędkość maks: 39.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1808 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Samotnie, a nie samotnie. Misiacz w Pargowie...

Niedziela, 6 listopada 2011 | dodano: 06.11.2011Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Po wczorajszym wyjeździe do Loecknitz z Basią i tatą, dziś zaplanowałem samotną przejażdżkę.
Taaa...
Zaplanowałem... ;)
Kiedy dojechałem do Będargowa, natknąłem się na mojego tatę i Bożenę wraz z klubem "Jantarowe Szlaki", do któego kiedyś należałem.
Po wcześniejszej zbiórce na cmentarzu spotkali się tam w ramach Zaduszek Rowerowych.

Jak to w tym klubie bywa, nie obyło się bez przemów i ogniska :).

Spędziłem tam blisko pół godziny, ale czas było się zbierać, bo chciałem przejechać nową ścieżkę rowerową od Staffelde do Siadła Dolnego w kierunku przeciwnym niż w trakcie ostatniej wycieczki. Podobno lżej się jedzie w kierunku przeciwnym.
Cynięto mi fotkę i zebrałem się do ruszenia w kierunku Ladenthin. Ze mną zebrał się też tata, Bożena i ich koleżanka.

Zaplanowali sobie przejazd przez Ladenthin do Schwennenz i dalej przez Stobno do Szczecina, ja zaś miałem skierować się przez Nadrensee do Rosow i dalej na Staffelde.

W Ladenthin przy głazie narzutowym zasiedliśmy na posiłek i kawę z termosu.

W tym czasie podjechał do nas nieznajomy rowerzysta, który zapytał o ciekawe trasy po Niemczech.
Cóż, tata polecił mnie jako eksperta, więc dalej jechałem w towarzystwie, które okazało się całkiem przyjemne.
Z Krzyśkiem (bo tak ma na imię znajomy już biker) dojechaliśmy do Staffelde, gdzie pokazałem mu prehistoryczny kurhan.
Tam Krzysiek stwierdził, że skoro jest tak blisko Gryfina, to spróbuje tam podjechać.

Posiedziałem chwilę na ławce i już sam skierowałem się na nową ścieżkę do Pargowa.

Jako, że jechałem sam, miałem czas tylko dla siebie i zagłębiłem się na teren przykościelny w Pargowie.
Ruiny prezentują się naprawdę malowniczo...

Nad wejściem do kościoła dostrzegłem taki oto herb.

Na przykościelnym cmentarzu zachowała się jedna płyta nagrobna, przewrócona zresztą.
Nagrobek sprzed wojny w Pargowie. © Misiacz

Obszczekany przez miejscowe burki, ruszyłem na ścieżkę wiodącą przez las.

Czasami ścieżka wiedzie wąwozami...


Z wąwozu wyjechałem na drogę asfaltową, dojechałem do Moczył i tam ponownie skończyła się moja samotność :).

Z daleka już widziałem zacieszającą się gębę Krzyśka "Montera" siedzącego na ławce z innymi bikerami i w myślach słyszałem jego głos: "O! Misiacz!"! ;)))

Wraz z nimi była całkiem spora ekipa: Bronik, Rammzes, Piotrek, Łukasz i Jacek (mam nadzieję, że nie pokręciłem imion).
Po wypiciu kawki ruszyliśmy w kierunki Siadła Dolnego.

W Siadle zatrzymaliśmy się przed sklepikiem, gdzie niektórzy zakupili napoje izotoniczne ;).
Krzysiek "Monter" nie byłby sobą, gdyby nie poprowadził nas skrótem do Kurowa, jednak ten skrót był naprawdę fajny i nie kwalifikował się do "skomiksowania" tak jak w tej relacji (klik) lub tej (klik) (w przypadku "Monterskich" skrótów wybitnych w relację wklejam komiks; copyright Shrink ;))).
Po dojechaniu do wiaduktu nad Autostradą Poznańską cyknęliśmy wspólną fotkę i każdy pojechał w swoją stronę, ja z Bronikiem na Pomorzany...

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 50.13 km (18.00 km teren), czas: 02:44 h, avg:18.34 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1040 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Nową wybudowaną trasą rowerową z Siadła (PL) do Niemiec.

Niedziela, 30 października 2011 | dodano: 30.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Zainspirowani relacjami Rowerzystki i Tunisławy, Basia i ja dziś postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda i jak jeździ się nową trasą rowerową wiodącą znad Odry w Siadle Dolnym aż do Niemiec.
Zgadaliśmy się z Jarkiem "Gadzikiem" oraz Piotrkiem "Bronikiem" na wspólny start z Pomorzan. Na trasie mieli do nas dołączyć Baśka "Rudzielec" oraz Krzysiek "Moner61", ponieważ Baśka bawiła się w jakieś biegi na Arkonce, co w połączeniu z rowerem dało jej w sumie mały biathlonik ;))).
Tu rozpoczęliśmy wędrówkę nową ścieżką.

Po lewej Odra.

Za Siadłem Dolnym trasa wchodzi w las.


Choć na zdjęciu tego nie widać, podjazdy są miejscami tak ostre, że koło buksuje w miejscu (przynajmniej moje, trekkingowe) i lepiej rowerek podprowadzić.
Na szczęście takie podjazdy są chyba tylko dwa.

Było tak stromo, że Gadzik zaoferował się podprowadzić rower Basi.

Bronik czeka na górze na maruderów ;).

Ostro, ostro. To, że ja podprowadzam, to pikuś, ale że Gadzik?!
Według nas taki podjazd to coś dla Pawła "Sargatha". Oczywiście szosówkę w tym wypadku odradzamy z całego serca ;).

A potem prosto i z góreczki!

Przez łąki i pola...


W Moczyłach zatrzymaliśmy się, aby poczekać na Krzyśka i Baśkę.
Ten rower jest tam na stałe, jako ozdoba...to znaczy dopóki ktoś go nie ukradnie.

Czekając na Krzyśka i Baśkę zdążyliśmy opróżnić do dna termosy...a oni i tak nie dojechali tu, tylko zupełnie gdzie indziej - do Pargowa ;))).

Trasa chwilę wiodła zwykłą drogą, by po krótkim czasie ponownie zagłębić się w las.

Powoli zbliżamy się do Pargowa.

No! Znalazły się nasze zguby ;)!

Tak nazywa się ta trasa.

W Pargowie znajdują się malownicze ruiny kościoła, jest też tablica informująca o jego historii.
Ja robiłem zdjęcie, a reszta pojechała...gnać, gnać, gnać ;))) !!!

Tuż za Pargowem zaczyna się część asfaltowa. Uciekinierów widać w oddali jako małe kropeczki ;).
Zachciało mi się turystyki ;).

Ścieżka prowadzi do granicy, gdzie łączy się z drogą Neurochlitz - Staffelde.

W Neurochlitz Jarek i Krzysiek postanowili ogołocić gruszę z owoców.
Zresztą, nie tylko tutaj. Sakwy pękały w szwach.

Podczas, gdy nasza rowerowa "szarańcza" dobrała się do kolejnej gruszy i jabłoni, ja zająłem się fotografią ;).
Wiatrak w Niemczech. © Misiacz

Dojechaliśmy do Pomellen, skąd ruszyliśmy na Ladenthin.
Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknym miejscu.


Z Ladenthin, podobnie jak wczoraj - wjechaliśmy do Polski i przez Warnik, Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina.
Trasa może i nie była długa, za to wymagała sporo wysiłku, zwłaszcza w części terenowej, jednak jest tak piękna i urozmaicona, że na pewno skusimy się kiedyś na jej ponowe przejechanie.
:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 52.00 km (21.00 km teren), czas: 03:28 h, avg:15.00 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1093 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Trzebież i 2.500 km Basi"Misiaczowej"

Niedziela, 9 października 2011 | dodano: 10.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
O godzinie 9:30 umówieni byliśmy na Głębokim z ekipą BS / RS na wyjazd "na rybkę do Trzebieży zorganizowany przez Baśkę "Rudzielca". Chociaż prognozy zapowiadały się optymistycznie, to jednak między godziną 9:00 a 10:00 zapowiadano lekkie "kropidło". Faktycznie, prognoza była trafna i zaraz za Tesco zostaliśmy z Basią zmoczeni, co spowodowało opóźnienie w dotarciu na Głębokie. Mieliśmy z 10 minut "obsuwy" z tego powodu.
Na miejscu czekała na nas grupa składająca się z Baśki "Rudzielca", Krzyśka "Montera", Tomka i Piotrka. Jako, że w nocy opady były solidne, Baśka zrezygnowała z zasuwania lasem do Zalesia i rzuciła pomysł jazdy przez Dobrą i Buk do Dobieszczyna. Pomysł niespecjalnie mi się uśmiechał, ponieważ droga w okolicach Stolca jest wyjątkowo podła i wyboista, podobnie jak od Dobieszczyna do Myśliborza Wielkiego. No, ale grupa to grupa, więc ruszyliśmy razem. Niesety, po pierwszych kilkuset metrach tempo 24 km/h narzucone pod górkę spowodowało, że moja Basia została daleko w tyle i czuła, że nie da rady w tym tempie, więc oznajmiliśmy, że jednak pojedziemy sami, Basi tempem. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się ścieżką rowerową w stronę Tanowa zapowiadając, że spotkamy się na planowanej "rybce" w Trzebieży.

Była to dobra decyzja, bo i Basia się nie umęczyła a i droga była znacznie lepsza. Minąwszy Tanowo ruszyliśmy w kierunku Dobieszczyna. Samochodowy ruch "grzybiarski" nadal spory, więc miło było zjechać na leśny szlak w kierunku Drogoradza (zdaje się, że jest to szlak czarny, ale my kierowaliśmy się symbolewm roweru). Słońce już pięknie świeciło i prześwitywało przez drzewa.

Krajobraz zrobił się naprawdę bajkowy i choć temperatura nie była za wysoka, to jechało się naprawdę bardzo przyjemnie.


Droga leśna w pewnym momencie przeszła w wąską asfaltówkę, którą jechaliśmy do Drogoradza.

Przed Drogoradzem natknęliśmy się w lesie na dość dziwny cmentarz. Ani on ogrodzony, ani oznaczony. Po prostu kilkanaście nagrobków w lesie, głównie małych dzieci, choć i parę dorosłych się znalazło, daty głównie powojenne.
Tuż przed Trzebieżą dostałem SMS-a od Baśki, że zostało im jakieś 13 km do celu. My w tym czasie dojeżdżaliśmy do promenady i plaży.


Jakoś im te 13 km wolno szło, bo nim dojechali do nas, minęło z 45 minut.

Dobrze się jednak złożyło, ponieważ w tym czasie mogliśmy porobić sobie fotki, wypić kawę i coś zjeść.

Niektórzy nawet dość intensywnie się byczyli.

W Trzebieży znajduje się warowny zamek, który niestety jest niedostępny dla zwiedzających.

Wynika to z jego rozmiarów ;))).
Grupa dojechała w końcu do nas, powiększona o Artura z Polic.

Po krótkiej pogawędce ryszyliśmy "w Trzebież" w poszukiwaniu otwartej smażalni ryb, co nie było takie proste. Większość była pozamykana, a te otwarte serwowały rybki z mrożonek, a i obsługa nie była specjalnie sympatyczna.

Tak, jakby zupełnie nie zależało im na klientach.
W drugiej z otwartych smażalni, "Sailor", rybki były również z mrożonek, ale ekipa postanowiła jednak zostać.
My z Basią chwilę posiedzieliśmy, ale z powodu mojego nocnego wylotu służbowego musieliśmy ruszyć szybciej w stronę Szczecina, a dodatkowo trzeba było przygotować dom na niechciany najazd hydraulików. Zaproponowałem trasę przez lasy przez jezioro Piaski (w sumie było ono początkowo w planach wyjazdu całej grupy). Ruszyliśmy drogą na Myślibórz Wielki, z której po kilku kilomerach zjechaliśmy w lewo do lasu na czerwony szlak, a za moment odbiliśmy na kierunek "Do punktu czerpania wody". Punktem tym jest właśnie jezioro Piaski.

Sceneria była wspaniała, niebo odbijało się w wodzie, a cisza była tak niesamowita, że mógłbym pokusić się o twierdzenie, że aż ogłuszająca!


Jadąc dalej lasami i asfaltową drogą zamkniętą dla ruchu kierowaliśmy się w stronę szosy łączącej Dobieszczyn z Tanowem.

To, że stoi znak, że droga jest zamknięta dla ruchu to dla niektórych naszych rodaków za mało i muszą wpieprzać się ze swoimi samochodami tam, gdzie nikt ich nie chce (za naszego przejazdu były tam 2 samochody). Czekam tylko, kiedy skończy się sezon grzybowy i z lasów zniknie zakała w postaci niektórych zbieraczy, którzy las traktują jako kolejne miejsce eksploatacji i do zaśmiecania.


Po wjechaniu na drogę do Tanowa i krókim czasie jazdy zauważyliśmy na horyzoncie sylwetki kilku rowerzystów wyjeżdżająych z lasu od strony Drogoradza. Oni też nas zauważyli...okazało się, że to nasza "rybkowa" grupka wyjechała z czarnego szlaku prawie dokładnie w momencie, kiedy i my tam dojeżdżaliśmy.
Brakowało jedynie Artura, który zapewne wrócił do Polic, więc do Tanowa jechaliśmy w grupie 6-osobowej.
Przy jeziorze Głębokie w Szczecinie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę...
P.S. Basia przekroczyła w tym roku (od marca) dystans 2.500 km :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 88.40 km (30.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:17.68 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Serwis i popołudniowy Deutschland...

Piątek, 23 września 2011 | dodano: 23.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Dziś z rana pojechałem do serwisu Cool Bike z kółkiem do poprawki, po zaplataniu szprych i centrowaniu troszeczkę się "układało" i trzeba było to i owo dociągnąć.
Na szczęście w serwisie zrobiono mi to szybko na poczekaniu, a jak dalej będzie koło się sprawować, to się zobaczy. Pewnie się jeszcze troszkę poukłada...
Tymczasem Szczecin nam pięknieje coraz bardziej, inwestycje trwają w wielu miejscach. Kiedy już będę starym, zramolałym i wyliniałym Misiaczem, to dopiero będzie ładnie. Pewnie będzie kupa ścieżek rowerowych. ;)

Za parę dni otwiera się kolejna galeria handlowa, tym razem "Kaskada". Chyba niedługo cały Szczecin będzie jedną wielką galerią handlową, zresztą dzięki UE i nieudolnym i skorumpowanym rządom wszelkich opcji politycznych, niewiele zakładów się już u nas ostało i mamy same galerie już chyba. Niedługo wszyscy będą pracować w galeriach...
Za to architektura jakoś bardziej estetyczna się w tym miejscu dzięki temu zrobiła.
Są jakieś plusy.

U Basi cykloza coraz poważniejsza i dostałem zadanie zakupu sakwy na bagażnik z rozwijanymi bokami, takiej na jednodniowe wypady.
W Cool Bike nie mieli, więc zrobiłem kurs do Cetusa.
W Cetusie nie wiedzieli, co to za typ sakwy, dobre, dobre...;) Pokazałem więc panu taką na swoim bagażniku (u nich kupiona), ale chyba nadal nie było wiadomo, o co chodzi, bo pan wyjął mi sakwy wyprawowe. ;)
Ech...
Pojechałem do Mad Bike na 26 kwietnia. Sakwy Kellys'a będą na mnie czekać we wtorek.
Pogawędziłem chwilę z Piotrkiem i pojechałem do domu.
Wracałem przez Cmentarz Centralny. To nie tylko trzeci co do wielkości cmentarz w Europie, to także ogród dendrologiczny i miejsce, gdzie dzięki działaniom pani kierownik..... (zapomniałem nazwiska) uratowano wiele historycznych pomników nagrobnych z czasów niemieckich. Z uratowanych, często wykopanych spod ziemi pomników utworzono Trakt Historyczny.
To pomnik rodziny Kissling.


Pomnik rodziny Meister.
Pomnik rodziny Meister. © Misiacz


Wróciłem do domu i sądziłem, że mój wyjazd na rower skończy się na skromnych 13 km, jednak wkróce skontaktował się ze mną Jarek "Gadbagienny" i ... znów powędrowałem na rower ;).
Na ulicy Taczaka dogoniliśmy Pawła "Sargatha" wracającego z pracy (nie było to łatwe, bo ta cholera szybka jest;))). Dobrze nam się gadało, chyba za dobrze, bo gadaliśmy i gadaliśmy, a czas szybko leciał i trzeba było się zbierać, żeby zdążyć przed zmrokiem.

Do Głębokiego wymyśliłem dojazd po terenach dawnego poligonu...i po co? Teren owszem, ładny...ale troszkę się zakopywałem w piachu i błotku.
Za Wołczkowem "nowa piasta dobrze sama ciągnęła" 30-35 km/h, faktyczne fajnie się toczy.
Tuż za granicą zatrzymaliśmy się w wiacie pod Blankensee. Chyba zima nadciąga, bo już nie mam oporów do używania kasku, a i gorąca kawa w termosie znalazła miejsce w mojej sakwie. Musiałem naciągnąć poza tym na siebie coś cieplejszego, bo temperatura spadła do 15 stopni i wiał wiatr.

Gawędząc, dojechaliśmy do Bismark. Obawy, że po wejsciu do Unii Niemcy nas skolonizują okazały się nie na miejscu. Jadąc przez Gellin dwójka małych chłopców powiedziała do nas na ulicy "cześć". Wszędzie przed domkami pełno polskich samochodów. Kto tu kogo skolonizował?
Za Gellin jechaliśmy gładziutką betonówką, a niebo wręcz prosiło się o zrobienie mu zdjęcia.

Gadzik się nie prosił, ale też mu zrobiłem fotkę ;).

Za Grenzdorf wjechaliśmy na nową ścieżkę do Grambow, skąd już szosą dotarliśmy do Schwennenz. Tam nadal wszystko rozkopane, paprają się dość długo z drogą do Ladenthin. Chciałem sprawdzić, jak postępują prace, ale skończyło się to na zakopywaniu się w podbudowie drogi i chwilowym prowadzeniu roweru.
Na razie nie polecam tam jeździć bez grubych opon.

Asfalt przed samym Ladenthin już jest wylany, na szosie po stronie niemieckiej do Warnika, nie wiem dlaczego nadal oficjalnie zamkniętej, wymalowano w końcu pasy.
...a potem jeszcze Warnik, Przecław i byłem w domu :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 73.57 km (11.00 km teren), czas: 03:36 h, avg:20.44 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1611 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wycieczka za Tanowo przed zsyłką Jurka...

Piątek, 16 września 2011 | dodano: 16.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Ponieważ Jurek wyjeżdża jutro na kolejną zsyłkę do pracy, na godzinę 12:00 umówiliśmy się "pod ptakami" (Pomnik Czynu Polaków) na pożegnalny spacerek rowerowy (dziś naprawdę spacerek).
Skoczyliśmy na chwilę do Foto Bestu, po drodze natykając się na taką oto nowoczesną rzeźbę stojącą przed Urzędem Miejskim pn. "Błyskotka".
Garbus. Rzeźba nowoczesna przed Urzędem Miasta. © Misiacz

Potem skierowaliśmy się przez Jasne Błonia i Las Arkoński do Tanowa.


Od Głębokiego do Pilchowa przejechaliśmy leśnymi ścieżkami, które niespecjalnie podobają się Jurkowi, choć jeździ na rowerze MTB.
Ścieżką rowerową dotarliśmy spokojnie do Tanowa, a dalej pojechaliśmy sprawdzić postępy na budowie ścieżki od Tanowa do Polic.
Jeszcze trochę trzeba porobić...

Tą samą trasą wróciliśmy do Szczecina, gdzie pożegnaliśmy się na wysokości ulicy Ostrawickiej.

Po południu wybraliśmy się z Basią samochodem na nordic walking na Głębokie. Jadąc al. Wojska Polskiego zauważyliśmy znajome sylwetki rowerzystów, dwóch Pawłów: "Sargatha" i "Axisa". Jechali również w stronę Głębokiego, więc lekko zatrąbiłem. W takich sytuacjach w Sargatha wstępuje duch walki z kierowcami i tym razem już coś mamrotał pod nosem, dopóki nie rozpoznał Misiacza. ;)
Jakoś odruchowo skręciłem w stronę Arkońskiej, zamiast jechać prosto nad jezioro, więc Pawły odjechały. Po chwili dogoniłem ich na wysokości jednostki wojskowej. Znając zadziorny charakterek Sargatha, podjechałem do niego prawym bokiem samochodu, więc mnie nie widział i chcąc go podpuścić przez okno wydarłem się:
"JAK JEŹDZISZ BARANIE??!!"
...i powoli ruszyłem przed siebie. ;)))
Nie poznał mojego samochodu, bo wcześniej widział tylko przód, a poza tym dziś jechaliśmy naszą Cariną "staruszką".
Tego tylko było trzeba było Sargathowi - stanął na pedały i ruszył za mną w pościg, chcąc oczywiście wymierzyć sprawiedliwość i pewnie wywalić z siebie, co myśli o takich krzykaczach! ;)))
Na szczęście mnie rozpoznał i w całości dojechałem na Głębokie. ;)
Widok Głębokiego - przepiękny - niestety, akurat teraz miałem tylko komórkę, więc jakość marna...Spacerek NW miał 6 km...
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 45.31 km (12.00 km teren), czas: 02:18 h, avg:19.70 km/h, prędkość maks: 36.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 946 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

"Spacerek" z Jurkiem i Piotrkem ;)

Środa, 14 września 2011 | dodano: 14.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Zgadaliśmy się dziś z Jurkiem na godzinę 12:30 pod Pomnikiem Czynu Polaków, aby wybrać się na rowerowy spacerek. Jurek krążył wokół pomnika, kiedy dojechałem na miejsce. Zacząłem krążyć tuż za nim, zastanawiając się, kiedy mnie w końcu zauważy. Zauważył po całym dużym okrążeniu placu, kiedy zacząłem mocno "klamkować" hamulcami ;).
No to czas było ruszyć na spacer. Traf jednak chciał, że Jurek miał interes w sklepie rowerowym Mad Bike, do którego faktycznie dojechaliśmy spacerowo. Wchodząc do sklepu, natknęliśmy się na Małgosię "Rowerzystkę", która szukała dla siebie kasku (dodam, że to już moje drugie spotkanie z Małgosią, kiedy szukała kasku). W sklepie był również Piotrek "g286", który się do nas przyłączył. Kiedy powiedzieliśmy, że jedziemy spacerowo, zaproponował wypadzik do ... Nowego Warpna! ;))) Oczywiście nie było mowy o takim dystansie, ale już wiedzieliśmy, że z nim to ze spaceru nici ;))).
No, względnie spacerowo przejechaliśmy przez Las Arkoński, skąd po krókiej przerwie pojechaliśmy w stronę Bartoszewa.
Przerwa w Lasku Arkońskim. Jurek i Piotrek mędrkują nad rowerem. ;) © Misiacz

Spacerowe tempo oscylowało wokół 30 km/h ;).
W Bartoszewie Jurek i Piotrek zaproponowali powrót lasem w stronę Głębokiego czerwonym szlakiem. O ile oni na rowerkach MTB jakoś dawali radę jechać po piaszczystej drodze zniszczonej przez "koniarzy", o tyle ja na swoich cienkich oponach trekkingowych notorycznie się zakopywałem, dwa razy o mało co nie zaliczając gleby. Zawróciliśmy więc i pojechaliśmy trasą tzw. "pętli sławoszewskiej".
Za Dobrą dostaliśmy wiatr w plecy i było lekko z górki (no co, nie było?;)) i ...wiem, wiem...przepraszam Jurek, ale troszkę mnie poniosło, mieliśmy być grzeczni, bo Jurek na antybiotyku ;(((...i tak mnie jakoś bezmyślnie niosło te 35-40 km/h, potem zmianę dał Piotrek i dochodziło do 42 km/h. Tak to dojechaliśmy na Głębokie, gdzie okazało się, że Jurek nie miał nic do picia.
Na pytanie "Czemu nic nie mówiłeś?" odpowiedział: "Nie było kiedy" ;).
Odpoczynek na Głębokim. © Misiacz

Na szczęście miałem zapasowe pół litra gazowanej wody, które wsiąkło w Jurka jak w Saharę ;).
Potem już naprawdę spacerowo przejechaliśmy ponownie Laskiem Arkońskim, przed Parkiem Kasprowicza pożegnaliśmy Jurka, a my z Piotrkiem rozjechaliśmy się przy Urzędzie Miejskim.
W drodze powrotnej zajechałem jeszcze na działkę do taty, który z Karkonoszy przywiózł mi prawdziwe piwo, mój ulubiony "Lwówek Książęcy".
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 50.36 km (7.00 km teren), czas: 02:20 h, avg:21.58 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1119 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Jeden Misiacz i dwie Baśki ;)))

Sobota, 10 września 2011 | dodano: 10.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Plany były ambitne, towarzystwo znakomite (ja i dwie Baśki - "Misiaczowa" i "Rudzielec102";)), zakładany dystans około 150 km z zahaczeniem o Torgelow, Rieth i Hintersee w drodze powrotnej...tylko pogoda zawiodła, podobnie jak wszystkie prognozy pogody.
***
Start miał być o 8:15, ale z powodu opadów nie wiedzieliśmy, co robić. W końcu chmury nieco obeschły i wyjechaliśmy po godzinie 11:00. O tej godzinie nie było już co myśleć o dystansie 150 km, więc trasę nieco skróciliśmy.
***
Przez Głębokie, Pilchowo, Bartoszewo, Dobrą i Buk chcieliśmy dojechać do Niemiec, a stamtąd pojechać do Rieth na sernik i kawę. Niestety, Basia "Misiaczowa" miała taki niespotykany zjazd formy, że czuła się po 15 km gorzej, niż po niedawnych 136 km do Brenia.
Przed Bartoszewem, starsze małżeństwo paradujące PIESZO całą szerokością ŚCIEŻKI ROWEROWEJ zwróciło nam uwagę, że nie wolno jeździć koło siebie na rowerach, bo oni nie mogą normalnie iść po drodze dla rowerów i w tej sytuacji muszą z niej zejść! ;)))
W Bartoszewie zaproponowałem postój na kawę w gospodzie, Basi zawsze to jakoś sił dodawało ostatnio.

Nie tym razem. Dziwna dziura kondycyjna nie zniknęła, a jedynie przybrała większe rozmiary. Po dojechaniu w okolice Grzepnicy już było wiadomo, że z planów nici i trzeba najkrótszą drogą przez Dobrą i Wołczkowo wracać do Szczecina.
Przed Głębokim zatrzymaliśmy się na polanie na odpoczynek, gdzie dopadły mnie Baśki. ;)

Za chwilę dowiedziałem się też dlaczego...
...kobieta, a tym bardziej dwie...
...stanowią istotne obciążenie w życiu mężczyzny. ;)))

Wyszło niecałe 45 km z zakładanych 150, ale może i dobrze, bo znów zaczął padać deszcz... Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 44.55 km (2.00 km teren), czas: 02:30 h, avg:17.82 km/h, prędkość maks: 34.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 863 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

„Uciekający Bimbisik II”. Już w kinach! ;)

Niedziela, 4 września 2011 | dodano: 04.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Część 2 serialu z cyklu nieudanych polowań na otwarty „Bimbisik” w Hintersee (pieszczotliwe zdrobnienie od niemieckiego słowa Imbiss, oznaczającego budkę lub bar z przekąskami). Streszczenie poprzedniego odcinka znajduje się TUTAJ.

Reżyseria:
Paweł „Misiacz” & Basia „Misiaczowa”

Obsada (starring):
1. Basia „Misiaczowa”
2. Paweł „Misiacz”
3. Adrian „Gryf”
4. Piotrek „Bronik”

Kiedy ostatnio próbowaliśmy z dużą ekipą zawitać w „Bimbisiku” w Hintersee na kawę i kiełbachę (wurst), okazało się, że go …tam nie ma. Budka gdzieś odjechała.
Dziś podjęliśmy kolejną próbę „schwytania” w nieco mniejszym składzie.

Ruszyliśmy po 9:00 w kierunku nowego przejścia do Niemiec w Warniku. Najpierw jednak czekał nas solidny podjazd!

Liczyłem, że od ostatniej wizyty na remontowanej drodze z Ladenthin do Schwennenz (20 sierpnia) zaszły zmiany, które umożliwią bezproblemowy przejazd do Ladenthin. Bezproblemowy to on jest tylko połowicznie, potem jest sypki piach, ale jakoś daliśmy radę.
Przejechaliśmy przez Schwennenz, Grambow i zatrzymaliśmy się na popas w budce. Tam doszło do testowania przez Bronika rowerów trekkingowych: mojego i Adriana. Piotrek dojrzał w końcu do tego, żeby kupić normalny rower i przestać jeździć na wyprawy turystyczne na wynalazku typu „góral”. W międzyczasie na moment podłączył się do nas rowerzysta, który szukał drogi do Bismark, więc w ten sposób trafił do celu.
Dalej pojechaliśmy do Blankensee, gdzie pokazałem ekipie drewniane grzybki. Tam Adrian postanowił chwilę pomedytować w pozycji lotosu. ;)))

Wiatr nam dziś sprzyjał. Przez Pampow i Glasshuette dojechaliśmy wreszcie do Hintersee. Po drodze spotkaliśmy bikera Srk23 z Polic. Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy dalej.
Jedziemy, jedziemy i JEST „BIMBISIK”!!! Wreszcie!

Dojeżdżamy, a tam okazuje się, że akurat dziś budka zamknięta (geschlossen)!!! Jassnnny gwint! Dziś wybory w Niemczech i pewnie pani Petra siedziała w komisji. ;)

No trudno. Zjedliśmy, co w sakwach mieliśmy i ruszyliśmy na przepyszny sernik domowy do knajpki w Rieth.
Po drodze minęliśmy rzeźby w Ludwigshof.
Rzeźba w Ludwigshof. © Misiacz

W Rieth zajechaliśmy zajrzeć do mini-muzeum dziedzictwa kulturowego wsi pomorskiej.


Przyszedł wreszcie czas na pyszny sernik i kawę.

Co mówi powyższa wiadomość? Ano mówi, że kawiarnia jest nieczynna z powodu urlopu od 2 do 5 września. No tego to już za wiele!!!
Nie będzie kawy, nie będzie sernika...:(((
Na szczęście w „centrum” Rieth dojrzałem drogowskaz do innego „Bimbisiku”, oddalonego o 1 km. Niby blisko, ale w tym momencie okazało się, że Bronik złapał kapcia w przednim kole. Dopompował i jakoś się dotoczyliśmy. Ten „Bimbisik” był otwarty!!! ;)))

My zamawialiśmy domowe ciasto z wiśniami, bezami i agrestem, Adrian kiełbaskę i piwko (w Niemczech można mieć na rowerze 1,6 promila;)))…a Piotrek w tym czasie łatał dętkę.

Nasza kawka, ciastko i wiecznie głodny Adrian pałaszujący kiełbaskę. ;)

Po pysznym deserze pojechaliśmy jeszcze na moment na wieżę widokową nad Neuwarper See.


Widok z wieży na ekipę.

Z Rieth wróciliśmy trasą, którą przyjechaliśmy. Ja zostałem nieco z tyłu (potrzeba). Tuż przed granicą przy drodze stał radiowóz Polizei. Widząc nas, policjant wyszedł na drogę i zamachał lizakiem ekipie. Po chwili, gdy dogoniłem grupę, przystojniak (ja się nie znam, Basia oceniła) wyszczerzył zęby w uśmiechu i kazał jechać dalej. Dzięki za zastopowanie grupki, nie musiałem ich gonić! ;)))
Znaną już trasą dojechaliśmy przez Głębokie, Taczaka na Pomorzany, gdzie pożegnaliśmy Adriana.
Dobrze, że dzisiejsza wycieczka była taka spokojna, bo po wczorajszym szaleństwie z koxami do Strasburga byłem nieco znużony…
P.S. Basia dziś przekroczyła dystans 2.000 km w roku 2011. Nie wiem, co powiedzieć... Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 113.42 km (15.00 km teren), czas: 06:08 h, avg:18.49 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2283 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Szczecin - Strasburg - Szczecin !

Sobota, 3 września 2011 | dodano: 03.09.2011Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Na wycieczkę do Strasburga, zorganizowaną przez Krzyśka „Montera61” wybrałem się, mając absolutną pewność, że tempo nie będzie wycieczkowe. Liczyłem się z tym. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na skład ekipy:

1. Sargath (the Kox)
2. Gryf (the Kox)
3. Grzesiek (the Kox)
4. Monter61 (the Kox)
5. Romal (the Kox)
6. Saint (the Kox)
7. Misiacz (jak zawsze niewinny;))

Na miejsce zbiórki o godzinie 9:00 do parku przy ul. Pułaskiego dojechał pomachać nam na pożegnanie Jarek „Gadbagienny” (the Kox), który niestety z nami nie mógł jechać.

Nowo zakupiona, lekka karbonowa szosówka Sargatha nie wróżyła tempa spacerowego, co napawało mnie pewnymi obawami, ponieważ mój trekking ma masę TIR-a.

Miałem rację. Od samego początku koxy narzuciły tempo ok. 30-33 km/h i przyszło mi go dotrzymywać. Miałem nosa, że w Dołujach dokupiłem sobie picie, bo w takim tempie organizm szybko tracił płyny (w ciągu całej trasy wypiłem 4,5 litra cieczy wszelakich). Przemknęliśmy przez Lubieszyn, Ploewen i zjechaliśmy na drogę wiodącą do Boock.

Jechał z nami robot, pierwszy od lewej.

W zasadzie nie ma co tu wiele opisywać, wyjazd na razie skupiony był na tempie. Przemknęliśmy przez Dorotheenwalde i po dystansie jakichś 50 km nasza średnia oscylowała w granicach 26-27 km/h. Wiedziałem, że prędzej czy później spadnie, ileż można tak cisnąć?
W Krugsdorf zatrzymaliśmy się na fotkę z dożynkową, cycatą babą. ;)

Było za co załapać!

Potem mknęliśmy do Pasewalku, gdzie również była chwila przerwy, w sumie wymuszona przeze mnie, bo się zbiesiłem i stwierdziłem, że muszę w końcu cokolwiek zjeść.

Kula w Pasewalku zbudowana z ruin wojennych miasta, pewnie symbol pod hasłem „Nigdy więcej” (nie wiem, co mieli Niemcy na myśli: nigdy więcej wojny czy nigdy więcej przegranej?).

Stamtąd dalej gnaliśmy przez wioski i wioseczki, Grzesiek z Pawłem wydarli gumy jeszcze bardziej i tyle ich widzieliśmy.
Kox Gryf został z nami, mimo że jego szosówka rwała się do przodu. Dzięki temu załapał się na fotkę z tablicą Strasburga.
Ze Szczecina do Strasburga mamy rzut beretem ;) © Misiacz

Jeżeli ktoś sądzi, że ten niemiecki Strasburg jest choć w małym stopniu tak piękny, jak Strassburg we Francji, to się grubo myli. Tak zapyziałego, brudnego i zapijaczonego miasteczka w ogóle nie spodziewałem się w Niemczech ujrzeć. Miałem wrażenie, że nie jestem w Niemczech! Pierwszy raz na coś takiego się natknąłem. Obrzydliwy rynek, obskurna budka na nim, w budce i obok potłuczone butelki, kapsle, pety, ślady po rzygowinach, a ławeczki obok obsadzone przez podchmieloną młodzież i starszych.

Starałem się w tej brzydocie znaleźć jakieś ładniejsze elementy, ale za wiele ich nie było.


Dość dużo czasu tam spędziliśmy mimo wszystko, a to dlatego, że obok był sklep i budka z kebabem (tym razem nie testowałem, a Romal i Saint...nie wiem, czy to nie było za ciężkie żarcie po takim tempie), więc zajęliśmy się jedzeniem i piciem.
W sklepie nawet udało mi się kupić pyszną kawę z ekspresu ciśnieniowego, jak znalazł do jazdy z takimi typami! ;)))
A, właśnie, co do koxów. Największe z nich, tj.:
1. Sargath (the Kox)
2. Gryf (the Kox)
3. Grzesiek (the Kox)
zdecydowały się popędzić jeszcze do oddalonego o 38 km Neubrandenburga, co oznaczało dwie rzeczy: oni zrobią ponad 200 km, zaś my dojedziemy do domu żywi! ;)))
Ze Strasburga jechaliśmy już znacznie spokojniej przez Trebenow, Nieden i Zuesedom. Niestety, tam zaczęły się 3 km tak koszmarnego bruku, że aż miałem początkowo ochotę na wykonanie kolejnego komiksu o trasach Montera, ale musiałem jednak przyznać, że chłop tym razem jest niewinny jak niemowlę i komiksu nie będzie.
Po prostu trafił nam się taki odcinek i już.

Moje napompowane na kamień, wąskie trekkingowe opony tak mną telepały, że zostałem w tyle. Po dojechaniu do Fahrenwalde, gdzie bruk wreszcie się skończył okazało się, że na skrzyżowaniu czeka na mnie tylko Monter, zaś Romal i Saint pojechali do Loecknitz przez Bruessow. My z Monterem wybraliśmy trasę szutrową przez puszczę, gdzie zatrzymaliśmy się, by cyknąć fotkę młyna, w którym mieści się knajpka.


Szutrówka przez puszczę jest dobrej jakości i niezwykle malownicza.
Wiedzie do Caselow.

Z Caselow dojechaliśmy polnymi drogami do Loecknitz, a w chwilę potem wjechali tam Romal i Saint. Po zakupach w REWE najprostszą drogą ruszyliśmy do Szczecina, a we mnie jak zwykle pod koniec trasy wstąpiły jakieś nowe siły i darłem gumy „ile fabryka dała Misiaczowi”.
Przez Dołuje i Mierzyn dojechaliśmy do ronda na Gumieńcach, gdzie każdy rozjechał się w swoją stronę.
Kiedy spojrzałem na siebie w domu w lustro, z odbicia patrzyła na mnie jedna wielka bryłka soli w kształcie Misiacza. Wypociłem chyba z siebie wszelkie zapasy, bo miałem ją skrystalizowaną dosłownie wszędzie (brwi, włosy, koszulka, ręce…). Troszkę dziś zaszalałem… Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 143.42 km (20.00 km teren), czas: 06:01 h, avg:23.84 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3133 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)