MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecińskie Rajdy BS i RS

Dystans całkowity:14134.97 km (w terenie 1800.85 km; 12.74%)
Czas w ruchu:693:50
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:278949 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:68.62 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Coroczny "Rajd do Shrinka" z BS i RS (Goleniów).

Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano: 29.01.2012Kategoria U przyjaciół ..., Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Wczoraj zadzwoniłem do Shrinka z propozycją długo odkładanego spotkania na przednim kebabie w Goleniowie, to mniej więcej w połowie drogi między Szczecinem, a Nowogardem, gdzie swoją gawrę ma Shrink. :)
Rzuciłem też ten pomysł na wczorajszej wycieczce z "sierżantem Monterem". Jako, że sierżant to dobry dowódca i tropiciel ścieżek wszelakiej maści, więc najlepszym pomysłem było, aby znów on dowodził.
Mapka trasy od Mostu Długiego wg Montera:

#lat=53.38845&lng=14.664&zoom=12&type=2

Parę zapowiadających się osób odpadło, tak więc na Moście Długim po poranku (10:20) pojawił się wspomniany Monter, Lewy i ja, czyli Misiacz.
Jako, że miałem w sakwie zapasowe ochraniacze na buty, poratowałem nimi Lewego, co chyba się przydało :).

Z Mostu Długiego prowadzi obecnie do Dąbia całkiem przyzwoita ścieżka rowerowa (no, oczywiście jak na polskie standardy).
Był mróz (-6 st.C, odczuwalna temp. -10 stc.C) i wiatr w pysk, więc troszkę się zmęczyliśmy.
Tam oczekiwali na nas AreG i KrzysioMil. Nie ociągając się, ruszyliśmy przez Puciece na Goleniów.
Po drodze spotkaliśmy powracającego z samotnej wycieczki Dornfelda.

W Goleniowie spotkaliśmy się podobnie jak w roku ubiegłym na dworcu.
Czekał tam na nas Shrink w towarzystwie Giorginio12 i Michussa.


Po wspólnej dworcowej fotce przejąłem na chwilę dowodzenie, ale tylko po to, aby doprowadzić towarzystwo do "kebabowni".
Kebab (a dokładniej tzw. pizza turecka) u goleniowskiego Turka okazał się wielki, pyszny i w przyzwoitej cenie (nie patrzcie na minę Montera, on się zastanawia, jak dać radę ten wielki kebab pochłonąć).



Jako, że nasze zamówienie było naprawdę konkretne, więc herbatkę dostałem gratis.
Pożegnaliśmy się z Turkiem i ruszyliśmy za Monterem na dzikie bezdroża Puszczy Goleniowskiej.
Tempo nie było w ogóle turystyczne, coś musiało być w tym kebabie, bo niektórzy gnali jak opętani...a mnie pozostało ich gonić.
Zdjęcie marne, bo w pędzie, jako że nie było czasu na "głupoty typu zdjęcia" :))).

Owróciłem się i cyknąłem również w pędzie jedyną fotkę drogi, którą gnaliśmy.

Na szczęście po drodze pojawiły się ruiny dawnego młyna i na szczęście nie przemknęliśmy obok nich jak stado opętanych baranów. :)


Wspólna fotka przed młynem i w drogę.

Aaaa...jeszcze trzeba zabrać Shrinka :).

Kiedy dojechaliśmy do Iny, okazało się, że całkiem pokaźnie wylała.
To wiata turystyczna, z wiadomych względów niedostępna.


Jadąc dalej puszczą natrafiliśmy na wypalony dąb.
Dąb z wkładką z Montera.

Dąb z wkładką z Lewego.

Kiedy dojechaliśmy do betonówki na Chociwel, przyszło nam pożegnać się ze Shrinkiem i Giorginio, którzy skierowali się na Nowogard.
Z nami jeszcze chwilę jechał Michuss, ale tu odbił "prosto w lewo", a my "prosto w prawo" :).

Gnając jak "@%@^#^*$*$$&*##@!!!" dotarlismy do Wielgowa, a stamtąd do Płoni.
Tam Lewy oznajmił, że wpadnie na chwilę do swojej dziewczyny i potem nas dogoni, my zaś lasami i "Monterskimi" wertepami ruszyliśmy w kierunku Bukowego.
Muszę przyznać, że Lewy to naprawdę szybki chłopak. Szybko wpadł do dziewczyny, szybko załatwił co trzeba i migiem nas dogonił. Co za energia! :)
Byliśmy pod wrażeniem jego sprawności. Tyle zrobił w tak krótkim czasie, a nawet się nie zmęczył! :).
Na Bukowym pożegnaliśmy KrzysioMila i już we trójkę przez ul. Gdańską dojechaliśmy do centrum Szczecina, gdzie każdy pojechał w swoją stronę na swoje piwo. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 98.78 km (40.00 km teren), czas: 04:37 h, avg:21.40 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:-6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2821 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

Za sierżantem Monterem przez Police i dalej w las...

Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano: 28.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Dziś nie chce mi się pisać zbyt literacko, więc będzie prawie że hasłowo.
Z Pomorzan ruszyliśmy z Jarkiem "Gadzikiem", było rześko, bo -6 st.C.
O godzinie 10:00 na hasło Krzyśka "Montera" spotkaliśmy się "pod ptakami"
Oto mapka przez niego sporządzona:

?132777508114236

Tu Baśka i "Romal". "Jaszek" dojechał do nas po chwili.

Spod pomnika przejechaliśmy na Głębokie, gdzie dołączył do nas "Siwobrody" i Roman :).
Stamtąd wspinaliśmy się pod górkę na ul. Miodowej, skąd Monter poprowadził nas lasami do uratowanego pomnika sportowców niemieckich, którzy zginęli na frontach I wojny światowej.

Krótki opis dotyczący pomnika.

Dalej śmigaliśmy lasami i "Monterskimi" trasami, ale nie kwękam tym razem na Krzyśkowe słynne skróty, bo był mróz i błoto było zmarznięte (to pewnie zmarznięte błoto miał na myśli, mówiąc, że dzisiejsza trasa wiedzie asfaltem po lasach:))).
Przed samymi Policami "Siwobrody" złapał gumę i mieliśmy dzięki temu nieco czasu na ochłodzenie się :).
Za Policami "Monter" doprowadził nas do tablicy upamiętniającej więźniów obozu pracy przymusowej "Hydriewerke" pod Policami, który istniał tam w czasie II wojny światowej.


Za Policami dojechaliśmy do Jasienicy, skąd dotarliśmy do leśnej drogi nr 14.
Na postoju przekonałem się, co daje takiego kopa "Siwobrodemu" - gorące WD-40 :))).


Droga nr 14.

To miało być zdjęcie "a la z miśkiem z Krupówek" - Baśka dostała od Gadzika kominiarkę i wyglądała pociesznie, ale tylko w realu.
Tu jakoś "za normalnie".

Po jeździe przez las, która sprawiła mi dużą frajdę, dotarliśmy do szosy łączącej Dobieszczyn ze Szczecinem...i tak to dotarliśmy do miasta.
W Pilchowie "Siwobrody" pokazał nam ciekawy plac zabaw, ale nie zrobiłem zdjęcia, bo "eksponaty" były na zimę osłonięte plandekami.
Przed samym domem poczułem takiego lenia, że nie chciało mi się pedałować. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 85.01 km (35.00 km teren), czas: 04:43 h, avg:18.02 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:-6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1697 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(12)

Masa Krytyczna w zimnie (wcześniej do biura księgowego)

Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano: 27.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Po południu pojechałem do księgowego zawieźć papiery firmy, a wieczorkiem przyszedł czas mocno się ogacić, opatulić i ruszyć na mroźną Masę Krytyczną.
Wziąłem ze sobą również chemiczne podgrzewacze, bo jak wiadomo, prędkość Masy jest dość...krytyczna i niewiele się różni od prędkości piechura i rozgrzać się tam kręceniem jest trudno.
Jak na mrozik, to całkiem sporo osób, choć szału nie było.
Grunt, że stali znajomi dopisali. :)
Oczywiście "Koza" nadal w akcji, może w weekend przesiądę się na KTM-a i ruszę w dalszą trasę poza miasto.
Zdjęcie mam od Michała "Veloxa".
Rower:Koza Dane wycieczki: 27.47 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:-5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Koniec świata!!! Czy Majowie mieli rację?!

Niedziela, 15 stycznia 2012 | dodano: 15.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Po ostatnich wydarzeniach muszę stwierdzić, że chyba coś jest w przepowiedni Majów, że koniec świata blisko, ale o tym pod koniec.
Po pierwsze, dziś rano wybraliśmy się z Basią i jej koleżanką Anetą na giełdę w Płoni do znanego nam już sprzedawcy rowerów (spokojnie, pan został sprawdzony przez odpowiednie służby:))). Sprowadza rowerki np. z niemieckich sklepów, gdzie po jazdach testowych dokonywanych przez klientów idą na sprzedaż za śmieszne pieniądze (np. z powodu przetartej linki, czy innej głupoty).
Aneta była zainteresowana trekkingową damką dobrej klasy.
Od razu po wejściu na halę rzucił mi się w oczy nowiutki rower niemieckiej firmy STEVENS (klik) wart w sklepie około 2700-2800 zł! Rocznik 2011, przebieg: kilkanaście km.

Rower wyjątkowo fajny, cały na osprzęcie Alivio (przednia i tylna przerzutka, hamulce), opony Continental, na aluminiowej ramie z dynamem w piaście i bagażnikiem, który chętnie bym sobie przywłaszczył! :)))
Waga jak na trekkinga wyjątkowo niska, bo 14,6 kg (przypomnę, że mój aluminiowy KTM waży 17,5 kg)!


Więcej danych technicznych roweru znajduje się TUTAJ.

Testując z Basią rowery dla Anety przypuszczam, że przejechaliśmy jakiś cały kilometr, więc na wpis zasłużyliśmy! :)))

A teraz hicior: udało mi się utargować cenę z 1000 zł na 880 zł !!!
***
Dobra, a teraz o tym końcu świata. Skąd takie myśli?
Po pierwsze, nasz ulubiony "Gadzik" założył ponownie konto na BS, a nie miał już nigdy go zakładać. Konto jest i ma się dobrze KLIK.
Jednak o zbliżającym się końcu świata przekonało mnie co innego.
Otóż konto na BS założyła...moja Basia "Misiaczowa" (no, ja założyłem i je administruję, ale sam fakt, że chciała jest niesłychany, po tych wielokrotnych "nie!", "nigdy!", "Misiacz, zapomnij!!!" :))). Opisów nie zamierza oczywiście dokonywać, podobnie jak nie zamierza wklejać zdjęć (hm...na razie? ;))), konto ma służyć wyłącznie celom statystycznym, bo skoro planuje wyjazdy z Anetą i z innymi naszymi BS-owymi bikerkami, to przecież nie będę tego wpisywał u siebie.
Coś tam jej czasem wpiszę, jak najdzie mnie ochota...
Oto i konto: http://misiaczowa.bikestats.pl :)

P.S. Dziękujemy Danielowi za to, że się pojawił i za transport. Rower: Dane wycieczki: 1.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(14)

Wyjazd z BS i RS do Rieth (Niemcy).

Sobota, 14 stycznia 2012 | dodano: 14.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Nareszcie uczciwa wycieczka, której nie można nazwać "partyzanckim wyskokiem po bułki"!
Pogoda wreszcie odpuściła sobie złośliwości i przestała olewać nas z góry deszczem.
O godzinie 8:30 Jarek "Gadzik" zarządził zbiórkę pod "Orłami", ale ponieważ byłem tam dużo za wcześnie, więc spokojnym tempem potoczyłem się przez Las Arkoński w kierunku Głębokiego, by tam spokojnie poczekać na ekipę.

Ekipa pojawiła się przed godziną 9:00. Wśród rowerzystów znanych mi był oczywiście Gadzik, Sargath, Monter, Piotrek, Lewy i Grom.

Po szybkim skoku do Pilichowa dołączył do nas wieczny Święty Mikołaj, czyli Siwobrody na swoim angielskim, miejskim klasyku. Temperatura wynosiła 1 st.C, więc prawie upał, ale wicherek był niezgorszy i smagał po pysku, w grupie jednak na szczęście jedzie się łatwiej. Całkiem szybko dotarliśmy do Tanowa, za którym zrobiliśmy sobie postój. Nie mogłem się oprzeć, aby nie zrobić zdjęcia Raleigha Siwobrodego.

Raleigh Siwobrodego. Made in England. © Misiacz

Stamtąd dość nudną prostą przez Puszczę Wkrzańską zmierzaliśmy w kierunku granicy za Dobieszczynem.
Teren jest oczywiście ciekawy sam w sobie, ale tyle razy tam jeździłem, że się opatrzył.

Po przekroczeniu granicy nawierzchnia zmieniła się diametralnie, jednak już w Hintersee wjechaliśmy na szutrową, leśną część "Oder-Neisse Radweg".
W Ludwigshof zatrzymaliśmy się na postój. W wiosce jak to zwykle u Niemców pozostawiono bruk.

Nasza szutrówka.

Bardzo szybko dotarliśmy do Rieth. Bo drodze nie było mojej ulubionej budki "B-IMBISS-ika", więc nici z kawy i "wursta".
Niestety, kafejka z serniczkiem w Rieth również zamknięta na głucho. :((( Wioska jak wymarła, widać po sezonie nie opłaca się otwierać.
Całą grupą pojechaliśmy na nowo wybudowaną przystań nad Neuwarper See.


Poziom wody był bardzo wysoki, okoliczne tereny są podtopione.

Tutaj widać to całkiem dobrze, część nabrzeża jest pod wodą.

Ponieważ "Gadzik" zaplanował przedzieranie się leśnym duktem do Polski, a nie uśmiechało mi się babranie w błocie i powrót przez chemiczne Police, więc zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią odłączyłem się i skierowałem do Altwarp, a nuż tam będzie otwarta Fischbuda i zjem moją ulubioną Fischbroetchen? Nie pojechałem sam, bo dołączył do mnie Paweł "Sargath", więc towarzystwo miałem zapewnione!

Okazało się, że Paweł nigdy nie był w Altwarp, choć wydawało mu się, że był. Podobnie jak ja, również i on był urzeczony spokojnym, morskim klimatem tej miejscowości.
Tu również widać skutki wysokiej wody!

Woda prawie równo z nabrzeżem.


Ku mojemu niezadowoleniu, również moja Fischbuda była też zamknięta (w zasadzie wszystko, co mogło być otwarte - było zamknięte), więc o bułce z rybką mogłem sobie tylko pomarzyć, a jeszcze bardziej Paweł, który ma dziwaczny zwyczaj wybierać się na wycieczki bez prowiantu (podobno bułka za dużo waży i zestaw rowerzysta+rower+plecak przekracza wtedy masę dopuszczalną :)))).

Przed opuszczeniem Altwarp wdrapaliśmy się jeszcze na wzgórze widokowe, skąd cyknąłem parę ujęć.


Na wzgórzu stoi znak nawigacyjny dla statków płynących przez Zalew Szczeciński.

Zaraz za Altwarp drogę przebiegła nam rodzinka łosi. W Warsin ponownie skręciliśmy w las, zaś przed Rieth natknęliśmy się na straż pożarną, którą zapobiegawczo układała worki z piaskiem przy wale, którym biegnie ścieżka.
W Rieth skręciliśmy tym razem na Ahlbeck, bo ponowna jazda lasem byłaby chyba już męcząca. Mimo, że wiatr teraz mieliśmy w plecy, nie czuliśmy się specjalnie rześko. Wina w tym mojej długiej przerwy w jeżdżeniu i jedynie krótkich wypadów na zakupy, a u Pawła wpływ miał ten dziwny zwyczaj z brakiem prowiantu, więc podzieliłem się z nim moją ostatnią bułką. Musiało to nam starczyć aż do Tanowa, do którego toczyliśmy się już niezbyt żwawo. W Tanowie Paweł zakupił pieczywo, napoje i kiełbaskę i troszkę w siebie tego wrzuciliśmy. Mimo tego dalej leniwie wlekliśmy się do Szczecina. Po przejechaniu przez Las Arkoński pożegnaliśmy się w okolicach ulicy Ostrawickiej.
Muszę powiedzieć, że lepiej się czułem po sierpniowych 300 km niż po dzisiejszym dystansie, ale przyczyny podałem powyżej. Dużo było deszczowych dni, wiele się zdarzyło, dużo zajęć i za wiele nie jeździłem. Myślę, jednak że szybko się rozkręcę. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 134.34 km (16.00 km teren), czas: 06:46 h, avg:19.85 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2740 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(19)

Wietrzenie i płukanie Misiacza...

Poniedziałek, 2 stycznia 2012 | dodano: 02.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Jako, że dzięki usilnym staraniom Ministerstwa "Zdrowia" mieliśmy kompletnie spieprzony wyjazd na Sylwestra (więcej TUTAJ) więc dość konkretnie się odstresowywałem, na tyle konkretnie, że dziś musiałem przewietrzyć się solidnie.
Po rozpatrzeniu kilku wariantów wybór padł na spenetrowanie nowej ścieżki rowerowej za Dobrą w kierunku Łęgów i dalej.
Pogoda była wysoce podejrzana, za oknem snuły się chmury, była jakaś wilgoć, ale deszcz nie padał.
Temperatura u mnie na balkonie wynosiła ok. 15 st.C, a na dole było 10 st.C. Typowy styczeń :)))).
Nim dojechałem do Dobrej, rower miałem już cały w błocie, miejscami spadło na mnie parę kropel deszczu, ale były to naprawdę pojedyncze kropelki. Jadąc przez Dobrą pomyślałem, że Piotrek "Bronik" za niedługo kończy pracę, więc stwierdziłem, że może uda mi się go wyciągnąć na powrót do Szczecina dłuższą nieco trasą przez Niemcy.
Tymczasem udałem się na penetrację nowej ścieżki.

Ścieżka prezentuje się znakomicie, a piękna zieleń styczniowej trawy doskonale się z nią komponuje :))).

Jadąc ścieżka minąłem wieś Łęgi. Ścieżka jest pociągnięta dalej, zdaje się że do miejscowości Rzędziny, ale już tego nie sprawdzałem, bo urwała się nagle. Niedaleko były jakieś zabudowania, ale dojazd do nich prowadził błotnistą polną drogą i nie chciałem zagrzebać się w tym błotku.
Trzeba też było zawracać, bo umówiłem się z Piotrkiem na spotkanie pod sklepem w Buku.
Aby szybciej dotrzeć na miejsce, w celu zmniejszenia oporów powietrza zamontowałem sobie z tyłu pełne koło :))).
Nowe pełne koło :))). © Misiacz

Po zrobieniu przez Piotrka zakupów spożywczych ruszyliśmy do przejścia w Blankensee, skąd do Bismark mieliśmy jakieś 5-6 km morenowymi zjazdami i podjazdami.
Niestety, pogoda zaczęła się robić nieciekawa, deszcz zaczynał padać z coraz większą intensywnością.
W Bismark Piotrek zdecydował się na włożenie kurtki przeciwdeszczowej, ja liczyłem, że jednak może to tylko chwilowy opad.

"Nie ma złej pogody, są tylko nieprzygotowani rowerzyści" - jak mawia stare powiedzenie cyklotyków.
Coś mnie tknęło przed wyjściem z domu, żeby cofnąć się i zabrać pelerynkę i popryskać buty impregnatem. Misiaczowa intuicja czy zdrowy rozsądek?
Tuż przed wyjazdem z Bismark i ja wrzuciłem na siebie coś nieprzemakalnego (dalsze zdjęcia są autorstwa Piotrka), bowiem intensywność deszczu narastała.

Jak stwierdził Bronik, ze zdjęć tych jasno wynika, że czerwony kapturek nie jest kobietą :))).

Dalej już w konkretnym deszczu przejechaliśmy przez Grambow, Schwennenz i Ladenthin, by tam wjechać do Polski. Nie dość, że lało, to i zaczęło się ściemniać, ale my z Piotrkiem jesteśmy oświetleni jak choinki, więc nie stanowiło to problemu. Zdjęć już nie ma więcej, bo warunki na to zupełnie nie pozwalały. Przez Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina. Pod pelerynkę nie dostał się deszcz, za to jakieś 3 km przed domem zaczęły mi przemakać SPD-y, ale uważam, że i tak długo wytrzymały dzięki impregnatowi. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 65.81 km (1.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:20.04 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1356 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Przy sobocie po robocie ;)))

Sobota, 26 listopada 2011 | dodano: 26.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Tytuł bynajmniej nie ma nic wspólnego z jakąś libacją ;))).
Miałem dziś nigdzie nie jechać, bo mam duże tłumaczenie do zrobienia i z żalem myślałem, że Monter z ekipą zasuwa gdzieś po Puszczy Wkrzańskiej, piecze kiełbaski na ognisku, a ja tu tłukę w klawiaturę :(((.
Kiedy jednak po godzinie 13:00 zacząłem czytać każde zdanie po 3 razy i nie byłem w stanie go sensownie przetłumaczyć, oznaczało to jedno - obwody są przegrzane i należy je ostudzić pędem wiatru (oczywiście przy pomocy roweru;))). Po telefonie do Montera wiedziałem, że pieką kiełbaski nad jeziorem Stolsko.
Szans nie miałem żadnych, żeby zdążyć się załapać (z Pomorzan około 25 km), ale stwierdziłem, że chociaż wyjadę im naprzeciw i zobaczę, jak wygląda nowa ścieżka z Dobrej do Łęgów.
Ostro przycisnąłem i w miarę szybko przez Bezrzecze i Wołczkowo dotarłem do Dobrej (pomijając niechcianą przerwę na ręczne dopompowanie koła, bo nie dokręciłem na stacji zaworka).
Wreszcie dojechałem do ścieżki, która wygląda ładnie, ale te barierki ... toż to odpady z jakiejś budowy, a nie barierki, choć zadanie spełniają.

Ledwie zrobiłem zdjęcie, a tam z naprzeciwka nadjeżdża "Monterska" ekipa...no to się najeździłem nową ścieżką! ;)


Ekipa poczekała chwilę, bym mógł skoczyć za zakręt i zerknąć, jak ścieżka wygląda dalej.

Ci panowie, z którymi jeżdżę na spacer się nie wybrali, więc do Głębokiego prawie nie schodziło 30 km/h z liczników.
Tam zatrzymaliśmy się na króki postój, patrzymy, a tam kolejna znajoma - Tunia!
Nie minęła dłuższa chwila, a pojawił się również Piotrek "g286". Mały ten Szczecin albo nas tak dużo :).

Jadąc przez Las Arkoński grupa się nieco rozproszyła, a jako że Tunia jechała turystycznie, więc się dołączyłem, a po chwili również i Krzysiek "Monter".
Rozjechaliśmy się spod Pomnika Czynu Polaków, musiałem jeszcze tylko cyknąć naszej kokietce fotkę ;))).

Odprowadziliśmy Tunię do ul. Wawrzyniaka, gdzie zapakowała się w samochód, a z Piotrkiem i Krzyśkiem ruszyliśmy w stronę Turzyna.
Tam przed światłami klaksonem pozdrowił nas samochód, w którym jechał "Jewti" z RS.
Dziś okolica naprawdę pełna była znajomych rowerzystów! :) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 42.32 km (2.00 km teren), czas: 02:05 h, avg:20.31 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 910 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Szlachetna Masa Krytyczna (Szczecin)

Piątek, 25 listopada 2011 | dodano: 25.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Dziś Masa Krytyczna była "szlachetna" - rowerzyści zbierali dary dla ubogiej rodziny.
Bronik, Rowerzystka, Monter. © Misiacz

Jechaliśmy obwieszeni balonikami - dzięki temu rowery były na pewno parę gram lżejsze ;))).
"Masowe" balony :) © Misiacz

Po jakimś czasie zaczął kapać deszcz, więc urwaliśmy się z Bronikiem na Wyzwolenia i zahaczając o Lidla wróciliśmy na Pomorzany. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 16.24 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 343 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Z Jurkiem po jego poniewierce...

Wtorek, 22 listopada 2011 | dodano: 22.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Tytuł jest w zasadzie błędny, bo Jurek nie wrócił z tej poniewierki po Holandii na dobre, a na pięciodniową przerwę.
Umówiliśmy się na 12:40 pod Starą Komendą, gdzie załatwiłem sprawę służbową i podjechaliśmy na Plac Lotników, gdzie z kolei swoją sprawę załatwił Jurek.
Spokojnym, spacerowym tempem dojechaliśmy na Jasne Błonia.

W zasadzie to spotkaliśmy się głównie nie na jazdę, a na gadanie na rowerkach, dlatego w bardzo statecznym tempie toczyliśmy się przez Lasek Arkoński.

Po chwili dotarliśmy w okolice ul. Miodowej niedaleko jeziora Głębokiego, gdzie zatrzymałem się na kawę i kanapkę i oczywiście pogawędki.

Po odpoczynku ruszyliśmy w ślimaczym tempie wokół jeziora Głębokiego i tak się zagadaliśmy, że nawet fotki nie strzeliłem...
Gdy wracaliśmy, Jurkowi zachciało się obejrzeć postępy prac na remontowanej ul. Arkońskiej.
Nadal trwa również renowacja zabytkowej wiaty tramwajowej.

W wyniku prac konserwatorskich odkryty został przedwojenny napis, który brzmi: "Für Fahrgäste der Strassenbahn" - "Dla pasażerów tramwajów" (czyli nie dla pijaków i obszczymurków).

Prawdę mówiąc, zakres prowadzonych prac robi wrażenie, nawet szyny tramwajowe umieszczane są w gumowych osłonach, aby tramwaje mniej hałasowały. Znając destrukcyjną mentalność naszych projektantów i drogowców byłem zaskoczony nie tylko tym, że nie wyrżnięto w pień wszystkich drzew tam rosnących, ale też zabezpieczono je deskami i folią! Naprawdę jestem miło zaskoczony. Remontowana jest również zabytkowa szkoła, a remont wykonuje przedsiębiorstwo konserwacji zabytków, a nie "jakaś tam firma".

Jadąc dalej, na skrzyżowaniu ul. Niemierzyńskiej z ul. Lenartowicza i ul. Żupańskiego zostaliśmy poproszeni o pomoc przez dziadunia ciągnącego wózek z drewnem. Po raz kolejny okazało się, że nie wożę całego swojego majdanu narzędziowego na darmo. Kluczem nr 13 szybko załatwiłem sprawę odpadającego kółka u dziadkowego wózka. Chwilę porozmawialiśmy o rowerach i ruszyliśmy dalej.
Serwis wózka napotkanego dziadka. Zdjęcie autorstwa JurkaTC. © Misiacz

Na chwilę wzięło mnie na sentymenty i pokusiłem się o może niezbyt wyrafinowaną fotkę sklepu "Kaśka" i bloku nad nim przy ul. Niemierzyńskiej 10, ale wynika to z tego, że mieszkałem tam z Basią w wynajmowanej kawalerce przez rok przed ślubem i mimo, że okolica nie wydaje się najciekawsza, mam stamtąd prawie same miłe wspomnienia :).

Przez ul. Niemcewicza dotarliśmy na ul. Kadłubka pod "Starą Winiarnię".
Warto kliknąć na powyższy link, bo wnętrza zabytkowych piwnic są pięknie odrestaurowane, a co ważniejsze - Joanna z "Rowerowego Szczecina" (i również ze sklepu rowerowego "Mad Bike") poinformowała, że odbędzie się tam pokaz tańców irlandzkich i będzie muzyka na żywo (miejmy nadzieję, że i Asia będąc członkinią zespołu również dla nas zatańczy:)).
Rowerzyści i sympatycy będą mile widziani, początek o godzinie 20:00 w czwartek 24 listopada 2011.
Ja zamierzam się pojawić :).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 32.33 km (13.00 km teren), czas: 02:09 h, avg:15.04 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 670 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Dzięki Monterowi odnalazłem rodzinę...w Schwedt ;)))

Niedziela, 20 listopada 2011 | dodano: 21.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Miałem więcej pomysłów na tytuły, typu "Seria gum Montera trwa", czy "Chamstwo na drogach", ale obstaję przy tytule, który dałem, w końcu rodzina (i do tego odnaleziona) jest najważniejsza;)).
Skład ekipy był w dużej części podobny to tego jak we wczorajszej wycieczce nad jezioro Piaski i do Trzebieży.
Ubyło Baśki i Piotrka (?), przybył kolega Sebastian "Grom" z Rowerowego Szczecina.
Mieliśmy ruszyć parę minut po 8:30 spod Tesco na Pomorzanach.

Mieliśmy, bo choć Krzysiek "Monter" wczoraj trzy razy łatał dętkę, ta nie odpuściła mu i dziś. Czwarty raz w ciągu 2 dni.
Przeszukanie opony pod kątem ewentualnych szkieł czy drutów znowu nic nie dało.

Dętka zmieniona, można ruszać.
Mgła tego poranka była tak gęsta i mokra, że dawno takiej nie widziałem. Oblepiała ubrania, skraplała się na rękawiczkach i kasku, krople wody toczyły się z daszku na nos.
Wszyscy oczywiście jechaliśmy na światłach. Dobrze, że Grom i Monter mają potężne lampy z tyłu i z przodu, mimo mgły dzięki nim widać nas było z bardzo dużej odległości.
Kiedy dojechaliśmy do Przecławia, Gadzika i Groma, jadących jako ostatnich w kolumnie spotkało bardzo niebezpieczne i nieprzyjemne zdarzenie. Wyjątkowo chamski i agresywny kierowca autobusu linii nr 81 przy wyjeżdżaniu z drogi podporządkowanej próbował celowo staranować naszych kolegów. Nie mam energii już, żeby więcej o tym pisać, całe zajście opisałem dokładnie na Forum Rowerowego Szczecina, jeżeli ktoś jest zainteresowany, to odsyłam do TEGO LINKA (KLIK).
Do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego zostanie skierowana skarga na tego kierowcę.
Jeżeli są jacyś zainteresowani ewentualną pikietą na pętli, służę informacjami ;))).
Minęliśmy Kołbaskowo, Rosówek i przekroczyliśmy granicę państwa świeżo wyremontowaną drogą na przejściu. Miałem nadzieję, że granica symbolicznie odetnie nas od wyjątkowego chamstwa, niesmaku i stresu, który był naszym udziałem i zostawimy go za sobą. Troszkę pomogło, ale nie do końca...
Za Staffelde zaskoczyło mnie to, że Niemcy zerwali kostkę brukową na zjeździe do Mescherin i wylewają asfalt (jeden pas jest gotowy). Nie przeszkadzała mi ta kostka jako kierowcy samochodu, nie przeszkadzała jako rowerzyście (był z boku oddzielny pas dla rowerów z asfaltu), no ale widocznie jest to podyktowane jakimiś względami.
Trochę szkoda, bo kostka była na pewno zabytkowa i prezentowała się malowniczo...
W Mescherin miałem ponownie okazję napić się gorącego napoju z termosu.
Skrzynka Bronika to najlepszy rowerowy stół i statyw pod aparat, jaki do tej pory spotkałem ;))).

Aaa...nie napisałem skąd wzięła się okazja do przerwy.
Cóż...Monter znów złapał gumę ;))).
Tym razem nie obyło się bez mamrotania "panienek" pod nosem ;).

Za oglądanie opony wzięło się już teraz konsylium rowerzystów, bowiem Monter był już tak zdesperowany, że chciał wracać do domu.
Najlepszym wzrokiem wykazał się Gadzik i wypatrzył w gumie mikroskopijną igiełkę szkła, która non-stop dziurawiła Krzyśkowe dętki.
Koło zamontowane, można ruszać.
Ja po dojechaniu do Gartz zatrzymałem się, bowiem gęstość mgły tego dnia była niesamowita.
Łódź wędkarzy wyglądała, jakby była zawieszona nie wiadomo gdzie, ani to woda, ani to niebo (ze słowem niebo tu nieco przesadziłem;)).
Mgła na Odrze w Gartz. © Misiacz

Jako, że reszta ekipy już pojechała, więc na odcinek do Friedrischsthal ruszyłem po wale przeciwpowodziowym sam. Po jakimś czasie mgła zaczęła zanikać, gdzieniegdzie nawet próbowało przebijać się słońce. Wtedy dostrzegłem Bronika, który również jechał samotnie. Już we dwóch dojechaliśmy do miejsca postoju we Friedrischsthal, gdzie zająłem się bułką i termosem.

Dziwna rzecz, niby listopad, ciężka jesień, a w powietrzu latały jeszcze jakieś muszki.
Na odcinku przed Gatow dostrzegliśmy również wyjątkowo misterną konstrukcję z babiego lata i rosy.

Przed Schwedt odbiliśmy na Gatow i Vierraden, by tradycyjnie jak zawsze nie wjeżdżać od strony mostu na Odrze.
Po dojechaniu do Schwedt Krzysiek zabrał nas na wycieczkę szlakiem wyjątkowo ciekawych przykładów graffiti.
Tu widać malunki na transformatorze przed szkołą muzyczną.

Klucząc uliczkami Schwedt, oglądając wiele innych malunków i przedzierając się przez NRD-owskie blokowiska dotarliśmy wreszcie do głównego celu wycieczki.
Tam odnalazłem swoją rodzinę! ;)))
Przedstawiam: oto ciocia Helga i wujaszek Helmut! ;)))
Ciocia Helga i wuj Helmut. © Misiacz

Ciocia była bardzo wzruszona...

Wuj starał się trzymać wzruszenie na wodzy i nie uronić łezki...

Rodzinka żyje sobie w bardzo ładnym otoczeniu.



Nadszedł niestety czas rozstania i po wypiciu herbatki i spałaszowaniu czegoś słodkiego, pożegnaliśmy moją Misiaczową rodzinę i skierowaliśmy się w drogę powrotną do Szczecina.
Krzysiek poprowadził nas nieco inną trasą do Vierraden, skąd już tą samą drogą co wcześniej dojechaliśmy do Gatow, a dalej do Gartz.
Przed Gartz spotkaliśmy znajomego "Kajacka", który wracał już z nami do Szczecina.

Po dojechaniu do Mescherin wyrwałem szybko pod górkę (forma jakoś wyjątkowo dopisywała), by uwiecznić na fotce kolegów podjeżdżających świeżo wylanym asfalcikiem, o którym wspominałem na początku relacji.

W miarę zbliżania się do Polski zaczęła pojawiać się mgła, a już przed Kołbaskowem znów było "mleczko", więc lampki poszły w ruch.
Jeszcze tylko krótka przerwa na stacji Lotos i w całkiem żwawym tempie dojechaliśmy do Szczecina. Pożegnaliśmy się z Sebastianem, sami zaś zajechaliśmy jeszcze do Lidla, bowiem po takiej wycieczce zakup napojów izotonicznych na wieczór był jak najbardziej uzasadniony... ;) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 118.14 km (2.00 km teren), czas: 05:08 h, avg:23.01 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2478 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)