MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecińskie Rajdy BS i RS

Dystans całkowity:14134.97 km (w terenie 1800.85 km; 12.74%)
Czas w ruchu:693:50
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:278949 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:68.62 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Mikołajkowa Masa Krytyczna (po pracy).

Piątek, 21 grudnia 2012 | dodano: 21.12.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Najpierw pojechałem na "Kozie" do firmy, gdzie mieliśmy pracownicze spotkanie przedwigilijne.
Zapowiadanego końca świata nie było, więc spokojnie wróciłem do domu, by przygotować się na wyjazd z Piotrkiem "Bronikiem" na Mikołajkową Masę Krytyczną.
Było rześko, temperatura ok. -6 st.C, więc pedałowało się przyjemnie.
Na placu Lotników stawiła się spora rzesza Mikołajów ;).
Ten wyjątkowo brodaty to "Jaszek".

Troszkę pokrążyliśmy po mieście, po czym zakończyliśmy Masę pod pomnikiem orłów, przy świetlistej choince.

Wesołych Świąt! Rower:Koza Dane wycieczki: 35.56 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:-6.2 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 500 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Wyjazd na zupę dyniową w karczmie "Zjawa" w Sławoszewie.

Niedziela, 2 grudnia 2012 | dodano: 02.12.2012Kategoria Z Basią..., Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Wpis dziś wyjątkowo będzie wyjątkowo lakoniczny, choć przejechaliśmy całkiem fajną trasę, to zupełnie mi humor siadł i "zeszło ze mnie powietrze" i naprawdę nic dziś nie chce mi się pisać :(.
Cieszę się jedynie, że Basia polubiła jazdę w niższych temperaturach i zamierza od czasu do czasu w zimie wyskoczyć ze mną na rowerek.

Spotkany "Gadzik" powracający z błotnej eskapady po Puszczy Bukowej.

Rower "Gadzika".
Fuj!

Moja "Misiaczowa".
Dobrze jej w kominiarce.

Ania "VonZan" spotkana między Bartoszewem, a Sławoszewem.

W karczmie natknęliśmy się na kolejnych znajomych na rowerach, Asię, Artura i Krzyśka.
Zupa była przepyszna, inne dodatki również.
.
Po popasie przez Dobrą, Wołczkowo i Bezrzecze wróciliśmy do Szczecina. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 43.50 km (2.00 km teren), czas: 02:40 h, avg:16.31 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:-0.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 854 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Świetlano-Szlachetna Masa Krytyczna.

Piątek, 30 listopada 2012 | dodano: 01.12.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Dziś rano pojechałem na myjnię doprowadzić rower do stanu używalności, bo po ostatniej wycieczce do Mostu Meyera wyglądał jak umorusany wieprz ;).
Potem jeszcze kąpiel łańcucha w "szejku", smarowanie i KTM lśnił czystością, krótka przebieżka po boisku i nadszedł wieczór.
Spakowałem paczkę makaronu, puszkę tuńczyka i pojechałem na Plac Lotników, gdzie w ramach Masy Krytycznej i akcji Szlachetna Paczka zbierano różne produkty dla wybranej rodziny w trudnej sytuacji materialnej.
Innym celem Masy było uświadomienie rowerzystom, że dobrze oświetlony rower to lepiej widoczny i bezpieczniejszy rowerzysta.
Akurat tym, którzy tam byli (oprócz jednego patafiana-batmana bez lampek) chyba nie trzeba tego uświadamiać.
Zresztą, popatrzcie na świecącego "Gadzika", który zawzięcie dyskutuje z "Monterem", jego na pewno dobrze widać :).

Próbowałem też sfotografować swoje oświetlenie, ale mój śmieszny aparacik nie wykazuje się zbyt dużą wydolnością w ciemnościach.

Na Masie jechałem krótko - po pierwsze zrobiło mi się zimno od takiego ślimaczego tempa, więc urwałem się razem z "Gadzikiem", troszkę się rozpędziłem dla rozgrzewki do 54 km/h (górka pomogła), za co spotkał mnie niesłuszny zarzut, że czyham na "Gadzikowe" życie :))).
Po drugie, byłem umówiony w "Starej Komendzie" nie tylko na piwko, ale też na omówienie przeniesienia - poczynając od stycznia - pokazów i prezentacji wypraw rowerowych do zabytkowych podziemi w "Komendzie".
Podziemia są już załatwione na "TAK", nawet dostaniemy zniżkę na piwo w tym dniu, muszę jeszcze tylko wybrać się tam z Asią z "Mad Bike", żeby dopracować sprawę organizacyjnie.
P.S. Kolega "Komendant" proponuje, żeby była to impreza cykliczna, która mogłaby być ogłaszana tutaj: KLIK. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 12.87 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 54.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 240 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Do Mostu Meyera w pluchę...ale kto zwraca na pluchę uwagę?

Niedziela, 25 listopada 2012 | dodano: 25.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Ani widok za oknem ani prognozy nie zachęcały do ruszenia zadu z łóżka, jednak weekend bez roweru to w zasadzie weekend zmarnowany.
Tata z Bożenką rzucili hasło, że chcieliby pojechać na rowerach na Most Meyera (więcej informacji: KLIK) w Puszczy Wkrzańskiej, dokąd wybierał się też pieszo ich klub "Jantarowe Szlaki".
Nie za bardzo wiedziałem, gdzie to dokładnie jest, więc poprosiłem Krzyśka "Montera" o sklecenie mapki dojazdu tamże z Głębokiego (dzięki).



Na szybko rzuciłem jeszcze spontaniczne zaproszenie Piotrkowi "Bronikowi", Beacie "Jaszkowej", Baśce "Rudzielcowi" (bez odzewu) oraz Krzyśkowi "Siwobrodemu" (tradycyjnie nie zareagował na SMS, a potem mówi, że go nie informujemy ;))).
Na Głębokie ruszyłem sam, bo co trudno sobie wyobrazić, "Bronik" snuł się dziś nawet bardziej niż "Misiacz" ;).
Na ul. Szafera natknąłem się na tatę i Bożenę i do miejsca zbiórki dojechaliśmy już razem.
Beata czekała na nas na miejscu.

Obok na pętli zbierała się do wymarszu grupa "Jantarowych Szlaków".

Według mapki Krzyśka, aby dostać się do mostku, należało skręcić w pierwsze odbicie w prawo za ul. Zieloną, tylko że "pierwsze odbicie" zrozumiałem zbyt dosłownie i zafundowałem wszystkim "skróty" pod górkę i po chaszczach godne samego Mistrza "Montera"! :)))

Tymczasem wystarczyło pojechać kilkadziesiąt metrów dalej i podjeżdżać taką oto drogą, a nie kopać się w listowiu.

Nadal nie byliśmy pewni, czy to ta droga, ale po długim podjeździe, częściowo w błotku i tak nie zamierzaliśmy już dalej go poszukiwać - będzie to będzie, nie to nie.
Był!


Tak wygląda on z innego ujęcia.

Po chwili doszli do nas piechurzy-klubowicze i wyciągnęli swoje termosy. Przed nimi był jeszcze marsz na Polanę Harcerską, na którą początkowo planowaliśmy jechać, ale będąc na rowerach, nie chcieliśmy marznąć czekając, aż dojdzie reszta grupy.

Mijając się co jakiś czas z piechurami, dotarliśmy w końcu na ul. Podbórzańską, gdzie złapał nas deszcz.
Oczywiście na najgorszy opad trafiliśmy w trakcie szybkiego zjazdu ul. Miodową.
Pojawił się chyba tylko po to, by nas zmoczyć, bo na dole opady ustały.
Tam pożegnaliśmy się z tatą i Bożeną.
Kiedy jechaliśmy koło Arkonki, natknęliśmy się na dziwną parę.
Czemu dziwną?
Jak w czasie jazdy rozpoznać "Athenę" i "Odysseusa" w strojach cywilnych, a nie rowerowych?
To może być trudne, na szczęście oni rozpoznali mój czerwony kubraczek :).
Fakt, mogłem zwrócić uwagę na wózek małej "Athenki", który jest jednocześnie przyczepką rowerową...ale gapa byłem i już.

Wraz z Piotrkiem odprowadziliśmy Beatę przez Las Arkoński i Pogodno pod dom, a sami, z przerwą na zakupy Piotrka na Turzynie, dotarliśmy na Pomorzany, gdzie "nielegalnie" przejechaliśmy będącą w wiecznej budowie Kładką Pieszo-Rowerową im. Piotra "Bronika", co niespecjalnie spodobało się stróżowi, więc się szybko stamtąd zawinęliśmy ;).

Wydawało mi się, że po wczorajszej wyprawie do megalitów mam brudny rower.
To nieprawda, przy tym jak wygląda teraz, to on był czysty.
Czeka go solidne mycie.
P.S.
Okazuje się, że dziś jest "Światowy Dzień Pluszowego Misia", oto zdjęcie z "Mad Bike" :)))!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 38.01 km (14.00 km teren), czas: 02:27 h, avg:15.51 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 820 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Megalityczne grobowce koło Wollschow.

Sobota, 24 listopada 2012 | dodano: 24.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dumałem wczoraj i dumałem, dokąd by tu w sobotę pojechać, pomysłów specjalnych nie miałem, więc niezbyt błyskotliwie wymyśliłem, że po prostu pojedziemy na zupę dyniową do knajpki do Sławoszewa. Większość z zagadniętych przytaknęła, ale od czego mamy sierżanta "Montera"? ;)))
Rzucił pomysł, żeby pojechać do lasów koło Loecknitz, niedaleko Wollschow i Woddow, gdzie znajdują się prehistoryczne grobowce megalityczne.
Ich przybliżona lokalizacja: KLIK.
Niestety, do chwili obecnej nie mogę nic znaleźć na temat ich historii, może ktoś coś wie?
"Jaszek" znalazł coś takiego: KLIK.
Spotkaliśmy się tradycyjnie o 10:00 przy jeziorku na Derdowskiego, oprócz niejakiego "Misiacza" i Basi "Misiaczowej" była jeszcze Małgosia "Rowerzystka", Piotrek "Bronik", Krzysiek "Monter oraz Jacek "Jaszek".
Krzysiek "Monter" obiecywał, że "skrótów" będzie co najwyżej 1% całego dystansu, ale tradycyjnie wszyscy przyjmowali te obietnice z przymrużeniem oka.
Koniec końców, okazało się, że nasz sierżant zapomniał dodać jeszcze zero do tego 1% ;))).
Pogoda była dziś wyjątkowo "reumatyczna", niby nie zimno, ale zimno, za to ponuro i wilgotno...ale co tam.
Ruszyliśmy w stronę Schwennenz, gdzie zatrzymaliśmy się na popasik.

Ścieżką rowerową dojechaliśmy do Krakckow, gdzie przy muzeum dawnych pojazdów (jest co oglądać, można wejść) zdecydowaliśmy się zjeść coś konkretniejszego i popić herbatką z termosów, bo wilgoć i zimno dobierały nam się do zadków.

Z Krackow dojechaliśmy do Wollin, skąd lekkim "skrótem" dotarliśmy do Bagemuehl, skąd zaczął się ten obiecany "skrót" właściwy.
W zasadzie nie mam się czego czepiać, droga przez las była przyjemna, na początku wręcz spacerowa i nie trzeba było robić komiksu, jak kiedyś (KLIK :))).

Poszukiwania właściwej drogi na rozstajach wprawiły nas w dziwny nastrój...a może to już oddziaływała moc megalitów?

Choć w środku lasu, dojazd jest całkiem dobrze oznakowany, gorzej jest, gdy się szuka samego początku trasy w wiosce.

Potem dróżka się "nieco" zwęziła, ale w zasadzie byliśmy już u celu.

Gdy "Jaszek" potraktował prehistoryczny grobowiec jak stojak na rowery, nie spodobało się to jego mieszkańcom i zaczęły się dziać dziwne rzeczy, a to się koledze rower wywrócił, a to koścista ręka złapała go za nogę i takie tam...:).


Miejsce ciekawe i liczę, że uda mi się dowiedzieć o nim więcej, tymczasem należało się zbierać, bo ciemno robi się koło godziny 16:00.
Wyjechaliśmy z lasu i dojechaliśmy do Loecknitz, gdzie ja i Piorek zrobiliśmy drobne zakupy, po czym wszyscy udaliśmy się na tradycyjny popasik nad jezioro Loecknitzer See.

Tam dowiedziałem się, że mój pomysł z zupą dyniową nadal wzbudzał zainteresowanie grupy...za wyjątkiem mnie i Basi, dlatego w Ploewen pożegnaliśmy się z "bandą", a sami przez Bismark, Linken, Lubieszyn i Mierzyn wróciliśmy do Szczecina, gdzie też zjedliśmy zupę, w domu, cebulową...z proszku, kupioną w tym celu w "Netto" w Loecknitz :))).
Wydawało mi się, że niedaleko TESCO pozdrowił mnie "Butros", ale wnioskuję tylko po kasku, bo był w kominiarce :).
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 80.09 km (15.00 km teren), czas: 04:39 h, avg:17.22 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:6.4 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1627 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Na spotkanie szczecińskich klubów do Leśna.

Niedziela, 18 listopada 2012 | dodano: 19.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Po wczorajszej plenerowej imprezie urodzinowej Małgosi "Rowerzystki" z całą "bandą rowerzystów", dziś od rana kiełkował mi w głowie pomysł, dokąd by tu się pokulać?
Pogoda nie zachęcała, ale i tak czułem potrzebę, a pomysł podsunął mi tata, który nadal działa i jeździ w Klubie Turystyki Kolarskiej "Jantarowe Szlaki".
Dziś w Leśnie odbywała się impreza pieszo-rowerowa z udziałem wszystkich szczecińskich (i polickich chyba też) klubów turystycznych pod nazwą "Zakończenie Sezonu" (to sezon rowerowy się kończy? ;))).
Oczywiście tradycyjnie już zbierałem się powoli i o wspólnym starcie z tatą nie było mowy, więc pierwszym zamysłem był samotny przejazd.
Na szczęście jest jeszcze ta nasza niezawodna "banda", więc szybko wysłałem informację do uczestników wczorajszej biesiady i jakoś tak nao(b)około się zgadaliśmy, że się gdzieś tam może, jakoś spotkamy.
Z nieba nie padał deszcz, a wszystko namakało. Wrażenie było takie, jakbym jechał w chmurze.
Jestem pod wrażeniem nowej ścieżki na ul. Łukasińskiego - wersja demo jest z asfaltu!!! :)

"Jaszkowymi" opłotkami dotarłem przez Diamentową na Bezrzecze, gdzie dosięgnął mnie jego telefon - okazało się, że zamiast zbierać się na Derdowskiego, są już na Głębokim.
Dałem sobie 10 minut i przez Wołczkowo pomknąłem na Głębokie, gdzie czekali Państwo "Jaszkowie" i Krzysiek "Monter", a za chwilę, zupełnie przypadkiem pojawił się Janusz i do nas dołączył. Z Markiem umówiliśmy się, że dojedzie pod leśniczówkę.
Jako prymus ze słynnej "Szkoły Skrótów Montera" Jacek zaoferował nam drogę gruntową, ale uczciwie przyznam, że tym razem nie był przygotowany do zajęć, bo mogliśmy normalnie jechać rowerkami bez ich przenoszenia przez chaszcze, doły i bagna :).
Po drodze znalazłem rękawiczkę turystyczną i już wiedziałem, że zmierzamy we właściwym kierunku - wystarczyło na miejscu poszukać Kopciuszka ;).
Na polanie czekał "Tata Misiacza" z Bożeną.

"Kopciuszek" szybko się znalazł dzięki tubalnemu głosowi Janusza, oddałem pani zgubę, a w nagrodę dostałem mandarynkę, którą oddałem Beacie, bo z owoców dziś największą ochotę miałem na kiełbaskę z ogniska :).
Przed wyjazdem mówiłem, żeby zabrać kiełbaski, ale koniec końców, zabrałem tylko ja i upiekłem (podzieliłem się z Beatą, która miała z kolei podzielić się z Jackiem, ale kiełbaska okazała się za dobra do podziału :)).

"Monter" też miał zakusy...

Tata i Bożena wraz z "Jantarowymi Szlakami" zbierają się do odjazdu w kierunku Bartoszewa.

"Jaszek" z ekipą próbowali dojść, co znaczy skrót W.K.Ł.
Zadaje się, że koniec końców okazało się, że jest to Wojskowe Koło Łowieckie.

W pewnym momencie Beata rzuciła, że ona wraca do domu, żeby piec ciasto dla rowerzystów, przez co zrozumiałem / zrozumieliśmy, że mamy na nie przyjechać po wycieczce :).
Wystarczyło tylko gospodarza domu spytać o adres, pod który mamy się udać, no to podał nam adres: www.dobreciasto.pl :))).
"Jaszek", właśnie sprawdziłem ten wymyślony adres - on naprawdę istnieje ;).
Jako, że nie czułem potrzeby kontrolowania mojej sprawności w jeździe po wykrotach, a taki był dalszy plan, zabrałem się z Beatą w kierunku Szczecina.

Przed Głębokim rzuciłem propozycję, żeby sprawdzić, czy miejsce naszej wczorajszej biesiady pozostawione jest po nocy w dobrym stanie, bo dziewczyny i inni sporo się napracowali, żeby pozostawić po sobie porządek. Z relacji "Montera" jednak wynikało, że kiedy tamtędy rano jechał, była tam istna Sodoma i Gomora!
Ktoś lub coś (pijaczki? zwierzęta? wandale?) wysypało wszystko z worków.
Śmieci walały się po całej okolicy (nie sfotografowałem całego obrazu demolki).

Również butelki były porozrzucane we wszystkie strony.
Czy zwierzęta rozrzucają butelki (tu na zdjęciu część jest już zebrana przeze mnie do kartonu)?

Odstawiliśmy z Beatą rowerki na bok i zabraliśmy się za porządki, żeby nie pozostał po naszej grupie niesmak.
Po około 10 minutach doprowadziliśmy okolicę do takiego stanu.

Po przejechaniu przez Las Arkoński pożegnałem się z Beatą przed "Domem Jaszków"...by za kilka godzin do niego wrócić i z rowerową ekipą zjeść pyszne ciasto, które upiekła gospodyni.
Dziękujemy za zaproszenie :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 42.24 km (11.00 km teren), czas: 02:13 h, avg:19.06 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 876 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Urodzinowe ognisko Małgosi.

Sobota, 17 listopada 2012 | dodano: 18.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Większość z nas nie mogła doczekać się soboty.
Dlaczego?
Ponieważ Małgosia "Rowerzystka" obchodziła swoje okrągłe urodziny i z tej okazji skrzyknęła rowerową brać na polanę leśną niedaleko ulicy Miodowej.
To już kolejna impreza tego typu i dobrze, bo zawsze się sprawdzają :).
Nim jednak z Basią "Misiaczową" dotarliśmy na godzinę 16:00 na polanę, postanowiliśmy z rana popalić nieco kalorii i wyskoczyć do pobliskiego Ladenthin.
Niestety, jak zawsze grzebaliśmy się jak dwa miśki w miodzie i czasu pozostało jedynie tyle, żeby pojechać spenetrować okolicę imprezy - czyli pojechaliśmy na Głębokie.

W międzyczasie w mojej tylnej lampce urwał się kabelek, a choć czasu nie było za wiele, to ja jak zwykle - uparty - musiałem zabrać się za naprawę ("już-zaraz-natychmiast" :))).

Zanim doszedłem jak działa / nie działa zacisk do kabelka, zdążyłem rozkręcić lampkę na części pierwsze, po czym okazało się, że w ogóle nic nie trzeba było rozkręcać :).

Na szczęście naprawa poszła w miarę szybko i na czas wróciliśmy do domu, żeby przygotować się do listopadowego spotkania w terenie.
Ciuchów nabraliśmy jak na Syberię, ale lepiej mieć ich za dużo niż za mało. O 15:10 zwinęliśmy z krawężnika do samochodu Piotrka "Bronika" i pojechaliśmy do sklepu Elysium, gdzie Małgosia parę dni wcześniej zamówiła karton piwka - startera, a ja podjąłem się jego odbioru i transportu.
Troszkę się pan naszukał kartonu, bo jego zmiennik gdzieś go upchnął w magazynie i zaczął mnie ogarniać lekki niepokój, ale w końcu cenna paczka się odnalazła :)
W środku - piwko "Zamkowe" z Browaru Namysłów - bardzo dobry wybór na ognisko i bardzo dobrze, że nie był to żaden "przemysłowy komercyjniak" typu Tyskie czy Lech.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Basia miała wątpliwości, czy to na pewno tu, ale wystarczyło poszukać tzw. "Bandy Pijanych Rowerzystów" (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :))).
Banda się znalazła, więc wykorzystaliśmy niczego nie podejrzewającego "Hubiego", żeby pomógł donieść zaopatrzenie...trafił mu się wyjątkowo ciężki kartonik z płynnym złotem ;))).
Na start Małgosia przygotowała nam jeszcze francuskie czerwone wino, własnego wypieku chlebek, własnej produkcji smalec i co jeszcze nie wiem.
Pogubiłem się w ilości.
Każdy coś tam doniósł, dobrze, że swoim ciastem bananowym częstowałem na początku, bo potem nikt by już go nie tknął ;))), bo kiedy pojawiło się tiramisu o nieziemskim smaku stworzone własnoręcznie przez Roberta "Foxika", ochom i achom nie było końca, a już kiedy spoglądałem na "Misiaczową" pałaszującą kolejny kawałek, było to dla mnie najlepszym dowodem, że ciasto jest znakomite.
Innym przebojem kulinarnym była kiszka ziemniaczana dostarczona przez "Siwobrodego".
A to już nasza jubilatka w koszulce, którą dostała od Krzyśka "Montera", a którą jednocześnie ustanowił "Koszulką Przechodnią", którą ma przejąć za jakiś czas kolejny jubilat.
W rączce - piwko "Zamkowe" :).
Za Małgosią "Monter" mocuje się z kapslem, "Hubi" z chusteczką higieniczną, a przypatruje się wszystkiemu Pani "Hubisiowa".

Dla tych, którzy nie znają angielskiego - napis na koszulce głosi:
"Nie mam 50 lat, mam 18 i ... 32-letnie doświadczenie" :)))
Małgosiu, kiedy czytam czasem ogłoszenia o pracę, to stwierdzam, że spełniasz najostrzejsze wymogi naszych pracodawców :) !

Na polanie nietrudno było zlokalizować naszą "bandę", bo już z daleka świeciły kolorkami nasze dwa piękne rudzielce :))).

W tle zamyślony "Foxik", obok przemyka "Srk23".
Tu Basia "Misiaczowa" i Beata "Jaszkowa".

Kolejna fotka.
Autor tychże wypocin ze swoją uroczą "Misiaczową" :).

Zabawa była świetna, ognisko grzało, a "Tunia" przygrywała na gitarze kawałki ze "Śpiewnika ramola" :).
Z czasem pojawiły się trzy lewitujące wokół ogniska "ciała", jedno wyjątkowo upierdliwe, drugie wyjątkowo wszechwiedzące, a trzecie bardzo przytulne, których cechą wspólną było to, że cenili sobie kontakt z Matką Ziemią (zainteresowani wiedzą) :))).
Ciało Wyjątkowo Upierdliwe nie wiedziało kiedy przestać, Ciało Wyjątkowo Wszechwiedzące wykazało się zdrowym rozsądkiem i ulotniło się, nim było za późno, a Ciało Bardzo Przytulne poszukiwało kolejnego obiektu do przytulenia :))).
Choć było coraz chłodniej, to po to wzięło się ciuchy, żeby co rusz dokładać kolejną warstwę, ale co tam, bawiliśmy się doskonale.
Dziękujemy wszystkim (a było nas chyba ze 30 osób, ktoś policzył?).
P.S. Jakby "ktoś" miał wątpliwości - impreza była dla rowerzystów, ale bez rowerów. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.94 km (7.00 km teren), czas: 01:28 h, avg:16.32 km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 477 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Rowerowy grill na działce u Misiacza.

Sobota, 10 listopada 2012 | dodano: 10.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Najpierw z rana zrobiłem szybki kurs na "Kozie" na działkę, by przygotować się na grillowo - ogniskowe spotkanie ze znajomymi...o ile złośliwa pogoda, która planuje zesłać na nas szczającą chmurę po godzinie 16:00 wszystkiego nie spartoli. Co prognoza, to inna opcja ;).
Mimo nadciągających chmur, po 15:00 znów pomknąłem na działkę, tym razem z sakwą w "Kozie" i plecakiem pełnymi prowiantu, żeby przygotować się na przyjście gości o 16:00.
Początkowo siedzieliśmy na dworze przy rozstawionym stole, płonęło ognisko (dzięki "Foxiki" za suche drewno w dużych ilościach), a Pan "Foxik" uwijał się przy grillu, to prawdziwy profesjonalista!
Po około 30 minutach nastąpiła tzw. "podwyższona wilgotność powietrza", jak "Gadzik" nazywa mżawkę.
Zaczęliśmy powoli przenosić się pod werandę altanki, zbyt małą jednak, by wszystkich nas pomieścić :).

Mistrz Robert przy grillu...

Póki mżyło, dało się siedzieć, ale intensywność opadów wzrastała i "Monter" wskoczył na rower, szybko podjechał do siebie do domu i zaimportował wielką, foliową płachtę, którą próbowaliśmy rozpiąć pomiędzy werandą, a pobliskimi słupkami.

Gdy opad zrobił się poważny, a na folii zbierała się woda, ktoś musiał to utrzymywać w kupie - zabawa była coraz przedniejsza !!! :)

Wreszcie znalazłem w altance jakiś słupek, tylko nie za bardzo było jak go umocować w betonie, w tym wypadku doskonałym fundamentem okazał się nasz szef kuchni :).

Znużony siedzeniem - wstał :).

Mimo deszczu i spartańskich warunków - a może dzięki nim - bawiliśmy się naprawdę znakomicie!
W południe dnia następnego pojechałem na działkę posprzątać po imprezie, gdzie odwiedził mnie "Krysiorek" z rodzicami, tj. moim bratem i Kasią.

Krysia dzielnie pomagała mi zagrabić uklepaną ziemię :).

Po zrobieniu porządków przez Centralny wróciliśmy do domów.
Ja przetestowałem nie oddaną jeszcze do użytku i w wiecznej budowie kładkę na Pomorzanach.
Jak dla mnie - wydatnie skraca drogę na boisko i do "Bronika" :))).


***

Podziękowania dla Baśki "Rudzielca", że "podjudziła" mnie do zorganizowania spotkania i tym, którzy odpowiedzieli na zaproszenie i za świetną zabawę (Basi "Misiaczowej", Robertowi i Marzenie "Foxikom", Beacie "Jaszkowej", Krzyśkowi "Monterowi", Markowi "Ememowi", Piotrkowi - tajemniczemu koledze Baśki, Krzyśkowi "Siwobrodemu") - razem było nas 10 osób (chyba, że kogoś pominąłem ? ;))).

P.S. Dziś w Warszawie Polacy hucznie obchodzili Święto Niepodległości :)))
Rower:Koza Dane wycieczki: 22.76 km (6.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 35.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

Listopadowa "Pogoń za lisem".

Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano: 04.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Hm...Nie wiem jak zacząć...
Brak weny zupełny na starcie, może się rozkręcę...
No dobra, "Jewti" na Forum RS zarządził listopadową "pogoń za lisem".
Dość krótko trwały debaty, bo przecież wybór był oczywisty: lisem musiała zostać Baśka "Rudzielec" :).
Zbiórka ogłoszona została na godzinę 10:30 nad jeziorem Głębokie. Ruszyliśmy z Pomorzan z Basią "Misiaczową" i Piotrkiem "Bronikiem".
Na starcie - choć tu tego nie widać - stawił się tłum rowerzystów, myślę, że potem w sumie ze 30 osób było, nie liczyłem.


To nasz lisek, może nie rudy, a srebrny, ale jednak lisek ;).

A to grupowe zdjęcie "zajumane" od "Jaszka", z agentem Dżejmsem 007 i agentką Tatianą (znajdź tę parę;)).

Uciekający lisek zostawiał tropy w postaci czerwonych wstążeczek. Każdy szczęśliwy znalazca częstowany był przez "Jewtiego" cukierkiem.
Ja też powinienem dostać, bo choć wstążeczki nie znalazłem, to znalazłem zgubione walkie-talkie, które wypadło przypadkiem w trakcie jazdy naszemu 'prezesowi' ;).
Po dojechaniu do Bartoszewa okrążyliśmy jeziorko, nad którym szczęśliwym myśliwym okazał się Piotrek "Hombrecośtamcośtamcośtamcośtam" ;)
Lisek ukrywał się w krzaczkach.


Po schwytaniu zwierza ruszyliśmy w kierunku Sławoszewa, gdzie gospodarze Gospody "Zjawa" czekali na nas z ogniskiem i z pysznościami.

Tą pysznością okazała się domowa, pikantna zupa dyniowa z grzankami i śmietaną, jak znalazł na chłodne dni!
"Misiacz" cwaniaczek szybko ustawił się pierwszy w kolejce, żeby potem nie patrzeć z wywalonym językiem na tych już jedzących...jak ci ostatni w kolejce :)

Dodatkowo, dokupiliśmy sobie po kiełbasce, którą na ognisku upichciła Basia, a gospodarze zasponsorowali garniec domowego smalcu i domowego chleba.

W międzyczasie "Jewti" rozdał nagrody i gadżety najbardziej zasłużonym działaczom :).
Jak się siedzi, zaczyna robić się chłodno, więc postanowiliśmy z Basią, że zwijamy się i wracamy do domu przez Dobrą, Blankensee, Bismark i Schwennenz.
Dołączyli do nas Beata i Jacek "Jaszkowie" i Krzysiek "Monter". Po drodze dogoniła nas grupa "Jewtiego" i odbiła na Rzędziny.
Tymczasem od strony Buku nadjechali - przypadek - wykręcający dziś gdzieś średnią Paweł "Sargath" i Adrian "Gryf".
Myślałem, że Paweł jakoś zniknął, nic się u niego nie dzieje, ale nie. Jest dobrze, charakterek pozostał, bo dzień bez awantury z kierowcą to dzień stracony :))).
Dziś było dwóch, o szczegółach i stratach (kierowców oczywiście) opowiadał nie będę ;).
Minąwszy Buk, wjechaliśmy do Niemiec, ciała ofiar "Sargatha" ktoś w międzyczasie szybko zdążył uprzątnąć ;))).
Tu pomykamy drogą Blankensee - Bismark.

W Bismark "Jaszek" pokazał nam ciekawostkę, szwabski hełm, pewnie to jakiś symboliczny grób najeźdźców.
Niech ktoś to zbada ;).

Stalowa czapeczka przymocowana jest linką, żeby ktoś się nie skusił.

Kościółek był zamknięty, ale na ścianie wisi opis, również w języku polskim.


Z Bismark skręcliśmy na Gellin, skąd polami kierowaliśmy się do Grenzdorf.
Zakwitł ponownie rzepak, wiosna idzie ? ;)))

Za Grenzdorf wjechaliśmy na drogę dla rowerów, która doprowadziła nas do Grambow, skąd dotarliśmy do Schwennenz.
Jadąc polną drogą do Bobolina zatrzymaliśmy się na zbiór jabłek, w końcu muszę mieć z czego piec kolejne tarty jabłkowe ;).
Przed Bobolinem pożegnaliśmy się, reszta pojechała na Stobno, a ja z Basią na Warnik i Będargowo.
Zaczynało się robić jakoś zimno, dobrze, że aż do domu nie dopadł nas deszcz, który właśnie leje w momencie, gdy spisuję tę relację.
P.S. Dziękujemy "Jewtiemu" za organizację ciekawej imprezy :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 67.95 km (5.00 km teren), czas: 04:05 h, avg:16.64 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:7.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1368 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(10)

Szczecińska Masa Krytyczna. Chłodek :).

Piątek, 26 października 2012 | dodano: 26.10.2012Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią..., Szczecińskie Rajdy BS i RS
Snułem się tu i tam w ciągu dnia, spotykając po drodze Jarka "Gadzika" i mentalnie przygotowywałem się na wyjazd z Basią "Misiaczową" na Szczecińską Masę Krytyczną na godz. 18:00.
Basia wróciła z pracy i pojechaliśmy.
Temperatura była przyjemna, w okolicach 2 st.C ;))).
Wreszcie zobaczyłem, jak wygląda nowa fontanna przy kościele garnizonowym.
Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że jest fajna.

Na Placu Lotników spotkaliśmy mnóstwo znajomych, tu Basia z Małgosią "Rowerzystką".

Bardzo ciekawy "architektonicznie" rowerek, aczkolwiek na długą trasę to bym raczej nim nie chciał jechać ;).

Ponieważ byliśmy na wieczór umówieni, urwaliśmy się z Basią w okolicach amfiteatru.
Temperatura szybko spadała i zaczynała milutko podszczypywać ;).
Co tu więcej pisać ? Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 27.39 km (5.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:2.5 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 478 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)