- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Szczecin i okolice
| Dystans całkowity: | 37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%) |
| Czas w ruchu: | 1543:07 |
| Średnia prędkość: | 19.30 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 300.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 705 m |
| Suma kalorii: | 719815 kcal |
| Liczba aktywności: | 1354 |
| Średnio na aktywność: | 27.93 km i 2h 15m |
| Więcej statystyk | |
Informacja dla wtajemniczonych :)))
Sobota, 21 kwietnia 2012 | dodano: 21.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Dzięki "odtańczeniu Tańca Słońca" (duża w tym zasługa Basi
), jak widzicie na poniższym obrazku, opady przepchnęliśmy na niedzielę (chyba nawet starczyło mocy, żeby przepchnąć je nawet na poniedziałek, patrz wykres ICM) :))).Krótko mówiąc, SPOTYKAMY SIĘ DZIŚ o umówionej godzinie w umówionym miejscu, jeśli mogę prosić, to jeszcze raz uważnie przeczytajcie wysłane do Was zaproszenia :).
Widzę, że meteogram jest dynamiczny i pokazuje aktualną prognozę na dany dzień, a nie na dzień wpisu, ale ... niech zostanie :).

Ewentualne uwagi i pytania proszę umieszczać poniżej w komentarzach lub kontaktować się telefonicznie.
Gdyby ktoś nie uwierzył w skuteczność "Tańca Słońca", na potwierdzenie wykres z prognozy ICM :))).
******************************************
No dobra, to już po wszystkim...
Zaczęło się od wysłania zaproszenia na grilla do rodziny, przyjaciół i znajomych z BS i RS.
Przesłanie zaproszenia wyraźne:
"Cześć i witam!
W sobotę 21 kwietnia 2012 (sobota) zapraszam na wspólne grillowanie na działeczce mojego taty (działka nr XX) przy rondzie na ul. Ku Słońcu o godzinie 16:00.
Grill odbywa się pod hasłem „SPOTKANIE Z 40-LETNIM PAWŁEM „MISIACZEM”, tym niemniej prosiłbym, żeby nie traktować tego spotkania jak urodzin, bo jakoś niespecjalnie mam na nie ochotę, tak więc prezenty są zbędne, życzenia również, odchodzi śpiewanie durnej przyśpiewki „100 lat, 100 lat” (pewnie i tak się od niej nie wywinę, co?). Chcę się z Wami spotkać, pogadać, wypić piwko, coś upiec."
Oczywiście odśpiewali ... :)))
Tak więc miało to być spotkanie na grillu, sugerowałem też, żeby nie przyjeżdżać rowerami ani samochodami, gdyż:
"Mimo, że nie są to żadne urodziny, ze swojej strony (prócz miejsca i siebie) zapewniam na rozruch dwie skrzynki piwa (no, ale cóż to dla nas, więc jak macie chęć na więcej, to zabierać napoje i prowiant w plecaki), powitalną kiełbaskę (można przyjść z własnym prosiakiem, spróbujemy jakoś upiec), małego grilla x 2 (o ile ten drugi nie przerdzewiał), węgiel, brak miejsc siedzących dla wszystkich, (zorganizuję tyle siedzisk, ile zdołam lub będzie siadanie rotacyjne), zimną, ale bieżącą wodę przy działkowej beczce, drewniany wychodek z klapą sedesową – głównie dla pań (panowie mogą pod płot sikać), trawnik, możliwość słonecznej pogody lub opadów deszczu (jak będzie lało, to oczywiście spotkanie odwołane), dostępną altankę, jak ktoś zechce się przebrać. Weźcie ciepłe ciuchy, bo wieczorem może być na działce chłodno. Muzyki nie będzie, grające telefony będą konfiskowane i topione w beczce z wodą, bo to są działki, ludzie tam odpoczywają i pracują i już nasz rechot będzie wystarczająco głośny ;))).
Jeżeli macie ochotę na takie typu spotkanie, to miło będzie Was widzieć."
Jeśli dobrze policzyłem, to przewinęło się w trakcie spotkania ze 30 osób!!!
Mieli nie przyjeżdżać na rowerach...
...ale ten nałóg jest za silny ;).
Mieli nie dawać prezentów...
...ale dawali.
Powinienem więc opieprzyć za krnąbrność, ale...dziękuję, bo prezenty daliście mi wspaniałe (najlepszym była Wasza obecność).
Było też inne wyraźne przesłanie ;))):
"Ponieważ brama główna na działki jest zamykana na klucz, pojawię się przy niej o godzinie 16:00, żeby Was wpuścić, drugie i ostatnie otwarcie o godzinie 16:15 (inaczej zamiast grillować i sączyć piwko, będę przemierzał ogródki działkowe w te i we w te cały dzień, więc proszę o punktualność). Spóźnialskim desperatom, którzy usilnie zechcą wejść nawet przez płot i drut kolczasty, podaję nr awaryjnie mojego telefonu: 605 xxx xxx, ale nie ma gwarancji, że go usłyszę ;). Spóźnialscy szczęściarze być może załapią się na wejście z innymi przypadkowymi działkowiczami. Przypominam, działka ma nr 12. Proszę o potwierdzenie, czy będziecie."
W związku z tym kursowałem w te i we w te cały dzień, ale na szczęście grillując, sącząc piwko i nabijając na samej działce blisko 7 km (zapobiegliwie wziąłem na działkę starą "Kozę", którą nota bene przed północą "podprowadził" mój brat i zniknął w ciemnościach, kierując się do domu ;))).
No i tu ponownie, powinienem więc Was opieprzyć za szlajanie się przy bramie, do bramy, od bramy....ale...dziękuję, bo dzięki tym kursom miałem świetną imprezę i wycieczkę w jednym ;))).
Było tak fajnie, że spotkanie przeciągnęło się do północy.
Zrobiło się chłodno, więc ten czas spędziliśmy przy ognisku.
Raz jeszcze wielke dzięki, do tego stopnia mi się spodobało, że możecie mieć pewność, że nie jest to ostatnie spotkanie na Misiaczowej działce w tym roku :))).
Rower:Koza
Dane wycieczki:
15.29 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 176 (kcal)
-40-
Piątek, 20 kwietnia 2012 | dodano: 17.04.2012Kategoria Szczecin i okolice
...
...
No, to 40 minęło o poranku, a potem pojechałem do firmy na "Kozie".
Wracając, natknąłem się na pięknie odrestaurowane zabytkowe cacko!
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 338 (kcal)
...
No, to 40 minęło o poranku, a potem pojechałem do firmy na "Kozie".
Wracając, natknąłem się na pięknie odrestaurowane zabytkowe cacko!

Zabytek na 2 kołach, ale z silnikiem.© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
16.87 km (2.00 km teren), czas: 01:00 h, avg:16.87 km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 338 (kcal)
Popołudniowa pętelka sławoszewska + ognisko.
Środa, 18 kwietnia 2012 | dodano: 18.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Rano dostałem SMS-a od Jarka "Gadzika" z propozycją wypadu do Trzebieży, ale niestety, ponownie nie dało się.
Miałem troszkę do zrobienia, a i byłem zawczasu już umówiony z Piotrkiem "Bronikiem" na szybki samochodowy wyjazd do Loecknitz na zakupy.
Po zakupach Piotrek szybko zebrał się i o 13:00 ruszył do pracy do Dobrej na rowerze.
No to ja też się szybko zebrałem, bo pomyślałem, że go kawałek odprowadzę...no i odprowadziłem go aż do Dobrej, bo wicher mieliśmy w plecy taki, że się chciało gnać!
Piotrek poszedł do firmy, a ja miałem plan powrotu przez Niemcy, ale wyjątkowo (jak nigdy) nie czułem dziś nastroju na Rzeszę i wykombinowałem, że pojadę przez Sławoszewo do Bartoszewa.

Z Bartoszewa dojechałem pod wicher do Szczecina.

W międzyczasie zadzwonił do mnie tata i zaprosił z kiełbachą na ognisko. Czemu nie?
W końcu zbliżała się pora obiadowa.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 977 (kcal)
Miałem troszkę do zrobienia, a i byłem zawczasu już umówiony z Piotrkiem "Bronikiem" na szybki samochodowy wyjazd do Loecknitz na zakupy.
Po zakupach Piotrek szybko zebrał się i o 13:00 ruszył do pracy do Dobrej na rowerze.
No to ja też się szybko zebrałem, bo pomyślałem, że go kawałek odprowadzę...no i odprowadziłem go aż do Dobrej, bo wicher mieliśmy w plecy taki, że się chciało gnać!
Piotrek poszedł do firmy, a ja miałem plan powrotu przez Niemcy, ale wyjątkowo (jak nigdy) nie czułem dziś nastroju na Rzeszę i wykombinowałem, że pojadę przez Sławoszewo do Bartoszewa.

W drodze do Bartoszewa.© Misiacz
Z Bartoszewa dojechałem pod wicher do Szczecina.

Staw Uroczysko.© Misiacz
W międzyczasie zadzwonił do mnie tata i zaprosił z kiełbachą na ognisko. Czemu nie?
W końcu zbliżała się pora obiadowa.

Ognisko na działce i kiełbacha.© Misiacz
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
43.81 km (7.00 km teren), czas: 01:56 h, avg:22.66 km/h,
prędkość maks: 47.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 977 (kcal)
"Kozą" po mieście.
Wtorek, 17 kwietnia 2012 | dodano: 17.04.2012Kategoria Szczecin i okolice
No proszę, ktoś jednak o nas pomyślał w trakcie remontu skrzyżowania na Bramie Portowej.

Dzięki remontowi, na okolicznych ulicach są korki.
Tu panuje na razie prawie błogi spokój.
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 217 (kcal)

Ktoś wreszcie zauważył, że ludzie używają roweru.© Misiacz
Dzięki remontowi, na okolicznych ulicach są korki.
Tu panuje na razie prawie błogi spokój.

Brama Portowa. Aż dziwnie bez samochodów.© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
10.57 km (1.00 km teren), czas: 00:36 h, avg:17.62 km/h,
prędkość maks: 29.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 217 (kcal)
Po nowy napój izotoniczny na "Kozie".
Poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | dodano: 16.04.2012Kategoria Szczecin i okolice
Dziś uruchomiłem "Kozę", żeby pozałatwiać parę spraw (m.in. odwiedziłem składnicę złomu w poszukiwaniu ciekawych części rowerowych, w tym siodełka), odwiedzić tatę na działce i zakupić do wieczornego testu nowy napój izotoniczny :).
Test oczywiście odbywa się w warunkach laboratoryjnych (na kanapie), a nie na rowerze :).
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 173 (kcal)
Test oczywiście odbywa się w warunkach laboratoryjnych (na kanapie), a nie na rowerze :).

Nowy izotonik w puszce.© Misiacz
Rower:Koza
Dane wycieczki:
8.68 km (1.00 km teren), czas: 00:34 h, avg:15.32 km/h,
prędkość maks: 30.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 173 (kcal)
Z "Bandą Krysiorka" na Głębokie...uchhhh....i nigdzie dalej.
Niedziela, 15 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012Kategoria Szczecin i okolice
Po wczorajszej wycieczce do Rieth Basia miała wielkiego lenia, więc dziś pojechałem na leniwy spacerek nad jezioro Głębokie z Krysiorkiem, moim bratem Krzyśkiem i jego żoną Kasią.
Przejazd przez Centralny, mój brat lawiruje :))).

Wyprostował się. :)))

W trakcie przerwy na odpoczynek podarowałem Krysi własnoręcznie upieczonego Misiacza z ciasta maślanego, którego to natychmiast po sesji fotograficznej napoczęła :))).

Dość tych zdjęć! Dajcie mi go zjeść!!! :)))

A to rowerek cross Bulls zakupiony przez brata w Płoni...a w tle Krysiorek, użytkowniczka pojazdu (w foteliku oczywiście na razie jeździ, ale kto wie, co będzie za parę lat).

Na Głębokie dojechaliśmy skrótami wjeżdżając w las za hurtownią napojów na ul. Modrej.
Po popasie nad jeziorem stwierdziłem, że się odłączam i tzw. "pętlą sławoszewską" dojadę do Dobrej, stamtąd wskoczę do Niemiec i przez Blankensee, Schwennenz i Ladenthin dojadę na Pomorzany.

Taaa...pojechałem.
Dziś to mi się raz coś chciało, a raz nie chciało...uch.
Depnąłem po pedałach, ale nawet nie dojechałem do Pilchowa, bo po drodze spotkałem Anetę "Athenę" i Marka "Odysseusa"...na pieszo.
Troszkę pogadaliśmy, a ja poczułem jeszcze większego lenia i rozmyśliłem się...
Najzwyczajniej w świecie zawróciłem, ostro przycisnąłem i dogoniłem "Bandę Krysiorka" tuż przed Amfiteatrem w Parku Kasprowicza, skąd wróciliśmy na Pomorzany.
Tuż przed samym domem postanowiłem pościgać się z tramwajem i udało mi się go "łyknąć" przy prędkości 42 km/h. Musiałem się jakoś rozgrzać po tym lenistwie.
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 528 (kcal)
Przejazd przez Centralny, mój brat lawiruje :))).
Wyprostował się. :)))
W trakcie przerwy na odpoczynek podarowałem Krysi własnoręcznie upieczonego Misiacza z ciasta maślanego, którego to natychmiast po sesji fotograficznej napoczęła :))).

Pieczony maślany Misiacz.© Misiacz
Dość tych zdjęć! Dajcie mi go zjeść!!! :)))
A to rowerek cross Bulls zakupiony przez brata w Płoni...a w tle Krysiorek, użytkowniczka pojazdu (w foteliku oczywiście na razie jeździ, ale kto wie, co będzie za parę lat).
Na Głębokie dojechaliśmy skrótami wjeżdżając w las za hurtownią napojów na ul. Modrej.
Po popasie nad jeziorem stwierdziłem, że się odłączam i tzw. "pętlą sławoszewską" dojadę do Dobrej, stamtąd wskoczę do Niemiec i przez Blankensee, Schwennenz i Ladenthin dojadę na Pomorzany.
Taaa...pojechałem.
Dziś to mi się raz coś chciało, a raz nie chciało...uch.
Depnąłem po pedałach, ale nawet nie dojechałem do Pilchowa, bo po drodze spotkałem Anetę "Athenę" i Marka "Odysseusa"...na pieszo.
Troszkę pogadaliśmy, a ja poczułem jeszcze większego lenia i rozmyśliłem się...
Najzwyczajniej w świecie zawróciłem, ostro przycisnąłem i dogoniłem "Bandę Krysiorka" tuż przed Amfiteatrem w Parku Kasprowicza, skąd wróciliśmy na Pomorzany.
Tuż przed samym domem postanowiłem pościgać się z tramwajem i udało mi się go "łyknąć" przy prędkości 42 km/h. Musiałem się jakoś rozgrzać po tym lenistwie.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
25.21 km (7.00 km teren), czas: 01:35 h, avg:15.92 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 528 (kcal)
101 km z Basią i Michałem do Rieth na sernik.
Sobota, 14 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
W tę sobotę większość znajomych pojechała w okolice Angermuende, ale mi się jakoś nie uśmiechało zrywać z rana na bardzo poranny pociąg Deutsche Bundesbahn i zaplanowałem coś, co pozwalało co nieco pospać. Tym niemniej zamierzamy z Basią (może ktoś się dołączy) wykorzystać doświadczenia uczestników tej wycieczki, załadować rowerki na samochód i jeszcze w tym roku przejechać tę trasę.
Tymczasem ponownie zachciało nam się jechać do Rieth...wiem, wiem, trasa zjechana więcej niż dziesiątki razy, ale klimat na niej jest niepowtarzalny, podobnie jak domowy sernik i inne csiasta w Cafe de Kloenstuw pieczone osobiście przez panią Katję Gaugel.
Trasa Michała zarejestrowana przez jego GPS :
W końcu i Basia "Misiaczowa" zabrała się na poważniejszy dystans, choć formę miała dość średnią.
O godzinie 10:30 spotkaliśmy się na Głębokim z Michałem.

Po krókim gadu-gadu, ruszyliśmy w stronę Pilchowa.
Tam nastąpiła krótka przerwa, bowiem zatrzymaliśmy się, by podrzucić chorującemu Krzyśkowi "Siwobrodemu" nieco własnych wypieków, żeby nam chłopina z głodu nie zszedł.
Nie chcielibyśmy przecież następnym razem natknąć się tam na szkielet ze srebrną brodą obgryzany przez jego psicę "Sarę" :))).
Kolejny postój mieliśmy w Puszczy Wkrzańskiej za Tanowem.

Jak już wspomniałem, trasa do Dobieszczyna i Hintersee jest już nam doskonale znana, więc żeby jej całkowicie nie powielać, nauczony przez mego Mistrza Krzyśka "Montera", postanowiłem zafundować Basi i Michałowi drobne atrakcje typu "skróty" ;))).
Najpierw skręciliśmy nad jezioro Piaski i jak na razie było fajnie, bo dojeżdża się tam asfaltem przez las.
Zdjęcie Michała:

Jezioro Piaski.

Po przerwie na fotki i nasmarowanie skrzypiącej sprężyny w siodełku Basi ruszyliśmy dalej. Celem był nadgraniczny Myślibórz Wielki, mała osada w środku puszczy, gdzie kończy się cywilizowana droga, ale...leśną dróżką można się stamtąd przedrzeć do Niemiec, do Hintersee.
Taki był mój plan :).
Nie przewidziałem jednak, że kilkaset metrów tej drogi jest rozryte przez pojazdy drwali (doskonale to widać na niżej zamieszczonym filmie Michała).
Basia miała swoje zdanie odnośnie moich "atrakcji" :))).

Komiksy zwykle powstają po "skrótach Montera", jednak tym razem musiałem go narysować sam sobie :).
Niestety, jechać się nie dało, koła zakopywały się powyżej poziomu obręczy.

Potem "droga drwali" się skończyła i doczłapaliśmy do granicy.
Dwa zdjęcia Michała.


Po przekroczeniu granicy dalej jechaliśmy leśną drogą, by ostatecznie wyjechać w Hintersee.
Stamtąd szlakiem rowerowym potoczyliśmy się do Rieth do Cafe de Kloenstuw.

Polowanie wreszcie się udało. Trzeba mieć farta, żeby przy każdej kolejnej wizycie trafić na podobne ciasto, bowiem domowe wypieki to chyba hobby gospodyni i są one za każdym razem odmienne. Nawet upolowany sernik był inny niż ten, który jedliśmy przy pierwszej wizycie, ale równie pyszny, a jego porcja ogromna (na zdjęciu niestety nie widać).

Na zdjęciu Michała rozmiar widać nieco lepiej.

Upasieni ciastem i espresso postanowiliśmy chwilę spędzić na przystani, gdzie panuje błogi klimat.
Aby tradycji stało się zadość, jak zwykle uwieczniłem "swoją" łódkę.
Za każdym razem mi się podoba i za każdym razem wychodzi w innym klimacie.

W tym czasie Basia i Michał rozparli się na betonowych leżaczkach.

Oj, nie chciało nam się ruszać, nie chciało i marzyliśmy o teleportacji do Szczecina.
Niestety, teleporterów nie można jeszcze zakupywać w sklepie RTV AGD, więc przyszło nam się wdrapać na rowery i ruszać w drogę powrotną.
Przerwa pod Hintersee (zdjęcie Michała).

A dalej...już tradycyjnie: Dobieszczyn, Tanowo, Pilchowo, Głębokie i do domu.
Poniżej ciekawy (przynajmniej dla nas) film z wycieczki wykonany i zmontowany przez Michała:
:)
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2013 (kcal)
Tymczasem ponownie zachciało nam się jechać do Rieth...wiem, wiem, trasa zjechana więcej niż dziesiątki razy, ale klimat na niej jest niepowtarzalny, podobnie jak domowy sernik i inne csiasta w Cafe de Kloenstuw pieczone osobiście przez panią Katję Gaugel.
Trasa Michała zarejestrowana przez jego GPS :
W końcu i Basia "Misiaczowa" zabrała się na poważniejszy dystans, choć formę miała dość średnią.
O godzinie 10:30 spotkaliśmy się na Głębokim z Michałem.
Po krókim gadu-gadu, ruszyliśmy w stronę Pilchowa.
Tam nastąpiła krótka przerwa, bowiem zatrzymaliśmy się, by podrzucić chorującemu Krzyśkowi "Siwobrodemu" nieco własnych wypieków, żeby nam chłopina z głodu nie zszedł.
Nie chcielibyśmy przecież następnym razem natknąć się tam na szkielet ze srebrną brodą obgryzany przez jego psicę "Sarę" :))).
Kolejny postój mieliśmy w Puszczy Wkrzańskiej za Tanowem.
Jak już wspomniałem, trasa do Dobieszczyna i Hintersee jest już nam doskonale znana, więc żeby jej całkowicie nie powielać, nauczony przez mego Mistrza Krzyśka "Montera", postanowiłem zafundować Basi i Michałowi drobne atrakcje typu "skróty" ;))).
Najpierw skręciliśmy nad jezioro Piaski i jak na razie było fajnie, bo dojeżdża się tam asfaltem przez las.
Zdjęcie Michała:
Jezioro Piaski.
Po przerwie na fotki i nasmarowanie skrzypiącej sprężyny w siodełku Basi ruszyliśmy dalej. Celem był nadgraniczny Myślibórz Wielki, mała osada w środku puszczy, gdzie kończy się cywilizowana droga, ale...leśną dróżką można się stamtąd przedrzeć do Niemiec, do Hintersee.
Taki był mój plan :).
Nie przewidziałem jednak, że kilkaset metrów tej drogi jest rozryte przez pojazdy drwali (doskonale to widać na niżej zamieszczonym filmie Michała).
Basia miała swoje zdanie odnośnie moich "atrakcji" :))).
Komiksy zwykle powstają po "skrótach Montera", jednak tym razem musiałem go narysować sam sobie :).
Niestety, jechać się nie dało, koła zakopywały się powyżej poziomu obręczy.
Potem "droga drwali" się skończyła i doczłapaliśmy do granicy.
Dwa zdjęcia Michała.
Po przekroczeniu granicy dalej jechaliśmy leśną drogą, by ostatecznie wyjechać w Hintersee.
Stamtąd szlakiem rowerowym potoczyliśmy się do Rieth do Cafe de Kloenstuw.
Polowanie wreszcie się udało. Trzeba mieć farta, żeby przy każdej kolejnej wizycie trafić na podobne ciasto, bowiem domowe wypieki to chyba hobby gospodyni i są one za każdym razem odmienne. Nawet upolowany sernik był inny niż ten, który jedliśmy przy pierwszej wizycie, ale równie pyszny, a jego porcja ogromna (na zdjęciu niestety nie widać).
Na zdjęciu Michała rozmiar widać nieco lepiej.
Upasieni ciastem i espresso postanowiliśmy chwilę spędzić na przystani, gdzie panuje błogi klimat.
Aby tradycji stało się zadość, jak zwykle uwieczniłem "swoją" łódkę.
Za każdym razem mi się podoba i za każdym razem wychodzi w innym klimacie.
W tym czasie Basia i Michał rozparli się na betonowych leżaczkach.
Oj, nie chciało nam się ruszać, nie chciało i marzyliśmy o teleportacji do Szczecina.
Niestety, teleporterów nie można jeszcze zakupywać w sklepie RTV AGD, więc przyszło nam się wdrapać na rowery i ruszać w drogę powrotną.
Przerwa pod Hintersee (zdjęcie Michała).
A dalej...już tradycyjnie: Dobieszczyn, Tanowo, Pilchowo, Głębokie i do domu.
Poniżej ciekawy (przynajmniej dla nas) film z wycieczki wykonany i zmontowany przez Michała:
:)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
101.52 km (24.00 km teren), czas: 06:08 h, avg:16.55 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2013 (kcal)
Na zakupy świąteczne w Gartz (Niemcy).
Czwartek, 5 kwietnia 2012 | dodano: 05.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem dziś kolejny wolny dzień, tzn. na początku mi się tak wydawało, bo jedno zlecenie przyszło jak już ruszałem w trasę, a drugie w Niemczech, gdy byłem niedaleko Gartz.
Czemu one nie przychodzą, jak siedzę w domu i na nie czekam?!
A tak...przepadło.
No nic, jak się ruszyło, to się pojechało. Miałem w planie podjechać do gospodarza w Nadrensee, aby kupić jajka wiejskie, bo u nas ich ceny osiągnęły idiotyczny pułap (nawet 10 zł za 10 szt. za dobre jajca), a w tym biednym kraju za miedzą, który wojnę przegrał i pewnie biedę klepie, można jajka od kur wolnego chowu kupić po 1,50 EUR za 10 szt.
Na światłach przed Autostradą Poznańską stałem pierwszy, za mną podjechał samochód: klakson.
Myślę sobie "No kie licho?!"
Tym "lichem" okazał się Paweł "Axis" w swoim wielkim Mitsubishi. Pozdrawiam! :)
Jakoś wyjątkowo dopisywała mi forma, pod górkę do Warnika wręcz pędziłem.
Potem wjechałem do Rzeszy.
Z górki za Ladenthin z kolei spokojnie rozpędziłem się do blisko 52 km/h.
Z tą prędkością minąłem biegacza i wspiąłem się na najwyższe okoliczne wzniesienie.
Ledwie zrobiłem zdjęcie, patrzę, a ten biegacz zap... pod tę górkę jak motorek i już jest prawie przy mnie.
Szkoda, że mu prędkości nie zmierzyłem.
Na górce za Ladenthin w kierunku na Nadrensee.

Widoczny na szosie biegacz.
Mijałem go mniej więcej na horyzoncie.

Aaa...już wiem, skąd taka forma u mnie. Wiało mi w plecy z prędkością 7 m/s. Wiedziałem więc już, co mnie czeka w przeciwną stronę :///.
Jajec nie kupiłem, bo na drzwiach wisiała kartka, że "gdzieś poszedłem, jakieś 300 m stąd, koło fryzjera, w lewo, w prawo...".
Pffff...weź i szukaj.
Pojeździłem po wiosce, ale nawet tego fryzjera nie znalazłem, więc cóż, pojechałem w stronę Tantow.

Między Tantow a Hohencośtamcośtamcośtamcośtam...no dobra, Hohenreinkendorf, próbował mnie ścigać traktor z przyczepą.
Na podjazdach był już blisko, a na zjazdach zostawał w tyle...i tak się bawiliśmy aż do skrzyżowania ma Gartz, w którego kierunku ja skręciłem, a on pojechał w swoją stronę. No, ale nie dogonił mnie :))).
W Gartz poszedłem na zakupy do Netto i GetraenkeLand.

O dziwo, w Netto były jajca z chowu ściółkowego (podobno od wypoczętych kur ;))) za...1,19 EUR (czyli za ok. 5 zł, połowę tego co u nas).
Tak obserwuję tych Niemców (Japończyków też) i wygląda na to, że opłacało im się wojnę rozpętać, a potem ją przegrać.
Widocznie wojaczka i rzezie uważane są u nich od wieków za dobry biznes.
Wczoraj czytałem o proporcjach ZAROBKI - CENA LITRA PALIWA.
Przy zachowaniu proporcji niemieckich obecnie płacilibyśmy (a raczej tak byśmy to odczuwali) jak za ok. 1,60 zł za litr paliwa.
Z kolei gdyby Niemcy zachowali proporcje polskie, litr paliwa kosztowałby u nich...6 EUR (cena "odczuwalna")!!!
Niewyobrażalna rozbieżność poziomów.
No ale, odbiegam od tematu. Kupiłem balast, żeby mi się fajniej jechało pod wiatr :))).
- 2 litry wina (ok. 2 kg)
- 1,5 litra (ok. 1,5 kg) płynu do prania (dodam, że za 1 EUR ;)))
- 1,6 kg sera Gouda (prawdziwy, bez oleju palmowego i innych syfów)
- 10 jajek (pewnie z 0,5 kg)
- 3 piwa naturalne, bawarskie (ok. 1,5 kg plus butelki)
Razem dowaliłem sobie ok. 7 kg i potoczyłem się trasą rowerową z Gartz do Mescherin, gdzie na szczęście osłaniał mnie las.

Górka z Mescherin do Staffelde to już lekka porażka, wiatr wirował, stromo było...tylko ten świeżo położony asfalt mnie pocieszał.
Jechałem, gapiłem się w ten asfalt i dumałem:
"No dobra, ale jak do jasnej cholery udaje się wam k...Niemiaszki położyć asfalt bez najdrobniejszej fałdy, no przecież to jest NIE-WY-KO-NAL-NE!!!"
A potem, za Staffelde, za Neurochlitz dowlokłem się do Kołbaskowa.
Górka do Przecławia.
Siedem kilo balastu dodatkowego w sakwach.
Wiatr ok. 7 m/s prosto w gębę!
BEZCENNE!
Dostałem tam w zad i nie chciało mi się jechać, no ale dojechałem, a nawet po rozpakowaniu się zrobiłem dodatkowe 11 km po Szczecinie do mojego księgowego.
Powiem więcej, nie spotkałem dziś w mieście żadnego drogowego chama (ale widziałem chłopaka, który prawie wpadł na maskę samochodu paniusi, która go "nie zauważyła, bo słońce").
Jednak jeśli o mnie chodzi, to jestem ze swojego wyjazdu zadowolony ;).
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1754 (kcal)
Czemu one nie przychodzą, jak siedzę w domu i na nie czekam?!
A tak...przepadło.
No nic, jak się ruszyło, to się pojechało. Miałem w planie podjechać do gospodarza w Nadrensee, aby kupić jajka wiejskie, bo u nas ich ceny osiągnęły idiotyczny pułap (nawet 10 zł za 10 szt. za dobre jajca), a w tym biednym kraju za miedzą, który wojnę przegrał i pewnie biedę klepie, można jajka od kur wolnego chowu kupić po 1,50 EUR za 10 szt.
Na światłach przed Autostradą Poznańską stałem pierwszy, za mną podjechał samochód: klakson.
Myślę sobie "No kie licho?!"
Tym "lichem" okazał się Paweł "Axis" w swoim wielkim Mitsubishi. Pozdrawiam! :)
Jakoś wyjątkowo dopisywała mi forma, pod górkę do Warnika wręcz pędziłem.
Potem wjechałem do Rzeszy.
Z górki za Ladenthin z kolei spokojnie rozpędziłem się do blisko 52 km/h.
Z tą prędkością minąłem biegacza i wspiąłem się na najwyższe okoliczne wzniesienie.
Ledwie zrobiłem zdjęcie, patrzę, a ten biegacz zap... pod tę górkę jak motorek i już jest prawie przy mnie.
Szkoda, że mu prędkości nie zmierzyłem.
Na górce za Ladenthin w kierunku na Nadrensee.
Widoczny na szosie biegacz.
Mijałem go mniej więcej na horyzoncie.
Aaa...już wiem, skąd taka forma u mnie. Wiało mi w plecy z prędkością 7 m/s. Wiedziałem więc już, co mnie czeka w przeciwną stronę :///.
Jajec nie kupiłem, bo na drzwiach wisiała kartka, że "gdzieś poszedłem, jakieś 300 m stąd, koło fryzjera, w lewo, w prawo...".
Pffff...weź i szukaj.
Pojeździłem po wiosce, ale nawet tego fryzjera nie znalazłem, więc cóż, pojechałem w stronę Tantow.
Między Tantow a Hohencośtamcośtamcośtamcośtam...no dobra, Hohenreinkendorf, próbował mnie ścigać traktor z przyczepą.
Na podjazdach był już blisko, a na zjazdach zostawał w tyle...i tak się bawiliśmy aż do skrzyżowania ma Gartz, w którego kierunku ja skręciłem, a on pojechał w swoją stronę. No, ale nie dogonił mnie :))).
W Gartz poszedłem na zakupy do Netto i GetraenkeLand.
O dziwo, w Netto były jajca z chowu ściółkowego (podobno od wypoczętych kur ;))) za...1,19 EUR (czyli za ok. 5 zł, połowę tego co u nas).
Tak obserwuję tych Niemców (Japończyków też) i wygląda na to, że opłacało im się wojnę rozpętać, a potem ją przegrać.
Widocznie wojaczka i rzezie uważane są u nich od wieków za dobry biznes.
Wczoraj czytałem o proporcjach ZAROBKI - CENA LITRA PALIWA.
Przy zachowaniu proporcji niemieckich obecnie płacilibyśmy (a raczej tak byśmy to odczuwali) jak za ok. 1,60 zł za litr paliwa.
Z kolei gdyby Niemcy zachowali proporcje polskie, litr paliwa kosztowałby u nich...6 EUR (cena "odczuwalna")!!!
Niewyobrażalna rozbieżność poziomów.
No ale, odbiegam od tematu. Kupiłem balast, żeby mi się fajniej jechało pod wiatr :))).
- 2 litry wina (ok. 2 kg)
- 1,5 litra (ok. 1,5 kg) płynu do prania (dodam, że za 1 EUR ;)))
- 1,6 kg sera Gouda (prawdziwy, bez oleju palmowego i innych syfów)
- 10 jajek (pewnie z 0,5 kg)
- 3 piwa naturalne, bawarskie (ok. 1,5 kg plus butelki)
Razem dowaliłem sobie ok. 7 kg i potoczyłem się trasą rowerową z Gartz do Mescherin, gdzie na szczęście osłaniał mnie las.
Górka z Mescherin do Staffelde to już lekka porażka, wiatr wirował, stromo było...tylko ten świeżo położony asfalt mnie pocieszał.
Jechałem, gapiłem się w ten asfalt i dumałem:
"No dobra, ale jak do jasnej cholery udaje się wam k...Niemiaszki położyć asfalt bez najdrobniejszej fałdy, no przecież to jest NIE-WY-KO-NAL-NE!!!"
A potem, za Staffelde, za Neurochlitz dowlokłem się do Kołbaskowa.
Górka do Przecławia.
Siedem kilo balastu dodatkowego w sakwach.
Wiatr ok. 7 m/s prosto w gębę!
BEZCENNE!
Dostałem tam w zad i nie chciało mi się jechać, no ale dojechałem, a nawet po rozpakowaniu się zrobiłem dodatkowe 11 km po Szczecinie do mojego księgowego.
Powiem więcej, nie spotkałem dziś w mieście żadnego drogowego chama (ale widziałem chłopaka, który prawie wpadł na maskę samochodu paniusi, która go "nie zauważyła, bo słońce").
Jednak jeśli o mnie chodzi, to jestem ze swojego wyjazdu zadowolony ;).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
83.20 km (1.00 km teren), czas: 03:34 h, avg:23.33 km/h,
prędkość maks: 52.00 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1754 (kcal)
Spacerek do Niemiec (Ladenthin) ze statystyką w Polsce.
Niedziela, 1 kwietnia 2012 | dodano: 01.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wyskoczyłem dziś na samotny spacerek do Niemiec. Bez ciśnięcia i szarpania. Luzik totalny...powiedzmy, pomijając fakt, że miałem na początek ostry wiatr w twarz, ok. 11 m/s, według angielskiego nazewnictwa wiatrów jest to tzw. "fresh breeze" (świeża bryza).
Hm...no jak wieje 11 m/s, to chyba faktycznie świeża ;))).
Skutecznie odświeżała mnie na długim podjeździe do Warnika.
Nim tam jednak dojechałem, na Rondzie Hakena, gdzie droga dla rowerów przecina dwie dwupasmowe jezdnie postanowiłem zrobić mały eksperyment statystyczny.
Polegał on na tym, że stanąłem przy jezdni na "przysługującym mi" przejeździe i zacząłem liczyć, który samochód przepuści mnie przez jezdnię (zgodnie z prawem powinni się zatrzymać).
Prawo prawem, ale cudów się nie spodziewałem.
Przejechało 8 samochodów, żaden nawet nie zwolnił, pięć z rejestracją ZS, trzy z rejestracją ZGR.
No wreszcie, dziewiąty się zatrzymał i poczekał aż przejadę, lepiej dziewiąty niż żaden.
Sęk w tym, że ten dziewiąty miał rejestrację...HH, czyli Hamburg...:)))
Chyba nie kwalifikuje się jednak do lokalnych statystyk.
No dobra, wjechałem na górkę do Warnika i tuż przed Ladenthin chwyciłem za aparat, póki świeciło słońce (na 14:00 zapowiadano chmury, a nawet opady).

A to nowy nabytek, dołożyłem kilka kolejne kilka gramów do swojego "TIR-a", no ale jak nie powiesić odblaskowego Misiacza? ;)))

Zdjęcie chmur przed Ladenthin.

Miejsce odpoczynku przy głazie narzutowym w Ladenthin.

Chmurki przed Schwennenz.

Nigdy tak szybko nie podjeżdżałem polną drogą pod górkę od Schwennenz do Bobolina, a to dlatego, że od tej pory tę "świeżą bryzę" miałem w plecy i tak już było aż do Szczecina (Vmax = 51 km/h nie stanowiło problemu, zwłaszcza z górki).
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 659 (kcal)
Hm...no jak wieje 11 m/s, to chyba faktycznie świeża ;))).
Skutecznie odświeżała mnie na długim podjeździe do Warnika.
Nim tam jednak dojechałem, na Rondzie Hakena, gdzie droga dla rowerów przecina dwie dwupasmowe jezdnie postanowiłem zrobić mały eksperyment statystyczny.
Polegał on na tym, że stanąłem przy jezdni na "przysługującym mi" przejeździe i zacząłem liczyć, który samochód przepuści mnie przez jezdnię (zgodnie z prawem powinni się zatrzymać).
Prawo prawem, ale cudów się nie spodziewałem.
Przejechało 8 samochodów, żaden nawet nie zwolnił, pięć z rejestracją ZS, trzy z rejestracją ZGR.
No wreszcie, dziewiąty się zatrzymał i poczekał aż przejadę, lepiej dziewiąty niż żaden.
Sęk w tym, że ten dziewiąty miał rejestrację...HH, czyli Hamburg...:)))
Chyba nie kwalifikuje się jednak do lokalnych statystyk.
No dobra, wjechałem na górkę do Warnika i tuż przed Ladenthin chwyciłem za aparat, póki świeciło słońce (na 14:00 zapowiadano chmury, a nawet opady).
A to nowy nabytek, dołożyłem kilka kolejne kilka gramów do swojego "TIR-a", no ale jak nie powiesić odblaskowego Misiacza? ;)))

Nowy odblaskowy Misiacz.© Misiacz
Zdjęcie chmur przed Ladenthin.
Miejsce odpoczynku przy głazie narzutowym w Ladenthin.
Chmurki przed Schwennenz.
Nigdy tak szybko nie podjeżdżałem polną drogą pod górkę od Schwennenz do Bobolina, a to dlatego, że od tej pory tę "świeżą bryzę" miałem w plecy i tak już było aż do Szczecina (Vmax = 51 km/h nie stanowiło problemu, zwłaszcza z górki).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
31.53 km (3.00 km teren), czas: 01:41 h, avg:18.73 km/h,
prędkość maks: 51.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 659 (kcal)
Z Basią, Anetą i Piotrkiem - pętelka sławoszewska plus...
Niedziela, 25 marca 2012 | dodano: 25.03.2012Kategoria Z Basią..., Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Po wczorajszej całkiem długiej wycieczce do Altwarp z ekipą BS i RS miałem dziś lenia, a i Basia niespecjalnie w formie była po chorobie, jednak zdecydowała się na "cyklozoterapię".
Miejmy nadzieję, że pomoże.
Umówiliśmy się z Anetą na Głębokim, a po drodze dogonił nas jeszcze rozleniwiony (podobnie jak ja, z tego samego powodu) Piotrek "Bronik" i w ten oto sposób zrobiła się nas czwórka.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na kawę, po czym ruszyliśmy na Sławoszewo. Dziewczynom jakoś sprawniej to szło i mimo, że jechały wolniej...to jechały szybciej ;).
Znikają w oddali...

Mój rower raczej nie może przez ten mostek przejechać ;))).

W Dobrej wskoczyliśmy na nową ścieżkę prowadzącą do Rzędzin, bo Basia i Aneta jeszcze jej nie widziały.


Dojechaliśmy do końca ścieżki i po wypiciu kawki z termosu z wiatrem wróciliśmy do Szczecina.
Trasa bardzo malownicza...
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1056 (kcal)
Miejmy nadzieję, że pomoże.
Umówiliśmy się z Anetą na Głębokim, a po drodze dogonił nas jeszcze rozleniwiony (podobnie jak ja, z tego samego powodu) Piotrek "Bronik" i w ten oto sposób zrobiła się nas czwórka.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na kawę, po czym ruszyliśmy na Sławoszewo. Dziewczynom jakoś sprawniej to szło i mimo, że jechały wolniej...to jechały szybciej ;).
Znikają w oddali...
Mój rower raczej nie może przez ten mostek przejechać ;))).
W Dobrej wskoczyliśmy na nową ścieżkę prowadzącą do Rzędzin, bo Basia i Aneta jeszcze jej nie widziały.
Dojechaliśmy do końca ścieżki i po wypiciu kawki z termosu z wiatrem wróciliśmy do Szczecina.
Trasa bardzo malownicza...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
52.71 km (2.00 km teren), czas: 03:14 h, avg:16.30 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1056 (kcal)
























