MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:748.58 km (w terenie 189.50 km; 25.31%)
Czas w ruchu:35:18
Średnia prędkość:21.21 km/h
Maksymalna prędkość:52.80 km/h
Suma kalorii:15633 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:57.58 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Wyjazd do Schwennenz w Niemczech.

Czwartek, 7 października 2010 | dodano: 07.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Po dostarczeniu dziś deski sedesowej rowerem na działkę do taty wróciłem szybko na Kozie do domu, przebrałem się i zmieniłem rower na właściwy. Była godzina 15:40, kiedy ruszyliśmy z tatą w stronę Mierzyna, a następnie Stobna. W sakwach mieliśmy puste buteleczki po niemieckim piwku, które zamierzaliśmy zdać w Schwennenz w Niemczech, zaledwie 1,5 kilometra polną drogą od granicy w tamtejszym sklepiku. Zresztą…to był tylko pretekst do wyjazdu.
Tu widok na drogę w Bobolinie, prowadzącą wprost do rowerowego przejścia granicznego do Schwennenz.
Droga do granicy, przed nami widać Niemcy. © Misiacz

W Schwennenz zdaliśmy puste buteleczki i zamieniliśmy je na pełne. :)))
Tą samą polną dróżką wróciliśmy szybko na granicę i wróciliśmy do domów.
To była druga wycieczka tego samego dnia…a to mój zakup :)))
Zakup ze Schwennenz. © Misiacz

W sumie wyszło dziś około 41 km na obu rowerkach.
:))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 34.86 km (5.00 km teren), czas: 02:09 h, avg:16.21 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 696 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Jak się to robi w Wietnamie?

Czwartek, 7 października 2010 | dodano: 07.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Najważniejsze, to do sprawy przewozu deski sedesowej na działkę podejść profesjonalnie!
Szkoła wietnamska, cześć 1. © Misiacz

Istotny jest właściwy rower i odpowiednie, dostosowane do sytuacji mocowanie ładunku. Jak wspominałem, liczą się profesjonalne rozwiązania!
Szkoła wietnamska, część 2. © Misiacz

Koza to znakomity środek transportu, a dodatkowo widać na zdjęciu, że jest to przepiękny rower nawiązujący swym stylem do TURPIZMU.
Transport dotarł w jednym kawałku na działkę, gdzie spotkałem się z tatą, który zaproponował, żeby po obiadku wyskoczyć do Niemiec, do Schwennenz tuż przy granicy i wymienić puste butelki po piwie na pełne :)))
W związku z tym z dziś jest kolejny wpis...tylko musiałem w międzyczasie rower zmienić :)
P.S.
Koza jest wręcz stworzona do tego typu sytuacji - tak wykorzystałem ją w GRUDNIU 2009 (przepraszam za jakość zdjęć - z komórki i to starej).

Rower:Koza Dane wycieczki: 5.42 km (3.00 km teren), czas: 00:20 h, avg:16.26 km/h, prędkość maks: 34.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Na Kozie - praktycznie!

Środa, 6 października 2010 | dodano: 06.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Dziś odkurzyłem moją starą złomiastą, złodziejoodporną Kozę (kto by to chciał ukraść?))) i wyruszyłem załatwiać sprawy w mieście (zakup butów, wizyta u taty, na rynku, baterie, itp.). Nie ruszałem jej od kilku dobrych miesięcy!
Koza jest jak stara Łada, niespecjalna, wolna i niezbyt wygodna oraz dość toporna, ale trudno ją zepsuć :)))

Zdjęcie zrobione dawniej, ale jest tu żeby było widać, co to takiego ta Koza :))) Rower:Koza Dane wycieczki: 11.00 km (0.00 km teren), czas: 00:37 h, avg:17.84 km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Poranny wypad do Lasu Arkońskiego.

Wtorek, 5 października 2010 | dodano: 05.10.2010Kategoria Szczecin i okolice
Dziś miałem luźny dzień i z rana pojechałem do Parku Kasprowicza.
Jeziorko Rusałka i rzeźba "Ptaki" Hasiora. © Misiacz

Bardzo lubię jeździć tymi ścieżkami.
Ścieżka w Lasku Arkońskim. © Misiacz

Zaczyna się najbardziej malownicza i kolorowa część jesieni.
Samotne drzewo. © Misiacz

Są takie miejsca, które mogę fotografować non-stop i nigdy mi się nie znudzą. Tu dojeżdżam do ul. Miodowej.
Moja ulubiona ścieżka w Lasku Arkońskim. © Misiacz

Tu minąłem ul. Miodową i dalej zagłębiam się w las, kierując się na Polanę Harcerską, gdzie zaplanowałem pochłonięcie kanapki :)))
Dorga na Polanę Harcerską. © Misiacz

Na Polanie Harcerskiej zrobiłem sobie przerwę na kanapkę z chleba, który sam piekę na zakwasie - nie są to żadne gotowe mieszanki, ale czysta żytnia mąka z dodatkiem wody, soli i zakwasu powstającego w sposób naturalny, nie wymiesza tego i nie piecze tego żadna maszyna do chleba. Jest to ręczna robota z gęstego ciasta wg "prababcinych zasad", którego żadna maszyna by nie wyrobiła ze względu na gęstość i lepkość zaczynu. Pieczony w piekarniku. Kto chce przepis, poproszę o sygnał w komentarzach, tam też go wtedy umieszczę.
Chleb na zakwasie. © Misiacz

Serek w środku niestety "przymysłowy", ja tak dalej będziemy kantowani na żywności i truci, to trzeba będzie jeszcze samemu sery robić. :)))
Po posileniu się wróciłem przez Wojska Polskiego, Taczaka i Derdowskiego, gdzie jeszcze pokusiłem się o zrobienie ujęcia jeziorka.
Jeziorko z wyspeką przy Derdowskiego. © Misiacz
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 27.27 km (10.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:18.38 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 565 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Rowery Greifswaldu (Niemcy)

Poniedziałek, 4 października 2010 | dodano: 04.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec
W ramach weekendowego wyjazdu na Rugię po drodze zatrzymaliśmy się, by zwiedzić hanzeatyckie miasteczko Greifswald. Niestety, nie był to wyjazd rowerowy, a niedzielny wypad samochodem (do Rugii niemiecką autostradą ze Szczecina dojeżdżamy w 1 godzinę i 40 minut). Kilometrów do BS więc nie będzie, tym niemniej załączam tradycyjnie fotki związane z rowerami, które mnie w jakiś sposób zaciekawiły.

Tu widok roweru służbowego Kapitanatu Portu Greifswald :)))
Rower służbowy Kapitanatu Portu w Greifswaldzie :))) © Misiacz

Kiedy zwiedzaliśmy kościół ewangelicki przy rynku, zastanawialiśmy się, skąd przed nim tyle rowerów - okazało się, że to wierni przyjechali na mszę! Jak widać, nie wszyscy mają potrzebę pokazywania się sąsiadom w swoim samochodzie, jak to widać przed naszymi kościołami.
Rowery przed kościołem w Greifswaldzie. © Misiacz

W trakcie zwiedzania kościołów zauważyłem tam pewną ciekawostkę - wierni uczestniczą w mszy, a dzieci zajmują się sobą w specjalnie dla nich przygotowanych kącikach zabaw w...nawie bocznej kościoła albo tuż pod organami! :))) Zauważyłem to, bo akurat kiedy wchodziłem, to kończyły się nabożeństwa.
Greifswald jest miastem portowym, gdzie obejrzeć można zacumowane, ale wciąż używane zabytkowe żaglowce, a każdy posiada w swoim miejscu na nabrzeżu tabliczkę z opisem.
Port i żaglowce w Greifswaldzie. © Misiacz

Sam Greifswald jest również bardzo sympatycznym i malowniczym miastem pełnym studentów (jest to miasto uniwersyteckie, o czym nawet informuje tablica wjazdowa do miejscowości).
Rynek w Greifswaldzie. © Misiacz

Mimo, że wczoraj pokonałem na rowerze uczciwy dystans, to cały czas zwiedzając na piechotę z zazdrością spoglądałem na tych, którzy mogli jechać na rowerach:))) Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Niemcy - dzień sądu dla Misiacza w terenie!

Sobota, 2 października 2010 | dodano: 02.10.2010Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice


Dziś wyjechałem z domu o godzinie 9:00. Trochę późno, ale wczoraj byłem u kolegi na "pępkowym" i profilaktycznie wolałem troszkę odczekać. Po głowie snuł mi się pomysł zrobienia ostatniej samotnej dwusetki w tym roku, ale zupełnie nie pomyślałem o tym, że jest troszkę za późna pora na to. Na początek postanowiłem zaoszczędzić sobie kilkunastu km nudną, ruchliwą i znaną mi trasą do Kołbaskowa. Wsiadłem więc ze swoim rowerkiem w autobus i szybciutko byłem na miejscu.
Kołbaskowo, przed autobusem.

Do przejścia granicznego miałem teraz tą nieciekawą trasą tylko 4 km. W mój lewy bok wiał ostry wiatr ze wschodu, a ja kombinowałem, żeby pojechać na północ - do Schwedt, a potem przez Polskę do Cedynii. Wiatr jednak był tak silny, że po dojechaniu do Neurochlitz zacząłem dumać. Zdecydowany byłem niczym dziewica w trakcie zespołu napięcia przedmiesiączkowego :)))
Rozsądek podpowiedział mi, że te 200 km to najłatwiej będzie zrobić z wiatrem w plecy, więc skręciłem na zachód, na Tantow. Faktycznie, jechało się szybko, 40 km/h wchodziło bez oporów i nie czuło się tego dotkliwego zimna.
W Storkow trochę się pokręciłem i znalazłem drogę rowerową do Penkun (samochodowa była brukowana).
Wyjazd ze Storkow.

Droga rowerowa ze Storkow do Penkun.

Jako, że w Penkun bywałem wielkokrotnie cyknąłem tylko jedną fotkę.
Zamek w Penkun.

W Penkun skręciłem na Prenzlau, gdyż jeszcze na rowerze mnie tam nie było, a samochodem bywałem tam tylko przejazdem.
Widoczek za Penkun.

Droga była bardzo zróżnicowana - długie podjazdy i długie szybkie zjazdy.
Kościół w Schmoelln na trasie Penkun – Prenzlau.

Ta tabliczka wyjaśniła mi, skąd się wzięło takie ukształtowanie terenu.
Szlak epoki lodowcowej.

Poza tym droga była nieciekawa i bardzo ruchliwa, plułem sobie w brodę, że ją wybrałem...no, ale jak się chce zwiedzić Prenzlau, to trzeba jechać!
Wjazd do Prenzlau.


Ulica wjazdowa do centrum Prenzlau.

Miasto jest spore i przed wojną musiało być malownicze. Na szczęście nie wszystko uległo zniszczeniu w czasie walk.
Zabytki Prenzlau.






W Prenzlau spędziłem całkiem sporo czasu...i powoli wywietrzał mi z głowy pomysł na 200 km :)))
Przed fontanną na deptaku w Prenzlau.

Festyn na deptaku.

Mury obronne i baszta w Prenzlau.


Droga nr 109 z Prenzlau do Pasewalku jest drogą główną, w związku z czym jest dość ruchliwa, a odcinek ten ma aż 25 km.
Po 12 km zmieniłem plany i postanowiłem poszukać skrótu do Loecknitz, w związku z tym w Goeritz skręciłem w prawo na Schoenfeld.
Od tego momentu moją przyzwoitą średnią szlag trafił - zaczął się "wmordewind".
Całkiem fajnie się jechało, gdy ...skończył się asfalcik. No to i co Ty na to, "Asfaltowy" Misiaczu"? :)))

"A co mi tam" - pomyślałem i wjechałem polną drogą w las. Jadąc przez las usłyszałem za sobą dwa zatrzymujące się samochody. Wkrótce wiedziałem dlaczego - w poprzek drogi leżało zwalone drzewo. Dla mnie to żaden problem, po prostu przeniosłem rower i ruszyłem dalej. Po chwili błogosławiłem drogę, która jeszcze przed chwilą mi się nie podobała :)
To nie są „kocie łby” – to są „krowie łby””!!!

Telepiąc się i luzując wszystkie posiadane plomby dotarłem do Schoenfeld.
Kościół w Schoenfeld.

Tam zacząłem szukać drogi na Neuenfeld...i to na niezbyt dokładnej mapie...a moja nawigacja ocipiała i za diabła nie chciała się połączyć z satelitą!
Wreszcie się odnalazłem...
Na kładce nad autostradą A20 między Schoenfeld a Neuenfeld.

Cóż...droga za kładką była wykonana z płyt, które jednak były całkiem równo ułożone. Dojechałem do kolejnej malowniczej miejscowości, gdzie nawet psy dupami nie szczekają, bo ich tam chyba nie ma, co ja mówię - tam chyba w ogóle nie było nikogo. W niemieckich wioskach zawsze jest pusto.
Miałem jechać na Zuesedom, kiedy jednak zobaczyłem to coś zwane drogą (2 km), to skręciłem w prawo, na szutrówkę, która na mapie wydawała się fajnym skrótem.
Jadąc nią przypominałem sobie swoją wyprawę na Suwalszczyznę, naprawdę klimaty miałem od teraz podobne!
Droga do Zuesedom.

Po przejechaniu tą drogą 3 km pod górkę ...hm...na drodze stał wiatrak elektrowni wiatrowej...i tyle się najechałem. Drogi dalej nie było.

Musiałem zawrócić i niestety dotelepać się 2 km potwornym brukiem do Zuesedom.
Na szczęście tam już był piękny niemiecki i gładki asfalt.
Kiedy jednak wyjechałem z wioski...
Wesołe jest życie trekkingowca na trasie do Fahrenwalde (3 km) - SCHEISSE!!!

Kiedy minąłem Fahrenwalde zaczęła się wspaniała trasa przez puszczę w okolicach Heidemuehle. Polecam każdemu, komu się tam zechce dotelepać. Jest oznaczona jako szlak turystyczny. Nawet ja, "Asfaltowy Misiacz" byłem zachwycony!


Stary drogowskaz w lesie do Caselow.

KTM na drodze do Caselow.

Za Caselow (gdzie przenosiłem rower przez zamkniętą z powodu robót drogę) nie skorzystałem z zalecanego objazdu, a ruszyłem skrótem do Loecknitz. Skrót tradycyjnie już dzisiaj okazał się lekko wertepiastą gruntówką, którą jednak dojechałem aż do wjazdu do Loecknitz. Teraz byłem już "u siebie" na znanym mi terenie!
Wyjeżdząjąc z Loecknitz sprawdziłem ceny na campingu :)))

Stamtąd znaną mi trasą przez Ramin i Grambow dojechałem do Schwennenz.
Droga polna do granicy nie wydawała mi się już teraz tak straszna jak dawniej:)))
Wiata na przejściu granicznym Schwennenz – Bobolin.

Do domku dojechałem tradycyjnie już przez Stobno, Warzymice i Przecław!
Wspaniała wyprawa...czyżbym lubił czasem po terenie pojeździć? :))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 131.65 km (50.00 km teren), czas: 06:27 h, avg:20.41 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2713 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)