MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Dzień 3. Malchow na piechotę i terenem do Bad Steuer.

Wtorek, 25 sierpnia 2015 | dodano: 01.09.2015Kategoria Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice, Mecklemburgische Seenplatte
W nocy przeszła potężna burza i nie ustawała, jednak namioty zniosły wszystko bez szwanku i nie popuściły wody.
Gorzej z podłożem campingu, bo stało się błotnistą breją. Istny potop. To był potem bardzo dziwny dla mnie dzień.
Wstał pochmurny i ponury, a my byliśmy senni jak susły i prawdę mówiąc, niewiele nam się chciało, no co najwyżej lenić. :)
Po śniadaniu wskoczyłem do jeziora, żeby co nieco popływać. Tym razem woda była cieplejsza od powietrza i nie chciało mi się z niej w ogóle wychodzić.
Potem wszystkich nas ogarnęła jakaś nienaturalna wręcz senność, to nawet trudne do opisania, więc wsunąłem się do namiotu i zasnąłem.
Około południa postanowiliśmy zwiedzić pobliskie Malchow, do którego wybraliśmy się samochodem "Foxików". Nikomu nie chciało się kręcić korbą. ;)
Na szczęście chmury ustępowały i na niebie znowu widać było błękit.
To jedna z uliczek w Malchow (które tak naprawdę leży na małej byłej już wysepce, bo jest połączone groblą z lądem).

Ratusz w Malchow.

Po przejściu przez groblę skierowaliśmy się do miejscowego kościoła przyklasztornego.
Widok na Malchow z drugiego brzegu.

Zabudowania klasztorne są nieco zapuszczone, zaś kościół był remontowany, więc może i te budynki się załapią?


Płaskorzeźba (?) nad wejściem do budynku klasztornego.

Po zwiedzeniu okolicy ponownie wróciliśmy na "wyspę".
Tu widać ciekawy przykład połączenia starego z nowym.

Widok z mostu obrotowego na jezioro Malchower See.

Wracając zatrzymaliśmy się na małe zakupy.
Miejscowy szeryf z coltami. ;)

Po powrocie na camping dziewczyny nie wykazywały chęci na dalszą aktywność fizyczną, więc wybraliśmy się sami z Robertem na krótką terenową przejażdżkę szlakiem do Bad Steuer, którego jeszcze nie penetrowaliśmy.
Przyszło nam nieco jeździć po błotku i po chaszczach niczym jakieś "Krzakołazy". ;)))

Nad jeziorem wyznaczone są miejsca do piknikowania.

Kiedy docieraliśmy do północnego skraju jeziora, zaczął kropić lekki deszcz i całe nasze poranne pucowanie rowerków poszło na marne (pomijam ubłocenie). ;)
Na wyjątkowo stromym podjeździe z Bad Steuer Robert znalazł bardzo sympatyczne oznaczenie szlaku w postaci...Misiacza. ;)
Okazuje się, że w okolicznym lesie Barenwald żyją miśki (nie wiem, czy na wolności czy w zagrodzie, ale widziałem tylko zdjęcia).

Po wdrapaniu się na wzniesienie asfaltową szosą przez Suckow wróciliśmy na nasze obozowisko.
Dzień oczywiście zakończyliśmy pływaniem w jeziorze i ucztą w namiocie-pawilonie, gdzie raczyliśmy się przyrządzoną przez Roberta polędwicą z grilla. No, nie tylko polędwicą... :) Tego dnia Basia również coś przejechała...3 km po campingu. ;)))
Największa niespodzianka czekała nas, gdy kładliśmy się spać.
Basia leżała już w środku i zapytała mnie, czemu rzuciłem kupę ciuchów na wewnętrzny namiot (mamy wpinany), bo sufit wygięty.
Mówię, że nic nie rzucałem i żeby dotknęła.
Nagle krzyk:
- Misiuuuuu!!! To się rusza!!!
Wszedłem do namiotu, a tam...rudy kocur, sierściuch jeden wśliznął się do środka i zrobił sobie hamak.
Nic sobie nie robił z mojej obecności ani świecenia w ślepia czołówką, wręcz pogardliwie zerknął na mnie, więc zawinąłem rękę w koc, by trzepnąć zwierza w zad.
Zawołałem Roberta, strąciłem intruza, ale wśliznął się między tropik a namiot i musiałem go pacnąć ponownie, by skierować go do wyjścia.
Tam Robert pogonił go na cztery wiatry. :)))
Wyjątkowa przygoda.

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 17.76 km (12.00 km teren), czas: 00:59 h, avg:18.06 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 419 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

K o m e n t a r z e
Kot wygrywa
davidbaluch
- 16:38 środa, 2 września 2015 | linkuj
A ja myślałem że misiacze w sen zimą zapadają :D
Trendix
- 19:00 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
No tak , już starożytni Egipcjanie pisali na papirusach że Misiacz z kotem w jednym namiocie , to żyją jak kot z psem w jednej budzie.
A Robert to wiadomo , miłośnik psów , więc kota nie dzierżył.
siwobrody
- 18:52 wtorek, 1 września 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!