- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2010
Dystans całkowity: | 748.58 km (w terenie 189.50 km; 25.31%) |
Czas w ruchu: | 35:18 |
Średnia prędkość: | 21.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.80 km/h |
Suma kalorii: | 15633 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 57.58 km i 2h 42m |
Więcej statystyk |
Altwarp: czy to była wycieczka czy trening? :)))
Sobota, 30 października 2010 | dodano: 30.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Opis trasy do Altwarp (Niemcy). TC Cyborgi dały czadu dziś :))) Powiem tyle, że od Szczecina aż do Lueckow mieliśmy ŚREDNIĄ PRĘDKOŚĆ 26,1 km/h...czyli przelotowa często od 30-37 km/h!!! Cyborgi!!! Ja oczywiście niewinny! :)))
No dobrze, ale po kolei...
Pytanie: kto normalny nastawia budzik na 6:30 rano w weekend, kiedy można się uczciwie wyspać i idzie po ciemku do garażu po rower? Odpowiedź: Misiacz z zaawansowaną CYKLOZĄ, który zamierza spotkać 2 innych "cyklotyków".
O 8:00 spotkaliśmy się na al. Wojska Polskiego, dokąd miał dojechać jeszcze niejaki "młody", o rzekomo turystycznej kondycji, co dawało nadzieję na spokojną jazdę. Nadzieja szybko się ulotniła, kiedy okazało się, że tzw. "młody" nie przyjedzie.
Do Blankensee dotarliśmy w godzinę. Z tego odcinka pamiętam kilka atrakcji: widok mojej przedniej opony, tylnej opony Jurka lub Krzyśka i mój licznik! :)))
Po krótkim postoju w wiacie w Blankensee (chłopaki wskakiwali na siodełka, gdy tylko zbliżałem się do roweru po cokolwiek, co chciałem wyjąć z sakwy, potem musieli zsiadać ;)))) ruszyliśmy w kierunku Gruenhof.
W Jurku walczyły dwie sprzeczności: Cyborga (gnać?!) i fotografika (może warto się zatrzymać i utrwalić piękny widok?). Pomogłem chłopakowi rozwiązać dylemat i zarządziłem postój na fotki! :)))
Dalej mknęliśmy piękną ścieżką rowerową do Hintersee, skąd przez Gegensee dojechaliśmy do Ahlbeck. Kiedy skręciliśmy na Lueckow, nie mogłem uwierzyć wskazaniom licznika: średnia 26 km/h. Dalej ciągnąc 30 km/h wpadliśmy wręcz do Lueckow.
Dobrze, że w kilku miejscach wrzasnąłem "halt", to dali po hamulcach i coś obejrzeliśmy...
Tu zauważyłem ciekawy kościół szachulcowy, który na dodatek był otwarty, co się rzadko zdarza.
Kościół był ciekawy...
W środku znajdowała się wystawa rzeźb, ta musiała wymagać niemało pracy, ponieważ wykonana jest z jednego kawałka drewna.
Przed krzywym kościołem w Lueckow...
Nie, nie jest to żadna atrakcja turystyczna, to Misiacz tak krzywo aparat na sakwie ustawił. ;)))
...a obok...obelisk ku czci i pamięci...
Z Lueckow skierowaliśmy się na Vogelsang-Varsin, skąd skręciliśmy na Altwarp. Miłym zaskoczeniem jest to, że zbudowano tam właśnie nowiutką asfaltową ścieżkę aż do samego Altwarp i nie trzeba już jechać szosą!
Dobrze, że się Niemiaszkom chciało, bo trasa nie jest specjalnie uczęszczana, ale my to zmienimy! ;)))
Zaraz przy wjeździe stoi urocza pomorska chatka, wyglądająca niczym domek krasnala.
Jej historia jest opisana po niemiecku i po polsku.
Od razu skierowaliśmy się do portu, w końcu trzeba było coś konkretnego zjeść.
Port, za czasów kiedy Polska nie była w UE, tętnił życiem, ponieważ między Altwarp a Nowym Warpnem kursował prom, gdzie w sklepie wolnocłowym rodacy zaopatrywali się w hektolitry taniego alkoholu.
Dziś port jest rzekłbym kameralny, a do niedawna jeszcze pływający prom niszczeje i pokrywa się glonami i odchodami mew.
Obecnie jest to raczej port rybacki.
Z Altwarp wróciliśmy tą samą ścieżką do Vogelsang-Warsin, jednak tym razem pojechaliśmy za drogowskazem "Oder-Neisse Radweg"
Wkrótce skończył się asfalt i zaczęła piękna droga przez las. Nie wiem, czy mam dobre wrażenie, ale Cyborgom zaczynają się chyba podobać takie odcinki! ;)))
Po dojechaniu do Rieth skierowaliśmy się dawną trasą kolei wąskotorowej do Hintersee. Jechało się naprawdę fajnie i turystycznie, naszą średnią zbijaliśmy tu tempem 18-20 km/h. ;) Potem jednak minęliśmy Hintersee, przekroczyliśmy granicę w Dobieszczynie i ...
...i zaczęło się. Oprogramowanie na twardych dyskach Jurka i Krzyśka ma tu opcję "Wykonaj program Trasa Dobieszczyn-Tanowo, tryb: gnać do zarzygania". ;)
Tym razem nie było inaczej, wrzucili 30 km/h i się zaczęło. Jako niepełny cyborg dawałem radę "jedynie" 28 km/h, które to "zbyt niskie" tempo ich procesory akceptowały z dużą trudnością, ale jakoś się udało.
Dalej już nic specjalnego, Tanowo, Głębokie, Jasne Błonia i ...do następnego razu!
Lubię zaczynać jazdę z moimi TC Cyborgami, ale kończyć to nie znoszę, bo im zupełna korba odbija i mnie wykańczają drąc ponad 30 km/h przez te ostatnie 20 km trasy. ;)))
NO I WTEDY... mi się to z nimi kojarzy:
:)))
Jeśli chce ktoś zobaczyć lepsze zdjęcia z tego wyjazdu, zapraszam na stronę JURKA.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2962 (kcal)
No dobrze, ale po kolei...
Pytanie: kto normalny nastawia budzik na 6:30 rano w weekend, kiedy można się uczciwie wyspać i idzie po ciemku do garażu po rower? Odpowiedź: Misiacz z zaawansowaną CYKLOZĄ, który zamierza spotkać 2 innych "cyklotyków".
O 8:00 spotkaliśmy się na al. Wojska Polskiego, dokąd miał dojechać jeszcze niejaki "młody", o rzekomo turystycznej kondycji, co dawało nadzieję na spokojną jazdę. Nadzieja szybko się ulotniła, kiedy okazało się, że tzw. "młody" nie przyjedzie.
Spotkanie przez "Rajskim Ogrodem"© Misiacz
Do Blankensee dotarliśmy w godzinę. Z tego odcinka pamiętam kilka atrakcji: widok mojej przedniej opony, tylnej opony Jurka lub Krzyśka i mój licznik! :)))
Po krótkim postoju w wiacie w Blankensee (chłopaki wskakiwali na siodełka, gdy tylko zbliżałem się do roweru po cokolwiek, co chciałem wyjąć z sakwy, potem musieli zsiadać ;)))) ruszyliśmy w kierunku Gruenhof.
W Jurku walczyły dwie sprzeczności: Cyborga (gnać?!) i fotografika (może warto się zatrzymać i utrwalić piękny widok?). Pomogłem chłopakowi rozwiązać dylemat i zarządziłem postój na fotki! :)))
Między Pampow a Gruenhof.© Misiacz
Dalej mknęliśmy piękną ścieżką rowerową do Hintersee, skąd przez Gegensee dojechaliśmy do Ahlbeck. Kiedy skręciliśmy na Lueckow, nie mogłem uwierzyć wskazaniom licznika: średnia 26 km/h. Dalej ciągnąc 30 km/h wpadliśmy wręcz do Lueckow.
Dobrze, że w kilku miejscach wrzasnąłem "halt", to dali po hamulcach i coś obejrzeliśmy...
Tu zauważyłem ciekawy kościół szachulcowy, który na dodatek był otwarty, co się rzadko zdarza.
Kościół był ciekawy...
Wnętrze kościoła w Lueckow.© Misiacz
W środku znajdowała się wystawa rzeźb, ta musiała wymagać niemało pracy, ponieważ wykonana jest z jednego kawałka drewna.
Rzeżba z jednego kawałka drewna!© Misiacz
Przed krzywym kościołem w Lueckow...
Nie, nie jest to żadna atrakcja turystyczna, to Misiacz tak krzywo aparat na sakwie ustawił. ;)))
Przed krzywym kościołem w Lueckow :)))© Misiacz
...a obok...obelisk ku czci i pamięci...
Obelisk w Lueckow, ku czci "bohaterów", po hełmie widać jakich...© Misiacz
Z Lueckow skierowaliśmy się na Vogelsang-Varsin, skąd skręciliśmy na Altwarp. Miłym zaskoczeniem jest to, że zbudowano tam właśnie nowiutką asfaltową ścieżkę aż do samego Altwarp i nie trzeba już jechać szosą!
Dobrze, że się Niemiaszkom chciało, bo trasa nie jest specjalnie uczęszczana, ale my to zmienimy! ;)))
Wjazd do Altwarp© Misiacz
Zaraz przy wjeździe stoi urocza pomorska chatka, wyglądająca niczym domek krasnala.
Pomorska chatka w Altwarp.© Misiacz
Jej historia jest opisana po niemiecku i po polsku.
Historia chatki w Altwarp.© Misiacz
Od razu skierowaliśmy się do portu, w końcu trzeba było coś konkretnego zjeść.
Port, za czasów kiedy Polska nie była w UE, tętnił życiem, ponieważ między Altwarp a Nowym Warpnem kursował prom, gdzie w sklepie wolnocłowym rodacy zaopatrywali się w hektolitry taniego alkoholu.
Misiacz w porcie Altwarp.© Misiacz
Dziś port jest rzekłbym kameralny, a do niedawna jeszcze pływający prom niszczeje i pokrywa się glonami i odchodami mew.
Obecnie jest to raczej port rybacki.
Kuter w porcie Altwarp.© Misiacz
Z Altwarp wróciliśmy tą samą ścieżką do Vogelsang-Warsin, jednak tym razem pojechaliśmy za drogowskazem "Oder-Neisse Radweg"
Nowowybudowana ścieżka Vogelsang-Altwarp....nie z kostki, jak u nas!© Misiacz
Wkrótce skończył się asfalt i zaczęła piękna droga przez las. Nie wiem, czy mam dobre wrażenie, ale Cyborgom zaczynają się chyba podobać takie odcinki! ;)))
Leśny odcinek trasy Oder-Neisse Radweg.© Misiacz
Po dojechaniu do Rieth skierowaliśmy się dawną trasą kolei wąskotorowej do Hintersee. Jechało się naprawdę fajnie i turystycznie, naszą średnią zbijaliśmy tu tempem 18-20 km/h. ;) Potem jednak minęliśmy Hintersee, przekroczyliśmy granicę w Dobieszczynie i ...
Trasa Rieth - Hintersee, dawny szlak kolei wąskotorowej, obecnie rowerowy!© Misiacz
...i zaczęło się. Oprogramowanie na twardych dyskach Jurka i Krzyśka ma tu opcję "Wykonaj program Trasa Dobieszczyn-Tanowo, tryb: gnać do zarzygania". ;)
Tym razem nie było inaczej, wrzucili 30 km/h i się zaczęło. Jako niepełny cyborg dawałem radę "jedynie" 28 km/h, które to "zbyt niskie" tempo ich procesory akceptowały z dużą trudnością, ale jakoś się udało.
Dalej już nic specjalnego, Tanowo, Głębokie, Jasne Błonia i ...do następnego razu!
Lubię zaczynać jazdę z moimi TC Cyborgami, ale kończyć to nie znoszę, bo im zupełna korba odbija i mnie wykańczają drąc ponad 30 km/h przez te ostatnie 20 km trasy. ;)))
NO I WTEDY... mi się to z nimi kojarzy:
:)))
Jeśli chce ktoś zobaczyć lepsze zdjęcia z tego wyjazdu, zapraszam na stronę JURKA.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
131.64 km (30.00 km teren), czas: 05:38 h, avg:23.37 km/h,
prędkość maks: 52.80 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2962 (kcal)
Nordic, za to wokół Loecknitzer See :)))
Wtorek, 26 października 2010 | dodano: 26.10.2010
Przy okazji wyjazdu na zakupy po piwko do Loecknitz zrobiliśmy sobie nordic walking...albo nie...inaczej...przy okazji wyjazdu do Loecknitz na nordic walking wokół Loecknitzer See zrobiliśmy potem zakupy napojów "izotonicznych"...:)))
Krótko mówiąc, dziś dzień bez roweru, ale jakoś musiałem Basi pokazać, co widziałem w ostatni weekend.
Trasa jest znakomita, okolica piękna, jezioro malownicze, więc machnęliśmy sobie 5,2 km z kijami.
Jedna fotka z komórki, bo aparatu nie brałem.
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krótko mówiąc, dziś dzień bez roweru, ale jakoś musiałem Basi pokazać, co widziałem w ostatni weekend.
Trasa jest znakomita, okolica piękna, jezioro malownicze, więc machnęliśmy sobie 5,2 km z kijami.
Jedna fotka z komórki, bo aparatu nie brałem.
Trasa wokół Loecknitzer See© Misiacz
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Terenowo przez Niemcy na nowo odkrywać Loecknitz!
Sobota, 23 października 2010 | dodano: 23.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem jechać do Niemiec, do Bruessow. Miałem. Nie pojechałem. Nie pojechałem, bo byłem dziś zdecydowany niczym dziewica tuż przed okresem. W końcu ruszyłem…
Jest już godzina 9:40, a ja dopiero startuję. Jadę w kierunku Będargowa i dumam sobie, w którą stronę skręcić w Stobnie. Dumam, dumam i nic wydumać nie mogę. Kiedy dojeżdżam do rozstaju dróg, decyduję się nie jechać na Schwennenz, a dalej po Polsce na Dołuje. Do Dołuj mam 3 km, wydawałoby się, że to wystarczająca ilość czasu, by podjąć decyzję – czy skręcam do Kościna i tam polami przekraczam granicę, czy też jadę do Lubieszyna na drogowe przejście graniczne? Tak myślę, że nie zauważam, że jadę już do Lubieszyna. :)))
Świeci słońce, wiaterek na razie nie jest upierdliwy. Temperatura oscyluje w okolicach 6 st. C. Jadę spokojnie, bo dziś samotnie, bez TC Cyborgów. Nie ma zrywania mięśni i wykręcania Vmax. Dziś czysta turystyka! Jedno TC Cyborgom na pewno zawdzięczam – jadąc 24 km/h czuję się jak na spacerku, żadnego wysiłku, jakbym jechał na górskim przełożeniu. Dobrze mnie chłopaki przećwiczyli! :)))
Przekraczam granicę w Lubieszynie i chwilę ciągnę się w sznurze samochodów. Po chwili dojeżdżam do skrzyżowania i skręcam na Grenzdorf, dokąd docieram w absolutnym spokoju piękną i wąską ścieżką asfaltową.
Polscy grzybiarze zniknęli z okolicznych lasów jakiś czas temu, niestety ślady po tej hołocie nie zniknęły z lasów do dziś. Gdzie się pojawiają nasi rodacy, tam zaraz pojawiają się sterty śmieci, jakby ciężko było zabrać i wrzucić potem do kubła…:(((
Dobrze, że niemieckie służby dość często to sprzątają.
W Grenzdorf skręcam w prawo, na pola, przez które wiedzie równiutka droga z płyt betonowych. Tydzień temu gnałem po niej z TC Team, teraz rozkoszuję się spacerowym tempem…powiedzmy, że spacerowym.
Wkrótce dojeżdżam do Gellin, gdzie wymyśliłem sobie skręt na Bismarck, a potem na Ploewen…ale, ale – nic z tego! Pokusa każe mi dziś stać się Krzysztofem Kolumbem „DDR-owskiego” pogranicza – krótko mówiąc, chcę odkryć tereny, które są dawno odkryte, ale nie przeze mnie. Jadę dalej w pole, na wprost. Prowadzi mnie droga płytowa, która po pewnym czasie łączy się z ładną wąską asfaltówką. Skręcam w lewo i …co to? Zaskoczenie! Jestem w Schmagerow, gdzie byłem nie raz, ale zawsze dojeżdżałem tam od strony Ramin.
Nooo, to teraz znaną trasą przez Wilhelmshof i Ploewen do Loecknitz. Akurat, bo pojechałem. :)))
Zobaczyłem biegnącą na wprost polną drogę, znikającą w lesie. Co zrobił Misiacz, znany miłośnik asfaltów i przeciwnik tras terenowych? Otóż Misiacz pojechał tą właśnie polną drogą przez lasy i ugory! Chyba zdziczałem z wiekiem! :)))
Mijam ambonę myśliwską i zagłębiam się w las.
Nie wiem, co mi jest, ale właśnie taka droga mnie zachwyca – ubity grunt, trawa pośrodku, drzewa wokół.
Przy następnej ambonie zatrzymuję się na gorącą kawę z termosu i bułę. Po posiłku jadę dalej, przejeżdżam pod linią kolejową i po chwili wyjeżdżam na znaną mi już drogę wiodącą asfalcikiem wprost do Loecknitz, jednak tuż przed Loecknitz …zjeżdżam z asfaltu, by dotrzeć do miasta drogą gruntową biegnącą nad jeziorem Loecknitzer See.
Ile razy byłem w Loecknitz? Nie jestem w stanie tego zliczyć. Ile razy widziałem to piękne jezioro? Ani razu!!! Dziś więc odkrywam okolicę na nowo. Jezioro jest duże i piękne.
Woda w nim – istny kryształ!
Po drodze kolejna atrakcja, która mnie zaskakuje – tysiącletni dąb, pomnik przyrody.
Do tego dębu mam raptem 29 km, do naszego dębu „Bartek” – kilkaset.
Robię kilka zdjęć i rozmyślam, że kiedy drzewo to było jeszcze młode, tereny te zamieszkiwały słowiańskie plemiona.
Docieram do przystani dla wędkarzy i robię chwilę przerwy.
Jest pięknie!
Dojeżdżam do centrum Loecnknitz! Tyle razy tu byłem, więc dlaczego nigdy nie zwróciłem uwagi na te rzeźby?
Po drodze natykam się na zabytkowego Buicka, szykuje się przejazd do ślubu fajną furą!
Z miasteczka wyprowadza mnie znakomita ścieżka rowerowa, która niestety kończy się przy skrzyżowaniu z drogą do Ploewen, do którego skręcam, chcąc uniknąć ruchu samochodowego.
Witaj Ploewen, w końcu do ciebie dojechałem! ;)))
Za Ploewen wracam na drogę główną i za chwilę odbijam do Wilhelmshof, by dotrzeć do Schmagerow, w którym dziś już byłem. To nie koniec eksperymentów Misiacza, który wybiera drogę wiodącą na wschód, którą jeszcze nie jechał. ;)))
Droga wiedzie przez wspaniały las, w którym robię sobie kolejny postój na kawę. Za stolik służy mi podpora szlabanu.
Ruszam dalej i kolejne zaskoczenie – dojeżdżam do Gellin!! No, to teraz pojadę znaną drogą z płyt do Grenzdorf. Pojadę?! Nie, nie, nie – ponieważ dostrzegam strzałkę szlaku drogą …leśną do Neu Grambow, na którą czym prędzej wskakuję. Nie żałuję, bo krajobrazy są wspaniałe.
Momentami tak kojarzą mi się ze stepem, że w głowie pobrzmiewa pieśń:
Docieram do Neu Grambow i… przcinając drogę główną wyjeżdżam wprost na znaną mi gruntówkę do Kościna. Tam planuję przekroczyć granicę…Hmmm…planowałem. ;)))
Nie wjeżdżam do Polski, tylko polami wśród drzew, z kołami w liściach sunę przed siebie.
Mianuję się w myślach Terenowym Misiaczem i Wielkim Przewodnikiem Terenowego Pogranicza! ;))) Niech ktoś mi przyzna medal! ;)
Kolejne zaskoczenie, bo droga polna przywiodła mnie do…Schwennenz!
Nie jadę jednak do Polski, a kieruję się na drogę dla rowerów prowadzącą do Lebehn. Po 3 km jestem w Lebehn i…zjeżdżam do lasu! ;))) Ponownie, pięknymi polami i jesiennym lasem docieram do Nadrensee.
Stąd do domu jadę już normalnymi drogami przez Rosow do Polski, gdzie po przekroczeniu granicy przez Przecław docieram do Szczecina.
Ot ci Misiacz, taki jakiś terenowy się zrobił ;)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
84.27 km (41.00 km teren), czas: 04:25 h, avg:19.08 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1788 (kcal)
Psiaki-wilczki w Breniu...
Piątek, 22 października 2010 | dodano: 22.10.2010
Dawno nie byłem już na rowerze w Breniu u Hani, dokąd bardzo lubię jeździć,. niestety ciągle coś stoi na przeszkodzie.
Tymczasem w Breniu wielkie zmiany - Soja - suka wilkopodobna, która mnie kocha - a ja ją - dochowała się 10 sztuk wspaniałych wilczków (z rodowodowym tatusiem).
7 malców już znalazło nowe miejsca, ale 3 wciąż czekają na chętnych - może ktoś z Bikestatowiczów szuka takiego kudłatego przyjaciela? Jeżeli tak, to proszę o informację w komentarzach.
Więcej fotek znajduje się TUTAJ
Powinienem się tam wybrać na rowerku, póki są jeszcze takie pluszowe, to dobra zachęta.
...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Tymczasem w Breniu wielkie zmiany - Soja - suka wilkopodobna, która mnie kocha - a ja ją - dochowała się 10 sztuk wspaniałych wilczków (z rodowodowym tatusiem).
7 malców już znalazło nowe miejsca, ale 3 wciąż czekają na chętnych - może ktoś z Bikestatowiczów szuka takiego kudłatego przyjaciela? Jeżeli tak, to proszę o informację w komentarzach.
Więcej fotek znajduje się TUTAJ
Powinienem się tam wybrać na rowerku, póki są jeszcze takie pluszowe, to dobra zachęta.
...
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
7799,0
Środa, 20 października 2010 | dodano: 20.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Całkiem pokaźny dystans dziś zrobiłem. Jest jednak pewne "ale"!
Dzięki temu, że podałem go w metrach robi większe wrażenie! :)))
___
___
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 163 (kcal)
Dzięki temu, że podałem go w metrach robi większe wrażenie! :)))
___
___
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
7.79 km (1.00 km teren), czas: 00:23 h, avg:20.32 km/h,
prędkość maks: 44.20 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 163 (kcal)
Przygotowania do zimy i poranny wyskok do lasu.
Poniedziałek, 18 października 2010 | dodano: 18.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Nie ma to jak szybki poranny wyskok do lasu. Znużony pracą i pragnąc rozruszać mięśnie po wczorajszych ostrych 161 km z TC Cyborgami do Niemiec postanowiłem o 9:00 z rana zrobić sobie przerwę. Przy okazji zajechałem na rynek, gdzie zainwestowałem całe 3 złote w filcowe wkładki, które znakomicie spisują się w butach kolarskich w zimne dni.
Stamtąd pojechałem przez Las Arkoński nad jezioro Głębokie. Widoki zadrzewionych alejek w porannym słońcu mają w sobie coś magicznego.
W czasie postoju wywaliłem stare znoszone wkładki i włożyłem nowe - od razu cieplej!
Na trawie nadal utrzymuje się szron. Niby październik, a w nocy było -5 st. C. Naukowcy już wysnuli wygodną teorię, że globalne oziębienie jest skutkiem...globalnego ocieplenia! :))) Nie ma to jak naginać fakty do teorii...w końcu "nikt nie wmówi nam, że czarne jest czarne, a białe jest białe!!!". :)))
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 499 (kcal)
Przygotowania do zimy© Misiacz
Stamtąd pojechałem przez Las Arkoński nad jezioro Głębokie. Widoki zadrzewionych alejek w porannym słońcu mają w sobie coś magicznego.
Aleja w Lesie Arkońskim o poranku.© Misiacz
W czasie postoju wywaliłem stare znoszone wkładki i włożyłem nowe - od razu cieplej!
Na trawie nadal utrzymuje się szron. Niby październik, a w nocy było -5 st. C. Naukowcy już wysnuli wygodną teorię, że globalne oziębienie jest skutkiem...globalnego ocieplenia! :))) Nie ma to jak naginać fakty do teorii...w końcu "nikt nie wmówi nam, że czarne jest czarne, a białe jest białe!!!". :)))
Szron...pażdziernikowy! :)))© Misiacz
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
24.47 km (8.00 km teren), czas: 01:15 h, avg:19.58 km/h,
prędkość maks: 34.00 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 499 (kcal)
Ponad 4000 km! Dziś 161 km do Ueckermunde z TC Cyborgami.
Niedziela, 17 października 2010 | dodano: 17.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Do tej wycieczki przymierzaliśmy się wielokrotnie, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. Dziś jednak się udało i cały TC Team spotkał się o 8:00. Nie było za ciepło, bo około 5 st. C. Ruszyliśmy tradycyjnie przez Rondo Hakena i dalej przez Warzymice, Stobno i Dołuje.
W Dołujach zatrzymaliśmy się na zakupy, bo Jurek nie wziął z domu żadnych słodyczy.
Jako, że byłem prowodyrem tej wycieczki, postanowiłem pokazać chłopakom nowe dla nich przejście do Niemiec polną drogą z Kościna.
Po cyknięciu fotki chwilę pojechaliśmy brukiem do drogi głównej biegnącej przez Neu Grambow. Jest ona wyłożona drobną kostką brukową, ale to się zmieni, bo obecnie jest ona w remoncie. Wiedzie do granicy, ale my tam nie dojeżdżaliśmy. Chcieliśmy dostać się do Bismarck, ale nie jechać główną drogą, więc koło wiaty turystycznej skręciliśmy w lewo na Grenzdorf, skąd doskonałą i równiutką drogą z płyt dojechaliśmy przez Gellin do Bismarck.
Przy Hohenfelde skręciliśmy w lewo na Ploewen, a stamtąd przez Boock, Koblenz i Krugsdorf dojechaliśmy na rynek w Pasewalku.
Wtedy to szczególnie wyróżnił się wygłodniały Jurek, który przez ostatnie kilometry gnał na zaplanowany kebab u Turka niczym wygłodniały wilk. My oczywiście gnaliśmy za Jurkiem:)))
I oto jest nasz cel!
Cel okazał się zamknięty i jedyne co mogliśmy zrobić, to pocałować klamkę, z czego zrezygnowaliśmy, bo to niehigieniczne. :)))
Zastanawiało nas dlaczego "kebabownia" jest dziś nieczynna, skoro podano późniejsze daty, kiedy to przybytek ten jest "geschlossen"
Pozostało nam wrąbanie bułek, które wieźliśmy w sakwach. Pozostała nadzieja, że w Torgelow znajdziemy jakiegoś Turka. :)))
Do Torgelow jechaliśmy drogą na Anklam przez Bellin i Jatznick, wzdłuż której aż do przejazdu kolejowego biegnie znakomita ścieżka rowerowa. Na szczęście za przejazdem należy skręcić w prawo, aby dojechać do Torgelow. Droga jest nawet interesująca i wiedzie przez wioskę o nazwie Hammer. :)
W Torgelow nie wytropiliśmy żadnego Turka, więc powiodłem chłopaków w stronę skansenu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek.
To starosłowiańska (rzekomo) łódź.
Widok z mostku na rzeczkę Uecker (po słowiańsku Wkra).
Na mostku.
Widok z mostku na kościół w Torgelow.
Rzut oka na skansen.
Ponieważ poszukiwania kebabu skończyły się fiaskiem, ruszyliśmy dalej penetrować Niemcy. Trzeba mieć samozaparcie, żeby robić to w promieniu 50 km od Pasewalku. :)))
Tak na poważnie, to planowałem trasę przez Ueckermunde i tam właśnie pojechaliśmy.
Ledwie wjechaliśmy, a ja krzyczę: "Stójcie!".
Cyborgi jak to cyborgi, z wycieczek najczęściej pamiętają szybko obracającą się przednią oponę i zwiększający się Vmax na liczniku, ale jakoś udało mi się ich cofnąć - znalazłem otwartą "kebabownię"!!! :)))
Kebab okazał się przepyszny, porcje przeogromne, mięcha w środku tyle, że starczyłoby aż na trzy w Polsce, a cena niższa niż w Pasewalku. Smak też lepszy.
Ja zamówiłem rollo-kebab, ale nie spodziewałem się, że będzie długości zwiniętego dywanu - ledwie zjadłem połowę i pękałem. Zapakowałem resztę i postanowiłem zawieźć Basi do Szczecina, toż to raptem 60 km. :)
Aby spalić trochę tych kalorii, postanowiłem ujeździć dziką świnię pętającą się po Schweinmarkt. :))) Mała stanęła w obronie matki przed Misiaczem!
Ueckermunde to urocze miasteczko, które chciałem pokazać chłopakom. Tu kilka zdjęć.
Krzysiek schwytany!
Uliczka.
Zdjęcie zrobione przez Jurka - to stylizowane na okręt wojenny wejście do ratusza.
Stary drewniany most zwodzony.
Misiacz żywy i misiacz drewniany przy ścieżce na plażę.
Plaża nad Zalewem Szczecińskim, tudzież Stettinerhaff.
Z Uekcermunde pojechaliśmy do Vogelsang, jako że zaplanowałem kolejną atrakcję - jazdę odcinkiem "Oder-Neisse Radweg" przez las drogą szutrową. Chłopaki znów szaleli na asfaltowej dojazdówce i ciągnęli 30 km/h. Nie lubią oni szutrów, ale jeżdżą na góralach z wielkimi terenowymi balonami, czego pojąć nie mogę, bo kochają asfalt. Podobno z grubą oponą rowerek lepiej wygląda. Strach pomyśleć, jak by pędzili, gdyby mieli szosowe opony!
Przed Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Jez. Nowowarpieńskim stanowiącym część Zalewu Szczecińskiego. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok.
Z Reith poprowadziłem grupę przez lasy trasą dawnej przedwojennej kolejki wąskotorowej, gdzie obecnie biegnie szutrowa droga rowerowa, zachowano jednak dawne kolejowe oznaczenia. Trasa wiedzie przez Ludwigshof do Hintersee.
Od tego momentu trasa jest nam wszystkim dobrze znana.
Tam chłopaki dostali znów korby i gnali 30 km/h, z trudem ich zatrzymałem, żeby im pokazać Krzyż Barnima.
Zerknęli ledwie i wskoczyli na siodełka. Wjechaliśmy za moment do Polski w okolicach Dobieszczyna i od tego momentu znów zaczęła się ostra "korba" - non-stop 30 km/h aż do Tanowa!!! Skąd oni czerpią siły?????????????????!!!
Za Tanowem "zwolniliśmy" do 28 km/h, no bo przecież ja cyborgiem pełnoprawnym jeszcze nie jestem.
Stamtąd przez Pilchowo dojechaliśmy do Szczecina, gdzie przejechaliśmy przez Las Arkoński i Park Kasprowicza na Jasne Błonia, gdzie pożegnaliśmy Jurka, a ja za chwilę pożegnałem Krzyśka.
Krzysiek podsumował naszą wyprawę w sposób następujący:
- Naszej wycieczki nie można zaliczyć do udanych.
Pytam więc:
- Dlaczego?
- Ano dlatego, że dziś Jurek nie wywalił się ani razu!!! :)))
Dla niewtajemniczonych: Jurek prawie ma tradycję, żeby przynajmniej raz dziennie "zaliczyć glebę" :)))
P.S. Dziś przekroczyłem 4.000 km w tym roku na Bikestats.
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3664 (kcal)
W Dołujach zatrzymaliśmy się na zakupy, bo Jurek nie wziął z domu żadnych słodyczy.
Jako, że byłem prowodyrem tej wycieczki, postanowiłem pokazać chłopakom nowe dla nich przejście do Niemiec polną drogą z Kościna.
Po cyknięciu fotki chwilę pojechaliśmy brukiem do drogi głównej biegnącej przez Neu Grambow. Jest ona wyłożona drobną kostką brukową, ale to się zmieni, bo obecnie jest ona w remoncie. Wiedzie do granicy, ale my tam nie dojeżdżaliśmy. Chcieliśmy dostać się do Bismarck, ale nie jechać główną drogą, więc koło wiaty turystycznej skręciliśmy w lewo na Grenzdorf, skąd doskonałą i równiutką drogą z płyt dojechaliśmy przez Gellin do Bismarck.
Przy Hohenfelde skręciliśmy w lewo na Ploewen, a stamtąd przez Boock, Koblenz i Krugsdorf dojechaliśmy na rynek w Pasewalku.
Wtedy to szczególnie wyróżnił się wygłodniały Jurek, który przez ostatnie kilometry gnał na zaplanowany kebab u Turka niczym wygłodniały wilk. My oczywiście gnaliśmy za Jurkiem:)))
I oto jest nasz cel!
Cel okazał się zamknięty i jedyne co mogliśmy zrobić, to pocałować klamkę, z czego zrezygnowaliśmy, bo to niehigieniczne. :)))
Zastanawiało nas dlaczego "kebabownia" jest dziś nieczynna, skoro podano późniejsze daty, kiedy to przybytek ten jest "geschlossen"
Pozostało nam wrąbanie bułek, które wieźliśmy w sakwach. Pozostała nadzieja, że w Torgelow znajdziemy jakiegoś Turka. :)))
Do Torgelow jechaliśmy drogą na Anklam przez Bellin i Jatznick, wzdłuż której aż do przejazdu kolejowego biegnie znakomita ścieżka rowerowa. Na szczęście za przejazdem należy skręcić w prawo, aby dojechać do Torgelow. Droga jest nawet interesująca i wiedzie przez wioskę o nazwie Hammer. :)
W Torgelow nie wytropiliśmy żadnego Turka, więc powiodłem chłopaków w stronę skansenu, gdzie zrobiliśmy kilka fotek.
To starosłowiańska (rzekomo) łódź.
Widok z mostku na rzeczkę Uecker (po słowiańsku Wkra).
Na mostku.
Widok z mostku na kościół w Torgelow.
Rzut oka na skansen.
Ponieważ poszukiwania kebabu skończyły się fiaskiem, ruszyliśmy dalej penetrować Niemcy. Trzeba mieć samozaparcie, żeby robić to w promieniu 50 km od Pasewalku. :)))
Tak na poważnie, to planowałem trasę przez Ueckermunde i tam właśnie pojechaliśmy.
Ledwie wjechaliśmy, a ja krzyczę: "Stójcie!".
Cyborgi jak to cyborgi, z wycieczek najczęściej pamiętają szybko obracającą się przednią oponę i zwiększający się Vmax na liczniku, ale jakoś udało mi się ich cofnąć - znalazłem otwartą "kebabownię"!!! :)))
Kebab okazał się przepyszny, porcje przeogromne, mięcha w środku tyle, że starczyłoby aż na trzy w Polsce, a cena niższa niż w Pasewalku. Smak też lepszy.
Ja zamówiłem rollo-kebab, ale nie spodziewałem się, że będzie długości zwiniętego dywanu - ledwie zjadłem połowę i pękałem. Zapakowałem resztę i postanowiłem zawieźć Basi do Szczecina, toż to raptem 60 km. :)
Aby spalić trochę tych kalorii, postanowiłem ujeździć dziką świnię pętającą się po Schweinmarkt. :))) Mała stanęła w obronie matki przed Misiaczem!
Ueckermunde to urocze miasteczko, które chciałem pokazać chłopakom. Tu kilka zdjęć.
Krzysiek schwytany!
Uliczka.
Zdjęcie zrobione przez Jurka - to stylizowane na okręt wojenny wejście do ratusza.
Stary drewniany most zwodzony.
Misiacz żywy i misiacz drewniany przy ścieżce na plażę.
Plaża nad Zalewem Szczecińskim, tudzież Stettinerhaff.
Z Uekcermunde pojechaliśmy do Vogelsang, jako że zaplanowałem kolejną atrakcję - jazdę odcinkiem "Oder-Neisse Radweg" przez las drogą szutrową. Chłopaki znów szaleli na asfaltowej dojazdówce i ciągnęli 30 km/h. Nie lubią oni szutrów, ale jeżdżą na góralach z wielkimi terenowymi balonami, czego pojąć nie mogę, bo kochają asfalt. Podobno z grubą oponą rowerek lepiej wygląda. Strach pomyśleć, jak by pędzili, gdyby mieli szosowe opony!
Przed Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Jez. Nowowarpieńskim stanowiącym część Zalewu Szczecińskiego. Rozciąga się stamtąd przepiękny widok.
Z Reith poprowadziłem grupę przez lasy trasą dawnej przedwojennej kolejki wąskotorowej, gdzie obecnie biegnie szutrowa droga rowerowa, zachowano jednak dawne kolejowe oznaczenia. Trasa wiedzie przez Ludwigshof do Hintersee.
Od tego momentu trasa jest nam wszystkim dobrze znana.
Tam chłopaki dostali znów korby i gnali 30 km/h, z trudem ich zatrzymałem, żeby im pokazać Krzyż Barnima.
Zerknęli ledwie i wskoczyli na siodełka. Wjechaliśmy za moment do Polski w okolicach Dobieszczyna i od tego momentu znów zaczęła się ostra "korba" - non-stop 30 km/h aż do Tanowa!!! Skąd oni czerpią siły?????????????????!!!
Za Tanowem "zwolniliśmy" do 28 km/h, no bo przecież ja cyborgiem pełnoprawnym jeszcze nie jestem.
Stamtąd przez Pilchowo dojechaliśmy do Szczecina, gdzie przejechaliśmy przez Las Arkoński i Park Kasprowicza na Jasne Błonia, gdzie pożegnaliśmy Jurka, a ja za chwilę pożegnałem Krzyśka.
Krzysiek podsumował naszą wyprawę w sposób następujący:
- Naszej wycieczki nie można zaliczyć do udanych.
Pytam więc:
- Dlaczego?
- Ano dlatego, że dziś Jurek nie wywalił się ani razu!!! :)))
Dla niewtajemniczonych: Jurek prawie ma tradycję, żeby przynajmniej raz dziennie "zaliczyć glebę" :)))
P.S. Dziś przekroczyłem 4.000 km w tym roku na Bikestats.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
161.20 km (32.00 km teren), czas: 06:50 h, avg:23.59 km/h,
prędkość maks: 43.70 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3664 (kcal)
Powrót Kozy z urodzin :)
Poniedziałek, 11 października 2010 | dodano: 11.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Nie to, żebym wracał po imprezie na rowerze do domu :))) Po prostu w piątek pomknąłem poza Szczecin na urodziny na Kozie, zostałem potem zabrany samochodem (Koza została tam w garażu), a dziś pojechałem odebrać mój stary wehikuł, którym przypedałowałem z Mierzyna do Szczecina.
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Koza
Dane wycieczki:
7.43 km (1.50 km teren), czas: 00:28 h, avg:15.92 km/h,
prędkość maks: 29.00 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wreszcie z TC-Cyborgami w Pasewalku - ostra jazda!
Niedziela, 10 października 2010 | dodano: 08.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Wreszcie się udało wyjechać z maszynami z TC do Niemiec! Ponieważ Jurek wybierał się z rodzinką na godz. 17:00 do cyrku, musieliśmy wyjechać wcześnie rano. Nieco się obawiałem, ponieważ: a) wczoraj byłem na urodzinach i wiadomo, co się z tym wiąże, b) Jurek i Krzysiek to dwa rowerowe cyborgi, które są trudne do zajeżdżenia, bo żywią się śrubami, popijają elektrolitem i dezynfekują się w promieniach X :)))
Ruszyliśmy o godz. 8:10 i skierowaliśmy się na Warzymice, Będargowo i Stobno. Tu nastąpiła mała konsternacja, bo TO JA zacząłem zachowywać się jak cyborg...no, pół-cyborg i dusiłem tempo ok. 30 km/h i niespecjalnie potrzebowałem zmian. Nadal uważam, że to zasługa naturalnego izotonika z wody, miodu i soli, którą nazwałem na cześć tego, który mi pomysł podsunął SHRINK-DRINK. Mam nadzieję, że chłopaki tego nie łykną, bo moje szanse spadną do zera.
Gnając tak minęliśmy Lubieszyn, Dobrą, Buk i zaraz przekroczyliśmy granicę w Blankensee. Tam zrobiliśmy pierwszą przerwę po 25 km i okazało się, że średnia wyszła nam blisko 25 km/h!
Pierwszy postój - Blankensee.© Misiacz
Z Blankensee pognaliśmy do Mewegen, stamtąd do Rothenklempenow, (z krótką przerwą na foto koło Breitenstein).
Pędzę na Shrink-Drinku! (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Minęliśmy Koblentz i zatrzymaliśmy się dopiero na konkretniejszą przerwę foto w Krugsdorf, gdzie najpierw skręciliśmy nad jeziorko, a potem pojechaliśmy pod pałac, czyli Schloss Krugsdorf.
Krzysiek w międzyczasie musiał wyjarać cygaro...z czekolady :)))
Nad jeziorem w Krugsdorf.© Misiacz
Przed Pałacem Krugsdorf.© Misiacz
Widok na Pałac Krugsdorf od strony wschodniej.© Misiacz
Po sesji fotograficznej, cały czas dając ostro po pedałach przemknęliśmy przez Friedberg i wpadliśmy do Pasewalku jeszcze przed godziną 11:00! Naprawdę tempo było solidne, średnia wtedy wzrosła do 25,4 km/h!
Tu zaczął szaleć Jurek ze swoim aparatem, a przyznam że jest artystą i potrafi robić niesamowite zdjęcia, które wymagają sporo umiejętności.
Krzysiek i ja, czyli 1,5 cyborga - majstrujemy przy sowieckiej gwiazdeczce :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Potem przyszedł czas na cel wyjazdu - doner i chicken kebab w stałym miejscu u Turka na rynku.
Na kebabie (zdjęcie wykonane przez Jurka).
Naprawdę spędziliśmy tam relaksujące pół godzinki i zjedliśmy pyszne żarcie.
Potem rozpoczęła się kolejna Jurkowa sesja foto na rynku, przy kościele i przy baszcie na murach obronnych (a raczej resztce muru).
Tu ja "wlazłem" Jurkowi w obiektyw :))) (zdjęcie wykonane przez Jurka)
Musiałem udokumentować i ja tę foto-sesję!
Jurek z Krzyśkiem szaleją na fotosesji w Pasewalku na rynku.© Misiacz
Wieża w systemie murów obronnych w Pasewalku.© Misiacz
Ruszyliśmy w drogę powrotną tą samą trasą, ale już nie było tak łatwo, bo zerwał się wiatr w pysk i obciążeni kebabem turlaliśmy z początku 22-24 km/h.
Potem już było łatwiej i wróciliśmy do naszej dzisiejszej prędkości 28-30 km/h.
W Rothenklempenow postanowiliśmy zmienić trasę powrotu i skierowaliśmy się na południe do Loecknitz.
W międzyczasie Jurek musiał zrobić to, co robi codziennie, żeby wyjazd był ważny.
Musiał zaliczyć glebę z zapiętym SPD-em :)))
Jurek certyfikuje swój kolejny wyjazd glebą :)))© Misiacz
Za Loecknitz zauważyłem rzecz absolutnie niebywałą, wręcz nie do pomyślenia!
Krzysiek, cyborg najnowszej generacji osłabł i został z tyłu na podjeździe! Normalnie - koniec świata! Okazało się, że zabrał za mało elektrolitu do bidonu:)))
Przed Grambow położył się na ziemi, by spróbować wyzionąć ducha, a ja naprędce skleciłem mu gustowny krzyżyk :)))
(zdjęcie wykonane przez Jurka)
Nie dał się jednak pochować, odzyskał siły i równo ciągnął tak jak zawsze. Przez Schwennenz dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd do Warzymic i Przecławia, skąd przez ul. Cukrową skierowaliśmy się do domów.
Wyjazd był super!!!
P.S. Czułem się na tyle niewyżyty, że szybko się wykąpałem i pojechaliśmy z od razu Basią do lasu na nordic walking, gdzie przeszliśmy 5 km.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
114.23 km (5.00 km teren), czas: 04:48 h, avg:23.80 km/h,
prędkość maks: 45.10 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2583 (kcal)
Na urodziny na Kozie!
Piątek, 8 października 2010 | dodano: 08.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Z braku lepszego rodzaju transportu wybrałem się na imprezę urodzinową do Mierzyna na Kozie, którą zostawiłem potem w garażu, a wróciłem z Basią samochodem.
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Koza
Dane wycieczki:
7.35 km (3.00 km teren), czas: 00:29 h, avg:15.21 km/h,
prędkość maks: 29.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)