MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecin i okolice

Dystans całkowity:37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%)
Czas w ruchu:1543:07
Średnia prędkość:19.30 km/h
Maksymalna prędkość:300.00 km/h
Suma podjazdów:705 m
Suma kalorii:719815 kcal
Liczba aktywności:1354
Średnio na aktywność:27.93 km i 2h 15m
Więcej statystyk

Na urodziny na Kozie!

Piątek, 8 października 2010 | dodano: 08.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Z braku lepszego rodzaju transportu wybrałem się na imprezę urodzinową do Mierzyna na Kozie, którą zostawiłem potem w garażu, a wróciłem z Basią samochodem. Rower:Koza Dane wycieczki: 7.35 km (3.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:15.21 km/h, prędkość maks: 29.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Jak się to robi w Wietnamie?

Czwartek, 7 października 2010 | dodano: 07.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Najważniejsze, to do sprawy przewozu deski sedesowej na działkę podejść profesjonalnie!
Szkoła wietnamska, cześć 1. © Misiacz

Istotny jest właściwy rower i odpowiednie, dostosowane do sytuacji mocowanie ładunku. Jak wspominałem, liczą się profesjonalne rozwiązania!
Szkoła wietnamska, część 2. © Misiacz

Koza to znakomity środek transportu, a dodatkowo widać na zdjęciu, że jest to przepiękny rower nawiązujący swym stylem do TURPIZMU.
Transport dotarł w jednym kawałku na działkę, gdzie spotkałem się z tatą, który zaproponował, żeby po obiadku wyskoczyć do Niemiec, do Schwennenz tuż przy granicy i wymienić puste butelki po piwie na pełne :)))
W związku z tym z dziś jest kolejny wpis...tylko musiałem w międzyczasie rower zmienić :)
P.S.
Koza jest wręcz stworzona do tego typu sytuacji - tak wykorzystałem ją w GRUDNIU 2009 (przepraszam za jakość zdjęć - z komórki i to starej).

Rower:Koza Dane wycieczki: 5.42 km (3.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:16.26 km/h, prędkość maks: 34.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wyjazd do Schwennenz w Niemczech.

Czwartek, 7 października 2010 | dodano: 07.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Po dostarczeniu dziś deski sedesowej rowerem na działkę do taty wróciłem szybko na Kozie do domu, przebrałem się i zmieniłem rower na właściwy. Była godzina 15:40, kiedy ruszyliśmy z tatą w stronę Mierzyna, a następnie Stobna. W sakwach mieliśmy puste buteleczki po niemieckim piwku, które zamierzaliśmy zdać w Schwennenz w Niemczech, zaledwie 1,5 kilometra polną drogą od granicy w tamtejszym sklepiku. Zresztą…to był tylko pretekst do wyjazdu.
Tu widok na drogę w Bobolinie, prowadzącą wprost do rowerowego przejścia granicznego do Schwennenz.
Droga do granicy, przed nami widać Niemcy. © Misiacz

W Schwennenz zdaliśmy puste buteleczki i zamieniliśmy je na pełne. :)))
Tą samą polną dróżką wróciliśmy szybko na granicę i wróciliśmy do domów.
To była druga wycieczka tego samego dnia…a to mój zakup :)))
Zakup ze Schwennenz. © Misiacz

W sumie wyszło dziś około 41 km na obu rowerkach.
:))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 34.86 km (5.00 km teren), czas: 02:09 h, avg:16.21 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 696 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na Kozie - praktycznie!

Środa, 6 października 2010 | dodano: 06.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Dziś odkurzyłem moją starą złomiastą, złodziejoodporną Kozę (kto by to chciał ukraść?))) i wyruszyłem załatwiać sprawy w mieście (zakup butów, wizyta u taty, na rynku, baterie, itp.). Nie ruszałem jej od kilku dobrych miesięcy!
Koza jest jak stara Łada, niespecjalna, wolna i niezbyt wygodna oraz dość toporna, ale trudno ją zepsuć :)))

Zdjęcie zrobione dawniej, ale jest tu żeby było widać, co to takiego ta Koza :))) Rower:Koza Dane wycieczki: 11.00 km (0.00 km teren), czas: 00:37 h, avg:17.84 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Poranny wypad do Lasu Arkońskiego.

Wtorek, 5 października 2010 | dodano: 05.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Dziś miałem luźny dzień i z rana pojechałem do Parku Kasprowicza.
Jeziorko Rusałka i rzeźba "Ptaki" Hasiora. © Misiacz

Bardzo lubię jeździć tymi ścieżkami.
Ścieżka w Lasku Arkońskim. © Misiacz

Zaczyna się najbardziej malownicza i kolorowa część jesieni.
Samotne drzewo. © Misiacz

Są takie miejsca, które mogę fotografować non-stop i nigdy mi się nie znudzą. Tu dojeżdżam do ul. Miodowej.
Moja ulubiona ścieżka w Lasku Arkońskim. © Misiacz

Tu minąłem ul. Miodową i dalej zagłębiam się w las, kierując się na Polanę Harcerską, gdzie zaplanowałem pochłonięcie kanapki :)))
Dorga na Polanę Harcerską. © Misiacz

Na Polanie Harcerskiej zrobiłem sobie przerwę na kanapkę z chleba, który sam piekę na zakwasie - nie są to żadne gotowe mieszanki, ale czysta żytnia mąka z dodatkiem wody, soli i zakwasu powstającego w sposób naturalny, nie wymiesza tego i nie piecze tego żadna maszyna do chleba. Jest to ręczna robota z gęstego ciasta wg "prababcinych zasad", którego żadna maszyna by nie wyrobiła ze względu na gęstość i lepkość zaczynu. Pieczony w piekarniku. Kto chce przepis, poproszę o sygnał w komentarzach, tam też go wtedy umieszczę.
Chleb na zakwasie. © Misiacz

Serek w środku niestety "przymysłowy", ja tak dalej będziemy kantowani na żywności i truci, to trzeba będzie jeszcze samemu sery robić. :)))
Po posileniu się wróciłem przez Wojska Polskiego, Taczaka i Derdowskiego, gdzie jeszcze pokusiłem się o zrobienie ujęcia jeziorka.
Jeziorko z wyspeką przy Derdowskiego. © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 27.27 km (10.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:18.38 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 565 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Niemcy - dzień sądu dla Misiacza w terenie!

Sobota, 2 października 2010 | dodano: 02.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice


Dziś wyjechałem z domu o godzinie 9:00. Trochę późno, ale wczoraj byłem u kolegi na "pępkowym" i profilaktycznie wolałem troszkę odczekać. Po głowie snuł mi się pomysł zrobienia ostatniej samotnej dwusetki w tym roku, ale zupełnie nie pomyślałem o tym, że jest troszkę za późna pora na to. Na początek postanowiłem zaoszczędzić sobie kilkunastu km nudną, ruchliwą i znaną mi trasą do Kołbaskowa. Wsiadłem więc ze swoim rowerkiem w autobus i szybciutko byłem na miejscu.
Kołbaskowo, przed autobusem.

Do przejścia granicznego miałem teraz tą nieciekawą trasą tylko 4 km. W mój lewy bok wiał ostry wiatr ze wschodu, a ja kombinowałem, żeby pojechać na północ - do Schwedt, a potem przez Polskę do Cedynii. Wiatr jednak był tak silny, że po dojechaniu do Neurochlitz zacząłem dumać. Zdecydowany byłem niczym dziewica w trakcie zespołu napięcia przedmiesiączkowego :)))
Rozsądek podpowiedział mi, że te 200 km to najłatwiej będzie zrobić z wiatrem w plecy, więc skręciłem na zachód, na Tantow. Faktycznie, jechało się szybko, 40 km/h wchodziło bez oporów i nie czuło się tego dotkliwego zimna.
W Storkow trochę się pokręciłem i znalazłem drogę rowerową do Penkun (samochodowa była brukowana).
Wyjazd ze Storkow.

Droga rowerowa ze Storkow do Penkun.

Jako, że w Penkun bywałem wielkokrotnie cyknąłem tylko jedną fotkę.
Zamek w Penkun.

W Penkun skręciłem na Prenzlau, gdyż jeszcze na rowerze mnie tam nie było, a samochodem bywałem tam tylko przejazdem.
Widoczek za Penkun.

Droga była bardzo zróżnicowana - długie podjazdy i długie szybkie zjazdy.
Kościół w Schmoelln na trasie Penkun – Prenzlau.

Ta tabliczka wyjaśniła mi, skąd się wzięło takie ukształtowanie terenu.
Szlak epoki lodowcowej.

Poza tym droga była nieciekawa i bardzo ruchliwa, plułem sobie w brodę, że ją wybrałem...no, ale jak się chce zwiedzić Prenzlau, to trzeba jechać!
Wjazd do Prenzlau.


Ulica wjazdowa do centrum Prenzlau.

Miasto jest spore i przed wojną musiało być malownicze. Na szczęście nie wszystko uległo zniszczeniu w czasie walk.
Zabytki Prenzlau.






W Prenzlau spędziłem całkiem sporo czasu...i powoli wywietrzał mi z głowy pomysł na 200 km :)))
Przed fontanną na deptaku w Prenzlau.

Festyn na deptaku.

Mury obronne i baszta w Prenzlau.


Droga nr 109 z Prenzlau do Pasewalku jest drogą główną, w związku z czym jest dość ruchliwa, a odcinek ten ma aż 25 km.
Po 12 km zmieniłem plany i postanowiłem poszukać skrótu do Loecknitz, w związku z tym w Goeritz skręciłem w prawo na Schoenfeld.
Od tego momentu moją przyzwoitą średnią szlag trafił - zaczął się "wmordewind".
Całkiem fajnie się jechało, gdy ...skończył się asfalcik. No to i co Ty na to, "Asfaltowy" Misiaczu"? :)))

"A co mi tam" - pomyślałem i wjechałem polną drogą w las. Jadąc przez las usłyszałem za sobą dwa zatrzymujące się samochody. Wkrótce wiedziałem dlaczego - w poprzek drogi leżało zwalone drzewo. Dla mnie to żaden problem, po prostu przeniosłem rower i ruszyłem dalej. Po chwili błogosławiłem drogę, która jeszcze przed chwilą mi się nie podobała :)
To nie są „kocie łby” – to są „krowie łby””!!!

Telepiąc się i luzując wszystkie posiadane plomby dotarłem do Schoenfeld.
Kościół w Schoenfeld.

Tam zacząłem szukać drogi na Neuenfeld...i to na niezbyt dokładnej mapie...a moja nawigacja ocipiała i za diabła nie chciała się połączyć z satelitą!
Wreszcie się odnalazłem...
Na kładce nad autostradą A20 między Schoenfeld a Neuenfeld.

Cóż...droga za kładką była wykonana z płyt, które jednak były całkiem równo ułożone. Dojechałem do kolejnej malowniczej miejscowości, gdzie nawet psy dupami nie szczekają, bo ich tam chyba nie ma, co ja mówię - tam chyba w ogóle nie było nikogo. W niemieckich wioskach zawsze jest pusto.
Miałem jechać na Zuesedom, kiedy jednak zobaczyłem to coś zwane drogą (2 km), to skręciłem w prawo, na szutrówkę, która na mapie wydawała się fajnym skrótem.
Jadąc nią przypominałem sobie swoją wyprawę na Suwalszczyznę, naprawdę klimaty miałem od teraz podobne!
Droga do Zuesedom.

Po przejechaniu tą drogą 3 km pod górkę ...hm...na drodze stał wiatrak elektrowni wiatrowej...i tyle się najechałem. Drogi dalej nie było.

Musiałem zawrócić i niestety dotelepać się 2 km potwornym brukiem do Zuesedom.
Na szczęście tam już był piękny niemiecki i gładki asfalt.
Kiedy jednak wyjechałem z wioski...
Wesołe jest życie trekkingowca na trasie do Fahrenwalde (3 km) - SCHEISSE!!!

Kiedy minąłem Fahrenwalde zaczęła się wspaniała trasa przez puszczę w okolicach Heidemuehle. Polecam każdemu, komu się tam zechce dotelepać. Jest oznaczona jako szlak turystyczny. Nawet ja, "Asfaltowy Misiacz" byłem zachwycony!


Stary drogowskaz w lesie do Caselow.

KTM na drodze do Caselow.

Za Caselow (gdzie przenosiłem rower przez zamkniętą z powodu robót drogę) nie skorzystałem z zalecanego objazdu, a ruszyłem skrótem do Loecknitz. Skrót tradycyjnie już dzisiaj okazał się lekko wertepiastą gruntówką, którą jednak dojechałem aż do wjazdu do Loecknitz. Teraz byłem już "u siebie" na znanym mi terenie!
Wyjeżdząjąc z Loecknitz sprawdziłem ceny na campingu :)))

Stamtąd znaną mi trasą przez Ramin i Grambow dojechałem do Schwennenz.
Droga polna do granicy nie wydawała mi się już teraz tak straszna jak dawniej:)))
Wiata na przejściu granicznym Schwennenz – Bobolin.

Do domku dojechałem tradycyjnie już przez Stobno, Warzymice i Przecław!
Wspaniała wyprawa...czyżbym lubił czasem po terenie pojeździć? :))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 131.65 km (50.00 km teren), czas: 06:27 h, avg:20.41 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2713 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Odkryłem nowe przejście do Niemiec! Godne zakończenie września!

Czwartek, 30 września 2010 | dodano: 30.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec


Wyjechałem zaraz po pracy, o godzinie 15:00, żeby się kawałek przejechać. Ciągnęło mnie na spokojne i gładkie trasy do Niemiec, choć czasu nie było za dużo, bo do granicy mam ok. 15 km. Postanowiłem dotrzeć tam jak najszybciej, co najpierw wiązało się z jazdą do Przecławia drogą rowerową, ale stamtąd oczywiście już ruchliwą drogą główną prowadzącą do autostrady do Niemiec i do przejścia granicznego w Rosówku. O dziwo, dziś nie trafiłem na żadnego specjalnego idiotę za kierownicą. Jechało się szybko, trzymałem tempo 28-30 km/h. To chyba po zakupie świeżego miodu, który rozrobiłem z wodą do bidonów. :)))
Kiedy przekroczyłem granicę i skręciłem na Rosow, od razu poczułem się spokojniejszy.
Pogoda dziś była znakomita, światło do zdjęć też, więc co rusz cykałem fotki. Tu rowerek stoi przed Rosow, a w tle wiatraki.


Jadę dalej ładną drogą…zbliżam się do Nadrensee…

…i jeszcze taka perspektywa:

W Nadrensee skręciłem w prawo i skierowałem się na Pomellen, by potem ruszyć na Ladenthin. Krótsza trasa jest zamknięta, trwają roboty budowlane, na szczęście i tak nie chciałem nią jechać, bo jest mniej ciekawa.
Na trasie do Pomellen widoczki są znacznie fajniejsze.


W Pomellen skręciłem w lewo na Ladenthin. Ledwie ujechałem kilkadziesiąt metrów, a tam znak „ślepa uliczka” i BAUSTELLE (budowa). To ta sama przebudowa drogi, która ma początek w Nadrensee i ciągnie się aż do skrzyżowania z moją trasą… :(((
Pomyślałem, że rowerem jakoś przejadę i się nie pomyliłem – budowa na skrzyżowaniu zajmowała raptem jakieś 100 m, nie była ogrodzona i była to po prostu ubita droga z tłucznia, na którą zapewne wylany zostanie wkrótce asfalt.
Teraz droga do Ladenthin była tylko moja!!! :)))
Jako, że jest ona niezmiernie malownicza, nie mogłem się powstrzymać od ciągłego robienia zdjęć (tu ograniczę się do wklejenia dwóch)!


Od Ladenthin do Schwennenz ścigałem się z kilkoma ciągnikami, ale jakieś mocne były i mimo, że jechałem 35 km/h to i tak mnie wyprzedziły.
Po dojechaniu do Schwennenz zatrzymałem się i zadałem sobie pytanie:
- Misiacz, jedziesz teraz najkrótszą drogą do granicy w Bobolinie (1,5 km) i prosto do domu, czy masz chęć na więcej, przez Grambow, Neu Grambow i Linken do Lubieszyna??
Misiacz poskrobał się w głowę i odparł:
- No jasne, że jadę dalej!!!
Jak powiedział – tak zrobił!
Po 3 km byłem już w Grambow i kierowałem się na Linken, gdy nagle…
Przy drodze wyrosła wielka tablica BAUSTELLE (budowa) - „ślepa uliczka”. Czy niemieccy drogowcy postanowili zepsuć mi dzisiaj wycieczkę?!!
Postanowiłem zrobić to samo, co w Pomellen – przedrzeć się przez budowę.
Tu jeszcze niedawno była droga z drobnej kostki brukowej:

Po 3 km dojechałem do Neu Grambow, gdzie budowa się skończyła. Dalej do Linken wiodła ta sama szosa z drobnej kosteczki.
Ale, ale…zaraz, zaraz…co to za droga brukowa skręca za wioską w prawo, biegnąc wśród drzew?
Zdaje się, że to jakby w stronę Polski!

Postanowiłem się dotelepać kilkaset metrów tą dróżką wychodząc z założenia, że przed wojną musiała ona łączyć sąsiednie wioski, nim potem została przecięta granicą Polska-Niemcy.
Nie pomyliłem się!

Droga w lewo wiodła do Polski, nie wiedziałem tylko konkretnie dokąd.
Wkrótce dojechałem do wioski, okazało się, że jest to Kościno.
Zapytałem dwóch buzujących się butaprenem chłopaczków (akurat byli pod ręką), jak najlepiej jechać na Szczecin. Wskazali mi drogę i wkrótce byłem już na znanym mi skrzyżowaniu w Dołujach.
Od tej pory trasa była już znajoma, wiodąc przez Stobno, Będargowo i Warzymice do Szczecina.
Pomyślałem, że to będzie najciekawsze zdjęcie na zakończenie trasy:

Wyjechałem o 15:00, a wróciłem do domu o 18:00. Równo 3 godziny jazdy, postojów i fotografowania :))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 55.55 km (8.00 km teren), czas: 02:35 h, avg:21.50 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1222 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Jesienna bryndza...i "Motorcycle Emptiness".

Środa, 29 września 2010 | dodano: 29.09.2010Kategoria Szczecin i okolice
Zachciało mi się wychodzić o 18:00 na rower, nie wiedząc nawet dokąd jechać. Jazda gdziekolwiek dalej nie ma teraz sensu o tej porze, bo o 19:00 już jest ciemno. Musiałem już wyciągnąć długie spodnie i rowerową bluzę z softshella. Było jakoś chłodno.
Najpierw skoczyłem na działkę zawieźć do altanki parę rzeczy. Potem pomyślałem, że podjadę na Wały Chrobrego popatrzeć, czy jak co środę zebrali się tam motocykliści ze szczecińskiego Motofanatyka (na które to spotkanie też parę razy motorkiem przyjechałem kiedyś, ale nie odpowiadają mi raczej te klimaty, należę bardziej do codziennych użytkowników motorka a nie fanów i klubowiczów.). Jadąc tam myślałem sobie, że żeby przejechać motorem 270 km trzeba mieć kasę, a żeby przejechać to rowerem - to trzeba mieć jaja :))) Ot, taka mądrość rowerzysty :)))
Miałem nadzieję spotkać znajomego z pracy lub córkę kuzynki, która szaleje na ścigaczach, ale dziś było tylko kilka maszyn.
Krótko mówiąc, "motocyklowa pustka-motorcycle emptiness" :)))
Posiedziałem chwilę na Wałach Chrobrego, cyknąłem komórką dwa "zdjęcia"...i zawróciłem do domu.
Na Wałach Chrobrego. © Misiacz

Kiedy wracałem, było już dość ciemno i zimno, na szczęście lampy mam solidne.
Widok na Trasę Zamkową i Odrę... © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 13.78 km (1.00 km teren), czas: 00:46 h, avg:17.97 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 288 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Z TC-Cyborgiem wtargnięcie do Niemiec :)))

Niedziela, 26 września 2010 | dodano: 26.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dziś miało lać - ale nie lało :)))



Rano zadzwonił Jurek (cyborg z TC team:))) i zapytał, czy jadę. Ja na to, że chętnie, ale dopiero zwlekałem się z łóżka (troszkę zabalowałem w sobotę), więc powiedziałem, że jakoś znajdziemy się gdzieś na trasie (była godzina 10:00). Wygrzebałem się na rower dopiero o godzinie 11:20 i szybko ruszyłem w kierunku Dobrej...więcej w relacji z naszego wyjazdu na stronie Jurka
Powiem tylko, że przejazd 20 km od domu do Dobrej zajął mi zaledwie 40 minut, więc jestem z siebie zadowolony, choć przy osiągach Jurka to jestem "cienki leszcz" :)))
Zaproponowałem wypad do Pasewalku na kebab do Turka, ale dla Jurka było za późno, więc zdecydowaliśmy się dojechać tylko do Koblentz.
Jurek przed sklepem w Dobrej.

Cóż z tego, ze zaplanowaliśmy, kiedy okazało się, że Jurek nie zabrał dowodu osobistego, a spotkanie z POLIZEI bez dokumentów mogłoby się nieciekawie skończyć.
Zdecydowaliśmy się jedynie na "nieznaczne wtargnięcie" na terytorium Bundesrepublik Deutschland, cyknięcie fotki i zawrócenie do Polski :)))

Z przejścia w Buku ruszyliśmy w kierunku miejscowości Stolec (cóż za apetyczna nazwa:))), gdzie pokazałem Jurkowi kolejny wjazd do Niemiec (kolejne "wtargnięcie" :))). W niemieckiej wiacie zjedliśmy słodycze, zawróciliśmy do Polski i pojechaliśmy do Dobieszczyna.
Ja przy wiacie.

Jazdę z Jurkiem trudno nazwać od tego momentu turystyczną, bo ten wariat jechał cały czas 30 km/h (na góralu). Ja tylko mogłem siedzieć mu na kole....innej opcji nie widziałem. Moje prędkości "przelotowe" zazwyczaj oscylują koło 24-25 km/h. W związku z tym z tego odcinka zapamiętałem taki widok :)))

Przez Tanowo i Pilchowo dojechaliśmy na Głębokie, a stamtąd ruszyliśmy przez Las Arkoński ścieżką leśną. Dwóch bikerów jechało zajmując całą szerokość ścieżki, więc Jurek krzyknął "uważaj". Zjechali na bok, ale chyba coś im na ambicję siadło, bo za kilkaset metrów nas dogonili cisnąc ile sił na pedały.
Mijając nas krzyknęli "uważaj" i odjechali ...no, nie za daleko :)))
Jurek zapytał mnie "masz siłę i chęć?" - ja na to, że "tak".
Depnęliśmy mocno i za chwilę siedzieliśmy im na kole. Próbowali uciekać jeszcze przez jakieś 200 m, ale nie bardzo im wychodziło, widać było, że szybko słabną.
Wrzuciliśmy na licznik 41 km/h i chłopaki mogli tylko już tylko oglądać nasze oddalające się tyłki :)))
I to tyle...
P.S. Dziś moja 2-letnia bratanica Krysia zrobiła pierwszą wycieczkę na swoim nowym rowerku. :)))
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.21 km (7.00 km teren), czas: 02:58 h, avg:23.67 km/h, prędkość maks: 41.60 km/h
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1602 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(14)

Przez Niemcy...

Sobota, 25 września 2010 | dodano: 25.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec


Dziś wyjechałem o 10:00. Plany co do dystansu miałem ambitniejsze niż wyszło, ale też było fajnie.
Przejechałem nowo wyremontowaną ul. Bohaterów Warszawy, nawierzchnia całkiem całkiem, ale ścieżek nie wybudowano dla rowerów.
Zjechałem najszybciej jak się dało do Parku Kasprowicza i dalej Lasem Arkońskim dojechałem nad jezioro Głębokie. Jakoś nie byłem specjalnie zdecydowany dokąd dalej jechać, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że najlepiej tam, gdzie koła poniosą :)
Koła poniosły mnie do Pilchowa, a stamtąd do Tanowa.
Wzdłuż drogi do Tanowa powstaje nowa ścieżka rowerowa...materiał, z jakiego jest wykonana widzicie na zdjęciu...

Za Tanowem zatrzymałem się na polanie, którą za mojego dzieciństwa nazywano "Polaną Cygańską". Widać, że ostatniego wieczoru trwała tam ostra impreza, walały się śmieci, resztki jedzenia, talerzyki. Widocznie dla imprezowiczów ujmą na honorze było posprzątać po sobie.
Jedyną korzyścią było to, że zjadłem drożdżówkę przy świecy, którą sam zapaliłem ...było...he, he, he...romantycznie :)))

Po posileniu się ruszyłem drogą na Dobieszczyn. Trasa zazwyczaj spokojna dziś była niespokojna, a to ze względu na grzybiarzy i ich samochody. Po przekroczeniu granicy nie było o wiele lepiej, gdyż lud nasz zbieracko-wędrowny zapuścił się na tereny germańskie w poszukiwaniu strawy ;)))
Po dojechaniu do skrzyżowania skręciłem do Hintersee z zamiarem dotarcia do Ahlbeck i dalej do Altwarp. Kiedy jednak dojechałem do polanki rekreacyjnej przy wyjeździe z Hintersee jakaś niechęć mnie ogarnęła i postanowiłem wracać.

Nie wracałem jednak asfaltem - o dziwo, bo lubię jazdę szosową - a skręciłem przy cmentarzyku na Glashuette, drogą leśną, również oznakowaną drogowskazami.
Również mi udzieliła się foto-grzybo-mania, która ostatnio panuje na Bikestats :)))

Powiem, że nawet całkiem przyjemnie się jechało, polecam tym bikerom, którzy lubią jazdę terenową.



Wyjechałem potem na znaną mi drogę rowerową tuż przed Glashuette, gdzie zrobiłem sobie kolejny popas.
Glashuette znaczy dosłownie Huta Szkła, gdyż takowa mieściła się tu przed wojną, o czym informuje stosowna tablica.

Stamtąd dojechałem do Gruenhof, gdzie skręciłem na Pampow i pojechałem na Blankensee. Tam też przekroczyłem granicę i dojechałem do Buku.
Zaraz przy wyjeździe z Buku skręciłem w lewo "na pole" - jest to skrót ścieżką do miejscowości Dobra.

W Dobrej skręciłem na rondzie na Lubieszyn, gdzie nie pojechałem tak jak zwykle główną drogą, ale bardzo fajnym skrótem do Dołuj, płytową drogą w prawo koło myjni i potem przez las, którą znam z dzieciństwa.
W Dołujach tradycyjnie już skierowałem się na Stobno i Będargowo i przez Przecław wróciłem do domu... Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 83.19 km (15.00 km teren), czas: 03:57 h, avg:21.06 km/h, prędkość maks: 45.10 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1844 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)