- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Wypadziki do Niemiec
Dystans całkowity: | 23693.60 km (w terenie 2858.88 km; 12.07%) |
Czas w ruchu: | 1225:30 |
Średnia prędkość: | 19.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13 m |
Suma kalorii: | 480913 kcal |
Liczba aktywności: | 310 |
Średnio na aktywność: | 76.43 km i 4h 02m |
Więcej statystyk |
Dzień 1. Do Leśniczówki Piasek z Basią, Asią i Mariuszem.
Sobota, 30 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Prawdę mówiąc, to kombinowaliśmy z Basią jakiś
rowerowy kolejny wyjazd na dwa dni. Zupełnym "przypadkiem" mój
znajomy z firmy, Mariusz, poczuł w sobie zew globetrottera i zapragnął wraz z
żoną Asią zacząć jeździć turystycznie.
"Foxiki" i "Bronik" uziemieni i jakoś niestety nie ma okazji wspólnie pojeździć, więc Wszechświat pustki nie znosząc podsyła nowe rowerowe znajomości i pojechaliśmy w nowym składzie. :)
Ruszamy naszymi załadowanymi rowerami w sobotę około godziny 10:30 spod „Castoramy” na Gumieńcach i kierujemy się w stronę Kołbaskowa i Rosówka. Wcześniej na miejscu zbiórki spotykamy z Basią naszą koleżankę Jolę, ale to zupełnie inny krąg zainteresowań niż rowerowy. ;) Ciekawych spotkań i ludzi na trasie będzie na tym wyjeździe sporo.
Od samego początku zmagamy się z wiatrem wiejącym centralnie w twarz.
Żartujemy, że w czasie powrotu się zmieni i też będzie wiał w twarz. Cóż…takie czasy, że wykrakaliśmy! ;)
Na stacji „Bobryka” w Przecławiu Asia i Mariusz uzupełniają brakujące 50% ciśnienia w oponach. ;)
Operacja całkiem legalna wbrew pozorom, bo obsługa zezwoliła na użycie kompresora. Kupuję jakieś słodycze zasilające, Mariusz dodatkowe napoje i ruszamy dalej.
Na wysokości stacji „Lotos” za Kołbaskowem odbijamy z polskiej drogi rowerowej na łącznik wiodący do szlaków niemieckich i kierujemy się na Neurosow i Rosow.
W międzyczasie dogania nas na szosówce Michał „Michuss”, nasz znajomy z Bikestats. Wspólnie dojeżdżamy do Rosow, gdzie oczywiście cykamy wspólną fotkę.
Jedziemy drogą w kierunku Tantow, po czym skręcamy w prawo na Neurochlitz. Tym razem wiatr wieje w plecy i na dodatek zasuwamy ostro z górki – wspaniała nagroda dla „przedmuchanego wmordęwindem” rowerzysty. ;)
Piękną drogą wśród drzew docieramy do Staffelde i przy kurhanie robimy sobie popas.
Można by rzec, że każdy nasz wyjazd to popas przeplatany jazdą albo jazda przeplatana popasami. ;)
Tych dziobów to na wyjeździe będzie mnóstwo.
Jakiejś radosnej "korby" nam dostarczały! ;
To zdjęcie wykonane aparatem Mariusza / Asi (wszystkie bez stopki Misiaczowej są ich autorstwa).
Zjeżdżamy do Mescherin i wjeżdżamy na szlak „Oder-Neisse Radweg”. Za długo to my znów nie pojedziemy, bo za jakieś 5 kilometrów planujemy…popas w Gartz w Imbissie na nabrzeżu u pani Eli. Ciasto, kawa…takie tam. No relaksik! ;)
Lekko podpasieni wjeżdżamy na drogę rowerową na wale przeciwpowodziowym. Przed nami 7 km do…kolejnego popasu.
We Friedrichsthal. ;)))
Nie mówię, że się ciągle opychamy, ale posiedzieć i pogadać to sobie lubimy. ;)
Dalej droga do Schwedt po wale jest oficjalnie zamknięta ze względu na roboty budowlane i proponowany jest objazd opłotkami przez Gatow, ale jakoś nam się nie uśmiecha ta trasa, na dodatek dłuższa i korzystamy z wbudowanego w polską świadomość „zmysłu organizacyjnego”. Krótko mówiąc, omijamy barierki i jedziemy przez budowę, ponieważ w weekendy i tak nikt tam nie pracuje, a droga na budowie jest dobrze ubita.
W pewnym momencie Mariusz jedzie za Asią na górę wału, co kończy się na jego końcu sprowadzaniem rowerów po piachu. Widok jak z westernu (jeśli ktoś pamięta, jak konno dzielni kowboje zjeżdżali ze wzgórz). ;)
W Schwedt wjeżdżamy do miasta i w „Netto” robimy zapasy piwa i prowiantu, które będziemy potem wciągać długim i ciężkim podjazdem w Cedyńskim Parku Krajobrazowym…ale warto.
Jest gorąco i duszno, więc zatrzymujemy się w Krajniku Górnym na zimne napoje.
Dojeżdżamy do Piasku i lokujemy się w pokojach, po czym udajemy się jeszcze na małe zakupy do spożywczego „GS-u”. ;)
Wbrew pozorom, to nie koniec dnia. Pani Dorota (właścicielka) pokazuje gościom największy w Polsce zbiór długopisów i muzeum staroci. Oczywistością jest, że prowadzimy potem jak zawsze ciekawe rozmowy z panią Dorotą, która częstuje nas też „wyciągiem z winogron” własnej produkcji. ;)
Do rozmowy dołącza się też pan Janusz z żoną, sympatyczne małżeństwo z Wrocławia podróżujące samochodem po kraju. Okazuje się, że pan Jan również jest turystą rowerowym, no cóż za przypadek (mamy już zaproszenie do Wrocławia). Rozmowy na różne tematy, w tym „nie z tej Ziemi” trwałyby do rana i tylko zdrowy rozsądek każe nam się położyć spać około godziny 2:00 w nocy! ;) W końcu jutro czeka nas powrót na dystansie ok. 80 km. Niby niedużo, ale jak się człowiek nie wyśpi i późno wyjedzie, to różnie to bywa. ;)
Link do dnia 2: KLIK
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1513 (kcal)
"Foxiki" i "Bronik" uziemieni i jakoś niestety nie ma okazji wspólnie pojeździć, więc Wszechświat pustki nie znosząc podsyła nowe rowerowe znajomości i pojechaliśmy w nowym składzie. :)
Ruszamy naszymi załadowanymi rowerami w sobotę około godziny 10:30 spod „Castoramy” na Gumieńcach i kierujemy się w stronę Kołbaskowa i Rosówka. Wcześniej na miejscu zbiórki spotykamy z Basią naszą koleżankę Jolę, ale to zupełnie inny krąg zainteresowań niż rowerowy. ;) Ciekawych spotkań i ludzi na trasie będzie na tym wyjeździe sporo.
Od samego początku zmagamy się z wiatrem wiejącym centralnie w twarz.
Żartujemy, że w czasie powrotu się zmieni i też będzie wiał w twarz. Cóż…takie czasy, że wykrakaliśmy! ;)
Na stacji „Bobryka” w Przecławiu Asia i Mariusz uzupełniają brakujące 50% ciśnienia w oponach. ;)
Operacja całkiem legalna wbrew pozorom, bo obsługa zezwoliła na użycie kompresora. Kupuję jakieś słodycze zasilające, Mariusz dodatkowe napoje i ruszamy dalej.
Na wysokości stacji „Lotos” za Kołbaskowem odbijamy z polskiej drogi rowerowej na łącznik wiodący do szlaków niemieckich i kierujemy się na Neurosow i Rosow.
W międzyczasie dogania nas na szosówce Michał „Michuss”, nasz znajomy z Bikestats. Wspólnie dojeżdżamy do Rosow, gdzie oczywiście cykamy wspólną fotkę.
Jedziemy drogą w kierunku Tantow, po czym skręcamy w prawo na Neurochlitz. Tym razem wiatr wieje w plecy i na dodatek zasuwamy ostro z górki – wspaniała nagroda dla „przedmuchanego wmordęwindem” rowerzysty. ;)
Piękną drogą wśród drzew docieramy do Staffelde i przy kurhanie robimy sobie popas.
Można by rzec, że każdy nasz wyjazd to popas przeplatany jazdą albo jazda przeplatana popasami. ;)
Tych dziobów to na wyjeździe będzie mnóstwo.
Jakiejś radosnej "korby" nam dostarczały! ;
To zdjęcie wykonane aparatem Mariusza / Asi (wszystkie bez stopki Misiaczowej są ich autorstwa).
Zjeżdżamy do Mescherin i wjeżdżamy na szlak „Oder-Neisse Radweg”. Za długo to my znów nie pojedziemy, bo za jakieś 5 kilometrów planujemy…popas w Gartz w Imbissie na nabrzeżu u pani Eli. Ciasto, kawa…takie tam. No relaksik! ;)
Lekko podpasieni wjeżdżamy na drogę rowerową na wale przeciwpowodziowym. Przed nami 7 km do…kolejnego popasu.
We Friedrichsthal. ;)))
Nie mówię, że się ciągle opychamy, ale posiedzieć i pogadać to sobie lubimy. ;)
Dalej droga do Schwedt po wale jest oficjalnie zamknięta ze względu na roboty budowlane i proponowany jest objazd opłotkami przez Gatow, ale jakoś nam się nie uśmiecha ta trasa, na dodatek dłuższa i korzystamy z wbudowanego w polską świadomość „zmysłu organizacyjnego”. Krótko mówiąc, omijamy barierki i jedziemy przez budowę, ponieważ w weekendy i tak nikt tam nie pracuje, a droga na budowie jest dobrze ubita.
W pewnym momencie Mariusz jedzie za Asią na górę wału, co kończy się na jego końcu sprowadzaniem rowerów po piachu. Widok jak z westernu (jeśli ktoś pamięta, jak konno dzielni kowboje zjeżdżali ze wzgórz). ;)
W Schwedt wjeżdżamy do miasta i w „Netto” robimy zapasy piwa i prowiantu, które będziemy potem wciągać długim i ciężkim podjazdem w Cedyńskim Parku Krajobrazowym…ale warto.
Jest gorąco i duszno, więc zatrzymujemy się w Krajniku Górnym na zimne napoje.
Dojeżdżamy do Piasku i lokujemy się w pokojach, po czym udajemy się jeszcze na małe zakupy do spożywczego „GS-u”. ;)
Wbrew pozorom, to nie koniec dnia. Pani Dorota (właścicielka) pokazuje gościom największy w Polsce zbiór długopisów i muzeum staroci. Oczywistością jest, że prowadzimy potem jak zawsze ciekawe rozmowy z panią Dorotą, która częstuje nas też „wyciągiem z winogron” własnej produkcji. ;)
Do rozmowy dołącza się też pan Janusz z żoną, sympatyczne małżeństwo z Wrocławia podróżujące samochodem po kraju. Okazuje się, że pan Jan również jest turystą rowerowym, no cóż za przypadek (mamy już zaproszenie do Wrocławia). Rozmowy na różne tematy, w tym „nie z tej Ziemi” trwałyby do rana i tylko zdrowy rozsądek każe nam się położyć spać około godziny 2:00 w nocy! ;) W końcu jutro czeka nas powrót na dystansie ok. 80 km. Niby niedużo, ale jak się człowiek nie wyśpi i późno wyjedzie, to różnie to bywa. ;)
Link do dnia 2: KLIK
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
76.57 km (3.00 km teren), czas: 04:50 h, avg:15.84 km/h,
prędkość maks: 39.00 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1513 (kcal)
Z Basią z Campingplatz Bellin. Dzień 2.
Niedziela, 17 lipca 2016 | dodano: 18.07.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Link do relacji z dnia 1: KLIK
***
Gdy budzę się około 7 rano, deszcz już nie pada (popadał trochę w nocy na namiot, ale nas nie dosięgnął).
Słońce przebija się przez unoszącą się mgłę i wygląda to bardzo niesamowicie.
Wsuwam się jednak z powrotem do namiotu, by "na chwilkę" się zdrzemnąć...i ta chwilka trwa ponad godzinę.
Choć dziś mamy przed sobą blisko 90 km (wyszło 85,50 km), to zbieramy się jak to zwykle Misiacze - w swoim czasie.
Basia idzie się kąpać, a ja zajmuję się zwijaniem namiotu i jego wyposażenia.
Po zapakowaniu rowerów idę cyknąć fotkę miejsca, w którym byliśmy na campingu.
Dla niewtajemniczonych: Bellin leży nad Stettiner Haff, czyli po naszemu nad Zalewem Szczecińskim, a dla gości z południa Polski to już prawie Bałtyk. ;)))
Wywozimy śmieci do kubłów i przed startem na Ueckermunde jeszcze ostatnie siusiu. ;)
Jak co roku - małpuję "Gladiatora" w zbożu. ;)
No muszę! ;)
Pogoda nadal jak na zamówienie (no bo nasz Taniec Słońca to w sumie jest zamówienie ;))).
Port w Ueckermunde w godzinach porannych, czyli w porze, o której rzadko tam bywamy.
Malownicza uliczka w Ueckermunde.
To miasteczko jest przepiękne i ma swój klimat.
Ponieważ na tak krótki wyjazd nie braliśmy kuchenki, kawy ani kubków, więc tradycyjnie zajeżdżamy do "CAFE" na ciasto i pyszną kawę.
Informacja dla miłośników pysznego lahmacun u "naszego" Turka obok w "Uecker 66" - jeżeli zobaczycie za ladą nowych młodych sprzedawców - nie zamawiajcie.
Nie umieją oni tego podać tak, by było smacznie. Widocznie stary Turek wyjechał na urlop i trzeba uzbroić się w cierpliwość.
My decydujemy się dziś na lahmacun w nieodległym Torgelow.
Czy jedziemy na zachód czy na południe - znów mamy wiatr w plecy.
W przypadku skręcania na wschód - również! ;)))
Do Torgelow wiedze przepiękna ścieżka rowerowa przez las, dobrze utwardzona i malownicza.
Nawet Misiaczom-asfaltofilom się podoba. :)
W Torgelow zajeżdżamy na lahmacun.
Choć jest bardzo dobry, to jest tak olbrzymi, że zjadam tylko pół, a resztę pakuję na potem do sakwy.
Po posiłku przejeżdżamy obok Imbissu, w którym kiedyś zatrzymywaliśmy się na izotonik i lody.
Niestety, od jakiegoś czasu jest zamknięty na głucho.
W ogóle całe to miasteczko jest tak wyludnione, że aż czuję się nieswojo. Gdzie są mieszkańcy?
Przejeżdżamy przez mostek nad rzeczką Uecker (Wkra) i kierujemy się na Pasewalk.
Oczywiście nadal mamy wiatr w plecy.
Mimo tego i pięknej trasy jestem tak rozleniwiony kebabem, że marzę o...rowerze elektrycznym!!! ;)))
Przed Pasewalkiem skręcamy na Krugsdorf, gdzie zatrzymujemy się nad jeziorem na lody.
Tam również prawie nikogo nie ma, a zwykle są tam spore ilości ludzi.
Przez Koblentz i Rothenklempenow docieramy do Loecknitz. Gdzieś tam na horyzoncie po lewej i po prawej kłębią się ciemne chmury, ale nie nad nami.
Jedziemy więc do Netto na całkiem spore zakupy i ruszamy w kierunku granicy w Linken.
Na niebie trwa zadziwiające zjawisko.
Wzdłuż naszej trasy między Loecknitz, a Linken po jej lewej i prawej stronie wiszą w oddali ciężkie chmury, z których ku ziemi ciągną strugi deszczu...a my jedziemy w suchym przesmyku między nimi. ;)))
Przed nami jeszcze blisko 30 km jazdy i ciekawi jesteśmy, czy dojedziemy do domu "suchym kołem". ;)
To ostatnia już fotka przed granicą.
Już w Szczecinie udało mi się sfotografować ciekawy samochód.
Na dachu siedzi sobie jakiś pluszowy "Misiacz" w goglach. ;)
Do domu przyjeżdżamy "na sucho", nie dosięgła nas żadna ulewa, mieliśmy słońce i wiatr w plecy praktycznie cały czas.
Kiedy zasiadamy już w domu do kolacji, za oknem zaczyna padać deszcz.
Teraz już może... ;)
***
Gdy budzę się około 7 rano, deszcz już nie pada (popadał trochę w nocy na namiot, ale nas nie dosięgnął).
Słońce przebija się przez unoszącą się mgłę i wygląda to bardzo niesamowicie.
Wsuwam się jednak z powrotem do namiotu, by "na chwilkę" się zdrzemnąć...i ta chwilka trwa ponad godzinę.
Choć dziś mamy przed sobą blisko 90 km (wyszło 85,50 km), to zbieramy się jak to zwykle Misiacze - w swoim czasie.
Basia idzie się kąpać, a ja zajmuję się zwijaniem namiotu i jego wyposażenia.
Po zapakowaniu rowerów idę cyknąć fotkę miejsca, w którym byliśmy na campingu.
Dla niewtajemniczonych: Bellin leży nad Stettiner Haff, czyli po naszemu nad Zalewem Szczecińskim, a dla gości z południa Polski to już prawie Bałtyk. ;)))
Wywozimy śmieci do kubłów i przed startem na Ueckermunde jeszcze ostatnie siusiu. ;)
Jak co roku - małpuję "Gladiatora" w zbożu. ;)
No muszę! ;)
Pogoda nadal jak na zamówienie (no bo nasz Taniec Słońca to w sumie jest zamówienie ;))).
Port w Ueckermunde w godzinach porannych, czyli w porze, o której rzadko tam bywamy.
Malownicza uliczka w Ueckermunde.
To miasteczko jest przepiękne i ma swój klimat.
Ponieważ na tak krótki wyjazd nie braliśmy kuchenki, kawy ani kubków, więc tradycyjnie zajeżdżamy do "CAFE" na ciasto i pyszną kawę.
Informacja dla miłośników pysznego lahmacun u "naszego" Turka obok w "Uecker 66" - jeżeli zobaczycie za ladą nowych młodych sprzedawców - nie zamawiajcie.
Nie umieją oni tego podać tak, by było smacznie. Widocznie stary Turek wyjechał na urlop i trzeba uzbroić się w cierpliwość.
My decydujemy się dziś na lahmacun w nieodległym Torgelow.
Czy jedziemy na zachód czy na południe - znów mamy wiatr w plecy.
W przypadku skręcania na wschód - również! ;)))
Do Torgelow wiedze przepiękna ścieżka rowerowa przez las, dobrze utwardzona i malownicza.
Nawet Misiaczom-asfaltofilom się podoba. :)
W Torgelow zajeżdżamy na lahmacun.
Choć jest bardzo dobry, to jest tak olbrzymi, że zjadam tylko pół, a resztę pakuję na potem do sakwy.
Po posiłku przejeżdżamy obok Imbissu, w którym kiedyś zatrzymywaliśmy się na izotonik i lody.
Niestety, od jakiegoś czasu jest zamknięty na głucho.
W ogóle całe to miasteczko jest tak wyludnione, że aż czuję się nieswojo. Gdzie są mieszkańcy?
Przejeżdżamy przez mostek nad rzeczką Uecker (Wkra) i kierujemy się na Pasewalk.
Oczywiście nadal mamy wiatr w plecy.
Mimo tego i pięknej trasy jestem tak rozleniwiony kebabem, że marzę o...rowerze elektrycznym!!! ;)))
Przed Pasewalkiem skręcamy na Krugsdorf, gdzie zatrzymujemy się nad jeziorem na lody.
Tam również prawie nikogo nie ma, a zwykle są tam spore ilości ludzi.
Przez Koblentz i Rothenklempenow docieramy do Loecknitz. Gdzieś tam na horyzoncie po lewej i po prawej kłębią się ciemne chmury, ale nie nad nami.
Jedziemy więc do Netto na całkiem spore zakupy i ruszamy w kierunku granicy w Linken.
Na niebie trwa zadziwiające zjawisko.
Wzdłuż naszej trasy między Loecknitz, a Linken po jej lewej i prawej stronie wiszą w oddali ciężkie chmury, z których ku ziemi ciągną strugi deszczu...a my jedziemy w suchym przesmyku między nimi. ;)))
Przed nami jeszcze blisko 30 km jazdy i ciekawi jesteśmy, czy dojedziemy do domu "suchym kołem". ;)
To ostatnia już fotka przed granicą.
Już w Szczecinie udało mi się sfotografować ciekawy samochód.
Na dachu siedzi sobie jakiś pluszowy "Misiacz" w goglach. ;)
Do domu przyjeżdżamy "na sucho", nie dosięgła nas żadna ulewa, mieliśmy słońce i wiatr w plecy praktycznie cały czas.
Kiedy zasiadamy już w domu do kolacji, za oknem zaczyna padać deszcz.
Teraz już może... ;)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
85.50 km (5.00 km teren), czas: 05:17 h, avg:16.18 km/h,
prędkość maks: 34.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1700 (kcal)
Z Basią na Campingplatz Bellin. Dzień 1.
Sobota, 16 lipca 2016 | dodano: 18.07.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Choć co roku jeździliśmy z Basią sporo, to w tym roku...eee, nie powiem. ;) No lipa...W każdym razie trzeba było ruszyć Misiaczowe zady i ... za nami mini-sakwiarski wyjazd na 2 dni, w sumie blisko 150 km. Pojechaliśmy do Bellin koło Ueckermunde na camping, na którym byliśmy już wcześniej.
Prognozy pogody na weekend zapowiadały się do d...i siedzielibyśmy w domu, ale od czego tradycyjny Taniec Słońca, który "odtańczyliśmy" z Basią w ostatniej chwili. ;) Mieliśmy jechać w kilka osób, ale jak zwykle pojechaliśmy sami. Zapowiadane prognozy pogody sprawiły, że z początku wyjazd był odwołany i tak to prognoza pomieszała szyki pozostałym (ale nie nam, bo my zrobiliśmy co trzeba ;) ).
Mieliśmy SUUUPER pogodę, naszych kół nie zmoczyła nawet kropla deszczu i na dodatek na campingu odwiedzili nas Marzena i Robert "Foxikowie! Z Tośką oczywiście! ;)
Tyle tytułem wstępu znanego już z FB.
Oczywiście wstaliśmy jak zwykle za późno, ale jak na nas pakowanie dobytku biwakowego i przygotowanie rowerów poszło wyjątkowo sprawnie i "już" o 13:00 ruszyliśmy na szlak.
Po kilometrze zorientowaliśmy się, że Basia zgubiła swojego odblaskowego miśka, więc puściłem ją przodem, a sam pojechałem szukać zguby (odpadł w czasie upadku roweru przed garażem).
Basię dogoniłem dopiero na Derdowskiego, choć jechała bardzo wolno. Powoli zaczynał robić się upał.
Tego i następnego dnia wiatr wiał dosłownie na nasze życzenie - tam gdzie jechaliśmy - tam mieliśmy go w plecy.
Dziwne to zjawisko troszkę, ale jakże pomocne. ;)
W Tanowie zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy na Dobieszczyn.
W międzyczasie odebrałem wiadomość od "Foxików", że wracając znad polskiego morza wrócą przez Niemcy i nas na chwilę odwiedzą, choć my swój przyjazd planowaliśmy w okolicach godziny 19:00.
Kolejny popas, tym razem na parkingu leśnym przed Dobieszczynem.
Tak jak w roku ubiegłym pojechaliśmy nie na Hintersee, a na Nowe Warpno, skąd przez las można dojechać asfalcikiem do Rieth (pomijając krótkie odcinki dojazdowe do ścieżki).
Przekraczamy granicę.
Dróżka po niemieckiej stronie wiodąca do Rieth, a na niej Basia.
Co się robi zawsze w Rieth?
Idzie się na bułę Hackerle i Radebergera do pani, która od dawna zna nasze zamiłowanie do jej potrawy.
Miejsce cudne, brakuje tylko możliwości biwakowania.
Zawsze mamy opory, by stamtąd odjeżdżać.
Widoki niesamowite!
Błogość...
Choć niechętnie, to ruszyliśmy leniwie w stronę Warsin.
Dobrze, że do Bellin stąd jest tak blisko, bo czuliśmy nieziemskie lenistwo.
Okazało się, że na miejsce dotarliśmy godzinę przed przewidywanym czasem, więc można był spokojnie rozbijać namiot.
Nadciągających z Tośką "Foxików" poprosiliśmy zaś o kupienie nam izotoników na wieczór (inaczej musielibyśmy podjechać sami do Ueckermunde i pewnie ze spotkania byłyby "nici").
To nasz rowerowy pałacyk. ;)
Nasi sympatyczni goście.
Szkoda, że bez namiotu, bo bardzo chcieli zostać.
Tośka to pies wyjątkowo lubiący campingi.
Impresjonizm z Tośką. ;)
Goście posiedzieli na szczęście wyjątkowo długo i dzięki temu mogliśmy w sympatycznej atmosferze zaplanować wstępnie kolejny wyjazd biwakowy.
Już w nocy na nasz namiot pokapał deszcz, ale to już było bez znaczenia, grunt że w czasie jazdy mamy dobrą pogodę. ;)
Namiot jest dobry, a nowy pokrowiec na rowery spisał się znakomicie.
Link do relacji z dnia 2: KLIK
Prognozy pogody na weekend zapowiadały się do d...i siedzielibyśmy w domu, ale od czego tradycyjny Taniec Słońca, który "odtańczyliśmy" z Basią w ostatniej chwili. ;) Mieliśmy jechać w kilka osób, ale jak zwykle pojechaliśmy sami. Zapowiadane prognozy pogody sprawiły, że z początku wyjazd był odwołany i tak to prognoza pomieszała szyki pozostałym (ale nie nam, bo my zrobiliśmy co trzeba ;) ).
Mieliśmy SUUUPER pogodę, naszych kół nie zmoczyła nawet kropla deszczu i na dodatek na campingu odwiedzili nas Marzena i Robert "Foxikowie! Z Tośką oczywiście! ;)
Tyle tytułem wstępu znanego już z FB.
Oczywiście wstaliśmy jak zwykle za późno, ale jak na nas pakowanie dobytku biwakowego i przygotowanie rowerów poszło wyjątkowo sprawnie i "już" o 13:00 ruszyliśmy na szlak.
Po kilometrze zorientowaliśmy się, że Basia zgubiła swojego odblaskowego miśka, więc puściłem ją przodem, a sam pojechałem szukać zguby (odpadł w czasie upadku roweru przed garażem).
Basię dogoniłem dopiero na Derdowskiego, choć jechała bardzo wolno. Powoli zaczynał robić się upał.
Tego i następnego dnia wiatr wiał dosłownie na nasze życzenie - tam gdzie jechaliśmy - tam mieliśmy go w plecy.
Dziwne to zjawisko troszkę, ale jakże pomocne. ;)
W Tanowie zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy na Dobieszczyn.
W międzyczasie odebrałem wiadomość od "Foxików", że wracając znad polskiego morza wrócą przez Niemcy i nas na chwilę odwiedzą, choć my swój przyjazd planowaliśmy w okolicach godziny 19:00.
Kolejny popas, tym razem na parkingu leśnym przed Dobieszczynem.
Tak jak w roku ubiegłym pojechaliśmy nie na Hintersee, a na Nowe Warpno, skąd przez las można dojechać asfalcikiem do Rieth (pomijając krótkie odcinki dojazdowe do ścieżki).
Przekraczamy granicę.
Dróżka po niemieckiej stronie wiodąca do Rieth, a na niej Basia.
Co się robi zawsze w Rieth?
Idzie się na bułę Hackerle i Radebergera do pani, która od dawna zna nasze zamiłowanie do jej potrawy.
Miejsce cudne, brakuje tylko możliwości biwakowania.
Zawsze mamy opory, by stamtąd odjeżdżać.
Widoki niesamowite!
Błogość...
Choć niechętnie, to ruszyliśmy leniwie w stronę Warsin.
Dobrze, że do Bellin stąd jest tak blisko, bo czuliśmy nieziemskie lenistwo.
Okazało się, że na miejsce dotarliśmy godzinę przed przewidywanym czasem, więc można był spokojnie rozbijać namiot.
Nadciągających z Tośką "Foxików" poprosiliśmy zaś o kupienie nam izotoników na wieczór (inaczej musielibyśmy podjechać sami do Ueckermunde i pewnie ze spotkania byłyby "nici").
To nasz rowerowy pałacyk. ;)
Nasi sympatyczni goście.
Szkoda, że bez namiotu, bo bardzo chcieli zostać.
Tośka to pies wyjątkowo lubiący campingi.
Impresjonizm z Tośką. ;)
Goście posiedzieli na szczęście wyjątkowo długo i dzięki temu mogliśmy w sympatycznej atmosferze zaplanować wstępnie kolejny wyjazd biwakowy.
Już w nocy na nasz namiot pokapał deszcz, ale to już było bez znaczenia, grunt że w czasie jazdy mamy dobrą pogodę. ;)
Namiot jest dobry, a nowy pokrowiec na rowery spisał się znakomicie.
Link do relacji z dnia 2: KLIK
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
62.68 km (5.00 km teren), czas: 03:36 h, avg:17.41 km/h,
prędkość maks: 31.00 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1234 (kcal)
Nach Pomellen. Test Kalkhoffa brata.
Niedziela, 29 maja 2016 | dodano: 29.05.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wyjazd do Niemiec na testowanie nabytku brata: crossa Kalkhoff.
Postój za Kołbaskowem.
Nowa droga - łącznik z niemiecką siecią dróg rowerowych, tzw. "szwarcówka".
Dojeżdżamy do Rosow.
Piękny widok za Pomellen, tuż przed Ladenthin.
Wiem, że się powtarzam, ale zawsze fascynuje mnie, ile należy się nauczyć wjeżdżając do Polski, a ile do Niemiec. ;))))
Wyjazd zakończony wizytą u Krysi "Krysiorka" - już umie sama na rowerku śmigać!
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 872 (kcal)
Postój za Kołbaskowem.
Nowa droga - łącznik z niemiecką siecią dróg rowerowych, tzw. "szwarcówka".
Dojeżdżamy do Rosow.
Piękny widok za Pomellen, tuż przed Ladenthin.
Wiem, że się powtarzam, ale zawsze fascynuje mnie, ile należy się nauczyć wjeżdżając do Polski, a ile do Niemiec. ;))))
Wyjazd zakończony wizytą u Krysi "Krysiorka" - już umie sama na rowerku śmigać!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
41.54 km (1.00 km teren), czas: 02:21 h, avg:17.68 km/h,
prędkość maks: 39.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 872 (kcal)
Śledziem? W Misiacza? ;))) Moenkebude.
Niedziela, 8 maja 2016 | dodano: 08.05.2016Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Zakończenie "Wielkiej Majówki" - znów start w Rieth i na Hackerle, ale tym razem jedziemy jeszcze do Moenkebude.
Ot...rybak.
Lubię to! ;)
Miło pochłaniać Hackerle przy takim widoku.
Ptaszarnia w Bellin.
Kosze w Moenkebude.
Plaża w Moenkebude.
Ueckermunde.
Płyną po łące?
Skąd tytuł?
Ano stąd, że jak wiatr dmuchnął znad Zalewu, to rzucił w Misiacza śledziem z Jaszkowego talerza.
Błyskotliwy tekst "Śledziem? W Misiacza???" jest autorstwa Krzyśka "Montera".
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1179 (kcal)
Ot...rybak.
Lubię to! ;)
Miło pochłaniać Hackerle przy takim widoku.
Ptaszarnia w Bellin.
Kosze w Moenkebude.
Plaża w Moenkebude.
Ueckermunde.
Płyną po łące?
Skąd tytuł?
Ano stąd, że jak wiatr dmuchnął znad Zalewu, to rzucił w Misiacza śledziem z Jaszkowego talerza.
Błyskotliwy tekst "Śledziem? W Misiacza???" jest autorstwa Krzyśka "Montera".
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
57.00 km (7.00 km teren), czas: 03:26 h, avg:16.60 km/h,
prędkość maks: 57.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1179 (kcal)
Jak co roku - na Międzyodrze...
Sobota, 7 maja 2016 | dodano: 08.05.2016Kategoria Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią..., Szczecin i okolice
No i jak co roku - sporo się nas zebrało, choć to nie pierwszy maja, a tydzień później.
Tradycja to tradycja - na "Jaszkowy" wyjazd na Międzyodrze pojechać warto.
Troszkę nas było...
Popas w Gartz, krótki ale popas...
Dojeżdżamy do Friedrichsthal.
Jedziemy dalej.
No i wjeżdżamy do Nationalpark Unteres Odertal.
Dojeżdżamy na tradycyjne miejsce grillowania.
To nie Chiny, a jednak ... ;)
Wracamy.
Widoki za rzeką po polskiej stronie.
"Bronik". ;)
W Gartz Basia i Piotrek "sterroryzowali" mnie, by zatrzymać się w Imbissiku pani Eli, która właśnie prezentuje swoje ciasto.
My jednak zamówiliśmy lody...
...i selfie. ;)
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 968 (kcal)
Tradycja to tradycja - na "Jaszkowy" wyjazd na Międzyodrze pojechać warto.
Troszkę nas było...
Popas w Gartz, krótki ale popas...
Dojeżdżamy do Friedrichsthal.
Jedziemy dalej.
No i wjeżdżamy do Nationalpark Unteres Odertal.
Dojeżdżamy na tradycyjne miejsce grillowania.
To nie Chiny, a jednak ... ;)
Wracamy.
Widoki za rzeką po polskiej stronie.
"Bronik". ;)
W Gartz Basia i Piotrek "sterroryzowali" mnie, by zatrzymać się w Imbissiku pani Eli, która właśnie prezentuje swoje ciasto.
My jednak zamówiliśmy lody...
...i selfie. ;)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
49.18 km (0.00 km teren), czas: 02:44 h, avg:17.99 km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 968 (kcal)
Z Basią na fiszbułę, kawę, ciacho i Hackerle.
Niedziela, 1 maja 2016 | dodano: 01.05.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
To kolejny dzień, kiedy leniuchujemy z Basią na rowerach po Niemczech.
Dziś padło na Rieth i okolice, jako że dziś miało mieć miejsce otwarcie fiszbudy właśnie w Rieth.
Po dojechaniu na miejsce samochodem stwierdziliśmy niezły tłumek w sennym zazwyczaj Rieth - Niemcy świętowali i zjechali się z różnych stron kraju.
Był znów jakiś festyn...
Miśki się tuliły. ;)
Z Hackerle nic nie wyszło na starcie, ponieważ była tak ogromna kolejka, że daliśmy sobie spokój.
Widok niespotykany tamże.
Pozostało zjeść kanapkę w plenerze...
...i jechać dalej do Altwarp, by choć tam zjeść fiszbułę Backfisch.
Droga do Warsin.
Na szczęście w pięknym Altwarp fiszbuły były dostępne bez kolejki.
Do tego przepyszny "bezalkoholowy" Radeberger. ;)))
By tradycji stało się zadość, fotografuję tu statek i ...
...mój ulubiony "zabawkowy" kuterek. ;)
W międzyczasie do miejscowości zjeżdżają pięknie odrestaurowane "trampki" z Rugii.
Widok fajny, zapach ich spalin wzbudza zaś pewne sentymenty. ;)
Ruszamy dalej w kierunku Ueckermunde i po drodze zatrzymujemy się na moment na "naszej" plaży w Bellin.
Celem jest Ueckermunde.
No, może nie tyle to malownicze miasteczko, co przetestowanie nowej kawiarni, gdzie serwowane są domowe ciasta i kawa w naprawdę niezłych cenach.
Warto zajeżdżać.
Kawiarnia mieści się tuż przy kościele.
Widok z kawiarni na uliczkę w Ueckermunde.
Po posileniu się ruszamy dalej i przekraczamy most nad rzeczką Uecker, czyli po naszemu Wkra.
Stąd też bierze się nazwa naszej Puszczy Wkrzańskiej.
W pniach wyschniętych drzew artyści rzeźbią...czasem wyrzeźbią Misiacza. :)
Wiał wiatr z północy.
Za ciepły to on nie był. :)
Dojeżdżamy do Vogelsang-Warsin i tam kierujemy się na Luckow.
Wicherek pomaga, aż miło!
Przepiękne konie w Luckow.
Droga z Luckow przez puszczę do Rieth.
W Rieth okazuje się, że wszelkie tłumy zniknęły, więc zajeżdżamy do Imbissiku.
Pani nas już zna jako stałych pożeraczy jej wyrobów, więc zawsze cieszy się na nasz widok.
Lądujemy tu tuż przed zamknięciem fiszbudy, więc dostajemy ogromne porcje Hackerle, które na dodatek jest dobrze "przegryzione" po całym dniu.
No pycha!
Dojeżdżamy do parkingu i o godzinie 18:30 ruszamy do Szczecina.
Basia oczywiście tradycyjnie przesypia całą trasę... ;)))
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
Dziś padło na Rieth i okolice, jako że dziś miało mieć miejsce otwarcie fiszbudy właśnie w Rieth.
Po dojechaniu na miejsce samochodem stwierdziliśmy niezły tłumek w sennym zazwyczaj Rieth - Niemcy świętowali i zjechali się z różnych stron kraju.
Był znów jakiś festyn...
Miśki się tuliły. ;)
Z Hackerle nic nie wyszło na starcie, ponieważ była tak ogromna kolejka, że daliśmy sobie spokój.
Widok niespotykany tamże.
Pozostało zjeść kanapkę w plenerze...
...i jechać dalej do Altwarp, by choć tam zjeść fiszbułę Backfisch.
Droga do Warsin.
Na szczęście w pięknym Altwarp fiszbuły były dostępne bez kolejki.
Do tego przepyszny "bezalkoholowy" Radeberger. ;)))
By tradycji stało się zadość, fotografuję tu statek i ...
...mój ulubiony "zabawkowy" kuterek. ;)
W międzyczasie do miejscowości zjeżdżają pięknie odrestaurowane "trampki" z Rugii.
Widok fajny, zapach ich spalin wzbudza zaś pewne sentymenty. ;)
Ruszamy dalej w kierunku Ueckermunde i po drodze zatrzymujemy się na moment na "naszej" plaży w Bellin.
Celem jest Ueckermunde.
No, może nie tyle to malownicze miasteczko, co przetestowanie nowej kawiarni, gdzie serwowane są domowe ciasta i kawa w naprawdę niezłych cenach.
Warto zajeżdżać.
Kawiarnia mieści się tuż przy kościele.
Widok z kawiarni na uliczkę w Ueckermunde.
Po posileniu się ruszamy dalej i przekraczamy most nad rzeczką Uecker, czyli po naszemu Wkra.
Stąd też bierze się nazwa naszej Puszczy Wkrzańskiej.
W pniach wyschniętych drzew artyści rzeźbią...czasem wyrzeźbią Misiacza. :)
Wiał wiatr z północy.
Za ciepły to on nie był. :)
Dojeżdżamy do Vogelsang-Warsin i tam kierujemy się na Luckow.
Wicherek pomaga, aż miło!
Przepiękne konie w Luckow.
Droga z Luckow przez puszczę do Rieth.
W Rieth okazuje się, że wszelkie tłumy zniknęły, więc zajeżdżamy do Imbissiku.
Pani nas już zna jako stałych pożeraczy jej wyrobów, więc zawsze cieszy się na nasz widok.
Lądujemy tu tuż przed zamknięciem fiszbudy, więc dostajemy ogromne porcje Hackerle, które na dodatek jest dobrze "przegryzione" po całym dniu.
No pycha!
Dojeżdżamy do parkingu i o godzinie 18:30 ruszamy do Szczecina.
Basia oczywiście tradycyjnie przesypia całą trasę... ;)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
58.35 km (7.00 km teren), czas: 03:25 h, avg:17.08 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
Z Basią do Schwedt...
Sobota, 30 kwietnia 2016 | dodano: 30.04.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dziś wybraliśmy się z Basią na kolejny leniwy wyjazd, tym razem ok. 52 km ze startem w Gartz (zakupy w Netto).
Oczywiście musieliśmy odwiedzić kawiarnię pani Eli nad Odrą.
Pyszna kawa, lody i sernik domowy to jest to co lubimy.
Z Gartz, podobnie jak ostatnio, kierujemy się na dawny objazd.
Jakoś go polubiliśmy.
Po drodze bardzo spodobał nam się "landszafcik" drzewkiem i bydełkiem. ;)
Basia "podejmuje próbę ucieczki". :)
Dojeżdżamy do Friedrichsthal i jak zwykle popas.
Ta droga wiedzie do Schwedt.
Basia za chwilę znowu...
...spróbuje mi nawiać. ;)
Za mostem Teereoffenbruecke spotykamy Iwonę z córką, która informuje nas, że trasa na wale za Gatow jest rozkopana, generalnie nie wolno, ale "da się" objechać po gruncie zamiast niezbyt ciekawym objazdem.
Po drodze zatrzymujemy się na fotki w punkcie obserwacyjnym dla ornitologów.
Zakazem nie przejmują się nawet Niemcy, więc tym bardziej i my, tym bardziej że dziś budowa "nieczynna".
Około kilometra jedziemy utwardzoną drogą budowlaną i wracamy na trasę na wale.
Przed Schwedt jak zwykle wypasane są owce.
Zawsze zastanawiam się, czy na wełnę czy na sery, bo ser chętnie bym zakupił.
Do Schwedt dojeżdżamy zachodnią stroną Odry przez dzielnicę willową, przeciskamy się przez jakiś tłoczny festyn i przekraczamy mostem Odrę.
Wracamy do Gartz stroną wschodnią, a potem znów przez budowę itp. itd. docieramy do Gartz.
Kolejny fajny wyjazd, a jutro z kolei do Rieth, gdzie otwiera się nasz ulubiony Imbiss z fiszbułą Hackerle, "izotonikiem", ciachami, kawą.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
Oczywiście musieliśmy odwiedzić kawiarnię pani Eli nad Odrą.
Pyszna kawa, lody i sernik domowy to jest to co lubimy.
Z Gartz, podobnie jak ostatnio, kierujemy się na dawny objazd.
Jakoś go polubiliśmy.
Po drodze bardzo spodobał nam się "landszafcik" drzewkiem i bydełkiem. ;)
Basia "podejmuje próbę ucieczki". :)
Dojeżdżamy do Friedrichsthal i jak zwykle popas.
Ta droga wiedzie do Schwedt.
Basia za chwilę znowu...
...spróbuje mi nawiać. ;)
Za mostem Teereoffenbruecke spotykamy Iwonę z córką, która informuje nas, że trasa na wale za Gatow jest rozkopana, generalnie nie wolno, ale "da się" objechać po gruncie zamiast niezbyt ciekawym objazdem.
Po drodze zatrzymujemy się na fotki w punkcie obserwacyjnym dla ornitologów.
Zakazem nie przejmują się nawet Niemcy, więc tym bardziej i my, tym bardziej że dziś budowa "nieczynna".
Około kilometra jedziemy utwardzoną drogą budowlaną i wracamy na trasę na wale.
Przed Schwedt jak zwykle wypasane są owce.
Zawsze zastanawiam się, czy na wełnę czy na sery, bo ser chętnie bym zakupił.
Do Schwedt dojeżdżamy zachodnią stroną Odry przez dzielnicę willową, przeciskamy się przez jakiś tłoczny festyn i przekraczamy mostem Odrę.
Wracamy do Gartz stroną wschodnią, a potem znów przez budowę itp. itd. docieramy do Gartz.
Kolejny fajny wyjazd, a jutro z kolei do Rieth, gdzie otwiera się nasz ulubiony Imbiss z fiszbułą Hackerle, "izotonikiem", ciachami, kawą.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
51.36 km (2.00 km teren), czas: 03:08 h, avg:16.39 km/h,
prędkość maks: 41.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1025 (kcal)
Leniwie do Niemiec z Basią. Gartz und Friedrichsthal.
Niedziela, 17 kwietnia 2016 | dodano: 17.04.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Troszkę dziś zaspaliśmy, wiadomo jak to w niedzielę, ale że dzień długi to i zebraliśmy się "już" ok. 12:30 wrzucając rowery na samochód. ;)
Dzięki temu rozładunek w Mescherin odbył się przed godziną 13:00 i ruszyliśmy do Gartz do kawiarni pani Eli nad Odrą (tudzież Oder jak mawiają jeszcze lokalsi).
Pogoda magiczna - fantastyczna.
Chmurki jak z bajki!
Przed samym Gartz na zboczu góry pasły się deutsche "baranen'. ;)))
Całe szczęście, że pani Ela już wczoraj rozpoczęła sezon kawiarniany.
Niemieccy właściciele innych przybytków czekają z tym zwykle aż do maja...a kto bogatemu zabroni? ;)
Zamówiliśmy pyszną kawę i domowe ciasto, które jako lubiani chyba i stali klienci dostaliśmy od firmy gratis. :)
Ponieważ dmuchało nielicho, skorzystaliśmy z kawiarnianego kosza ustawionego nad brzegiem Odry.
Było błogo...
Oj błogo, nie chciało nam się dalej jechać.
Jak nakazują najnowsze lokalne zwyczaje, twarz kobiety musi być zasłonięta. ;)))
Szczelnie !!! ;)
Mało kto zajeżdża w te miejsca, a przecież w Gartz są zabytkowe mury obronne, za którymi znajduje się malownicza uliczka z kilkoma ciekawymi willami z XIX wieku.
To jedna z nich.
By nie jechać jedną trasą "w te i we w te", skorzystaliśmy z odcinka dawnego objazdu, gdy remontowany był wał przeciwpowodziowy z trasą rowerową.
Basi bardzo się spodobało i będziemy korzystać.
Dotarliśmy w ten sposób do wiat we Friedrichsthal, gdzie urządziliśmy sobie popas.
Skierowaliśmy się ponownie na Gartz, korzystając ze ścieżki na wale przecwipowodziowym.
Rozlewiska Międzyodrza są niesamowite.
Fascynują zwłaszcza Basię.
Kończy się nasza nieco przykrótka wycieczka, mieliśmy ochotę zrobić kolejne 40 km, tyle że w tym celu należy wcześnie wstawać, a nie o 9:40. :)))
Ta droga to już zjazd do Mescherin.
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 754 (kcal)
Dzięki temu rozładunek w Mescherin odbył się przed godziną 13:00 i ruszyliśmy do Gartz do kawiarni pani Eli nad Odrą (tudzież Oder jak mawiają jeszcze lokalsi).
Pogoda magiczna - fantastyczna.
Chmurki jak z bajki!
Przed samym Gartz na zboczu góry pasły się deutsche "baranen'. ;)))
Całe szczęście, że pani Ela już wczoraj rozpoczęła sezon kawiarniany.
Niemieccy właściciele innych przybytków czekają z tym zwykle aż do maja...a kto bogatemu zabroni? ;)
Zamówiliśmy pyszną kawę i domowe ciasto, które jako lubiani chyba i stali klienci dostaliśmy od firmy gratis. :)
Ponieważ dmuchało nielicho, skorzystaliśmy z kawiarnianego kosza ustawionego nad brzegiem Odry.
Było błogo...
Oj błogo, nie chciało nam się dalej jechać.
Jak nakazują najnowsze lokalne zwyczaje, twarz kobiety musi być zasłonięta. ;)))
Szczelnie !!! ;)
Mało kto zajeżdża w te miejsca, a przecież w Gartz są zabytkowe mury obronne, za którymi znajduje się malownicza uliczka z kilkoma ciekawymi willami z XIX wieku.
To jedna z nich.
By nie jechać jedną trasą "w te i we w te", skorzystaliśmy z odcinka dawnego objazdu, gdy remontowany był wał przeciwpowodziowy z trasą rowerową.
Basi bardzo się spodobało i będziemy korzystać.
Dotarliśmy w ten sposób do wiat we Friedrichsthal, gdzie urządziliśmy sobie popas.
Skierowaliśmy się ponownie na Gartz, korzystając ze ścieżki na wale przecwipowodziowym.
Rozlewiska Międzyodrza są niesamowite.
Fascynują zwłaszcza Basię.
Kończy się nasza nieco przykrótka wycieczka, mieliśmy ochotę zrobić kolejne 40 km, tyle że w tym celu należy wcześnie wstawać, a nie o 9:40. :)))
Ta droga to już zjazd do Mescherin.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
37.60 km (1.00 km teren), czas: 02:22 h, avg:15.89 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 754 (kcal)
Wypad do Loecknitz z "Monterem" na małe zakupy.
Sobota, 9 kwietnia 2016 | dodano: 09.04.2016Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Mój plan rowerowego wypadu do Loecknitz na małe zakupy idealnie wpisał się w pomysł Krzyśka "Montera", który...miał identyczny plan.
W związku z tym tradycyjnie tłumnie spotkaliśmy się nad jeziorkiem przy Derdowskiego. :)))
Też tradycyjna - bardzo grupowa fotka! ;)))
Krótko mówiąc, pojechaliśmy we dwóch i było fajnie.
Nieco zbyt ruchliwą trasą szybko docieramy do granicy w Lubieszynie, gdzie dokupuję euro, po czym po jej przekroczeniu aż do samego Loecknitz zasuwamy zbyt gładką ścieżką rowerową. ;)
Zbyt gładką, bo czuje się każdą łatkę na dętce i nierówność opon - nie to co u nas! ;)))
Mijamy Bismarck...
Władze Loecknitz na samym wjeździe apelują do kierowców ciężarówek o rozsądną jazdę. ;)
No i jesteśmy u celu.
Kupujemy "izotoniki" i inne specjały, po czym kierujemy się nad Loecknitzer See, by rozkoszować się smakiem pysznego "Gebraut nach dem Deutschen Reihheitsgebot" oraz wiosennym słońcem.
Po drodze zahaczamy jeszcze o sklep REWE przy kościele.
O dziwo, Niemcy zaczęli go otwierać również w niedziele.
Leń jest wielki, ale cóż...zostać nie możemy.
Proponuję dojazd do szosy na Ramin przez las, a tu szok!
Krzysiek...chce na asfalt! :o
To naprawdę jest hicior!
Otóż "Monter" znany z zamiłowania do terenowych "skrótów" zmierza w kierunku asfaltówki i nie chodzi tylko o uchronienie przed potłuczeniem cennych zakupów z płynnym złotem.
Nagle słyszę (dotyczy dzisiejszej innej zorganizowanej wycieczki po chaszczach Gór Bukowych):
- Po co się pchać do jakiejś pierd...ej Puszczy Bukowej na drugi koniec miasta ruchliwymi ulicami, skoro można pojechać do Loecknitz po/na piwo po pięknym asfalcie?
:))))))))))))))))))))))))))))))))) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No to zasuwamy po tym pięknym asfalcie w kierunku Ramin, gdzie po drodze próbuje nas z drogi zepchnąć TIR, kraju jego pochodzenia nie zdradzę, nikt się na pewno nie domyśli. :)
Do Ladenthin docieramy gładką betonówką, przekraczamy granicę i przez Warnik i Przecław dojeżdżamy do Szczecina.
W domu jestem około godziny 15:00. :)
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1288 (kcal)
W związku z tym tradycyjnie tłumnie spotkaliśmy się nad jeziorkiem przy Derdowskiego. :)))
Też tradycyjna - bardzo grupowa fotka! ;)))
Krótko mówiąc, pojechaliśmy we dwóch i było fajnie.
Nieco zbyt ruchliwą trasą szybko docieramy do granicy w Lubieszynie, gdzie dokupuję euro, po czym po jej przekroczeniu aż do samego Loecknitz zasuwamy zbyt gładką ścieżką rowerową. ;)
Zbyt gładką, bo czuje się każdą łatkę na dętce i nierówność opon - nie to co u nas! ;)))
Mijamy Bismarck...
Władze Loecknitz na samym wjeździe apelują do kierowców ciężarówek o rozsądną jazdę. ;)
No i jesteśmy u celu.
Kupujemy "izotoniki" i inne specjały, po czym kierujemy się nad Loecknitzer See, by rozkoszować się smakiem pysznego "Gebraut nach dem Deutschen Reihheitsgebot" oraz wiosennym słońcem.
Po drodze zahaczamy jeszcze o sklep REWE przy kościele.
O dziwo, Niemcy zaczęli go otwierać również w niedziele.
Leń jest wielki, ale cóż...zostać nie możemy.
Proponuję dojazd do szosy na Ramin przez las, a tu szok!
Krzysiek...chce na asfalt! :o
To naprawdę jest hicior!
Otóż "Monter" znany z zamiłowania do terenowych "skrótów" zmierza w kierunku asfaltówki i nie chodzi tylko o uchronienie przed potłuczeniem cennych zakupów z płynnym złotem.
Nagle słyszę (dotyczy dzisiejszej innej zorganizowanej wycieczki po chaszczach Gór Bukowych):
- Po co się pchać do jakiejś pierd...ej Puszczy Bukowej na drugi koniec miasta ruchliwymi ulicami, skoro można pojechać do Loecknitz po/na piwo po pięknym asfalcie?
:))))))))))))))))))))))))))))))))) !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No to zasuwamy po tym pięknym asfalcie w kierunku Ramin, gdzie po drodze próbuje nas z drogi zepchnąć TIR, kraju jego pochodzenia nie zdradzę, nikt się na pewno nie domyśli. :)
Do Ladenthin docieramy gładką betonówką, przekraczamy granicę i przez Warnik i Przecław dojeżdżamy do Szczecina.
W domu jestem około godziny 15:00. :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
61.98 km (0.00 km teren), czas: 03:14 h, avg:19.17 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1288 (kcal)