MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecińskie Rajdy BS i RS

Dystans całkowity:14134.97 km (w terenie 1800.85 km; 12.74%)
Czas w ruchu:693:50
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:278949 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:68.62 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Dzień 1. Camping Zislow i rekonesans nad Plauer See.

Niedziela, 23 sierpnia 2015 | dodano: 30.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią..., Mecklemburgische Seenplatte
Plany na tygodniowe wakacje na rowerze były naprawdę różne, ale ostatecznie zwyciężyła opcja pobytu pod namiotami na przepięknym Pojezierzu Meklemburskim (Mecklemburgische Seenplatte) oddalonym od Szczecina o zaledwie ok. 200 km. Pomijając fakt, że jest tu i fajnie i blisko, pewien wpływ miała tu też moja awaria kręgosłupa, która przyprawiała mnie o nieliche boleści, zwłaszcza w pozycji siedzącej. Turlanie się na przykład przez 1000 km nie wchodziło więc w grę.
W niedzielny poranek spotkaliśmy się z Marzeną i Robertem "Foxikami" i w dwa samochody ruszyliśmy na camping do Zislow nad jeziorem Plauer See.
Aby warunki były jak najlepsze, zabraliśmy ze sobą duże namioty, dużo wyposażenia i dodatkowo namiotowy pawilon, gdzie w dzień i wieczorem mieliśmy "bar", a w nocy trzymaliśmy rowery.
Tu zatrzymaliśmy się na postój przed Waren.

Obozowisko rozbite, jest nawet łóżko dla "Misiacza", aby nie piszczał z bólu przy siedzeniu, za co jestem ogromnie wdzięczny "Foxikom".

Po rozstawieniu namiotów było późno na poważną wycieczkę, więc pojechaliśmy na rekonesans po okolicy.

Rejon słynie z kaczek.

Najpierw na południe...


Potem na północ...

Nawet te kilka kilometrów zrobiło na nas wrażenie.

Tereny są nieskazitelnie czyste, woda krystaliczna, a okolica emanująca specyficznym klimatem.
Na campingu kameralnie, czysto, cicho i spokojnie (tu nie ma żadnych pijackich ryków do rana ani dudniącej muzyki czy nawalonych mięśniaków w "Beemkach"), a do tego dobra infrastruktura.
Zupełnie inny świat...

Na tym wyjeździe postanowiliśmy powygłupiać się i zobaczyć, co takiego ciekawego niektórzy widzą w fotkach typu "selfie". ;)))

Tak wyprzedzając fakty - te wszystkie większe jeziora zostały przez nas objechane (Mueritz dwa tygodnie wcześniej w czasie weekendu).

Widoki na Plauer See.


Po szybkim rekonesansie wróciliśmy na nasze obozowisko, by po wieczornym pływaniu w tym przepięknym jeziorze oddać się przyjemnościom kulinarnym. :)


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 9.15 km (9.15 km teren), czas: 00:53 h, avg:10.36 km/h, prędkość maks: 18.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 220 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Z campingu Bellin (Ueckermunde). Dzień 2.

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | dodano: 10.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
W niedzielę obudziłem się w naszym namiocie wcześnie rano (jak na mnie ;) ), czyli w okolicach godziny siódmej. Jeszcze poprzedniego dnia umówiłem się z Marzeną "Foxikową" i Piotrkiem "Bronikiem", że wyruszą rano ze Szczecina i dojadą do nas, by towarzyszyć nam w drodze powrotnej do Szczecina przez Ueckermunde, Torgelow i Pasewalk.

Ponieważ jednak zwijanie obozowiska poszło nam wyjątkowo sprawnie, a "eskorta" dopiero była w Hintersee (dobra godzina jazdy od Bellin), ruszyliśmy więc powoli na trasę, umawiając się na spotkanie w Imbissie w Torgelow nad rzeczką Uecker (Wkra), jeszcze przed wyjazdem z campingu zajeżdżając nad Zalew, by zobaczyć go w zupełnie innym świetle niż wczoraj.

Tymczasem w Ueckermunde zatrzymaliśmy się na pyszną kawę i ciastka, ponieważ tym razem nie braliśmy własnej kuchenki dochodząc do wniosku, że na jeden weekend nie ma to sensu.


Po tym drugim śniadanku potoczyliśmy się leniwie na Torgelow, by zgrać moment spotkania z Marzeną i Piotrkiem.
Trasa początkowo wiedzie asfaltem, jednak potem wjeżdża się na malowniczą drogę przez las.



Przed samym Torgelow odebraliśmy telefon od Marzeny, że "Bronik" Mistrz-Przewodnik pobłądził, nie odnalazł Imbissu, w którym był kilkakrotnie i obecnie ciągnie Marzenę w stronę Anklam ;))). Troszkę się chyba..."rozproszył". ;)))
Trzeba mieć niezły talent, by pobłądzić w Torgelow, bo metropolia to to z pewnością nie jest! ;)))

Na szczęście z każdego miejsca w mieścince widać wieżę kościoła i tam skierowałem i odnalazłem nasze zguby. ;)
Okazało się, że Imbiss nad rzeczką jest zamknięty, więc po cyknięciu fotki łodzi wkrzańskiej przed muzeum zaprowadziłem grupkę do "kebabowni" na ryneczku. Swego czasu tutejszy lahmacun nie posmakował nam, ale na próbę zamówiliśmy z Basią jednego na pół i ayran do popicia. Tym razem okazał się bardzo dobry i wart polecenia.

Jako wytrawny turysta powinienem doczytać, skąd się wzięła ta rzeźba.
Najwyraźniej jednak tym razem byłem półwytrawny, bo nie doczytałem. ;)

Znalezisko!
Ba, nawet dwa i znalazca. ;)

Rzeczka Uecker jest tak czysta i pełna ryb, że trudno było mi uwierzyć, że przebywam w czasach współczesnych.
Przez moment poczułem się tak, jak za czasów zasiedlania tych terenów przez plemię Wkrzan.

Mostek pieszo-rowerowy nad Wkrą.

Po posiłku ruszyliśmy znakomitą drogą rowerową w kierunku Pasewalku.
Wiatr wiał nam w plecy (i w wielkie sakwy), co sprawiało że jechało się wyjątkowo przyjemnie.
Przed samym Pasewalkiem odbiliśmy w boczną drogę na Krugsdorf, widoki fantastyczne, a do tego jeszcze rewelacyjna pogoda już bez śladu wczorajszego upału.

W Krugsdorf zatrzymaliśmy się nad jeziorem, by uzupełnić izotoniki i schłodzić się lodami.

Jadąc do Rothenklempenow natknęliśmy się na taką oto rodzinkę łabędzi pławiącą się w rowie melioracyjnym.

W samym Rothenklempenow zachciało nam się kawy, więc zajechaliśmy do miejscowego folwarku, ale okazało się, że wszystkie knajpki są pozamykane, więc pozostało nam liczyć na kawę w Loecknitz, do którego szybko mknęliśmy z wiatrem.
Widok z folwarku na kościół.

Tu również z początku spotkało nas rozczarowanie, bo w Niemczech w niedzielę prawie wszystko jest tu pozamykane.
W Loecknitz mieszka obecnie mnóstwo Polaków, więc to prawdopodobnie dlatego na wyjeździe z miasteczka natrafiliśmy na otwartą kawiarnię, prowadzoną zapewne przez polskiego właściciela.
Zakupiliśmy wyjątkowo pyszną kawę i lody po bardzo przyzwoitej cenie.
W tym czasie Piotrek zrobił zakupy w Netto.
Lenić nam się chciało, ale czas było jechać. Motywacją było przetestowanie niedawno zbudowanej drogi rowerowej wiodącej aż do samej granicy.

Coś fantastycznego, gładź asfaltu tak idealna, że mogłaby się po nocach jako koszmar śnić Krzyśkowi "Monterowi" (dla niewtajemniczonych - miłośnik jazdy po traktach leśnych, "skrótów" przez chaszcze i podobnych atrakcji ;)))).

Po przekroczeniu granicy w Lubieszynie przyszło nam już jechać dość ruchliwą drogą aż do Mierzyna, gdzie zaczyna się droga rowerowa (i w sumie zaraz kończy, ale zawsze to coś ;)).
Tam pożegnaliśmy Marzenę i wróciliśmy do domków.
Fantastyczny wyjazd w super towarzystwie, tylko szkoda że znowu taki krótki. :)


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 85.00 km (10.00 km teren), czas: 05:24 h, avg:15.74 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1719 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Na camping Bellin (Ueckermunde). Dzień 1.

Sobota, 8 sierpnia 2015 | dodano: 10.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Tradycyjnie już w sobotę i niedzielę tzw. prognoza norweska na stronie yr.no zachowywała się jak dziewica i nie wiedziała czego chce.
A to deszcz, a to brak deszczu...i to wszystko TYLKO na weekend. My wiedzieliśmy czego chcemy.
Chcieliśmy założyć sakwy na rowery, zapakować namiot, śpiwory i inny sprzęt biwakowy i "na własnych kołach" dotoczyć się ze Szczecina do Niemiec na camping w Bellin koło Ueckermunde (chcieliśmy go przetestować, czy nadaje się na szybkie weekendowe wypady na rowerze).
Mimo wydziwiania prognoz zapadła decyzja, że jedziemy i w południe ruszyliśmy spod garażu w stronę Tanowa i Puszczy Wkrzańskiej.
Chwila na postój.

Upał był morderczy, do tego zaduch i duża wilgotność powietrza, więc nie powiem, żeby jazda była komfortowa, ale kto o tym teraz pamięta. ;)
Zatrzymywanie się na postoje nie było dobrym pomysłem w sensie termicznym, bo momentalnie robiliśmy się mokrzy.
Tu postój w Puszczy Wkrzańskiej.

Tym razem postanowiliśmy nie jechać przez Hintersee (zbyt męcząca trasa szutrowa jak na ten dzień, obciążenie i naszą "formę"), tylko nową drogą na Nowe Warpno, która jest idealnie gładka. Mimo to "noga nie podawała" tak czy siak.
Przed Nowym Warpnem skręciliśmy w lewo w puszczę, by trasą rowerową dotrzeć do Rieth.

Troszkę bagażu zawsze jest przy takich wyjazdach.

Tradycyjnie w Rieth zajechaliśmy do Imbissu na przepyszną bułkę Hackerle, kawę i "Radebergera".

Jest tam zawsze tak błogo, że gdyby tylko pani miała pole namiotowe, od razu byśmy rozstawili obozowisko. ;)
Tak jednak nie było, więc ruszyliśmy w kierunku Bellin, tymczasem na zachodzie zaczęły się kłębić groźne chmury.
Kiedy dotarliśmy do Bellin, nie spadła jednak nawet kropla deszczu, więc namiot rozstawiliśmy zupełnie na sucho.

Camping jest bardzo fajny, ceny przystępne, podłoże idealne pod namiot, sanitariaty czyste i jest położony nad samym Zalewem Szczecińskim.

W porównaniu z testowanym dwa lata temu takim sobie pobliskim campingiem w Grambin jest to klasa lub dwie wyżej.
Po rozstawieniu namiotu i przygotowaniu legowiska ruszyliśmy pustymi rowerami do pobliskiego Ueckermunde na małe zakupy i na lahmacun do znajomego Turka (niestety, przyjął ucznia i nie ma już tego smaku, na szczęście lahmacun zdecydowanie poprawił się w Torgelow ;) ).
Pomimo tego, że na zachodzie kłębiły się chmury, nie doszły do nas, a nawet świeciło u nas słońce.
Najfajniejszy moment to powrót, kiedy można było sobie z "Radebergerem" zasiąść na brzegu Zalewu i wpatrywać się w fale i chmury. :)





Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 74.00 km (10.00 km teren), czas: 04:34 h, avg:16.20 km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1432 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Waren (Müritz). Objazd jeziora. Dzień 2.

Niedziela, 2 sierpnia 2015 | dodano: 03.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Choć nie siedzieliśmy długo w nocy na namiotowej biesiadzie, a ja prawdę mówiąc urwałem się wcześniej, to i tak wstaliśmy dość późno.
Ponieważ moje samopoczucie po wygramoleniu się z namiotu było takie sobie (i złośliwców uprzedzam, że nie miało to nic wspólnego z poprzednim wieczorem), nasz dobry kolega "Bronik" szybko zaordynował mi pierwszą pomoc. :)))
Oczywiście rano nie korzystam z takich specyfików, więc zostawiłem sobie pomoc na wieczór. :)

Ponieważ przyjechaliśmy tylko na jedną noc, więc po śniadaniu, kąpieli i zwinięciu obozowiska wymeldowaliśmy się z campingu i zostawiliśmy samochody na darmowym campingu, po czym wskoczyliśmy na rowerki i ponownie popedałowaliśmy do Waren, tym razem na pyszne lody.


Objazd jeziora Muritz zaczęliśmy od lewej strony. Zamierzaliśmy tym razem jechać leśnym szutrowym szlakiem nadbrzeżnym, pozostawała tylko kwestia jak go znaleźć.
Tak się zagadaliśmy jednak, że...szlak się sam znalazł i zamiast jechać tak jak dotychczas nagle znaleźliśmy się w lesie.
Nie musieliśmy nawet wyciągać dopiero co zakupionych map.

W pewnym momencie wjeżdża się na kładkę, która prowadzi przez leśne rozlewiska.


W zasadzie to nie powinno się po niej jechać, ale byliśmy chyba jeszcze zaspani i nie zauważyliśmy znaku, że rowery należy prowadzić.
Uświadomiła nam to nadchodząca z przeciwka Niemka rykiem przypominającym filmy o Auschwitz:
- ABSTEIGEN !!!!!!!!!!!!!!!!
Choć miała rację, to sympatycznie to nie zabrzmiało, można było inaczej.
- Hande hoch !!! ;)))

Tym niemniej nie zraziliśmy się tym, bo okolica jest przepiękna.
Do miejscowości Klink cały czas jechaliśmy ubitą trasą leśną i bardzo dobrze, bo w południe upał sięgał 30 st.C.
W Klink tuż nad jeziorem znajduje się przepiękny pałac, który za każdym razem wywiera na nas ogromne wrażenie.


Krótki popas nad jeziorem.
Kolejny! :)

Po szybkiej przerwie ruszyliśmy dalej, bu dotrzeć do Sietow, gdzie w cieniu drzew...zrobiliśmy sobie kolejną przerwę...a czas leciał. ;)
Po dojechaniu do Roebel wpadliśmy na pomysł, by dla odmiany i dla zaoszczędzenia czasu przeprawić się statkiem na drugą stronę jeziora, ale niedorzeczna dla nas cena 17 EUR za osobę wybiła nam ten pomysł z głowy.
W Roebel jest schludna marina, gdzie można skorzystać z łazienki, więc po opłukaniu twarzy i napełnieniu bidonów ruszyliśmy dalej przez to malownicze miasteczko.

Oczywiście tradycyjnie musiałem zrobić sobie zdjęcie a la "Gladiator". ;)


Kierując się na Ludorf jechaliśmy tym razem nie szlakiem (jak ostatnio), ale 5 km gładziutką szosą mając wiatr w plecy, co pozwoliło nam zaoszczędzić sporo czasu.
Niesamowity w kształcie kościół w Ludorf, którego...dziś nie oglądaliśmy ("po co, przecież już go widzieliśmy w tamtym roku"). ;)))))

Przez Vipperow dotarliśmy na południowy kraniec jeziora i po pokonaniu przesmyku wjechaliśmy do Rechlin, gdzie w znanym nam już Imbissie zatrzymaliśmy się na przepyszne lody i kawę.

Kiedy reszta grupy zmierzała naprzód, ja zatrzymałem się na chwilę w Bolter Muehle, by uwiecznić miejscowy młyn.

Po dojechaniu do Boek wjechaliśmy w lasy okalające Park Narodowy Muritz.
Jest tam przepięknie!


Po zamknięciu w Waren pętli wokół jeziora przed powrotem do domu ponownie zajechaliśmy do portu na lahmacun i lody.

Marina w Waren i wspólna fotka (bez Marzeny) i...


...czas wracać do Szczecina.

Chciałoby się zostać na dłużej, ale też Szczecin ma tę zaletę, że mamy do Niemiec tak blisko (10-15 km) i zawsze można to powtórzyć.
Dla zainteresowanych poniżej podaję linki do poprzednich wyjazdów do Waren, każdy wnosi coś nowego, możemy tu wracać co rusz, bo warto!
http://misiacz.bikestats.pl/784637,Mueritz-National-Park-z-przygodami.html
http://misiacz.bikestats.pl/933250,Z-Waren-dookola-jeziora-Mueritz-Park-Narodowy-Mueritz.html
http://misiacz.bikestats.pl/1192692,Mueritz-Mueritz-Mueritz.html

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 85.52 km (50.00 km teren), czas: 05:27 h, avg:15.69 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1781 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Waren (Müritz). Przyjazd na camping. Dzień 1.

Sobota, 1 sierpnia 2015 | dodano: 03.08.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Przez kilka ostatnich tygodni nie mogliśmy zebrać się na weekendowy wyjazd nad jezioro Müritz (największe śródlądowe jezioro Niemiec objęte patronatem UNESCO) ze względu na opady, które upierdliwie pojawiały się właśnie w weekendy.
Kiedy pogoda się poprawiła, okazało się że ze względu na różne obowiązki służbowe możemy jechać nie w piątek wieczorem, a w sobotę. Tak też zrobiliśmy i o godzinie 16:30 ja i Basia ruszyliśmy wraz z Piotrkiem "Bronikiem" w kierunku Loecknitz, gdzie umówiliśmy się z Marzeną i Robertem "Foxikami". Mimo, że dystans nie jest duży (160 km), a ok. 50 km przemierza się autostradą, to i tak dojazd zajmuje ok. 2 godzin.

Po zameldowaniu się na campingu Ecktannen w miarę możliwości szybko rozstawiliśmy obozowisko, by potem udać się na bardzo krótką wieczorną wycieczkę do przepięknego (!!!) Waren.

Tym razem wzięliśmy małe namioty, za to "Foxiki" zabrały wielki pawilon, więc było gdzie w nocy posiedzieć przy małym co-nieco.

W drodze do Waren zatrzymałem się, by wydoić drewnianą krowę.
Jaka krowa - takie mleko. ;)

Tak prezentuje się jezioro Müritz o zachodzie słońca (zdjęcie Basi).

Po przejechaniu przez przepiękną marinę (niczym na południu Europy) zafundowaliśmy sobie jeden z najlepszych lahmacun'ów, jakiem do tej pory jedliśmy w Niemczech.

Wycieczka nie miała być dziś długa. Mieliśmy ochotę jedynie na małą przejażdżkę, lahmacun i wieczorne pogawędki w pawilonie. Objazd tego ogromnego jeziora (85 km) zaplanowaliśmy na jutro.
Wieczorem w pawilonie zrobiło się nieco chłodno, więc Marzena opatuliła "Misiacza" w barana jakiegoś (zdjęcie Marzeny). ;)))

Dla zainteresowanych poniżej podaję linki do poprzednich wyjazdów do Waren, każdy wnosi coś nowego, możemy tu wracać co rusz, bo warto!
http://misiacz.bikestats.pl/784637,Mueritz-National-Park-z-przygodami.html
http://misiacz.bikestats.pl/933250,Z-Waren-dookola-jeziora-Mueritz-Park-Narodowy-Mueritz.html
http://misiacz.bikestats.pl/1192692,Mueritz-Mueritz-Mueritz.html

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 9.52 km (0.00 km teren), czas: 00:36 h, avg:15.87 km/h, prędkość maks: 25.00 km/h
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 150 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Do mariny w Moenkebude.

Niedziela, 26 lipca 2015 | dodano: 26.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Wypadzik z Basią i Piotrkiem "Bronikiem" do mariny w Moenkebude z Rieth przez Ueckermunde.
W "Imbisiku" w Rieth spotkaliśmy Marzenę i Ewę.

Zajadaliśmy się "fiszbułami".
Po prawej specjalna specjalność o specjalnym smaku: Hackerle.
Wygląda jak wymiociny, ale jest to przepyszne!

Droga rowerowa do Warsin.


Przed Uekcermunde zatrzymaliśmy się w Bellin na rekonesans miejscowego campingu.
Jak na poziom niemieckich campingów na razie to rewelacja!

Wprawdzie i tu jak nigdzie w Europie płaci się monetami za prysznic, ale nie ma co narzekać.

Przejeżdżamy przez Ueckermunde i kierujemy się na Moenkebude.
Tymczasem tutaj trwa jakiś festyn.

Docieramy do mariny w Moenkebude.


Wracając przez Ueckermunde...

...tradycyjnie zajeżdżamy do znajomego Turka do "Uecker 66" na lahmacun.

Wracamy z Rieth po załadowaniu rowerów na samochód.


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 54.60 km (10.00 km teren), czas: 03:16 h, avg:16.71 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1099 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Uzdrowisko Bad Freienwalde...czy to aby nie Francja? ;)

Niedziela, 19 lipca 2015 | dodano: 19.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Pogoda dosadnie zweryfikowała nasze weekendowe plany rowerowe, ponieważ w miejscu do którego planowaliśmy jechać z Marzeną i Robertem "Foxikami' zapowiadano niemożebne opady.
Wstaliśmy rano bez pomysłu na dzień, aż tu nagle...BUM...MAM !!!
Przypomniały mi się wycieczki po trasach wokół przepięknego uzdrowiska Bad Freienwalde na południe od Schwedt.
Szybko zerknąłem na prognozy - bez opadów, a nawet możliwość przejaśnień!
Następnie dla zaplanowania trasy szybko zerknąłem w poprzednie relacje:
http://misiacz.bikestats.pl/593720,Do-uzdrowiska-Bad-Freienwalde.html
http://misiacz.bikestats.pl/713448,Uzdrowisko-Bad-Freienwalde-prom-bocznokolowy-i-inne-atrakcje.html
Na pomysł wpadłem późno, więc wykombinowałem trasę nie na 80 km, a na 60 km.
Zapakowaliśmy rowery na "Foxikomobil" i "pomknęliśmy" ;) autostradą w kierunku Oderbergu.

Widok przez szyberdach. ;)

Po godzinie 13:00 zdejmowaliśmy już rowery na miejscowym parkingu.
Choć nie padało, to jednak było szaro.

Ruszamy do Bad Freienwalde objazdem przez Bralitz.
To trasa równoległa do drogi głównej, a choć nawierzchnia nieco gorsza to ruch zdecydowanie mniejszy, do tego ładne zielone jeziorko i sporo lasów.

Przed Bad Freienwalde wjeżdżamy na drogę dla rowerów i docieramy do malowniczego centrum (choć jak widać z powyższych relacji, w słońcu jest zdecydowanie bardziej malownicze).





Zwiedzamy kościół, po czym kierujemy się w stronę lodziarni.
Basia i Marzena takich okazji nie odpuszczają. ;)

Miejscowy ratusz (?).

Ciekawy mural namalowany na ścianie jednej z kamienic.

Fontanna.

Ktoś ma bardzo ciekawie urządzony dach.

Opuszczamy piękne miasteczko i docieramy do miejscowości, która nazywa się ... Fabryka Cukru. :)

A teraz wracam do tytułu.
Otóż w okolicy napotykamy wiele miejscowości o francusko brzmiących nazwach.
Oprócz tej na poniższym zdjęciu są jeszcze takie jak Vevais czy Beauregard, choć bliżej Wriezen i teraz przez nie jechaliśmy.

Zaintrygowało mnie, skąd w Brandenburgii takie nazwy.
Otóż okazuje się, że wiele wieków temu, jakiś czas po wojnie trzydziestoletniej miało tu miejsce osadnictwo emigrantów z francuskojęzycznej części Szwajcarii.
Poniższe zdjęcie z poprzedniego wyjazdu przedstawia rzeźbę dokumentującą podróż osadników do Niemiec.

Oto krótka wzmianka ze strony http://www.brandenburgia.pl/land/historia
"Dynastia Hohenzollernów odegrała najważniejszą rolę w historii Brandenburgii oraz Prus. Władzę w Marchii Brandenburskiej przejęli w 1415 roku i utrzymali aż do końca I wojny światowej. Jednym z ważniejszych i zarazem tragiczniejszych wydarzeń na terenie Brandenburgii była wojna trzydziestoletnia, która doprowadziła do ogromnego spustoszenia terenów Brandenburgii. W końcowej fazie tego konfliktu, władzę przejął Fryderyk Wilhelm, zwany później Wielkim Elektorem. Sprowadzanie nowych osadników, przede wszystkim hugenotów z Francji, ale również osadników z takich krajów jak Holandia, Szwajcaria i innych, przyczyniło się do rozwoju handlu i rzemiosła, a tym samym do wzmocnienia państwa.
Wraz z wydaniem edyktu tolerancyjnego w 1685 r., znanego pod nazwą Edyktu Poczdamskiego, przyznane zostały imigrantom liczne prawa, w tym prawo do swobodnego praktykowania swojej religii. "


Tymczasem pchani silnym wiatrem docieramy do trasy Odra-Nysa w punkcie zwanym Zollbruecke - więcej o mojej i Basi wyprawie tą trasą na: Wyprawa Odra-Nysa

Dawny most kolejowy łączący Niemcy i Polskę.
Nieczynny od wojny, a władze od lat nie mogą się dogadać, choć planowane było puszczenie po nim drogi rowerowej do Siekierek.

Tym razem wiatr wieje nam mocno w twarz i Basia chowa się za moim tylnym kołem.
Prędkość nie przekracza 17 - 18 km/h.

Tymczasem pojawia się słońce i wiatr powoli słabnie.
Widoki jak zawsze przepiękne, choć jest to ta bardziej monotonna część szlaku (w porównaniu z częścią południową).


Docieramy pod Hohenwutzen i kierujemy się do Oderbergu przez Altgliezen.
Trasa malowniczo wije się pod wzgórzami.

Za Schiffmuehle wracamy na znaną nam już drogę przez Bralitz i po godzinie 18:00 docieramy do Oderbergu gdzie jeszcze cykam fotkę statku "RIESA", który ostatnio robił za kawiarnię, ale dziś jest jest tu pusto.

Ładujemy rowery, robimy zakupy w "Netto" i wracamy do Szczecina.
Choć nie udał się inny wyjazd, to ten na pewno był równie ciekawy i wynagrodził "stratę". ;)

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 61.00 km (0.00 km teren), czas: 03:26 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1225 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 2

Niedziela, 12 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Budzę się rano o godzinie 6:10 i zupełnie nie chce mi się spać, za to reszta pochrapuje w najlepsze, no bo czemu nie.
Pewnie warto byłoby wyjechać wcześniej, bo na popołudnie zapowiadane są opady deszczu, ale w końcu to jest rodzaj urlopu i nikt nikogo z łóżka zrywać nie zamierza.
Na szczęście wiedzieliśmy o tym i jesteśmy dobrze przygotowani na deszcz.
Po śniadaniu i przygotowaniu napojów i prowiantu na drogę Basia rusza z 15-minutowym wyprzedzeniem, by spokojnie zmagać się z wczorajszym pięciokilometrowym zjazdem, który niestety dziś jest podjazdem.
Ja czekam na Piotrka, który słowo "urlop" wziął sobie bardzo dosłownie do serca. ;)))

Żegnamy się z Panią Dorotą, ostatni rzut oka na Bustera i tarzającego się kota i po godzinie 11:00 ruszamy.
Oj, czemu tak krótko tu byliśmy...


Wspinamy się przez lasy Cedyńskiego Parku Krajobrazowego, po czym docieramy do Basi oczekującej na nas przy zjeździe do Doliny Miłości, więcej na: http://www.dolinamilosci.pl

Okazuje się, że dotarła tu dosłownie przed chwilą.
Choć wg tzw. "prognozy norweskiej" już leje, to wielokrotne "Tańce Słońca" odsunęły deszcz o kilka godzin, więc nadal możemy cieszyć się słońcem.

Mkniemy ostrym zjazdem w kierunku Odry, gdzie osiągam bez pedałowania skromne 52 km/h.
Basia i Piotrek rozsądniej niż ja jadą "na hamulcach".
Zatrzymujemy się na mały popasik w wiacie przy Dolinie Miłości.

Piotrek próbuje nam ze wzgórza widokowego zrobić fotkę, ale nie za bardzo są warunki.

Po posiłku docieramy szutrową drogą do Krajnika Dolnego, gdzie przekraczamy granicę.
Nie wjeżdżamy już do Schwedt, tylko drogą alternatywną docieramy do wiaty we Friedrichsthal na popasik.
Spędzamy tam ok. 20 minut, po czym ruszamy do Gartz...na kawę, lody i ciasto. ;)

Tym razem testujemy inny ogródek. Jest super!
Kawa, ciasto i lody przepyszne i w rozsądnej cenie, a pani sympatyczna i na dodatek mówi po polsku.
Ogródek pięknie urządzony, co ciekawe jest to ogródek pozyskany z naszego szczecińskiego browaru "Bosman". ;)
Czy to nadal Niemcy? ;)

Kiedy kończymy pić kawę, na parasole spadają pierwsze krople deszczu i wiemy już, że więcej z "Tańca Słońca" wycisnąć się nie da (i tak zyskaliśmy kilka godzin).
Zabezpieczamy bagaże, wkładamy peleryny przeciwdeszczowe i ruszamy w kierunku Mescherin.
Na szczęście nie jest to jakiś rzęsisty opad.
Na szczycie podjazdu w Staffelde "Bronik" cyka nam kolejną fotkę, ale obiektyw zaparowany i jest jaka jest.

Na granicy deszcz ustaje, więc zdejmujemy peleryny i ruszamy.
W tym momencie deszcz zaczyna padać ponownie, więc decydujemy się jechać "ofoliowani" już do samego celu.
Przed nami jakieś 20 km, ale o dziwo odczuwamy jakąś przyjemność z tej odmiany pogodowej.
Największy paradoks tej części wyjazdu: najmocniejszy opad łapie nas ledwie 1,5 km od domu, ale teraz to już bez znaczenia.
Zresztą, dzięki pelerynce-namiociku jestem zupełnie suchy, może buty lekko wilgotne, ale i tak już wchodzę do domu.
Fantastyczny wyjazd!!!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.32 km (3.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:16.55 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1360 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 1

Sobota, 11 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Mało z Basią ostatnio jeździmy w porównaniu z ubiegłymi latami, nie mówiąc już o wyjazdach sakwiarskich, więc zamarzył nam się choć krótki wyjazd do znanej nam i lubianej Leśniczówki Piasek u Pani Doroty (http://www.lesniczowka.zato.pl). Swoją drogą to zabawne, że w czasach gdy my pomykaliśmy z sakwami, większość znajomych robiła ledwie jednodniowe wypady w weekend w okolicach Szczecina. Teraz to oni odbywają wyprawę za wyprawą, a my...cóż. ;)
Tego lata mamy chęć na wyjazdy bardziej kameralne, ale że Piotrek "Bronik" to nasz "brat-łata", więc pojechaliśmy we trójkę.
Ruszamy leniwie spod domu o godzinie 11:30, by...

...za chwilę zatrzymać się na zakupy w "Lidlu". ;)

Nową drogą rowerową docieramy prawie do Rosówka, by tam przekroczyć granicę z Niemcami.
W Staffelde zatrzymujemy się na popas przy kurhanie.

Zjeżdżamy z dużego wzniesienia do Mescherin i wjeżdżamy na rowerową trasę Odra-Nysa.

Po kilku kilometrach docieramy do Gartz malowniczo położonego nad Odrą.
Ponieważ wyjazd przebiega pod znakiem leniwca, spędzamy kilkanaście minut delektując się kawą w ogródku nad rzeką (no, przynajmniej my kawą ;)).

Wjeżdżamy na wał przeciwpowodziowy wiodący dalej do Friedrichsthal.
Na polach "toczą" się walce z siana.

Do wiaty we Friedrichsthal mamy "aż" 7 km, więc przychodzi czas na...zasłużony popas! ;)))
Tu spędzamy kilkadziesiąt minut na pogawędce, po czym ruszamy w kierunku Schwedt.
Po lewej stronie rozciągają się przepiękne rozlewiska Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.


W Schwedt odbijamy na przedmieście, a konkretnie do "Czerwonego Netto", by zakupić niezbędne wiktuały i napoje izotoniczne.
Basi sakwy mają nawet specjalnie w tym celu uszyte kieszonki. ;)))

Reszta ląduje w częściach zapinanych i ciężcy niczym TIR-y kierujemy się na przejście graniczne w Krajniku Dolnym.
Przekraczamy mosty na Odrze i za chwilę ponownie jesteśmy w kraju.

Tam jeszcze dociążamy się wodą mineralną i rozpoczynamy zmagania z wyjątkowo męczącymi wzgórzami Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.

Powoli pokonawszy długie i męczące podjazdy docieramy wreszcie do miejsca, skąd kilkukilometrowy przyjemny zjazd (który jutro będzie podjazdem ;) ) doprowadza nas do leśniczówki. Tam serdecznie wita nas Pani Dorota...czyli "Babka z Piasku" ;))).

Do witającego grona dołącza fajne psisko Buster oraz kilka kotów. :)


Lokujemy się w przedwojennym budynku w stylizowanych pokojach i jedziemy do miejscowego sklepu po zakupy uzupełniające.

Na chwilę kierujemy się nad rzekę, by uchwycić ten piękny widok.

Wracamy do leśniczówki, gdzie spędzamy przemiły wieczór na pogawędkach, powoli uzupełniając braki elektrolitów. ;)))

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.28 km (0.00 km teren), czas: 04:09 h, avg:16.93 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1413 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

100 km na klif w Ziegenort (Trzebież) i do Rieth

Sobota, 23 maja 2015 | dodano: 23.05.2015Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Czas najwyższy wrócić do dawnych tradycji i nie schodzić na uczciwej wycieczce poniżej 100 km. ;)
Tym razem "Jaszek" zorganizował wypad na klif w Trzebieży (dawniej Ziegenort) i na "fiszbułę" do Rieth.
Wystartowaliśmy po godzinie 10:00 z Głębokiego, po czym w lesie odkryliśmy taki oto punkt wypoczynkowy. ;)))

Zrezygnowałem z przeciskania się piachem przez las i do Pilchowa dotarłem po godziwej nawierzchni, skąd dalej w 7 osób ruszyliśmy w kierunku Tanowa. :)
W Puszczy Wkrzańskiej odbiliśmy na szutrową drogę nr 27, skąd dotarliśmy do Nowej Jasienicy.
Niedługo potem dotarliśmy do dawnego cmentarza miejscowości, która przed wojną zwała się Hammer.

Krótko pokręciliśmy się po Trzebieży, po czym "Jaszek" poprowadził piaszczystym "skrótem" przez las na klif.

Kląłem jak szewc, gdy moje napompowane na kamień wąskie opony zapadały się w piachu.
Nigdy nie pojmę chyba, co w takich trasach prócz przyrody może być fajnego. :)
Wreszcie dotarliśmy na klif...taaam na końcu lasu (taki sobie zrobiłem teatr cieni) :)

Kilka fotek na otoczenie klifu i Zalew Szczeciński.



Dalszą drogę szef wyprawy proponował dalej po piachach, ale nawet sam Maestro Skrótów Błotnych "Monter" zaproponował "cisnąć po asfalcie", co spowodowało znaczny opad mojej szczęki.
Chyba widział, jak grzązłem w piachu, dzięki! ;)

Po zakupach w Brzózkach - kolejny skrót, z którego się wypisałem i choć było kilka km dalej, to pognałem przez Warnołękę.
Na umówione miejsce spotkania na ścieżce transgranicznej do Rieth dotarłem zaledwie 3 minuty po grupie używającej...hmmm... "skrótu". ;)

Przekraczamy mostek graniczny i wjeżdżamy do Rieth.

Docieramy do naszego ulubionego Imbissu, gdzie tradycyjnie zamawiamy "fiszbuły".

Miejscową specjalnością jest buła z tzw. Hackerle, co może wygląda jak wymiociny niedźwiedzia, ale to pyszny mix ryby, jajek i paru innych rzeczy, który jest tradycyjnym przepisem tej rodziny.

Ja zamówiłem sobie kawę, a reszta piwko, które w Niemczech na rowerze jest najzupełniej legalne.

Wyjątkowo spodobała mi się naklejka na butelce. ;)))

Po posileniu się ruszyliśmy z powrotem do Rieth...część oczywiście piaszczystym skrótem, ale nie ja (i nie "Bronik").
Tym razem dłuższa droga okazała się krótsza i na zjeździe na szlak rowerowy wiodący dawna trasą kolejki wąskotorowej dotarliśmy przed grupą.

W Ludwigshof oprócz mnie i Beaty wszyscy pojechali na "punkt widokowy" nad jeziorem, z którego niewiele widać, a który widziałem nie raz (Beata też), więc powiedzieliśmy, że spacerkiem jedziemy do Hintersee.
Przed Dobieszczynem Beata odebrała telefon i okazało się, że grupa postanowiła wracać dłuższą trasą przez Niemcy, ale nam nie chciało się już zawracać, więc przez Tanowo wróciliśmy do Szczecina.
Tak dobrze się gaworzyło, że nie wiadomo kiedy przejechaliśmy wyjątkowo długą prostą trasę wiodącą przez Puszczę Wkrzańską (wielokrotnie już przemierzana zaczyna czasem przynudzać ;))).

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 100.15 km (10.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:20.03 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2060 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)