MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Szczecińskie Rajdy BS i RS

Dystans całkowity:14134.97 km (w terenie 1800.85 km; 12.74%)
Czas w ruchu:693:50
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:278949 kcal
Liczba aktywności:206
Średnio na aktywność:68.62 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Do Storkow uciekając przed deszczem.

Sobota, 13 kwietnia 2013 | dodano: 13.04.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Wreszcie pojawiły się symptomy wiosny / jesieni* (*niepotrzebne skreślić) i wreszcie można było wybrać się na dłuższą wycieczkę.
Takową ogłosił "Jaszek", a celem było Storkow w Niemczech.
O 10:00 stawiłem się nad jeziorkiem Słonecznym, gdzie siedział sobie Jarek "Gadzik", który nie zamierzał z nami jechać, a jedynie na nas popatrzeć ;).

Pojawienie się "Montera" pachniało już z daleka możliwością "skrótów", ale ja byłem zdecydowany nie dać się wciągnąć w żadne błoto ;).
Oprócz niego przyjechała jeszcze "Jaszkowa" i "Bronik".
Kiedy dojechaliśmy dość pokrętną trasą do Warnika (szef wycieczki zarządził i trzeba było jechać...a na dokładkę było to pod górkę i pod wiatr) dosięgnęła nas przelotna ulewa, ale zdążyliśmy schronić się na przystanku.
Deszcz był oczywiście winą "Bronika", bo swoim kapturem na głowie prowokował chmury do działania :).

Po chwili dojechał "Yogi" z Wandą z nowymi nabytkami na samochodzie, który zostawili w Ladenthin.

Deszcz jeszcze pokapywał, ale dałem się namówić "Jaszkowi" na dalszą jazdę (przyznam, że deszcz mnie trochę zniechęcił) i była to dobra decyzja.
Tu wjeżdżamy pod górkę między Ladenthin, a Nadrensee.

W Nadrensee chcieliśmy zajechać do sklepiku, ale okazuje się, że w soboty jest on otwarty, ale ... od 7:00 do 9:30 ;))).
W tym czasie pojawiła się tam "Tunia", która dojechała do nas od strony Kołbaskowa.
Walcząc z wiatrem ruszyliśmy do Storkow, do zabytkowego wiatraka (to nie ten;)).

Tak jak się spodziewałem, MUSIAŁ pojawić się skrót i ekipa zjechała w rozmiękły las, a ja byłem konsekwentny w swojej decyzji i pojechałem dalej asfaltem, mówiąc, że poczekam na nich pod wiatrakiem, na co "Jaszek" oznajmił, że to ja będę czekał, bo oni jadą..."skrótem" :))).
Kiedy dojechałem pod wiatrak, oczywiście nikogo tam nie było, a ja miałem aż 25 minut na relaks na ławeczce, czekając na przyjazd "skrótowców" ;).

Mając sporo czasu i widząc nadciągającą ulewę, szybko odtańczyłem skróconą wersję Tańca Słońca (wersja mini;))), żeby maksymalnie zmniejszyć ilość opadów na trasie i chyba się udało ;).
Chmura oczywiście nadciągnęła i spuściła na ziemię swoją zawartość, ale ja, "Bronik" i "Monter" zdążyliśmy dojechać do wiaty. Zmokła tylko reszta, ociągająca się z ruszeniem spod wiatraka. Chmura jak szybko nadeszła, tak poszła, a my pojechaliśmy na zakupy do PENNY MARKT, bo niektórym zachciało się izotoników ;).
W czasie, gdy my kręciliśmy się po sklepie, "Jaszek" zaprowadził niemiecki "ordnung" w ustawieniu naszych rowerów ;).
Harmonię zaburza jedynie rower...Niemca, który przyjechał nim na zakupy ;).

Nie niepokojeni przez deszcz, szybko mknęliśmy z wiatrem w plecy do Krackow, gdzie musieliśmy przeczekać ostatni już, krótki i intensywny opad.
W tym czasie niektórzy panowie zajęli się "izotonikami" w wiacie przed muzeum starych pojazdów w Krackow.

Siedziało i gawędziło się super, zeszło grubo ponad pół godziny, ale czas było ruszać.

Jeszcze szybciej z wiatrem gnaliśmy do Lebehn, gdzie profilaktycznie zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem, gdyż zbliżała się podejrzana chmura, ale na szczęście okazała się niegroźna dla nas.
W Ladenthin pożegnaliśmy Yogi Team, który załadował się na samochód oraz "Jaszka" i "Montera", którzy postanowili wracać przez Blankensee, żeby legalnie pozbyć się z siebie resztki "izotoników".
W Smolęcinie pożegnaliśmy "Tunię", a ja, Beata i Piotrek dojechaliśmy przez Warzymice do Szczecina, gdzie Beata złapała lekką gumę.
Na szczęście powietrze uchodziło wolno i po podpompowaniu koła na stacji mogliśmy Beatę wyekspediować z Piotrkiem do domu...

...a to moja trasa.



A na koniec zdjęcia "Yogiego" (jak zawsze świetne), gdzie uwiecznił moją Misiaczową Czapę ;))).
Na drugim zdjęciu, gdzie widać tylko moje uszy, udajemy współczesnych gimnazjalistów, których ulubionym zajęciem jest klikanie w komórki ;))).

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.50 km (1.00 km teren), czas: 03:38 h, avg:19.40 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1507 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

Działka i Masa Krytyczna.

Piątek, 29 marca 2013 | dodano: 29.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Najpierw w dzień wyskoczyłem na działkę zawieźć jedną rzecz.
Jak widać po zdjęciu, wiosny tam nie znalazłem...może w przyszłym roku ?

Taplając się w śniegu i łapiąc go w oczy, doturlałem się do domu, by pod wieczór wyskoczyć na Szczecińską Masę Krytyczną (teoretycznie wiosenną, ale to tylko teoria).
Tak jak podejrzewałem, tłumów nie było. Chyba w grudniu było więcej.

Poniżej ja w stroju błotno-miejskim i na podobnym w typie rowerze na zdjęciu Asi z "Mad Bike".


Przetoczyłem się kawałek gadając ze znajomymi, po czym odłączyłem się na wys. ul. Ku Słońcu i wróciłem do domu.
Takiej "wiosny" nie pamiętają najstarsze Misiacze :/. Rower:Koza Dane wycieczki: 21.75 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 482 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

"Godzina dla roweru 2013 - Szczecin".

Środa, 20 marca 2013 | dodano: 20.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Najdziwniejsze wydarzenie rowerowe, w jakim kiedykolwiek brałem udział (pomijając oferty "Montera" i "Yogiego" typu "Porzuć kajak - płyń rowerem", czy "Amfibie są dla mięczaków - bagna pokonaj na rowerze"...z których staram się nie korzystać :))).
Jak to nazwać?
Sama jazda była zupełnie bezsensowna, ale za to była z WIELKIM sensem ;).
Bezsensowna, bo krąży się w te i we w te po tych samych ulicach.
Sensowna bardzo, bo kiedy krąży nas tu i tam wielu, kierowcy widzą, że nie są sami na ulicy.
Jak dla mnie ma to większy sens niż "Masa Krytyczna", która choć gromadzi rzesze rowerzystów i toczy się tłumnie ulicami miasta, to chyba przez kierowców traktowana jest albo jak zabawa albo jak uciążliwa zawalidroga.
Tu z kolei nie blokujemy skrzyżowań, ale wszędzie nas pelno.
Na Placu Rowerzystów (oficjalnie Pl. Lotników) o godzinie 18:00 było tym razem pusto - wszyscy krążyli.

Spotkałem "Montera"

A moje odczucia? Spotykasz znajomych, ale oni z Tobą nie jeżdżą.
Mimo, że mijaliśmy się wielokrotnie, czułem się sam(otnie).
W końcu zatrzymałem się pod gołąbkiem, wypiłem herbatę z termosu i wróciłem do domu.

W ścisłym centrum ślad na mapce wygląda dość ciekawie ;).
Rower:Koza Dane wycieczki: 19.75 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 397 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Z "Gadzikiem" w wichrze przez Neu Grambow.

Niedziela, 17 marca 2013 | dodano: 17.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Mimo zimowej pogodny, po godzinie 11:00 zebrałem się wreszcie na rower, choć na dworze panowała wichura z tych, co "urywa łeb" (min. 7 m/s).
Kiedy pakowałem sakwy w garażu...nadjechał Jarek "Gadzik" na szosówce, który chciał wykręcić jedną ze swoich codziennych stówek (100 km, ot taki sobie spacerek "Gadzika";)))). Pojechaliśmy więc początkową część trasy razem.
Przejeżdżałem wielokrotnie (nawet wczoraj) przez przejazd kolejowy na Gumieńcach i ani razu nie spostrzegłem swojego kuzyna-kolejarza pilnującego budki dróżnika.
To dzięki Jarkowi w końcu się poznaliśmy ;).

Przez Smolęcin, Ladenthin i dalej gładką płytówką dotarliśmy w błyskawicznym tempie do Lebehn - było z górki, a wichura w plecy, więc prędkości dochodziły same z siebie do 45 km/h.

Od Lebehn już nie było tak wesoło, boczny wicher szarpał przednim kołem i szybko wyziębiał, wiejąc znad pól pokrytych śniegiem.

Za Neu Grambow zatrzymaliśmy się w wiacie na popas, skąd następnie przez Linken wjechaliśmy do Lubieszyna. Tam postanowiłem jednak wracać do domu mając ograniczony czas i tym razem wicher w twarz (a do tego pod górkę), Jarek zaś pojechał na północ dokręcić swoje 100 km.
Jak trudno było jechać świadczy fakt, że na podjeździe pod Dołuje nie byłem w stanie przekroczyć 10 km/h, a co gorsza, na długim zjeździe do Mierzyna mimo pedałowania osiągałem ledwie 15 km/h.
Wiosno, przyjdź już!!! Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 46.22 km (1.00 km teren), czas: 02:18 h, avg:20.10 km/h, prędkość maks: 46.00 km/h
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 983 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Spacerek prawie do Ladenthin.

Sobota, 16 marca 2013 | dodano: 16.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Po południu wybrałem się na krótki spacerek rowerowy do Niemiec, planowo miałem przejechać przez Ladenthin i Schwennenz i wrócić do domu. Zaraz na początku poznałem, w jakim pięknym miejscu na Ziemi mieszkam, kiedy wjeżdżając w ul. Mieszka I natknąłem się na nienawistny wzrok starszego faceta, który nie wiadomo dlaczego rzucił w moim kierunku "pierdolony rowerzysta". Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zawrócić, ale szkoda mi było czasu ne tę mendę. Czy to, że pacnąłbym go w łeb coś by zmieniło? Nie sądzę, dalej zostałby mendą, bo mentalności w narodzie nie zmieni się poprzez pacnięcie tego czy innego osobnika.
Znam tu wiele wspaniałych osób, ale zawsze zastanawia mnie, skąd w ludziach na naszych ulicach bierze się tyle bezinteresownej nienawiści i chamstwa, ot tak, żeby rzucić obelgę, aby innemu się przykro zrobiło.
Zostawiając to wszystko za sobą żwawo pomykałem przez Warzymice, Będargowo i Warnik w kierunku Ladenthin.
Tam w zasadzie zakończyłem pomykanie, bo nawet nie dojeżdżając do wioski natknąłem się na powracających z Penkun "Jaszka", "Montera" oraz "Yogiego" z Wandą i od razu zmieniłem plany. Zawsze to fajniej wrócić w przyjemnym towarzystwie.

YOGIMOBIL ;)

Zawinąłem i przez Warnik, Bobolin i Stobno dojechaliśmy do jeziorka na Derdowskiego, gdzie pożegnałem ekipę i wróciłem do domu. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 30.88 km (0.00 km teren), czas: 01:35 h, avg:19.50 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:-4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 649 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Misiacz na baby...;)))

Sobota, 9 marca 2013 | dodano: 09.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Dziś ogłoszony był Rowerowy Dzień Kobiet, czyli wycieczka dla pań ze Szczecina przez Bartoszewo do Sławoszewa do gospody "Zjawa".
Z oczywistych względów nijak nie kwalifikowałem się na "uczestniczkę" :))) tego wyjazdu, więc postanowiłem "przyczaić" się z aparatem fotograficznym na Głębokim i cyknąć parę fotek, gdzie grupa babeczek miała o godzinie 11:00 (tak się Misiaczowi wydawało, a tak nie było ;)) zatrzymać się, żeby zabrać kolejne uczestniczki.
Kiedy jednak dotarłem tam punktualnie o 11:00, nie widać było nawet śladu kobietki ;).
Zrobiłem zdjęcie do wpisu i zastanawiałem się, co dalej robić...

Poczułem rozczarowanie i zawróciłem do domu, jednak w Lesie Arkońskim zadzwoniłem do Asi z "Mad Bike" i okazało się, że dziewczyny jadą "powoli" za Pilchowem w stronę Bartoszewa..."w różnym wieku, matki z dziećmi, dogonisz" ;).
No to goniłem w tempie 30 km/h, ale matki z dziećmi były szybsze...i nie dogoniłem ich, a zastałem już na miejscu w "Zjawie".
Marzena i Beata, które to dwie panie "uprowadziłem" po pobycie w gospodzie ;))).

To na pewno nie jest pani ;).

Grupka "Iskierek".

Zjechało się ok. 50 uczestniczek plus fani i kibice - tacy jak ja ;).

Tunia.

Asia rozdaje prezenty - dla każdej uczestniczki sponsorzy coś przygotowali i pochwalę się, że byłem jedym z nich.

Po zjedzeniu pysznej zypy dyniowej i pogawędkach, porwałem widoczne tu dwie osobniczki w kierunku Dobrej.

Marzena i Beata były zmarznięte, więc z chęcią zasuwały w tempie 28 km/h :).
W Dobrej się pożegnaliśmy, a ja postanowiłem wrócić wzdłuż granicy przez Niemcy.
Między Linken, a Neu Grambow zatrzymałem się na krótki popas.

Między Lebehn, a Ladenthin natrafiłem na piękne oznaki wiosny.

Już wtedy miałem tak potworny wiatr w twarz, że ledwo jechałem, a tu jeszcze przyszło mi wspinać się pod długi podjazd do Ladenthin.
Na szczęście w Niemczech nawet na polach mają "autobahn'y" dla ciągników...i rowerzystów.

Wiatr był tak silny, że nawet jadąc z góry od Warnika do Będargowa musiałem pedałować, a i tak prędkość nie przekraczała 24 km/h.
No i tyle...
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 62.38 km (3.00 km teren), czas: 02:48 h, avg:22.28 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1387 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)

Kryzys rowerowy minął...do Loecknitz z "Wiewiórkami" ;))).

Sobota, 2 marca 2013 | dodano: 02.03.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Na Forum RS ogłoszona była kolejna wycieczka z opcją błotno-bagienną, a jako że jam jest Misiacz głownie asfaltowy, postanowiłem gładką nawierzchnią spokojnie pojechać do Loecknitz na małe zakupy, głównie po sery i napoje.



Pogoda była znakomita, temperatura na lekkim plusie i do tego wytęsknione słońce!!!
Silny wiatr wiał na początku w twarz, co oznaczało powrót z jego pomocą.
Choć specjalnie się nie ogłaszałem, to znalazło się paru chętnych do towarzyszenia mi, czyli Marzena "Foxy", Basia "Rudzielec" i Arek "Lenek1971". Choć wysłałem mu informację, to "JurekTC" nie pojawił się w miejscu zbiórki, pewnie przestarszył się tempa turystycznego i za niskiej średniej psującej mu statystyki ;))).
Na starcie pod Tesco o umówionej godzinie zabrakło tego ostatniego, więc przypuszczałem, że pojedziemy w składzie jeden Misiacz i dwie wiewiórki, ale Arek w ostatniej chwili wpadł na punkt przed upływem studenckiego kwadransa...i tak rozwiało się marzenie, że zostanę Szefem Wiewiórek ;))).

Arka na żywo spotkałem po raz pierwszy. Okazał się fajnym gościem i miło się jechało w jego towarzystwie. Co więcej, wcale nie musiał tak gnać na miejsce zbiórki z Warzymic, przez które i tak przejeżdżaliśmy, ale dzięki temu ma nabite więcej km :))).
Jako, że obiecałem tempo turystyczne i dużo postojów np. na herbatkę, więc pierwszy poważniejszy mieliśmy w Warniku, po pokonaniu długiego podjazdu, co dodatkowo utrudniał nam bardzo silny wiatr w twarz.

Ile radości może dać przystanek autobusowy...;)

...i jego okolice ;).

Za Ladenthin w drodze do Lebehn zatrzymaliśmy się przy ruinach dawnego gospodarstwa, którego zarośnięte otoczenie stworzyło idealne miejsce na nieskrępowane siusiu :).

Tak to przy pięknej pogodzie i przy pięknym wietrze dotarliśmy do Loecknitz, gdzie napełniłem po brzegi sakwy żółtym serem, czerwonym winem i piwkiem na wieczór, tworząc z mojego KTM-a ociężały twór.
Przyznam, że zupełnie mi ten ciężar nie przeszkadzał, forma była idealna i w sumie teoretycznie mógłbym nawet dziś gnać "na tempo" z Jurkiem i Gadzikiem. Wyjazd jednak był turystyczny, więc potoczyliśmy się nad jezioro Loecknitzer See na kanapki i napoje.

Okazało się, że nie tylko my skorzystaliśmy z pogody, bo spotkaliśmy tam dwójkę rowerzystów ze Szczecina.
Jak mi brakowało takiego błękitu!!!!


Z trudem oderwałem się od aparatu, bo widoczki po długiej, szarej i zgniłej szczecińskiej zimie cieszyły oko!

Czas było wracać z wiatrem za pan brat, jechało się super, przemknęliśmy przez Ploewen i niedługo potem jechaliśmy już po mojej ulubionej brzozowej alei.

Za Bismark wyprzedziło nas dwóch "ścigaczy" na lekkich góralach, a że czułem się mocny, więc mimo ciężkich sakw dla sprawdzenia swojej kondycji siadłem im na koło i nie dałem się już z niego zrzucić aż do Linken, gdzie poczekałem na resztę ekipy.
Po dojechaniu do Dołuj pożegnaliśmy się, Marzena i Basia odbiły na Wąwęlnicę i Bezrzecze, a Arek na Stobno i Warzymice, a ja przez Mierzyn wróciłem na Pomorzany.
Uff...mam wrażenie, że kryzys minął i rowerek nie będzie się już czuł obrażony, że prawie na nim nie jeździłem, a tylko biegałem (biegam).
Ta wycieczka, miejmy nadzieję, to początek fajnego rowerowego roku 2013. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 63.63 km (1.00 km teren), czas: 03:29 h, avg:18.27 km/h, prędkość maks: 45.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1316 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(14)

Wędrówka "Szlakiem Bielika" z "Gadzikiem" i Masa Krytyczna.

Piątek, 22 lutego 2013 | dodano: 22.02.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS
Na ponad 22-kilometrową wędrówkę pięknym, leśno-pagórkowatym "Szlakiem Bielika" zaprosił mnie Jarek "Gadzik".
Było słońce, mróz i całkiem sporo śniegu, a niektóre odcinki oblodzone, stąd i tempo niespecjalne, ale nie dla tempa tam poszliśmy.
Do Siadła Dolnego dojechaliśmy samochodem Jarka, skąd zaczęliśmy wędrówkę. Od razu poczułem, co to znaczy mieć nogi 2x krótsze niż kolega.
Mimo, że wspomagałem się kijami do Nordic Walkingu, to i tak drobiłem szybko nogami jaki Chińczyk :))). Kto zna ten szlak wie, że na samym początku jest dobijająca górka!
- Dawaj "Misiacz", dawaj!!! :).

Dociągnąłem !

Minęliśmy Moczyły, pojawia się słońce.

Za Pargowem, w "wiatach" koła łowieckiego najfajniejsza część wędrówki - ja pichcę jakieś spaghetti ze słoika, a Jarek zupkę z torebki, same mikroelementy :)

No, może nie jest to "jakieś" spaghetti, to w końcu "Męska Rzecz" :).

Jak ktoś ma więcej sił, może pójść / pojechać dalej ścieżką przyrodniczo-łowiecką.

Lokalizacja naszej "stołówki".

Spaghetti szybko stygło na mrozie, trzeba było dogrzewać.

Wracając Jarek zauważył, że ...WIOSNA IDZIE!!!

Kto tędy jeździ pamięta, że jeszcze niedawno stały tu dwa stare, symboliczne rowery, ustawione tu w kompozycji jako symbol szlaku.
Niestety, w naszym kraju nawet i to się nie uchowa, już zaj...ne. :///

Piękne "okoliczności przyrody" w dordze powrotnej do Siadła.

Po ponad 22 km brnięcia w śniegu, czasami po lodzie zacząłem odczuwać lekkie znużenie w nogach, ale powiem, że to był świetny dzień, za który bardzo dziękuję "Gadzikowi".
Jako, że było mi jeszcze mało, szybko wpadłem do domu, zjadłem obiad, szybka drzemka i pomknąłem na "Kozie" na Masę Krytyczną.
Miło spotkać dobrych znajomych :).

Tym razem stawiło się blisko 50 osób.
Ja tradycyjnie "urwałem" się w trakcie, tym razem z Pawłem "Sargathem" i pojechaliśmy na małe zakupy do sklepu "Elysium" :).

/8213889 Rower:Koza Dane wycieczki: 15.17 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:-3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 303 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Zawijka w Pampow...ech

Sobota, 9 lutego 2013 | dodano: 09.02.2013Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
Ruszając rano na spotkanie z ekipą BS/RS na Głębokim (zbiórka o godzinie 9:00) na wycieczkę "śladem Jurkowego Garmina" raczej nie spodziewałem się, że wrócę z niej przedwcześnie.
Kiedy wczoraj bez najmniejszego zmęczenia przebiegłem ponad 5 km, zakładałem, że po walce z wirusem wróciłem do formy.
Hm...no to najwidoczniej nie do tej rowerowej.
Miałem wrażenie, że ktoś przyczepił do mnie nie moje nogi, ale kogoś, kto prawie nie jeździ na rowerze. Poniekąd jest w tym nieco racji, no specjalnie się nie wykazywałem ostatnio...ale skoro biegam bez problemów, skąd tu taka lipa?
Sam mój dojazd na Głębokie nie był popisem formy...
Na starcie oprócz mnie stawił się Gadzik, Jaszek, Monter, Gryf, Peio i prowodyr, czyli Jurek ;).

Kiedy ruszyliśmy, niespecjalnie też pomogło mi "tempo turystyczne" narzucone bez pardonu na samym początku przez Jurka.
No jak lubię tego gościa, tak jego pojęcie stałego "turystycznego tempa" w okolicach 28-30 km/h mi zupełnie nie odpowiada.
Jaszkowi chyba też ? ;)
Chyba będę się z nim umawiał tylko na treningi ;))).
Jakoś udało mi się dociągnąć do Dobrej, ale potem moje nogi robiły się dziwnie wiotkie i "nie podawały".
Czułem, że mogłoby się to skończyć "telefonem do przyjaciela", tak jak w przypadku ostatniej wycieczki Małgosi, na której prawie nikt nie błyszczał formą.
Coś dziwnego wisi w powietrzu ?
Niestety, ja nie miałem opcji "telefonu" do przyjaciela, bo wszyscy ci, którzy mogliby mnie zabrać z rowerem, są poza Szczecinem.
Za Bukiem drogi zrobiły się białe i moje koła zaczęły się dziwnie zachowywać. Mimo to postanowiłem ciągnąć dalej, w końcu drogi w Niemczech są "podgrzewane" i czarne, co potwierdził nasz wjazd do Blankensee.
Ciężki dla mnie podjazd pod górkę w Pampow utwierdził mnie w przekonaniu, że o ile jeszcze może dojadę do Rieth, to nie bardzo bym wiedział, jak stamtąd wrócić.
Postanowiłem zatrzymać się w wiacie na herbatę i kanapkę (w której nikt nie zamierzał się zatrzymywać ;))) i zawrócić.
Stanęliśmy, trąbiliśmy...ale część koksów pognała do przodu.
Po chwili wrócili. Zdziwieni, że "tracimy czas na głupoty" typu posiłek czy zdjęcie ;))).
Po herbatce zrobiło mi się lepiej i pomyślałem, że spróbuję jechać dalej, ale pierwsza górka wybiła mi to z głowy.
W podjęciu decyzji pomógł mi też niebezpieczny uślizg koła na ośnieżonej już jezdni (tu nie była "podgrzewana").
Opony Schwalbe Marathon to dobra rzecz, ale zupełnie nie nadają się na śliskie lub nawet lekko śliskie nawierzchnie i nie miałem ochoty na kolejnego szlifa.
Zresztą, nie miałem zamiaru nikomu niczego udowadniać i jechać dla samego jechania, bo po co?
Pożegnałem się z tymi, których jeszcze widziałem i zawróciłem do Blankensee.
Na chwilę zatrzymnałem się, żeby popełnić głupotę.
Zdjęcie znaczy chciałem zrobić ;).

Cóż, pogoda niezbyt cudowna, ale co tam...
W Blankensee umyśliłem sobie, że wrócę przez Bismark, Schwennenz i Ladenthin, ale pierwsze kilka metrów w tamtym kierunku i niebezpieczne uślizgi koła sprawiły, że zawróciłem.
Na asfalcie leżała śliska breja, która gdzieniegdzie przymarzała, a ja nie chciałem po raz kolejny obić sobie zadu ;).
Zatrzymałem się w wiacie na kolejną herbatkę, licząc, że doda mi sił.
Nie dodała.

Ciągnąc coraz wolniej, dotoczyłem się do Wołczkowa.
Jak wlokłem się pod górkę na Bezrzecze...szkoda słów, jakby mi Monter podał Pavulon ;))).
Totalne zwiotczenie :///.
Jadąc koło poligonu natknąłem się na taki oto "pojazd".

Ledwo kręcąc korbami dotarłem na Pomorzany i tam w mojej głowie błysnęła myśl, że Bronik na pewno składa swoje nowe piękne cacko.
Miałem rację i czuja - akurat dotarł do garażu i dokręcał to i owo w nowym Pegasusie (niezły wypasik, przekładnia planetarna 11 biegów, hamulce tarczówki, itp. itd).

Chwilę poględziliśmy, po czym szybko zawinąłem się do domu, bo zrobiło mi się zimno.
W domu stwierdziłem, że skoro po 60 km jestem bardziej wypompowany niż po 300, to decyzja o powrocie była słuszna.

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 60.12 km (2.00 km teren), czas: 03:00 h, avg:20.04 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1279 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

Rajd na "zakończenie" sezonu jak Masa Krytyczna ;).

Niedziela, 30 grudnia 2012 | dodano: 30.12.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Wreszcie nadszedł czas, by ruszyć zad po kontuzji kolana, a okazja ku temu była znakomita, bowiem "Jaszek" ogłosił tzw. "zakończenie" sezonu i zaproponował na Forum RS taką oto trasę:


Niestety, siły jakoweś nieczyste i wredne, które nienawidzą wycieczek rowerowych, próbowały zablokować zebranie się uczestników wyjazdu poprzez odcięcie serwera Forum RS na weekend, ale próżne działania sił nieprzychylnych turystom i ograniczonych cenzorów rodem z PRL-u, na starcie o godzinie 10:30 pojawiła się ogromna grupa zainteresowanych (w sumie jechało nas potem 17 osób na 16 rowerach, bo "Yogi" z Wandą zasuwali na tandemie).

Jechali z nami:

1) Paweł "Misiacz"
2) Piotrek "Bronik"
3) Krzysiek "Monter"
4) Beata "Jaszkowa"
5) Jacek "Jaszek"
6) Ania "VonZan"
7) Michał "Ernir"
8) Jacek "Kajacek"
9) Małgosia "Rowerzystka"
10) Piotrek "Piotrktm"
11) "Tunia"
12) Janusz "Janusz"
13) Ania
14) Marek
15) Tomek "Yogi"
16) Wanda
17) Krzysiek "Siwobrody"

Ufff...spamiętałem!


Wielką czeredą ruszyliśmy na Schwennenz, gdzie czekała na nas "Tunia".

Stamtąd skierowaliśmy się na Ramin.
Tempo było naprawdę lekkie i turystyczne.

Za Bismark, w drodze do Blankensee wreszcie wyjrzało słońce!

Aż chciało się robić zdjęcia typu "Landschaft" ;).

Przed Blankensee zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem Cośtamcośtamsee, gdzie Ania poczęstowała nas pysznym smalczykiem własnej roboty.
W tym czasie po plaży kręcił się nasz rodak z wykrywaczem metali, zapewne w poszukiwaniu zagubionych euro i biżuterii.

Mieliśmy też dwóch Jezusków, którzy próbowali chodzić po wodzie ;).

Mój rower w lesie nad jeziorem.

Widoczna w oddali budka na zamarzniętym jeszcze jeziorze...

W Blankensee wjechaliśmy do Polski, a następnie na ścieżkę rowerową do Dobrej, na której "Bronik" prawie że "zmiótł" jadącego z przeciwka rowerzystę.
Chłopina się zamyślił i wjechał na przeciwległy pas ruchu i rowerzysta po gwałtownym hamowaniu zaliczył glebę.
"Bronik" to jednak porządny człek, zawrócił i przeprosił swoją ofiarę.

Z Dobrej skierowaliśmy się na Sławoszewo, do karczmy "Zjawa", jednak spotkał nas zawód, gdyż przybytek ten był zamknięty na głucho, a szkoda, bo fajne miejsce.
Z "braku laku" przemieściliśmy się do knajpki do Bartoszewa, jednak jej klimat mi nie odpowiada, więc troszkę "po angielsku" zniknęliśmy stamtąd wraz z "Monterem", "Bronikiem" i "VonZan" i dojechaliśmy, po nie do końca odśnieżonych, a na pewno zasyfionych ścieżkach rowerowych na Głębokie.
Urażonych i fochliwych za nasze prymitywne zniknięcie serdecznie przepraszamy ;).

Tam wpadłem na głupkowaty pomysł wracania przez Las Arkoński, mimo ostrzeżeń Ani, że gdzieniegdzie jest tam jeszcze lód.
Cóż, za głupotę zapłaciłem glebą, ubłoconą kurtką, spodniami, sakwą, kierownicą, licznikiem i obitym prawym bokiem (czego to ja jeszcze nie mam poobijanego?).
Po pożegnaniu Ani postanowiliśmy pojechać nową ścieżką na nowej ul. Arkońskiej.
Ścieżka fajna, ale nad sygnalizacją świetlną to można popracować.
Na ul. Niemierzyńskiej ścieżka na wysokości dawnego liceum się skończyła.
"Monter" opowiadał o bardzo niebezpiecznym rozwiązaniu przystanków na tejże ulicy - otóż w pewnym momencie ulica przed wiatą podwyższa się jakby w formie rampy, przy czym dość wysoki lewy bok tej rampy (blisko środka ulicy) praktycznie jest niewidoczny dla jadących bliżej środka jezdni lub omijających rampę.
Zdarzyło się już tak, że samochód wjechał kołem na tenże bok i po uderzeniu został gwałtownie wybity z toru jazdy.
Podobnie było dziś ze mną, złapałem kołem niewidoczną lewą ściankę tejże rampy, koło zaczęło szaleć, przykleiło się do niej, cudem nie odniosłem poważnych obrażeń, choć mogło być nawet gorzej. Autor tego pomysłu może mieć wkrótce parę istnień na sumieniu, na przykład gdy wybity w powietrze samochód wpadnie na pieszych na chodniku lub pójdzie na czołówkę z innym samochodem. To jest absolutna tragedia i wg mnie kryminał !!!!!!!!!!!!!!!
Na szczęście przeżyłem...
Co ciekawe, w tym momencie na dodatek lunął deszcz, którego nie miało być, "Monter" depnął ostro po pedałach i tyle go z "Bronikiem" widzieliśmy, więc odbiliśmy na ul. Piotra Skargi. Tam ulewa rozhulała się i schroniliśmy się pod daszkiem dawnej lodziarni.
Potem mokrymi ulicami wracaliśmy na Pomorzany, a mój wymyty rower i wykąpany łańcuch zamieniły się we wspomnienia.
Z ciekawostek - na Pomorzanach Piotrek MUSIAŁ przejechać swoją ukochaną kładką, choć nawet nie było to po drodze ;). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 68.31 km (7.00 km teren), czas: 03:57 h, avg:17.29 km/h, prędkość maks: 43.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1387 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)