MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Dzień 2. Do Leśniczówki Piasek z Basią, Asią i Mariuszem.

Niedziela, 31 lipca 2016 | dodano: 01.08.2016Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...

Link do dnia 1: KLIK
-------------------------
Wstaję późno rano i nie powiem, że wypoczęty. Jest dość późno, bo dochodzi 9:30, ale takie są skutki długich nocnych pogawędek. ;) Jeśli dobrze zapamiętałem, to ruszamy o 11:30, czyli o godzinę później niż wczoraj. Teraz przyjdzie nam się wspinać długim podjazdem aż na wysokość miejscowości Raduń.

Basia powoli rusza przodem, a ja z Asią i Mariuszem odbijamy na chwilę w las, ponieważ chcę im pokazać głaz upamiętniający przedwojennego leśniczego.

W końcu docieramy wspólnie do ostrego zjazdu w Dolinę Miłości. Tradycyjnie już (czyli tak naprawdę po raz drugi) okazuje się, że już sam drogowskaz ma niesamowitą magiczną moc i … ;)))

Na zjeździe rozpędzam się do skromnych 52 km/h, tak więc jako pierwszy wpadam do Zatoni Dolnej i kieruję swój rower do „Wiejskiego Kocura”, gdzie pan Rysiu piecze ponoć jedne z najlepszych ciast w okolicy. Czas więc przystąpić do pierwszych testów.
Grupa dojeżdża i zamawiamy ciasto jagodowe i kawę. To naprawdę bardzo dobry zestaw!

Po chwili mamy już (oprócz pana Rysia) kolejnych znajomych – małżeństwo rowerzystów z Dobrej, które się do nas przysiada, a których odprowadzimy potem do Schwedt, gdzie się pożegnamy.

Właściciel „Wiejskiego Kocura” to bardzo sympatyczny, wesoły i ciekawy człowiek. Dowiadujemy się, że nie tylko prowadzi swoją kawiarenkę, ale uczestniczy w organizacji imprez plenerowych, warsztatów, koncertów i ciekawych spotkań w Dolinie Miłości, więc zostawiam swoją wizytówkę – kto wie, może i ja kiedyś trafię tam ze swoimi warsztatami?
Posileni, wspólnie z nowymi znajomymi ruszamy szutrem wzdłuż brzegu Odry do Krajnika Dolnego, gdzie robimy zapasy napojów, bo w Niemczech pod tym względem „dzicz kompletna”. Dojeżdżając do Schwedt, ponownie spotykamy...Michała "Michussa". Tym razem "robi" 150 km. ;)

W Schwedt Piotr i Ula kierują się na południe, by „Szlakiem Odra-Nysa” dotrzeć do Cedyni, my zaś ruszamy do Friedrichsthal. Zatrzymujemy się na krótki popas (znowu! ;) ) i na sesyjkę zdjęciową na drewnianym mostku za Schwedt.
Dzioby - obowiązkowe! :)))


Podobnie jak wczoraj, przemykamy przez teren budowy, bo objazd jest „gdzieś nie wiadomo gdzie”.
Krajobraz chyba nieco księżycowy? ;)

Tymczasem na zachodzie zaczynają się zbierać bure chmury, a raczej jedna chmura, ale jak my nie damy rady to kto?
„Banda Czworga” przed akcją (czwarty członek gangu schowany za aparatem)! ;)

Gdy siedzimy (na kolejnym popasie, jakby kto pytał) w wiacie we Fredrichsthal, zaczynają spadać pierwsze krople deszczu. To się nazywa mieć szczęście! Jest to jednocześnie okazja do pogawędek z następnymi napotkanymi turystami. Coś się ostatnio wyjątkowo rozmowny robię. ;)
Opad za chwilę ustaje, więc ruszamy na drogę objazdową „przez łąki i pola”, czy jak my to nazywamy „wersję demo pól Holandii”.
Daleko nie ujeżdżamy, gdy nadciąga kolejny „prysznic”…a na nas czeka przestronna i pusta wiata, gdzie możemy sobie odpocząć po przejechaniu powalającego dystansu ok. 300 metrów! ;)



Kiedy opad ustaje, ruszamy i „naoBkoło” dojeżdżamy do Gartz, gdzie zaczyna się kolejny „prysznic”. Cóż z tego, skoro znowu mieliśmy szczęście. Siedzimy ponownie na lodach i kawie u pani Eli, gdzie zajmujemy ostatni wolny stolik pod parasolem. ;)


Kiedy kończymy popas, kończy się i „natrysk” i będziemy mieli już od niego spokój aż do Szczecina.
Na długim podjeździe za Kołbaskowem spotykamy…Tunię. ;) Ileż tych spotkań na tym wyjeździe. Niesamowite. Dwa dni, a tyle osób się przewinęło. Lubię to! ;)

Dojeżdżamy do Szczecina i kończymy wyprawę; jak zwykle oprócz poczucia satysfakcji pozostaje uczucie niedosytu, że to już koniec.
Dziękujemy Asi i Mariuszowi za wspaniałe towarzystwo (i wszystkim innym, których poznaliśmy)!

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 74.45 km (7.00 km teren), czas: 04:33 h, avg:16.36 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1528 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

K o m e n t a r z e
no ! fajnie ! :)
tunislawa
- 14:41 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj
Podobno nie ma przypadków. ;)
Misiacz
- 14:00 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj
Pozdrowienia! Fajnie było na siebie tak przypadkowo wpadać w ten weekend ;)
michuss
- 12:56 poniedziałek, 1 sierpnia 2016 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!