- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2010
Dystans całkowity: | 523.13 km (w terenie 74.00 km; 14.15%) |
Czas w ruchu: | 26:57 |
Średnia prędkość: | 19.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma kalorii: | 10693 kcal |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 47.56 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
"Drugi Szczeciński Rajd Bikestats" - nad Jezioro Piaski!
Niedziela, 28 listopada 2010 | dodano: 28.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Z cyborgami z TC TEAM :))), Szczecińskie Rajdy BS i RS
Zachęceni sukcesem Pierwszego Szczecińskiego Rajdu Bikestats, dziś spotkaliśmy się na Drugim. Tym razem pomysłodawcą trasy był Sargath.
Spotkanie nad jeziorem Głębokim zaplanowane było na godzinę 9:00. Musiałem ostro cisnąć, bo jak zwykle przed wyjazdem pojawiło się "wiele-spraw-nie-cierpiących-zwłoki". :)))
Mrozek był dość odczuwalny w naszym klimacie, choć było zaledwie -3 st.C.
Na miejscu zbiórki pojawiłem się o 9:05, czyli na czas, bo do odjazdu pozostało jeszcze 10 minut.
Pojawiło się 7 osób, oprócz mnie Jurek "Jurektc", Paweł "Sargath", Arek, Krzysiek zwany Fryzjerem (to fryzjer Basi...eee a, może raczej tzw. stylista włosów Basi;)), Jarek "Gad" znany nam z Forum Rowerowy Szczecin...no i Baśka. Krzysiek miał dojechać w Tanowie.
Jednak Baśka to zupełnie inna historia. Zupełnie nie wiem, co o niej myśleć, bo z jednej strony pełen podziw, że pojawiła się na zbiórce z chorobą, gorączką i kaszlem, a z drugiej - cykloza rozwinięta do tego stopnia, że w takim stanie chce jej się jechać.
Mi się z gorączką nawet chodzić do kibelka nie chce! ;)))
No muszę to napisać - Baśka to "dziewczyna z jajami" !!! ;)))
Sargath poprowadził nas trasą terenową i od razu narzucił ostre tempo. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora Głębokie, by potem wjechać na szlak czerwony. Droga wiodła koło leśniczówki i doprowadziła nas do Bartoszewa. Na szczęście wcześniejsza wilgoć i dzisiejszy mróz utwardziły trasę i można był jechać bez zapadania się w piasek, co latem jest normą.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na małe zakupy spożywcze.
Jadąc dalej lasem dojechaliśmy do Tanowa, by tam zaznać krótkiej przyjemności jazdy asfaltem. Za Tanowem skręciliśmy w lewo w drogę gruntową, prowadzącą do jeziora Świdwie. Do Świdwia jednak nie dojeżdżaliśmy, ale skręciliśmy na leśniczówkę Zalesie...o ile dobrze kojarzę. ;)
Droga była wyboista, ponieważ błoto zamarzło i potworzyły się ostre grudy.
Na szczęście dalsza trasa do drogi wiodącej na Dobieszczyn przebiegała już odcinkiem asfaltowym.
Krzysiek vel "Fryzjer" i chora Basia dociągają do grupy. Niewyraźnie to widziałem. :)
Po przecięciu drogi głównej, wjechaliśmy na drogę pożarową nr 14, która jest pokryta asfaltem i na szczęście jest zamknięta dla ruchu samochodowego.
Droga nad Jezioro Piaski.
Przerwa na rozstaju dróg.
Widoczki z rozstaju.
Wkrótce dotarliśmy nad jezioro Piaski, gdzie zaczęliśmy przygotowywać ognisko.
Nad Jeziorem Piaski.
Wypakowujemy wałówkę. ;)
Drewno było nieco zawilgotniałe i były pewne problemy z jego rozpaleniem.
Jurek - podpalacz! :)
Na szczęście Jarek ma płuca jak miech kowalski i kiedy dął w ogień niczym wicher, można było piec kiełbaski.
Inni też potem próbowali swoich sił w roli wentylatora. ;)
Kiełbaski trzeba było piec bardzo szybko i nie żałować płuc.
Nad jeziorkiem spędziliśmy całkiem dużo czasu. Ja posiliłem się kanapkami i gorącą zupą grzybową z termosu, bo jakoś na kiełbaskę nie miałem ochoty.
Taka gorąca zupka na mrozie i w doborowym towarzystwie to jest to!
Uczciwie nasyceni ruszyliśmy w kierunku Trzebieży.
Żegnamy jezioro Piaski.
Po dojechaniu do Trzebieży skręciliśmy na Police.
Przed Policami w naszych samczych sercach obudził się rycerski duch, kiedy patrzyliśmy na Basię zmagającą się z chorobą i postanowiliśmy jej ulżyć, pchając ją na zmianę aż do Szczecina (choć zapewne jej dzielna dusza się buntowała! ;))).
Okazuje się, że Jarek to kolejny cyborg nowej generacji, bo nie tylko płuca ma jak silnik odrzutowy, ale i parę w nogach.
Od Polic do Tanowa pchał Basię z prędkością sięgającą 28 km/h...jak nie więcej!
Za Tanowem z kolei podobną mocą wykazał się znany nam już TC Cyborg Krzysiek "Kris".
Ja zająłem się wpychaniem Basi pod góreczki za Pilchowem.
W ten oto sposób dojechaliśmy w komplecie nad jezioro Głębokie.
Stamtąd przez Las Arkoński dojechaliśmy do Parku Kasprowicza, gdzie odłączył się Mr. Fryzjer, zaś cała reszta pożegnała się pod Pomnikiem Czynu Polaków.
Ja dojechałem wspólnie z Jarkiem aż na Pomorzany, ponieważ tak się składa, że mieszkamy na tej samej ulicy.
Kolejny Szczeciński Rajd Bikestats okazał się udany, więc na pewno zorganizujemy następny!
A na koniec zdjęcie ekipy wykonane przez Jurka:
Temperatura:-2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1714 (kcal)
Spotkanie nad jeziorem Głębokim zaplanowane było na godzinę 9:00. Musiałem ostro cisnąć, bo jak zwykle przed wyjazdem pojawiło się "wiele-spraw-nie-cierpiących-zwłoki". :)))
Mrozek był dość odczuwalny w naszym klimacie, choć było zaledwie -3 st.C.
Na miejscu zbiórki pojawiłem się o 9:05, czyli na czas, bo do odjazdu pozostało jeszcze 10 minut.
Pojawiło się 7 osób, oprócz mnie Jurek "Jurektc", Paweł "Sargath", Arek, Krzysiek zwany Fryzjerem (to fryzjer Basi...eee a, może raczej tzw. stylista włosów Basi;)), Jarek "Gad" znany nam z Forum Rowerowy Szczecin...no i Baśka. Krzysiek miał dojechać w Tanowie.
Jednak Baśka to zupełnie inna historia. Zupełnie nie wiem, co o niej myśleć, bo z jednej strony pełen podziw, że pojawiła się na zbiórce z chorobą, gorączką i kaszlem, a z drugiej - cykloza rozwinięta do tego stopnia, że w takim stanie chce jej się jechać.
Mi się z gorączką nawet chodzić do kibelka nie chce! ;)))
No muszę to napisać - Baśka to "dziewczyna z jajami" !!! ;)))
Sargath poprowadził nas trasą terenową i od razu narzucił ostre tempo. Początkowo jechaliśmy wzdłuż brzegu jeziora Głębokie, by potem wjechać na szlak czerwony. Droga wiodła koło leśniczówki i doprowadziła nas do Bartoszewa. Na szczęście wcześniejsza wilgoć i dzisiejszy mróz utwardziły trasę i można był jechać bez zapadania się w piasek, co latem jest normą.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na małe zakupy spożywcze.
Jadąc dalej lasem dojechaliśmy do Tanowa, by tam zaznać krótkiej przyjemności jazdy asfaltem. Za Tanowem skręciliśmy w lewo w drogę gruntową, prowadzącą do jeziora Świdwie. Do Świdwia jednak nie dojeżdżaliśmy, ale skręciliśmy na leśniczówkę Zalesie...o ile dobrze kojarzę. ;)
Droga była wyboista, ponieważ błoto zamarzło i potworzyły się ostre grudy.
Na szczęście dalsza trasa do drogi wiodącej na Dobieszczyn przebiegała już odcinkiem asfaltowym.
Krzysiek vel "Fryzjer" i chora Basia dociągają do grupy. Niewyraźnie to widziałem. :)
Po przecięciu drogi głównej, wjechaliśmy na drogę pożarową nr 14, która jest pokryta asfaltem i na szczęście jest zamknięta dla ruchu samochodowego.
Droga nad Jezioro Piaski.
Przerwa na rozstaju dróg.
Widoczki z rozstaju.
Wkrótce dotarliśmy nad jezioro Piaski, gdzie zaczęliśmy przygotowywać ognisko.
Nad Jeziorem Piaski.
Wypakowujemy wałówkę. ;)
Drewno było nieco zawilgotniałe i były pewne problemy z jego rozpaleniem.
Jurek - podpalacz! :)
Na szczęście Jarek ma płuca jak miech kowalski i kiedy dął w ogień niczym wicher, można było piec kiełbaski.
Inni też potem próbowali swoich sił w roli wentylatora. ;)
Kiełbaski trzeba było piec bardzo szybko i nie żałować płuc.
Nad jeziorkiem spędziliśmy całkiem dużo czasu. Ja posiliłem się kanapkami i gorącą zupą grzybową z termosu, bo jakoś na kiełbaskę nie miałem ochoty.
Taka gorąca zupka na mrozie i w doborowym towarzystwie to jest to!
Uczciwie nasyceni ruszyliśmy w kierunku Trzebieży.
Żegnamy jezioro Piaski.
Po dojechaniu do Trzebieży skręciliśmy na Police.
Przed Policami w naszych samczych sercach obudził się rycerski duch, kiedy patrzyliśmy na Basię zmagającą się z chorobą i postanowiliśmy jej ulżyć, pchając ją na zmianę aż do Szczecina (choć zapewne jej dzielna dusza się buntowała! ;))).
Okazuje się, że Jarek to kolejny cyborg nowej generacji, bo nie tylko płuca ma jak silnik odrzutowy, ale i parę w nogach.
Od Polic do Tanowa pchał Basię z prędkością sięgającą 28 km/h...jak nie więcej!
Za Tanowem z kolei podobną mocą wykazał się znany nam już TC Cyborg Krzysiek "Kris".
Ja zająłem się wpychaniem Basi pod góreczki za Pilchowem.
W ten oto sposób dojechaliśmy w komplecie nad jezioro Głębokie.
Stamtąd przez Las Arkoński dojechaliśmy do Parku Kasprowicza, gdzie odłączył się Mr. Fryzjer, zaś cała reszta pożegnała się pod Pomnikiem Czynu Polaków.
Ja dojechałem wspólnie z Jarkiem aż na Pomorzany, ponieważ tak się składa, że mieszkamy na tej samej ulicy.
Kolejny Szczeciński Rajd Bikestats okazał się udany, więc na pewno zorganizujemy następny!
A na koniec zdjęcie ekipy wykonane przez Jurka:
Rower:
Dane wycieczki:
83.50 km (28.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:19.65 km/h,
prędkość maks: 44.30 km/hTemperatura:-2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1714 (kcal)
Misiacz, mróz i mitologia grecka...w Niemczech!
Sobota, 27 listopada 2010 | dodano: 27.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Dzień wstał szary, bury i ponury jak to w listopadzie i zimny jak to w grudniu.
Misiacz nie wstał bury i ponury, ale chętny do jazdy pomimo świadomości, że na zewnątrz panowała temperatura -3 st.C, a na niedzielę z samego rana planowany był wyjazd z ekipą Bikestats.
Po dość mozolnych przygotowaniach do wyjścia z domu, co Misiaczowi czasem się zdarza z zupełnie nieznanych powodów, udało mu się wreszcie dotrzeć do garażu i objuczyć rower.
Tym razem, ze względu na zimno dobierające się do kości z powodu wilgotnego szczecińskiego klimatu zabrał ze sobą większy termos pełen gorącej herbaty.
Niezupełnie legalnie przeniósł rower przez tory kolejowe i ruszył w kierunku Siadła Dolnego.
Dość mozolnie naciskał na pedały, ponieważ mięśnie w otaczającej temperaturze nie zdołały się jeszcze rozgrzać. Co jakiś czas mijał go pojedynczy samochód, o dziwo z odpowiednim zapasem, a nawet z włączonym kierunkowskazem.
Różnie bura pogoda wpływa na różnych burych ludzi.
Przez Siadło górne przejechałby nie zwracając na nic uwagi, ot co najwyżej na ujadającego burka przy wjeździe do wioski.
Tym razem jednak coś zwróciło jego uwagę. Po lewej stronie, gdzie dotychczas były gęste krzaki, jakaś miłościwa dusza uporządkowała dawny poniemiecki cmentarz, zebrała ocalałe nagrobki w jednym miejscu i stworzyła lapidarium ku pamięci przedwojennych mieszkańców.
Misiacz wjechał na wysypaną szutrem ścieżkę i wyjął aparat. Patrząc na stare nagrobki odczuwał klimat dawnych dni.
Nazwisko wyryte na nagrobku nie zdradzało niemieckiego pochodzenia. Patrząc na daty można było się tylko zastanawiać, dlaczego to dziecko tak krótko żyło.
Po chwili opuścił dawny cmentarz i skręcając w lewo skierował się do głównej drogi biegnącej przez Kołbaskowo do granicy z Niemcami w Rosówku. Po po krótkim postoju tuż za granicą ruszył do Neurochlitz, gdzie skręcił w lewo i wąską drogą dojechał do Staffelde. Przy samym wjeździe minął kurhan sprzed naszej ery.
Ponieważ zimno dobierało mu się do stóp, postanowił w lasku za Mescherin zrobić użytek z wiezionej w termosie gorącej herbaty.
Czuł, jak gorący napój zaczął krążyć mu w żyłach i usuwać sztywność w stopach.
W o wiele lepszym nastroju dojechał do Gartz, gdzie zatrzymał się, by uwiecznić podpory mostu, który przeszedł do historii pod koniec ostatniej wojny.
Jeżdżąc po uliczkach Gartz doszedł do wniosku, że miasteczko to lata świetności ma dawno za sobą.
Wojna nie obeszła się z nim zbyt łagodnie.
Im dłużej krążył po miasteczku, tym więcej kolorytu zaczął w nim dostrzegać, a świat z koloru sepii przechodził w świat wielobarwny. Trzeba umieć dostrzec to, co pozostało i tym się cieszyć.
Kiedy wgłębił się bardziej w miasteczko, czego dotychczas nie robił, zauważył, że z dawnego Gardźca Odrzańskiego, jak zwano gród w czasach słowiańskich, pozostała zachowana znaczna część murów obronnych i baszta nad głęboką fosą.
Wzdłuż murów nad fosą ciągnęły się nawet ładne zabudowania, wśród których perełką była odnowiona willa z przełomu XIX i XX wieku.
Jadąc dalej, Misiacz zatrzymał się przed sklepem i kupił napój na wieczór. Obciążony dodatkowym balastem jechał mając po prawej stronie malownicze wzgórze.
Kiedy dojechał do skrzyżowania, skierował się na Hohencośtamcośtamcośtam...
Droga pięła się na tyle ostro pod górę, że musiał wrzucić górskie przełożenie. Po krótkim postoju na szczycie ruszył do Tantow, gdzie zaplanował kolejny postój na gorącą herbatę i posiłek.
Z Tantow skierował rower do Nadrensee, skąd nowiutką asfaltową drogą dojechał do Ladenthin.
Jadąc z Ladenthin zamachał do mijającej go pary na rowerach. Coś go jednak tknęło i zwolnił. Wydawało mu się, że gdzieś tych ludzi widział. Podobnie zachowali się i oni. Zawrócili i podjechali do Misiacza. Okazało się, że widzieli się w rzeczywistości pierwszy raz, ale widocznie coś nakazało im się spotkać i poznać.
Były to mityczne postaci z Bikestats - Athena i Odysseus ze Szczecina - które rozpoznały Misiacza po jego czerwonym kubraczku i maskotce Misiacza na kierownicy.
Misiacz dowiedział się, że Athena i Oddysseus czytują jego bloga i dzięki temu go rozpoznali. Misiaczowe futerko zostało mile połechtane...
Zaprosił ich na planowany na niedzielę wyjazd Bikestas, licząc po cichu, że ta sympatyczna para pojawi się o 9:00 nad jeziorem Głębokim.
Po krótkiej pogawędce i zrobieniu wspólnego zdjęcia Athena i Odysseus ruszyli w stronę Ladenthin, zaś Misiacz skierował się na Schwennenz, gdzie przekroczył granicę z Polską.
Zbliżając się do Szczecina rozmyślał, że miała to być krótka wycieczka, na której nic szczególnego zapewne się nie zdarzy...a wyszedł 82 kilometrowy wyjazd połączony z sympatycznym spotkaniem.
Temperatura:-3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1709 (kcal)
Misiacz nie wstał bury i ponury, ale chętny do jazdy pomimo świadomości, że na zewnątrz panowała temperatura -3 st.C, a na niedzielę z samego rana planowany był wyjazd z ekipą Bikestats.
Po dość mozolnych przygotowaniach do wyjścia z domu, co Misiaczowi czasem się zdarza z zupełnie nieznanych powodów, udało mu się wreszcie dotrzeć do garażu i objuczyć rower.
Tym razem, ze względu na zimno dobierające się do kości z powodu wilgotnego szczecińskiego klimatu zabrał ze sobą większy termos pełen gorącej herbaty.
Niezupełnie legalnie przeniósł rower przez tory kolejowe i ruszył w kierunku Siadła Dolnego.
Dość mozolnie naciskał na pedały, ponieważ mięśnie w otaczającej temperaturze nie zdołały się jeszcze rozgrzać. Co jakiś czas mijał go pojedynczy samochód, o dziwo z odpowiednim zapasem, a nawet z włączonym kierunkowskazem.
Różnie bura pogoda wpływa na różnych burych ludzi.
Przez Siadło górne przejechałby nie zwracając na nic uwagi, ot co najwyżej na ujadającego burka przy wjeździe do wioski.
Tym razem jednak coś zwróciło jego uwagę. Po lewej stronie, gdzie dotychczas były gęste krzaki, jakaś miłościwa dusza uporządkowała dawny poniemiecki cmentarz, zebrała ocalałe nagrobki w jednym miejscu i stworzyła lapidarium ku pamięci przedwojennych mieszkańców.
Misiacz wjechał na wysypaną szutrem ścieżkę i wyjął aparat. Patrząc na stare nagrobki odczuwał klimat dawnych dni.
Nazwisko wyryte na nagrobku nie zdradzało niemieckiego pochodzenia. Patrząc na daty można było się tylko zastanawiać, dlaczego to dziecko tak krótko żyło.
Po chwili opuścił dawny cmentarz i skręcając w lewo skierował się do głównej drogi biegnącej przez Kołbaskowo do granicy z Niemcami w Rosówku. Po po krótkim postoju tuż za granicą ruszył do Neurochlitz, gdzie skręcił w lewo i wąską drogą dojechał do Staffelde. Przy samym wjeździe minął kurhan sprzed naszej ery.
Ponieważ zimno dobierało mu się do stóp, postanowił w lasku za Mescherin zrobić użytek z wiezionej w termosie gorącej herbaty.
Czuł, jak gorący napój zaczął krążyć mu w żyłach i usuwać sztywność w stopach.
W o wiele lepszym nastroju dojechał do Gartz, gdzie zatrzymał się, by uwiecznić podpory mostu, który przeszedł do historii pod koniec ostatniej wojny.
Jeżdżąc po uliczkach Gartz doszedł do wniosku, że miasteczko to lata świetności ma dawno za sobą.
Wojna nie obeszła się z nim zbyt łagodnie.
Im dłużej krążył po miasteczku, tym więcej kolorytu zaczął w nim dostrzegać, a świat z koloru sepii przechodził w świat wielobarwny. Trzeba umieć dostrzec to, co pozostało i tym się cieszyć.
Kiedy wgłębił się bardziej w miasteczko, czego dotychczas nie robił, zauważył, że z dawnego Gardźca Odrzańskiego, jak zwano gród w czasach słowiańskich, pozostała zachowana znaczna część murów obronnych i baszta nad głęboką fosą.
Wzdłuż murów nad fosą ciągnęły się nawet ładne zabudowania, wśród których perełką była odnowiona willa z przełomu XIX i XX wieku.
Jadąc dalej, Misiacz zatrzymał się przed sklepem i kupił napój na wieczór. Obciążony dodatkowym balastem jechał mając po prawej stronie malownicze wzgórze.
Kiedy dojechał do skrzyżowania, skierował się na Hohencośtamcośtamcośtam...
Droga pięła się na tyle ostro pod górę, że musiał wrzucić górskie przełożenie. Po krótkim postoju na szczycie ruszył do Tantow, gdzie zaplanował kolejny postój na gorącą herbatę i posiłek.
Z Tantow skierował rower do Nadrensee, skąd nowiutką asfaltową drogą dojechał do Ladenthin.
Jadąc z Ladenthin zamachał do mijającej go pary na rowerach. Coś go jednak tknęło i zwolnił. Wydawało mu się, że gdzieś tych ludzi widział. Podobnie zachowali się i oni. Zawrócili i podjechali do Misiacza. Okazało się, że widzieli się w rzeczywistości pierwszy raz, ale widocznie coś nakazało im się spotkać i poznać.
Były to mityczne postaci z Bikestats - Athena i Odysseus ze Szczecina - które rozpoznały Misiacza po jego czerwonym kubraczku i maskotce Misiacza na kierownicy.
Misiacz dowiedział się, że Athena i Oddysseus czytują jego bloga i dzięki temu go rozpoznali. Misiaczowe futerko zostało mile połechtane...
Zaprosił ich na planowany na niedzielę wyjazd Bikestas, licząc po cichu, że ta sympatyczna para pojawi się o 9:00 nad jeziorem Głębokim.
Po krótkiej pogawędce i zrobieniu wspólnego zdjęcia Athena i Odysseus ruszyli w stronę Ladenthin, zaś Misiacz skierował się na Schwennenz, gdzie przekroczył granicę z Polską.
Zbliżając się do Szczecina rozmyślał, że miała to być krótka wycieczka, na której nic szczególnego zapewne się nie zdarzy...a wyszedł 82 kilometrowy wyjazd połączony z sympatycznym spotkaniem.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
81.15 km (5.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:19.95 km/h,
prędkość maks: 40.60 km/hTemperatura:-3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1709 (kcal)
Szlachetna Paczka - Masa Krytyczna
Piątek, 26 listopada 2010 | dodano: 26.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dziś listopadowa Masa Krytyczna w Szczecinie była jednocześnie połączona ze zbiórką darów dla wybranej ubogiej rodziny.
Zebraliśmy całkiem sporo, jako że i rowerzystów stawiło się wielu mimo lekkiego mrozu (-1 st.C).
Stawiła się część ekipy z Pierwszego Rajdu Bikestats.
Krzysiek, Basia, Paweł i Jurek.
Każdy dostał latający balonik do podczepienia do roweru. Ciekawy widok był w czasie jazdy. :)))
Średnia, jak to ma Masie Krytycznej, spacerowa. Nie pomogło nawet wykręcenie Vmax = 56 km/h.
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla "He Mana". :)))
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 373 (kcal)
Szlachetna Paczka...całkiem sporo.© Misiacz
Zebraliśmy całkiem sporo, jako że i rowerzystów stawiło się wielu mimo lekkiego mrozu (-1 st.C).
Misiacz...© Misiacz
Stawiła się część ekipy z Pierwszego Rajdu Bikestats.
Krzysiek, Basia, Paweł i Jurek.
Ekipa BS.© Misiacz
Każdy dostał latający balonik do podczepienia do roweru. Ciekawy widok był w czasie jazdy. :)))
Baloniki Szlachetnej Paczki© Misiacz
Średnia, jak to ma Masie Krytycznej, spacerowa. Nie pomogło nawet wykręcenie Vmax = 56 km/h.
P.S. Serdeczne pozdrowienia dla "He Mana". :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
17.60 km (1.00 km teren), czas: 01:14 h, avg:14.27 km/h,
prędkość maks: 56.00 km/hTemperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 373 (kcal)
Moda kosmity z Marsa :)
Czwartek, 25 listopada 2010 | dodano: 25.11.2010Kategoria Szczecin i okolice
Skuszony pierwszym śniegiem i nieuleczalnie ogarnięty cyklozą wsiadłem na rowerek, żeby cyknąć pierwszą fotkę śniegu.
Jako, że śnieżek zalegał, więc temperatura musiała wynosić co najwyżej 0 st.C, o ile nie mniej.
W takich wypadkach obowiązuje strój kosmiczny, najnowszy krzyk mody tego roku na Marsie.
Nim dojechałem na Głębokie, temperatura wzrosła do 1,7 st.C i tyle to śniegu widziałem.
Troszkę jednak szczypało mnie zimno w nogi, ale od czego gorąca herbatka z miodem i cytryną? :)))
Po rozgrzaniu się, przejechałem błotnistymi ścieżkami Lasu Arkońskiego, a następnie przez Jasne Błonia dojechałem do cywilizacji.
Na Turzynie pokusiłem się o sfotografowanie słynnego już z prasy Szczecińskiego Punktu Teleportacji Rowerzystów, zafundowanego nam za zgodą władz miejskich.
Kto chce poczytać - więcej znajduje się TUTAJ, zaś prezentacja wideo znajduje się TUTAJ.
Jeśli ktoś ma chęć wcześniej omówić wyjazd weekendowy, to możemy połączyć przyjemne z pożytecznym i w ten piątek spotkać się na Szlachetnej Masie Krytycznej (patrz ten link), gdzie będzie miała miejsce zbiórka produktów dla wybranej ubogiej rodziny.
Drugi Szczeciński Rajd Bikestast - dalej omawiany na FORUM.
:)
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 501 (kcal)
Jako, że śnieżek zalegał, więc temperatura musiała wynosić co najwyżej 0 st.C, o ile nie mniej.
W takich wypadkach obowiązuje strój kosmiczny, najnowszy krzyk mody tego roku na Marsie.
Nim dojechałem na Głębokie, temperatura wzrosła do 1,7 st.C i tyle to śniegu widziałem.
Troszkę jednak szczypało mnie zimno w nogi, ale od czego gorąca herbatka z miodem i cytryną? :)))
Po rozgrzaniu się, przejechałem błotnistymi ścieżkami Lasu Arkońskiego, a następnie przez Jasne Błonia dojechałem do cywilizacji.
Na Turzynie pokusiłem się o sfotografowanie słynnego już z prasy Szczecińskiego Punktu Teleportacji Rowerzystów, zafundowanego nam za zgodą władz miejskich.
Kto chce poczytać - więcej znajduje się TUTAJ, zaś prezentacja wideo znajduje się TUTAJ.
Jeśli ktoś ma chęć wcześniej omówić wyjazd weekendowy, to możemy połączyć przyjemne z pożytecznym i w ten piątek spotkać się na Szlachetnej Masie Krytycznej (patrz ten link), gdzie będzie miała miejsce zbiórka produktów dla wybranej ubogiej rodziny.
Drugi Szczeciński Rajd Bikestast - dalej omawiany na FORUM.
:)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
25.03 km (8.00 km teren), czas: 01:19 h, avg:19.01 km/h,
prędkość maks: 47.00 km/hTemperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 501 (kcal)
Drugi Szczeciński Rajd Bikestats
Wtorek, 23 listopada 2010 | dodano: 23.11.2010
Jeśli chcemy coś omawiać, umawiać się to przeniosłem wątek na forum - link znajduje się TUTAJ
W komentarzach trudno coś omawiać. Pozdrawiam.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W komentarzach trudno coś omawiać. Pozdrawiam.
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ponownie 70 przez Niemcy, mało mi wczoraj było! :)))
Niedziela, 21 listopada 2010 | dodano: 21.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wydawało mi się, że po wczorajszym Rajdzie Szczecińskiego Bikestats wystarczy mi dziś krótki kurs na Głębokie (jakieś 23 km).
Cóż...tylko mi się wydawało! :)))
O godzinie 11:00 zadzwoniłem do taty i zaproponowałem wspólny wyjazd, a że się guzdrałem, więc z garażu wystartowałem o 11:30, a tata już ruszył w stronę Dołuj, dokąd miał jakieś 4-5 km.
Ja miałem 16 km, więc...no cóż, spacerek to nie był i starałem się trzymać choć 30 km/h! :)))
Powiem tylko, że tata czekał na mnie zaledwie 5 minut. :)
Od tego momentu zacząłem odpoczywać jadąc z tatą i Bożenką w tempie 14-15 km/h.
Z Dołuj pojechaliśmy do Wąwelnicy, gdzie na chwilę zatrzymałem się, by cieplej się ubrać.
Za Wąwelnicą pojechaliśmy drogą na Bezrzecze.
W Bezrzeczu tata z Bożeną zawrócili do domu, a ja skręciłem na Wołczkowo, ponieważ chciałem tam skręcić w prawo i dojechać nad jezioro Głębokie i wrócić do domu.
Hehe...sęk w tym, że jednak skręciłem w lewo (cykloza), wrzuciłem 30 km/h i ruszyłem do Dobrej i Buku i wjechałem do Niemiec w Blankensee.
Od Wołczkowa do drogi między Blankensee a Hochenfelde dojechałem w 30 minut! :)))
W Hohenfelde skręciłem na drogę okrężną wiodącą do Bismark.
Zatrzymałem się na kanapkę, która nieco mnie zamuliła i tempo spadło do spacerowego 24-26 km/h.
Po dojechaniu do drogi głównej na Linken skręciłem w prawo na Grenzdorf, skąd dojechałem do szosy Linken-Schwennenz.
Nowa nawierzchnia od Neu Grambow do Grambow jest już gotowa i jest idealnie gładka. Nie jest jeszcze formalnie oddana do użytku...ale dziś niedziela i spokojnie przejechałem.
Dojechałem do Schwennenz, przekroczyłem granicę i skręciłem na Bobolin, Warnik i Będargowo.
Najwyraźniej kanapeczkę strawiłem, bo tempo wróciło od przyzwoitych 28 km/h.
Przez Przecław i Rondo Hakena przed godziną 16:00 dojechałem do domku.
:)))
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1515 (kcal)
Cóż...tylko mi się wydawało! :)))
O godzinie 11:00 zadzwoniłem do taty i zaproponowałem wspólny wyjazd, a że się guzdrałem, więc z garażu wystartowałem o 11:30, a tata już ruszył w stronę Dołuj, dokąd miał jakieś 4-5 km.
Ja miałem 16 km, więc...no cóż, spacerek to nie był i starałem się trzymać choć 30 km/h! :)))
Powiem tylko, że tata czekał na mnie zaledwie 5 minut. :)
Od tego momentu zacząłem odpoczywać jadąc z tatą i Bożenką w tempie 14-15 km/h.
Z Dołuj pojechaliśmy do Wąwelnicy, gdzie na chwilę zatrzymałem się, by cieplej się ubrać.
Za Wąwelnicą pojechaliśmy drogą na Bezrzecze.
W Bezrzeczu tata z Bożeną zawrócili do domu, a ja skręciłem na Wołczkowo, ponieważ chciałem tam skręcić w prawo i dojechać nad jezioro Głębokie i wrócić do domu.
Hehe...sęk w tym, że jednak skręciłem w lewo (cykloza), wrzuciłem 30 km/h i ruszyłem do Dobrej i Buku i wjechałem do Niemiec w Blankensee.
Od Wołczkowa do drogi między Blankensee a Hochenfelde dojechałem w 30 minut! :)))
W Hohenfelde skręciłem na drogę okrężną wiodącą do Bismark.
Zatrzymałem się na kanapkę, która nieco mnie zamuliła i tempo spadło do spacerowego 24-26 km/h.
Po dojechaniu do drogi głównej na Linken skręciłem w prawo na Grenzdorf, skąd dojechałem do szosy Linken-Schwennenz.
Nowa nawierzchnia od Neu Grambow do Grambow jest już gotowa i jest idealnie gładka. Nie jest jeszcze formalnie oddana do użytku...ale dziś niedziela i spokojnie przejechałem.
Dojechałem do Schwennenz, przekroczyłem granicę i skręciłem na Bobolin, Warnik i Będargowo.
Najwyraźniej kanapeczkę strawiłem, bo tempo wróciło od przyzwoitych 28 km/h.
Przez Przecław i Rondo Hakena przed godziną 16:00 dojechałem do domku.
:)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
70.00 km (3.00 km teren), czas: 03:19 h, avg:21.11 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1515 (kcal)
"Pierwszy Szczeciński Rajd Bikestats" do Niemiec - Misiacz Tour 2010! :)))
Sobota, 20 listopada 2010 | dodano: 20.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Z cyborgami z TC TEAM :))), Szczecińskie Rajdy BS i RS
Tego się naprawdę nie spodziewałem, kiedy we wtorek 16 listopada spontanicznie wpadłem na pomysł skrzyknięcia szczecińskiej grupy Bikestats na wspólny wyjazd.
Kiedy o 10:00 dojechałem na miejsce zbiórki nikogo jeszcze nie było i zacząłem się zastanawiać...jeszcze nie zdążyłem się zastanowić, nad czym się zastanawiam, kiedy zjechało 8 bikerów, czyli razem ze mą było aż 9 osób (włącznie ze mną było aż 3 Pawłów;))):
1. Misiacz (znaczy ja)
2. Basia
3. Karolina (Gąska)
4. Jurek (Jurektc)
5. Krzysiek (Kris)
6. Paweł (Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Arek
9. Paweł
Nie wszyscy rowerzyści byli z Bikestats (choć stanowiliśmy większość).
Osoby, które nie mają pod imieniem podlinkowanej swojej dowolnej stronki - proszę o adres, wtedy podlinkuję (o ile ktoś będzie chciał).
Tak z grubsza wyglądała nasza trasa:
Godzina 10:00. Zbiórka na Rondzie Hakena.
Z Ronda Hakena ruszyliśmy mocno już wyszlifowaną kołami naszych rowerów trasą na Lubieszyn, jadąc przez Będargowo i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na moment na drobne zakupy w sklepiku i ruszyliśmy dalej.
Niedługo potem przekraczaliśmy granicę w Lubieszynie. Ponieważ był to pierwszy wyjazd Karoliny do Niemiec na rowerze, zatrzymaliśmy się na obowiązkową fotkę, którą wykonał nasz "nadworny" fotograf Jurek - jeżeli zamieści, to będzie do obejrzenia na jego stronce.
Ruszyliśmy, ale nie ujechaliśmy daleko, bo za moment skręciliśmy w piękną boczną drogę na Grenzdorf, gdzie zaproponowałem postój na siusiu i małe co nieco do "wrzucenia na ruszt".
Już w Niemczech. Przerwa na siusiu i coś do zjedzenia przed Grenzdorf.
Z Grenzdorf betonową drogą dojechaliśmy do Gellin. Nie chciałem prowadzić grupy wprost do Loecknitz, a nieco opłotkami, więc z Bismark pojechaliśmy na Hohenfelde. Odcinka od Hohenfelde do Ploewen jeszcze nigdy wcześniej nie przejeżdżałem, więc trochę się zagmatwałem i nim się spostrzegłem, jechaliśmy na północ do Blankensee (nie to skrzyżowanie).
Na szczęście Krzysiek wskazał inny zjazd na Ploewen i asfalcikiem dojechaliśmy do tej miejscowości.
Zgodnie z planem Gąska miała poszukać tam swoich "skarbów" Geocache, więc zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Skarby udało się odnaleźć, więc mogliśmy ruszyć ścieżką rowerową do celu, jakim był sklep Netto w Loecknitz.
Karolina (Gąska) szuka "skarbów" Geocache GPS koło Ploewen. Znalazła! ;)
Czekamy na Karolinę.
Po drodze minęliśmy "łapankę" zorganizowaną przez ZOLL-celników, którzy kontrolowali głównie swoich rodaków, czy aby za dużo papierosków nie zakupili w Polsce (zapewne w ten sposób dbają o zdrowie narodu ;))).
Wreszcie dojechaliśmy! Netto!
Krzysiek został przy rowerach, a cała reszta ruszyła do środka na zakupy. Nie będę ukrywał, że najczęściej kupowanym produktem było znakomite niemieckie piwo (Jurek kupił też na próbę czeskie).
Powiedzmy, że to jeden z głównych celów podróży - zakup piwka w Loecknitz. :)))
Obładowani piwskiem niczym wielbłądy skierowaliśmy się nad pobliskie Loecknitzer See, gdzie zaplanowałem odpoczynek i posiłek w wiacie pod tysiącletnim dębem.
Spędziliśmy tam nawet sporo czasu robiąc zdjęcia, jedząc kanapki i popijając napoje.
Dziś rano specjalnie wstałem trochę wcześniej, żeby przygotować dyplom dla Karoliny, który oficjalnie wręczyłem jej pod dębem. :)
Należał się dziewczynie, mi nie chciałoby się jechać aż 3 godziny polskimi kolejami z Koszalina do Szczecina (a potem jeszcze wracać w nocy).
Popasik w wiacie. Karolina czyta otrzymany przed chwilą ode mnie dyplom.
Krzysiek (Kris).
Basia.
Kris, a w tle Rammzes.
Po posileniu się wyjechaliśmy z lasu na drogę i skierowaliśmy się do Ramin.
Hm, no nie do końca wszyscy tam się skierowaliśmy. ;)
Znacznie wcześniej, jeszcze przed Loecknitz przeprogramowałem TC Cyborgi Jurka i Krzyśka i wyłączyłem im funkcję wariackiej jazdy na maksa na oślep! :)))
Coś musiało pójść nie tak, a może nastąpił jakiś błąd w ich oprogramowaniu - w każdym razie tak dali po pedałach widząc podjazd do zdobycia, że nie zdążyłem nawet zawołać, że skręcamy w lewo. Próbowałem zwrócić ich uwagę trąbiąc swoją trąbką. Niestety, szum olejów, płynów hydraulicznych i wentylatorów w ich wnętrzach musiał być na tyle znaczny, że nie usłyszeli. Tylko dzięki poświęceniu i pościgowi Arka udało się ich zatrzymać i zawrócić! :)))
Od tego momentu w miarę spokojnie dotoczyliśmy się przez Ramin i Grambow do Schwennenz, gdzie Karolina znalazła kolejny skarb Geocache.
Granica Schwennenz-Bobolin.
Po przekroczeniu granicy i podjechaniu pod górkę skręciliśmy w prawo na Bobolin, skąd przez Warnik dojechaliśmy do Będargowa i na Przecław.
Stamtąd pojechaliśmy ścieżką rowerową na miejsce naszego spotkania, które też było miejscem "oficjalnego" zakończenia wycieczki, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Koniec wycieczki - ponownie na Rondzie Hakena.
Grupa na Rondzie Hakena - 8,5 osoby. :)))
8,5 osoby, bo aparacik przyciął Krzyśka...choć z racji tego, że jest on nadczłowiekiem i jest liczony podwójnie, przyjmijmy, że w standardach humanoidów widoczny jest w całości! ;)))
Po cyknięciu fotek pożegnaliśmy się - ja z Krisem, Karoliną i Rammzesem ruszyliśmy w stronę Pomorzan, a reszta grupy udała się do domów jadąc Tamą Pomorzańską.
Bardzo wszystkim dziękuję, według mnie wycieczka była bardzo udana i bardzo chętnie powtórzę wyjazd w takim gronie - jeśli i Wam się podobało, to czekam na moment, kiedy kolejna osoba skrzyknie naszą grupkę na kolejny wyjazd. :)
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1456 (kcal)
Kiedy o 10:00 dojechałem na miejsce zbiórki nikogo jeszcze nie było i zacząłem się zastanawiać...jeszcze nie zdążyłem się zastanowić, nad czym się zastanawiam, kiedy zjechało 8 bikerów, czyli razem ze mą było aż 9 osób (włącznie ze mną było aż 3 Pawłów;))):
1. Misiacz (znaczy ja)
2. Basia
3. Karolina (Gąska)
4. Jurek (Jurektc)
5. Krzysiek (Kris)
6. Paweł (Sargath)
7. Piotrek (Rammzes)
8. Arek
9. Paweł
Nie wszyscy rowerzyści byli z Bikestats (choć stanowiliśmy większość).
Osoby, które nie mają pod imieniem podlinkowanej swojej dowolnej stronki - proszę o adres, wtedy podlinkuję (o ile ktoś będzie chciał).
Tak z grubsza wyglądała nasza trasa:
Godzina 10:00. Zbiórka na Rondzie Hakena.
Z Ronda Hakena ruszyliśmy mocno już wyszlifowaną kołami naszych rowerów trasą na Lubieszyn, jadąc przez Będargowo i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na moment na drobne zakupy w sklepiku i ruszyliśmy dalej.
Niedługo potem przekraczaliśmy granicę w Lubieszynie. Ponieważ był to pierwszy wyjazd Karoliny do Niemiec na rowerze, zatrzymaliśmy się na obowiązkową fotkę, którą wykonał nasz "nadworny" fotograf Jurek - jeżeli zamieści, to będzie do obejrzenia na jego stronce.
Ruszyliśmy, ale nie ujechaliśmy daleko, bo za moment skręciliśmy w piękną boczną drogę na Grenzdorf, gdzie zaproponowałem postój na siusiu i małe co nieco do "wrzucenia na ruszt".
Już w Niemczech. Przerwa na siusiu i coś do zjedzenia przed Grenzdorf.
Z Grenzdorf betonową drogą dojechaliśmy do Gellin. Nie chciałem prowadzić grupy wprost do Loecknitz, a nieco opłotkami, więc z Bismark pojechaliśmy na Hohenfelde. Odcinka od Hohenfelde do Ploewen jeszcze nigdy wcześniej nie przejeżdżałem, więc trochę się zagmatwałem i nim się spostrzegłem, jechaliśmy na północ do Blankensee (nie to skrzyżowanie).
Na szczęście Krzysiek wskazał inny zjazd na Ploewen i asfalcikiem dojechaliśmy do tej miejscowości.
Zgodnie z planem Gąska miała poszukać tam swoich "skarbów" Geocache, więc zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Skarby udało się odnaleźć, więc mogliśmy ruszyć ścieżką rowerową do celu, jakim był sklep Netto w Loecknitz.
Karolina (Gąska) szuka "skarbów" Geocache GPS koło Ploewen. Znalazła! ;)
Czekamy na Karolinę.
Po drodze minęliśmy "łapankę" zorganizowaną przez ZOLL-celników, którzy kontrolowali głównie swoich rodaków, czy aby za dużo papierosków nie zakupili w Polsce (zapewne w ten sposób dbają o zdrowie narodu ;))).
Wreszcie dojechaliśmy! Netto!
Krzysiek został przy rowerach, a cała reszta ruszyła do środka na zakupy. Nie będę ukrywał, że najczęściej kupowanym produktem było znakomite niemieckie piwo (Jurek kupił też na próbę czeskie).
Powiedzmy, że to jeden z głównych celów podróży - zakup piwka w Loecknitz. :)))
Obładowani piwskiem niczym wielbłądy skierowaliśmy się nad pobliskie Loecknitzer See, gdzie zaplanowałem odpoczynek i posiłek w wiacie pod tysiącletnim dębem.
Spędziliśmy tam nawet sporo czasu robiąc zdjęcia, jedząc kanapki i popijając napoje.
Dziś rano specjalnie wstałem trochę wcześniej, żeby przygotować dyplom dla Karoliny, który oficjalnie wręczyłem jej pod dębem. :)
Należał się dziewczynie, mi nie chciałoby się jechać aż 3 godziny polskimi kolejami z Koszalina do Szczecina (a potem jeszcze wracać w nocy).
Dyplom uznania od Misiacza dla Karoliny (Gąski).© Misiacz
Popasik w wiacie. Karolina czyta otrzymany przed chwilą ode mnie dyplom.
Krzysiek (Kris).
Basia.
Kris, a w tle Rammzes.
Po posileniu się wyjechaliśmy z lasu na drogę i skierowaliśmy się do Ramin.
Hm, no nie do końca wszyscy tam się skierowaliśmy. ;)
Znacznie wcześniej, jeszcze przed Loecknitz przeprogramowałem TC Cyborgi Jurka i Krzyśka i wyłączyłem im funkcję wariackiej jazdy na maksa na oślep! :)))
Coś musiało pójść nie tak, a może nastąpił jakiś błąd w ich oprogramowaniu - w każdym razie tak dali po pedałach widząc podjazd do zdobycia, że nie zdążyłem nawet zawołać, że skręcamy w lewo. Próbowałem zwrócić ich uwagę trąbiąc swoją trąbką. Niestety, szum olejów, płynów hydraulicznych i wentylatorów w ich wnętrzach musiał być na tyle znaczny, że nie usłyszeli. Tylko dzięki poświęceniu i pościgowi Arka udało się ich zatrzymać i zawrócić! :)))
Od tego momentu w miarę spokojnie dotoczyliśmy się przez Ramin i Grambow do Schwennenz, gdzie Karolina znalazła kolejny skarb Geocache.
Granica Schwennenz-Bobolin.
Po przekroczeniu granicy i podjechaniu pod górkę skręciliśmy w prawo na Bobolin, skąd przez Warnik dojechaliśmy do Będargowa i na Przecław.
Stamtąd pojechaliśmy ścieżką rowerową na miejsce naszego spotkania, które też było miejscem "oficjalnego" zakończenia wycieczki, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Koniec wycieczki - ponownie na Rondzie Hakena.
Grupa na Rondzie Hakena - 8,5 osoby. :)))
8,5 osoby, bo aparacik przyciął Krzyśka...choć z racji tego, że jest on nadczłowiekiem i jest liczony podwójnie, przyjmijmy, że w standardach humanoidów widoczny jest w całości! ;)))
Po cyknięciu fotek pożegnaliśmy się - ja z Krisem, Karoliną i Rammzesem ruszyliśmy w stronę Pomorzan, a reszta grupy udała się do domów jadąc Tamą Pomorzańską.
Bardzo wszystkim dziękuję, według mnie wycieczka była bardzo udana i bardzo chętnie powtórzę wyjazd w takim gronie - jeśli i Wam się podobało, to czekam na moment, kiedy kolejna osoba skrzyknie naszą grupkę na kolejny wyjazd. :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
71.48 km (6.00 km teren), czas: 03:41 h, avg:19.41 km/h,
prędkość maks: 47.00 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1456 (kcal)
Spotkanie szczecińskiej grupy Bikestats - Misiacz Tour 2010 :)))
Środa, 17 listopada 2010 | dodano: 17.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Informacja dla wszystkich chętnych na spotkanie i wyjazd szczecińskiego Bikestats do Niemiec do Locknitz, o którym wspominałem TUTAJ:
Spotykamy się w sobotę 20 listopada 2010 na Rondzie Hakena (patrz mapka poniżej) o godzinie 10:00 (jeżeli będzie padać, przekładamy to na niedzielę...chyba, że też będzie padać, wtedy odpuszczamy. Temperatura nie gra roli).
Dla formalności i jasności podaję, że nie stawiam się w roli żadnego organizatora ani szefa wycieczki - chętnie służę radą i pomocą tym, którzy sobie tego życzą, podaję sugerowaną trasę i parę rad poniżej, natomiast każdy jedzie na własną odpowiedzialność i sam ponosi konsekwencje swoich działań i decyzji.
Dla niewtajemniczonych: aby powiększyć / pomniejszyć mapkę należy kliknąć + / - :
ZBIÓRKA JEST NA RONDZIE HAKENA !!!
********************************************************************************
NA EWENTUALNYCH MARUDERÓW CZEKAMY 10 MINUT - proszę, pamiętajcie o tym!!!
********************************************************************************
Przybliżony dystans: do 70 km.
Ponieważ jedziemy do Niemiec, należy zabrać ze sobą dowody osobiste lub paszporty.
Kto posiada kartę ubezpieczenia zdrowotnego NFZ - również warto zabrać, różnie bywa. Można się również dodatkowo ubezpieczyć (zalecane).
Jeżeli ktoś ma chęć zrobić zakupy w Loecknitz - a taki jest plan (napoje "izotoniczne" i inne produkty - należy wcześniej zakupić euro, w dniu wyjazdu nie będzie na to czasu, ponieważ dobrze byłoby wrócić przez zmrokiem i nie ciągać grupy po kantorach "bo nie zdążyłem / nie zdążyłam kupić". ;)))
Kto nie ma i szuka kantoru - może gonić grupę! ;) Trasa jest podana.
Kto posiada bagażnik i planuje zakupy - warto zabrać sakwy, kto targa klamoty w plecaku na garbie - zabiera oczywiście plecak.
Większość to wszystko wie, ale jeśli znajdą się tacy, którzy nie wiedzą, to polecam zabrać:
1. Oświetlenie roweru przód i tył - zawsze to lepiej migać ostro na drodze, a i nie wiadomo, do której wyjazd z grupą może się przeciągnąć, zakładam, że do 16:00 wrócimy do Szczecina.
2. Każdy ubezpiecza się we własnym zakresie i jedzie i działa na własną odpowiedzialność (pamiętajcie, że jedziemy też za granicę).
3. Zapasowe dętki lub zestaw do łatania (Jurek - może weź kup wreszcie pompkę albo zabierz Krzyśka w pakiecie z pompką :)))
4. Jedzenie, picie (polecam termosik z kawą, w lesie wspaniale smakuje), ubrania, buty, czapki i rękawiczki odpowiednie do pogody - lepiej wieźć ze sobą więcej, niż jęczeć potem, że zimno! :)
5. Aparaty fotograficzne - musimy należycie uwiecznić nasze spotkanie. ;)
Planowane postoje to Ploewen (gdzie Karolina będzie się bawiła w szukanie jakiegoś "skarbu" z Geocache GPS, dajmy jej 5-10 minut radości, w końcu należy jej się nagroda za koszmar dojazdu PKP do Szczecina ;))) oraz w Locknitz (zakupy w Netto) i pod 1000-letnim dębem nad Loecknitzer See na wyżerkę i odpoczynek i potem ewentualnie w Ramin.
Na więcej poszukiwań Geocache czasu nie będzie, bo teraz szybko robi się ciemno i wiem z doświadczenia, że taki wyjazd może potrwać do zmroku nawet bez poszukiwań, więc wolę wszystkie swoje mądrości ;))) powiedzieć na początku, żeby potem nie było jakichś nieporozumień i "kwasów", że ktoś zostaje, a reszta jedzie - jak wspomniałem: każdy sam ponosi konsekwencje swoich działań i decyzji.
Reszta postojów w miarę potrzeb.
Dąb ten został w czasie wcześniejszego wyjazdu sfotografowany przez Jurka i na zdjęciu jego autorstwa wygląda tak:
Uwaga:
Jeżeli ktoś myśli o otwieraniu i piciu piwka na trasie - to jego problem - jeżeli zatrzyma go POLIZEI, to nie będzie litości, więc zdecydowanie odradzam takie pomysły. Picie alkoholu i prowadzenie jest zabronione. Do aresztu nie odprowadzamy, w ramach koleżeństwa możemy powiadomić rodzinę o miejscu przetrzymywania delikwenta i numerze celi, w której przebywa. ;)))
Na końcu peletonu jedzie Jurek TC z batem, żeby pilnować i poganiać maruderów :)))...poważnie! ;)))
Osoby, które zazwyczaj po 30 km jazdy mają dość roweru i padają na twarz ;) - nie powinny raczej porywać się na 70 km, choć sądzę, że takich wśród nas nie ma. :)
Obserwujcie proszę ten wpis - bo nie wiadomo jak pogoda wypadnie, więc żeby nikt na darmo nie jechał na miejsce zbiórki - będę uaktualniał dane.
Jedyną wiarygodną dla mnie prognozę, a i to tylko jednodniową możecie obserwować TUTAJ. Wybierzcie MODEL UM - jest najbardziej precyzyjny przy pogodzie podawanej z dnia na dzień.
TRASA PRZEJAZDU - ZBIÓRKA JEST NA RONDZIE HAKENA PODAŁEM JAK WYŻEJ!:
INFORMACJE O ZMIANACH W PLANIE:
- UWAGA: NOWE INFORMACJE FORMALNE W TREŚCI -
W razie pytań - moje GG: 3562825
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Spotykamy się w sobotę 20 listopada 2010 na Rondzie Hakena (patrz mapka poniżej) o godzinie 10:00 (jeżeli będzie padać, przekładamy to na niedzielę...chyba, że też będzie padać, wtedy odpuszczamy. Temperatura nie gra roli).
Dla formalności i jasności podaję, że nie stawiam się w roli żadnego organizatora ani szefa wycieczki - chętnie służę radą i pomocą tym, którzy sobie tego życzą, podaję sugerowaną trasę i parę rad poniżej, natomiast każdy jedzie na własną odpowiedzialność i sam ponosi konsekwencje swoich działań i decyzji.
Dla niewtajemniczonych: aby powiększyć / pomniejszyć mapkę należy kliknąć + / - :
ZBIÓRKA JEST NA RONDZIE HAKENA !!!
********************************************************************************
NA EWENTUALNYCH MARUDERÓW CZEKAMY 10 MINUT - proszę, pamiętajcie o tym!!!
********************************************************************************
Przybliżony dystans: do 70 km.
Ponieważ jedziemy do Niemiec, należy zabrać ze sobą dowody osobiste lub paszporty.
Kto posiada kartę ubezpieczenia zdrowotnego NFZ - również warto zabrać, różnie bywa. Można się również dodatkowo ubezpieczyć (zalecane).
Jeżeli ktoś ma chęć zrobić zakupy w Loecknitz - a taki jest plan (napoje "izotoniczne" i inne produkty - należy wcześniej zakupić euro, w dniu wyjazdu nie będzie na to czasu, ponieważ dobrze byłoby wrócić przez zmrokiem i nie ciągać grupy po kantorach "bo nie zdążyłem / nie zdążyłam kupić". ;)))
Kto nie ma i szuka kantoru - może gonić grupę! ;) Trasa jest podana.
Kto posiada bagażnik i planuje zakupy - warto zabrać sakwy, kto targa klamoty w plecaku na garbie - zabiera oczywiście plecak.
Większość to wszystko wie, ale jeśli znajdą się tacy, którzy nie wiedzą, to polecam zabrać:
1. Oświetlenie roweru przód i tył - zawsze to lepiej migać ostro na drodze, a i nie wiadomo, do której wyjazd z grupą może się przeciągnąć, zakładam, że do 16:00 wrócimy do Szczecina.
2. Każdy ubezpiecza się we własnym zakresie i jedzie i działa na własną odpowiedzialność (pamiętajcie, że jedziemy też za granicę).
3. Zapasowe dętki lub zestaw do łatania (Jurek - może weź kup wreszcie pompkę albo zabierz Krzyśka w pakiecie z pompką :)))
4. Jedzenie, picie (polecam termosik z kawą, w lesie wspaniale smakuje), ubrania, buty, czapki i rękawiczki odpowiednie do pogody - lepiej wieźć ze sobą więcej, niż jęczeć potem, że zimno! :)
5. Aparaty fotograficzne - musimy należycie uwiecznić nasze spotkanie. ;)
Planowane postoje to Ploewen (gdzie Karolina będzie się bawiła w szukanie jakiegoś "skarbu" z Geocache GPS, dajmy jej 5-10 minut radości, w końcu należy jej się nagroda za koszmar dojazdu PKP do Szczecina ;))) oraz w Locknitz (zakupy w Netto) i pod 1000-letnim dębem nad Loecknitzer See na wyżerkę i odpoczynek i potem ewentualnie w Ramin.
Na więcej poszukiwań Geocache czasu nie będzie, bo teraz szybko robi się ciemno i wiem z doświadczenia, że taki wyjazd może potrwać do zmroku nawet bez poszukiwań, więc wolę wszystkie swoje mądrości ;))) powiedzieć na początku, żeby potem nie było jakichś nieporozumień i "kwasów", że ktoś zostaje, a reszta jedzie - jak wspomniałem: każdy sam ponosi konsekwencje swoich działań i decyzji.
Reszta postojów w miarę potrzeb.
Dąb ten został w czasie wcześniejszego wyjazdu sfotografowany przez Jurka i na zdjęciu jego autorstwa wygląda tak:
Uwaga:
Jeżeli ktoś myśli o otwieraniu i piciu piwka na trasie - to jego problem - jeżeli zatrzyma go POLIZEI, to nie będzie litości, więc zdecydowanie odradzam takie pomysły. Picie alkoholu i prowadzenie jest zabronione. Do aresztu nie odprowadzamy, w ramach koleżeństwa możemy powiadomić rodzinę o miejscu przetrzymywania delikwenta i numerze celi, w której przebywa. ;)))
Na końcu peletonu jedzie Jurek TC z batem, żeby pilnować i poganiać maruderów :)))...poważnie! ;)))
Osoby, które zazwyczaj po 30 km jazdy mają dość roweru i padają na twarz ;) - nie powinny raczej porywać się na 70 km, choć sądzę, że takich wśród nas nie ma. :)
Obserwujcie proszę ten wpis - bo nie wiadomo jak pogoda wypadnie, więc żeby nikt na darmo nie jechał na miejsce zbiórki - będę uaktualniał dane.
Jedyną wiarygodną dla mnie prognozę, a i to tylko jednodniową możecie obserwować TUTAJ. Wybierzcie MODEL UM - jest najbardziej precyzyjny przy pogodzie podawanej z dnia na dzień.
TRASA PRZEJAZDU - ZBIÓRKA JEST NA RONDZIE HAKENA PODAŁEM JAK WYŻEJ!:
INFORMACJE O ZMIANACH W PLANIE:
- UWAGA: NOWE INFORMACJE FORMALNE W TREŚCI -
W razie pytań - moje GG: 3562825
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Propozycja dla szczecińskich Bikestatowiczów
Wtorek, 16 listopada 2010 | dodano: 16.11.2010Kategoria Szczecińskie Rajdy BS i RS
Kto nie spróbuje - ten nie wie. Jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem!
Wpadł mi do głowy pomysł na wspólny wyjazd w weekend szczecińskich Bikestatowiczów.
Kurs na zachód, a konkretnie docelowo do Locknitz, gdzie każdy posiadający kilka euro i sakwy lub plecak będzie mógł zaopatrzyć się w znakomite "napoje izotoniczne" za niewielkie pieniążki, ewentualnie inne produkty.
Nie jest to oczywiście celem głównym, ale raczej dodatkową atrakcją i na wieczór na ewentualne zakwasy...myślę, że "jak znalazł".
Na pewno NIE jest to napój, który powinno się spożywać na trasie!
Potem przejazd nad jezioro i grupowy popasik i kanapeczki, tudzież co kto ma pod 1000-letnim dębem.
Tempo turystyczne, około 20 km/h - to nie ma być podkręcanie średniej!
Oczywiście w razie ulewy impreza odwołana.
Miłośników śmiecenia w lasach i na poboczach oczywiście nie zapraszamy! ;)
A, właśnie - tak mniej więcej wygląda ten "napój izotoniczny": )))
Na razie robię sondaż, bo chętnych zwykle deklaruje się wielu, a przyjeżdża jeden! ;)))
Każdy jedzie na własną odpowiedzialność, ponieważ nie jest to żadna formalna impreza, a spotkanie miłośników roweru z Bikestats.
Proszę o wpisy w komentarzach, ewentualnie o kontakt pod nr GG: 3562825.
Miejsce zbiórki podam potem, więc proszę o śledzenie informacji - tak czy inaczej jakiś wyjazd być musi, jeśli pogoda dopisze.
P.S. Dziś mamy środę, czyli dzień po tym, gdy spontanicznie rzuciłem hasło wspólnego wyjazdu Bikestatowiczów!
Przyznam, że jestem bardzo zaskoczony, bo nie spodziewałem się aż takiego odzewu i w komentarzach i na Gadu-Gadu...wydawało się, że chętnych nie będzie w ogóle, a powoli robi się mały peleton! ;)))
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wpadł mi do głowy pomysł na wspólny wyjazd w weekend szczecińskich Bikestatowiczów.
Kurs na zachód, a konkretnie docelowo do Locknitz, gdzie każdy posiadający kilka euro i sakwy lub plecak będzie mógł zaopatrzyć się w znakomite "napoje izotoniczne" za niewielkie pieniążki, ewentualnie inne produkty.
Nie jest to oczywiście celem głównym, ale raczej dodatkową atrakcją i na wieczór na ewentualne zakwasy...myślę, że "jak znalazł".
Na pewno NIE jest to napój, który powinno się spożywać na trasie!
Potem przejazd nad jezioro i grupowy popasik i kanapeczki, tudzież co kto ma pod 1000-letnim dębem.
Tempo turystyczne, około 20 km/h - to nie ma być podkręcanie średniej!
Oczywiście w razie ulewy impreza odwołana.
Miłośników śmiecenia w lasach i na poboczach oczywiście nie zapraszamy! ;)
A, właśnie - tak mniej więcej wygląda ten "napój izotoniczny": )))
Na razie robię sondaż, bo chętnych zwykle deklaruje się wielu, a przyjeżdża jeden! ;)))
Każdy jedzie na własną odpowiedzialność, ponieważ nie jest to żadna formalna impreza, a spotkanie miłośników roweru z Bikestats.
Proszę o wpisy w komentarzach, ewentualnie o kontakt pod nr GG: 3562825.
Miejsce zbiórki podam potem, więc proszę o śledzenie informacji - tak czy inaczej jakiś wyjazd być musi, jeśli pogoda dopisze.
P.S. Dziś mamy środę, czyli dzień po tym, gdy spontanicznie rzuciłem hasło wspólnego wyjazdu Bikestatowiczów!
Przyznam, że jestem bardzo zaskoczony, bo nie spodziewałem się aż takiego odzewu i w komentarzach i na Gadu-Gadu...wydawało się, że chętnych nie będzie w ogóle, a powoli robi się mały peleton! ;)))
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zima 1000-lecia i kurs do Hohenfelde...
Poniedziałek, 15 listopada 2010 | dodano: 15.11.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Powodów do dzisiejszego wyjazdu było dość sporo, jak na jeden wyjazd.
Pierwszy powód to taki, że zakończyłem przed południem znaczną część pewnego projektu i należała mi się uczciwa przejażdżka.
Drugi to zapowiadana przez naszych meteorologów przeraźliwa zima tysiąclecia i temperatury oscylujące w okolicach -20 do -30 st.C.
Chciałem sprawdzić, czy dam radę w takich warunkach. Niestety, nie udało się, meteorolodzy nasi kochani jak zwykle machnęli się przy wróżeniu z fusów z kawy, no ale żeby o blisko 48 stopni się pomylić?! ;)))
W każdym razie termometr w moim liczniku wskazywał tyle:
Trzeci powód z początku wydawał się nie mieć związku z rowerem, ponieważ wdałem się na pewnym forum internetowym w dość miałką polemikę na tematy światopoglądowe z pewną starszą panią.
Na razie związku z rowerem nie widać, prawda? ;)))
Kiedy jednak pani uznała, że moje poglądy są niewłaściwe (czytaj: inne niż jej), z uporem maniaka zaczęła mi sugerować, że poglądy te są wynikiem ...hm...pewnych moich ograniczeń intelektualnych, które wynikają - słuchajcie - z faktu, że za często siedzę na...siodełku rowerowym! ;)
Według pani owej lepiej na myślenie wpływa praktykowane przez nią przesiadywanie NA SOFIE! ;)))
Uznałem, że twierdzenie takie wymaga zbadania doświadczalnego i czym prędzej udałem się do garażu po rower. Nie chcę dalej ciągnąć tematu tych dociekań, w każdym razie wynik po powrocie wyszedł mi taki: byłem szczęśliwszy, a umysł miałem jaśniejszy do tego stopnia, że wydedukowałem dlaczego u tej pani takie "genialne" pomysły się rodzą - otóż zwyżka jej formy i pomysł powyższy musiał zrodzić się w wyniku stopniowego przyrostu intelektu spowodowanego siedzeniem na sofie! :))) Z braku dalszych argumentów (za krótki pobyt na sofie) i za moje poglądy pani zablokowała komunikację ze mną na forum. Jakoś nie żałuję... ;)
Dobra, starczy badań nad rodzajem ludzkim - jedziemy, proszę wycieczki!
Na początek ruszamy oklepaną trasą w kierunku Będargowa, Stobna i Dołuj, by dostać się do przejścia granicznego w Lubieszynie. Po co tam jedziemy? Ano po to, żeby sprawdzić trasę odbijającą w prawo przed miejscowością Bismark.
Do miejscowości tej budowana jest droga rowerowa, o czym pisałem już wczoraj.
Dość ruchliwą trasą dojechałem do wspomnianego skrętu, przy którym stoi nawet stosowna strzałka z drogowskazem dla rowerzystów, kierująca do Kutzower See.
Droga jest oczywiście jak marzenie - gładka, wąska i malownicza.
Zimę tysiąclecia widać w pełni!
Problem polega na tym, że kończy się po jakimś czasie przy wiacie turystycznej, skąd w lewo biegnie równa droga płytowa do wspomnianego Kutzower See, a na wprost i w prawo odchodzą dwie drogi polne, o których pisał biker Jotwu.
Ponieważ nie byłem nadal pewny, czy siodełko nie ogranicza mi intelektu, postanowiłem w wiacie tej zasilić mózg kaloriami pochodzącymi z kanapki.
Jadłem i się miotałem: jechać płytami czy zbadać trasę Jotwu?
Dobrze, że przy tak trzaskającym mrozie miałem ze sobą odpowiednie rękawiczki!
Nie wiem dlaczego, ale znów mi się zachciało terenowej jazdy i ruszyłem na wprost, w polną kontynuację dotychczasowej drogi.
Kluczyłem to tu, to tam, pojawiały się skręty i rozjazdy, ja jednak - jak mi się wydawało - parłem w stronę granicy, co w sumie było moim celem.
Kiedy jednak droga zrobiła się coraz bardziej zarośnięta, a w poprzek niej natknąłem się na powalone drzewo - zawróciłem.
Wjechałem pod górkę i ...wylądowałem w Hohenfelde, do którego szybciej mogłem dojechać drogą z płyt.
Nic nie szkodzi, zawsze to jakaś przygoda, a drogą z płyt wróciłem do miejsca mojego popasu w wiacie.
Przynajmniej otrzepię to błotko, które oblepiło mi opony!
Stamtąd pojechałem do Bismark, gdzie skręciłem w lewo i dojechałem do Gellin. Z Gellin ponownie skręt w lewo i jazda do Grenzdorf. Jadąc cały czas prosto dotarłem do brukowanej drogi na Grambow, która w tejże miejscowości jest zamknięta z powodu remontu.
Na szczęście tuż przed znakiem zakazu ruchu można skręcić w lewo w zadrzewioną, brukowaną aleję, którą po jakichś 500 metrach docieramy do granicy w Kościnie, do którego wjazd prowadzi polną drogą.
Ponieważ moja terenowa włóczęga nieco zaniżyła średnią, a forma była znakomita, podkręciłem tempo do 30 km/h i tą samą trasą, którą wyruszyłem dotarłem do Przecławia, skąd przez ul. Mieszka i-go i Milczańską dotarłem do domu...ze zwyżką formy intelektualnej! ;)))
C.N.D. - co należało dowieść, jak mawiają matematycy!
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1146 (kcal)
Pierwszy powód to taki, że zakończyłem przed południem znaczną część pewnego projektu i należała mi się uczciwa przejażdżka.
Drugi to zapowiadana przez naszych meteorologów przeraźliwa zima tysiąclecia i temperatury oscylujące w okolicach -20 do -30 st.C.
Chciałem sprawdzić, czy dam radę w takich warunkach. Niestety, nie udało się, meteorolodzy nasi kochani jak zwykle machnęli się przy wróżeniu z fusów z kawy, no ale żeby o blisko 48 stopni się pomylić?! ;)))
W każdym razie termometr w moim liczniku wskazywał tyle:
Trzeci powód z początku wydawał się nie mieć związku z rowerem, ponieważ wdałem się na pewnym forum internetowym w dość miałką polemikę na tematy światopoglądowe z pewną starszą panią.
Na razie związku z rowerem nie widać, prawda? ;)))
Kiedy jednak pani uznała, że moje poglądy są niewłaściwe (czytaj: inne niż jej), z uporem maniaka zaczęła mi sugerować, że poglądy te są wynikiem ...hm...pewnych moich ograniczeń intelektualnych, które wynikają - słuchajcie - z faktu, że za często siedzę na...siodełku rowerowym! ;)
Według pani owej lepiej na myślenie wpływa praktykowane przez nią przesiadywanie NA SOFIE! ;)))
Uznałem, że twierdzenie takie wymaga zbadania doświadczalnego i czym prędzej udałem się do garażu po rower. Nie chcę dalej ciągnąć tematu tych dociekań, w każdym razie wynik po powrocie wyszedł mi taki: byłem szczęśliwszy, a umysł miałem jaśniejszy do tego stopnia, że wydedukowałem dlaczego u tej pani takie "genialne" pomysły się rodzą - otóż zwyżka jej formy i pomysł powyższy musiał zrodzić się w wyniku stopniowego przyrostu intelektu spowodowanego siedzeniem na sofie! :))) Z braku dalszych argumentów (za krótki pobyt na sofie) i za moje poglądy pani zablokowała komunikację ze mną na forum. Jakoś nie żałuję... ;)
Dobra, starczy badań nad rodzajem ludzkim - jedziemy, proszę wycieczki!
Na początek ruszamy oklepaną trasą w kierunku Będargowa, Stobna i Dołuj, by dostać się do przejścia granicznego w Lubieszynie. Po co tam jedziemy? Ano po to, żeby sprawdzić trasę odbijającą w prawo przed miejscowością Bismark.
Do miejscowości tej budowana jest droga rowerowa, o czym pisałem już wczoraj.
Dość ruchliwą trasą dojechałem do wspomnianego skrętu, przy którym stoi nawet stosowna strzałka z drogowskazem dla rowerzystów, kierująca do Kutzower See.
Droga jest oczywiście jak marzenie - gładka, wąska i malownicza.
Zimę tysiąclecia widać w pełni!
Problem polega na tym, że kończy się po jakimś czasie przy wiacie turystycznej, skąd w lewo biegnie równa droga płytowa do wspomnianego Kutzower See, a na wprost i w prawo odchodzą dwie drogi polne, o których pisał biker Jotwu.
Ponieważ nie byłem nadal pewny, czy siodełko nie ogranicza mi intelektu, postanowiłem w wiacie tej zasilić mózg kaloriami pochodzącymi z kanapki.
Jadłem i się miotałem: jechać płytami czy zbadać trasę Jotwu?
Dobrze, że przy tak trzaskającym mrozie miałem ze sobą odpowiednie rękawiczki!
Nie wiem dlaczego, ale znów mi się zachciało terenowej jazdy i ruszyłem na wprost, w polną kontynuację dotychczasowej drogi.
Kluczyłem to tu, to tam, pojawiały się skręty i rozjazdy, ja jednak - jak mi się wydawało - parłem w stronę granicy, co w sumie było moim celem.
Kiedy jednak droga zrobiła się coraz bardziej zarośnięta, a w poprzek niej natknąłem się na powalone drzewo - zawróciłem.
Wjechałem pod górkę i ...wylądowałem w Hohenfelde, do którego szybciej mogłem dojechać drogą z płyt.
Nic nie szkodzi, zawsze to jakaś przygoda, a drogą z płyt wróciłem do miejsca mojego popasu w wiacie.
Przynajmniej otrzepię to błotko, które oblepiło mi opony!
Stamtąd pojechałem do Bismark, gdzie skręciłem w lewo i dojechałem do Gellin. Z Gellin ponownie skręt w lewo i jazda do Grenzdorf. Jadąc cały czas prosto dotarłem do brukowanej drogi na Grambow, która w tejże miejscowości jest zamknięta z powodu remontu.
Na szczęście tuż przed znakiem zakazu ruchu można skręcić w lewo w zadrzewioną, brukowaną aleję, którą po jakichś 500 metrach docieramy do granicy w Kościnie, do którego wjazd prowadzi polną drogą.
Ponieważ moja terenowa włóczęga nieco zaniżyła średnią, a forma była znakomita, podkręciłem tempo do 30 km/h i tą samą trasą, którą wyruszyłem dotarłem do Przecławia, skąd przez ul. Mieszka i-go i Milczańską dotarłem do domu...ze zwyżką formy intelektualnej! ;)))
C.N.D. - co należało dowieść, jak mawiają matematycy!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
54.51 km (8.00 km teren), czas: 02:40 h, avg:20.44 km/h,
prędkość maks: 33.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1146 (kcal)