- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Szczecin i okolice
| Dystans całkowity: | 37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%) |
| Czas w ruchu: | 1543:07 |
| Średnia prędkość: | 19.30 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 300.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 705 m |
| Suma kalorii: | 719815 kcal |
| Liczba aktywności: | 1354 |
| Średnio na aktywność: | 27.93 km i 2h 15m |
| Więcej statystyk | |
Trzeci dzień wyprawy? :)))
Poniedziałek, 19 kwietnia 2010 | dodano: 19.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Po dwudniowej wyprawie na Pojezierze Drawieńskie nie mogłem dziś usiedzieć i pojechałem nad jezioro Głębokie. Miało być spokojnie i spacerowo...a było jak zawsze :)))
Na niektórych odcinkach rozkręcałem się do 36-39 km/h.
Wróciłem tradycyjnie przez Jasne Błonia.
Jakieś 500 m przed garażem złapałem gumę :(((
Nie pomogła nawet wzmacniająca kevlarowa opaska wewnątrz opony. Odłamek szkła był parszywy bardzo...No cóż, będę miał czas na regenerację mięśni po wyjeździe :))) Dobrze, że nie zdarzyło się to wczoraj...a i do garażu już blisko było.
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 543 (kcal)
Na niektórych odcinkach rozkręcałem się do 36-39 km/h.
Wróciłem tradycyjnie przez Jasne Błonia.
Jakieś 500 m przed garażem złapałem gumę :(((
Nie pomogła nawet wzmacniająca kevlarowa opaska wewnątrz opony. Odłamek szkła był parszywy bardzo...No cóż, będę miał czas na regenerację mięśni po wyjeździe :))) Dobrze, że nie zdarzyło się to wczoraj...a i do garażu już blisko było.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
25.56 km (8.00 km teren), czas: 01:17 h, avg:19.92 km/h,
prędkość maks: 39.00 km/hTemperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 543 (kcal)
Prawie 300. Dzień 2. Wyprawa do Brenia.
Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano: 19.04.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Drawieński Park Narodowy
Wyprawa z Danielem na Pojezierze Drawieńskie (Breń) 17-18.04.2010 (~300 km).
DZIEŃ 2.
Film z wyjazdu:
Na ten poranek nie nastawialiśmy budzika, choć może trzeba było, bo szykował się dłuższy dystans niż wczoraj...tym bardziej, że po piwku JAKO czuliśmy się „JAKO-tako” :))).
W każdym razie pobudka nastąpiła w sposób naturalny o 7:00.
Hania przygotowała nam śniadanie i prowiant na drogę i o godzinie 8:45 ruszyliśmy na trasę.


Tym razem wiatr nie zamierzał nam pomagać i starał się nam wiać w twarz najczęściej jak mógł.
Z Brenia skierowaliśmy się na Choszczno. Zazwyczaj ruchliwa droga tego dnia znów była dość pusta, w TV nadal transmitowano uroczystości pogrzebowe po katastrofie samolotu prezydenckiego, a poza tym była niedziela, więc wszelkiej maści przedstawicieli i ciężarówek nie było na drodze.

W Choszcznie zatrzymaliśmy się na małą przekąskę, zakup słoików z obiadem i zrobienie zdjęć kościoła.
Za Choszcznem wybraliśmy drogę na Piasecznik. Prędkości dodawał nami widok kolarza szosowego jadącego kilkaset metrów przed nami. Fakt, że nie oddalał się od nas sprawił, że doszliśmy do wniosku, że z naszą prędkością jest całkiem dobrze :)
W Piaseczniku podjęliśmy decyzję, że robimy dziś mimo wszystko długą trasę i skręcamy na Dolice.
W lasku przed Dolicami zatrzymaliśmy się na kanapki i kawę z termosu. Była godzina 12:00, a na licznikach mieliśmy ledwie 47 km.
Po dojechaniu do Dolic skierowaliśmy się na Lubiatowo. Wiatr z uporem utrudniał nam jazdę.
Z Lubiatowa przez Zaborsko dojechaliśmy do szosy Stargard – Pyrzyce, ale szybko z niej zjechaliśmy w boczną drogę prowadzącą przez Turze i Młyny do Żabowa leżącego przy głównej drodze nr 3.

Po krótkim przejeździe tą trasą skręciliśmy na Stare Chrapowo i Swochowo.
Tym razem ja poczułem kryzys. Dodatkowo, nie było nigdzie fajnego miejsca na podgrzanie obiadu.
Dopiero po przejechaniu nad nową trasą S-3 znaleźliśmy sympatyczny leśny zakątek, gdzie upitrasiłem pulpety.

Postój na "coś na ciepło" w lesie między Swochowem a Dołgimi. Za nami 100 km.

Po zjedzeniu obiadu kryzys z kolei dopadł Daniela (wielkie uznanie dla niego, bo taką trasę przejechał praktycznie bez treningu, od początku roku do wyprawy zrobił zaledwie 60 km).
Kryzys jakoś minął, a my dojechaliśmy przez Wirów do Gryfina, gdzie uzupełniliśmy zapasy.
Jedziemy do Niemiec przez most na Odrze Wschodniej.

Stamtąd przez mosty na Odrze wjechaliśmy do Niemiec przy miejscowości Mescherin. Długim podjazdem dojechaliśmy do Staffelde, skąd super gładką ścieżką asfaltową dojechaliśmy do Neurochlitz.

Taki gładki asfalt to wspaniała nagroda za wiele kilometrów telepania się po łatanych i dziurawych polskich drogach.

Granicę przekroczyliśmy w Rosówku. W oddali, jeszcze w Niemczech zauważyłem na horyzoncie rowerzystę. Zrobiliśmy krótki postój na siusianie. Do Kołbaskowa, dzięki wiatrowi tym razem w plecy utrzymywaliśmy prędkość ok. 35 km/h.
Za Kołbaskowem zaczął się długi podjazd i tam wyprzedził nas wspomniany rowerzysta. To chyba dodało mi sił, bo kiedy wjechałem na górkę i zobaczyłem go oddalającego się, postanowiłem go jednak dogonić. Udawało mi się utrzymywać prędkość 46 km/h...Daniel jechał razem ze mną. „Dopadliśmy” go przed Przecławiem :))) Wysoką prędkość utrzymywaliśmy aż do Ronda Hakena, gdzie zjechaliśmy na ścieżkę rowerową.
Tam już tylko krótki odcinek dzielił nas od celu (szkoda, że po drodze wpadła mi do oka jakaś żrąca mucha :/).
Mimo dystansu i tempa pod koniec – mordy jak widać mamy zadowolone.

Potem Daniel przepakował się, wziął prysznic, zapakował rower w samochód i wrócił do Nowej Soli.
Wszystko na razie zapowiada, że szykuje się super kompan i super wyprawa wielodniowa na wyspę Rugię szlakiem pomorskich Słowian.
Wszystkie zdjęcia z wyprawy znajdują się TUTAJ
Zdjęcia Daniela znajdują się TUTAJ
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3017 (kcal)
DZIEŃ 2.
Film z wyjazdu:
Na ten poranek nie nastawialiśmy budzika, choć może trzeba było, bo szykował się dłuższy dystans niż wczoraj...tym bardziej, że po piwku JAKO czuliśmy się „JAKO-tako” :))).
W każdym razie pobudka nastąpiła w sposób naturalny o 7:00.
Hania przygotowała nam śniadanie i prowiant na drogę i o godzinie 8:45 ruszyliśmy na trasę.
Tym razem wiatr nie zamierzał nam pomagać i starał się nam wiać w twarz najczęściej jak mógł.
Z Brenia skierowaliśmy się na Choszczno. Zazwyczaj ruchliwa droga tego dnia znów była dość pusta, w TV nadal transmitowano uroczystości pogrzebowe po katastrofie samolotu prezydenckiego, a poza tym była niedziela, więc wszelkiej maści przedstawicieli i ciężarówek nie było na drodze.
W Choszcznie zatrzymaliśmy się na małą przekąskę, zakup słoików z obiadem i zrobienie zdjęć kościoła.
Za Choszcznem wybraliśmy drogę na Piasecznik. Prędkości dodawał nami widok kolarza szosowego jadącego kilkaset metrów przed nami. Fakt, że nie oddalał się od nas sprawił, że doszliśmy do wniosku, że z naszą prędkością jest całkiem dobrze :)
W Piaseczniku podjęliśmy decyzję, że robimy dziś mimo wszystko długą trasę i skręcamy na Dolice.
W lasku przed Dolicami zatrzymaliśmy się na kanapki i kawę z termosu. Była godzina 12:00, a na licznikach mieliśmy ledwie 47 km.
Po dojechaniu do Dolic skierowaliśmy się na Lubiatowo. Wiatr z uporem utrudniał nam jazdę.
Z Lubiatowa przez Zaborsko dojechaliśmy do szosy Stargard – Pyrzyce, ale szybko z niej zjechaliśmy w boczną drogę prowadzącą przez Turze i Młyny do Żabowa leżącego przy głównej drodze nr 3.
Po krótkim przejeździe tą trasą skręciliśmy na Stare Chrapowo i Swochowo.
Tym razem ja poczułem kryzys. Dodatkowo, nie było nigdzie fajnego miejsca na podgrzanie obiadu.
Dopiero po przejechaniu nad nową trasą S-3 znaleźliśmy sympatyczny leśny zakątek, gdzie upitrasiłem pulpety.
Postój na "coś na ciepło" w lesie między Swochowem a Dołgimi. Za nami 100 km.
Po zjedzeniu obiadu kryzys z kolei dopadł Daniela (wielkie uznanie dla niego, bo taką trasę przejechał praktycznie bez treningu, od początku roku do wyprawy zrobił zaledwie 60 km).
Kryzys jakoś minął, a my dojechaliśmy przez Wirów do Gryfina, gdzie uzupełniliśmy zapasy.
Jedziemy do Niemiec przez most na Odrze Wschodniej.
Stamtąd przez mosty na Odrze wjechaliśmy do Niemiec przy miejscowości Mescherin. Długim podjazdem dojechaliśmy do Staffelde, skąd super gładką ścieżką asfaltową dojechaliśmy do Neurochlitz.
Taki gładki asfalt to wspaniała nagroda za wiele kilometrów telepania się po łatanych i dziurawych polskich drogach.
Granicę przekroczyliśmy w Rosówku. W oddali, jeszcze w Niemczech zauważyłem na horyzoncie rowerzystę. Zrobiliśmy krótki postój na siusianie. Do Kołbaskowa, dzięki wiatrowi tym razem w plecy utrzymywaliśmy prędkość ok. 35 km/h.
Za Kołbaskowem zaczął się długi podjazd i tam wyprzedził nas wspomniany rowerzysta. To chyba dodało mi sił, bo kiedy wjechałem na górkę i zobaczyłem go oddalającego się, postanowiłem go jednak dogonić. Udawało mi się utrzymywać prędkość 46 km/h...Daniel jechał razem ze mną. „Dopadliśmy” go przed Przecławiem :))) Wysoką prędkość utrzymywaliśmy aż do Ronda Hakena, gdzie zjechaliśmy na ścieżkę rowerową.
Tam już tylko krótki odcinek dzielił nas od celu (szkoda, że po drodze wpadła mi do oka jakaś żrąca mucha :/).
Mimo dystansu i tempa pod koniec – mordy jak widać mamy zadowolone.
Potem Daniel przepakował się, wziął prysznic, zapakował rower w samochód i wrócił do Nowej Soli.
Wszystko na razie zapowiada, że szykuje się super kompan i super wyprawa wielodniowa na wyspę Rugię szlakiem pomorskich Słowian.
Wszystkie zdjęcia z wyprawy znajdują się TUTAJ
Zdjęcia Daniela znajdują się TUTAJ
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
145.99 km (2.00 km teren), czas: 07:01 h, avg:20.81 km/h,
prędkość maks: 52.00 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3017 (kcal)
Prawie 300. Dzień 1. Wyprawa do Brenia.
Sobota, 17 kwietnia 2010 | dodano: 19.04.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Drawieński Park Narodowy
Wyprawa z Danielem na Pojezierze Drawieńskie (Breń) 17-18.04.2010 (~300 km).
DZIEŃ 1.
Film z wyjazdu:
Kolejna super wyprawa „wielodniowa” z Danielem. Kolejny raz było idealnie!
Daniel przyjechał do mnie z Nowej Soli w piątek. W sobotę rano postanowiliśmy ruszyć do Brenia na Poj. Drawieńskim tuż przy Drawieńskim Parku Narodowym.
Jako, że zaliczamy się do specyficznych gatunków (Daniel to „snuja nowosolska” a ja „snuja zachodniopomorska”) zamiast o godzinie 7:00 wyruszyliśmy o 8:00. Okazało się potem, że godzina opóźnienia w niczym nie zaszkodziła. Bardzo nam tego dnia pomógł silny wiatr wiejący w plecy.
Dzień pierwszy. Godzina 8:00 17 kwietnia 2010. Ruszamy ze Szczecina.

Przejechaliśmy koło Elektrowni „Pomorzany”, a następnie ruchliwą trasą koło Dziewoklicza dostaliśmy się do Podjuch. Tam skręciliśmy na bardzo ostry podjazd prowadzący m.in. do Hotelu Panorama. Górskie przełożenia wykorzystaliśmy maksymalnie. W połowie podjazdu należy skręcić w prawo, by wśród domków jednorodzinnych dojechać do drogi tuż u samego podnóża Gór Bukowych.
Było piękne światło...nie dziwię się więc zachwytowi Daniela.

Po drodze zatrzymaliśmy się na fotki. W tym samym czasie zaczęły wyć syreny na cześć ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego. Była godzina 9:00.
W Puszczy Bukowej zatrzymaliśmy się również przy głazie nazwanym „sercem puszczy”.
Potem przez Kołowo dojechaliśmy do Starego Czarnowa, gdzie spotkaliśmy mojego tatę (akurat jakoś wtedy się pojawił akurat w Starym Czarnowie).

Ze Starego Czarnowa musieliśmy na chwilę wyjechać na ruchliwą zazwyczaj drogę nr „3”. Tym razem nie była specjalnie ruchliwa, prawdopodobnie dlatego, że duża ilość osób siedziała przed telewizorami oglądając prezydenckie uroczystości pogrzebowe.
Rozkręciliśmy rowery do 40 km/h, żeby jak najszybciej zwiać z tego odcinka i już wkrótce skręciliśmy na drogę prowadzącą do Kołbacza.
Tam zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić opactwo Cystersów.

Dalej droga powiodła nas do Kobylanki, gdzie skręciliśmy na Zieleniewo i Morzyczyn nad Jeziorem Miedwie. Tam też ponownie zatrzymaliśmy się na jeden z wielu postojów (cóż, lubimy robić zdjęcia i zachwycać się widokami i trochę czasu na to schodzi).

Chwilę jechaliśmy promenadą, a za jeziorem skręciliśmy w prawo w drogę wiodącą do Skalina. Z ręką na sercu odradzam przejazd tą drogą na rowerze szosowym, bo bałem się, że nasze rowery trekkingowe rozlecą się w drobny mak. Nie, nie jechaliśmy po bruku – po prostu asfalt tam składa się z dziur, dziurek, rowów, garbów, łat, pokruszonego asfaltu...trudno mi wymieniać, ale jedzie się koszmarnie. Kiedy po niedługim czasie jechaliśmy ścieżką wybudowaną do zakładów Bridgestone pod Stargardem, czuliśmy się jakby ktoś nas teleportował w inny wymiar :))) Jestem przekonany, że tak równy asfalt musiał być robiony pod dyktando i pod kontrolą japońskiego właściciela zakładów.

Mieliśmy za sobą niewielki w sumie dystans, a dopadło nas coś w rodzaju „kryzysiku”, dlatego w Witkowie zatrzymaliśmy się na popas. Tam też kupiliśmy obiadek w słoikach „Kociołek do Syta”, który zamierzaliśmy podgrzać dalej na trasie.
Popas w Witkowie. Napój karmelowy "Karmi" doskonale uzupełnia kalorie.

Po posiłku i w miarę oddalania się od Stargardu kryzys mijał.
Po dojechaniu do Dolic zdecydowaliśmy, że jedziemy na Pełczyce.

Nim tam dojechaliśmy, zatrzymaliśmy się nad małym jeziorkiem.
Droga do nieba...jeziorko obok :)

Daniel wydobył menażki i kuchenkę i zjedliśmy sobie uczciwy gorący obiadek, leżąc w trawie i grzejąc się w słońcu.
Daniel gotuje nasz "Kociołek do Syta. Orientalny".

Droga na Pełczyce.

W Pełczycach sfotografowaliśmy wyjątkowo „eklektyczny” kościół, a w sklepie uzupełniliśmy zapasy płynów.

Z Pełczyc droga powiodła nas malowniczymi krajobrazami przez Bolewice, Przekolno i Granowo do Krzęcina.

Kościół w Chłopowie. Piękna miejscowość z sympatycznymi tubylcami.

Jezioro w Chłopowie.

W Krzęcinie warto skręcić w drogę na Chłopowo (jest przeurocze) i Rębusz, ponieważ przebiega ona przez teren parku krajobrazowego.
Z Rębusza skierowaliśmy się na Bierzwnik. Tam zwiedziliśmy kolejne opactwo Cystersów.

Z Bierzwnika dość szybko dostaliśmy się do Brenia – celu naszej podróży. Była okolica godziny 18:00, więc biorąc pod uwagę moje i Daniela „snucie” się, postoje i zwiedzanie czas mieliśmy całkiem niezły. Gorzej z dystansem. W Breniu zauważyliśmy, że liczniki wskazują zaledwie 136 km, a przecież 140 km wygląda ładniej. :))) Niewiele się namyślając wjechaliśmy w las, gdzie przejechaliśmy przepiękną i malowniczą szutrową drogą nazwaną przez Hanię z Brenia drogą „Misiacz Route No. 14”. :)))
Tak naprawdę jest to droga pożarowa nr 14. Ma ona 7 km, dzięki czemu mój licznik wskazał na koniec dnia 143 km.

W Breniu serdecznie powitała nas Hania i „psica” Soja (ona to już naprawdę bardzo wylewnie...najchętniej by wytarmosiła i wylizała!!!).
Salonik w agroturystyce u Hani w Breniu.

Zakwaterowaliśmy się w swoich pokojach, wykąpaliśmy i pojechaliśmy zakupić to, co w Breniu po długiej trasie smakuje najbardziej – piwko JAKO z Browaru Kokanin :)
Posiedzieliśmy z Hanią przy piwku, potem Hania zaserwowała pyszną wątróbkę ...i cóż, trzeba było się kłaść do łóżek, bo czekał nas nazajutrz kolejny długi dystans.
Wszystkie zdjęcia z wyprawy znajdują się TUTAJ
Zdjęcia Daniela znajdują się TUTAJ
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3004 (kcal)
DZIEŃ 1.
Film z wyjazdu:
Kolejna super wyprawa „wielodniowa” z Danielem. Kolejny raz było idealnie!
Daniel przyjechał do mnie z Nowej Soli w piątek. W sobotę rano postanowiliśmy ruszyć do Brenia na Poj. Drawieńskim tuż przy Drawieńskim Parku Narodowym.
Jako, że zaliczamy się do specyficznych gatunków (Daniel to „snuja nowosolska” a ja „snuja zachodniopomorska”) zamiast o godzinie 7:00 wyruszyliśmy o 8:00. Okazało się potem, że godzina opóźnienia w niczym nie zaszkodziła. Bardzo nam tego dnia pomógł silny wiatr wiejący w plecy.
Dzień pierwszy. Godzina 8:00 17 kwietnia 2010. Ruszamy ze Szczecina.
Przejechaliśmy koło Elektrowni „Pomorzany”, a następnie ruchliwą trasą koło Dziewoklicza dostaliśmy się do Podjuch. Tam skręciliśmy na bardzo ostry podjazd prowadzący m.in. do Hotelu Panorama. Górskie przełożenia wykorzystaliśmy maksymalnie. W połowie podjazdu należy skręcić w prawo, by wśród domków jednorodzinnych dojechać do drogi tuż u samego podnóża Gór Bukowych.
Było piękne światło...nie dziwię się więc zachwytowi Daniela.
Po drodze zatrzymaliśmy się na fotki. W tym samym czasie zaczęły wyć syreny na cześć ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego. Była godzina 9:00.
W Puszczy Bukowej zatrzymaliśmy się również przy głazie nazwanym „sercem puszczy”.
Potem przez Kołowo dojechaliśmy do Starego Czarnowa, gdzie spotkaliśmy mojego tatę (akurat jakoś wtedy się pojawił akurat w Starym Czarnowie).
Ze Starego Czarnowa musieliśmy na chwilę wyjechać na ruchliwą zazwyczaj drogę nr „3”. Tym razem nie była specjalnie ruchliwa, prawdopodobnie dlatego, że duża ilość osób siedziała przed telewizorami oglądając prezydenckie uroczystości pogrzebowe.
Rozkręciliśmy rowery do 40 km/h, żeby jak najszybciej zwiać z tego odcinka i już wkrótce skręciliśmy na drogę prowadzącą do Kołbacza.
Tam zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić opactwo Cystersów.
Dalej droga powiodła nas do Kobylanki, gdzie skręciliśmy na Zieleniewo i Morzyczyn nad Jeziorem Miedwie. Tam też ponownie zatrzymaliśmy się na jeden z wielu postojów (cóż, lubimy robić zdjęcia i zachwycać się widokami i trochę czasu na to schodzi).
Chwilę jechaliśmy promenadą, a za jeziorem skręciliśmy w prawo w drogę wiodącą do Skalina. Z ręką na sercu odradzam przejazd tą drogą na rowerze szosowym, bo bałem się, że nasze rowery trekkingowe rozlecą się w drobny mak. Nie, nie jechaliśmy po bruku – po prostu asfalt tam składa się z dziur, dziurek, rowów, garbów, łat, pokruszonego asfaltu...trudno mi wymieniać, ale jedzie się koszmarnie. Kiedy po niedługim czasie jechaliśmy ścieżką wybudowaną do zakładów Bridgestone pod Stargardem, czuliśmy się jakby ktoś nas teleportował w inny wymiar :))) Jestem przekonany, że tak równy asfalt musiał być robiony pod dyktando i pod kontrolą japońskiego właściciela zakładów.
Mieliśmy za sobą niewielki w sumie dystans, a dopadło nas coś w rodzaju „kryzysiku”, dlatego w Witkowie zatrzymaliśmy się na popas. Tam też kupiliśmy obiadek w słoikach „Kociołek do Syta”, który zamierzaliśmy podgrzać dalej na trasie.
Popas w Witkowie. Napój karmelowy "Karmi" doskonale uzupełnia kalorie.
Po posiłku i w miarę oddalania się od Stargardu kryzys mijał.
Po dojechaniu do Dolic zdecydowaliśmy, że jedziemy na Pełczyce.
Nim tam dojechaliśmy, zatrzymaliśmy się nad małym jeziorkiem.
Droga do nieba...jeziorko obok :)
Daniel wydobył menażki i kuchenkę i zjedliśmy sobie uczciwy gorący obiadek, leżąc w trawie i grzejąc się w słońcu.
Daniel gotuje nasz "Kociołek do Syta. Orientalny".
Droga na Pełczyce.
W Pełczycach sfotografowaliśmy wyjątkowo „eklektyczny” kościół, a w sklepie uzupełniliśmy zapasy płynów.
Z Pełczyc droga powiodła nas malowniczymi krajobrazami przez Bolewice, Przekolno i Granowo do Krzęcina.
Kościół w Chłopowie. Piękna miejscowość z sympatycznymi tubylcami.
Jezioro w Chłopowie.
W Krzęcinie warto skręcić w drogę na Chłopowo (jest przeurocze) i Rębusz, ponieważ przebiega ona przez teren parku krajobrazowego.
Z Rębusza skierowaliśmy się na Bierzwnik. Tam zwiedziliśmy kolejne opactwo Cystersów.
Z Bierzwnika dość szybko dostaliśmy się do Brenia – celu naszej podróży. Była okolica godziny 18:00, więc biorąc pod uwagę moje i Daniela „snucie” się, postoje i zwiedzanie czas mieliśmy całkiem niezły. Gorzej z dystansem. W Breniu zauważyliśmy, że liczniki wskazują zaledwie 136 km, a przecież 140 km wygląda ładniej. :))) Niewiele się namyślając wjechaliśmy w las, gdzie przejechaliśmy przepiękną i malowniczą szutrową drogą nazwaną przez Hanię z Brenia drogą „Misiacz Route No. 14”. :)))
Tak naprawdę jest to droga pożarowa nr 14. Ma ona 7 km, dzięki czemu mój licznik wskazał na koniec dnia 143 km.
W Breniu serdecznie powitała nas Hania i „psica” Soja (ona to już naprawdę bardzo wylewnie...najchętniej by wytarmosiła i wylizała!!!).
Salonik w agroturystyce u Hani w Breniu.
Zakwaterowaliśmy się w swoich pokojach, wykąpaliśmy i pojechaliśmy zakupić to, co w Breniu po długiej trasie smakuje najbardziej – piwko JAKO z Browaru Kokanin :)
Posiedzieliśmy z Hanią przy piwku, potem Hania zaserwowała pyszną wątróbkę ...i cóż, trzeba było się kłaść do łóżek, bo czekał nas nazajutrz kolejny długi dystans.
Wszystkie zdjęcia z wyprawy znajdują się TUTAJ
Zdjęcia Daniela znajdują się TUTAJ
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
143.11 km (7.00 km teren), czas: 07:18 h, avg:19.60 km/h,
prędkość maks: 48.00 km/hTemperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3004 (kcal)
Jutro dwudniówka, dziś lekkie snucie się :)
Piątek, 16 kwietnia 2010 | dodano: 16.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Lekka przejażdżka przed zaplanowaną na jutro dwudniową "wypraweczką" z Danielem na Pojezierze Drawieńskie :) Nocleg na skraju Drawieńskiego Parku Narodowego.
Oby wszystko poszło jak należy!
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 148 (kcal)
Oby wszystko poszło jak należy!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
7.36 km (1.00 km teren), czas: 00:24 h, avg:18.40 km/h,
prędkość maks: 33.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 148 (kcal)
Do Mierzyna przez Ostoję
Wtorek, 13 kwietnia 2010 | dodano: 13.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Pojechałem ze Szczecina przez Rondo Hakena, potem skierowałem się na Rajkowo.
Po drodze musiałem oczywiście przedzierać się przez pieszych spacerujących sobie ścieżką rowerową :[
Przejechałem przez Rajkowo i Ostoję i dojechałem do Mierzyna, gdzie zatrzymałem się u taty na kolację.
Potem wracałem przez cmentarz...uhuuu...było już troszkę ciemno i klimaty zrobiły się nieco mroczne...
Na szczęście nic zza drzew nie wyskoczyło :)
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 349 (kcal)
Po drodze musiałem oczywiście przedzierać się przez pieszych spacerujących sobie ścieżką rowerową :[
Przejechałem przez Rajkowo i Ostoję i dojechałem do Mierzyna, gdzie zatrzymałem się u taty na kolację.
Potem wracałem przez cmentarz...uhuuu...było już troszkę ciemno i klimaty zrobiły się nieco mroczne...
Na szczęście nic zza drzew nie wyskoczyło :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
17.69 km (3.00 km teren), czas: 00:56 h, avg:18.95 km/h,
prędkość maks: 34.60 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 349 (kcal)
Osiedlowo...
Poniedziałek, 12 kwietnia 2010 | dodano: 12.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
5.00 km (0.00 km teren), czas: 00:14 h, avg:21.43 km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rozruch koło Kołbaskowa
Niedziela, 11 kwietnia 2010 | dodano: 11.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Po wczorajszych pościgach z Romalkiem dziś postanowiłem pojechać spokojniutko.
Z Pomorzan pojechałem na Ustowo, Kurów i Siadło Dolne, a za Siadłem Górnym skręciłem na Kołbaskowo. Stamtąd z kolei jechałem na Smolęcin, ale w połowie podjazdu za Kołbaskowem skręciłem w lewo w brukowaną drogę, licząc że na chybił-trafił wjadę jakoś do Niemiec.

Zamiast tego dojechałem do jakiegoś byłego terenu wojskowego, gdzie obecnie szaleją sobie miłośnicy samochodów terenowych.

Z braku czasu zarzuciłem dalsze poszukiwania i wróciłem na asfaltówkę.
Dojechałem do Smolęcina.
Przy ruinach kościoła stoi tam tablica w języku polskim i niemieckim z informacjami na temat historii kościółka.


Stamtąd pojechałem prosto na Warzymice i wróciłem do Szczecina.
Widać dziś żałobę po śmierci prezydenta i tylu ludzi...dość pusto na ulicach i pozamykane hipermarkety.
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 538 (kcal)
Z Pomorzan pojechałem na Ustowo, Kurów i Siadło Dolne, a za Siadłem Górnym skręciłem na Kołbaskowo. Stamtąd z kolei jechałem na Smolęcin, ale w połowie podjazdu za Kołbaskowem skręciłem w lewo w brukowaną drogę, licząc że na chybił-trafił wjadę jakoś do Niemiec.

Zamiast tego dojechałem do jakiegoś byłego terenu wojskowego, gdzie obecnie szaleją sobie miłośnicy samochodów terenowych.

Z braku czasu zarzuciłem dalsze poszukiwania i wróciłem na asfaltówkę.
Dojechałem do Smolęcina.
Przy ruinach kościoła stoi tam tablica w języku polskim i niemieckim z informacjami na temat historii kościółka.


Stamtąd pojechałem prosto na Warzymice i wróciłem do Szczecina.
Widać dziś żałobę po śmierci prezydenta i tylu ludzi...dość pusto na ulicach i pozamykane hipermarkety.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
27.89 km (3.00 km teren), czas: 01:27 h, avg:19.23 km/h,
prędkość maks: 40.60 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 538 (kcal)
Wyścigowy "spacerek":)
Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano: 11.04.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem pracować, robić tłumaczenie. Po katastrofie samolotu z prezydentem odechciało mi się jednak jakiejkolwiek pracy i wybraliśmy się z Romalkiem na spacer rowerowy na Głębokie.
Na Głębokim Romalek jednak namówił mnie na dalszą trasę poza Szczecin. Ruszyliśmy przez Pilchowo na Dobieszczyn. Wiał wiatr w twarz...
Tuż za Pilchowem wyprzedziła nas grupka trenujących kolarzy szosowych. Krzyknąłem do Romalka:
- Podepnij się pod nich, to się wyżyjesz, bo ze mną to będziesz miał tempo turystyczne, poczekaj na mnie w Tanowie!!!
Tak też zrobił. Kiedy już się oddalili, pomyślałem sobie, że w sumie też mogłem z nimi jechać. Byli już daleko, postanowiłem jednak ich dogonić. To samo chyba pomyślał kolarz szosowy zbliżający się do mnie z tyłu.
Dałem ostro po pedałach, żeby ich dojść musiałem wykręcić i utrzymać przez czas jakiś prędkość 48 km/h. Chyba motywacja zadziałała, bo po niedługim czasie siedziałem już na kole Romalka :)
Jechaliśmy aż skrętu na Bartoszewo z prędkością 38-40 km/h. Potem kolarze skręcili w lewo, a my dalej, jeszcze rozpędzeni ruszyliśmy do Tanowa.
Po zakupach napojów i słodyczy ruszyliśmy dalej.
Po drodze zatrzymaliśmy się w leśnej wiacie turystycznej...

Tu Romalek pędzący w stronę Dobieszczyna:

Przyznaję, że bezwstydnie wiozłem mu się na kole aż do Dobieszczyna, zresztą sam to zaproponował:)
To jest zawodnik z wyższej półki, który spacerowo jeździ tak jak ja „wyścigowo”...po co miał się męczyć moim tempem 22 km/h? :D:D:D
W Dobieszczynie skręciliśmy na Stolec (cóż za apetyczna nazwa!).
W Stolcu przejechaliśmy przez granicę polsko-niemiecką i dojechaliśmy do Pampow.
Tam Romalek pokazał mi jeziorko Thursee (w lesie na północ od Pampow). Pierwszy raz je widziałem, mimo że w Pampow bywałem wielkokrotnie.
Jeziorko Thursee.



Z Pampow pojechaliśmy do Blankensee, gdzie zrobiłem zdjęcie tej wielkiej drewnianej gąsienicy.

Kilometr czy dwa za Blankensee wjechaliśmy z powrotem do Polski i przez Buk, Dobrą, Wołczkowo i Bezrzecze wróciliśmy do Szczecina.
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1543 (kcal)
Na Głębokim Romalek jednak namówił mnie na dalszą trasę poza Szczecin. Ruszyliśmy przez Pilchowo na Dobieszczyn. Wiał wiatr w twarz...
Tuż za Pilchowem wyprzedziła nas grupka trenujących kolarzy szosowych. Krzyknąłem do Romalka:
- Podepnij się pod nich, to się wyżyjesz, bo ze mną to będziesz miał tempo turystyczne, poczekaj na mnie w Tanowie!!!
Tak też zrobił. Kiedy już się oddalili, pomyślałem sobie, że w sumie też mogłem z nimi jechać. Byli już daleko, postanowiłem jednak ich dogonić. To samo chyba pomyślał kolarz szosowy zbliżający się do mnie z tyłu.
Dałem ostro po pedałach, żeby ich dojść musiałem wykręcić i utrzymać przez czas jakiś prędkość 48 km/h. Chyba motywacja zadziałała, bo po niedługim czasie siedziałem już na kole Romalka :)
Jechaliśmy aż skrętu na Bartoszewo z prędkością 38-40 km/h. Potem kolarze skręcili w lewo, a my dalej, jeszcze rozpędzeni ruszyliśmy do Tanowa.
Po zakupach napojów i słodyczy ruszyliśmy dalej.
Po drodze zatrzymaliśmy się w leśnej wiacie turystycznej...
Tu Romalek pędzący w stronę Dobieszczyna:
Przyznaję, że bezwstydnie wiozłem mu się na kole aż do Dobieszczyna, zresztą sam to zaproponował:)
To jest zawodnik z wyższej półki, który spacerowo jeździ tak jak ja „wyścigowo”...po co miał się męczyć moim tempem 22 km/h? :D:D:D
W Dobieszczynie skręciliśmy na Stolec (cóż za apetyczna nazwa!).
W Stolcu przejechaliśmy przez granicę polsko-niemiecką i dojechaliśmy do Pampow.
Tam Romalek pokazał mi jeziorko Thursee (w lesie na północ od Pampow). Pierwszy raz je widziałem, mimo że w Pampow bywałem wielkokrotnie.
Jeziorko Thursee.
Z Pampow pojechaliśmy do Blankensee, gdzie zrobiłem zdjęcie tej wielkiej drewnianej gąsienicy.
Kilometr czy dwa za Blankensee wjechaliśmy z powrotem do Polski i przez Buk, Dobrą, Wołczkowo i Bezrzecze wróciliśmy do Szczecina.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
71.42 km (5.00 km teren), czas: 03:20 h, avg:21.43 km/h,
prędkość maks: 48.00 km/hTemperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1543 (kcal)
Na spacer...hehe, aż do Niemiec :)))
Środa, 7 kwietnia 2010 | dodano: 07.04.2010Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
W zasadzie wybierałem się na skromną przejażdżkę do Lasku Arkońskiego, bo zbliżała się godzina 14:00. W sakwie miałem raptem kilka jajek czekoladowych wielkanocnych, na szczęście bidony pełne. No i cóż…nad jeziorem Głębokim zobaczyłem autobus 103 oczekujący na odjazd do Tanowa. Skusiło…
Dokupiłem colę, Marsa i Twixa i wsiadłem do tego autobusu.
Dobrze, że szybko skasowałem bilety, bo 1 przystanek dalej wsiadło 3 „kanarów”. Złapali 2 gapowiczów.
Wysiadłem w „centrum” Tanowa i ruszyłem na Dobieszczyn.
Planowałem jakoś tak sobie leniwie dojechać do granicy, ale rower jakoś tak „sam jechał” dość żwawo!
Po drodze zatrzymałem się w wiacie, żeby założyć na siebie coś cieplejszego.

Wkrótce potem minąłem granicę za Dobieszczynem i podążyłem drogą na Hintersee, jednak na skrzyżowaniu skręciłem na Glasshuettee.

Jeden moment i zrozumiałem, skąd miałem te prędkości rzędu 30 km/h – otóż miałem do tej pory wiatr w plecy.
Teraz powoli robił się tzw. „wmordęwind”.
Na szczęście było to dość mocno kompensowane gładzią niemieckiej ścieżki rowerowej.

W Glashuette zatrzymałem się, żeby znów wrzucić w siebie coś słodkiego…powoli mi się robiło mdło od tych słodyczy. Zacząłem marzyć o jakimś parszywym komercyjnym jedzeniu typu KFC. :)))

W Gruenhof skręciłem na Pampow…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Do tego doszła dość pokaźna górka przed Pampow.
W Pampow skręciłem na Blankensee…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
W Blankensee przekroczyłem granicę i już po polskiej stronie dojechałem do Buku.
Tradycyjnie, kiedy skręciłem w Buku na Dobrą…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Nożżżeżżż…
Aż nie chce się wierzyć, ale kiedy skręciłem w Dobrej na Wołczkowo…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Chyba, że miałem zwidy.
Z Wołczkowa skręciłem na Bezrzecze. W wyobraźni miałem już tylko Twistera z KFC.
Dojechałem, dojechałem…oczywiście ustawiłem się do kolejki „drive-in” dla kierowców. :)

Już dawno takie g…niane jedzenie tak bardzo mi nie smakowało.
Obserwując innych odnosi się wrażenie, że jadają tam regularnie.
Drugiego Twistera zapakowałem do sakwy i pojechałem na Wały Chrobrego, zobaczyć czy zbierają się tam tradycyjnie, jak co środę motocykliści (licząc, że spotkam kolegę).
Frekwencja jak widać była znikoma.

Pożarłem drugiego Twistera, cyknąłem kilka fotek i skierowałem się do domu.


Przed Media Marktem natknąłem się jeszcze na dość specyficzną formę reklamy :)))
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1694 (kcal)
Dokupiłem colę, Marsa i Twixa i wsiadłem do tego autobusu.
Dobrze, że szybko skasowałem bilety, bo 1 przystanek dalej wsiadło 3 „kanarów”. Złapali 2 gapowiczów.
Wysiadłem w „centrum” Tanowa i ruszyłem na Dobieszczyn.
Planowałem jakoś tak sobie leniwie dojechać do granicy, ale rower jakoś tak „sam jechał” dość żwawo!
Po drodze zatrzymałem się w wiacie, żeby założyć na siebie coś cieplejszego.

Wkrótce potem minąłem granicę za Dobieszczynem i podążyłem drogą na Hintersee, jednak na skrzyżowaniu skręciłem na Glasshuettee.

Jeden moment i zrozumiałem, skąd miałem te prędkości rzędu 30 km/h – otóż miałem do tej pory wiatr w plecy.
Teraz powoli robił się tzw. „wmordęwind”.
Na szczęście było to dość mocno kompensowane gładzią niemieckiej ścieżki rowerowej.

Ścieżka między Hintersee a Glasshuette.© Misiacz
W Glashuette zatrzymałem się, żeby znów wrzucić w siebie coś słodkiego…powoli mi się robiło mdło od tych słodyczy. Zacząłem marzyć o jakimś parszywym komercyjnym jedzeniu typu KFC. :)))

W Gruenhof skręciłem na Pampow…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Do tego doszła dość pokaźna górka przed Pampow.
W Pampow skręciłem na Blankensee…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
W Blankensee przekroczyłem granicę i już po polskiej stronie dojechałem do Buku.
Tradycyjnie, kiedy skręciłem w Buku na Dobrą…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Nożżżeżżż…
Aż nie chce się wierzyć, ale kiedy skręciłem w Dobrej na Wołczkowo…wiatr też skręcił i dalej wiał w gębę. :/
Chyba, że miałem zwidy.
Z Wołczkowa skręciłem na Bezrzecze. W wyobraźni miałem już tylko Twistera z KFC.
Dojechałem, dojechałem…oczywiście ustawiłem się do kolejki „drive-in” dla kierowców. :)

Już dawno takie g…niane jedzenie tak bardzo mi nie smakowało.
Obserwując innych odnosi się wrażenie, że jadają tam regularnie.
Drugiego Twistera zapakowałem do sakwy i pojechałem na Wały Chrobrego, zobaczyć czy zbierają się tam tradycyjnie, jak co środę motocykliści (licząc, że spotkam kolegę).
Frekwencja jak widać była znikoma.

Pożarłem drugiego Twistera, cyknąłem kilka fotek i skierowałem się do domu.


Przed Media Marktem natknąłem się jeszcze na dość specyficzną formę reklamy :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
81.77 km (9.00 km teren), czas: 04:02 h, avg:20.27 km/h,
prędkość maks: 36.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1694 (kcal)
6 km nordic +~25 km rowerek
Wtorek, 6 kwietnia 2010 | dodano: 06.04.2010Kategoria Szczecin i okolice
Całkiem usportowiony dzień, biorąc pod uwagę fakt, że dziś byłem w pracy. Po pracy "machnęliśmy" sobie dziś z Basią w Lasku Arkońskim 6 km nordic walkingu szybkim tempem. Tego oczywiście nie wliczę do bikestats :)
Koło 18:00 poczułem, że mi mało i leniwie popedałowałem sobie nad jezioro Głębokie. Jak na leniwe tempo wyszła całkiem przyzwoita średnia. :)
P.S. Nawet nie zauważyłem, jak mi niedawno minęło 10.000 km przejechanych na rowerku (tych wpisanych do bikestats, odkąd zacząłem je prowadzić).
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 496 (kcal)
Koło 18:00 poczułem, że mi mało i leniwie popedałowałem sobie nad jezioro Głębokie. Jak na leniwe tempo wyszła całkiem przyzwoita średnia. :)
P.S. Nawet nie zauważyłem, jak mi niedawno minęło 10.000 km przejechanych na rowerku (tych wpisanych do bikestats, odkąd zacząłem je prowadzić).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
24.69 km (8.00 km teren), czas: 01:14 h, avg:20.02 km/h,
prędkość maks: 28.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 496 (kcal)
























