MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Terenowo przez Niemcy na nowo odkrywać Loecknitz!

Sobota, 23 października 2010 | dodano: 23.10.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec


Miałem jechać do Niemiec, do Bruessow. Miałem. Nie pojechałem. Nie pojechałem, bo byłem dziś zdecydowany niczym dziewica tuż przed okresem. W końcu ruszyłem…
Jest już godzina 9:40, a ja dopiero startuję. Jadę w kierunku Będargowa i dumam sobie, w którą stronę skręcić w Stobnie. Dumam, dumam i nic wydumać nie mogę. Kiedy dojeżdżam do rozstaju dróg, decyduję się nie jechać na Schwennenz, a dalej po Polsce na Dołuje. Do Dołuj mam 3 km, wydawałoby się, że to wystarczająca ilość czasu, by podjąć decyzję – czy skręcam do Kościna i tam polami przekraczam granicę, czy też jadę do Lubieszyna na drogowe przejście graniczne? Tak myślę, że nie zauważam, że jadę już do Lubieszyna. :)))
Świeci słońce, wiaterek na razie nie jest upierdliwy. Temperatura oscyluje w okolicach 6 st. C. Jadę spokojnie, bo dziś samotnie, bez TC Cyborgów. Nie ma zrywania mięśni i wykręcania Vmax. Dziś czysta turystyka! Jedno TC Cyborgom na pewno zawdzięczam – jadąc 24 km/h czuję się jak na spacerku, żadnego wysiłku, jakbym jechał na górskim przełożeniu. Dobrze mnie chłopaki przećwiczyli! :)))
Przekraczam granicę w Lubieszynie i chwilę ciągnę się w sznurze samochodów. Po chwili dojeżdżam do skrzyżowania i skręcam na Grenzdorf, dokąd docieram w absolutnym spokoju piękną i wąską ścieżką asfaltową.


Polscy grzybiarze zniknęli z okolicznych lasów jakiś czas temu, niestety ślady po tej hołocie nie zniknęły z lasów do dziś. Gdzie się pojawiają nasi rodacy, tam zaraz pojawiają się sterty śmieci, jakby ciężko było zabrać i wrzucić potem do kubła…:(((


Dobrze, że niemieckie służby dość często to sprzątają.
W Grenzdorf skręcam w prawo, na pola, przez które wiedzie równiutka droga z płyt betonowych. Tydzień temu gnałem po niej z TC Team, teraz rozkoszuję się spacerowym tempem…powiedzmy, że spacerowym.

Wkrótce dojeżdżam do Gellin, gdzie wymyśliłem sobie skręt na Bismarck, a potem na Ploewen…ale, ale – nic z tego! Pokusa każe mi dziś stać się Krzysztofem Kolumbem „DDR-owskiego” pogranicza – krótko mówiąc, chcę odkryć tereny, które są dawno odkryte, ale nie przeze mnie. Jadę dalej w pole, na wprost. Prowadzi mnie droga płytowa, która po pewnym czasie łączy się z ładną wąską asfaltówką. Skręcam w lewo i …co to? Zaskoczenie! Jestem w Schmagerow, gdzie byłem nie raz, ale zawsze dojeżdżałem tam od strony Ramin.
Nooo, to teraz znaną trasą przez Wilhelmshof i Ploewen do Loecknitz. Akurat, bo pojechałem. :)))
Zobaczyłem biegnącą na wprost polną drogę, znikającą w lesie. Co zrobił Misiacz, znany miłośnik asfaltów i przeciwnik tras terenowych? Otóż Misiacz pojechał tą właśnie polną drogą przez lasy i ugory! Chyba zdziczałem z wiekiem! :)))
Mijam ambonę myśliwską i zagłębiam się w las.

Nie wiem, co mi jest, ale właśnie taka droga mnie zachwyca – ubity grunt, trawa pośrodku, drzewa wokół.

Przy następnej ambonie zatrzymuję się na gorącą kawę z termosu i bułę. Po posiłku jadę dalej, przejeżdżam pod linią kolejową i po chwili wyjeżdżam na znaną mi już drogę wiodącą asfalcikiem wprost do Loecknitz, jednak tuż przed Loecknitz …zjeżdżam z asfaltu, by dotrzeć do miasta drogą gruntową biegnącą nad jeziorem Loecknitzer See.

Ile razy byłem w Loecknitz? Nie jestem w stanie tego zliczyć. Ile razy widziałem to piękne jezioro? Ani razu!!! Dziś więc odkrywam okolicę na nowo. Jezioro jest duże i piękne.

Woda w nim – istny kryształ!

Po drodze kolejna atrakcja, która mnie zaskakuje – tysiącletni dąb, pomnik przyrody.

Do tego dębu mam raptem 29 km, do naszego dębu „Bartek” – kilkaset.
Robię kilka zdjęć i rozmyślam, że kiedy drzewo to było jeszcze młode, tereny te zamieszkiwały słowiańskie plemiona.

Docieram do przystani dla wędkarzy i robię chwilę przerwy.

Jest pięknie!



Dojeżdżam do centrum Loecnknitz! Tyle razy tu byłem, więc dlaczego nigdy nie zwróciłem uwagi na te rzeźby?

Po drodze natykam się na zabytkowego Buicka, szykuje się przejazd do ślubu fajną furą!

Z miasteczka wyprowadza mnie znakomita ścieżka rowerowa, która niestety kończy się przy skrzyżowaniu z drogą do Ploewen, do którego skręcam, chcąc uniknąć ruchu samochodowego.
Witaj Ploewen, w końcu do ciebie dojechałem! ;)))
Za Ploewen wracam na drogę główną i za chwilę odbijam do Wilhelmshof, by dotrzeć do Schmagerow, w którym dziś już byłem. To nie koniec eksperymentów Misiacza, który wybiera drogę wiodącą na wschód, którą jeszcze nie jechał. ;)))
Droga wiedzie przez wspaniały las, w którym robię sobie kolejny postój na kawę. Za stolik służy mi podpora szlabanu.

Ruszam dalej i kolejne zaskoczenie – dojeżdżam do Gellin!! No, to teraz pojadę znaną drogą z płyt do Grenzdorf. Pojadę?! Nie, nie, nie – ponieważ dostrzegam strzałkę szlaku drogą …leśną do Neu Grambow, na którą czym prędzej wskakuję. Nie żałuję, bo krajobrazy są wspaniałe.

Momentami tak kojarzą mi się ze stepem, że w głowie pobrzmiewa pieśń:

Docieram do Neu Grambow i… przcinając drogę główną wyjeżdżam wprost na znaną mi gruntówkę do Kościna. Tam planuję przekroczyć granicę…Hmmm…planowałem. ;)))
Nie wjeżdżam do Polski, tylko polami wśród drzew, z kołami w liściach sunę przed siebie.

Mianuję się w myślach Terenowym Misiaczem i Wielkim Przewodnikiem Terenowego Pogranicza! ;))) Niech ktoś mi przyzna medal! ;)
Kolejne zaskoczenie, bo droga polna przywiodła mnie do…Schwennenz!
Nie jadę jednak do Polski, a kieruję się na drogę dla rowerów prowadzącą do Lebehn. Po 3 km jestem w Lebehn i…zjeżdżam do lasu! ;))) Ponownie, pięknymi polami i jesiennym lasem docieram do Nadrensee.

Stąd do domu jadę już normalnymi drogami przez Rosow do Polski, gdzie po przekroczeniu granicy przez Przecław docieram do Szczecina.
Ot ci Misiacz, taki jakiś terenowy się zrobił ;)))
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 84.27 km (41.00 km teren), czas: 04:25 h, avg:19.08 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1788 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(13)

K o m e n t a r z e
Super relacja, aż chętnie sam bym się do Was dołączył. :)
michuss
- 09:43 poniedziałek, 25 października 2010 | linkuj
Nie poznaję Kolegi! Cieszę się że odkryłeś uroki leśnych dróg i "błądzenia" po leśnych ostępach! Ma to swój urok zawsze, a szczególnie jesienią i wiosną. Zdjęcia przepiękna bo i trasa takowa.. Pozdrawiam! ;-)
danielkoltun
- 06:58 poniedziałek, 25 października 2010 | linkuj
Misiacz jest spokojny i nie jeździ tak jak TC Cyborgi, kiedy nie jest w ich towarzystwie. A tak do pogadania, to może lepiej używać GG, bo tutaj to trudno, mój nr to 3562825. Pozdrawiam! :)))
Misiacz
- 13:10 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Mam pewien pomysł na wspólną wycieczkę. Załóżmy w sobotę Misiacza puści się z Cyborgami co by się wyszumiał a następnego dnia spokojnym tempem można sobie pedałować ;D
rammzes
- 13:02 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
No to ściema Klego :)
Jestem pod ogromnym wrażeniem przejechanych kilometrów jak i równiez opisu.Misiacz staje się orędownikiem piasku i lasu.Pozdrawiam
jurektc - 09:06 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Niesamowite widoki, i te drogi hmmm ;] Tylko się prosi żeby wsiadać na rower i jeździć całymi dniami :)
adam88-removed
- 08:44 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Przyznaję medal WIELKIEGO ODKRYWCY pierwszej klasy:)
Kajman
- 07:39 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Małe sprostowanie - nie jeździłem z nowicjuszem na szczecińskich terenach czyli Rammzesem tylko wskazałem mu, że jeżeli chce sprawdzić jakie trasy po niemieckiej stronie są warte zobaczenia, to niech zaglądnie do Twojego blogu, ot i tyle. Sympatycznie zabrzmiała propozycja wspólnej jazdy ale kiedy czytam o szczegółach Twoich wypraw, to skóra mi na grzbiecie cierpnie. Dla Ciebie 24 km/h to średnia szybkość jazdy a dla mnie prawie górna, zatem jeżdżę sam, do nikogo nie muszę się dostosowywać - metryki nie da się oszukać.
jotwu
- 07:22 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Cześć Rammzes! Nie powiedziałbym, żeby przejście z Warnika do Ladenthin można było w ogóle nazwać przejściem. Trudno nawet zlokalizować to miejsce. O wiele łatwiej jechać z Ladenthin w stronę granicy, bo prowadzi do niej "droga" i tam próbować przedzierać się do kraju. Z jakimi perypetiami się to wiązało, możesz przeczytać TUTAJ. Być może coś się od tamtego czasu tam zmieniło, drugi raz już tamtędy nie jechałem...
Misiacz
- 06:49 niedziela, 24 października 2010 | linkuj
Gamoń ze mnie, przecież mapkę mogę oglądnąć we wstępie do dokumentacji Twojej wycieczki. Super.
jotwu
- 19:25 sobota, 23 października 2010 | linkuj
Fantastyczna wycieczka, piękne zdjęcia, ,podobnie jak i opis wyprawy. Niemieckie pogranicze nie ma już chyba dla Ciebie żadnych tajemnic i niespodzianek. Odnotuję sobie Twoje etapy wycieczki i sprawdzę na mapie jak to wygląda. Gratuluję i pozdrawiam.
jotwu
- 19:23 sobota, 23 października 2010 | linkuj
A ja za tydzień wymyśliłem sobie trasę do Loecknitz. Jako że jestem nowy mam pytanie: z miejscowości Warnik do Ladenthin wjadę? Wolę się upewnić, a widzę, że Ty już wszystkie przejścia graniczne znasz.
rammzes
- 17:19 sobota, 23 października 2010 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!