- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Z Basią na Campingplatz Bellin. Dzień 1.
Sobota, 16 lipca 2016 | dodano: 18.07.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Choć co roku jeździliśmy z Basią sporo, to w tym roku...eee, nie powiem. ;) No lipa...W każdym razie trzeba było ruszyć Misiaczowe zady i ... za nami mini-sakwiarski wyjazd na 2 dni, w sumie blisko 150 km. Pojechaliśmy do Bellin koło Ueckermunde na camping, na którym byliśmy już wcześniej.
Prognozy pogody na weekend zapowiadały się do d...i siedzielibyśmy w domu, ale od czego tradycyjny Taniec Słońca, który "odtańczyliśmy" z Basią w ostatniej chwili. ;) Mieliśmy jechać w kilka osób, ale jak zwykle pojechaliśmy sami. Zapowiadane prognozy pogody sprawiły, że z początku wyjazd był odwołany i tak to prognoza pomieszała szyki pozostałym (ale nie nam, bo my zrobiliśmy co trzeba ;) ).
Mieliśmy SUUUPER pogodę, naszych kół nie zmoczyła nawet kropla deszczu i na dodatek na campingu odwiedzili nas Marzena i Robert "Foxikowie! Z Tośką oczywiście! ;)
Tyle tytułem wstępu znanego już z FB.
Oczywiście wstaliśmy jak zwykle za późno, ale jak na nas pakowanie dobytku biwakowego i przygotowanie rowerów poszło wyjątkowo sprawnie i "już" o 13:00 ruszyliśmy na szlak.
Po kilometrze zorientowaliśmy się, że Basia zgubiła swojego odblaskowego miśka, więc puściłem ją przodem, a sam pojechałem szukać zguby (odpadł w czasie upadku roweru przed garażem).
Basię dogoniłem dopiero na Derdowskiego, choć jechała bardzo wolno. Powoli zaczynał robić się upał.
Tego i następnego dnia wiatr wiał dosłownie na nasze życzenie - tam gdzie jechaliśmy - tam mieliśmy go w plecy.
Dziwne to zjawisko troszkę, ale jakże pomocne. ;)
W Tanowie zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy na Dobieszczyn.
W międzyczasie odebrałem wiadomość od "Foxików", że wracając znad polskiego morza wrócą przez Niemcy i nas na chwilę odwiedzą, choć my swój przyjazd planowaliśmy w okolicach godziny 19:00.
Kolejny popas, tym razem na parkingu leśnym przed Dobieszczynem.
Tak jak w roku ubiegłym pojechaliśmy nie na Hintersee, a na Nowe Warpno, skąd przez las można dojechać asfalcikiem do Rieth (pomijając krótkie odcinki dojazdowe do ścieżki).
Przekraczamy granicę.
Dróżka po niemieckiej stronie wiodąca do Rieth, a na niej Basia.
Co się robi zawsze w Rieth?
Idzie się na bułę Hackerle i Radebergera do pani, która od dawna zna nasze zamiłowanie do jej potrawy.
Miejsce cudne, brakuje tylko możliwości biwakowania.
Zawsze mamy opory, by stamtąd odjeżdżać.
Widoki niesamowite!
Błogość...
Choć niechętnie, to ruszyliśmy leniwie w stronę Warsin.
Dobrze, że do Bellin stąd jest tak blisko, bo czuliśmy nieziemskie lenistwo.
Okazało się, że na miejsce dotarliśmy godzinę przed przewidywanym czasem, więc można był spokojnie rozbijać namiot.
Nadciągających z Tośką "Foxików" poprosiliśmy zaś o kupienie nam izotoników na wieczór (inaczej musielibyśmy podjechać sami do Ueckermunde i pewnie ze spotkania byłyby "nici").
To nasz rowerowy pałacyk. ;)
Nasi sympatyczni goście.
Szkoda, że bez namiotu, bo bardzo chcieli zostać.
Tośka to pies wyjątkowo lubiący campingi.
Impresjonizm z Tośką. ;)
Goście posiedzieli na szczęście wyjątkowo długo i dzięki temu mogliśmy w sympatycznej atmosferze zaplanować wstępnie kolejny wyjazd biwakowy.
Już w nocy na nasz namiot pokapał deszcz, ale to już było bez znaczenia, grunt że w czasie jazdy mamy dobrą pogodę. ;)
Namiot jest dobry, a nowy pokrowiec na rowery spisał się znakomicie.
Link do relacji z dnia 2: KLIK
Prognozy pogody na weekend zapowiadały się do d...i siedzielibyśmy w domu, ale od czego tradycyjny Taniec Słońca, który "odtańczyliśmy" z Basią w ostatniej chwili. ;) Mieliśmy jechać w kilka osób, ale jak zwykle pojechaliśmy sami. Zapowiadane prognozy pogody sprawiły, że z początku wyjazd był odwołany i tak to prognoza pomieszała szyki pozostałym (ale nie nam, bo my zrobiliśmy co trzeba ;) ).
Mieliśmy SUUUPER pogodę, naszych kół nie zmoczyła nawet kropla deszczu i na dodatek na campingu odwiedzili nas Marzena i Robert "Foxikowie! Z Tośką oczywiście! ;)
Tyle tytułem wstępu znanego już z FB.
Oczywiście wstaliśmy jak zwykle za późno, ale jak na nas pakowanie dobytku biwakowego i przygotowanie rowerów poszło wyjątkowo sprawnie i "już" o 13:00 ruszyliśmy na szlak.
Po kilometrze zorientowaliśmy się, że Basia zgubiła swojego odblaskowego miśka, więc puściłem ją przodem, a sam pojechałem szukać zguby (odpadł w czasie upadku roweru przed garażem).
Basię dogoniłem dopiero na Derdowskiego, choć jechała bardzo wolno. Powoli zaczynał robić się upał.
Tego i następnego dnia wiatr wiał dosłownie na nasze życzenie - tam gdzie jechaliśmy - tam mieliśmy go w plecy.
Dziwne to zjawisko troszkę, ale jakże pomocne. ;)
W Tanowie zrobiliśmy małe zakupy i ruszyliśmy na Dobieszczyn.
W międzyczasie odebrałem wiadomość od "Foxików", że wracając znad polskiego morza wrócą przez Niemcy i nas na chwilę odwiedzą, choć my swój przyjazd planowaliśmy w okolicach godziny 19:00.
Kolejny popas, tym razem na parkingu leśnym przed Dobieszczynem.
Tak jak w roku ubiegłym pojechaliśmy nie na Hintersee, a na Nowe Warpno, skąd przez las można dojechać asfalcikiem do Rieth (pomijając krótkie odcinki dojazdowe do ścieżki).
Przekraczamy granicę.
Dróżka po niemieckiej stronie wiodąca do Rieth, a na niej Basia.
Co się robi zawsze w Rieth?
Idzie się na bułę Hackerle i Radebergera do pani, która od dawna zna nasze zamiłowanie do jej potrawy.
Miejsce cudne, brakuje tylko możliwości biwakowania.
Zawsze mamy opory, by stamtąd odjeżdżać.
Widoki niesamowite!
Błogość...
Choć niechętnie, to ruszyliśmy leniwie w stronę Warsin.
Dobrze, że do Bellin stąd jest tak blisko, bo czuliśmy nieziemskie lenistwo.
Okazało się, że na miejsce dotarliśmy godzinę przed przewidywanym czasem, więc można był spokojnie rozbijać namiot.
Nadciągających z Tośką "Foxików" poprosiliśmy zaś o kupienie nam izotoników na wieczór (inaczej musielibyśmy podjechać sami do Ueckermunde i pewnie ze spotkania byłyby "nici").
To nasz rowerowy pałacyk. ;)
Nasi sympatyczni goście.
Szkoda, że bez namiotu, bo bardzo chcieli zostać.
Tośka to pies wyjątkowo lubiący campingi.
Impresjonizm z Tośką. ;)
Goście posiedzieli na szczęście wyjątkowo długo i dzięki temu mogliśmy w sympatycznej atmosferze zaplanować wstępnie kolejny wyjazd biwakowy.
Już w nocy na nasz namiot pokapał deszcz, ale to już było bez znaczenia, grunt że w czasie jazdy mamy dobrą pogodę. ;)
Namiot jest dobry, a nowy pokrowiec na rowery spisał się znakomicie.
Link do relacji z dnia 2: KLIK
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
62.68 km (5.00 km teren), czas: 03:36 h, avg:17.41 km/h,
prędkość maks: 31.00 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1234 (kcal)
K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!