- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Mazury na rowerze teściowej
Dystans całkowity: | 345.49 km (w terenie 55.00 km; 15.92%) |
Czas w ruchu: | 16:28 |
Średnia prędkość: | 18.15 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.00 km/h |
Suma kalorii: | 230 kcal |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 19.19 km i 1h 22m |
Więcej statystyk |
Rowerem teściowej po mazurskiej morenie...
Niedziela, 3 maja 2015 | dodano: 03.05.2015Kategoria Mazury na rowerze teściowej, Po Polsce
Majówka w Mrągowie...
Przygotowałem teściowej rower do nowego sezonu i od razu wyskoczyłem na krótką traskę by sprawdzić, czy faktycznie jest przygotowany.
Górka naprawdę nielicha!
Mazurski landszafcik...
Rowerek śmigał jak należy, więc można go było odstawić do piwnicy.
Jak to ostatnio, znowu okazałem się "demonem wielkich dystansów"... :)))
Potem jeszcze troszkę pobiegałem nad jeziorem Czos, odległość niewiele mniejsza od tej przejechanej na rowerze (5,05 km).
Drzewa owinięto siatką, ponieważ w okolicy znacząco wzrosła populacja bobrów i zdecydowanie za mocno dobierały się do drzew.
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 110 (kcal)
Przygotowałem teściowej rower do nowego sezonu i od razu wyskoczyłem na krótką traskę by sprawdzić, czy faktycznie jest przygotowany.
Górka naprawdę nielicha!
Mazurski landszafcik...
Rowerek śmigał jak należy, więc można go było odstawić do piwnicy.
Jak to ostatnio, znowu okazałem się "demonem wielkich dystansów"... :)))
Potem jeszcze troszkę pobiegałem nad jeziorem Czos, odległość niewiele mniejsza od tej przejechanej na rowerze (5,05 km).
Drzewa owinięto siatką, ponieważ w okolicy znacząco wzrosła populacja bobrów i zdecydowanie za mocno dobierały się do drzew.
Rower:
Dane wycieczki:
6.72 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 37.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 110 (kcal)
Wielkanocnie i urodzinowo na Mazurach...
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano: 22.04.2014Kategoria Po Polsce, Mazury na rowerze teściowej
Po raz kolejny pojechaliśmy z Basią do jej mamy do Mrągowa, by tam spędzić Wielkanoc.
Oczywiście za wiele się na rowerze nie najeździłem (a Basia to już wcale), ale te kilka kilometrów było, więc i wpis się pojawi.
Najwięcej było (jak to ostatnio) biegania, które miało miejsce w pięknych mazurskich krajobrazach.
Przez trzy dni wybiegałem w sumie 23,51 km, a Basia około 19-20 km.
Wiadomo, że każdy tuptał w swoim tempie i po swojej trasie, jako że prędkości mamy różne.
W piątek 18 kwietnia pobiegliśmy sobie w kierunku Źródełka Miłości nad jez. Czos...
A to już źródełko...
Sobota...ta była dość ciekawa :).
To był czas na drobny serwis roweru teściowej i krótki kurs po Mrągowie w celu zakupu bagażnika (bo stary pękł).
Pan w sklepie rowerowym zaoferował mi bagażnik w pakiecie z montażem za 30 zł, więc czemu nie...ale jak oglądałem tych "mechaników" z ich "serwisu" to mi się bajka "Sąsiedzi" przypomniała ;-) .
Zajęło im to godzinę!!!
Przydałyby mi się moje klucze, żeby zrobić to osobiście, ale co tam, skoro w cenie to niech dłubią :).
No to po godzinie "zrobili".
Przejechałem kawałek i stop.
"Fachowcy" wkręcili tak długą śrubkę, że zablokowała kasetę.
I od nowa...
Czy wyobrażacie sobie, że aby zdjąć i założyć bagażnik ci geniusze...zdejmowali tylne koło ??? ;-)
Nadmienię jeszcze, że czynność ta wymagała pracy dwóch osobników :))).
W tym czasie poszedłem więc sobie na mniej więcej półtoragodzinny spacer (tyle zajmuje wykręcenie i wkręcenie 4 śrubek w tym serwisie :))).
Trafiłem nad jeziorko "magistrackie" w centrum miasteczka.
Potem poszedłem na molo nad jezioro Czos, po czym wróciłem po odbiór roweru, który odebrałem z rąk szczęśliwych chłopaków, że udało im się skończyć tak skomplikowaną robotę...a w domu na wszelki wypadek podociągałem luźne nakrętki :))).
Potem udałem się na bardzo szybki bieg nad Czos i wróciłem do domu.
Nadeszła niedziela wielkanocna 20 kwietnia...i nadszedł też czas, gdy Misiacz skończył 42 lata...
Uczciliśmy to wspólnym spacerem nad malownicze jezioro Czarne.
Natknęliśmy się na zapomniany mazurski cmentarzyk...
Spacer był bardzo klimatyczny, podobnie jak cała okolica...
Wieczorem oczywiście nie mogłem sobie odmówić 8,5 km biegu po tych malowniczych terenach.
O ile rowerem nie za bardzo lubię śmigać po trasach terenowych, to bieganie mi się bardzo spodobało...może się w końcu skuszę na bieg przełajowy z Małgośką? ;)
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 70 (kcal)
Oczywiście za wiele się na rowerze nie najeździłem (a Basia to już wcale), ale te kilka kilometrów było, więc i wpis się pojawi.
Najwięcej było (jak to ostatnio) biegania, które miało miejsce w pięknych mazurskich krajobrazach.
Przez trzy dni wybiegałem w sumie 23,51 km, a Basia około 19-20 km.
Wiadomo, że każdy tuptał w swoim tempie i po swojej trasie, jako że prędkości mamy różne.
W piątek 18 kwietnia pobiegliśmy sobie w kierunku Źródełka Miłości nad jez. Czos...
A to już źródełko...
Sobota...ta była dość ciekawa :).
To był czas na drobny serwis roweru teściowej i krótki kurs po Mrągowie w celu zakupu bagażnika (bo stary pękł).
Pan w sklepie rowerowym zaoferował mi bagażnik w pakiecie z montażem za 30 zł, więc czemu nie...ale jak oglądałem tych "mechaników" z ich "serwisu" to mi się bajka "Sąsiedzi" przypomniała ;-) .
Zajęło im to godzinę!!!
Przydałyby mi się moje klucze, żeby zrobić to osobiście, ale co tam, skoro w cenie to niech dłubią :).
No to po godzinie "zrobili".
Przejechałem kawałek i stop.
"Fachowcy" wkręcili tak długą śrubkę, że zablokowała kasetę.
I od nowa...
Czy wyobrażacie sobie, że aby zdjąć i założyć bagażnik ci geniusze...zdejmowali tylne koło ??? ;-)
Nadmienię jeszcze, że czynność ta wymagała pracy dwóch osobników :))).
W tym czasie poszedłem więc sobie na mniej więcej półtoragodzinny spacer (tyle zajmuje wykręcenie i wkręcenie 4 śrubek w tym serwisie :))).
Trafiłem nad jeziorko "magistrackie" w centrum miasteczka.
Potem poszedłem na molo nad jezioro Czos, po czym wróciłem po odbiór roweru, który odebrałem z rąk szczęśliwych chłopaków, że udało im się skończyć tak skomplikowaną robotę...a w domu na wszelki wypadek podociągałem luźne nakrętki :))).
Potem udałem się na bardzo szybki bieg nad Czos i wróciłem do domu.
Nadeszła niedziela wielkanocna 20 kwietnia...i nadszedł też czas, gdy Misiacz skończył 42 lata...
Uczciliśmy to wspólnym spacerem nad malownicze jezioro Czarne.
Natknęliśmy się na zapomniany mazurski cmentarzyk...
Spacer był bardzo klimatyczny, podobnie jak cała okolica...
Wieczorem oczywiście nie mogłem sobie odmówić 8,5 km biegu po tych malowniczych terenach.
O ile rowerem nie za bardzo lubię śmigać po trasach terenowych, to bieganie mi się bardzo spodobało...może się w końcu skuszę na bieg przełajowy z Małgośką? ;)
Rower:
Dane wycieczki:
4.21 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 28.00 km/hTemperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 70 (kcal)
Mrągowo - symbolicznie.
Poniedziałek, 11 listopada 2013 | dodano: 13.11.2013Kategoria Mazury na rowerze teściowej, Po Polsce
Po Mrągowie i wokół jeziora Czos głównie biegałem (7+ i 8+ km), na rower mnie nie ciągnie jakoś ostatnio, przejechałem się tylko na hot-spota wifi do centrum.
Jezioro Czos.
Można fajnie pobiegać ;).
Drogi zniszczone przez quady, ta jeszcze w miarę przejezdna, potem nawet "Monter" miałby problem ;).
Ścieżka nad jeziorem.
Jezioro Sołtyskie...
Zemsta po latach. W dzieciństwie na koloniach wychowawcy katowali nas codziennie biegiem wokół jez. Sołtyskiego. Wszyscy wymiotowali, a oni mieli z tego ubaw.
Teraz jeśli chcą, to mogą ze mną pobiegać i kij im w d...!!!
Potem obiegłem jez. Magistrackie, dobiegłem do końca promenady nad jez. Czos i zawróciłem.
Budynki, gdzie byliśmy wtedy "skoszarowani".
Internetowy Misiacz w centrum ;).
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 50 (kcal)
Jezioro Czos.
Można fajnie pobiegać ;).
Drogi zniszczone przez quady, ta jeszcze w miarę przejezdna, potem nawet "Monter" miałby problem ;).
Ścieżka nad jeziorem.
Jezioro Sołtyskie...
Zemsta po latach. W dzieciństwie na koloniach wychowawcy katowali nas codziennie biegiem wokół jez. Sołtyskiego. Wszyscy wymiotowali, a oni mieli z tego ubaw.
Teraz jeśli chcą, to mogą ze mną pobiegać i kij im w d...!!!
Potem obiegłem jez. Magistrackie, dobiegłem do końca promenady nad jez. Czos i zawróciłem.
Budynki, gdzie byliśmy wtedy "skoszarowani".
Internetowy Misiacz w centrum ;).
Rower:
Dane wycieczki:
3.20 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 25.00 km/hTemperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 50 (kcal)
W poszukiwaniu objazdu jeziora Czos.
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano: 07.05.2013Kategoria Mazury na rowerze teściowej, Po Polsce
Wydawało mi się że w czasie tej majówki, a przynajmniej jej końcówki, którą spędziłem u teściowej w Mrągowie, nie uda mi się w ogóle pojeździć na rowerze.
Dzień rozpoczął się leniwie...;)
W przedostatni dzień pobytu wstałem rano i pobiegłem na 4 kilometry w kierunku amfiteatru.
Biegnąc dalej, dotarłem do Źródełka Miłości.
Intrygowała mnie dalsza trasa, ponieważ tam skończyła się promenada i prowadziła tylko droga gruntowa.
Niestety, nie jestem aż tak wytrawnym biegaczem, żeby obiec całe jezioro Czos, ponieważ jest ono dosyć słusznych rozmiarów.
W południe wyruszyliśmy na samochodową wycieczkę z Basią i z mamą po okolicznych mazurskich ciekawostkach.
Obowiązkowo Święta Lipka i koncert organowy.
Zamek w Kętrzynie.
Ponieważ chciałem, żeby i Basia też troszkę się przyjechała, więc na popołudnie zaplanowaliśmy, że Basia pojeździe rowerem jako mój treser, a ja pod nadzorem trenerki pobiegnę w kierunku Źródełka Miłości ;).
Tymczasem okazało się, że Basia po południu nie miała najmniejszej ochoty na rower, a i mnie jakoś średnio chciało się drugi raz tego dnia biegać.
W związku z tym, zaplanowałem, że dosiądę roweru teściowej i minąwszy Źródełko Miłości zagłębię się w leśnie trakty, starając się znaleźć objazd jeziora Czos, nawet jeśli według lokalnych źródeł jest to trudna sprawa.
Ponownie Źródełko Miłości...
Gotów byłem nawet pojechać metodą "skrótów" a la Monter / Jaszek / Yogi * (niepotrzebne skreślić) :))).
Wreszcie dotarłem w miejsce, gdzie wydawało mi się, że widzę koniec jeziora...nic bardziej błędnego.
Tu na zdjęciu widać żałosne resztki pięknego kiedyś ośrodka wypoczynkowego PGR.
Przepiękne mazurskie klimaty, mimo, że nie były to asfaltowe drogi ;))).
Ponieważ zbliżał się wieczór i nie miałem już za dużo czasu na poszukiwania przecinki, zawróciłem w miejscu gdzie wydawało mi się, że dotarłem do końca jeziora Czos.
Czas wracać.
Dopiero po powrocie do domu okazało się, że nie dotarłem do jego końca tylko do końca jednej z jego odnóg.
Po przeanalizowaniu jednak zdjęć satelitarnych stwierdziłem, że trasa przeze mnie odkryta w dalszej części pozwala na objechanie jeziora.
No, ale niestety będę musiał dokonać tego w innym terminie, oby nie w sezonie letnim, kiedy nad jeziora mazurskie zwala się "warszawka".
Dystans nie powala, ale za to ładnie było ;).
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Dzień rozpoczął się leniwie...;)
W przedostatni dzień pobytu wstałem rano i pobiegłem na 4 kilometry w kierunku amfiteatru.
Biegnąc dalej, dotarłem do Źródełka Miłości.
Intrygowała mnie dalsza trasa, ponieważ tam skończyła się promenada i prowadziła tylko droga gruntowa.
Niestety, nie jestem aż tak wytrawnym biegaczem, żeby obiec całe jezioro Czos, ponieważ jest ono dosyć słusznych rozmiarów.
W południe wyruszyliśmy na samochodową wycieczkę z Basią i z mamą po okolicznych mazurskich ciekawostkach.
Obowiązkowo Święta Lipka i koncert organowy.
Zamek w Kętrzynie.
Ponieważ chciałem, żeby i Basia też troszkę się przyjechała, więc na popołudnie zaplanowaliśmy, że Basia pojeździe rowerem jako mój treser, a ja pod nadzorem trenerki pobiegnę w kierunku Źródełka Miłości ;).
Tymczasem okazało się, że Basia po południu nie miała najmniejszej ochoty na rower, a i mnie jakoś średnio chciało się drugi raz tego dnia biegać.
W związku z tym, zaplanowałem, że dosiądę roweru teściowej i minąwszy Źródełko Miłości zagłębię się w leśnie trakty, starając się znaleźć objazd jeziora Czos, nawet jeśli według lokalnych źródeł jest to trudna sprawa.
Ponownie Źródełko Miłości...
Gotów byłem nawet pojechać metodą "skrótów" a la Monter / Jaszek / Yogi * (niepotrzebne skreślić) :))).
Wreszcie dotarłem w miejsce, gdzie wydawało mi się, że widzę koniec jeziora...nic bardziej błędnego.
Tu na zdjęciu widać żałosne resztki pięknego kiedyś ośrodka wypoczynkowego PGR.
Przepiękne mazurskie klimaty, mimo, że nie były to asfaltowe drogi ;))).
Ponieważ zbliżał się wieczór i nie miałem już za dużo czasu na poszukiwania przecinki, zawróciłem w miejscu gdzie wydawało mi się, że dotarłem do końca jeziora Czos.
Czas wracać.
Dopiero po powrocie do domu okazało się, że nie dotarłem do jego końca tylko do końca jednej z jego odnóg.
Po przeanalizowaniu jednak zdjęć satelitarnych stwierdziłem, że trasa przeze mnie odkryta w dalszej części pozwala na objechanie jeziora.
No, ale niestety będę musiał dokonać tego w innym terminie, oby nie w sezonie letnim, kiedy nad jeziora mazurskie zwala się "warszawka".
Dystans nie powala, ale za to ładnie było ;).
Rower:
Dane wycieczki:
9.30 km (4.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 31.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mrągowo i jez. Czos na rowerze teściowej
Sobota, 5 maja 2012 | dodano: 08.05.2012Kategoria Mazury na rowerze teściowej, Po Polsce, Z Basią...
Pobyliśmy w Breniu, przejechaliśmy przez 8 godzin samochodem zaledwie 485 km przez rozryte drogi (nie ma szans, by zostały ukończone na EURO 2012, a co tam, niech rozpuszczeni na swoich autostradach zagraniczni goście potelepią się drogami dla prawdziwych twardzieli;))) i dotelepaliśmy się do Mrągowa.
Miałem plany ambitne, np. żeby zorganizować integracyjną wycieczkę zachodniopomorskiego i warmińsko-mazurskiego BS i spotkać się z Krzychem i Dariem, ale...przejechałem się po promenadzie nad jeziorem Czos, gdzie zrobiłem chyba więcej zdjęć niż kilometrów (5,22 km wstępnie), a potem wróciłem do domu teściowej i wsiedliśmy w samochód załatwiać tzw. "istotne sprawy rodzinne". Nie ukrywam też, że mój leń był olbrzymiej wielkości ;))).
A to seria fotek, tu wskrzeszam ciśnienie w rowerze teściowej po zimie.
Pomosty nad Czosem.
Parę widoków na j. Czos.
Basia "Misiaczowa" też zrobiła wycieczkę ;))).
1500 metrów, wkrótce zamieszczę relację z jej wyprawy ;))).
Odebrałem jej rower i ... wróciłem na nim do domu, gdzie przed zniesieniem do piwnicy naoliwiłem jeszcze łańcuch.
No to się najeździłem.
Mazury znów moje ;)))!
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Miałem plany ambitne, np. żeby zorganizować integracyjną wycieczkę zachodniopomorskiego i warmińsko-mazurskiego BS i spotkać się z Krzychem i Dariem, ale...przejechałem się po promenadzie nad jeziorem Czos, gdzie zrobiłem chyba więcej zdjęć niż kilometrów (5,22 km wstępnie), a potem wróciłem do domu teściowej i wsiedliśmy w samochód załatwiać tzw. "istotne sprawy rodzinne". Nie ukrywam też, że mój leń był olbrzymiej wielkości ;))).
A to seria fotek, tu wskrzeszam ciśnienie w rowerze teściowej po zimie.
Pomosty nad Czosem.
Parę widoków na j. Czos.
Basia "Misiaczowa" też zrobiła wycieczkę ;))).
1500 metrów, wkrótce zamieszczę relację z jej wyprawy ;))).
Odebrałem jej rower i ... wróciłem na nim do domu, gdzie przed zniesieniem do piwnicy naoliwiłem jeszcze łańcuch.
No to się najeździłem.
Mazury znów moje ;)))!
Rower:
Dane wycieczki:
11.16 km (5.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mrągowo. Znów na rowerze teściowej...
Piątek, 22 kwietnia 2011 | dodano: 22.04.2011Kategoria Po Polsce, Mazury na rowerze teściowej
Święta wiążą się w tym roku z wyjazdem do teściowej na Mazury. Po 10 godzinach jazdy samochodem wylądowałem wczoraj w Mrągowie (560 km u nas się tyle jedzie, mniej więcej w tym samym czasie docieram ze Szczecina do Strasburga we Francji, tyle, że tam jest ok. 1100 km).
W piątek po południu czas na rowerek. Rowerek teściowej oczywiście. Odkurzyłem, napompowałem, nasmarowałem i w drogę.
Może kompozycja strój-rower (w różowe kwiatki) niezbyt udana, ale co tam - grunt, że to rower! ;)))
Ruszam!
Miasteczko country - Mrongoville.
Przed PRL-owskim ośrodkiem wczasowym.
Tej estakady jeszcze niedawno tu nie było. Powstaje tu obwodnica Mrągowa.
Zabytki mechaniki w Galerii "Wilmowski". W tle czujny wilczur, ale nie drze japy bez powodu, tylko daje do zrozumienia "pamiętaj, że tu jestem". ;)
Nad jeziorem Czos.
Mój pojazd. Druga strona jeziora.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W piątek po południu czas na rowerek. Rowerek teściowej oczywiście. Odkurzyłem, napompowałem, nasmarowałem i w drogę.
Może kompozycja strój-rower (w różowe kwiatki) niezbyt udana, ale co tam - grunt, że to rower! ;)))
Ruszam!
Miasteczko country - Mrongoville.
Przed PRL-owskim ośrodkiem wczasowym.
Tej estakady jeszcze niedawno tu nie było. Powstaje tu obwodnica Mrągowa.
Zabytki mechaniki w Galerii "Wilmowski". W tle czujny wilczur, ale nie drze japy bez powodu, tylko daje do zrozumienia "pamiętaj, że tu jestem". ;)
Nad jeziorem Czos.
Mój pojazd. Druga strona jeziora.
Rower:
Dane wycieczki:
12.00 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trafiłem ze Szczecina do Mrągowa i ...
Sobota, 19 marca 2011 | dodano: 19.03.2011Kategoria Mazury na rowerze teściowej, Po Polsce
Podczas, gdy moje szczecińskie Cyborgi robią właśnie w tej chwili wypadzik na 300 km, ja tkwię w Mrągowie na Mazurach z wizytą u mamy Basi.
Miałem nawet pomysł „podprowadzić” jej miejski rowerek i gdzieś wyskoczyć, bo po 3 dniach mojego „niejeżdżenia” miałem już zapytania, co się stało, że „przestałem jeździć”, ;)))
Ku mojemu zaskoczeniu zaczął padać jednak deszcz, a gdy rano otworzyłem oczy, szary świat za oknem pokrywała śniegowa ciapowata breja.
W tej sytuacji narażanie roweru teściowej na pobrudzenie nie wydawało się zbyt rozsądnym pomysłem. ;)))
Wziąłem więc przykład z dzielnych trenażerowców i potuptałem do parku nad jeziorem Czos, by choć trochę zrekompensować cyklotyczne braki. Fakt, że nie miałem temperatury jak w pokoju, nie leciał też w TV żaden „ambitny” film typu „Barwy nieszczęścia”, który mógłby mnie nakręcić tak, że mógłbym wpisać z 200 km i średnią 30 km/h.
Zamiast tego najpierw dobrałem się do lodowatej w dotyku maszyny tego typu…
…i do kolejnej…
…potem jeszcze do kolejnej, aż wreszcie JEST!!!
Znalazłem prawdziwy, polowy trenażer - cóż za cudowne uczucie - i nawet mimo tego, że nie było możliwości regulowania wysokości siodełka, to czułem się spełniony, mając błogą świadomość, że mogę zrobić wpis na Bikestats.
Po prostu dałem czadu! ;)
Od wpisywania kilometrów się jednak powstrzymałem, pozostawiam to ambitniejszym sportowcom. ;)
P.S. Zdjęcia "przytłaczają" jakością, bo zrobiłem je komórką.
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Miałem nawet pomysł „podprowadzić” jej miejski rowerek i gdzieś wyskoczyć, bo po 3 dniach mojego „niejeżdżenia” miałem już zapytania, co się stało, że „przestałem jeździć”, ;)))
Ku mojemu zaskoczeniu zaczął padać jednak deszcz, a gdy rano otworzyłem oczy, szary świat za oknem pokrywała śniegowa ciapowata breja.
W tej sytuacji narażanie roweru teściowej na pobrudzenie nie wydawało się zbyt rozsądnym pomysłem. ;)))
Wziąłem więc przykład z dzielnych trenażerowców i potuptałem do parku nad jeziorem Czos, by choć trochę zrekompensować cyklotyczne braki. Fakt, że nie miałem temperatury jak w pokoju, nie leciał też w TV żaden „ambitny” film typu „Barwy nieszczęścia”, który mógłby mnie nakręcić tak, że mógłbym wpisać z 200 km i średnią 30 km/h.
Zamiast tego najpierw dobrałem się do lodowatej w dotyku maszyny tego typu…
Stacja nr 1. Marągowo.© Misiacz
…i do kolejnej…
Stacja nr 2. Mrągowo.© Misiacz
…potem jeszcze do kolejnej, aż wreszcie JEST!!!
Stacja nr 3. Trenażer dla twardzieli. Mrągowo.© Misiacz
Znalazłem prawdziwy, polowy trenażer - cóż za cudowne uczucie - i nawet mimo tego, że nie było możliwości regulowania wysokości siodełka, to czułem się spełniony, mając błogą świadomość, że mogę zrobić wpis na Bikestats.
Po prostu dałem czadu! ;)
Od wpisywania kilometrów się jednak powstrzymałem, pozostawiam to ambitniejszym sportowcom. ;)
P.S. Zdjęcia "przytłaczają" jakością, bo zrobiłem je komórką.
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Znów na Mazurach!
Sobota, 18 września 2010 | dodano: 18.09.2010Kategoria Mazury na rowerze teściowej
Będąc z wizytą u teściowej na Mazurach (Mrągowo) jak zwykle skorzystałem z jej roweru, choć tym razem nie w celu typowo wycieczkowym. Najpierw jednak musiałem tradycyjnie już dopompować skapciałe opony i nasmarować łańcuch błagający o łyk oleju :)))
Pojechałem przez miasto kupić pokojową antenę TV, która zresztą okazała się do niczego i potem wracałem ją oddać. Dojechałem do jeziora Czos w centrum miasta, a potem ścieżką rowerową wzdłuż brzegu. Zatrzymałem się na chwilę na fotkę i gdy ruszałem potem, usłyszałem chrupot i trzask w tylnej osi...cóż, dalej już nie pojechałem.
Pchałem rower do domu, ośka była pęknięta a koło obijało się od lewej do prawej.
Ponieważ była sobota, szybko zebrałem się i zapchałem rowerek do serwisu. Po godzinie był naprawiony, a koszt naprawy wyniósł 18 zł. Ponownie przejechałem nad jeziorem Czos, gdzie cyknąłem fotkę na pomoście, a potem przez ul. Wileńską dojechałem do celu.
P.S. Wśród mrągowskich lokalsów żyje wyjątkowo płodny "twórca ludowy" - tworzy takie oto "stylowe" nazwy sklepów (inny sklep nazywał się "Tani Armani" :))))
:)))
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Pojechałem przez miasto kupić pokojową antenę TV, która zresztą okazała się do niczego i potem wracałem ją oddać. Dojechałem do jeziora Czos w centrum miasta, a potem ścieżką rowerową wzdłuż brzegu. Zatrzymałem się na chwilę na fotkę i gdy ruszałem potem, usłyszałem chrupot i trzask w tylnej osi...cóż, dalej już nie pojechałem.
Pchałem rower do domu, ośka była pęknięta a koło obijało się od lewej do prawej.
Ponieważ była sobota, szybko zebrałem się i zapchałem rowerek do serwisu. Po godzinie był naprawiony, a koszt naprawy wyniósł 18 zł. Ponownie przejechałem nad jeziorem Czos, gdzie cyknąłem fotkę na pomoście, a potem przez ul. Wileńską dojechałem do celu.
P.S. Wśród mrągowskich lokalsów żyje wyjątkowo płodny "twórca ludowy" - tworzy takie oto "stylowe" nazwy sklepów (inny sklep nazywał się "Tani Armani" :))))
:)))
Rower:
Dane wycieczki:
8.00 km (1.00 km teren), czas: 00:26 h, avg:18.46 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mazurska "dwudnióweczka" - dzień 1
Wtorek, 27 kwietnia 2010 | dodano: 27.04.2010Kategoria Mazury na rowerze teściowej
No to się wybrałem na Mazury, konkretnie do teściowej. To ogromne szczęście, że posiada ona rower. Jest jaki jest ale jeździ :)
Kraina ta zaiste jest magiczna, kiedy wpatrzeć się w otaczający krajobraz, najlepiej nie zwracając uwagi na tamtejsze nieukształtowane emocjonalnie plemiona lubiące pędzić swymi antycznymi powozami przez wioski i miasta, poza szlachetnymi wyjątkami nijak nie pasujące do wspomnianej magii.
Ruszyłem z Mrągowa z zamiarem dotarcia do Gązwy, jednak w Polskiej Wsi podkusiło mnie, żeby polną drogą dojechać do Kiersztanowa. Decyzja była słuszna, bowiem miałem wrażenie, jakbym przeniósł się w przeszłość.
Dopiero widok domków w Kiersztanowie przywrócił mnie do rzeczywistości :)
Kanał z jeziora Juno przepływający przez Kiersztanowo.
Po przejechaniu przez Kiersztanowo brukowaną drogą dotarłem do główniejszej drogi łączącej Świętą Lipkę z Szestnem; ja skręciłem na Szestno, jednak co chwilę musiałem się zatrzymywać, bo trudno się nie zatrzymać, kiedy po drodze mija się tak piękne widoki.
Po podjeździe, a następnie długim zjeździe zadrzewioną drogą dotarłem do skrzyżowania Szestno – Mrągowo, gdzie skręciłem w lewo na Szestno.
Tam, minąwszy kościółek skierowałem się na Wyszembork.
Z Wyszemborka postanowiłem pojechać znaną mi już drogą wśród pól, lasów, drzew i jezior do Popowa Salęckiego.
Po przejechaniu grobli dotarłem do wspomnianej wioski. Stamtąd, wjeżdżając pod stromą górkę dojechałem do asfaltówki wiodącej do Mrągowa. Pędząc stromym zjazdem do miasta minąłem po drodze (z lewej strony) Mrongoville – replikę miasteczka na Dzikim Zachodzie (w końcu w Mrągowie odbywa się corocznie festiwal country, więc nic dziwnego).
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Kraina ta zaiste jest magiczna, kiedy wpatrzeć się w otaczający krajobraz, najlepiej nie zwracając uwagi na tamtejsze nieukształtowane emocjonalnie plemiona lubiące pędzić swymi antycznymi powozami przez wioski i miasta, poza szlachetnymi wyjątkami nijak nie pasujące do wspomnianej magii.
Ruszyłem z Mrągowa z zamiarem dotarcia do Gązwy, jednak w Polskiej Wsi podkusiło mnie, żeby polną drogą dojechać do Kiersztanowa. Decyzja była słuszna, bowiem miałem wrażenie, jakbym przeniósł się w przeszłość.
Dopiero widok domków w Kiersztanowie przywrócił mnie do rzeczywistości :)
Kanał z jeziora Juno przepływający przez Kiersztanowo.
Po przejechaniu przez Kiersztanowo brukowaną drogą dotarłem do główniejszej drogi łączącej Świętą Lipkę z Szestnem; ja skręciłem na Szestno, jednak co chwilę musiałem się zatrzymywać, bo trudno się nie zatrzymać, kiedy po drodze mija się tak piękne widoki.
Po podjeździe, a następnie długim zjeździe zadrzewioną drogą dotarłem do skrzyżowania Szestno – Mrągowo, gdzie skręciłem w lewo na Szestno.
Tam, minąwszy kościółek skierowałem się na Wyszembork.
Z Wyszemborka postanowiłem pojechać znaną mi już drogą wśród pól, lasów, drzew i jezior do Popowa Salęckiego.
Po przejechaniu grobli dotarłem do wspomnianej wioski. Stamtąd, wjeżdżając pod stromą górkę dojechałem do asfaltówki wiodącej do Mrągowa. Pędząc stromym zjazdem do miasta minąłem po drodze (z lewej strony) Mrongoville – replikę miasteczka na Dzikim Zachodzie (w końcu w Mrągowie odbywa się corocznie festiwal country, więc nic dziwnego).
Rower:
Dane wycieczki:
25.50 km (11.00 km teren), czas: 01:29 h, avg:17.19 km/h,
prędkość maks: 36.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Mazurska "dwudnióweczka" - dzień 2
Wtorek, 27 kwietnia 2010 | dodano: 27.04.2010Kategoria Mazury na rowerze teściowej
Następnego dnia postanowiłem dalej zwiedzać urokliwe zakątki Mazur.
Znaną mi już z poprzedniego wyjazdu (i z wcześniejszych też) drogą koło Mrongoville (zdjęcie w opisie z poprzedniego dnia) pojechałem do Popowa Salęckiego, z krótką przerwą na dokręcenie bagażnika w lesie.
W Popowie przez otwarte bramy wypadły na mnie dwa małe ujadające i warczące burki, które albo chciały mnie tylko "oszczekać" albo dziabnąć w nogę...po paru machnięciach butem w ich stronę jednak mi odpuściły.
Następnym razem postanowiłem być jednak przygotowany na takie niespodzianki.
Jadąc przez groblę zatrzymałem się i wyciąłem długą, giętką witkę, aby w razie następnego takiego ataku nauczyć pieski kultury :)))
To mój "talizman na psy" :)))
Piszę "talizman", bo odkąd go wiozłem, ani razu do końca żaden burek nawet nie próbował się pojawiać w polu mojego widzenia.
Po dojechaniu do Wyszemborka polną drogą postanowiłem tym razem skręcić w dość upierdliwą drogę z płyt betonowych prowadzącą do wsi Zalec.
Płyty były faktycznie męczące, ale widok jakoś łagodził mi nieprzyjemne odczucia.
W międzyczasie zatrzymałem się w lesie na krótki popas :)
W miejscowości Zalec dojechałem do drogi wiodącej z Giżycka do Mrągowa, zasadniczo dość ruchliwej, ale nie w kwietniową niedzielę.
Nie mogłem sobie odmówić cyknięcia fotki kolejnemu "landszafcikowi" :)
Po dojechaniu do Mrągowa i po drzemce postanowiłem jeszcze co nieco pojeździć malowniczymi o tej porze uliczkami.
A tak Mrągowo, które wtedy nazywało się Sensburg wyglądało przed wojną (żródło zdjęcia: Wikipedia)
I to tyle...czas było nazajutrz wrócić do Szczecina...
P.S. Jak dobrze pójdzie, to może do końca kwietnia wykręcę 1000 km! :)))
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Znaną mi już z poprzedniego wyjazdu (i z wcześniejszych też) drogą koło Mrongoville (zdjęcie w opisie z poprzedniego dnia) pojechałem do Popowa Salęckiego, z krótką przerwą na dokręcenie bagażnika w lesie.
W Popowie przez otwarte bramy wypadły na mnie dwa małe ujadające i warczące burki, które albo chciały mnie tylko "oszczekać" albo dziabnąć w nogę...po paru machnięciach butem w ich stronę jednak mi odpuściły.
Następnym razem postanowiłem być jednak przygotowany na takie niespodzianki.
Jadąc przez groblę zatrzymałem się i wyciąłem długą, giętką witkę, aby w razie następnego takiego ataku nauczyć pieski kultury :)))
To mój "talizman na psy" :)))
Piszę "talizman", bo odkąd go wiozłem, ani razu do końca żaden burek nawet nie próbował się pojawiać w polu mojego widzenia.
Po dojechaniu do Wyszemborka polną drogą postanowiłem tym razem skręcić w dość upierdliwą drogę z płyt betonowych prowadzącą do wsi Zalec.
Płyty były faktycznie męczące, ale widok jakoś łagodził mi nieprzyjemne odczucia.
W międzyczasie zatrzymałem się w lesie na krótki popas :)
W miejscowości Zalec dojechałem do drogi wiodącej z Giżycka do Mrągowa, zasadniczo dość ruchliwej, ale nie w kwietniową niedzielę.
Nie mogłem sobie odmówić cyknięcia fotki kolejnemu "landszafcikowi" :)
Po dojechaniu do Mrągowa i po drzemce postanowiłem jeszcze co nieco pojeździć malowniczymi o tej porze uliczkami.
A tak Mrągowo, które wtedy nazywało się Sensburg wyglądało przed wojną (żródło zdjęcia: Wikipedia)
I to tyle...czas było nazajutrz wrócić do Szczecina...
P.S. Jak dobrze pójdzie, to może do końca kwietnia wykręcę 1000 km! :)))
Rower:
Dane wycieczki:
30.20 km (13.00 km teren), czas: 01:31 h, avg:19.91 km/h,
prędkość maks: 27.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)