- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Wypadziki do Niemiec
Dystans całkowity: | 23693.60 km (w terenie 2858.88 km; 12.07%) |
Czas w ruchu: | 1225:30 |
Średnia prędkość: | 19.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13 m |
Suma kalorii: | 480913 kcal |
Liczba aktywności: | 310 |
Średnio na aktywność: | 76.43 km i 4h 02m |
Więcej statystyk |
Wreszcie z TC-Cyborgami w Pasewalku - ostra jazda!
Niedziela, 10 października 2010 | dodano: 08.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Wreszcie się udało wyjechać z maszynami z TC do Niemiec! Ponieważ Jurek wybierał się z rodzinką na godz. 17:00 do cyrku, musieliśmy wyjechać wcześnie rano. Nieco się obawiałem, ponieważ: a) wczoraj byłem na urodzinach i wiadomo, co się z tym wiąże, b) Jurek i Krzysiek to dwa rowerowe cyborgi, które są trudne do zajeżdżenia, bo żywią się śrubami, popijają elektrolitem i dezynfekują się w promieniach X :)))
Ruszyliśmy o godz. 8:10 i skierowaliśmy się na Warzymice, Będargowo i Stobno. Tu nastąpiła mała konsternacja, bo TO JA zacząłem zachowywać się jak cyborg...no, pół-cyborg i dusiłem tempo ok. 30 km/h i niespecjalnie potrzebowałem zmian. Nadal uważam, że to zasługa naturalnego izotonika z wody, miodu i soli, którą nazwałem na cześć tego, który mi pomysł podsunął SHRINK-DRINK. Mam nadzieję, że chłopaki tego nie łykną, bo moje szanse spadną do zera.
Gnając tak minęliśmy Lubieszyn, Dobrą, Buk i zaraz przekroczyliśmy granicę w Blankensee. Tam zrobiliśmy pierwszą przerwę po 25 km i okazało się, że średnia wyszła nam blisko 25 km/h!
Pierwszy postój - Blankensee.© Misiacz
Z Blankensee pognaliśmy do Mewegen, stamtąd do Rothenklempenow, (z krótką przerwą na foto koło Breitenstein).
Pędzę na Shrink-Drinku! (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Minęliśmy Koblentz i zatrzymaliśmy się dopiero na konkretniejszą przerwę foto w Krugsdorf, gdzie najpierw skręciliśmy nad jeziorko, a potem pojechaliśmy pod pałac, czyli Schloss Krugsdorf.
Krzysiek w międzyczasie musiał wyjarać cygaro...z czekolady :)))
Nad jeziorem w Krugsdorf.© Misiacz
Przed Pałacem Krugsdorf.© Misiacz
Widok na Pałac Krugsdorf od strony wschodniej.© Misiacz
Po sesji fotograficznej, cały czas dając ostro po pedałach przemknęliśmy przez Friedberg i wpadliśmy do Pasewalku jeszcze przed godziną 11:00! Naprawdę tempo było solidne, średnia wtedy wzrosła do 25,4 km/h!
Tu zaczął szaleć Jurek ze swoim aparatem, a przyznam że jest artystą i potrafi robić niesamowite zdjęcia, które wymagają sporo umiejętności.
Krzysiek i ja, czyli 1,5 cyborga - majstrujemy przy sowieckiej gwiazdeczce :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Potem przyszedł czas na cel wyjazdu - doner i chicken kebab w stałym miejscu u Turka na rynku.
Na kebabie (zdjęcie wykonane przez Jurka).
Naprawdę spędziliśmy tam relaksujące pół godzinki i zjedliśmy pyszne żarcie.
Potem rozpoczęła się kolejna Jurkowa sesja foto na rynku, przy kościele i przy baszcie na murach obronnych (a raczej resztce muru).
Tu ja "wlazłem" Jurkowi w obiektyw :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Musiałem udokumentować i ja tę foto-sesję!
Jurek z Krzyśkiem szaleją na fotosesji w Pasewalku na rynku.© Misiacz
Wieża w systemie murów obronnych w Pasewalku.© Misiacz
Ruszyliśmy w drogę powrotną tą samą trasą, ale już nie było tak łatwo, bo zerwał się wiatr w pysk i obciążeni kebabem turlaliśmy z początku 22-24 km/h.
Potem już było łatwiej i wróciliśmy do naszej dzisiejszej prędkości 28-30 km/h.
W Rothenklempenow postanowiliśmy zmienić trasę powrotu i skierowaliśmy się na południe do Loecknitz.
W międzyczasie Jurek musiał zrobić to, co robi codziennie, żeby wyjazd był ważny.
Musiał zaliczyć glebę z zapiętym SPD-em :)))
Jurek certyfikuje swój kolejny wyjazd glebą :)))© Misiacz
Za Loecknitz zauważyłem rzecz absolutnie niebywałą, wręcz nie do pomyślenia!
Krzysiek, cyborg najnowszej generacji osłabł i został z tyłu na podjeździe! Normalnie - koniec świata! Okazało się, że zabrał za mało elektrolitu do bidonu:)))
Przed Grambow położył się na ziemi, by spróbować wyzionąć ducha, a ja naprędce skleciłem mu gustowny krzyżyk :)))
(zdjęcie wykonane przez Jurka)
Nie dał się jednak pochować, odzyskał siły i równo ciągnął tak jak zawsze. Przez Schwennenz dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd do Warzymic i Przecławia, skąd przez ul. Cukrową skierowaliśmy się do domów.
Wyjazd był super!!!
P.S. Czułem się na tyle niewyżyty, że szybko się wykąpałem i pojechaliśmy z od razu Basią do lasu na nordic walking, gdzie przeszliśmy 5 km.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
114.23 km (5.00 km teren), czas: 04:48 h, avg:23.80 km/h,
prędkość maks: 45.10 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2583 (kcal)
Wyjazd do Schwennenz w Niemczech.
Czwartek, 7 października 2010 | dodano: 07.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Po dostarczeniu dziś deski sedesowej rowerem na działkę do taty wróciłem szybko na Kozie do domu, przebrałem się i zmieniłem rower na właściwy. Była godzina 15:40, kiedy ruszyliśmy z tatą w stronę Mierzyna, a następnie Stobna. W sakwach mieliśmy puste buteleczki po niemieckim piwku, które zamierzaliśmy zdać w Schwennenz w Niemczech, zaledwie 1,5 kilometra polną drogą od granicy w tamtejszym sklepiku. Zresztą…to był tylko pretekst do wyjazdu.
Tu widok na drogę w Bobolinie, prowadzącą wprost do rowerowego przejścia granicznego do Schwennenz.
W Schwennenz zdaliśmy puste buteleczki i zamieniliśmy je na pełne. :)))
Tą samą polną dróżką wróciliśmy szybko na granicę i wróciliśmy do domów.
To była druga wycieczka tego samego dnia…a to mój zakup :)))
W sumie wyszło dziś około 41 km na obu rowerkach.
:)))
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 696 (kcal)
Tu widok na drogę w Bobolinie, prowadzącą wprost do rowerowego przejścia granicznego do Schwennenz.
Droga do granicy, przed nami widać Niemcy.© Misiacz
W Schwennenz zdaliśmy puste buteleczki i zamieniliśmy je na pełne. :)))
Tą samą polną dróżką wróciliśmy szybko na granicę i wróciliśmy do domów.
To była druga wycieczka tego samego dnia…a to mój zakup :)))
Zakup ze Schwennenz.© Misiacz
W sumie wyszło dziś około 41 km na obu rowerkach.
:)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
34.86 km (5.00 km teren), czas: 02:09 h, avg:16.21 km/h,
prędkość maks: 43.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 696 (kcal)
Rowery Greifswaldu (Niemcy)
Poniedziałek, 4 października 2010 | dodano: 04.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec
W ramach weekendowego wyjazdu na Rugię po drodze zatrzymaliśmy się, by zwiedzić hanzeatyckie miasteczko Greifswald. Niestety, nie był to wyjazd rowerowy, a niedzielny wypad samochodem (do Rugii niemiecką autostradą ze Szczecina dojeżdżamy w 1 godzinę i 40 minut). Kilometrów do BS więc nie będzie, tym niemniej załączam tradycyjnie fotki związane z rowerami, które mnie w jakiś sposób zaciekawiły.
Tu widok roweru służbowego Kapitanatu Portu Greifswald :)))
Kiedy zwiedzaliśmy kościół ewangelicki przy rynku, zastanawialiśmy się, skąd przed nim tyle rowerów - okazało się, że to wierni przyjechali na mszę! Jak widać, nie wszyscy mają potrzebę pokazywania się sąsiadom w swoim samochodzie, jak to widać przed naszymi kościołami.
W trakcie zwiedzania kościołów zauważyłem tam pewną ciekawostkę - wierni uczestniczą w mszy, a dzieci zajmują się sobą w specjalnie dla nich przygotowanych kącikach zabaw w...nawie bocznej kościoła albo tuż pod organami! :))) Zauważyłem to, bo akurat kiedy wchodziłem, to kończyły się nabożeństwa.
Greifswald jest miastem portowym, gdzie obejrzeć można zacumowane, ale wciąż używane zabytkowe żaglowce, a każdy posiada w swoim miejscu na nabrzeżu tabliczkę z opisem.
Sam Greifswald jest również bardzo sympatycznym i malowniczym miastem pełnym studentów (jest to miasto uniwersyteckie, o czym nawet informuje tablica wjazdowa do miejscowości).
Mimo, że wczoraj pokonałem na rowerze uczciwy dystans, to cały czas zwiedzając na piechotę z zazdrością spoglądałem na tych, którzy mogli jechać na rowerach:)))
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tu widok roweru służbowego Kapitanatu Portu Greifswald :)))
Rower służbowy Kapitanatu Portu w Greifswaldzie :)))© Misiacz
Kiedy zwiedzaliśmy kościół ewangelicki przy rynku, zastanawialiśmy się, skąd przed nim tyle rowerów - okazało się, że to wierni przyjechali na mszę! Jak widać, nie wszyscy mają potrzebę pokazywania się sąsiadom w swoim samochodzie, jak to widać przed naszymi kościołami.
Rowery przed kościołem w Greifswaldzie.© Misiacz
W trakcie zwiedzania kościołów zauważyłem tam pewną ciekawostkę - wierni uczestniczą w mszy, a dzieci zajmują się sobą w specjalnie dla nich przygotowanych kącikach zabaw w...nawie bocznej kościoła albo tuż pod organami! :))) Zauważyłem to, bo akurat kiedy wchodziłem, to kończyły się nabożeństwa.
Greifswald jest miastem portowym, gdzie obejrzeć można zacumowane, ale wciąż używane zabytkowe żaglowce, a każdy posiada w swoim miejscu na nabrzeżu tabliczkę z opisem.
Port i żaglowce w Greifswaldzie.© Misiacz
Sam Greifswald jest również bardzo sympatycznym i malowniczym miastem pełnym studentów (jest to miasto uniwersyteckie, o czym nawet informuje tablica wjazdowa do miejscowości).
Rynek w Greifswaldzie.© Misiacz
Mimo, że wczoraj pokonałem na rowerze uczciwy dystans, to cały czas zwiedzając na piechotę z zazdrością spoglądałem na tych, którzy mogli jechać na rowerach:)))
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Niemcy - dzień sądu dla Misiacza w terenie!
Sobota, 2 października 2010 | dodano: 02.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Dziś wyjechałem z domu o godzinie 9:00. Trochę późno, ale wczoraj byłem u kolegi na "pępkowym" i profilaktycznie wolałem troszkę odczekać. Po głowie snuł mi się pomysł zrobienia ostatniej samotnej dwusetki w tym roku, ale zupełnie nie pomyślałem o tym, że jest troszkę za późna pora na to. Na początek postanowiłem zaoszczędzić sobie kilkunastu km nudną, ruchliwą i znaną mi trasą do Kołbaskowa. Wsiadłem więc ze swoim rowerkiem w autobus i szybciutko byłem na miejscu.
Kołbaskowo, przed autobusem.
Do przejścia granicznego miałem teraz tą nieciekawą trasą tylko 4 km. W mój lewy bok wiał ostry wiatr ze wschodu, a ja kombinowałem, żeby pojechać na północ - do Schwedt, a potem przez Polskę do Cedynii. Wiatr jednak był tak silny, że po dojechaniu do Neurochlitz zacząłem dumać. Zdecydowany byłem niczym dziewica w trakcie zespołu napięcia przedmiesiączkowego :)))
Rozsądek podpowiedział mi, że te 200 km to najłatwiej będzie zrobić z wiatrem w plecy, więc skręciłem na zachód, na Tantow. Faktycznie, jechało się szybko, 40 km/h wchodziło bez oporów i nie czuło się tego dotkliwego zimna.
W Storkow trochę się pokręciłem i znalazłem drogę rowerową do Penkun (samochodowa była brukowana).
Wyjazd ze Storkow.
Droga rowerowa ze Storkow do Penkun.
Jako, że w Penkun bywałem wielkokrotnie cyknąłem tylko jedną fotkę.
Zamek w Penkun.
W Penkun skręciłem na Prenzlau, gdyż jeszcze na rowerze mnie tam nie było, a samochodem bywałem tam tylko przejazdem.
Widoczek za Penkun.
Droga była bardzo zróżnicowana - długie podjazdy i długie szybkie zjazdy.
Kościół w Schmoelln na trasie Penkun – Prenzlau.
Ta tabliczka wyjaśniła mi, skąd się wzięło takie ukształtowanie terenu.
Szlak epoki lodowcowej.
Poza tym droga była nieciekawa i bardzo ruchliwa, plułem sobie w brodę, że ją wybrałem...no, ale jak się chce zwiedzić Prenzlau, to trzeba jechać!
Wjazd do Prenzlau.
Ulica wjazdowa do centrum Prenzlau.
Miasto jest spore i przed wojną musiało być malownicze. Na szczęście nie wszystko uległo zniszczeniu w czasie walk.
Zabytki Prenzlau.
W Prenzlau spędziłem całkiem sporo czasu...i powoli wywietrzał mi z głowy pomysł na 200 km :)))
Przed fontanną na deptaku w Prenzlau.
Festyn na deptaku.
Mury obronne i baszta w Prenzlau.
Droga nr 109 z Prenzlau do Pasewalku jest drogą główną, w związku z czym jest dość ruchliwa, a odcinek ten ma aż 25 km.
Po 12 km zmieniłem plany i postanowiłem poszukać skrótu do Loecknitz, w związku z tym w Goeritz skręciłem w prawo na Schoenfeld.
Od tego momentu moją przyzwoitą średnią szlag trafił - zaczął się "wmordewind".
Całkiem fajnie się jechało, gdy ...skończył się asfalcik. No to i co Ty na to, "Asfaltowy" Misiaczu"? :)))
"A co mi tam" - pomyślałem i wjechałem polną drogą w las. Jadąc przez las usłyszałem za sobą dwa zatrzymujące się samochody. Wkrótce wiedziałem dlaczego - w poprzek drogi leżało zwalone drzewo. Dla mnie to żaden problem, po prostu przeniosłem rower i ruszyłem dalej. Po chwili błogosławiłem drogę, która jeszcze przed chwilą mi się nie podobała :)
To nie są „kocie łby” – to są „krowie łby””!!!
Telepiąc się i luzując wszystkie posiadane plomby dotarłem do Schoenfeld.
Kościół w Schoenfeld.
Tam zacząłem szukać drogi na Neuenfeld...i to na niezbyt dokładnej mapie...a moja nawigacja ocipiała i za diabła nie chciała się połączyć z satelitą!
Wreszcie się odnalazłem...
Na kładce nad autostradą A20 między Schoenfeld a Neuenfeld.
Cóż...droga za kładką była wykonana z płyt, które jednak były całkiem równo ułożone. Dojechałem do kolejnej malowniczej miejscowości, gdzie nawet psy dupami nie szczekają, bo ich tam chyba nie ma, co ja mówię - tam chyba w ogóle nie było nikogo. W niemieckich wioskach zawsze jest pusto.
Miałem jechać na Zuesedom, kiedy jednak zobaczyłem to coś zwane drogą (2 km), to skręciłem w prawo, na szutrówkę, która na mapie wydawała się fajnym skrótem.
Jadąc nią przypominałem sobie swoją wyprawę na Suwalszczyznę, naprawdę klimaty miałem od teraz podobne!
Droga do Zuesedom.
Po przejechaniu tą drogą 3 km pod górkę ...hm...na drodze stał wiatrak elektrowni wiatrowej...i tyle się najechałem. Drogi dalej nie było.
Musiałem zawrócić i niestety dotelepać się 2 km potwornym brukiem do Zuesedom.
Na szczęście tam już był piękny niemiecki i gładki asfalt.
Kiedy jednak wyjechałem z wioski...
Wesołe jest życie trekkingowca na trasie do Fahrenwalde (3 km) - SCHEISSE!!!
Kiedy minąłem Fahrenwalde zaczęła się wspaniała trasa przez puszczę w okolicach Heidemuehle. Polecam każdemu, komu się tam zechce dotelepać. Jest oznaczona jako szlak turystyczny. Nawet ja, "Asfaltowy Misiacz" byłem zachwycony!
Stary drogowskaz w lesie do Caselow.
KTM na drodze do Caselow.
Za Caselow (gdzie przenosiłem rower przez zamkniętą z powodu robót drogę) nie skorzystałem z zalecanego objazdu, a ruszyłem skrótem do Loecknitz. Skrót tradycyjnie już dzisiaj okazał się lekko wertepiastą gruntówką, którą jednak dojechałem aż do wjazdu do Loecknitz. Teraz byłem już "u siebie" na znanym mi terenie!
Wyjeżdząjąc z Loecknitz sprawdziłem ceny na campingu :)))
Stamtąd znaną mi trasą przez Ramin i Grambow dojechałem do Schwennenz.
Droga polna do granicy nie wydawała mi się już teraz tak straszna jak dawniej:)))
Wiata na przejściu granicznym Schwennenz – Bobolin.
Do domku dojechałem tradycyjnie już przez Stobno, Warzymice i Przecław!
Wspaniała wyprawa...czyżbym lubił czasem po terenie pojeździć? :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
131.65 km (50.00 km teren), czas: 06:27 h, avg:20.41 km/h,
prędkość maks: 52.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2713 (kcal)
Odkryłem nowe przejście do Niemiec! Godne zakończenie września!
Czwartek, 30 września 2010 | dodano: 30.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wyjechałem zaraz po pracy, o godzinie 15:00, żeby się kawałek przejechać. Ciągnęło mnie na spokojne i gładkie trasy do Niemiec, choć czasu nie było za dużo, bo do granicy mam ok. 15 km. Postanowiłem dotrzeć tam jak najszybciej, co najpierw wiązało się z jazdą do Przecławia drogą rowerową, ale stamtąd oczywiście już ruchliwą drogą główną prowadzącą do autostrady do Niemiec i do przejścia granicznego w Rosówku. O dziwo, dziś nie trafiłem na żadnego specjalnego idiotę za kierownicą. Jechało się szybko, trzymałem tempo 28-30 km/h. To chyba po zakupie świeżego miodu, który rozrobiłem z wodą do bidonów. :)))
Kiedy przekroczyłem granicę i skręciłem na Rosow, od razu poczułem się spokojniejszy.
Pogoda dziś była znakomita, światło do zdjęć też, więc co rusz cykałem fotki. Tu rowerek stoi przed Rosow, a w tle wiatraki.
Jadę dalej ładną drogą…zbliżam się do Nadrensee…
…i jeszcze taka perspektywa:
W Nadrensee skręciłem w prawo i skierowałem się na Pomellen, by potem ruszyć na Ladenthin. Krótsza trasa jest zamknięta, trwają roboty budowlane, na szczęście i tak nie chciałem nią jechać, bo jest mniej ciekawa.
Na trasie do Pomellen widoczki są znacznie fajniejsze.
W Pomellen skręciłem w lewo na Ladenthin. Ledwie ujechałem kilkadziesiąt metrów, a tam znak „ślepa uliczka” i BAUSTELLE (budowa). To ta sama przebudowa drogi, która ma początek w Nadrensee i ciągnie się aż do skrzyżowania z moją trasą… :(((
Pomyślałem, że rowerem jakoś przejadę i się nie pomyliłem – budowa na skrzyżowaniu zajmowała raptem jakieś 100 m, nie była ogrodzona i była to po prostu ubita droga z tłucznia, na którą zapewne wylany zostanie wkrótce asfalt.
Teraz droga do Ladenthin była tylko moja!!! :)))
Jako, że jest ona niezmiernie malownicza, nie mogłem się powstrzymać od ciągłego robienia zdjęć (tu ograniczę się do wklejenia dwóch)!
Od Ladenthin do Schwennenz ścigałem się z kilkoma ciągnikami, ale jakieś mocne były i mimo, że jechałem 35 km/h to i tak mnie wyprzedziły.
Po dojechaniu do Schwennenz zatrzymałem się i zadałem sobie pytanie:
- Misiacz, jedziesz teraz najkrótszą drogą do granicy w Bobolinie (1,5 km) i prosto do domu, czy masz chęć na więcej, przez Grambow, Neu Grambow i Linken do Lubieszyna??
Misiacz poskrobał się w głowę i odparł:
- No jasne, że jadę dalej!!!
Jak powiedział – tak zrobił!
Po 3 km byłem już w Grambow i kierowałem się na Linken, gdy nagle…
Przy drodze wyrosła wielka tablica BAUSTELLE (budowa) - „ślepa uliczka”. Czy niemieccy drogowcy postanowili zepsuć mi dzisiaj wycieczkę?!!
Postanowiłem zrobić to samo, co w Pomellen – przedrzeć się przez budowę.
Tu jeszcze niedawno była droga z drobnej kostki brukowej:
Po 3 km dojechałem do Neu Grambow, gdzie budowa się skończyła. Dalej do Linken wiodła ta sama szosa z drobnej kosteczki.
Ale, ale…zaraz, zaraz…co to za droga brukowa skręca za wioską w prawo, biegnąc wśród drzew?
Zdaje się, że to jakby w stronę Polski!
Postanowiłem się dotelepać kilkaset metrów tą dróżką wychodząc z założenia, że przed wojną musiała ona łączyć sąsiednie wioski, nim potem została przecięta granicą Polska-Niemcy.
Nie pomyliłem się!
Droga w lewo wiodła do Polski, nie wiedziałem tylko konkretnie dokąd.
Wkrótce dojechałem do wioski, okazało się, że jest to Kościno.
Zapytałem dwóch buzujących się butaprenem chłopaczków (akurat byli pod ręką), jak najlepiej jechać na Szczecin. Wskazali mi drogę i wkrótce byłem już na znanym mi skrzyżowaniu w Dołujach.
Od tej pory trasa była już znajoma, wiodąc przez Stobno, Będargowo i Warzymice do Szczecina.
Pomyślałem, że to będzie najciekawsze zdjęcie na zakończenie trasy:
Wyjechałem o 15:00, a wróciłem do domu o 18:00. Równo 3 godziny jazdy, postojów i fotografowania :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
55.55 km (8.00 km teren), czas: 02:35 h, avg:21.50 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1222 (kcal)
Z TC-Cyborgiem wtargnięcie do Niemiec :)))
Niedziela, 26 września 2010 | dodano: 26.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Dziś miało lać - ale nie lało :)))
Rano zadzwonił Jurek (cyborg z TC team:))) i zapytał, czy jadę. Ja na to, że chętnie, ale dopiero zwlekałem się z łóżka (troszkę zabalowałem w sobotę), więc powiedziałem, że jakoś znajdziemy się gdzieś na trasie (była godzina 10:00). Wygrzebałem się na rower dopiero o godzinie 11:20 i szybko ruszyłem w kierunku Dobrej...więcej w relacji z naszego wyjazdu na stronie Jurka
Powiem tylko, że przejazd 20 km od domu do Dobrej zajął mi zaledwie 40 minut, więc jestem z siebie zadowolony, choć przy osiągach Jurka to jestem "cienki leszcz" :)))
Zaproponowałem wypad do Pasewalku na kebab do Turka, ale dla Jurka było za późno, więc zdecydowaliśmy się dojechać tylko do Koblentz.
Jurek przed sklepem w Dobrej.
Cóż z tego, ze zaplanowaliśmy, kiedy okazało się, że Jurek nie zabrał dowodu osobistego, a spotkanie z POLIZEI bez dokumentów mogłoby się nieciekawie skończyć.
Zdecydowaliśmy się jedynie na "nieznaczne wtargnięcie" na terytorium Bundesrepublik Deutschland, cyknięcie fotki i zawrócenie do Polski :)))
Z przejścia w Buku ruszyliśmy w kierunku miejscowości Stolec (cóż za apetyczna nazwa:))), gdzie pokazałem Jurkowi kolejny wjazd do Niemiec (kolejne "wtargnięcie" :))). W niemieckiej wiacie zjedliśmy słodycze, zawróciliśmy do Polski i pojechaliśmy do Dobieszczyna.
Ja przy wiacie.
Jazdę z Jurkiem trudno nazwać od tego momentu turystyczną, bo ten wariat jechał cały czas 30 km/h (na góralu). Ja tylko mogłem siedzieć mu na kole....innej opcji nie widziałem. Moje prędkości "przelotowe" zazwyczaj oscylują koło 24-25 km/h. W związku z tym z tego odcinka zapamiętałem taki widok :)))
Przez Tanowo i Pilchowo dojechaliśmy na Głębokie, a stamtąd ruszyliśmy przez Las Arkoński ścieżką leśną. Dwóch bikerów jechało zajmując całą szerokość ścieżki, więc Jurek krzyknął "uważaj". Zjechali na bok, ale chyba coś im na ambicję siadło, bo za kilkaset metrów nas dogonili cisnąc ile sił na pedały.
Mijając nas krzyknęli "uważaj" i odjechali ...no, nie za daleko :)))
Jurek zapytał mnie "masz siłę i chęć?" - ja na to, że "tak".
Depnęliśmy mocno i za chwilę siedzieliśmy im na kole. Próbowali uciekać jeszcze przez jakieś 200 m, ale nie bardzo im wychodziło, widać było, że szybko słabną.
Wrzuciliśmy na licznik 41 km/h i chłopaki mogli tylko już tylko oglądać nasze oddalające się tyłki :)))
I to tyle...
P.S. Dziś moja 2-letnia bratanica Krysia zrobiła pierwszą wycieczkę na swoim nowym rowerku. :)))
Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1602 (kcal)
Rano zadzwonił Jurek (cyborg z TC team:))) i zapytał, czy jadę. Ja na to, że chętnie, ale dopiero zwlekałem się z łóżka (troszkę zabalowałem w sobotę), więc powiedziałem, że jakoś znajdziemy się gdzieś na trasie (była godzina 10:00). Wygrzebałem się na rower dopiero o godzinie 11:20 i szybko ruszyłem w kierunku Dobrej...więcej w relacji z naszego wyjazdu na stronie Jurka
Powiem tylko, że przejazd 20 km od domu do Dobrej zajął mi zaledwie 40 minut, więc jestem z siebie zadowolony, choć przy osiągach Jurka to jestem "cienki leszcz" :)))
Zaproponowałem wypad do Pasewalku na kebab do Turka, ale dla Jurka było za późno, więc zdecydowaliśmy się dojechać tylko do Koblentz.
Jurek przed sklepem w Dobrej.
Cóż z tego, ze zaplanowaliśmy, kiedy okazało się, że Jurek nie zabrał dowodu osobistego, a spotkanie z POLIZEI bez dokumentów mogłoby się nieciekawie skończyć.
Zdecydowaliśmy się jedynie na "nieznaczne wtargnięcie" na terytorium Bundesrepublik Deutschland, cyknięcie fotki i zawrócenie do Polski :)))
Z przejścia w Buku ruszyliśmy w kierunku miejscowości Stolec (cóż za apetyczna nazwa:))), gdzie pokazałem Jurkowi kolejny wjazd do Niemiec (kolejne "wtargnięcie" :))). W niemieckiej wiacie zjedliśmy słodycze, zawróciliśmy do Polski i pojechaliśmy do Dobieszczyna.
Ja przy wiacie.
Jazdę z Jurkiem trudno nazwać od tego momentu turystyczną, bo ten wariat jechał cały czas 30 km/h (na góralu). Ja tylko mogłem siedzieć mu na kole....innej opcji nie widziałem. Moje prędkości "przelotowe" zazwyczaj oscylują koło 24-25 km/h. W związku z tym z tego odcinka zapamiętałem taki widok :)))
Przez Tanowo i Pilchowo dojechaliśmy na Głębokie, a stamtąd ruszyliśmy przez Las Arkoński ścieżką leśną. Dwóch bikerów jechało zajmując całą szerokość ścieżki, więc Jurek krzyknął "uważaj". Zjechali na bok, ale chyba coś im na ambicję siadło, bo za kilkaset metrów nas dogonili cisnąc ile sił na pedały.
Mijając nas krzyknęli "uważaj" i odjechali ...no, nie za daleko :)))
Jurek zapytał mnie "masz siłę i chęć?" - ja na to, że "tak".
Depnęliśmy mocno i za chwilę siedzieliśmy im na kole. Próbowali uciekać jeszcze przez jakieś 200 m, ale nie bardzo im wychodziło, widać było, że szybko słabną.
Wrzuciliśmy na licznik 41 km/h i chłopaki mogli tylko już tylko oglądać nasze oddalające się tyłki :)))
I to tyle...
P.S. Dziś moja 2-letnia bratanica Krysia zrobiła pierwszą wycieczkę na swoim nowym rowerku. :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
70.21 km (7.00 km teren), czas: 02:58 h, avg:23.67 km/h,
prędkość maks: 41.60 km/hTemperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1602 (kcal)
Przez Niemcy...
Sobota, 25 września 2010 | dodano: 25.09.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Dziś wyjechałem o 10:00. Plany co do dystansu miałem ambitniejsze niż wyszło, ale też było fajnie.
Przejechałem nowo wyremontowaną ul. Bohaterów Warszawy, nawierzchnia całkiem całkiem, ale ścieżek nie wybudowano dla rowerów.
Zjechałem najszybciej jak się dało do Parku Kasprowicza i dalej Lasem Arkońskim dojechałem nad jezioro Głębokie. Jakoś nie byłem specjalnie zdecydowany dokąd dalej jechać, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że najlepiej tam, gdzie koła poniosą :)
Koła poniosły mnie do Pilchowa, a stamtąd do Tanowa.
Wzdłuż drogi do Tanowa powstaje nowa ścieżka rowerowa...materiał, z jakiego jest wykonana widzicie na zdjęciu...
Za Tanowem zatrzymałem się na polanie, którą za mojego dzieciństwa nazywano "Polaną Cygańską". Widać, że ostatniego wieczoru trwała tam ostra impreza, walały się śmieci, resztki jedzenia, talerzyki. Widocznie dla imprezowiczów ujmą na honorze było posprzątać po sobie.
Jedyną korzyścią było to, że zjadłem drożdżówkę przy świecy, którą sam zapaliłem ...było...he, he, he...romantycznie :)))
Po posileniu się ruszyłem drogą na Dobieszczyn. Trasa zazwyczaj spokojna dziś była niespokojna, a to ze względu na grzybiarzy i ich samochody. Po przekroczeniu granicy nie było o wiele lepiej, gdyż lud nasz zbieracko-wędrowny zapuścił się na tereny germańskie w poszukiwaniu strawy ;)))
Po dojechaniu do skrzyżowania skręciłem do Hintersee z zamiarem dotarcia do Ahlbeck i dalej do Altwarp. Kiedy jednak dojechałem do polanki rekreacyjnej przy wyjeździe z Hintersee jakaś niechęć mnie ogarnęła i postanowiłem wracać.
Nie wracałem jednak asfaltem - o dziwo, bo lubię jazdę szosową - a skręciłem przy cmentarzyku na Glashuette, drogą leśną, również oznakowaną drogowskazami.
Również mi udzieliła się foto-grzybo-mania, która ostatnio panuje na Bikestats :)))
Powiem, że nawet całkiem przyjemnie się jechało, polecam tym bikerom, którzy lubią jazdę terenową.
Wyjechałem potem na znaną mi drogę rowerową tuż przed Glashuette, gdzie zrobiłem sobie kolejny popas.
Glashuette znaczy dosłownie Huta Szkła, gdyż takowa mieściła się tu przed wojną, o czym informuje stosowna tablica.
Stamtąd dojechałem do Gruenhof, gdzie skręciłem na Pampow i pojechałem na Blankensee. Tam też przekroczyłem granicę i dojechałem do Buku.
Zaraz przy wyjeździe z Buku skręciłem w lewo "na pole" - jest to skrót ścieżką do miejscowości Dobra.
W Dobrej skręciłem na rondzie na Lubieszyn, gdzie nie pojechałem tak jak zwykle główną drogą, ale bardzo fajnym skrótem do Dołuj, płytową drogą w prawo koło myjni i potem przez las, którą znam z dzieciństwa.
W Dołujach tradycyjnie już skierowałem się na Stobno i Będargowo i przez Przecław wróciłem do domu...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
83.19 km (15.00 km teren), czas: 03:57 h, avg:21.06 km/h,
prędkość maks: 45.10 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1844 (kcal)
140 km - przez Pasewalk, Torgelow i Eggesin...
Sobota, 11 września 2010 | dodano: 11.09.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Jak zwykle bym wyszedł za późno z domu, gdyby nie szczekający na dole pies, który zbudził mnie o 8:00. W sumie i tak było późno na planowany dystans 180 km, tym bardziej, że zbierałem się jak "Misiacz w gęstym miodzie".
Koniec końców - ruszyłem z garażu o godzinie 10:35, najpierw kierując się na Będargowo. Tam zastanawiałem się, przez które przejście graniczne wyjechać z naszego Brudlandu i padło na Buk-Blankensee, choć oznaczało to niestety więcej km po tym pięknym kraju...
Pojechałem do Dołuj, a stamtąd do Lubieszyna. Z Lubieszyna wiedzie teraz nowa droga do Dobrej, jest już gotowa do użytku, prace zakończono...tylko nasi drogowcy zostawili znaki zakazu wjazdu, więc jazda nią jest poniekąd nielegalna.
Wracając do drogowców z tej budowy, to gratulujemy im poczucia humoru (patrz znaki):)))
Jadąc absolutnie bez wysiłku z prędkością 30-33 km/h szybko zbliżałem się do Dobrej. Cały czas mnie zastanawiało, skąd taka forma, ale odpowiedź jest tylko jedna:
SHRINK-DRINK :))) - czyli naturalny napój izotoniczny z wody mineralnej, miodu, wody i soli, o którym powiedział mi Shrink. Na żadnym Isostarze, Plusie czy Poweradzie nie miałem takiego ciągu!!!
SHRINK-DRINK czyni cuda!!!
Za Dobrą zaczęło mi skrzypieć moje skórzane siodełko, z nadzieją rozglądałem się po rowach i poboczach w lesie, czy wśród śmiecia wszelakiego nie znajdę aby jakiejś bańki po oleju, żeby wykorzystać resztki na dnie i przesmarować skrzypiący element. Nie znalazłem, widocznie w tych lasach wyrzuca się do rowów inny sort śmieci. W Niemczech, dokąd za chwilę wjechałem nie mogłem liczyć na takie znalezisko. Ale, ale...nie mówmy "hop" - za Blankensee po niemieckich lasach stało pełno samochodów na polskich numerach (grzybiarze) - "niestety", zostawiają po sobie syf natury raczej "pospożywczej" (butelki, puszki, papiery itp.)...a tak tam było ładnie i czysto jeszcze niedawno :(((
W miarę oddalania się od granicy i wjeżdżania dalej na terytorium Niemiec polskich rejestracji było mniej, co przekładało się na mniejszą ilość śmieci.
To droga z Blankensee do Mewegen:
Z Mewegen szybciutko dojechałem do Rothenklempenow, a stamtąd skierowałem się na Koblentz - jednak za Dorotheenwalde czekała mnie nieciekawa niespodzianka - postawiono barierkę i znak zakazu wjazdu. To rujnowało moje plany dojazdu do Pasewalku w sensownym czasie...i w ogóle plan całej wycieczki, więc postanowiłem sprawdzić, co jest tego przyczyną.
Okazało się, że za mostkiem na jezdnię wylała nieco pobliska rzeczka.
Była to jedyna przyczyna, którą pokonałem ledwie zamaczając obręcze kół. Powinni zobaczyć kiedyś kałuże w Szczecinie na Tamie Pomorzańskiej, pewnie by wprowadzili stan klęski żywiołowej :)))
Dalej jechałem przez Breitenstein, Koblentz, a w Krugsdorf zatrzymałem się na krótki odpoczynek nad jeziorkiem.
Stamtąd pognałem do Pasewalku, gdzie jak ostatnio skierowałem się do Turka, by zamówić obfity kebabik :)))
W Pasewalku zrobiłem fotkę specyficznemu "czemuś":
Stamtąd po raz pierwszy jadąc tą trasą ruszyłem do Torgelow, w którym też mnie jeszcze nigdy nie było.
Do Torgelow jest kilkanaście kilometrów wzdłuż ruchliwej drogi, czym się jednak nie przejmowałem, bo do celu wiodła mnie taka oto bajeczna ścieżka rowerowa:
I oto dojeżdżam!
Wjazd do centrum i sylwetka Marie-Kirche.
Nad rzeką Uecker znajduje się skansen, a może replika nawet dawnej wsi pomorskiej (był zamknięty).
Trochę jeszcze pokręciłem się po centrum...
...sfotografowałem fontannę...
...i replikę łodzi pomorskiej na rzece Uecker, zacumowaną przy skansenie...
...oraz dworek nad rzeczką...
Po zwiedzeniu Torgelow pojechałem na Eggesin, jednak po drodze musiałem zatrzymać się "za potrzebą". Tam zobaczyłem zatrzęsienie podgrzybków - Niemcy tego nie zbierają. Poniżej widać, co zebrałem w ciągu 5 minut w pobliżu roweru (w sumie wyszło potem, że mam 11 grzybków).
Z Eggesin znaną już mi trasą pojechałem do Hintersee, i tu nowość - droga z płyt, które były tylko nieznacznie pokryte asfaltem teraz została wyasfaltowana jak należy i jest równa jak niemiecki stół! :)))
Tuż przed przejściem granicznym do Brudlandu, zaledwie 50 km od drogi znajduje się Krzyż Barnima.
Stamtąd już baaaardzo znaną (czytaj nudną trasą) pojechałem do Dobieszczyna i dalej przez Tanowo i Pilchowo do Szczecina. Na odcinku Pilchowo - Tanowo budowana jest właśnie ścieżka rowerowa, bardzo potrzeba, ale zgadnijcie z czego - oczywiście z kostki typu "Polbruk" - tak czy inaczej, jest ona bardzo potrzebna na tym odcinku, bo ruch jest tam niemożebny!
W Szczecinie zdecydowałem się z Głębokiego pojechać jeszcze przez Las Arkoński i Jasne Błonia...a stamtąd przez centrum do domu.
:)))
P.S. Widzę, że na mapce odległość nie zgadza się z faktycznie przejechaną, ale to moja pierwsza mapka i nie bardzo mi szło rysowanie...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
140.03 km (2.00 km teren), czas: 06:32 h, avg:21.43 km/h,
prędkość maks: 48.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3023 (kcal)
Spacer nach Pasewalk (Pozdawilk) durch Koblentz (Koblencja)
Niedziela, 25 lipca 2010 | dodano: 25.07.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Jak zwykle zaspałem, ale co tam :) Troszkę mi zeszło (jak to mi) zbieranie się, ale "już" o godzinie 11:35 ruszyłem na trasę. Skierowałem się od razu na Będargowo, skąd pojechałem na Stobno, przed którym skręciłem na Bobolin.
Zdjęcia niestety robiłem z marnego aparatu w komórce, więc są jakie są :(((
Granicę przekroczyłem jak zwykle ostatnio przed Schwennenz, do którego dotelepałem się polną drogą.
Tu widać, jak wyglądał mniej więcej pas graniczny.
Ostatnio dość często jeżdżę tą trasą :)
Tu, na polu między Schwennenz a Grambow próbowałem podrabiać Russela Crowe w scence z filmu "Gladiator" :)))
Jemu to chyba lepiej wyszło...i ta muzyka! :)))
<lt;lt;feature=related
Z Grambow tradycyjnie pojechałem do Ramin. Wziąłem tylko komórkę, bo chciałem sprawdzić, jak sprawuje się moja nowa nawigacja, która w niej jest. Sprawuje się dobrze, ale bateria pada po niecałym jednym dniu.
Z Ramin dojechałem do Ploewen, a stamtąd do Boock, skąd przez Mewegen pojechałem znaną mi trasą do Koblentz. Ostatnio kusiło mnie, żeby dojechać do Pasewalku, ale jakoś się nie udało.
W Krugsdorf zatrzymałem się, żeby sfotografować piękne jezioro i przepiękny pałacyk, którego to piękna ten parszywy aparacik nie oddał....
Mam nadzieję, że nad to spokojne i czyste jeszcze jezioro nie zjedzie się nasza plażowa hołota, która z jeziorka i plaży Obersee pod Blankensee zrobiła wrzaskliwe miejsce przypominające wysypisko śmieci, pełne puszek, butelek po wódce i niedopałków.
A to pałacyk w Krugsdorf:
Kiedy dojechałem do Rothenburga, okazało się, że odbywają się tam niezłe zawody jeździeckie, pełno koni, ludzi i samochodów, jeden wielki festyn.
Kawałek drogi biegnie płytami:
Zawody:
Muszę wspomnieć, że od samego początku wiał mi w twarz piekielnie mocny "wmordęwind" z północnego zachodu, więc moja prędkość oscylowała w okolicach 22-24 km/h. Kiedy dodać do tego moje częste postoje, widać jaka ze mnie "snuja" :))).
Do Pasewalku dojechałem przez Friedberg.
Kościół w Pasewalku (za czasów słowiańskich nazywał się Pozdawilk):
Liczyłem, że uda mi się zjeść jakiegoś uczciwego tureckiego kebeba, bo przyznam, że do tej pory zdążyłem pożreć większość swoich zapasów.
Okazało się, że na Turków można liczyć! Było otwarte. Ogromna porcja, gdzie nikt mnie nie oszukiwał na ilości mięsa, tak jak to ma miejsce w Szczecinie.
Do tego zimne piwko 0,33 o śladowej zawartości alkoholu, takie dla rowerzysty, zasadniczo "bezalkoholowe" ;)
Kebab mnie zamulił co nieco swoją masą, ale trzeba było się ruszyć i wracać. Po drodze cyknąłem parę widoczków.
To Baszta Prochowa (tabliczka była również w języku polskim).
Od tego momentu część trasy była taka sama aż do Mewegen, no bo lepszej nie ma :)
Wiatr, który wiał mi do tej pory z impetem w twarz - teraz wiał mi w grzbiet, choć ciężki kebab spowalniał mnie do 27-29 km/h.
W Mewegen odbiłem na Blankensee, gdzie przekroczyłem granicę.
Od tego momentu trasa była już rzekłbym oklepana...Buk, Dobra, Wołczkowo, Bezrzecze, Szczecin.
Jedno jest fajne - jest godzina 20:25, a uczciwy turecki kebabik wciąż trzyma, a zjadłem go o 15:40 :)))
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2580 (kcal)
Zdjęcia niestety robiłem z marnego aparatu w komórce, więc są jakie są :(((
Granicę przekroczyłem jak zwykle ostatnio przed Schwennenz, do którego dotelepałem się polną drogą.
Tu widać, jak wyglądał mniej więcej pas graniczny.
Ostatnio dość często jeżdżę tą trasą :)
Tu, na polu między Schwennenz a Grambow próbowałem podrabiać Russela Crowe w scence z filmu "Gladiator" :)))
Jemu to chyba lepiej wyszło...i ta muzyka! :)))
<lt;lt;feature=related
Z Grambow tradycyjnie pojechałem do Ramin. Wziąłem tylko komórkę, bo chciałem sprawdzić, jak sprawuje się moja nowa nawigacja, która w niej jest. Sprawuje się dobrze, ale bateria pada po niecałym jednym dniu.
Z Ramin dojechałem do Ploewen, a stamtąd do Boock, skąd przez Mewegen pojechałem znaną mi trasą do Koblentz. Ostatnio kusiło mnie, żeby dojechać do Pasewalku, ale jakoś się nie udało.
W Krugsdorf zatrzymałem się, żeby sfotografować piękne jezioro i przepiękny pałacyk, którego to piękna ten parszywy aparacik nie oddał....
Mam nadzieję, że nad to spokojne i czyste jeszcze jezioro nie zjedzie się nasza plażowa hołota, która z jeziorka i plaży Obersee pod Blankensee zrobiła wrzaskliwe miejsce przypominające wysypisko śmieci, pełne puszek, butelek po wódce i niedopałków.
A to pałacyk w Krugsdorf:
Kiedy dojechałem do Rothenburga, okazało się, że odbywają się tam niezłe zawody jeździeckie, pełno koni, ludzi i samochodów, jeden wielki festyn.
Kawałek drogi biegnie płytami:
Zawody:
Muszę wspomnieć, że od samego początku wiał mi w twarz piekielnie mocny "wmordęwind" z północnego zachodu, więc moja prędkość oscylowała w okolicach 22-24 km/h. Kiedy dodać do tego moje częste postoje, widać jaka ze mnie "snuja" :))).
Do Pasewalku dojechałem przez Friedberg.
Kościół w Pasewalku (za czasów słowiańskich nazywał się Pozdawilk):
Liczyłem, że uda mi się zjeść jakiegoś uczciwego tureckiego kebeba, bo przyznam, że do tej pory zdążyłem pożreć większość swoich zapasów.
Okazało się, że na Turków można liczyć! Było otwarte. Ogromna porcja, gdzie nikt mnie nie oszukiwał na ilości mięsa, tak jak to ma miejsce w Szczecinie.
Do tego zimne piwko 0,33 o śladowej zawartości alkoholu, takie dla rowerzysty, zasadniczo "bezalkoholowe" ;)
Kebab mnie zamulił co nieco swoją masą, ale trzeba było się ruszyć i wracać. Po drodze cyknąłem parę widoczków.
To Baszta Prochowa (tabliczka była również w języku polskim).
Od tego momentu część trasy była taka sama aż do Mewegen, no bo lepszej nie ma :)
Wiatr, który wiał mi do tej pory z impetem w twarz - teraz wiał mi w grzbiet, choć ciężki kebab spowalniał mnie do 27-29 km/h.
W Mewegen odbiłem na Blankensee, gdzie przekroczyłem granicę.
Od tego momentu trasa była już rzekłbym oklepana...Buk, Dobra, Wołczkowo, Bezrzecze, Szczecin.
Jedno jest fajne - jest godzina 20:25, a uczciwy turecki kebabik wciąż trzyma, a zjadłem go o 15:40 :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
121.68 km (4.00 km teren), czas: 05:17 h, avg:23.03 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2580 (kcal)
To lepsze niż rocznica Grunwaldu :)))
Niedziela, 18 lipca 2010 | dodano: 18.07.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Dziś, po raz kolejny - od ostatniego razu - udało mi się wyciągnąć mojego brata "zatwardziałego biurkowca" na rower. Ostatni raz był na rowerze...2 lata temu, więc wydarzenie jest doniosłe :)))
Nasza poprzednia wycieczka sprzed ponad 2 lat wyglądała tak: WYCIECZKA 2008
Pożyczyłem mu swojego szosowego "Rosynanta" i pojechaliśmy w kierunku Niemiec. Pogoda dziś dopisywała, wreszcie spadła temperatura, a słońce pojawiło się dopiero po południu.
Pojechaliśmy przez Rondo Hakena do Będargowa, a w Stobnie skręciliśmy na Bobolin, gdzie przekroczyliśmy granicę. Stamtąd do Schwennenz biegnie 1,5 km zapomnianej przez drogowców niemieckich (niemożliwe prawie!!!) wyboistej drogi.
Ze Schwennenz pojechaliśmy do Ramin, co chwilę robiąc sobie postoje.
To postój w "centrum" Schwennenz.
Tempo było relaksacyjne ze względu na mojego brata, ale dzięki temu jechało się bardzo fajnie.
Z Ramin pojechaliśmy do Schmagerow, a stamtąd do Ploewen.
Po krótkiej przerwie w lesie skierowaliśmy się do Blankensee, gdzie chcieliśmy zobaczyć jezioro Obersee, ostatnio tłumnie odwiedzane przez naszych rodaków :(((
Z lewej i z prawej strony stały śmietniki wypełnione po brzegi, głównie takimi pozostałości jak puszki, puszki, puszki, puszki, butelki, butelki, butelki...Tyskie, Lech, Żywiec, Żubr, Bosman...itp.
Na trawie pełno kapsli, niedopałków i zużytych chusteczek...
Ponieważ jest tam zakaz rozbijania namiotów, więc oczywiście stał tam już rozbity namiot, a w nim również nasi rodacy z dzieckiem.
Wolałem zrobić jedynie fotkę samego jeziorka i po zjedzeniu kanapki z przyjemnością stamtąd zniknąłem.
Przejechaliśmy granicę w okolicach Buku i przez Dobrą, Redlicę i Bezrzecze dojechaliśmy do Szczecina.
Po drodze zatrzymaliśmy się na wysepce na jeziorku przy ul. Derdowskiego, gdzie zorganizowano tereny rekreacyjne (wiaty, ścieżki, ławeczki), które chciałem zdążyć zobaczyć i uwiecznić na zdjęciu, nim zostaną zniszczone i zaśmiecone.
P.S. Chciałbym dodać, że mój brat nie jest urodzonym "biurkowcem":)))
Swego czasu zjeździliśmy wyprawach rowerowych kawał Polski i co nieco Europy.
Krótkie retro-wspominki:
Rok 1989, lipiec.
Wyprawa dwutygodniowa "Szlakiem Wielkiej Wojny z Zakonem Krzyżackim"
Trasa: Bydgoszcz - Toruń - Golub Dobrzyń - Grudziądz - Gniew - Malbork - Morąg - Olsztyn - Grunwald - Działdowo - Żuromin - Ciechanów - Żelazowa Wola - Sochaczew - Warszawa.
Dystans: 1050 km
Rok 1990, Trasa trzydniowa Rębusz-Wierzbno-Barnówko-Szczecin. Brat z lewej, ja z prawej :)))
Rok 1990, wyprawa dwutygodniowa "Szlakiem Orlich Gniazd", dystans: około 800-900 km.
Rok 1991, Wyprawa Polska-Słowacja-Austria-Czechy-Polska, dystans około 880 km.
Mam nadzieję, że jeszcze gdzieś porządnie pojeździmy ?
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1247 (kcal)
Nasza poprzednia wycieczka sprzed ponad 2 lat wyglądała tak: WYCIECZKA 2008
Pożyczyłem mu swojego szosowego "Rosynanta" i pojechaliśmy w kierunku Niemiec. Pogoda dziś dopisywała, wreszcie spadła temperatura, a słońce pojawiło się dopiero po południu.
Pojechaliśmy przez Rondo Hakena do Będargowa, a w Stobnie skręciliśmy na Bobolin, gdzie przekroczyliśmy granicę. Stamtąd do Schwennenz biegnie 1,5 km zapomnianej przez drogowców niemieckich (niemożliwe prawie!!!) wyboistej drogi.
Ze Schwennenz pojechaliśmy do Ramin, co chwilę robiąc sobie postoje.
To postój w "centrum" Schwennenz.
Tempo było relaksacyjne ze względu na mojego brata, ale dzięki temu jechało się bardzo fajnie.
Z Ramin pojechaliśmy do Schmagerow, a stamtąd do Ploewen.
Po krótkiej przerwie w lesie skierowaliśmy się do Blankensee, gdzie chcieliśmy zobaczyć jezioro Obersee, ostatnio tłumnie odwiedzane przez naszych rodaków :(((
Z lewej i z prawej strony stały śmietniki wypełnione po brzegi, głównie takimi pozostałości jak puszki, puszki, puszki, puszki, butelki, butelki, butelki...Tyskie, Lech, Żywiec, Żubr, Bosman...itp.
Na trawie pełno kapsli, niedopałków i zużytych chusteczek...
Ponieważ jest tam zakaz rozbijania namiotów, więc oczywiście stał tam już rozbity namiot, a w nim również nasi rodacy z dzieckiem.
Wolałem zrobić jedynie fotkę samego jeziorka i po zjedzeniu kanapki z przyjemnością stamtąd zniknąłem.
Przejechaliśmy granicę w okolicach Buku i przez Dobrą, Redlicę i Bezrzecze dojechaliśmy do Szczecina.
Po drodze zatrzymaliśmy się na wysepce na jeziorku przy ul. Derdowskiego, gdzie zorganizowano tereny rekreacyjne (wiaty, ścieżki, ławeczki), które chciałem zdążyć zobaczyć i uwiecznić na zdjęciu, nim zostaną zniszczone i zaśmiecone.
P.S. Chciałbym dodać, że mój brat nie jest urodzonym "biurkowcem":)))
Swego czasu zjeździliśmy wyprawach rowerowych kawał Polski i co nieco Europy.
Krótkie retro-wspominki:
Rok 1989, lipiec.
Wyprawa dwutygodniowa "Szlakiem Wielkiej Wojny z Zakonem Krzyżackim"
Trasa: Bydgoszcz - Toruń - Golub Dobrzyń - Grudziądz - Gniew - Malbork - Morąg - Olsztyn - Grunwald - Działdowo - Żuromin - Ciechanów - Żelazowa Wola - Sochaczew - Warszawa.
Dystans: 1050 km
Rok 1990, Trasa trzydniowa Rębusz-Wierzbno-Barnówko-Szczecin. Brat z lewej, ja z prawej :)))
Rok 1990, wyprawa dwutygodniowa "Szlakiem Orlich Gniazd", dystans: około 800-900 km.
Rok 1991, Wyprawa Polska-Słowacja-Austria-Czechy-Polska, dystans około 880 km.
Mam nadzieję, że jeszcze gdzieś porządnie pojeździmy ?
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
65.00 km (6.00 km teren), czas: 03:40 h, avg:17.73 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1247 (kcal)