- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2011
Dystans całkowity: | 551.91 km (w terenie 91.00 km; 16.49%) |
Czas w ruchu: | 30:15 |
Średnia prędkość: | 17.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.00 km/h |
Suma kalorii: | 9103 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 45.99 km i 3h 21m |
Więcej statystyk |
Nową wybudowaną trasą rowerową z Siadła (PL) do Niemiec.
Niedziela, 30 października 2011 | dodano: 30.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Zainspirowani relacjami Rowerzystki i Tunisławy, Basia i ja dziś postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda i jak jeździ się nową trasą rowerową wiodącą znad Odry w Siadle Dolnym aż do Niemiec.
Zgadaliśmy się z Jarkiem "Gadzikiem" oraz Piotrkiem "Bronikiem" na wspólny start z Pomorzan. Na trasie mieli do nas dołączyć Baśka "Rudzielec" oraz Krzysiek "Moner61", ponieważ Baśka bawiła się w jakieś biegi na Arkonce, co w połączeniu z rowerem dało jej w sumie mały biathlonik ;))).
Tu rozpoczęliśmy wędrówkę nową ścieżką.
Po lewej Odra.
Za Siadłem Dolnym trasa wchodzi w las.
Choć na zdjęciu tego nie widać, podjazdy są miejscami tak ostre, że koło buksuje w miejscu (przynajmniej moje, trekkingowe) i lepiej rowerek podprowadzić.
Na szczęście takie podjazdy są chyba tylko dwa.
Było tak stromo, że Gadzik zaoferował się podprowadzić rower Basi.
Bronik czeka na górze na maruderów ;).
Ostro, ostro. To, że ja podprowadzam, to pikuś, ale że Gadzik?!
Według nas taki podjazd to coś dla Pawła "Sargatha". Oczywiście szosówkę w tym wypadku odradzamy z całego serca ;).
A potem prosto i z góreczki!
Przez łąki i pola...
W Moczyłach zatrzymaliśmy się, aby poczekać na Krzyśka i Baśkę.
Ten rower jest tam na stałe, jako ozdoba...to znaczy dopóki ktoś go nie ukradnie.
Czekając na Krzyśka i Baśkę zdążyliśmy opróżnić do dna termosy...a oni i tak nie dojechali tu, tylko zupełnie gdzie indziej - do Pargowa ;))).
Trasa chwilę wiodła zwykłą drogą, by po krótkim czasie ponownie zagłębić się w las.
Powoli zbliżamy się do Pargowa.
No! Znalazły się nasze zguby ;)!
Tak nazywa się ta trasa.
W Pargowie znajdują się malownicze ruiny kościoła, jest też tablica informująca o jego historii.
Ja robiłem zdjęcie, a reszta pojechała...gnać, gnać, gnać ;))) !!!
Tuż za Pargowem zaczyna się część asfaltowa. Uciekinierów widać w oddali jako małe kropeczki ;).
Zachciało mi się turystyki ;).
Ścieżka prowadzi do granicy, gdzie łączy się z drogą Neurochlitz - Staffelde.
W Neurochlitz Jarek i Krzysiek postanowili ogołocić gruszę z owoców.
Zresztą, nie tylko tutaj. Sakwy pękały w szwach.
Podczas, gdy nasza rowerowa "szarańcza" dobrała się do kolejnej gruszy i jabłoni, ja zająłem się fotografią ;).
Dojechaliśmy do Pomellen, skąd ruszyliśmy na Ladenthin.
Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknym miejscu.
Z Ladenthin, podobnie jak wczoraj - wjechaliśmy do Polski i przez Warnik, Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina.
Trasa może i nie była długa, za to wymagała sporo wysiłku, zwłaszcza w części terenowej, jednak jest tak piękna i urozmaicona, że na pewno skusimy się kiedyś na jej ponowe przejechanie.
:)
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1093 (kcal)
Zgadaliśmy się z Jarkiem "Gadzikiem" oraz Piotrkiem "Bronikiem" na wspólny start z Pomorzan. Na trasie mieli do nas dołączyć Baśka "Rudzielec" oraz Krzysiek "Moner61", ponieważ Baśka bawiła się w jakieś biegi na Arkonce, co w połączeniu z rowerem dało jej w sumie mały biathlonik ;))).
Tu rozpoczęliśmy wędrówkę nową ścieżką.
Po lewej Odra.
Za Siadłem Dolnym trasa wchodzi w las.
Choć na zdjęciu tego nie widać, podjazdy są miejscami tak ostre, że koło buksuje w miejscu (przynajmniej moje, trekkingowe) i lepiej rowerek podprowadzić.
Na szczęście takie podjazdy są chyba tylko dwa.
Było tak stromo, że Gadzik zaoferował się podprowadzić rower Basi.
Bronik czeka na górze na maruderów ;).
Ostro, ostro. To, że ja podprowadzam, to pikuś, ale że Gadzik?!
Według nas taki podjazd to coś dla Pawła "Sargatha". Oczywiście szosówkę w tym wypadku odradzamy z całego serca ;).
A potem prosto i z góreczki!
Przez łąki i pola...
W Moczyłach zatrzymaliśmy się, aby poczekać na Krzyśka i Baśkę.
Ten rower jest tam na stałe, jako ozdoba...to znaczy dopóki ktoś go nie ukradnie.
Czekając na Krzyśka i Baśkę zdążyliśmy opróżnić do dna termosy...a oni i tak nie dojechali tu, tylko zupełnie gdzie indziej - do Pargowa ;))).
Trasa chwilę wiodła zwykłą drogą, by po krótkim czasie ponownie zagłębić się w las.
Powoli zbliżamy się do Pargowa.
No! Znalazły się nasze zguby ;)!
Tak nazywa się ta trasa.
W Pargowie znajdują się malownicze ruiny kościoła, jest też tablica informująca o jego historii.
Ja robiłem zdjęcie, a reszta pojechała...gnać, gnać, gnać ;))) !!!
Tuż za Pargowem zaczyna się część asfaltowa. Uciekinierów widać w oddali jako małe kropeczki ;).
Zachciało mi się turystyki ;).
Ścieżka prowadzi do granicy, gdzie łączy się z drogą Neurochlitz - Staffelde.
W Neurochlitz Jarek i Krzysiek postanowili ogołocić gruszę z owoców.
Zresztą, nie tylko tutaj. Sakwy pękały w szwach.
Podczas, gdy nasza rowerowa "szarańcza" dobrała się do kolejnej gruszy i jabłoni, ja zająłem się fotografią ;).
Wiatrak w Niemczech.© Misiacz
Dojechaliśmy do Pomellen, skąd ruszyliśmy na Ladenthin.
Po drodze zatrzymaliśmy się w pięknym miejscu.
Z Ladenthin, podobnie jak wczoraj - wjechaliśmy do Polski i przez Warnik, Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina.
Trasa może i nie była długa, za to wymagała sporo wysiłku, zwłaszcza w części terenowej, jednak jest tak piękna i urozmaicona, że na pewno skusimy się kiedyś na jej ponowe przejechanie.
:)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
52.00 km (21.00 km teren), czas: 03:28 h, avg:15.00 km/h,
prędkość maks: 44.00 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1093 (kcal)
Z jabłkami i gruszkami z Rzeszy do Polski...
Sobota, 29 października 2011 | dodano: 29.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Pojechaliśmy dziś z Basią na małą przejażdżkę po Niemczech.
Najpierw dojechaliśmy do Warnika, skąd przedostaliśmy się do Ladenthin i dalej pojechaliśmy pagórkami i dolinkami w kierunku Pomellen.
Przed Pomellen jednak skręciliśmy w prawo na Nadrensee (nie wiem, czy niedługo nie będzie tam więcej Polaków niż Niemców), gdzie nad jeziorem Dammsee zatrzymaliśmy się na herbatę i kanapki .
Zaraz za Nadrensee skręciliśmy w prawo w drogę płytową, która doprowadziła nad do pięknego lasu.
Wkrótce płyty się skończyły i jechaliśmy już drogą leśną.
Płasko nie było, pojawiło się kilka podjazdów, w końcu tereny morenowe.
Zaraz za lasem dotarliśmy do jednej z moich ulubionych dróg polnych, którą uwielbiam fotografować.
Prowadzi ona do Lebehn.
W Lebehn wyjechaliśmy na asfaltową ścieżkę rowerową prowadzącą do Schwennenz, która pnie się w górę i w dół niczym rollercoaster.
Nie jechaliśmy nią jednak cały czas, a skręciliśmy na drogę z płyt nad jeziorem Lebehner See.
Wycieczka dobiegała końca i właśnie wtedy zaczęło wychodzić słońce.
Zrobiło się tak ciepło, że aż trudno było uwierzyć w poranny chłód. Przyszło się rozbierać. Po drodze zatrzymaliśmy się na zbiory przydrożnych dzikich jabłek i gruszek. Były bardzo dobre (choć nie wyglądają za pięknie, ale widać, że nie są modyfikowane genetycznie), więc do domku przytargaliśmy ich pokaźną ilość.
Następnie ponownie dotarliśmy do Ladenthin, skąd wjechaliśmy do Polski.
Temperatura sięgała już 17 stopni...a i po przyrodzie widać, że normalnie zima idzie ;))).
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 898 (kcal)
Najpierw dojechaliśmy do Warnika, skąd przedostaliśmy się do Ladenthin i dalej pojechaliśmy pagórkami i dolinkami w kierunku Pomellen.
Przed Pomellen jednak skręciliśmy w prawo na Nadrensee (nie wiem, czy niedługo nie będzie tam więcej Polaków niż Niemców), gdzie nad jeziorem Dammsee zatrzymaliśmy się na herbatę i kanapki .
Zaraz za Nadrensee skręciliśmy w prawo w drogę płytową, która doprowadziła nad do pięknego lasu.
Wkrótce płyty się skończyły i jechaliśmy już drogą leśną.
Płasko nie było, pojawiło się kilka podjazdów, w końcu tereny morenowe.
Zaraz za lasem dotarliśmy do jednej z moich ulubionych dróg polnych, którą uwielbiam fotografować.
Prowadzi ona do Lebehn.
W Lebehn wyjechaliśmy na asfaltową ścieżkę rowerową prowadzącą do Schwennenz, która pnie się w górę i w dół niczym rollercoaster.
Nie jechaliśmy nią jednak cały czas, a skręciliśmy na drogę z płyt nad jeziorem Lebehner See.
Wycieczka dobiegała końca i właśnie wtedy zaczęło wychodzić słońce.
Zrobiło się tak ciepło, że aż trudno było uwierzyć w poranny chłód. Przyszło się rozbierać. Po drodze zatrzymaliśmy się na zbiory przydrożnych dzikich jabłek i gruszek. Były bardzo dobre (choć nie wyglądają za pięknie, ale widać, że nie są modyfikowane genetycznie), więc do domku przytargaliśmy ich pokaźną ilość.
Następnie ponownie dotarliśmy do Ladenthin, skąd wjechaliśmy do Polski.
Temperatura sięgała już 17 stopni...a i po przyrodzie widać, że normalnie zima idzie ;))).
Zima idzie ??!!© Misiacz
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
44.57 km (9.00 km teren), czas: 02:47 h, avg:16.01 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 898 (kcal)
Październikowa Masa Krytyczna (Szczecin)
Piątek, 28 października 2011 | dodano: 28.10.2011Kategoria Szczecin i okolice
Nie będę dziś zbyt wylewny w opisie...
A tam!
W ogóle nie będzie opisu! :)
Prędkość była dziś wyjątkowo krytyczna, sprawny pieszy by szybciej szedł! ;)))
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 386 (kcal)
A tam!
W ogóle nie będzie opisu! :)
Prędkość była dziś wyjątkowo krytyczna, sprawny pieszy by szybciej szedł! ;)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
16.95 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 11.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 386 (kcal)
Z Basią i "Gadzikiem" błąkanie po DDR...
Sobota, 22 października 2011 | dodano: 22.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dziś z rana ja i Basia spotkaliśmy się z Jarkiem "Gadembagiennym" i ruszyliśmy na wycieczkę w kierunku Loecknitz.
Mimo, że trawę pokrywał szron, a temperatura przy gruncie była bliska zeru, Basia nadal jeździ na rowerze...no bo przecież to jeszcze nie zima (mówi, że zimą nie będzie jeździła). Mamy jednak jesień, a że zero przy gruncie... :))).
Najpierw skierowaliśmy się na nową drogę transgraniczną Warnik - Ladenthin, która jest już w pełni oddana do użytkowania.
Również droga z Ladenthin do Schwennenz jest gotowa i można śmigać po gładziutkim asfalcie.
Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zatrzymaliśmy się na gorącą herbatkę z termosu i kanapki.
Potem tradycyjną już dla nas trasą przez Schmagerow i Ploewen dojechaliśmy do Loecknitz, gdzie w "pomarańczowym" Netto uzupełniliśmy zapasy Zinfandela, oliwy, sera i mydełka w płynie, po czym podjechaliśmy na dłuższy popas nad jeziorem Loecknitzer See.
Wracaliśmy już nietradycyjnie, bo najpierw jechaliśmy trasą Loecknitz - Rothenklempenow, z której potem skręciliśmy na Boock.
W lesie między Boock a Blankensee wszyscy zatrzymaliśmy się na "zbiorowego szczocha" :).
Rowerki sobie czekały...
Za Blankensee wjechaliśmy do Polski i wracaliśmy odcinkiem tzw. "pętli sławoszewskiej", tj. z Buku dojechaliśmy do Dobrej i stamtąd przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie Basia i "Gadzik" wypili w gospodzie po kawie.
Ja już kawą byłem przesycony i zamówiłem sobie na próbę sernik, chcąc porównać go z tym z kawiarni w Rieth.
Muszę przyznać, że dobry jest.
Po skonsumowaniu łakoci drogą rowerową dojechaliśmy na Głębokie, skąd przez Żyzną i Taczaka dojechaliśmy na Pomorzany.
P.S. Ponownie sprawdziłem roczny "przebieg Basi":
Wszystkie kilometry: 2712.19 km (w terenie 491.60 km; 18.13%)
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1597 (kcal)
Mimo, że trawę pokrywał szron, a temperatura przy gruncie była bliska zeru, Basia nadal jeździ na rowerze...no bo przecież to jeszcze nie zima (mówi, że zimą nie będzie jeździła). Mamy jednak jesień, a że zero przy gruncie... :))).
Najpierw skierowaliśmy się na nową drogę transgraniczną Warnik - Ladenthin, która jest już w pełni oddana do użytkowania.
Również droga z Ladenthin do Schwennenz jest gotowa i można śmigać po gładziutkim asfalcie.
Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zatrzymaliśmy się na gorącą herbatkę z termosu i kanapki.
Potem tradycyjną już dla nas trasą przez Schmagerow i Ploewen dojechaliśmy do Loecknitz, gdzie w "pomarańczowym" Netto uzupełniliśmy zapasy Zinfandela, oliwy, sera i mydełka w płynie, po czym podjechaliśmy na dłuższy popas nad jeziorem Loecknitzer See.
Wracaliśmy już nietradycyjnie, bo najpierw jechaliśmy trasą Loecknitz - Rothenklempenow, z której potem skręciliśmy na Boock.
W lesie między Boock a Blankensee wszyscy zatrzymaliśmy się na "zbiorowego szczocha" :).
Rowerki sobie czekały...
Za Blankensee wjechaliśmy do Polski i wracaliśmy odcinkiem tzw. "pętli sławoszewskiej", tj. z Buku dojechaliśmy do Dobrej i stamtąd przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie Basia i "Gadzik" wypili w gospodzie po kawie.
Ja już kawą byłem przesycony i zamówiłem sobie na próbę sernik, chcąc porównać go z tym z kawiarni w Rieth.
Muszę przyznać, że dobry jest.
Po skonsumowaniu łakoci drogą rowerową dojechaliśmy na Głębokie, skąd przez Żyzną i Taczaka dojechaliśmy na Pomorzany.
P.S. Ponownie sprawdziłem roczny "przebieg Basi":
Wszystkie kilometry: 2712.19 km (w terenie 491.60 km; 18.13%)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
81.85 km (3.00 km teren), czas: 04:35 h, avg:17.86 km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1597 (kcal)
Na działkę do taty...
Poniedziałek, 17 października 2011 | dodano: 17.10.2011Kategoria Szczecin i okolice
Pojechałem do taty na działkę, wziąłem trochę jabłek, a w domu je wypolerowałem ręcznikiem, żeby ładnie zapozowały do fotki ;).
Wracając z działki spotkałem Piotrka "Bronika"...gdziekolwiek się nie ruszę, nawet na krótki wyjazd, prawie zawsze spotykam znajomych rowerzystów :).
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Skarby z działeczki...© Misiacz
Wracając z działki spotkałem Piotrka "Bronika"...gdziekolwiek się nie ruszę, nawet na krótki wyjazd, prawie zawsze spotykam znajomych rowerzystów :).
Rower:Koza
Dane wycieczki:
7.84 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Antypętla sławoszewska...
Niedziela, 16 października 2011 | dodano: 16.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Wczoraj było Loecknitz, a na dziś były szczytne zamiary, bowiem mieliśmy w planach jazdę z rowerami na samochodzie do ciekawego przyrodniczo rejonu w Niemczech - do Maerkische Schweiz, ale ponieważ zostaliśmy zaproszeni na 18:00 do znajomych, plan padł. Z tego samego powodu padł plan jazdy z Rowerzystką i Tunisławą do Altwarp...a szkoda, bo właśnie się dowiedziałem, że ze spotkania u znajomych nici...
Rano jednak o tym nie wiedzieliśmy i postanowiliśmy zrobić jedynie krótką przejażdżkę tzw. "pętlą sławoszewską", a w zasadzie antypętlą, bo w przeciwnym kierunku niż zwykle.
Pogoda rześka (pow. 10 st.), słoneczko...tylko jechać.
Pojechaliśmy w kierunku Dobrej przez Bezrzecze, aby jednak uniknąć ruchu na ul. Koralowej, z ul. Żyznej przejechaliśmy prawie na samą górę przez osiedle domków.
Za Dobrą skręciliśmy na Grzepnicę, zatrzymując się po drodze na postój w lesie.
Przy drodze do Grzepnicy zbudowane jest luksusowe, zamknięte osiedle wielkich domów. Najwyraźniej jest tak luksusowe i drogie, że nikt tych posiadłości nie kupuje i nikt tam nie mieszka, bo stoją puste, pewnie niszczeją i czekają nie wiadomo na co. Korty tenisowe na osiedlu powoli zarastają trawą.
Przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie miałem zamiar kupić kawę w gospodzie, ale kolejka rowerzystów do baru była tak duża, że zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy do Szczecina, gdzie zatrzymaliśmy się na gorącą herbatę z termosu i bułki nad stawem Uroczysko.
Lubią nad nim wypoczywać starsi ludzie...
Kiedy tak siedzieliśmy i jedliśmy wpatrzeni taflę stawu, na ścieżce za naszymi plecami usłyszałem szum przemieszczającej się dużej grupy rowerzystów, w której wypatrzyłem tatę i Bożenę ;).
Basia zastanawiała się, jak mi się to udało...ale to to akurat udaje mi się bardzo często.
Tata z Bożeną odłączyli się od grupy i dołączyli do nas.
Potem już wspólnie przez Krzekowo dojechaliśmy na Gumieńce, gdzie każdy podążył w swoją stronę...
P.S. Pozdrowienia dla Piotrka, którego spotkaliśmy pod Bartoszewem oraz Anety "Atheny" spotkanej w okolicach Głębokiego :).
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 884 (kcal)
Rano jednak o tym nie wiedzieliśmy i postanowiliśmy zrobić jedynie krótką przejażdżkę tzw. "pętlą sławoszewską", a w zasadzie antypętlą, bo w przeciwnym kierunku niż zwykle.
Pogoda rześka (pow. 10 st.), słoneczko...tylko jechać.
Pojechaliśmy w kierunku Dobrej przez Bezrzecze, aby jednak uniknąć ruchu na ul. Koralowej, z ul. Żyznej przejechaliśmy prawie na samą górę przez osiedle domków.
Za Dobrą skręciliśmy na Grzepnicę, zatrzymując się po drodze na postój w lesie.
Przy drodze do Grzepnicy zbudowane jest luksusowe, zamknięte osiedle wielkich domów. Najwyraźniej jest tak luksusowe i drogie, że nikt tych posiadłości nie kupuje i nikt tam nie mieszka, bo stoją puste, pewnie niszczeją i czekają nie wiadomo na co. Korty tenisowe na osiedlu powoli zarastają trawą.
Przez Sławoszewo dojechaliśmy do Bartoszewa, gdzie miałem zamiar kupić kawę w gospodzie, ale kolejka rowerzystów do baru była tak duża, że zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy do Szczecina, gdzie zatrzymaliśmy się na gorącą herbatę z termosu i bułki nad stawem Uroczysko.
Lubią nad nim wypoczywać starsi ludzie...
Kiedy tak siedzieliśmy i jedliśmy wpatrzeni taflę stawu, na ścieżce za naszymi plecami usłyszałem szum przemieszczającej się dużej grupy rowerzystów, w której wypatrzyłem tatę i Bożenę ;).
Basia zastanawiała się, jak mi się to udało...ale to to akurat udaje mi się bardzo często.
Tata z Bożeną odłączyli się od grupy i dołączyli do nas.
Potem już wspólnie przez Krzekowo dojechaliśmy na Gumieńce, gdzie każdy podążył w swoją stronę...
P.S. Pozdrowienia dla Piotrka, którego spotkaliśmy pod Bartoszewem oraz Anety "Atheny" spotkanej w okolicach Głębokiego :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
44.66 km (4.00 km teren), czas: 02:43 h, avg:16.44 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 884 (kcal)
Misiowy Zinfandel aus Kalifornien ;)
Sobota, 15 października 2011 | dodano: 15.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dziś pojechaliśmy do Loecknitz.
Niby na wycieczkę...
Niby na zakupy...
A tak po prawdzie, to połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Najciekawszy jest przypadek Basi...ale po kolei.
Minęliśmy Będargowo i ruszyliśmy w stronę Warnika.
Ktoś tam próbował po drodze udowodnić swoją męskość i Basię ścigał. To nie ja. Ja robię zdjęcie...
Z Warnika dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd na granicę.
Pamiętacie (kto pamięta, ten pamięta), jak Basia mówiła, że NIGDY nie zrobi 100 km w 1 dzień? W tym roku zrobiła 138 km w 1 dzień i było jej mało.
Miała też nie nigdy jeździć z sakwami...z pominięciem oczywiście wyprawy do Brenia, hehehe...;)))
Teraz mówi, że nigdy, ale to nigdy nie będzie jeździła zimą. Dziś rano było koło 0 st.C.
Na tym zdjęciu - jak widać - Basia przygotowuje się intensywnie do NIE-JEŻDŻENIA w zimie! ;))))))))))))))))))
No faktycznie, strój letni ;)))!
Dodam, że w sakwie miała termos z gorącą herbatą i ochraniacze na buty kolarskie.
Pewnie po to, żeby mi udowodnić, że zimą nie wsiądzie na rower? :)))
Przed Schwennenz mały popas...
W Grambow wzrok przyciągały "rajskie jabłuszka"...
..oraz wyjątkowo ładne widoki Grambow w rześkim powietrzu.
W Loecknitz Basia poszła na zakupy w Netto "czarnym", a ja smarowałem łańcuch i uwieczniłem mój patent na ciepłe napoje w zimne dni.
Skarpetki do spania nieźle trzymają ciepło napoju.
W Netto "pomarańczowym" z kolei na zakupy poszedłem ja, a Basia dorwała się do aparatu...
Nic nie służy Misiaczom lepiej, jak wytrawne czerwone wino z Kaliforni z wizerunkiem niedźwiedzia ;)))
Oprócz wina z misiem dobrze też służy im pobyczenie się nad Loecknitzer See.
Nad jeziorem są wiaty...
W wiatach są Misiacze, a ten akurat udaje optymistę... ;)))
...bo choć kiełbaski pyszne, to piwo jednak bezalkoholowe (nigdy nie tłoczę w siebie alkoholu...na trasie;)))
Co dalej? Ano nic specjalnego...Ploewen, Bismark, Linken, Dołuje, Mierzyn, Szczecin, dom, obiad, łóżko i poobiednia drzemka...
Koniec opisu, może i lakoniczny, ale my mieliśmy niezłą frajdę z wyjazdu oraz 3,2 kg sera Gouda i Edamer, 4 kalifornijskie wina "z misiem" zakupione w Loecknitz...i coś tam jeszcze w sakwach....
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1255 (kcal)
Niby na wycieczkę...
Niby na zakupy...
A tak po prawdzie, to połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Najciekawszy jest przypadek Basi...ale po kolei.
Minęliśmy Będargowo i ruszyliśmy w stronę Warnika.
Ktoś tam próbował po drodze udowodnić swoją męskość i Basię ścigał. To nie ja. Ja robię zdjęcie...
Z Warnika dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd na granicę.
Pamiętacie (kto pamięta, ten pamięta), jak Basia mówiła, że NIGDY nie zrobi 100 km w 1 dzień? W tym roku zrobiła 138 km w 1 dzień i było jej mało.
Miała też nie nigdy jeździć z sakwami...z pominięciem oczywiście wyprawy do Brenia, hehehe...;)))
Teraz mówi, że nigdy, ale to nigdy nie będzie jeździła zimą. Dziś rano było koło 0 st.C.
Na tym zdjęciu - jak widać - Basia przygotowuje się intensywnie do NIE-JEŻDŻENIA w zimie! ;))))))))))))))))))
No faktycznie, strój letni ;)))!
Basia w stroju niezbyt letnim.© Misiacz
Dodam, że w sakwie miała termos z gorącą herbatą i ochraniacze na buty kolarskie.
Pewnie po to, żeby mi udowodnić, że zimą nie wsiądzie na rower? :)))
Przed Schwennenz mały popas...
W Grambow wzrok przyciągały "rajskie jabłuszka"...
..oraz wyjątkowo ładne widoki Grambow w rześkim powietrzu.
W Loecknitz Basia poszła na zakupy w Netto "czarnym", a ja smarowałem łańcuch i uwieczniłem mój patent na ciepłe napoje w zimne dni.
Skarpetki do spania nieźle trzymają ciepło napoju.
W Netto "pomarańczowym" z kolei na zakupy poszedłem ja, a Basia dorwała się do aparatu...
Nic nie służy Misiaczom lepiej, jak wytrawne czerwone wino z Kaliforni z wizerunkiem niedźwiedzia ;)))
Oprócz wina z misiem dobrze też służy im pobyczenie się nad Loecknitzer See.
Nad jeziorem są wiaty...
W wiatach są Misiacze, a ten akurat udaje optymistę... ;)))
...bo choć kiełbaski pyszne, to piwo jednak bezalkoholowe (nigdy nie tłoczę w siebie alkoholu...na trasie;)))
Co dalej? Ano nic specjalnego...Ploewen, Bismark, Linken, Dołuje, Mierzyn, Szczecin, dom, obiad, łóżko i poobiednia drzemka...
Koniec opisu, może i lakoniczny, ale my mieliśmy niezłą frajdę z wyjazdu oraz 3,2 kg sera Gouda i Edamer, 4 kalifornijskie wina "z misiem" zakupione w Loecknitz...i coś tam jeszcze w sakwach....
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
63.34 km (2.00 km teren), czas: 03:41 h, avg:17.20 km/h,
prędkość maks: 50.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1255 (kcal)
Rowery Turynu, Włochy :)
Środa, 12 października 2011 | dodano: 12.10.2011Kategoria Rowery Europy
Jak tylko wróciłem pod wieczór z wczorajszej wycieczki z Basią do Trzebieży, musiałem szybko spakować to i owo, bo w nocy czekał mnie służbowy wylot do Włoch, do Turynu. Jak zwykle starałem się skorzystać z okazji i podpatrzeć infrastrukturę i rowery kolejnego kraju.
Niestety, wyjazdy służbowe bardzo niewiele mają wspólnego z rekreacją i turystyką i najczęściej z wyjazdu pamięta się dojazd do lotniska po nocy (200 km), oczekiwanie na spóźniony samolot w zafajdanej hali odlotów (tym razem 3 godziny), lot (1,5 godziny), lądowanie, dojazd do hotelu (140 km), szybki prysznic, kilka godzin rozmów z klientem w jakiejś dzielnicy przemysłowej, salę konferencyjną i kolejne kilka godzin gadania... i powrót w podobnej sekwencji.
Do samego Turynu tak naprawdę pojechałem ostatniego dnia dzięki gościnności i zaproszeniu klienta i to po godzinie 20:00, więc siłą rzeczy mój marny aparacik zrobił w trybie nocnym marne zdjęcia (w biegu oczywiście).
Tytuł "Rowery Turynu" jest tu znacznie na wyrost, bo jednak najpopularniejszym środkiem do szybkiego przemieszczania się są we Włoszech skutery, jednak kilka egzemplarzy udało mi się uchwycić.
Troszkę rowerzystów jednak się po mieście kręciło (włoskie miejscowości ożywają nocą), ścieżek też troszkę mają (oczywiście daleko im do Holandii czy Niemiec). Jedną z ciekawostek był pas dla tramwajów i autobusów, który robił jednocześnie za pas ruchu dla rowerów (między szynami był asfalt). Troszkę mnie zastanawia co robić, kiedy na koło "siądzie" rowerzyście tramwaj ;))).
A to chyba najciekawszy z rowerów i ostatni tej nocy, który udało mi się sfotografować:
Potem pędem do hotelu, nocna pobudka...itp...itd.
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Niestety, wyjazdy służbowe bardzo niewiele mają wspólnego z rekreacją i turystyką i najczęściej z wyjazdu pamięta się dojazd do lotniska po nocy (200 km), oczekiwanie na spóźniony samolot w zafajdanej hali odlotów (tym razem 3 godziny), lot (1,5 godziny), lądowanie, dojazd do hotelu (140 km), szybki prysznic, kilka godzin rozmów z klientem w jakiejś dzielnicy przemysłowej, salę konferencyjną i kolejne kilka godzin gadania... i powrót w podobnej sekwencji.
Do samego Turynu tak naprawdę pojechałem ostatniego dnia dzięki gościnności i zaproszeniu klienta i to po godzinie 20:00, więc siłą rzeczy mój marny aparacik zrobił w trybie nocnym marne zdjęcia (w biegu oczywiście).
Tytuł "Rowery Turynu" jest tu znacznie na wyrost, bo jednak najpopularniejszym środkiem do szybkiego przemieszczania się są we Włoszech skutery, jednak kilka egzemplarzy udało mi się uchwycić.
Troszkę rowerzystów jednak się po mieście kręciło (włoskie miejscowości ożywają nocą), ścieżek też troszkę mają (oczywiście daleko im do Holandii czy Niemiec). Jedną z ciekawostek był pas dla tramwajów i autobusów, który robił jednocześnie za pas ruchu dla rowerów (między szynami był asfalt). Troszkę mnie zastanawia co robić, kiedy na koło "siądzie" rowerzyście tramwaj ;))).
A to chyba najciekawszy z rowerów i ostatni tej nocy, który udało mi się sfotografować:
Potem pędem do hotelu, nocna pobudka...itp...itd.
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trzebież i 2.500 km Basi"Misiaczowej"
Niedziela, 9 października 2011 | dodano: 10.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
O godzinie 9:30 umówieni byliśmy na Głębokim z ekipą BS / RS na wyjazd "na rybkę do Trzebieży zorganizowany przez Baśkę "Rudzielca". Chociaż prognozy zapowiadały się optymistycznie, to jednak między godziną 9:00 a 10:00 zapowiadano lekkie "kropidło". Faktycznie, prognoza była trafna i zaraz za Tesco zostaliśmy z Basią zmoczeni, co spowodowało opóźnienie w dotarciu na Głębokie. Mieliśmy z 10 minut "obsuwy" z tego powodu.
Na miejscu czekała na nas grupa składająca się z Baśki "Rudzielca", Krzyśka "Montera", Tomka i Piotrka. Jako, że w nocy opady były solidne, Baśka zrezygnowała z zasuwania lasem do Zalesia i rzuciła pomysł jazdy przez Dobrą i Buk do Dobieszczyna. Pomysł niespecjalnie mi się uśmiechał, ponieważ droga w okolicach Stolca jest wyjątkowo podła i wyboista, podobnie jak od Dobieszczyna do Myśliborza Wielkiego. No, ale grupa to grupa, więc ruszyliśmy razem. Niesety, po pierwszych kilkuset metrach tempo 24 km/h narzucone pod górkę spowodowało, że moja Basia została daleko w tyle i czuła, że nie da rady w tym tempie, więc oznajmiliśmy, że jednak pojedziemy sami, Basi tempem. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się ścieżką rowerową w stronę Tanowa zapowiadając, że spotkamy się na planowanej "rybce" w Trzebieży.
Była to dobra decyzja, bo i Basia się nie umęczyła a i droga była znacznie lepsza. Minąwszy Tanowo ruszyliśmy w kierunku Dobieszczyna. Samochodowy ruch "grzybiarski" nadal spory, więc miło było zjechać na leśny szlak w kierunku Drogoradza (zdaje się, że jest to szlak czarny, ale my kierowaliśmy się symbolewm roweru). Słońce już pięknie świeciło i prześwitywało przez drzewa.
Krajobraz zrobił się naprawdę bajkowy i choć temperatura nie była za wysoka, to jechało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Droga leśna w pewnym momencie przeszła w wąską asfaltówkę, którą jechaliśmy do Drogoradza.
Przed Drogoradzem natknęliśmy się w lesie na dość dziwny cmentarz. Ani on ogrodzony, ani oznaczony. Po prostu kilkanaście nagrobków w lesie, głównie małych dzieci, choć i parę dorosłych się znalazło, daty głównie powojenne.
Tuż przed Trzebieżą dostałem SMS-a od Baśki, że zostało im jakieś 13 km do celu. My w tym czasie dojeżdżaliśmy do promenady i plaży.
Jakoś im te 13 km wolno szło, bo nim dojechali do nas, minęło z 45 minut.
Dobrze się jednak złożyło, ponieważ w tym czasie mogliśmy porobić sobie fotki, wypić kawę i coś zjeść.
Niektórzy nawet dość intensywnie się byczyli.
W Trzebieży znajduje się warowny zamek, który niestety jest niedostępny dla zwiedzających.
Wynika to z jego rozmiarów ;))).
Grupa dojechała w końcu do nas, powiększona o Artura z Polic.
Po krótkiej pogawędce ryszyliśmy "w Trzebież" w poszukiwaniu otwartej smażalni ryb, co nie było takie proste. Większość była pozamykana, a te otwarte serwowały rybki z mrożonek, a i obsługa nie była specjalnie sympatyczna.
Tak, jakby zupełnie nie zależało im na klientach.
W drugiej z otwartych smażalni, "Sailor", rybki były również z mrożonek, ale ekipa postanowiła jednak zostać.
My z Basią chwilę posiedzieliśmy, ale z powodu mojego nocnego wylotu służbowego musieliśmy ruszyć szybciej w stronę Szczecina, a dodatkowo trzeba było przygotować dom na niechciany najazd hydraulików. Zaproponowałem trasę przez lasy przez jezioro Piaski (w sumie było ono początkowo w planach wyjazdu całej grupy). Ruszyliśmy drogą na Myślibórz Wielki, z której po kilku kilomerach zjechaliśmy w lewo do lasu na czerwony szlak, a za moment odbiliśmy na kierunek "Do punktu czerpania wody". Punktem tym jest właśnie jezioro Piaski.
Sceneria była wspaniała, niebo odbijało się w wodzie, a cisza była tak niesamowita, że mógłbym pokusić się o twierdzenie, że aż ogłuszająca!
Jadąc dalej lasami i asfaltową drogą zamkniętą dla ruchu kierowaliśmy się w stronę szosy łączącej Dobieszczyn z Tanowem.
To, że stoi znak, że droga jest zamknięta dla ruchu to dla niektórych naszych rodaków za mało i muszą wpieprzać się ze swoimi samochodami tam, gdzie nikt ich nie chce (za naszego przejazdu były tam 2 samochody). Czekam tylko, kiedy skończy się sezon grzybowy i z lasów zniknie zakała w postaci niektórych zbieraczy, którzy las traktują jako kolejne miejsce eksploatacji i do zaśmiecania.
Po wjechaniu na drogę do Tanowa i krókim czasie jazdy zauważyliśmy na horyzoncie sylwetki kilku rowerzystów wyjeżdżająych z lasu od strony Drogoradza. Oni też nas zauważyli...okazało się, że to nasza "rybkowa" grupka wyjechała z czarnego szlaku prawie dokładnie w momencie, kiedy i my tam dojeżdżaliśmy.
Brakowało jedynie Artura, który zapewne wrócił do Polic, więc do Tanowa jechaliśmy w grupie 6-osobowej.
Przy jeziorze Głębokie w Szczecinie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę...
P.S. Basia przekroczyła w tym roku (od marca) dystans 2.500 km :).
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na miejscu czekała na nas grupa składająca się z Baśki "Rudzielca", Krzyśka "Montera", Tomka i Piotrka. Jako, że w nocy opady były solidne, Baśka zrezygnowała z zasuwania lasem do Zalesia i rzuciła pomysł jazdy przez Dobrą i Buk do Dobieszczyna. Pomysł niespecjalnie mi się uśmiechał, ponieważ droga w okolicach Stolca jest wyjątkowo podła i wyboista, podobnie jak od Dobieszczyna do Myśliborza Wielkiego. No, ale grupa to grupa, więc ruszyliśmy razem. Niesety, po pierwszych kilkuset metrach tempo 24 km/h narzucone pod górkę spowodowało, że moja Basia została daleko w tyle i czuła, że nie da rady w tym tempie, więc oznajmiliśmy, że jednak pojedziemy sami, Basi tempem. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się ścieżką rowerową w stronę Tanowa zapowiadając, że spotkamy się na planowanej "rybce" w Trzebieży.
Była to dobra decyzja, bo i Basia się nie umęczyła a i droga była znacznie lepsza. Minąwszy Tanowo ruszyliśmy w kierunku Dobieszczyna. Samochodowy ruch "grzybiarski" nadal spory, więc miło było zjechać na leśny szlak w kierunku Drogoradza (zdaje się, że jest to szlak czarny, ale my kierowaliśmy się symbolewm roweru). Słońce już pięknie świeciło i prześwitywało przez drzewa.
Krajobraz zrobił się naprawdę bajkowy i choć temperatura nie była za wysoka, to jechało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Droga leśna w pewnym momencie przeszła w wąską asfaltówkę, którą jechaliśmy do Drogoradza.
Przed Drogoradzem natknęliśmy się w lesie na dość dziwny cmentarz. Ani on ogrodzony, ani oznaczony. Po prostu kilkanaście nagrobków w lesie, głównie małych dzieci, choć i parę dorosłych się znalazło, daty głównie powojenne.
Tuż przed Trzebieżą dostałem SMS-a od Baśki, że zostało im jakieś 13 km do celu. My w tym czasie dojeżdżaliśmy do promenady i plaży.
Jakoś im te 13 km wolno szło, bo nim dojechali do nas, minęło z 45 minut.
Dobrze się jednak złożyło, ponieważ w tym czasie mogliśmy porobić sobie fotki, wypić kawę i coś zjeść.
Niektórzy nawet dość intensywnie się byczyli.
W Trzebieży znajduje się warowny zamek, który niestety jest niedostępny dla zwiedzających.
Wynika to z jego rozmiarów ;))).
Grupa dojechała w końcu do nas, powiększona o Artura z Polic.
Po krótkiej pogawędce ryszyliśmy "w Trzebież" w poszukiwaniu otwartej smażalni ryb, co nie było takie proste. Większość była pozamykana, a te otwarte serwowały rybki z mrożonek, a i obsługa nie była specjalnie sympatyczna.
Tak, jakby zupełnie nie zależało im na klientach.
W drugiej z otwartych smażalni, "Sailor", rybki były również z mrożonek, ale ekipa postanowiła jednak zostać.
My z Basią chwilę posiedzieliśmy, ale z powodu mojego nocnego wylotu służbowego musieliśmy ruszyć szybciej w stronę Szczecina, a dodatkowo trzeba było przygotować dom na niechciany najazd hydraulików. Zaproponowałem trasę przez lasy przez jezioro Piaski (w sumie było ono początkowo w planach wyjazdu całej grupy). Ruszyliśmy drogą na Myślibórz Wielki, z której po kilku kilomerach zjechaliśmy w lewo do lasu na czerwony szlak, a za moment odbiliśmy na kierunek "Do punktu czerpania wody". Punktem tym jest właśnie jezioro Piaski.
Sceneria była wspaniała, niebo odbijało się w wodzie, a cisza była tak niesamowita, że mógłbym pokusić się o twierdzenie, że aż ogłuszająca!
Jadąc dalej lasami i asfaltową drogą zamkniętą dla ruchu kierowaliśmy się w stronę szosy łączącej Dobieszczyn z Tanowem.
To, że stoi znak, że droga jest zamknięta dla ruchu to dla niektórych naszych rodaków za mało i muszą wpieprzać się ze swoimi samochodami tam, gdzie nikt ich nie chce (za naszego przejazdu były tam 2 samochody). Czekam tylko, kiedy skończy się sezon grzybowy i z lasów zniknie zakała w postaci niektórych zbieraczy, którzy las traktują jako kolejne miejsce eksploatacji i do zaśmiecania.
Po wjechaniu na drogę do Tanowa i krókim czasie jazdy zauważyliśmy na horyzoncie sylwetki kilku rowerzystów wyjeżdżająych z lasu od strony Drogoradza. Oni też nas zauważyli...okazało się, że to nasza "rybkowa" grupka wyjechała z czarnego szlaku prawie dokładnie w momencie, kiedy i my tam dojeżdżaliśmy.
Brakowało jedynie Artura, który zapewne wrócił do Polic, więc do Tanowa jechaliśmy w grupie 6-osobowej.
Przy jeziorze Głębokie w Szczecinie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę...
P.S. Basia przekroczyła w tym roku (od marca) dystans 2.500 km :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
88.40 km (30.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:17.68 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Misiacz - impresjonista
Czwartek, 6 października 2011 | dodano: 06.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Zainspirowany pięknym jesiennym zdjęciem Shrinka postanowiłem, że ja z kolei zabawię się w domorosłego impresjonistę i przerobię zdjęcie z ostatniej wycieczki do Bad Freienwalde w obraz impresjonistyczny.
Klik, klik...i mamy gotowy obraz impresjonistyczny. Niby fajne, ale i troszkę smutne, że niedługo we wszystkim będą nas mogły podrabiać komputery, aż w końcu zaczną nami rządzić...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Park Zdrojowy w Bad Freienwalde. Obraz Claude'a Misiacza z 2011.© Misiacz
Jezioro w Bralitz. Obraz Claude'a Misiacza z 2011.© Misiacz
Klik, klik...i mamy gotowy obraz impresjonistyczny. Niby fajne, ale i troszkę smutne, że niedługo we wszystkim będą nas mogły podrabiać komputery, aż w końcu zaczną nami rządzić...
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)