- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Szczecin i okolice
| Dystans całkowity: | 37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%) |
| Czas w ruchu: | 1543:07 |
| Średnia prędkość: | 19.30 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 300.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 705 m |
| Suma kalorii: | 719815 kcal |
| Liczba aktywności: | 1354 |
| Średnio na aktywność: | 27.93 km i 2h 15m |
| Więcej statystyk | |
Pierwszy "Rajd Pieszy z Grzańcem" BS i RS.
Niedziela, 12 lutego 2012 | dodano: 12.02.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Będąc młodym Misiaczem z gęstym, jeszcze brunatnym futrem należałem do Klubu Turystyki Kolarskiej "Jantarowe Szlaki". Klub ten, oprócz odbywania ciekawych wycieczek i obozów wędrownych (oraz cotygodniowych tzw. zebrań, za którymi nie przepadałem specjalnie) miał (i nadal ma) ciekawy zwyczaj organizowania w sezonie zimowym - kiedy rowery śpią spokojnym snem - rajdów pieszych. Służą one wspaniale nie tylko podtrzymaniu kondycji, ale też dają radość przebywania z ciekawymi ludźmi, poznawania interesujących szlaków i wolność pociągnięcia z termosu gorącego grzańca :).
Mamy teraz ładną zimę, znam wielu wspaniałych rowerzystów, z którymi mimo tej zimy jeździmy, ale zabrakło mi właśnie czegoś takiego jak rajd pieszy, więc ogłosiłem coś takiego na Forum Rowerowego Szczecina i poinformowałem o moim planie znajomych z Bikestats i innych.
Już na początku zaskoczyło mnie spore zainteresowanie tym wydarzeniem. Oczywiście parę osób odpadło, a to ze względów zdrowotnych, służbowych czy z powodu lenistwa, a może i malkontenctwa? :))).
Z Basią "Misiaczową" najpierw zabraliśmy po drodze do samochodu Piotrka "Bronika", potem z dworca PKP Adriana "Gryfa" (szacuneczek, bo chciało mu się przyjechać pociągiem aż z Gryfina!), a na koniec Małgosię "Rowerzystkę" z centrum Szczecina.
Po drodze kupiliśmy jeszcze kiełbaski na ognisko, bo te dobre, starannie dobrane wczoraj...zostawiliśmy z Basią w lodówce :).
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy na godzinę 10:00 na miejscu zbiórki koło karczmy na ul. Arkońskiej stawiło się aż 16 osób (wliczając w to sprawcę zamieszania:)))!!!
Odczekaliśmy 5 minut na ewentualnych spóźnialskich i ruszyliśmy, początkowo pod moim przewodnictwem, mniej uczęszczanym szlakiem Lasu Arkońskiego w stronę ul. Miodowej.
Na pierwszym planie pędząca Małgosia "Rowerzystka", dalej z tyłu od lewej Ania "VonZan", Krzysiek "Siwobrody", Piotrek "g286", Piotrek "Bronik", jeszcze dalej z tyłu Piotrek, Iwona, Krzysiek "Kriss", Aneta, Basia "Misiaczowa", "Ernir" (?), Adrian "Gryf", Krzysiek "Monter", Robert "Sakwiarz" i Grażyna "Grażka" (mam nadzieję, że nie pominąłem nikogo i nic nie przekręciłem, prócz "Misiacza" robiącego zdjęcie).

Szło się żwawo i lekko, pogoda była rześka, śnieg był nawet ubity.

Po dojściu do ul. Miodowej zarządziłem postój na "coś gorącego" na polanie piknikowej :))).



Po zażyciu grzańca doszliśmy do jez. Głębokiego, gdzie potencjalnie mogły oczekiwać inne osoby chętne. Nie oczekiwały.
Zdałem więc przewodnictwo innym, aby zaoferowali nam atrakcje i niespodzianki na dalszej części szlaku.
Najpierw pokierował nami "Siwobrody" jako tubylec-tambylec z Pilchowa.
Szliśmy koło pięknego wąwozu, nad którym "Siwobrody" pokazał nam spróchniałe drzewo wykorzystywane przez ptaki do budowania dziupli.

W Pilchowie wg planu "Siwobrodego" mieliśmy zatrzymać się u niego w ogrodzie na ognisko i herbatę, ale w tym momencie sierżant "Monter" dokonał zamachu stanu i przejął władzę :))).
Stwierdził, że nie jest to żadna połowa rajdu, a może raptem jedna trzecia i nie będziemy robić z siebie mięczaków - idziemy dalej w las, im dalej tym lepiej, jak wyjdziemy w Nowym Warpnie też nie szkodzi! :))) Nie czas na pieszczoty, kto nie maszeruje ten ginie :))).

Wycieczki pod przywództwem "Montera" mają w sobie coś takiego jak urok tajemnicy, nieznanego.
Nie inaczej było i tym razem, kiedy po pewnym czasie przyszło w lesie znaleźć odpowiednią drogę do Szczecina, choć tym razem nie był to typowy "Monterski" skrót.
Po krótkich poszukiwaniach droga się odnalazła.

Ku naszemu rozczarowaniu nie było wędrówki przez chaszcze, bagna, błota i moczary (teraz i tak pewnie zamarznięte, więc cóż to za atrakcja), przedzierania się z maczetą przez zarośla. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego trafiliśmy na żółty szlak, którym w cywilizowany sposób doszliśmy do polany piknikowej tuż przed ulicą Miodową.
Płonęło tam już małe ognisko, przy którym piwkiem (wyglądało na to, że długo, pewnie od rana) raczyło się dwóch jegomości.
"Dosiedliśmy" się do nich, znosząc chrust i drewno.
Przyszło dopić resztki grzańców i w końcu usmażyć te wędrujące z nami od ponad 11 km kiełbaski.



Troszkę czasu nam zeszło, następnie "Siwobrody" w podzięce za zorganizowanie tego udanego wypadu zaproponował, aby w nagrodę rozgrzać "Misiacza" umieszczając go w ognisku, na co kategorycznie nie zgodziła się "Misiaczowa" twierdząc, że nikt nie będzie palił jej własności, na którą ma oficjalne papiery kupna z Urzędu Stanu Cywilnego :))).

Do przejścia zostało nam niecałe 5 km, więc rozweseleni ruszyliśmy w kierunku Arkońskiej.
Kilka osób "urwało" się wcześniej na przystanek przy Głębokim, reszta ochoczo pomaszerowała do miejsca, z którego wyruszyliśmy.
Po przyjściu na miejsce okazało się, że mamy za sobą 15,2 km (wg GPS-a Małgosi), których oczywiście nie wpisuję do statystyk BS, jak to czasem mają w zwyczaju niektórzy.
Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy w samochód (tym razem ja jako balast wypełniony grzańcem) i wraz z "Misiaczową" rozwieźliśmy parę osób po Szczecinie.
Jestem bardzo zadowolony z tego wyjścia, z ilości osób, z ich towarzystwa i tzw. "całokształtu". Dziękujemy z Basią za przybycie!
Mam nadzieję, że pomysł ten zostanie podchwycony i kontunuowany przez innych...i że już za tydzień w niedzielę (po sobotnim wypadzie na rowerach oczywiście) spotkamy się na kolejnym "Rajdzie z Grzańcem"... :)
Temperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mamy teraz ładną zimę, znam wielu wspaniałych rowerzystów, z którymi mimo tej zimy jeździmy, ale zabrakło mi właśnie czegoś takiego jak rajd pieszy, więc ogłosiłem coś takiego na Forum Rowerowego Szczecina i poinformowałem o moim planie znajomych z Bikestats i innych.
Już na początku zaskoczyło mnie spore zainteresowanie tym wydarzeniem. Oczywiście parę osób odpadło, a to ze względów zdrowotnych, służbowych czy z powodu lenistwa, a może i malkontenctwa? :))).
Z Basią "Misiaczową" najpierw zabraliśmy po drodze do samochodu Piotrka "Bronika", potem z dworca PKP Adriana "Gryfa" (szacuneczek, bo chciało mu się przyjechać pociągiem aż z Gryfina!), a na koniec Małgosię "Rowerzystkę" z centrum Szczecina.
Po drodze kupiliśmy jeszcze kiełbaski na ognisko, bo te dobre, starannie dobrane wczoraj...zostawiliśmy z Basią w lodówce :).
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy na godzinę 10:00 na miejscu zbiórki koło karczmy na ul. Arkońskiej stawiło się aż 16 osób (wliczając w to sprawcę zamieszania:)))!!!
Odczekaliśmy 5 minut na ewentualnych spóźnialskich i ruszyliśmy, początkowo pod moim przewodnictwem, mniej uczęszczanym szlakiem Lasu Arkońskiego w stronę ul. Miodowej.
Na pierwszym planie pędząca Małgosia "Rowerzystka", dalej z tyłu od lewej Ania "VonZan", Krzysiek "Siwobrody", Piotrek "g286", Piotrek "Bronik", jeszcze dalej z tyłu Piotrek, Iwona, Krzysiek "Kriss", Aneta, Basia "Misiaczowa", "Ernir" (?), Adrian "Gryf", Krzysiek "Monter", Robert "Sakwiarz" i Grażyna "Grażka" (mam nadzieję, że nie pominąłem nikogo i nic nie przekręciłem, prócz "Misiacza" robiącego zdjęcie).
Szło się żwawo i lekko, pogoda była rześka, śnieg był nawet ubity.
Po dojściu do ul. Miodowej zarządziłem postój na "coś gorącego" na polanie piknikowej :))).
Po zażyciu grzańca doszliśmy do jez. Głębokiego, gdzie potencjalnie mogły oczekiwać inne osoby chętne. Nie oczekiwały.
Zdałem więc przewodnictwo innym, aby zaoferowali nam atrakcje i niespodzianki na dalszej części szlaku.
Najpierw pokierował nami "Siwobrody" jako tubylec-tambylec z Pilchowa.
Szliśmy koło pięknego wąwozu, nad którym "Siwobrody" pokazał nam spróchniałe drzewo wykorzystywane przez ptaki do budowania dziupli.
W Pilchowie wg planu "Siwobrodego" mieliśmy zatrzymać się u niego w ogrodzie na ognisko i herbatę, ale w tym momencie sierżant "Monter" dokonał zamachu stanu i przejął władzę :))).
Stwierdził, że nie jest to żadna połowa rajdu, a może raptem jedna trzecia i nie będziemy robić z siebie mięczaków - idziemy dalej w las, im dalej tym lepiej, jak wyjdziemy w Nowym Warpnie też nie szkodzi! :))) Nie czas na pieszczoty, kto nie maszeruje ten ginie :))).

Szatański plan "Montera" :))). Zdjęcie autorstwa Małgosi "Rowerzystki".© Misiacz
Wycieczki pod przywództwem "Montera" mają w sobie coś takiego jak urok tajemnicy, nieznanego.
Nie inaczej było i tym razem, kiedy po pewnym czasie przyszło w lesie znaleźć odpowiednią drogę do Szczecina, choć tym razem nie był to typowy "Monterski" skrót.
Po krótkich poszukiwaniach droga się odnalazła.
Ku naszemu rozczarowaniu nie było wędrówki przez chaszcze, bagna, błota i moczary (teraz i tak pewnie zamarznięte, więc cóż to za atrakcja), przedzierania się z maczetą przez zarośla. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego trafiliśmy na żółty szlak, którym w cywilizowany sposób doszliśmy do polany piknikowej tuż przed ulicą Miodową.
Płonęło tam już małe ognisko, przy którym piwkiem (wyglądało na to, że długo, pewnie od rana) raczyło się dwóch jegomości.
"Dosiedliśmy" się do nich, znosząc chrust i drewno.
Przyszło dopić resztki grzańców i w końcu usmażyć te wędrujące z nami od ponad 11 km kiełbaski.
Troszkę czasu nam zeszło, następnie "Siwobrody" w podzięce za zorganizowanie tego udanego wypadu zaproponował, aby w nagrodę rozgrzać "Misiacza" umieszczając go w ognisku, na co kategorycznie nie zgodziła się "Misiaczowa" twierdząc, że nikt nie będzie palił jej własności, na którą ma oficjalne papiery kupna z Urzędu Stanu Cywilnego :))).
Do przejścia zostało nam niecałe 5 km, więc rozweseleni ruszyliśmy w kierunku Arkońskiej.
Kilka osób "urwało" się wcześniej na przystanek przy Głębokim, reszta ochoczo pomaszerowała do miejsca, z którego wyruszyliśmy.
Po przyjściu na miejsce okazało się, że mamy za sobą 15,2 km (wg GPS-a Małgosi), których oczywiście nie wpisuję do statystyk BS, jak to czasem mają w zwyczaju niektórzy.
Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy w samochód (tym razem ja jako balast wypełniony grzańcem) i wraz z "Misiaczową" rozwieźliśmy parę osób po Szczecinie.
Jestem bardzo zadowolony z tego wyjścia, z ilości osób, z ich towarzystwa i tzw. "całokształtu". Dziękujemy z Basią za przybycie!
Mam nadzieję, że pomysł ten zostanie podchwycony i kontunuowany przez innych...i że już za tydzień w niedzielę (po sobotnim wypadzie na rowerach oczywiście) spotkamy się na kolejnym "Rajdzie z Grzańcem"... :)
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
"Uzimowiony" awatar Misiacza i szybki kurs na Kozie.
Piątek, 10 lutego 2012 | dodano: 10.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dzięki graficznej pracy Shrinka nad moim brunatnym awatarem, przybrał on obecnie postać zimową :))).

Szybki kurs na "Kozie" w celu załatwienia paru spraw.
Temperatura wróciła do normy i dziś jest -14 st.C, czyli rześko, tak jak lubię :)))
Temperatura:-14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

Szybki kurs na "Kozie" w celu załatwienia paru spraw.
Temperatura wróciła do normy i dziś jest -14 st.C, czyli rześko, tak jak lubię :)))
Rower:Koza
Dane wycieczki:
6.21 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Upalnie.
Czwartek, 9 lutego 2012 | dodano: 09.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dom-praca-dom - jazda w wysokiej temperaturze.
Dziś -1 st.C, czyli upalnie.
A oto sposób transportu zbyt dużego kalendarza na zbyt małej sakwie, zamówionego u Misiacza przez Baśkę "Rudzielca".
Reklamówka, taśma...istny Wietnam! :)
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dziś -1 st.C, czyli upalnie.
A oto sposób transportu zbyt dużego kalendarza na zbyt małej sakwie, zamówionego u Misiacza przez Baśkę "Rudzielca".
Reklamówka, taśma...istny Wietnam! :)

Transport kalendarza na starej "Kozie" metodą wietnamską.© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
15.00 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z "Bronikiem" przez Bezrzecze.
Środa, 8 lutego 2012 | dodano: 08.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
W ten upalny lutowy dzień (ok. -1 st.C) zgadałem się z Piotrkiem "Bronikiem" i odprowadziłem go kawałek do pracy.

Po drodze Piotrek zakupił dobry chleb w piekarni "Samopomocy Chłopskiej" na ul. Modrej na Krzekowie.
Chlebek tam wypiekany jest przedni, jako że niewiele ma wspólnego z dmuchanym pieczywem a la Unia Europejska.

Pokazałem "Bronikowi" tzw. skrót przez dzielnicę willową, od ul. Żyznej poprzez Inspektową aż do Diamentowej, gdzie wyjeżdża się na Koralową, unikając w ten sposób większości ruchu na tejże ulicy panującego.
Tam pożegnałem się z Piotrkiem i zawróciłem do domu.
Nareszcie doczekaliśmy się, że jednokierunkowa ul. Żyzna stała się dwukierunkowa dla rowerów.
Teraz, wracając z Głębokiego nie trzeba będzie "gangsterzyć" i można legalnie jechać, unikając ruchliwej i wąskiej ulicy...Szerokiej :))).

A tak wyglądała stara "Koza" po powrocie do domu. :)
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

Kościół na Krzekowie. Szczecin.© Misiacz
Po drodze Piotrek zakupił dobry chleb w piekarni "Samopomocy Chłopskiej" na ul. Modrej na Krzekowie.
Chlebek tam wypiekany jest przedni, jako że niewiele ma wspólnego z dmuchanym pieczywem a la Unia Europejska.

Chlebek na zakwasie. Piekarnia.© Misiacz
Pokazałem "Bronikowi" tzw. skrót przez dzielnicę willową, od ul. Żyznej poprzez Inspektową aż do Diamentowej, gdzie wyjeżdża się na Koralową, unikając w ten sposób większości ruchu na tejże ulicy panującego.
Tam pożegnałem się z Piotrkiem i zawróciłem do domu.
Nareszcie doczekaliśmy się, że jednokierunkowa ul. Żyzna stała się dwukierunkowa dla rowerów.
Teraz, wracając z Głębokiego nie trzeba będzie "gangsterzyć" i można legalnie jechać, unikając ruchliwej i wąskiej ulicy...Szerokiej :))).

Zniesiony zakaz na ul. Żyznej.© Misiacz
A tak wyglądała stara "Koza" po powrocie do domu. :)

Ośnieżona "Koza".© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
20.90 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rekord zimna i zmiana kryteriów.
Poniedziałek, 6 lutego 2012 | dodano: 06.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
Im zimniej tym cieplej.
Przynajmniej Misiaczowi.
Jeszcze parę dni temu miałem inne określenia dla skali ujemnych temperatur dla rowerzysty:
1) Do -10 st.C: "rześko"
2) Od -10 do -20 st. C "lekki chłód"
Po dzisiejszym kursie do pracy na "Kozie" zakres zmieniam na następujący:
1) Do -20 st.C: "rześko"
2) Od -20 do -25 st. C "lekki chłód"
Było mi dziś nawet gorąco, nie wiem, co taki polarny Misiacz jak ja pocznie latem, bo już teraz w czasie upałów "paliłem" 2,7 litra napojów / 100 km :))).
Temperatura:-17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przynajmniej Misiaczowi.
Jeszcze parę dni temu miałem inne określenia dla skali ujemnych temperatur dla rowerzysty:
1) Do -10 st.C: "rześko"
2) Od -10 do -20 st. C "lekki chłód"
Po dzisiejszym kursie do pracy na "Kozie" zakres zmieniam na następujący:
1) Do -20 st.C: "rześko"
2) Od -20 do -25 st. C "lekki chłód"
Było mi dziś nawet gorąco, nie wiem, co taki polarny Misiacz jak ja pocznie latem, bo już teraz w czasie upałów "paliłem" 2,7 litra napojów / 100 km :))).
Rower:Koza
Dane wycieczki:
15.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kozi rekord - rajd BS-RS do Trzebieży.
Sobota, 4 lutego 2012 | dodano: 04.02.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Moje drzwi od garażu przymarzły do framugi, zaklinowały się i za diabła nie jestem w stanie dostać się do środka.
Pomijając, że stoi tam samochód, to stoi tam również mój lepszy rower, a dziś Krzysiek "Monter" zaplanował zimowy rajd po lasach Puszczy Wkrzańskiej do Trzebieży.
No i co? Jaki rower pozostał mi do dyspozycji?
Złomiasta "Koza" złożona z "odpadków" znalezionych w garażu, z rodowodem sięgającym lat 80-tych.
Pomyślałem więc: raz Kozie śmierć! :)))
Zamontowałem sakwę, ubrałem się po "cywilnemu" i stawiłem na miejscu zbiórki pod Pomnikiem Czynu Polaków z nadzieją, że uda mi się dojechać choć do pobliskiego jez. Głębokiego.
Temperatura w momencie wyjazdu oscylowała w zakresie "lekki chłód", tj. -15 st.C (w przeciwieństwie do zakresu "rześko", tj. do -10 st.C).
Oto Misiacz i jego "Koza" w całej okazałości!

Na miejscu pojawiła się również Baśka "Rudzielec 102"- nasza klubowa maskotka :))), "Monter" vel sierżant, Piotrek, "Bronik", "Sargath", "Yogi", "Misiacz" (potem dalej dołączył "Siwobrody"), w sumie było nas 8 osób. Na chwilę pojawił się również "Dornfeld", ale nie jechał z nami.

Ruszyliśmy przez Park Kasprowicza. Założona wczoraj do "Kozy" ukraińska przerzutka za 5 zeta spisywała się nadzwyczaj dobrze, w przeciwieństwie do starej przedniej, która zamarzła w jednej z pozycji i za diabła nie dało się jej ruszyć.
Dotarliśmy na Głębokie, gdzie czekał na nas Siwobrody. O dziwo, "Koza" spisywała się znakomicie, powiem więcej, wydawało mi się, że jej cienkie oponki lepiej trzymają się śniegu niż oponki mojego KTM-a!!!

Siwobrody popełnił na samym początku błąd, ponieważ zamienił się z Bronikiem na próbę na chwilę na rowery (obaj mają niedawno zakupione trekkingi).
Bronik musiał być chyba zazdrosny o KTM-a Siwobrodoego, bo ledwie ten się oddalił, ten od razu połamał mu z buta osłonę łańcucha :))).
Na szczęście Siwobrody ma dostęp do specjalistycznych klejów, więc Bronik w całości jechał z nami dalej.
"Koza" śmigała znakomicie!
Po krótkim postoju przed Tanowem, jadąc dalej w kierunku Dobieszczyna dojechaliśmy do skrętu na leśną drogę wiodącą nad jezioro Piaski.
Rozpadał się śnieg.

Droga nad jezioro jest przepiękna, nie tylko latem, ale również w zimowej scenerii.


Na postoju podszedłem do Baśki, aby uwiecznić jej pokryte szronem wiewiórkowe kity. :)

Nad samo jezioro pojechaliśmy tym razem od innej strony, w czym węszę spisek.
Prowadził nas Sargath, ale czuję, że Monter był z nim w zmowie i wspólnie postanowili nas "przeczołgać" drogą, która nadaje się tylko dla takiego pojazdu, jak poniżej! :)))
Zresztą, muzyka z tego klipu chodziła mi po głowie od momentu, gdy wjechaliśmy na tę drogę.
Tam Siwobrody zaliczył swoją pierwszą tego dnia glebę (było ich w sumie 4), lekko się zbiesił i chciał prowadzić rower, ale okazał się twardym zawodnikiem i wkrótce znów zmagał się z lodem, dziurami, koleinami i wykrotami.
Dał radę!

Sprawność uczestników zaskoczyła organizatorów!:)

Kiedy dojechaliśmy nad jezioro, stwierdziłem "filozoficznie":
- Ten widok jest wart nawet gleby Siwobrodego! :)
Siwobrody wydawał się mieć inne zdanie...

Zaczęły się szaleństwa na lodzie!



Po przeciągnięciu "Basiora" za nogi na plecach po lodzie, tym samym "skrótem" dotarliśmy do drogi na Trzebież.
Tam oczywiście skierowaliśmy się na plażę, gdzie urządziliśmy sobie popas.

Dzielna "Koza" już pobiła swój rekord odległości w tym składzie swoich części, bo zwykle jeździ tylko po mieście i to na krótkie dystanse (wyjaśnię dalej, o co chodzi z tym składem części).

Pod naciskiem Baśki podjechaliśmy na chwilę do portu w Trzebieży (po drodze Siwobrody zaliczył kolejną glebę:))).
Port zamarznięty, knajpy pozamykane...głucho, cicho kameralnie wręcz...

Nadciągnęły chmury i zaczął sypać gęsty śnieg, my zaś skierowaliśmy się na leśny czarny szlak.
Oj ciężko się jechało, ciężko.
Dla Sargatha chyba zbyt wolno, bo ten zerwał się nam i samotnie pognał do Szczecina.
My po drodze natknęliśmy się na ognisko rozpalone przez drwali, przy którym zatrzymaliśmy się na popas i ogrzaliśmy.

Czas było wracać do Szczecina, do domu...

A teraz wyjaśnię wspomnianą wcześniej kwestię tego, z czego składała się kiedyś "Koza" i jakie były jej wcześniejsze losy.
W zasadzie był to rower mojego brata, z którym (i z tatą i z klubem) za młodych lat jeździliśmy na kilkutygodniowe wyprawy turystyczne sakwiarskie.
Miał jednak zupełnie inny bagażnik, inną kierownicę (tzw. "baranka") i kupę o wiele lepszych innych części. Po zakończeniu kariery został rozebrany na części i umieszczony w kartonach w garażu, wraz z częściami z kilku innych rozebranych rowerów, z których pewne stanowią komponenty obecnej wersji "Kozy".
Tu na zdjęciu po lewej mój brat z "Kozą" w wersji "full wypas", a obok młody Misiacz przy rowerze stanowiącym zalążek mojego nadal istniejącego"Rosynanta".
W obecnej wersji jest to jej rekord dystansu, z którego oczywiście się cieszę, biorąc pod uwagę wiek i stan roweru, ale którym to rekordem chyba niepotrzebnie się ekscytuję, bowiem rower ten z sakwami swego czasu przejechał Słowację i dotarł do Wiednia, by powrócić przez Czechy do Polski w trakcie liczącej 880 km wyprawy KLIK, że nie wspomnę o zdobyciu przez niego (i mojego brata na nim) Przełęczy Krowiarki i Salmopol, czy przejechaniu w 2 tygodnie ok. 1100 km "Szlakiem Wielkiej Wojny z Zakonem Krzyżackim".
To jednak były zupełnie inne czasy...
Temperatura:-15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pomijając, że stoi tam samochód, to stoi tam również mój lepszy rower, a dziś Krzysiek "Monter" zaplanował zimowy rajd po lasach Puszczy Wkrzańskiej do Trzebieży.
No i co? Jaki rower pozostał mi do dyspozycji?
Złomiasta "Koza" złożona z "odpadków" znalezionych w garażu, z rodowodem sięgającym lat 80-tych.
Pomyślałem więc: raz Kozie śmierć! :)))
Zamontowałem sakwę, ubrałem się po "cywilnemu" i stawiłem na miejscu zbiórki pod Pomnikiem Czynu Polaków z nadzieją, że uda mi się dojechać choć do pobliskiego jez. Głębokiego.
Temperatura w momencie wyjazdu oscylowała w zakresie "lekki chłód", tj. -15 st.C (w przeciwieństwie do zakresu "rześko", tj. do -10 st.C).
Oto Misiacz i jego "Koza" w całej okazałości!
Na miejscu pojawiła się również Baśka "Rudzielec 102"- nasza klubowa maskotka :))), "Monter" vel sierżant, Piotrek, "Bronik", "Sargath", "Yogi", "Misiacz" (potem dalej dołączył "Siwobrody"), w sumie było nas 8 osób. Na chwilę pojawił się również "Dornfeld", ale nie jechał z nami.
Ruszyliśmy przez Park Kasprowicza. Założona wczoraj do "Kozy" ukraińska przerzutka za 5 zeta spisywała się nadzwyczaj dobrze, w przeciwieństwie do starej przedniej, która zamarzła w jednej z pozycji i za diabła nie dało się jej ruszyć.
Dotarliśmy na Głębokie, gdzie czekał na nas Siwobrody. O dziwo, "Koza" spisywała się znakomicie, powiem więcej, wydawało mi się, że jej cienkie oponki lepiej trzymają się śniegu niż oponki mojego KTM-a!!!
Siwobrody popełnił na samym początku błąd, ponieważ zamienił się z Bronikiem na próbę na chwilę na rowery (obaj mają niedawno zakupione trekkingi).
Bronik musiał być chyba zazdrosny o KTM-a Siwobrodoego, bo ledwie ten się oddalił, ten od razu połamał mu z buta osłonę łańcucha :))).
Na szczęście Siwobrody ma dostęp do specjalistycznych klejów, więc Bronik w całości jechał z nami dalej.
"Koza" śmigała znakomicie!
Po krótkim postoju przed Tanowem, jadąc dalej w kierunku Dobieszczyna dojechaliśmy do skrętu na leśną drogę wiodącą nad jezioro Piaski.
Rozpadał się śnieg.
Droga nad jezioro jest przepiękna, nie tylko latem, ale również w zimowej scenerii.
Na postoju podszedłem do Baśki, aby uwiecznić jej pokryte szronem wiewiórkowe kity. :)
Nad samo jezioro pojechaliśmy tym razem od innej strony, w czym węszę spisek.
Prowadził nas Sargath, ale czuję, że Monter był z nim w zmowie i wspólnie postanowili nas "przeczołgać" drogą, która nadaje się tylko dla takiego pojazdu, jak poniżej! :)))
Zresztą, muzyka z tego klipu chodziła mi po głowie od momentu, gdy wjechaliśmy na tę drogę.
Tam Siwobrody zaliczył swoją pierwszą tego dnia glebę (było ich w sumie 4), lekko się zbiesił i chciał prowadzić rower, ale okazał się twardym zawodnikiem i wkrótce znów zmagał się z lodem, dziurami, koleinami i wykrotami.
Dał radę!
Sprawność uczestników zaskoczyła organizatorów!:)
Kiedy dojechaliśmy nad jezioro, stwierdziłem "filozoficznie":
- Ten widok jest wart nawet gleby Siwobrodego! :)
Siwobrody wydawał się mieć inne zdanie...
Zaczęły się szaleństwa na lodzie!

BS na jeziorze Piaski.© Misiacz
Po przeciągnięciu "Basiora" za nogi na plecach po lodzie, tym samym "skrótem" dotarliśmy do drogi na Trzebież.
Tam oczywiście skierowaliśmy się na plażę, gdzie urządziliśmy sobie popas.
Dzielna "Koza" już pobiła swój rekord odległości w tym składzie swoich części, bo zwykle jeździ tylko po mieście i to na krótkie dystanse (wyjaśnię dalej, o co chodzi z tym składem części).
Pod naciskiem Baśki podjechaliśmy na chwilę do portu w Trzebieży (po drodze Siwobrody zaliczył kolejną glebę:))).
Port zamarznięty, knajpy pozamykane...głucho, cicho kameralnie wręcz...
Nadciągnęły chmury i zaczął sypać gęsty śnieg, my zaś skierowaliśmy się na leśny czarny szlak.
Oj ciężko się jechało, ciężko.
Dla Sargatha chyba zbyt wolno, bo ten zerwał się nam i samotnie pognał do Szczecina.
My po drodze natknęliśmy się na ognisko rozpalone przez drwali, przy którym zatrzymaliśmy się na popas i ogrzaliśmy.
Czas było wracać do Szczecina, do domu...
A teraz wyjaśnię wspomnianą wcześniej kwestię tego, z czego składała się kiedyś "Koza" i jakie były jej wcześniejsze losy.
W zasadzie był to rower mojego brata, z którym (i z tatą i z klubem) za młodych lat jeździliśmy na kilkutygodniowe wyprawy turystyczne sakwiarskie.
Miał jednak zupełnie inny bagażnik, inną kierownicę (tzw. "baranka") i kupę o wiele lepszych innych części. Po zakończeniu kariery został rozebrany na części i umieszczony w kartonach w garażu, wraz z częściami z kilku innych rozebranych rowerów, z których pewne stanowią komponenty obecnej wersji "Kozy".
Tu na zdjęciu po lewej mój brat z "Kozą" w wersji "full wypas", a obok młody Misiacz przy rowerze stanowiącym zalążek mojego nadal istniejącego"Rosynanta".
W obecnej wersji jest to jej rekord dystansu, z którego oczywiście się cieszę, biorąc pod uwagę wiek i stan roweru, ale którym to rekordem chyba niepotrzebnie się ekscytuję, bowiem rower ten z sakwami swego czasu przejechał Słowację i dotarł do Wiednia, by powrócić przez Czechy do Polski w trakcie liczącej 880 km wyprawy KLIK, że nie wspomnę o zdobyciu przez niego (i mojego brata na nim) Przełęczy Krowiarki i Salmopol, czy przejechaniu w 2 tygodnie ok. 1100 km "Szlakiem Wielkiej Wojny z Zakonem Krzyżackim".
To jednak były zupełnie inne czasy...
Rower:
Dane wycieczki:
86.10 km (60.00 km teren), czas: 05:14 h, avg:16.45 km/h,
prędkość maks: 30.00 km/hTemperatura:-15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Ukraińska przerzutka w "Kozie".
Piątek, 3 lutego 2012 | dodano: 03.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
Inwestycje poczynione w "Kozę" ostatnimi czasy zaczynają powoli przewyższać jej wartość, no bo założyłem do niej:
1) Stare gumowe pedały od KTM-a
2) Zakupiłem wianuszki do piast za 4 zł
3) Założyłem te wianuszki, należy doliczyć moją robociznę! :)))
Załóżmy, że pedały są nic niewarte i robocizna gratis, ale sam koszt wianuszków (4 zł) może stanowić 25% wartości tego pojazdu! :)))))))))))))))

Korzystając z pięknej śnieżnej pogody, podskoczyłem do Roberta vel Romala vel Sakwiarza.
Po co?
Po przerzutkę.
Stara socjalistyczna padła, kurczę...ponad 20 lat bez żadnej konserwacji i JUŻ padła?! :)))
Romal zaoferował mi przerzutkę ukraińską, nówka sztuka, nie śmigana, jedynie bez kółek, ponieważ kupił ją w trakcie rowerowej wyprawy przez Ukrainę w celu pozyskania tychże kółek do jego własnej. Kółeczka w Romalowej przerzutce zdechły wtedy, więc wyłożył całe 5 zeta i już przerzutka była jego. :)))
Teraz jest moja + kółka od starej "Jóki" + robocizna Romala.
Łoomatkoo, mój rower staje się bezcenny! :)))
Temperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
1) Stare gumowe pedały od KTM-a
2) Zakupiłem wianuszki do piast za 4 zł
3) Założyłem te wianuszki, należy doliczyć moją robociznę! :)))
Załóżmy, że pedały są nic niewarte i robocizna gratis, ale sam koszt wianuszków (4 zł) może stanowić 25% wartości tego pojazdu! :)))))))))))))))

Do Romala. Pierwszy śnieg.© Misiacz
Korzystając z pięknej śnieżnej pogody, podskoczyłem do Roberta vel Romala vel Sakwiarza.
Po co?
Po przerzutkę.
Stara socjalistyczna padła, kurczę...ponad 20 lat bez żadnej konserwacji i JUŻ padła?! :)))
Romal zaoferował mi przerzutkę ukraińską, nówka sztuka, nie śmigana, jedynie bez kółek, ponieważ kupił ją w trakcie rowerowej wyprawy przez Ukrainę w celu pozyskania tychże kółek do jego własnej. Kółeczka w Romalowej przerzutce zdechły wtedy, więc wyłożył całe 5 zeta i już przerzutka była jego. :)))
Teraz jest moja + kółka od starej "Jóki" + robocizna Romala.
Łoomatkoo, mój rower staje się bezcenny! :)))

Romal "Sakwiarz" montuje mi ukraińską przerzutkę do Kozy. Inwestycja za 5 zł :))).© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
2.20 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zabytkowa witryna i "Krioterapia III".
Środa, 1 lutego 2012 | dodano: 01.02.2012Kategoria Szczecin i okolice
Znów kilka kursów służbowych, z przerwą na fotkę barek na Odrze.
Przyjemnie, rześko, słoneczko, z rana -9 st.C.
Moja polarna natura ma się znakomicie.
Ze Starego Miasta pojechałem na ulicę Żółkiewskiego, gdzie pan Aleksy Pawlak posiada jedną z kilku swoich pralni.
Cóż w niej takiego ciekawego?
Otóż jest to jedna z nielicznych zachowanych oryginalnych przedwojennych witryn sklepowych.
Sam zaś pan Aleksy jest nie tylko właścicielem pralni, ale też pasjonatem historii przedwojennego Szczecina, kolekcjonerem przedwojennych fotografii i pocztówek, autorem znakomitych książek o starym Szczecinie, które podają takie informacje i fakty, na które do tej pory się nie natknąłem nigdzie.
Można również w tych publikacjach obejrzeć nigdzie nie publikowane fotografie i pocztówki.

Co ciekawe, rekonstrukcja tej witryny wymagała herkulesowej pracy, bowiem po wojnie co rusz malowano witrynę farbami olejnymi, warstwa po warstwie.
W trakcie renowacji okazało się, że trzeba usunąć kilkadziesiąt warstw farby, która w trakcie złuszczania zamieniała się w gęstą breję.
W pralni zachowane są również zabytkowe wnętrza, za wyjątkiem przedwojennej lady sklepowej, którą poprzedni właściciel porąbał na opał (w wyniku dość nadgorliwego zrozumienia zarządzenia Urzędu Miejskiego, że ma "opróżnić lokal". No to opróżnił...).

Potem jeszcze pojechałem do "Mad Bike" oraz z wizytą do taty i nieco kilometrów znów się zrobiło :).
Temperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przyjemnie, rześko, słoneczko, z rana -9 st.C.
Moja polarna natura ma się znakomicie.
Ze Starego Miasta pojechałem na ulicę Żółkiewskiego, gdzie pan Aleksy Pawlak posiada jedną z kilku swoich pralni.
Cóż w niej takiego ciekawego?
Otóż jest to jedna z nielicznych zachowanych oryginalnych przedwojennych witryn sklepowych.
Sam zaś pan Aleksy jest nie tylko właścicielem pralni, ale też pasjonatem historii przedwojennego Szczecina, kolekcjonerem przedwojennych fotografii i pocztówek, autorem znakomitych książek o starym Szczecinie, które podają takie informacje i fakty, na które do tej pory się nie natknąłem nigdzie.
Można również w tych publikacjach obejrzeć nigdzie nie publikowane fotografie i pocztówki.

Zabytkowa witryna sklepowa. Pralnia pana Aleksego Pawlaka.© Misiacz
Co ciekawe, rekonstrukcja tej witryny wymagała herkulesowej pracy, bowiem po wojnie co rusz malowano witrynę farbami olejnymi, warstwa po warstwie.
W trakcie renowacji okazało się, że trzeba usunąć kilkadziesiąt warstw farby, która w trakcie złuszczania zamieniała się w gęstą breję.
W pralni zachowane są również zabytkowe wnętrza, za wyjątkiem przedwojennej lady sklepowej, którą poprzedni właściciel porąbał na opał (w wyniku dość nadgorliwego zrozumienia zarządzenia Urzędu Miejskiego, że ma "opróżnić lokal". No to opróżnił...).

Barki na Odrze.© Misiacz
Potem jeszcze pojechałem do "Mad Bike" oraz z wizytą do taty i nieco kilometrów znów się zrobiło :).
Rower:Koza
Dane wycieczki:
22.86 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krioterapia II na "Kozie" i remont piast "Kozy".
Wtorek, 31 stycznia 2012 | dodano: 31.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dziś to naprawdę była krioterapia, bo kiedy rano wyjeżdżałem do pracy, na termometrze widniało -10 St.C. Nareszcie przyzwoita temperatura dla rowerzysty.
Po drodze zajechałem jeszcze do księgowych, którzy o dziwo mnie poznali, mimo kominiarki i kasku (po oczach, jak twierdzą). Miałem wrażenie, że...eee...hm...no, że nie do końca byli w stanie uwierzyć w możliwość jazdy rowerem w tej temperaturze :))).
Zrobiłem, co miałem zrobić u klienta i pomknąłem do Basi do pracy jako dostawca espresso w termosie, co by jej się lepiej pracowało.
Jadąc przez Park Kasprowicza cyknąłem fotkę ul. Słowackiego.

Po wizycie u Basi pojechałem do Piotrka do serwisu "Mad Bike" kupić wianuszki (lub kulki) do moich zabytkowych piast "Kozy", jako że ostatnio stwierdziłem w przedniej obecność raptem 5 kulek i szczątki wianuszka (mimo tego rowerek śmigał bez zarzutu).
Kupiłem co trzeba, troszkę pogadaliśmy po czym wróciłem do domu, gdzie zabrałem się za remont piast.
Piasty są przedpotopowe, ale ja też, więc naprawa nie sprawiła specjalnych trudności. Jeszcze pamiętam jak się to robi.
Tylna piasta okazała się kompletna, przednia wymagała wymiany wianuszków.

Stare koło wymaga użycia przez starego Misiacza starych kluczy, ale posiadam takowe (z młodych lat, wożę jako balast zawsze).
Rowerek gotowy!
Temperatura:-10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Po drodze zajechałem jeszcze do księgowych, którzy o dziwo mnie poznali, mimo kominiarki i kasku (po oczach, jak twierdzą). Miałem wrażenie, że...eee...hm...no, że nie do końca byli w stanie uwierzyć w możliwość jazdy rowerem w tej temperaturze :))).
Zrobiłem, co miałem zrobić u klienta i pomknąłem do Basi do pracy jako dostawca espresso w termosie, co by jej się lepiej pracowało.
Jadąc przez Park Kasprowicza cyknąłem fotkę ul. Słowackiego.

Po wizycie u Basi pojechałem do Piotrka do serwisu "Mad Bike" kupić wianuszki (lub kulki) do moich zabytkowych piast "Kozy", jako że ostatnio stwierdziłem w przedniej obecność raptem 5 kulek i szczątki wianuszka (mimo tego rowerek śmigał bez zarzutu).
Kupiłem co trzeba, troszkę pogadaliśmy po czym wróciłem do domu, gdzie zabrałem się za remont piast.
Piasty są przedpotopowe, ale ja też, więc naprawa nie sprawiła specjalnych trudności. Jeszcze pamiętam jak się to robi.
Tylna piasta okazała się kompletna, przednia wymagała wymiany wianuszków.
Stare koło wymaga użycia przez starego Misiacza starych kluczy, ale posiadam takowe (z młodych lat, wożę jako balast zawsze).
Rowerek gotowy!
Rower:Koza
Dane wycieczki:
21.09 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:-10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Krioterapia na KTM-ie
Poniedziałek, 30 stycznia 2012 | dodano: 30.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Przynajmniej tak uważa mój brat, według którego jazda na rowerze w temperaturze -7 st.C podchodzi pod krioterapię :).
Dziś uprawiałem zwykłą rowerową "partyzantkę", do brata, do księgowej, do garażu, tyle, że nie na "Kozie" a na KTM-ie.
Koło garażu spotkałem zamrożonego "Gadzika" wracającego ze 120-km "przejażdżki" do Schwedt! :)
Temperatura:-7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 122 (kcal)
Dziś uprawiałem zwykłą rowerową "partyzantkę", do brata, do księgowej, do garażu, tyle, że nie na "Kozie" a na KTM-ie.
Koło garażu spotkałem zamrożonego "Gadzika" wracającego ze 120-km "przejażdżki" do Schwedt! :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
5.81 km (1.00 km teren), czas: 00:22 h, avg:15.85 km/h,
prędkość maks: 27.00 km/hTemperatura:-7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 122 (kcal)
























