MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:558.70 km (w terenie 93.00 km; 16.65%)
Czas w ruchu:18:36
Średnia prędkość:17.49 km/h
Maksymalna prędkość:54.00 km/h
Suma kalorii:9533 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:29.41 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Świetlano-Szlachetna Masa Krytyczna.

Piątek, 30 listopada 2012 | dodano: 01.12.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Dziś rano pojechałem na myjnię doprowadzić rower do stanu używalności, bo po ostatniej wycieczce do Mostu Meyera wyglądał jak umorusany wieprz ;).
Potem jeszcze kąpiel łańcucha w "szejku", smarowanie i KTM lśnił czystością, krótka przebieżka po boisku i nadszedł wieczór.
Spakowałem paczkę makaronu, puszkę tuńczyka i pojechałem na Plac Lotników, gdzie w ramach Masy Krytycznej i akcji Szlachetna Paczka zbierano różne produkty dla wybranej rodziny w trudnej sytuacji materialnej.
Innym celem Masy było uświadomienie rowerzystom, że dobrze oświetlony rower to lepiej widoczny i bezpieczniejszy rowerzysta.
Akurat tym, którzy tam byli (oprócz jednego patafiana-batmana bez lampek) chyba nie trzeba tego uświadamiać.
Zresztą, popatrzcie na świecącego "Gadzika", który zawzięcie dyskutuje z "Monterem", jego na pewno dobrze widać :).

Próbowałem też sfotografować swoje oświetlenie, ale mój śmieszny aparacik nie wykazuje się zbyt dużą wydolnością w ciemnościach.

Na Masie jechałem krótko - po pierwsze zrobiło mi się zimno od takiego ślimaczego tempa, więc urwałem się razem z "Gadzikiem", troszkę się rozpędziłem dla rozgrzewki do 54 km/h (górka pomogła), za co spotkał mnie niesłuszny zarzut, że czyham na "Gadzikowe" życie :))).
Po drugie, byłem umówiony w "Starej Komendzie" nie tylko na piwko, ale też na omówienie przeniesienia - poczynając od stycznia - pokazów i prezentacji wypraw rowerowych do zabytkowych podziemi w "Komendzie".
Podziemia są już załatwione na "TAK", nawet dostaniemy zniżkę na piwo w tym dniu, muszę jeszcze tylko wybrać się tam z Asią z "Mad Bike", żeby dopracować sprawę organizacyjnie.
P.S. Kolega "Komendant" proponuje, żeby była to impreza cykliczna, która mogłaby być ogłaszana tutaj: KLIK. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 12.87 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 54.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 240 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dziś przekroczyłem 6.000 km. Dom - praca - dom

Wtorek, 27 listopada 2012 | dodano: 27.11.2012Kategoria Szczecin i okolice
To tyle w temacie, jeżdżę dalej... Rower:Koza Dane wycieczki: 14.41 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 39.00 km/h
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

UPC i zakup butów do biegania.

Poniedziałek, 26 listopada 2012 | dodano: 26.11.2012Kategoria Szczecin i okolice
W sumie nie planowałem dziś jakoś specjalnie jedzić, ale wyszło inaczej. Dekoder kablówki UPC "zbiesił" się po podpisaniu nowej umowy (jak to się dzieje - nie wiem - podpisuję lepszą umowę, a mam mniej kanałów ;)))), a kto kiedykolwiek próbował dodzwonić się na infolinię UPC (swego czasu najgorsza w rankingach polskich infolinii) i mu się już udało połączyć (mnie się nigdy ta sztuka nie udała), to mam 90% pewności, że i tak nic nie załatwił.
Pozostało mi wskoczyć na "Kozę" i osobiście udać się do szczecińskiego oddziału - tu wrażenia zupełnie inne. Szybko zostałem obsłużony i dostałem od Pana wydruk instrukcji, jak "zresetować" dekoder.
Ponieważ byłem już blisko "Decathlona", a jakoś dziwnym trafem zacząłem biegać (na razie 4 x), więc podjechałem kupić sobie jakieś butki do tego celu.
Obsługa na dziale "Bieganie" bardzo mi pomogła, bardzo uprzejma w przeciwieństwie do burackiej ochrony (to dzięki tej właśnie ochronie pobiegłem po raz pierwszy w ubiegłym tygodniu, tak mi adrenalinę podnieśli, że musiałem się wyżyć...i jakoś zostało). Tak naprawdę, to regularnie biegałem jakiś czas temu (czyli wieki całe), gdy byłem w technikum, a potem...czarna dziura.
Szybko popedałowałem do domu, żeby ożywić dekoder i zaraz po tym wypróbować zakup.

Niestety, mimo poprawnego wykonania zaleceń z instrukcji, niewiele to pomogło i zamiast biegać, znów wróciłem na "Kozie" na ul. Lednicką do UPC, a tam niespodzianka :).
Czekam na obsługę, woła mnie do "okienka" pan i mówi, że się znamy.
To znaczy, że pan mnie zna z ...BS :).
"Misiacz" gapa nie poznał, może to dlatego, że w cywilu, a może tak jak kolega rzekł:
- Za dużo ludzi znasz to i nie poznajesz :)))
Oczywiście już się kiedyś raz spotkaliśmy, nawet jadąc na rowerach sobie sympatycznie pogadaliśmy...taką to pamięć do twarzy ma "Misiacz".
Teraz sprawy potoczyły się już bardzo sprawnie, kolega szybko zainterweniował, zadzwonił gdzie trzeba (imienia nie podaję, bo nie wiem, czy sobie życzy) i kiedy wróciłem do domu, wszystko działało jak należy. Bardzo dziękuję! :)
Teraz pozostało wypróbować buty - okazały się bardzo fajne i wygodne (a cena niewygórowana), do tego stopnia wygodne, że spokojnie przebiegłem sobie dziś 8 km (spokojnie, nie są uwzględnione w dystansie z roweru) :).
Tu dziękuję Michałowi "Veloxowi" za podpowiedź :).
Jak się okazało, telewizja i zakupy mają czasem dużo wspólnego z aktywnym trybem życia :).
Rower:Koza Dane wycieczki: 14.85 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Do Mostu Meyera w pluchę...ale kto zwraca na pluchę uwagę?

Niedziela, 25 listopada 2012 | dodano: 25.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Ani widok za oknem ani prognozy nie zachęcały do ruszenia zadu z łóżka, jednak weekend bez roweru to w zasadzie weekend zmarnowany.
Tata z Bożenką rzucili hasło, że chcieliby pojechać na rowerach na Most Meyera (więcej informacji: KLIK) w Puszczy Wkrzańskiej, dokąd wybierał się też pieszo ich klub "Jantarowe Szlaki".
Nie za bardzo wiedziałem, gdzie to dokładnie jest, więc poprosiłem Krzyśka "Montera" o sklecenie mapki dojazdu tamże z Głębokiego (dzięki).



Na szybko rzuciłem jeszcze spontaniczne zaproszenie Piotrkowi "Bronikowi", Beacie "Jaszkowej", Baśce "Rudzielcowi" (bez odzewu) oraz Krzyśkowi "Siwobrodemu" (tradycyjnie nie zareagował na SMS, a potem mówi, że go nie informujemy ;))).
Na Głębokie ruszyłem sam, bo co trudno sobie wyobrazić, "Bronik" snuł się dziś nawet bardziej niż "Misiacz" ;).
Na ul. Szafera natknąłem się na tatę i Bożenę i do miejsca zbiórki dojechaliśmy już razem.
Beata czekała na nas na miejscu.

Obok na pętli zbierała się do wymarszu grupa "Jantarowych Szlaków".

Według mapki Krzyśka, aby dostać się do mostku, należało skręcić w pierwsze odbicie w prawo za ul. Zieloną, tylko że "pierwsze odbicie" zrozumiałem zbyt dosłownie i zafundowałem wszystkim "skróty" pod górkę i po chaszczach godne samego Mistrza "Montera"! :)))

Tymczasem wystarczyło pojechać kilkadziesiąt metrów dalej i podjeżdżać taką oto drogą, a nie kopać się w listowiu.

Nadal nie byliśmy pewni, czy to ta droga, ale po długim podjeździe, częściowo w błotku i tak nie zamierzaliśmy już dalej go poszukiwać - będzie to będzie, nie to nie.
Był!


Tak wygląda on z innego ujęcia.

Po chwili doszli do nas piechurzy-klubowicze i wyciągnęli swoje termosy. Przed nimi był jeszcze marsz na Polanę Harcerską, na którą początkowo planowaliśmy jechać, ale będąc na rowerach, nie chcieliśmy marznąć czekając, aż dojdzie reszta grupy.

Mijając się co jakiś czas z piechurami, dotarliśmy w końcu na ul. Podbórzańską, gdzie złapał nas deszcz.
Oczywiście na najgorszy opad trafiliśmy w trakcie szybkiego zjazdu ul. Miodową.
Pojawił się chyba tylko po to, by nas zmoczyć, bo na dole opady ustały.
Tam pożegnaliśmy się z tatą i Bożeną.
Kiedy jechaliśmy koło Arkonki, natknęliśmy się na dziwną parę.
Czemu dziwną?
Jak w czasie jazdy rozpoznać "Athenę" i "Odysseusa" w strojach cywilnych, a nie rowerowych?
To może być trudne, na szczęście oni rozpoznali mój czerwony kubraczek :).
Fakt, mogłem zwrócić uwagę na wózek małej "Athenki", który jest jednocześnie przyczepką rowerową...ale gapa byłem i już.

Wraz z Piotrkiem odprowadziliśmy Beatę przez Las Arkoński i Pogodno pod dom, a sami, z przerwą na zakupy Piotrka na Turzynie, dotarliśmy na Pomorzany, gdzie "nielegalnie" przejechaliśmy będącą w wiecznej budowie Kładką Pieszo-Rowerową im. Piotra "Bronika", co niespecjalnie spodobało się stróżowi, więc się szybko stamtąd zawinęliśmy ;).

Wydawało mi się, że po wczorajszej wyprawie do megalitów mam brudny rower.
To nieprawda, przy tym jak wygląda teraz, to on był czysty.
Czeka go solidne mycie.
P.S.
Okazuje się, że dziś jest "Światowy Dzień Pluszowego Misia", oto zdjęcie z "Mad Bike" :)))!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 38.01 km (14.00 km teren), czas: 02:27 h, avg:15.51 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 820 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Megalityczne grobowce koło Wollschow.

Sobota, 24 listopada 2012 | dodano: 24.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dumałem wczoraj i dumałem, dokąd by tu w sobotę pojechać, pomysłów specjalnych nie miałem, więc niezbyt błyskotliwie wymyśliłem, że po prostu pojedziemy na zupę dyniową do knajpki do Sławoszewa. Większość z zagadniętych przytaknęła, ale od czego mamy sierżanta "Montera"? ;)))
Rzucił pomysł, żeby pojechać do lasów koło Loecknitz, niedaleko Wollschow i Woddow, gdzie znajdują się prehistoryczne grobowce megalityczne.
Ich przybliżona lokalizacja: KLIK.
Niestety, do chwili obecnej nie mogę nic znaleźć na temat ich historii, może ktoś coś wie?
"Jaszek" znalazł coś takiego: KLIK.
Spotkaliśmy się tradycyjnie o 10:00 przy jeziorku na Derdowskiego, oprócz niejakiego "Misiacza" i Basi "Misiaczowej" była jeszcze Małgosia "Rowerzystka", Piotrek "Bronik", Krzysiek "Monter oraz Jacek "Jaszek".
Krzysiek "Monter" obiecywał, że "skrótów" będzie co najwyżej 1% całego dystansu, ale tradycyjnie wszyscy przyjmowali te obietnice z przymrużeniem oka.
Koniec końców, okazało się, że nasz sierżant zapomniał dodać jeszcze zero do tego 1% ;))).
Pogoda była dziś wyjątkowo "reumatyczna", niby nie zimno, ale zimno, za to ponuro i wilgotno...ale co tam.
Ruszyliśmy w stronę Schwennenz, gdzie zatrzymaliśmy się na popasik.

Ścieżką rowerową dojechaliśmy do Krakckow, gdzie przy muzeum dawnych pojazdów (jest co oglądać, można wejść) zdecydowaliśmy się zjeść coś konkretniejszego i popić herbatką z termosów, bo wilgoć i zimno dobierały nam się do zadków.

Z Krackow dojechaliśmy do Wollin, skąd lekkim "skrótem" dotarliśmy do Bagemuehl, skąd zaczął się ten obiecany "skrót" właściwy.
W zasadzie nie mam się czego czepiać, droga przez las była przyjemna, na początku wręcz spacerowa i nie trzeba było robić komiksu, jak kiedyś (KLIK :))).

Poszukiwania właściwej drogi na rozstajach wprawiły nas w dziwny nastrój...a może to już oddziaływała moc megalitów?

Choć w środku lasu, dojazd jest całkiem dobrze oznakowany, gorzej jest, gdy się szuka samego początku trasy w wiosce.

Potem dróżka się "nieco" zwęziła, ale w zasadzie byliśmy już u celu.

Gdy "Jaszek" potraktował prehistoryczny grobowiec jak stojak na rowery, nie spodobało się to jego mieszkańcom i zaczęły się dziać dziwne rzeczy, a to się koledze rower wywrócił, a to koścista ręka złapała go za nogę i takie tam...:).


Miejsce ciekawe i liczę, że uda mi się dowiedzieć o nim więcej, tymczasem należało się zbierać, bo ciemno robi się koło godziny 16:00.
Wyjechaliśmy z lasu i dojechaliśmy do Loecknitz, gdzie ja i Piorek zrobiliśmy drobne zakupy, po czym wszyscy udaliśmy się na tradycyjny popasik nad jezioro Loecknitzer See.

Tam dowiedziałem się, że mój pomysł z zupą dyniową nadal wzbudzał zainteresowanie grupy...za wyjątkiem mnie i Basi, dlatego w Ploewen pożegnaliśmy się z "bandą", a sami przez Bismark, Linken, Lubieszyn i Mierzyn wróciliśmy do Szczecina, gdzie też zjedliśmy zupę, w domu, cebulową...z proszku, kupioną w tym celu w "Netto" w Loecknitz :))).
Wydawało mi się, że niedaleko TESCO pozdrowił mnie "Butros", ale wnioskuję tylko po kasku, bo był w kominiarce :).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 80.09 km (15.00 km teren), czas: 04:39 h, avg:17.22 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:6.4 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1627 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Lidl, praca, dom, pokaz z wyprawy do Londynu i "Stara Komenda".

Czwartek, 22 listopada 2012 | dodano: 23.11.2012Kategoria Szczecin i okolice
Trzy pierwsze pozycje z tytułu są banalne i nie ma o czym pisać, może tyle, że "dostarczyły" kilometrów do wpisu.
Za to wieczorem wybraliśmy się z Basią "Misiaczową" (bez rowerów) wraz z całą "bandą" rowerzystów do winiarni "Bachus" na prezentację wyprawy rowerowej Marka i Mateusza Miłoszewskich z Polski na olimpiadę do Londynu.
Prezentacja była znakomita, ciekawa i dowcipna, a ilość widzów przekroczyła możliwości salki i ludziska byli poupychani jak śledzie ;).
Ja upchnąłem się w wyjątkowo dobrej lokalizacji (zdjęcie autorstwa Asi z "Mad Bike").
Małego Mateusza widać za półeczką z winami, obok której się umieściłem ;).

Po zakończonym pokazie skrzyknęliśmy się w kilka osób i powędrowaliśmy na piwo warzone w "Starej Komendzie".
Było świetnie i wesoło, a próba wyboru stołu pokazała, że przydałoby się nam zbiorowe leczenie :))).
Misiacz uszy mieć musi (fotki cyknięte przez "Jaszka") :).
Misiacz i misiaczowe uszy part 1. Zdjęcie cyknięte przez "Jaszka". © Misiacz

Tunia też chce mieć uszy? ;)
Misiacz i misiaczowe uszy part 2. Zdjęcie cyknięte przez "Jaszka". © Misiacz

Spotkałem tam Marcina, mojego kolegę ze studiów i współwłaściciela "Starej Komendy" i mam jego deklarację, że jest gotów nam udostępnić duże zabytkowe podziemia pod lokalem (zwykle są one niedostępne dla gości) na kolejne prezentacje, ale dla rowerzystów byłby wyjątek ;).
To pozwoliłoby nam zmieścić się swobodnie w przyszłości, podziemia posiadają sklepione łuki z cegły, są klimatyczne i dobrze wyposażone, a pragnienie z pewnością można tam zaspokoić czymś pysznym i naturalnym :).
To tak na przyszłość :). Rower:Koza Dane wycieczki: 19.95 km (4.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 300 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Do pracy koło tarczy i takie tam ...

Wtorek, 20 listopada 2012 | dodano: 20.11.2012Kategoria Szczecin i okolice
Rower:Koza Dane wycieczki: 23.65 km (4.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Na spotkanie szczecińskich klubów do Leśna.

Niedziela, 18 listopada 2012 | dodano: 19.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Po wczorajszej plenerowej imprezie urodzinowej Małgosi "Rowerzystki" z całą "bandą rowerzystów", dziś od rana kiełkował mi w głowie pomysł, dokąd by tu się pokulać?
Pogoda nie zachęcała, ale i tak czułem potrzebę, a pomysł podsunął mi tata, który nadal działa i jeździ w Klubie Turystyki Kolarskiej "Jantarowe Szlaki".
Dziś w Leśnie odbywała się impreza pieszo-rowerowa z udziałem wszystkich szczecińskich (i polickich chyba też) klubów turystycznych pod nazwą "Zakończenie Sezonu" (to sezon rowerowy się kończy? ;))).
Oczywiście tradycyjnie już zbierałem się powoli i o wspólnym starcie z tatą nie było mowy, więc pierwszym zamysłem był samotny przejazd.
Na szczęście jest jeszcze ta nasza niezawodna "banda", więc szybko wysłałem informację do uczestników wczorajszej biesiady i jakoś tak nao(b)około się zgadaliśmy, że się gdzieś tam może, jakoś spotkamy.
Z nieba nie padał deszcz, a wszystko namakało. Wrażenie było takie, jakbym jechał w chmurze.
Jestem pod wrażeniem nowej ścieżki na ul. Łukasińskiego - wersja demo jest z asfaltu!!! :)

"Jaszkowymi" opłotkami dotarłem przez Diamentową na Bezrzecze, gdzie dosięgnął mnie jego telefon - okazało się, że zamiast zbierać się na Derdowskiego, są już na Głębokim.
Dałem sobie 10 minut i przez Wołczkowo pomknąłem na Głębokie, gdzie czekali Państwo "Jaszkowie" i Krzysiek "Monter", a za chwilę, zupełnie przypadkiem pojawił się Janusz i do nas dołączył. Z Markiem umówiliśmy się, że dojedzie pod leśniczówkę.
Jako prymus ze słynnej "Szkoły Skrótów Montera" Jacek zaoferował nam drogę gruntową, ale uczciwie przyznam, że tym razem nie był przygotowany do zajęć, bo mogliśmy normalnie jechać rowerkami bez ich przenoszenia przez chaszcze, doły i bagna :).
Po drodze znalazłem rękawiczkę turystyczną i już wiedziałem, że zmierzamy we właściwym kierunku - wystarczyło na miejscu poszukać Kopciuszka ;).
Na polanie czekał "Tata Misiacza" z Bożeną.

"Kopciuszek" szybko się znalazł dzięki tubalnemu głosowi Janusza, oddałem pani zgubę, a w nagrodę dostałem mandarynkę, którą oddałem Beacie, bo z owoców dziś największą ochotę miałem na kiełbaskę z ogniska :).
Przed wyjazdem mówiłem, żeby zabrać kiełbaski, ale koniec końców, zabrałem tylko ja i upiekłem (podzieliłem się z Beatą, która miała z kolei podzielić się z Jackiem, ale kiełbaska okazała się za dobra do podziału :)).

"Monter" też miał zakusy...

Tata i Bożena wraz z "Jantarowymi Szlakami" zbierają się do odjazdu w kierunku Bartoszewa.

"Jaszek" z ekipą próbowali dojść, co znaczy skrót W.K.Ł.
Zadaje się, że koniec końców okazało się, że jest to Wojskowe Koło Łowieckie.

W pewnym momencie Beata rzuciła, że ona wraca do domu, żeby piec ciasto dla rowerzystów, przez co zrozumiałem / zrozumieliśmy, że mamy na nie przyjechać po wycieczce :).
Wystarczyło tylko gospodarza domu spytać o adres, pod który mamy się udać, no to podał nam adres: www.dobreciasto.pl :))).
"Jaszek", właśnie sprawdziłem ten wymyślony adres - on naprawdę istnieje ;).
Jako, że nie czułem potrzeby kontrolowania mojej sprawności w jeździe po wykrotach, a taki był dalszy plan, zabrałem się z Beatą w kierunku Szczecina.

Przed Głębokim rzuciłem propozycję, żeby sprawdzić, czy miejsce naszej wczorajszej biesiady pozostawione jest po nocy w dobrym stanie, bo dziewczyny i inni sporo się napracowali, żeby pozostawić po sobie porządek. Z relacji "Montera" jednak wynikało, że kiedy tamtędy rano jechał, była tam istna Sodoma i Gomora!
Ktoś lub coś (pijaczki? zwierzęta? wandale?) wysypało wszystko z worków.
Śmieci walały się po całej okolicy (nie sfotografowałem całego obrazu demolki).

Również butelki były porozrzucane we wszystkie strony.
Czy zwierzęta rozrzucają butelki (tu na zdjęciu część jest już zebrana przeze mnie do kartonu)?

Odstawiliśmy z Beatą rowerki na bok i zabraliśmy się za porządki, żeby nie pozostał po naszej grupie niesmak.
Po około 10 minutach doprowadziliśmy okolicę do takiego stanu.

Po przejechaniu przez Las Arkoński pożegnałem się z Beatą przed "Domem Jaszków"...by za kilka godzin do niego wrócić i z rowerową ekipą zjeść pyszne ciasto, które upiekła gospodyni.
Dziękujemy za zaproszenie :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 42.24 km (11.00 km teren), czas: 02:13 h, avg:19.06 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 876 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Urodzinowe ognisko Małgosi.

Sobota, 17 listopada 2012 | dodano: 18.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Większość z nas nie mogła doczekać się soboty.
Dlaczego?
Ponieważ Małgosia "Rowerzystka" obchodziła swoje okrągłe urodziny i z tej okazji skrzyknęła rowerową brać na polanę leśną niedaleko ulicy Miodowej.
To już kolejna impreza tego typu i dobrze, bo zawsze się sprawdzają :).
Nim jednak z Basią "Misiaczową" dotarliśmy na godzinę 16:00 na polanę, postanowiliśmy z rana popalić nieco kalorii i wyskoczyć do pobliskiego Ladenthin.
Niestety, jak zawsze grzebaliśmy się jak dwa miśki w miodzie i czasu pozostało jedynie tyle, żeby pojechać spenetrować okolicę imprezy - czyli pojechaliśmy na Głębokie.

W międzyczasie w mojej tylnej lampce urwał się kabelek, a choć czasu nie było za wiele, to ja jak zwykle - uparty - musiałem zabrać się za naprawę ("już-zaraz-natychmiast" :))).

Zanim doszedłem jak działa / nie działa zacisk do kabelka, zdążyłem rozkręcić lampkę na części pierwsze, po czym okazało się, że w ogóle nic nie trzeba było rozkręcać :).

Na szczęście naprawa poszła w miarę szybko i na czas wróciliśmy do domu, żeby przygotować się do listopadowego spotkania w terenie.
Ciuchów nabraliśmy jak na Syberię, ale lepiej mieć ich za dużo niż za mało. O 15:10 zwinęliśmy z krawężnika do samochodu Piotrka "Bronika" i pojechaliśmy do sklepu Elysium, gdzie Małgosia parę dni wcześniej zamówiła karton piwka - startera, a ja podjąłem się jego odbioru i transportu.
Troszkę się pan naszukał kartonu, bo jego zmiennik gdzieś go upchnął w magazynie i zaczął mnie ogarniać lekki niepokój, ale w końcu cenna paczka się odnalazła :)
W środku - piwko "Zamkowe" z Browaru Namysłów - bardzo dobry wybór na ognisko i bardzo dobrze, że nie był to żaden "przemysłowy komercyjniak" typu Tyskie czy Lech.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Basia miała wątpliwości, czy to na pewno tu, ale wystarczyło poszukać tzw. "Bandy Pijanych Rowerzystów" (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :))).
Banda się znalazła, więc wykorzystaliśmy niczego nie podejrzewającego "Hubiego", żeby pomógł donieść zaopatrzenie...trafił mu się wyjątkowo ciężki kartonik z płynnym złotem ;))).
Na start Małgosia przygotowała nam jeszcze francuskie czerwone wino, własnego wypieku chlebek, własnej produkcji smalec i co jeszcze nie wiem.
Pogubiłem się w ilości.
Każdy coś tam doniósł, dobrze, że swoim ciastem bananowym częstowałem na początku, bo potem nikt by już go nie tknął ;))), bo kiedy pojawiło się tiramisu o nieziemskim smaku stworzone własnoręcznie przez Roberta "Foxika", ochom i achom nie było końca, a już kiedy spoglądałem na "Misiaczową" pałaszującą kolejny kawałek, było to dla mnie najlepszym dowodem, że ciasto jest znakomite.
Innym przebojem kulinarnym była kiszka ziemniaczana dostarczona przez "Siwobrodego".
A to już nasza jubilatka w koszulce, którą dostała od Krzyśka "Montera", a którą jednocześnie ustanowił "Koszulką Przechodnią", którą ma przejąć za jakiś czas kolejny jubilat.
W rączce - piwko "Zamkowe" :).
Za Małgosią "Monter" mocuje się z kapslem, "Hubi" z chusteczką higieniczną, a przypatruje się wszystkiemu Pani "Hubisiowa".

Dla tych, którzy nie znają angielskiego - napis na koszulce głosi:
"Nie mam 50 lat, mam 18 i ... 32-letnie doświadczenie" :)))
Małgosiu, kiedy czytam czasem ogłoszenia o pracę, to stwierdzam, że spełniasz najostrzejsze wymogi naszych pracodawców :) !

Na polanie nietrudno było zlokalizować naszą "bandę", bo już z daleka świeciły kolorkami nasze dwa piękne rudzielce :))).

W tle zamyślony "Foxik", obok przemyka "Srk23".
Tu Basia "Misiaczowa" i Beata "Jaszkowa".

Kolejna fotka.
Autor tychże wypocin ze swoją uroczą "Misiaczową" :).

Zabawa była świetna, ognisko grzało, a "Tunia" przygrywała na gitarze kawałki ze "Śpiewnika ramola" :).
Z czasem pojawiły się trzy lewitujące wokół ogniska "ciała", jedno wyjątkowo upierdliwe, drugie wyjątkowo wszechwiedzące, a trzecie bardzo przytulne, których cechą wspólną było to, że cenili sobie kontakt z Matką Ziemią (zainteresowani wiedzą) :))).
Ciało Wyjątkowo Upierdliwe nie wiedziało kiedy przestać, Ciało Wyjątkowo Wszechwiedzące wykazało się zdrowym rozsądkiem i ulotniło się, nim było za późno, a Ciało Bardzo Przytulne poszukiwało kolejnego obiektu do przytulenia :))).
Choć było coraz chłodniej, to po to wzięło się ciuchy, żeby co rusz dokładać kolejną warstwę, ale co tam, bawiliśmy się doskonale.
Dziękujemy wszystkim (a było nas chyba ze 30 osób, ktoś policzył?).
P.S. Jakby "ktoś" miał wątpliwości - impreza była dla rowerzystów, ale bez rowerów. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.94 km (7.00 km teren), czas: 01:28 h, avg:16.32 km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 477 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Bieg po latach i kurs na "Kozie".

Piątek, 16 listopada 2012 | dodano: 16.11.2012Kategoria Szczecin i okolice
Ponieważ wczoraj dość mocno skoczyła mi adrenalina i nie chciała opaść do dziś, zrobiłem to, co na poważnie ostatni raz robiłem, gdy miałem "naście" lat i byłem w technikum...pobiegłem :).
To było 101 lat temu :).
Wtedy były to 3 km codziennie, dziś raptem 2,2 (nie wliczam ich do wpisu rowerowego, jak co niektórzy), ale za to połączyłem bieg z osiedlową siłownią na świeżym powietrzu.
Był tam 1 Misiacz i 6 żwawych staruszek, ale przynajmniej nie stękają i nie sapią jak osiłki na siłowniach zamkniętych :).
Zadyszki nie było wcale, za to mięśnie pracują zupełnie inne niż na rowerze i naprawdę je czuję.
Potem popołudniu wskoczyłem na "Kozę" i pojechałem do Lidla, żeby za prośbę Małgosi "Rowerzystki" kupić wywar z czerwonych winogron na jutrzejsze spotkanie :).
O dziwo, mięśni bolących w trakcie chodzenia nie czułem w trakcie jazdy. Rower:Koza Dane wycieczki: 8.44 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)