MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wypadziki do Niemiec

Dystans całkowity:23693.60 km (w terenie 2858.88 km; 12.07%)
Czas w ruchu:1225:30
Średnia prędkość:19.00 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:13 m
Suma kalorii:480913 kcal
Liczba aktywności:310
Średnio na aktywność:76.43 km i 4h 02m
Więcej statystyk

Dzień 6. Objazd Fleesensee i Koelpinsee. Mueritz.

Piątek, 28 sierpnia 2015 | dodano: 04.09.2015Kategoria Mecklemburgische Seenplatte, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
To już praktycznie ostatni dzień naszego pobytu na rowerowym urlopie na Pojezierzu Meklemburskim. Jakoś specjalnie nie spieszyliśmy się ze wstawaniem tego dnia, więc żeby więcej i spokojniej przejechać, zdecydowaliśmy się podwieźć rowery do Malchow samochodami, bo trasę już znaliśmy.
Tym razem jako spece od objazdu jezior postanowiliśmy objechać leżące obok siebie Fleesensee i Koelpinsee.
Startujemy z parkingu pod Malchow i wjeżdżamy na ścieżkę rowerową.

Wyraźnie odczuwalny jest spadek temperatury i pomimo dwóch bluz dokładam jeszcze czapeczkę, bo podobno przez głowę ucieka 70% ciepła.
Od razu robi się lepiej. :)

Kierujemy się na Goehren-Lebbin, gdzie droga jako żywo przypomina nasze wiejskie drogi. ;)
Potem jakość się poprawa, a po dojechaniu do miejscowości "znienacka" wyłania się nam taki oto pałac.

W tej chwili mieści się w nim luksusowy hotel.
Bawimy się obserwacją tego, jak obsługa podprowadza pod wejście luksusowego Bentleya.
Za chwilę z pałacu wychodzi dość niechlujnie ubrany facet, zapewne znieść bagaże lub przetrzeć karoserię.
Akurat! ;)
Okazało się, że to właściciel, do którego dołączyła żona, wsiadła do samochodu i odjechali. Jak pozory potrafią mylić.
Ruszamy super już gładkimi szlakami w kierunku znanego nam już Klink (leży na zachodnim brzegu ogromnego jeziora Mueritz, które już wielokrotnie objeżdżaliśmy).

Przez chwilę droga przybiera postać płytową, ale jest wręcz niewiarygodnie gładka.
Jak oni to robią?

Wreszcie docieramy do Klink, a ja udaję się do kościoła, w którym prawdę mówiąc dotychczas nie byłem.


To znany nam już i czytelnikom bajkowy pałac w Klink.
Tu również mieści się hotel.

Niebo jeszcze zasnute chmurami to i jezioro bure, ale już gdzieniegdzie przebija się słońce.

Szutrową trasą kierujemy się na piękne Waren, gdzie planujemy zjeść przepyszne lahmacun (a nie zdziwi mnie, jak dziewczyny popędzą na lody ;))).


Przejeżdżamy przez siedliska kaczek, niesamowite miejsce.
Właściwie to prowadzimy rowery, bo po tym pomoście jechać nie wolno.

Kaczuchy...

W Waren robię sobie fotkę z dzikiem (jak to mówi Marzena: dwa dziki! ;))).

Lahmacun jak zwykle okazuje się przepyszny i dziś nawet udaje się nam dokonać zakupu bez kolejki (zwykle są spore).

W tym czasie na plac obok zaczynają się zjeżdżać harleyowcy, widocznie w okolicy jakiś zlot się szykuje. Tymczasem dziewczyny...zakupują lody. Tak, wiem że to jest powiedzmy "normalne", ale po takiej porcji jedzenia nie mamy już prawie miejca, jednak one na lodzika zawsze znajdą wolną przegródkę. ;)))

W końcu możemy spokojnie zwiedzić Waren, bo dziś nie objeżdżamy Mueritz.



Natrafiamy na wyjątkowo ciekawy rower... ;)

...oraz ciekawy mural.

Zajeżdżam sam do kościoła, w którym jeszcze wcześniej nie byłem, jest okazja to korzystam.
Nie to, żebym był jakiś bogobojny, po prostu lubię obejrzeć zabytki w miejscach, w których jestem.


Widok ze wzgórza kościelnego.

Z Waren wracamy tą samą trasą przez "kaczkowisko", by na campingu "Kamerun" odbić na Jabel na północną trasę objazdu jezior.

W pewnym momencie kierowca samochodu może poczuć się zaskoczony (o ile wcześniej nie zauważył ostrzeżeń).
Otóż tą drogą dalej mogą poruszać się wyłącznie rowery (piesi pewnie też).

Widoki jak z bajki, nawierzchnia jak stół.

Docieramy do Jabel, gdzie zwiedzamy miejscowy kościół.
Na mapie miejscowość wydaje się większa niż jest w rzeczywistości i kawę można tu ewentualnie wypić jedynie w miejscowej marinie.



Zjeżdżamy na popas na plażę, trochę brodzimy w czystej wodzie, ale się nie kąpiemy.
Temperatura już nie zachęca, choć pogoda piękna.

Ruszamy i na chwilę zatrzymujemy się przy marinie.

Za Jabel trasa wiedzie szutrówkami przez malownicze lasy.

Za chwilę Marzenie odpada przedni błotnik, ale Robert szybko sobie z tym radzi.
Coraz bardziej zbliżamy się do Malchow, a większość trasy ma charakter terenowy.

O dziwo, nadal sprawia nam to frajdę, bo chyba najlepiej jest, gdy raz mamy asfalt a raz szuterek.
Zmienność wprowadza element zainteresowania.

Docieramy do Malchow, ale musimy poczekać na otworzenie mostu obrotowego, przez który przepuszczane są oczekujące dotychczas w kolejce statki, łodzie i jachty.

Most otwiera się i docieramy na parking, gdzie ładujemy rowery na samochód i wracamy na camping.
Jutro powrót do domu z krótką wycieczką po drodze (oczywiście objazd jeziorka, a co! ;)).


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 62.57 km (30.00 km teren), czas: 04:25 h, avg:14.17 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1345 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Dzień 5. Deszcz, deszcz, deszcz...

Czwartek, 27 sierpnia 2015 | dodano: 03.09.2015Kategoria Mecklemburgische Seenplatte, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Od rana pokapuje wykrakany deszcz (z małymi przerwami), nie powiem przez kogo, ale nadaliśmy jej przydomek "(...) Wrona", wykrakany na resztę dnia i jako ulewa na noc.;)
Niebo jest całkowicie zaciągnięte, a my się lenimy, nawet to przyjemne.
Jedyny dystans dziś przeze mnie przejechany do kursy do łazienki czy sklepiku, całe 3 km. :) Zawsze to jakaś "wycieczka"! ;)
Wieczorem zaczyna się ulewa, która będzie trwała całą noc i razem z Robertem okopujemy namioty.
Namiotowi pomogło, pawilon niestety podtopiony, taki to grunt i takie ukształtowanie terenu, więc biesiadujemy w naszym dużym przedsionku.

Jutro będzie ładnie...

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 3.00 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 4. Przepiekny Schwerin i Schweriner See.

Środa, 26 sierpnia 2015 | dodano: 03.09.2015Kategoria Mecklemburgische Seenplatte, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Z CYKLU "Z DALA OD PGR-u". :)))

Tego dnia zaplanowaliśmy pobudkę na godzinę 6:00, aby po załadowaniu rowerów na samochód pojechać do oddalonego o ok. 90 km Schwerina, obejrzeć słynny pałac i tradycyjnie już...objechać jezioro (Schweriner See).
O poranku jednak Marzena stwierdziła wyjątkowo burą pogodę i zarządziła dalszy sen. :)))
Kiedy wreszcie wygrzebujemy się z namiotów, niebo powoli zaczyna się przejaśniać i mimo wszystko decydujemy się na wyjazd, najwyżej objedziemy połowę jeziora (jest przedzielone groblą).
Dojeżdżamy do Schwerin i po poszukiwaniach zostawiamy samochód na płatnym parkingu w pobliżu pałacu.
To dobre rozwiązanie, bo mamy blisko i do tego zabytku, do przepięknego centrum i do szlaku objazdowego.

Zwiedzamy ogrody przypałacowe prowadząc rowery, ponieważ nie wolno na nich tam jeździć.



Zamiast opisywać w szczegółach to co tu obejrzeliśmy, lepiej zamieszczę serię zdjęć.




Tymczasem dała znać o sobie moja "awaria kręgosłupa" dosłownie ścinając mnie na kolana na ścieżkę w ogrodzie.
Pomoc od razu oferuje dwóch mocno starszych Niemców, ale pokazuję na plecy i mówię, że dam radę.
Jeden z dziadków z uśmiechem pokazuje swoje i mówi:
- Mam to samo. ;)
Póki jadę na rowerze, wszystko jest ok, ale chodzenie i siedzenie...swoje przeżyłem.

W ogrodzie znajdują się różnego rodzaju rzeźby, to jedna ze współczesnych - ściana z wmurowaną ramą z widokiem na jezioro Schweriner See.
Fantastyczne!

Wyjeżdżamy z części pałacowej i powoli kierujemy się do centrum.

Miejsce przepiękne, ale niestety dla mnie tu również jest strefa piesza i muszę prowadzić rower.

Uliczki w Schwerin są wyjątkowo malownicze.


Docieramy na rynek główny, gdzie odbywa się targ spożywczy. Tu sprzedawcy oferują produkty własne lub regionalne.
Dziewczyny od razu wypatrują samochód "U Rudolfa", oczywiście sprzedający lody.
Tak pysznych lodów dawno nie jadłem!

W miejscowej informacji turystycznej Marzena zakupuje mapę jeziora, a ja pytam o jakąś toaletę, bo wszystkich nas ciśnienie już zaczyna "uciskać na mózg". ;)
Na szczęście jest blisko, więc możemy za chwilę ruszać na szlak.
Pewnie to skutek dolegliwości, ale nie mogłem wywęszyć początku szlaku, ciągam siebie i resztę to w te to we w te.
Słynny "Misi Nos" (który wiele potrafi wywęszyć) tego dnia nie za wiele wywęszył, za to udało się to Basi.
Wyjeżdżamy z miasta i przejeżdżamy przez groblę, a na postoju czeka na mnie regulacja Basi przerzutki, bo coś zaczęła szwankować.
Jako tako doprowadzam ją do ładu i po wciągnięciu sporej ilości ciasteczek musli ruszamy dalej.
Po podjechaniu pod stromy podjazd stwierdzam, że krajobrazy takie jakby PGR-owskie, coś jak u nas koło Blankensee i w sumie "dupy nie urywa", a my ok. 200 km od domu. ;)

Na takie stwierdzenia dobra jest Marzena i znajduje nam szlak nad brzegiem jeziora.
Już po chwili stwierdzam, że w sumie mógłbym opis tego dnia skwitować tytułem "Z DALA OD PGR-u". :)))
Najpierw sprowadzamy rowery z dużej stromizny...

...oglądamy widoczki...

...po czym podprowadzamy je pod kolejną stromiznę. ;)

Dalej przez jakiś czas nie da się jechać w ogóle, bo ścieżka jest wąska, a po prawej mamy urwisko.
Niespodzianek ciąg dalszy, no naprawdę z dala od PGR-u. :)))

Krótka przerwa...

Wyjeżdżamy w końcu z lasu i zajeżdżamy spenetrować fajny camping "Sueduferperle", bo niewykluczone, że kiedyś tam zawitamy.
Na miejscu wypijamy kawę i kierujemy się do bliskiego już Schwerin.
Ponieważ maniakalnie wydurniamy się z fotkami typu "selfie", więc i tu nie mogło zabraknąć głupkowatego ujęcia. ;)

Wycieczka się kończy i dojeżdżamy do ogrodów...

Pałac w przedwieczornym świetle prezentuje się nieco inaczej (fotka wykonana przez Marzenę).

Kolejny wygłup. ;)

A tu ciekawa forma architektoniczna (fotka wykonana przez Marzenę).

Wracamy na parking i na tym kończymy zwiedzanie, a przed nami jeszcze blisko 90 km jazdy samochodem do Zislow, po drodze zakupy no i tradycyjnie uczta w pawilonie. :)
Kąpiele w jeziorze się skończyły, bo woda jakoś tak znienacka się tak zimna zrobiła, że nawet "Foxik" nie wszedł, a naprawdę odporny jest. :)
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 40.50 km (30.00 km teren), czas: 02:54 h, avg:13.97 km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 863 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Dzień 3. Malchow na piechotę i terenem do Bad Steuer.

Wtorek, 25 sierpnia 2015 | dodano: 01.09.2015Kategoria Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice, Mecklemburgische Seenplatte
W nocy przeszła potężna burza i nie ustawała, jednak namioty zniosły wszystko bez szwanku i nie popuściły wody.
Gorzej z podłożem campingu, bo stało się błotnistą breją. Istny potop. To był potem bardzo dziwny dla mnie dzień.
Wstał pochmurny i ponury, a my byliśmy senni jak susły i prawdę mówiąc, niewiele nam się chciało, no co najwyżej lenić. :)
Po śniadaniu wskoczyłem do jeziora, żeby co nieco popływać. Tym razem woda była cieplejsza od powietrza i nie chciało mi się z niej w ogóle wychodzić.
Potem wszystkich nas ogarnęła jakaś nienaturalna wręcz senność, to nawet trudne do opisania, więc wsunąłem się do namiotu i zasnąłem.
Około południa postanowiliśmy zwiedzić pobliskie Malchow, do którego wybraliśmy się samochodem "Foxików". Nikomu nie chciało się kręcić korbą. ;)
Na szczęście chmury ustępowały i na niebie znowu widać było błękit.
To jedna z uliczek w Malchow (które tak naprawdę leży na małej byłej już wysepce, bo jest połączone groblą z lądem).

Ratusz w Malchow.

Po przejściu przez groblę skierowaliśmy się do miejscowego kościoła przyklasztornego.
Widok na Malchow z drugiego brzegu.

Zabudowania klasztorne są nieco zapuszczone, zaś kościół był remontowany, więc może i te budynki się załapią?


Płaskorzeźba (?) nad wejściem do budynku klasztornego.

Po zwiedzeniu okolicy ponownie wróciliśmy na "wyspę".
Tu widać ciekawy przykład połączenia starego z nowym.

Widok z mostu obrotowego na jezioro Malchower See.

Wracając zatrzymaliśmy się na małe zakupy.
Miejscowy szeryf z coltami. ;)

Po powrocie na camping dziewczyny nie wykazywały chęci na dalszą aktywność fizyczną, więc wybraliśmy się sami z Robertem na krótką terenową przejażdżkę szlakiem do Bad Steuer, którego jeszcze nie penetrowaliśmy.
Przyszło nam nieco jeździć po błotku i po chaszczach niczym jakieś "Krzakołazy". ;)))

Nad jeziorem wyznaczone są miejsca do piknikowania.

Kiedy docieraliśmy do północnego skraju jeziora, zaczął kropić lekki deszcz i całe nasze poranne pucowanie rowerków poszło na marne (pomijam ubłocenie). ;)
Na wyjątkowo stromym podjeździe z Bad Steuer Robert znalazł bardzo sympatyczne oznaczenie szlaku w postaci...Misiacza. ;)
Okazuje się, że w okolicznym lesie Barenwald żyją miśki (nie wiem, czy na wolności czy w zagrodzie, ale widziałem tylko zdjęcia).

Po wdrapaniu się na wzniesienie asfaltową szosą przez Suckow wróciliśmy na nasze obozowisko.
Dzień oczywiście zakończyliśmy pływaniem w jeziorze i ucztą w namiocie-pawilonie, gdzie raczyliśmy się przyrządzoną przez Roberta polędwicą z grilla. No, nie tylko polędwicą... :) Tego dnia Basia również coś przejechała...3 km po campingu. ;)))
Największa niespodzianka czekała nas, gdy kładliśmy się spać.
Basia leżała już w środku i zapytała mnie, czemu rzuciłem kupę ciuchów na wewnętrzny namiot (mamy wpinany), bo sufit wygięty.
Mówię, że nic nie rzucałem i żeby dotknęła.
Nagle krzyk:
- Misiuuuuu!!! To się rusza!!!
Wszedłem do namiotu, a tam...rudy kocur, sierściuch jeden wśliznął się do środka i zrobił sobie hamak.
Nic sobie nie robił z mojej obecności ani świecenia w ślepia czołówką, wręcz pogardliwie zerknął na mnie, więc zawinąłem rękę w koc, by trzepnąć zwierza w zad.
Zawołałem Roberta, strąciłem intruza, ale wśliznął się między tropik a namiot i musiałem go pacnąć ponownie, by skierować go do wyjścia.
Tam Robert pogonił go na cztery wiatry. :)))
Wyjątkowa przygoda.

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 17.76 km (12.00 km teren), czas: 00:59 h, avg:18.06 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 419 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Dzień 2. Objazd jeziora Plauer See.

Poniedziałek, 24 sierpnia 2015 | dodano: 31.08.2015Kategoria Mecklemburgische Seenplatte, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Po porannej kąpieli w jeziorze przygotowaliśmy się na nieco dłuższą wycieczkę niż poprzedniego dnia.
Tym razem postanowiliśmy objechać jezioro Plauer See jadąc przez Alt Schwerin i Plau am See.
Grupa znika w oddali...

Jadąc zwykłymi drogami docieramy do malowniczego Lenz położonego tuż nad jeziorem.
Robert obwieszony babami. :)

Wiele tutejszych jezior połączonych jest szlakami żeglownymi i turyści z tego chętnie korzystają.
Można nawet wypożyczyć łódź-campera, na którą się wstawia własną przyczepę.

My natykamy się na ciekawostkę - dwie małe łodzie napędzane silnikami parowymi.
Są wyjątkowo ciche, a spodziewałem się odgłosu ciuchci. :)
Turyści oczywiście sączą serwowane na pokładzie drinki.

Stąd planujemy dotrzeć bezpośrednio do Alt Schwerin jadąc szlakiem terenowym wzdłuż brzegu jeziora, jednak tu oznakowanie pozostawia co nieco do życzenia i tym sposobem docieramy drogą asfaltową do Malchow, które choć malownicze, to dziś mieliśmy zamiar ominąć.

Dziewczyny jak zwykle nie przepuszczają okazji i czym prędzej zmierzają do budki z lodami.
Zawsze tak jest. :)))


W biurze informacji turystycznej kupujemy mapę szlaków, a ja pytam o trasę wyjazdową na Alt Schwerin.
Dostajemy wyraźne wskazówki i ruszamy malowniczymi uliczkami na północ.


Za miastem poruszamy się świetną asfaltową drogą dla rowerów, którą docieramy do szlaku leśnego.
Stoi przy nim zabytkowy krzyż, niestety nic nie wiem o jego historii.

W naprawdę niewielkim Alt Schwerin wyjątkowo ciekawie wygląda okazałe muzeum rolnictwa.
Na zdjęciu widać jeden z pierwszych traktorów parowych (lokomobila), który tak naprawdę jest
niczym innym jak parowozem na ogumionych kołach.
Jego wielkość jest imponująca, widać to po naszych odbiciach w szybie na jego tle.

Z Alt Schwerin zjeżdżamy na szutrowy szlak nadbrzeżny i przejeżdżając przez ładny camping (szlaki wiodą często przez ich teren) docieramy do skrzyżowania na Karow, skąd ruszamy pod wiatr na południe.

Tereny są tu niesamowicie malownicze.

Tuż przed Plau am See ze względu na swoje dolegliwości łapię taki kryzys, że odechciewa mi się jechać i toczę się 10 km/h, a na dokładkę zjeżdżamy na nadbrzeżny bardzo piaszczysty szlak.
Po drobnych zakupach w ALDI docieramy do mariny, gdzie zamawiamy po dużej czarnej kawie.


Siedzi się naprawdę relaksacyjnie, ale my mamy jeszcze do przejechania spory kawałek i chcemy choć rzucić okiem na Plau.
To kolejne miasteczko-perełka, szkoda że nie mamy dziś więcej czasu...



Po wyjechaniu z Plau czuję, że kawa w jakiś cudowny sposób przywróciła mnie do życia i kręcę, jak gdyby nigdy nie było kryzysu...a nawet mocniej. :)

W Silbermuehle zjeżdżamy z asfaltu na terenowy szlak nadbrzeżny, który bardzo nas urzeka.
Kto by pomyślał, że my miłośnicy równych gładkich nawierzchni z taką lubością będziemy poruszać się w terenie.

Inna sprawa, że widoki i klimat są tu niesamowite!

Fakt, że 5 km jedzie się dużo dłużej niż asfaltem, ale naprawdę warto.
Dodam jeszcze, że tereny nie są tu płaskie, za to co rusz jedzie się góra-dół-góra-dół.

Docieramy wreszcie do Bad Steuer położonego w lesie na północnym krańcu jeziora.
Stamtąd potwornie stromym podjazdem (kilkanaście %) powoli wdrapujemy się na szlak wiodący szosą do Zislow, gdzie mamy swoje obozowisko.
Szybki zjazd i wkrótce docieramy na miejsce.
Na zdjęciu widać dwóch profesjonalnie obutych i ubranych turystów, coś jak film "Głupi i głupszy". :)))

Tak naprawdę podjeżdżamy z Robertem na plażę, by popływać na deser w Plauer See, co stanowi świetne aktywne zakończenie tego fantastycznego dnia.

Po kąpieli oczywiście zasiadamy w pawiloniku do kolacji i uzupełniania elektrolitów za pomocą miejscowych produktów z miejscowości Luebz. ;)))
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 64.90 km (30.00 km teren), czas: 04:41 h, avg:13.86 km/h, prędkość maks: 50.00 km/h
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1408 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Dzień 1. Camping Zislow i rekonesans nad Plauer See.

Niedziela, 23 sierpnia 2015 | dodano: 30.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią..., Mecklemburgische Seenplatte
Plany na tygodniowe wakacje na rowerze były naprawdę różne, ale ostatecznie zwyciężyła opcja pobytu pod namiotami na przepięknym Pojezierzu Meklemburskim (Mecklemburgische Seenplatte) oddalonym od Szczecina o zaledwie ok. 200 km. Pomijając fakt, że jest tu i fajnie i blisko, pewien wpływ miała tu też moja awaria kręgosłupa, która przyprawiała mnie o nieliche boleści, zwłaszcza w pozycji siedzącej. Turlanie się na przykład przez 1000 km nie wchodziło więc w grę.
W niedzielny poranek spotkaliśmy się z Marzeną i Robertem "Foxikami" i w dwa samochody ruszyliśmy na camping do Zislow nad jeziorem Plauer See.
Aby warunki były jak najlepsze, zabraliśmy ze sobą duże namioty, dużo wyposażenia i dodatkowo namiotowy pawilon, gdzie w dzień i wieczorem mieliśmy "bar", a w nocy trzymaliśmy rowery.
Tu zatrzymaliśmy się na postój przed Waren.

Obozowisko rozbite, jest nawet łóżko dla "Misiacza", aby nie piszczał z bólu przy siedzeniu, za co jestem ogromnie wdzięczny "Foxikom".

Po rozstawieniu namiotów było późno na poważną wycieczkę, więc pojechaliśmy na rekonesans po okolicy.

Rejon słynie z kaczek.

Najpierw na południe...


Potem na północ...

Nawet te kilka kilometrów zrobiło na nas wrażenie.

Tereny są nieskazitelnie czyste, woda krystaliczna, a okolica emanująca specyficznym klimatem.
Na campingu kameralnie, czysto, cicho i spokojnie (tu nie ma żadnych pijackich ryków do rana ani dudniącej muzyki czy nawalonych mięśniaków w "Beemkach"), a do tego dobra infrastruktura.
Zupełnie inny świat...

Na tym wyjeździe postanowiliśmy powygłupiać się i zobaczyć, co takiego ciekawego niektórzy widzą w fotkach typu "selfie". ;)))

Tak wyprzedzając fakty - te wszystkie większe jeziora zostały przez nas objechane (Mueritz dwa tygodnie wcześniej w czasie weekendu).

Widoki na Plauer See.


Po szybkim rekonesansie wróciliśmy na nasze obozowisko, by po wieczornym pływaniu w tym przepięknym jeziorze oddać się przyjemnościom kulinarnym. :)


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 9.15 km (9.15 km teren), czas: 00:53 h, avg:10.36 km/h, prędkość maks: 18.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 220 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Z campingu Bellin (Ueckermunde). Dzień 2.

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | dodano: 10.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
W niedzielę obudziłem się w naszym namiocie wcześnie rano (jak na mnie ;) ), czyli w okolicach godziny siódmej. Jeszcze poprzedniego dnia umówiłem się z Marzeną "Foxikową" i Piotrkiem "Bronikiem", że wyruszą rano ze Szczecina i dojadą do nas, by towarzyszyć nam w drodze powrotnej do Szczecina przez Ueckermunde, Torgelow i Pasewalk.

Ponieważ jednak zwijanie obozowiska poszło nam wyjątkowo sprawnie, a "eskorta" dopiero była w Hintersee (dobra godzina jazdy od Bellin), ruszyliśmy więc powoli na trasę, umawiając się na spotkanie w Imbissie w Torgelow nad rzeczką Uecker (Wkra), jeszcze przed wyjazdem z campingu zajeżdżając nad Zalew, by zobaczyć go w zupełnie innym świetle niż wczoraj.

Tymczasem w Ueckermunde zatrzymaliśmy się na pyszną kawę i ciastka, ponieważ tym razem nie braliśmy własnej kuchenki dochodząc do wniosku, że na jeden weekend nie ma to sensu.


Po tym drugim śniadanku potoczyliśmy się leniwie na Torgelow, by zgrać moment spotkania z Marzeną i Piotrkiem.
Trasa początkowo wiedzie asfaltem, jednak potem wjeżdża się na malowniczą drogę przez las.



Przed samym Torgelow odebraliśmy telefon od Marzeny, że "Bronik" Mistrz-Przewodnik pobłądził, nie odnalazł Imbissu, w którym był kilkakrotnie i obecnie ciągnie Marzenę w stronę Anklam ;))). Troszkę się chyba..."rozproszył". ;)))
Trzeba mieć niezły talent, by pobłądzić w Torgelow, bo metropolia to to z pewnością nie jest! ;)))

Na szczęście z każdego miejsca w mieścince widać wieżę kościoła i tam skierowałem i odnalazłem nasze zguby. ;)
Okazało się, że Imbiss nad rzeczką jest zamknięty, więc po cyknięciu fotki łodzi wkrzańskiej przed muzeum zaprowadziłem grupkę do "kebabowni" na ryneczku. Swego czasu tutejszy lahmacun nie posmakował nam, ale na próbę zamówiliśmy z Basią jednego na pół i ayran do popicia. Tym razem okazał się bardzo dobry i wart polecenia.

Jako wytrawny turysta powinienem doczytać, skąd się wzięła ta rzeźba.
Najwyraźniej jednak tym razem byłem półwytrawny, bo nie doczytałem. ;)

Znalezisko!
Ba, nawet dwa i znalazca. ;)

Rzeczka Uecker jest tak czysta i pełna ryb, że trudno było mi uwierzyć, że przebywam w czasach współczesnych.
Przez moment poczułem się tak, jak za czasów zasiedlania tych terenów przez plemię Wkrzan.

Mostek pieszo-rowerowy nad Wkrą.

Po posiłku ruszyliśmy znakomitą drogą rowerową w kierunku Pasewalku.
Wiatr wiał nam w plecy (i w wielkie sakwy), co sprawiało że jechało się wyjątkowo przyjemnie.
Przed samym Pasewalkiem odbiliśmy w boczną drogę na Krugsdorf, widoki fantastyczne, a do tego jeszcze rewelacyjna pogoda już bez śladu wczorajszego upału.

W Krugsdorf zatrzymaliśmy się nad jeziorem, by uzupełnić izotoniki i schłodzić się lodami.

Jadąc do Rothenklempenow natknęliśmy się na taką oto rodzinkę łabędzi pławiącą się w rowie melioracyjnym.

W samym Rothenklempenow zachciało nam się kawy, więc zajechaliśmy do miejscowego folwarku, ale okazało się, że wszystkie knajpki są pozamykane, więc pozostało nam liczyć na kawę w Loecknitz, do którego szybko mknęliśmy z wiatrem.
Widok z folwarku na kościół.

Tu również z początku spotkało nas rozczarowanie, bo w Niemczech w niedzielę prawie wszystko jest tu pozamykane.
W Loecknitz mieszka obecnie mnóstwo Polaków, więc to prawdopodobnie dlatego na wyjeździe z miasteczka natrafiliśmy na otwartą kawiarnię, prowadzoną zapewne przez polskiego właściciela.
Zakupiliśmy wyjątkowo pyszną kawę i lody po bardzo przyzwoitej cenie.
W tym czasie Piotrek zrobił zakupy w Netto.
Lenić nam się chciało, ale czas było jechać. Motywacją było przetestowanie niedawno zbudowanej drogi rowerowej wiodącej aż do samej granicy.

Coś fantastycznego, gładź asfaltu tak idealna, że mogłaby się po nocach jako koszmar śnić Krzyśkowi "Monterowi" (dla niewtajemniczonych - miłośnik jazdy po traktach leśnych, "skrótów" przez chaszcze i podobnych atrakcji ;)))).

Po przekroczeniu granicy w Lubieszynie przyszło nam już jechać dość ruchliwą drogą aż do Mierzyna, gdzie zaczyna się droga rowerowa (i w sumie zaraz kończy, ale zawsze to coś ;)).
Tam pożegnaliśmy Marzenę i wróciliśmy do domków.
Fantastyczny wyjazd w super towarzystwie, tylko szkoda że znowu taki krótki. :)


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 85.00 km (10.00 km teren), czas: 05:24 h, avg:15.74 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1719 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na camping Bellin (Ueckermunde). Dzień 1.

Sobota, 8 sierpnia 2015 | dodano: 10.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Tradycyjnie już w sobotę i niedzielę tzw. prognoza norweska na stronie yr.no zachowywała się jak dziewica i nie wiedziała czego chce.
A to deszcz, a to brak deszczu...i to wszystko TYLKO na weekend. My wiedzieliśmy czego chcemy.
Chcieliśmy założyć sakwy na rowery, zapakować namiot, śpiwory i inny sprzęt biwakowy i "na własnych kołach" dotoczyć się ze Szczecina do Niemiec na camping w Bellin koło Ueckermunde (chcieliśmy go przetestować, czy nadaje się na szybkie weekendowe wypady na rowerze).
Mimo wydziwiania prognoz zapadła decyzja, że jedziemy i w południe ruszyliśmy spod garażu w stronę Tanowa i Puszczy Wkrzańskiej.
Chwila na postój.

Upał był morderczy, do tego zaduch i duża wilgotność powietrza, więc nie powiem, żeby jazda była komfortowa, ale kto o tym teraz pamięta. ;)
Zatrzymywanie się na postoje nie było dobrym pomysłem w sensie termicznym, bo momentalnie robiliśmy się mokrzy.
Tu postój w Puszczy Wkrzańskiej.

Tym razem postanowiliśmy nie jechać przez Hintersee (zbyt męcząca trasa szutrowa jak na ten dzień, obciążenie i naszą "formę"), tylko nową drogą na Nowe Warpno, która jest idealnie gładka. Mimo to "noga nie podawała" tak czy siak.
Przed Nowym Warpnem skręciliśmy w lewo w puszczę, by trasą rowerową dotrzeć do Rieth.

Troszkę bagażu zawsze jest przy takich wyjazdach.

Tradycyjnie w Rieth zajechaliśmy do Imbissu na przepyszną bułkę Hackerle, kawę i "Radebergera".

Jest tam zawsze tak błogo, że gdyby tylko pani miała pole namiotowe, od razu byśmy rozstawili obozowisko. ;)
Tak jednak nie było, więc ruszyliśmy w kierunku Bellin, tymczasem na zachodzie zaczęły się kłębić groźne chmury.
Kiedy dotarliśmy do Bellin, nie spadła jednak nawet kropla deszczu, więc namiot rozstawiliśmy zupełnie na sucho.

Camping jest bardzo fajny, ceny przystępne, podłoże idealne pod namiot, sanitariaty czyste i jest położony nad samym Zalewem Szczecińskim.

W porównaniu z testowanym dwa lata temu takim sobie pobliskim campingiem w Grambin jest to klasa lub dwie wyżej.
Po rozstawieniu namiotu i przygotowaniu legowiska ruszyliśmy pustymi rowerami do pobliskiego Ueckermunde na małe zakupy i na lahmacun do znajomego Turka (niestety, przyjął ucznia i nie ma już tego smaku, na szczęście lahmacun zdecydowanie poprawił się w Torgelow ;) ).
Pomimo tego, że na zachodzie kłębiły się chmury, nie doszły do nas, a nawet świeciło u nas słońce.
Najfajniejszy moment to powrót, kiedy można było sobie z "Radebergerem" zasiąść na brzegu Zalewu i wpatrywać się w fale i chmury. :)





Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 74.00 km (10.00 km teren), czas: 04:34 h, avg:16.20 km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1432 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Waren (Müritz). Objazd jeziora. Dzień 2.

Niedziela, 2 sierpnia 2015 | dodano: 03.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Choć nie siedzieliśmy długo w nocy na namiotowej biesiadzie, a ja prawdę mówiąc urwałem się wcześniej, to i tak wstaliśmy dość późno.
Ponieważ moje samopoczucie po wygramoleniu się z namiotu było takie sobie (i złośliwców uprzedzam, że nie miało to nic wspólnego z poprzednim wieczorem), nasz dobry kolega "Bronik" szybko zaordynował mi pierwszą pomoc. :)))
Oczywiście rano nie korzystam z takich specyfików, więc zostawiłem sobie pomoc na wieczór. :)

Ponieważ przyjechaliśmy tylko na jedną noc, więc po śniadaniu, kąpieli i zwinięciu obozowiska wymeldowaliśmy się z campingu i zostawiliśmy samochody na darmowym campingu, po czym wskoczyliśmy na rowerki i ponownie popedałowaliśmy do Waren, tym razem na pyszne lody.


Objazd jeziora Muritz zaczęliśmy od lewej strony. Zamierzaliśmy tym razem jechać leśnym szutrowym szlakiem nadbrzeżnym, pozostawała tylko kwestia jak go znaleźć.
Tak się zagadaliśmy jednak, że...szlak się sam znalazł i zamiast jechać tak jak dotychczas nagle znaleźliśmy się w lesie.
Nie musieliśmy nawet wyciągać dopiero co zakupionych map.

W pewnym momencie wjeżdża się na kładkę, która prowadzi przez leśne rozlewiska.


W zasadzie to nie powinno się po niej jechać, ale byliśmy chyba jeszcze zaspani i nie zauważyliśmy znaku, że rowery należy prowadzić.
Uświadomiła nam to nadchodząca z przeciwka Niemka rykiem przypominającym filmy o Auschwitz:
- ABSTEIGEN !!!!!!!!!!!!!!!!
Choć miała rację, to sympatycznie to nie zabrzmiało, można było inaczej.
- Hande hoch !!! ;)))

Tym niemniej nie zraziliśmy się tym, bo okolica jest przepiękna.
Do miejscowości Klink cały czas jechaliśmy ubitą trasą leśną i bardzo dobrze, bo w południe upał sięgał 30 st.C.
W Klink tuż nad jeziorem znajduje się przepiękny pałac, który za każdym razem wywiera na nas ogromne wrażenie.


Krótki popas nad jeziorem.
Kolejny! :)

Po szybkiej przerwie ruszyliśmy dalej, bu dotrzeć do Sietow, gdzie w cieniu drzew...zrobiliśmy sobie kolejną przerwę...a czas leciał. ;)
Po dojechaniu do Roebel wpadliśmy na pomysł, by dla odmiany i dla zaoszczędzenia czasu przeprawić się statkiem na drugą stronę jeziora, ale niedorzeczna dla nas cena 17 EUR za osobę wybiła nam ten pomysł z głowy.
W Roebel jest schludna marina, gdzie można skorzystać z łazienki, więc po opłukaniu twarzy i napełnieniu bidonów ruszyliśmy dalej przez to malownicze miasteczko.

Oczywiście tradycyjnie musiałem zrobić sobie zdjęcie a la "Gladiator". ;)


Kierując się na Ludorf jechaliśmy tym razem nie szlakiem (jak ostatnio), ale 5 km gładziutką szosą mając wiatr w plecy, co pozwoliło nam zaoszczędzić sporo czasu.
Niesamowity w kształcie kościół w Ludorf, którego...dziś nie oglądaliśmy ("po co, przecież już go widzieliśmy w tamtym roku"). ;)))))

Przez Vipperow dotarliśmy na południowy kraniec jeziora i po pokonaniu przesmyku wjechaliśmy do Rechlin, gdzie w znanym nam już Imbissie zatrzymaliśmy się na przepyszne lody i kawę.

Kiedy reszta grupy zmierzała naprzód, ja zatrzymałem się na chwilę w Bolter Muehle, by uwiecznić miejscowy młyn.

Po dojechaniu do Boek wjechaliśmy w lasy okalające Park Narodowy Muritz.
Jest tam przepięknie!


Po zamknięciu w Waren pętli wokół jeziora przed powrotem do domu ponownie zajechaliśmy do portu na lahmacun i lody.

Marina w Waren i wspólna fotka (bez Marzeny) i...


...czas wracać do Szczecina.

Chciałoby się zostać na dłużej, ale też Szczecin ma tę zaletę, że mamy do Niemiec tak blisko (10-15 km) i zawsze można to powtórzyć.
Dla zainteresowanych poniżej podaję linki do poprzednich wyjazdów do Waren, każdy wnosi coś nowego, możemy tu wracać co rusz, bo warto!
http://misiacz.bikestats.pl/784637,Mueritz-National-Park-z-przygodami.html
http://misiacz.bikestats.pl/933250,Z-Waren-dookola-jeziora-Mueritz-Park-Narodowy-Mueritz.html
http://misiacz.bikestats.pl/1192692,Mueritz-Mueritz-Mueritz.html

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 85.52 km (50.00 km teren), czas: 05:27 h, avg:15.69 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1781 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Waren (Müritz). Przyjazd na camping. Dzień 1.

Sobota, 1 sierpnia 2015 | dodano: 03.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Przez kilka ostatnich tygodni nie mogliśmy zebrać się na weekendowy wyjazd nad jezioro Müritz (największe śródlądowe jezioro Niemiec objęte patronatem UNESCO) ze względu na opady, które upierdliwie pojawiały się właśnie w weekendy.
Kiedy pogoda się poprawiła, okazało się że ze względu na różne obowiązki służbowe możemy jechać nie w piątek wieczorem, a w sobotę. Tak też zrobiliśmy i o godzinie 16:30 ja i Basia ruszyliśmy wraz z Piotrkiem "Bronikiem" w kierunku Loecknitz, gdzie umówiliśmy się z Marzeną i Robertem "Foxikami". Mimo, że dystans nie jest duży (160 km), a ok. 50 km przemierza się autostradą, to i tak dojazd zajmuje ok. 2 godzin.

Po zameldowaniu się na campingu Ecktannen w miarę możliwości szybko rozstawiliśmy obozowisko, by potem udać się na bardzo krótką wieczorną wycieczkę do przepięknego (!!!) Waren.

Tym razem wzięliśmy małe namioty, za to "Foxiki" zabrały wielki pawilon, więc było gdzie w nocy posiedzieć przy małym co-nieco.

W drodze do Waren zatrzymałem się, by wydoić drewnianą krowę.
Jaka krowa - takie mleko. ;)

Tak prezentuje się jezioro Müritz o zachodzie słońca (zdjęcie Basi).

Po przejechaniu przez przepiękną marinę (niczym na południu Europy) zafundowaliśmy sobie jeden z najlepszych lahmacun'ów, jakiem do tej pory jedliśmy w Niemczech.

Wycieczka nie miała być dziś długa. Mieliśmy ochotę jedynie na małą przejażdżkę, lahmacun i wieczorne pogawędki w pawilonie. Objazd tego ogromnego jeziora (85 km) zaplanowaliśmy na jutro.
Wieczorem w pawilonie zrobiło się nieco chłodno, więc Marzena opatuliła "Misiacza" w barana jakiegoś (zdjęcie Marzeny). ;)))

Dla zainteresowanych poniżej podaję linki do poprzednich wyjazdów do Waren, każdy wnosi coś nowego, możemy tu wracać co rusz, bo warto!
http://misiacz.bikestats.pl/784637,Mueritz-National-Park-z-przygodami.html
http://misiacz.bikestats.pl/933250,Z-Waren-dookola-jeziora-Mueritz-Park-Narodowy-Mueritz.html
http://misiacz.bikestats.pl/1192692,Mueritz-Mueritz-Mueritz.html

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 9.52 km (0.00 km teren), czas: 00:36 h, avg:15.87 km/h, prędkość maks: 25.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 150 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)