MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:813.13 km (w terenie 107.00 km; 13.16%)
Czas w ruchu:37:07
Średnia prędkość:19.57 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma kalorii:15481 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:47.83 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Szczecińska Elegancka Masa Krytyczna :)

Piątek, 30 września 2011 | dodano: 30.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Dziś Masa Krytyczna miała mieć formę elegancką, tj. gajerki, marynarki, kiecki itp.
Miało to być uczczenie pamięci dwójki rowerzystów ze Stargardu, którzy zginęli kilkanaście dni temu, kiedy pijany bandyta za kierownicą wjechał w grupę 14 rowerzystów i uciekł. Dobrze, że już go schwytano.
Sporo osób się wyłamało, ale też i sporo się postarało wyglądać bardziej wyjściowo niż zwykle się wygląda na siodełku.

MY NAME IS MISIACZ! Obok Baśka "Rudzielec";)

Paweł "Sargath" i mój znajomy z Pomorzan.

Misiacz...

Elegancko...

Z lewej pan w cylindrze.

Emem i Monter61.

Jakaś pani...


Bronik...

Tunisława i Rowerzystka...

VonZan...

Krzysiek "Monter61" odbiera nagrodę za strój.

;)

Na Placu Odrodzenia.



Asia...

Tunisława i Rowerzystka.



P.S. Od Tunisławy i Rowerzystki dostałem czekoladowego "Grześka" na Dzień Chłopaka, zresztą nie ja jeden. Dzięki :))) ! Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 22.98 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 509 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Odbiór roweru Basi z serwisu

Piątek, 30 września 2011 | dodano: 30.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Kurs do MAD BIKE po odbiór roweru Basi, połączony z kursem do apteki.
Na razie rowerek śmiga milutko. :)
Wieczorkiem wybieram się na Elegancką Masę Krytyczną...jak ja dam radę w marynarce jechać?! ;))) Rower:Prophete Touringstar Dane wycieczki: 25.26 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Rowery trzy...i Krysiorek ;)

Czwartek, 29 września 2011 | dodano: 29.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Trudno w sumie powiedzieć, na jakim rowerze dziś tak naprawdę jeździłem, bo było ich aż trzy.
Najpierw wybrałem się do serwisu MAD BIKE na ul. 26 Kwietnia na rowerze Basi, bo kilka rzeczy w jej rowerku domagało się większej uwagi. Rowerek zostawiłem Piotrkowi do robienia, ale nie wróciłem do domu tramwajem, ale również na rowerze. Jak?
MAD BIKE to jak na razie jedyny serwis rowerowy, gdzie po zostawieniu swojego roweru do przeglądu można dostać na czas naprawy rower zastępczy. To naprawdę bardzo wygodne rozwiązanie, do tej pory znane mi jedynie z serwisów samochodowych.
A to mój rower zastępczy:
Rower zastępczy z serwisu MAD BIKE. © Misiacz

Kiedy jechałem na kolejnym rowerze do domu, zadzwonił do mnie brat, czy mam nie miałbym ochoty przejechać się z nim i z malutkim(ą) Krysiorkem na małą wycieczkę rowerową.
Miałem chęć, więc wsiadłem z kolei na KTM-a i pojechaliśmy tamtędy i owędy do Mierzyna.

Rowerek jak zawsze poprawia Krysi humorek, rośnie z niej porządna "cyklotyczka" :).

:) Rower: Dane wycieczki: 23.91 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Rowery Brielle, Holandia.

Wtorek, 27 września 2011 | dodano: 29.09.2011Kategoria Rowery Europy
Jak zawsze, przy okazji kolejnych wyjazdów służbowych wybrałem się na spacer w poszukiwaniu zdjęć miejscowych rowerów.
Tym razem "stacjonowałem" w zabytkowej miejscowości Brielle w Holandii.

Jak wiadomo, Holandia to pod względem infrastruktury raj dla rowerzystów, choć krajobraz jest raczej płaski i monotonny. Za to miasta są piękne.
Rowery przed knajpą...

Jak widać i w Holandii bywają ścieżki z kostki.

Urzędnik w garniturze na rowerze...

Według mnie zdjęcie tego roweru to kwintesencja wyobrażeń o Holandii: rower typowy dla tego kraju (rocznik 1976 swoją drogą) wymalowany w krzaczki marihuany.
Może on powinien zostać godłem tego kraju ;)?
"Holender" we wzorki marihuany o nazwie..."POPAL" ;) © Misiacz

Dopiero po powrocie do domu dostrzegłem nazwę tego roweru: "POPAL" ;))) !!!!
Normalnie jak znalazł dla roweru z krzakami trawki ;) !
Widać ją również na obręczach, więc to naprawdę jest marka tego roweru.

:) Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Do Loecknitz z Basią i Bronikiem.

Sobota, 24 września 2011 | dodano: 25.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Tym razem był to zaplanowany wyjazd rowerowy na zakupy do Loecknitz, choć wyszedł w sumie bardzo turystyczny.
Mieliśmy jechać sami z Basią, ale pomyśleliśmy, że jednak fajniej będzie jechać z kimś. Baśka "Rudzielec" pojechała jednak dziś jakąś swoją trasą, "Gadzik" nie wyrobił się i nie mógł z nami jechać, na szczęście dla Piotrka "Bronika" zaplanowane sprzątanie mieszkania okazało się mieć mniejszy priorytet niż rower i słusznie, tak więc około godziny 9:30 ruszyliśmy we trójkę spod Lidla na ul. Mieszka I.
Przejechaliśmy przez Warzymice i Będargowo, gdzie z rowerem Basi zaczęło się dziać coś dziwnego. Łańcuch (a może coś innego?) w czasie pedałowania chrobocze, jakby nagle przestał pasować do zębatek. Przerzutki wyregulowane jednak są prawidłowo, więc nie mam pojęcia co to. Czas chyba na serwis, bowiem sama Basia już przejechała na tym rowerze 2316 km w tym roku (!), a nie wiadomo ile rowerek miał przejechane wcześniej.
Po przekorczeniu granicy koło Schwennenz Basia rzuciła się na przydrożne gruszki, na szczęście udało się ją odciągnąć od drzewa bez użycia siły. ;)

Przejechaliśmy przez Grambow i po dojechaniu do Ramin zrobiliśmy sobie krótki postój na małe co nieco.
Pogoda w ten weekend jak widać była wymarzona!

Do samego Loecknitz jechaliśmy dalej przez Schmagerow i Ploewen. W ramach zakupów na pierwszy ogień poszło "czarne" NETTO, gdzie ogołociłem nieco półki z żółtego sera (8 opakowań, łącznie 3,2 kg). Kupuję zawsze tyle, bo smakuje tak jak ser smakował za dawnych czasów, a kosztuje o połowę tego co u nas.
Żeby nie było za lekko, dorzuciłem 1 kg cukru ;).
Jadąc ku kolejnemu sklepowi, dosiadłem wierzchem lokalnego kocura ;).
Misiacz wierzchem jedzjjee. Nie może być!? Na kocjjje? ;))) © Misiacz

Następnym punktem było "pomarańczowe" Netto, gdzie zakupiłem 2 butelki czerwonego kalifornijskiego "Zinfandela" (nalepka z niedźwiedziem ;))) i 2 butelki różowego prowansalskiego "Cotes de Provence". W Rewe dokupiliśmy jeszcze kolejne dwie butelki francuskiego różowego wina "Grand Verdier", a Piotrek zaopatrzył się tam w piwko "Radeberger". Po podsumowaniu, same tylko zakupy w moich sakwach ważyły około 10 kg :), ale na jakiś czas starczy.
Po zakupach podjechaliśmy nad jezioro Loecknitzer See na popas w wiacie turystycznej.

Słońce przygrzewało mocno, jakby wreszcie pojawiło się lato...szkoda, że jesienią, ale dobrze, że w ogóle się pojawiło.
Pogoda przecudna była i musiałem się przebrać w lżejsze ciuchy.
Loecknitzer See.

Po popasie wracaliśmy ponownie przez Ploewen, ale dalsza trasa była inna, bowiem wracaliśmy koło jeziora Kutzower See.
Jak zwykle zachciało nam się jechać naszą ulubioną drogą wśród brzózek pomiędzy Tangerem a Bismark.

Jest tam tak fantastyczny klimat, że chyba nigdy nam się ta trasa nie znudzi.

W Bismark wjechaliśmy na ścieżkę rowerową, która doprowadziła nas do granicy, skąd przez Dołuje i Mierzyn dojechaliśmy do domu...
Wspaniała przejażdżka! Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 64.85 km (2.00 km teren), czas: 03:44 h, avg:17.37 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1292 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Serwis i popołudniowy Deutschland...

Piątek, 23 września 2011 | dodano: 23.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Dziś z rana pojechałem do serwisu Cool Bike z kółkiem do poprawki, po zaplataniu szprych i centrowaniu troszeczkę się "układało" i trzeba było to i owo dociągnąć.
Na szczęście w serwisie zrobiono mi to szybko na poczekaniu, a jak dalej będzie koło się sprawować, to się zobaczy. Pewnie się jeszcze troszkę poukłada...
Tymczasem Szczecin nam pięknieje coraz bardziej, inwestycje trwają w wielu miejscach. Kiedy już będę starym, zramolałym i wyliniałym Misiaczem, to dopiero będzie ładnie. Pewnie będzie kupa ścieżek rowerowych. ;)

Za parę dni otwiera się kolejna galeria handlowa, tym razem "Kaskada". Chyba niedługo cały Szczecin będzie jedną wielką galerią handlową, zresztą dzięki UE i nieudolnym i skorumpowanym rządom wszelkich opcji politycznych, niewiele zakładów się już u nas ostało i mamy same galerie już chyba. Niedługo wszyscy będą pracować w galeriach...
Za to architektura jakoś bardziej estetyczna się w tym miejscu dzięki temu zrobiła.
Są jakieś plusy.

U Basi cykloza coraz poważniejsza i dostałem zadanie zakupu sakwy na bagażnik z rozwijanymi bokami, takiej na jednodniowe wypady.
W Cool Bike nie mieli, więc zrobiłem kurs do Cetusa.
W Cetusie nie wiedzieli, co to za typ sakwy, dobre, dobre...;) Pokazałem więc panu taką na swoim bagażniku (u nich kupiona), ale chyba nadal nie było wiadomo, o co chodzi, bo pan wyjął mi sakwy wyprawowe. ;)
Ech...
Pojechałem do Mad Bike na 26 kwietnia. Sakwy Kellys'a będą na mnie czekać we wtorek.
Pogawędziłem chwilę z Piotrkiem i pojechałem do domu.
Wracałem przez Cmentarz Centralny. To nie tylko trzeci co do wielkości cmentarz w Europie, to także ogród dendrologiczny i miejsce, gdzie dzięki działaniom pani kierownik..... (zapomniałem nazwiska) uratowano wiele historycznych pomników nagrobnych z czasów niemieckich. Z uratowanych, często wykopanych spod ziemi pomników utworzono Trakt Historyczny.
To pomnik rodziny Kissling.


Pomnik rodziny Meister.
Pomnik rodziny Meister. © Misiacz


Wróciłem do domu i sądziłem, że mój wyjazd na rower skończy się na skromnych 13 km, jednak wkróce skontaktował się ze mną Jarek "Gadbagienny" i ... znów powędrowałem na rower ;).
Na ulicy Taczaka dogoniliśmy Pawła "Sargatha" wracającego z pracy (nie było to łatwe, bo ta cholera szybka jest;))). Dobrze nam się gadało, chyba za dobrze, bo gadaliśmy i gadaliśmy, a czas szybko leciał i trzeba było się zbierać, żeby zdążyć przed zmrokiem.

Do Głębokiego wymyśliłem dojazd po terenach dawnego poligonu...i po co? Teren owszem, ładny...ale troszkę się zakopywałem w piachu i błotku.
Za Wołczkowem "nowa piasta dobrze sama ciągnęła" 30-35 km/h, faktyczne fajnie się toczy.
Tuż za granicą zatrzymaliśmy się w wiacie pod Blankensee. Chyba zima nadciąga, bo już nie mam oporów do używania kasku, a i gorąca kawa w termosie znalazła miejsce w mojej sakwie. Musiałem naciągnąć poza tym na siebie coś cieplejszego, bo temperatura spadła do 15 stopni i wiał wiatr.

Gawędząc, dojechaliśmy do Bismark. Obawy, że po wejsciu do Unii Niemcy nas skolonizują okazały się nie na miejscu. Jadąc przez Gellin dwójka małych chłopców powiedziała do nas na ulicy "cześć". Wszędzie przed domkami pełno polskich samochodów. Kto tu kogo skolonizował?
Za Gellin jechaliśmy gładziutką betonówką, a niebo wręcz prosiło się o zrobienie mu zdjęcia.

Gadzik się nie prosił, ale też mu zrobiłem fotkę ;).

Za Grenzdorf wjechaliśmy na nową ścieżkę do Grambow, skąd już szosą dotarliśmy do Schwennenz. Tam nadal wszystko rozkopane, paprają się dość długo z drogą do Ladenthin. Chciałem sprawdzić, jak postępują prace, ale skończyło się to na zakopywaniu się w podbudowie drogi i chwilowym prowadzeniu roweru.
Na razie nie polecam tam jeździć bez grubych opon.

Asfalt przed samym Ladenthin już jest wylany, na szosie po stronie niemieckiej do Warnika, nie wiem dlaczego nadal oficjalnie zamkniętej, wymalowano w końcu pasy.
...a potem jeszcze Warnik, Przecław i byłem w domu :). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 73.57 km (11.00 km teren), czas: 03:36 h, avg:20.44 km/h, prędkość maks: 38.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1611 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

NOVATEC NT-802SB 36h

Czwartek, 22 września 2011 | dodano: 22.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Nowa tylna piasta "maszynówka" NOVATEC NT-802SB 26h dotarła dziś po 3 dniach oczekiwania do Cool Bike (kolejny serwis, który testuję) i od razu została założona, więc sama usługa została już wykonana szybciutko.
Piasta chodzi niesamowicie leciutko, w końcu to łożyska maszynowe, jest różnica w porównaniu do zdjętej Shimano Deore na konusach - można poszaleć. ;)
Cała operacja związana była jednak z zaplataniem całego koła na nowo i jego centrowaniem. Po przejechaniu na próbę ok. 2 km okazuje się jednak, że koło bije na boki i centrowanie jest do poprawki, więc czeka mnie kolejny kurs do Cool Bike.
Piasta NOVATEC 802SB 36h © Misiacz

Koszt piasty: 79 zł
Koszt usługi: 35 zł
P.S. Jeżeli ktoś potrzebuje tylną piastę Shimano Deore do trekkinga lub crossa 28", to mogę oddać gratis, trzeba tylko wkręcić nowy "konus" (koszt jakieś 8 zł).
:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 2.20 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Z konieczności na Kozie i Rosynancie...

Środa, 21 września 2011 | dodano: 21.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Znajomy Piotrek-serwisant z Mad Bike na urlopie, a mnie jakoś przypiliło z wymianą piasty, więc w poniedziałek trafiłem z kołem do kolejnego serwisu polecanego przez znajomego bikera ;).
Tym razem postanowiłem przetestować Cool Bike na Wyszyńskiego, gdzie dziś miałem odebrać tylne koło z nową piastą Novatec'a.
Niestety, nie odebrałem... :(((
Podobno "piasty nie dowieźli" i kółka nadal brak, ale liczę, że obsuwa nie potrwa dłużej niż do piątku, bo w weekend trzeba gdzieś pojeździć.
Na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że piasta jednak jedzie gdzieś z Kazachstanu czy Grenlandii :), zabrałem się za przygotowanie rowerka zapasowego, zabytkowego szosowego "Rosynanta".
Łańcuch wykąpany i przesmarowany, koła napompowane, w razie czego można w sobotę się gdzieś pokulać. Z rozpędu wyczyściłem jeszcze łańcuch w rowerze Basi i w dość konkretnie zapuszczonej "Kozie", którą wyskoczyłem do Lidla "przekręcić łańcuch". Rower:Koza Dane wycieczki: 5.60 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Kozą tu, Kozą tam...

Wtorek, 20 września 2011 | dodano: 20.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Tylne koło od KTM-a w serwisie, zmieniam piastę na "maszynówkę" Novatec'a i nie ma czym jeździć dalej.
Koza mocno zakurzona, zardzewiała tu i tam, opony lekko zmurszałe, ale nadal się toczy, nie do zajechania...troszkę pokręciłem się po dzielnicy... :) Rower:Koza Dane wycieczki: 4.63 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Do wioski Wkrzan z Basią. Torgelow, Niemcy.

Sobota, 17 września 2011 | dodano: 18.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Ten wyjazd od jakiegoś czasu uniemożliwiała nam kapryśna pogoda. Basia chciała w tym roku pojechać do wioski Wkrzan w Torgelow w Niemczech. Tak prawdę mówiąc, to Basi nie chodziło tylko o wycieczkę (choć to był cel główny), ale przy okazji przekroczenie kolejnego dystansu dziennego ;))). No i udało się, wyszło ponad 138 km!
Przy okazji ja przekroczyłem swój rekord roczny i mam w 2011 za sobą ponad 7.000 km.



Naiwnie wierząc w przepowiednie sprawdzalnych dotąd serwisów pogodowych ICM i YR.NO o godzinie 7:10 ruszyliśmy na trasę. Ciepło nie było, bo około 9 st.C, ale zapowiadano słoneczko wyglądające zza chmurek…Taaa, zapowiadano. Kiedy dojechaliśmy do Lubieszyna, na nasze nosy spadło kilka kropel deszczu, których nie miało być. Zimno było przenikliwe i mimo, że wciągnąłem na siebie krótkie i długie spodnie, zbyt komfortowo się nie czułem, brakowało też mi dodatkowej bluzy. Nie powiem, że byłem przygotowany idealnie, czego nie lubię. Dobrze, że wziąłem czapeczkę, bo inaczej byłoby niewesoło…
Przekroczyliśmy granicę w Linken i ścieżką rowerową dojechaliśmy do skrętu na Tanger, żeby przejechać nasz ulubiony odcinek drogi wśród brzózek.
Słoneczka jak widać...nie widać.

Po niebie snuły się wredne chmurki, które tylko czekały, by spuścić zimny prysznic na Misiaczów. Prawie im się udało przed Blankensee, ale udało nam się schronić pod drzewem. Zrobiło się jeszcze zimniej i zaczęliśmy wątpić w powodzenie wyprawy. Cykloza jednak okazała się silniejsza i wkrótce jechaliśmy dróżką wśród lasów na Mewegen. Tam zauważyliśmy kolejne chmurzysko, więc korzystając z okazji zjedliśmy w wiacie małe co nieco. Chmura okazała się jednak cierpliwa i poczekała na nas z prysznicem do momentu, gdy wyjechaliśmy z wiaty ;). Znów ją jednak przechytrzyliśmy i udało nam się schronić w lesie. Opad trwał jakieś 5 minut i można było ruszać dalej. Znów się ochłodziło. Dobrze, że choć Basia miała na sobie kurtkę z softshella, ja niestety swoją zostawiłem w garażu („po co brać, ma być słońce i ciepełko”). Dobrze, że powoli rosła temperatura, a reszta opadów nas omijała, nie ma to jak umieć zaklinać deszcz. Zachciało się nam gorącej kawy, więc postanowiliśmy zajechać do folwarku w Rothenklempenow. Niestety, w jednej z sal przygotowywano uroczystości weselne, zaś restauracja w podziemiach dopiero się otwierała, więc po cyknięciu fotki ruszyliśmy w stronę Koblentz.
Zabudowania Schloss Rothenklempenow.

Jak zwykle droga wiodąca przez Dorotheenwalde była oficjalnie zamknięta, przypuszczałem, że tradycyjnie odcinek za mostkiem na rzeczce przed Breitenstein był podtopiony i miałem rację. Pojechaliśmy jednak dalej, bo ta sytuacja powtarza się tam tak często, że nawet „lokalsi” przestali się przejmować znakami ;).

"U-Basia" wynurza się z głębin ;))).

Dalej jechaliśmy przez Breitenstein, Koblentz, Krugsdorf, skąd oznakowanym szlakiem rowerowym koło ogródków działkowych i dalej przez Rothenburg i Friedberg dotarliśmy do przedmieść Pasewalku. Tam mieliśmy krótki postój na słodkie bułki, po czym od razu skierowaliśmy się ścieżką rowerową przez Viereck do Torgelow. W czasie postoju rozglądaliśmy się za grzybkami, czy aby nie rosną sobie tuż przy ścieżce, ale jako że był to skraj poligonu, prędzej byśmy znaleźli niewypał, o czym groźnym tonem informowała nas informacja Der Kommandanta umieszczona na tablicy.

Temperatura powoli rosła i zaczynało naprawdę wyglądać słońce. Wkrótce dojechaliśmy do Torgelow, gdzie na moment zajrzeliśmy do Castrum Turglowe, „wersji demo” zrekonstruowanej wioski Wkrzan, żywego skansenu znajdującego się kilka kilometrów dalej nad rzeką Wkrą (Ucker / Uecker, podobno są dwie opcje nazywania tej rzeki w Niemczech).

Rzeczka i słowiańskie łodzie przy nabrzeżu.

Zanim tam jednak pojechaliśmy, przyszedł czas na dokonanie testów kolejnego kebabu (w zasadzie to zawsze zamawiamy tzw. pizzę turecką podobną do rollo, ale nie należy tego mylić, bowiem ciasto jest zupełnie innego rodzaju) w kolejnym barze tureckim w tych rejonach. Bar taki znajduje się na rynku niedaleko rzeki, po prawej stronie za tym mostkiem.

Widok na „kebabownię”, do której zmierza Basia.

Posiłek okazał się znakomity w smaku, przydzieliliśmy mu drugą lokatę po kebabie serwowanym w budce na deptaku w Prenzlau (kebab znad jeziora w Prezlau nie kwalifikuje się do konkursu;)), którą zajmuje teraz ex equo z kebabem z Ueckermunde. Trzecie miejsce zajmuje w tej chwili kebab z Pasewalku. Przy kwalifikowaniu do konkursu bierzemy również pod uwagę, czy nie zalega on potem godzinami w żołądku, których to kwalifikacji nie przeszedł kebab z Prenzlau znad jeziora. Co do kawy, to tej nie polecam w tym miejscu, lurowata…najlepsza wg nas jest w „Bimbisiku” koło Hintersee (stosunek jakość do ceny). Fajnie się siedziało, ale czas było się zbierać.
Widok na rozleniwioną miłośniczkę Tuerkische Pizza ;).

Droga do skansenu wiedzie za kościołem w prawo, trzeba jechać cały czas ścieżką wzdłuż rzeki.

Jazda okazała się daremna, bowiem z powodu wysokiego stanu wody w rzece skansen był „geschlossen” (zamknięty). Nie bardzo wiem, co ma jedno do drugiego, ale niech będzie. Czasu do zmierzchu było coraz mniej, a dystans spory. Relacja z wyjazdu, kiedy skansen był otwarty znajduje się TUTAJ.

Jedyne zdjęcia stamtąd teraz zrobiłem przez płotek, więc widać niewiele.


Wjechaliśmy na mostek koło skansenu, bowiem rzeka prezentowała się bardzo malowniczo.

Skansen po prawej…nie wygląda to na zagrożenie powodziowe.

Droga dla rowerów wiedzie wzdłuż rzeki Wkry, widoczna tu jest po lewej stronie (no, powiedzmy, że trochę ją widać).
Rzeka Uecker (Wkra) w okolicach Torgelow. © Misiacz

Dojeżdżając do Eggesin, zatrzymaliśmy się w lesie na przerwę, w czasie której Basia natknęła się momentalnie na trzy podgrzybki, co mogło wróżyć, że jest ich tam więcej. Nie było więcej. Ja natknąłem się na stado komarów, które nie omieszkały mnie skosztować. Myślałem, że te cholery już wyzdychały w czasie zimnych nocy, ale jak widać dieta oparta na krwi dobrze służy ich zdrowiu.

Po dojechaniu do Eggesin, gdzie Basia dość długo odkrztuszała połkniętą muchę plan mieliśmy sprecyzowany (wiem, wiem…jesteśmy monotematyczni). Plan był więc taki, aby po dojechaniu do Ahlbeck, zamiast jechać prosto do Hintersee, odbić w lewo na Rieth. Wiadomo po co. Na przepyszny sernik w miejscowej „Cafe de Kloenstuw”, który zamierzaliśmy „upolować” za trzecim podejściem (za pierwszym razem był, za drugim się nie udało). Wiemy, że jest mnóstwo ciekawych miejsc, a my ciągle się tam pchamy, ale atmosfera tego miejsca jest tak kojąca, że moglibyśmy tam bywać co tydzień. Mieliśmy szczęście, że było otwarte, choć nieco krócej niż zwykle, bo od 14:00 do 16:00, nam się jednak udało tam być o 14:30. Stróż przybytku miał dziś lenia ;).

Dziś niestety znów polowanie na sernik się nie udało, więc po raz kolejny spróbowaliśmy innych wyrobów pani Katji Gaugel (cóż za germańskie imię;))), tym razem padło na ciasto czekoladowe i ciasto ze śliwkami, oba dobre, ale czekoladowe zdecydowanie lepsze.
Stolików pod brzozami tym razem nie było, pewnie ze względu na skrócone godziny otwarcia.

Jak już się powiedziało A, to trzeba powiedzieć i B. Oznaczało to, że w drogę powrotną ruszyliśmy szlakiem dawnej kolejki wąskotorowej w stronę Hintersee, gdzie mieliśmy dokonać kolejnego polowania – na otwarty „Bimbisik” (dla niewtajemniczonych: przydrożną budkę Imbiss z kawą i jedzonkiem). Najwyraźniej „Bimbisik” jest otwarty (lub w ogóle jest na miejscu) tylko wtedy, kiedy jadę tam sam z Basią, bowiem w czasie dwóch innych podejść z ekipą BS / RS raz go nie było na miejscu, a innym razem był zamknięty. Tym razem czekał na nas otwarty :)!

Kawa tam serwowana bardzo nam smakuje, oczywiście biorąc pod uwagę, że nie jest to specjalistyczna kawiarnia, a zwykła budka. Co ciekawe, kosztuje 0,50 EUR i jest mocna i aromatyczna, podczas gdy za lurę u Turka zapłaciliśmy 1,75 EUR. Tu moglibyśmy mieć za to trzy kubeczki smaczniejszego napoju.
Ja z kolei zamówiłem dla siebie ciekawostkę – gotowane kabanosy, do tego chleb i musztarda.
Smakuje wybornie, a koszt zachęcający do kolejnych odwiedzin: 1,50 EUR za porcję (tylko nie sugerować się moją miną, naprawdę mi smakowało;))).

Znowu nie chciało nam się ruszać, ale dochodziła godzina 16:00, a do domu mieliśmy około 40 km, więc czas było się zbierać. Dobrze znaną trasą przez Dobieszczyn dotarliśmy do Tanowa, a ruch o dziwo nie był tym razem duży. Może grzyby już „pochowały” się przed zimnem ;)?
Od Tanowa dojechaliśmy ścieżką na Głębokie, skąd przez Taczaka i Centralny dotarliśmy na Pomorzany. Basia jakieś 3 km przed celem deklarowała, że ma zasoby sił na 160 km, jednak te deklaracje zmieniły się, kiedy byliśmy już prawie pod domem, wydaje mi się, że gdy czuje się metę pod nosem, motywacja spada ;).
Co by jednak nie mówić, kolejny rekordzik ma i Basia (> 138 km w jeden dzień i potencjał stale rośnie) i ja (> 7.000 km w tym roku), zaś trasa obfitowała we wspaniałe widoki i atrakcje kulinarne, a pogoda mimo początkowych zaczepek zdecydowała się jednak z nami współpracować ;). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 138.30 km (15.00 km teren), czas: 07:40 h, avg:18.04 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2667 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(13)