MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wypadziki do Niemiec

Dystans całkowity:23693.60 km (w terenie 2858.88 km; 12.07%)
Czas w ruchu:1225:30
Średnia prędkość:19.00 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:13 m
Suma kalorii:480913 kcal
Liczba aktywności:310
Średnio na aktywność:76.43 km i 4h 02m
Więcej statystyk

Do mariny w Moenkebude.

Niedziela, 26 lipca 2015 | dodano: 26.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Wypadzik z Basią i Piotrkiem "Bronikiem" do mariny w Moenkebude z Rieth przez Ueckermunde.
W "Imbisiku" w Rieth spotkaliśmy Marzenę i Ewę.

Zajadaliśmy się "fiszbułami".
Po prawej specjalna specjalność o specjalnym smaku: Hackerle.
Wygląda jak wymiociny, ale jest to przepyszne!

Droga rowerowa do Warsin.


Przed Uekcermunde zatrzymaliśmy się w Bellin na rekonesans miejscowego campingu.
Jak na poziom niemieckich campingów na razie to rewelacja!

Wprawdzie i tu jak nigdzie w Europie płaci się monetami za prysznic, ale nie ma co narzekać.

Przejeżdżamy przez Ueckermunde i kierujemy się na Moenkebude.
Tymczasem tutaj trwa jakiś festyn.

Docieramy do mariny w Moenkebude.


Wracając przez Ueckermunde...

...tradycyjnie zajeżdżamy do znajomego Turka do "Uecker 66" na lahmacun.

Wracamy z Rieth po załadowaniu rowerów na samochód.


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 54.60 km (10.00 km teren), czas: 03:16 h, avg:16.71 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1099 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)

Uzdrowisko Bad Freienwalde...czy to aby nie Francja? ;)

Niedziela, 19 lipca 2015 | dodano: 19.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Pogoda dosadnie zweryfikowała nasze weekendowe plany rowerowe, ponieważ w miejscu do którego planowaliśmy jechać z Marzeną i Robertem "Foxikami' zapowiadano niemożebne opady.
Wstaliśmy rano bez pomysłu na dzień, aż tu nagle...BUM...MAM !!!
Przypomniały mi się wycieczki po trasach wokół przepięknego uzdrowiska Bad Freienwalde na południe od Schwedt.
Szybko zerknąłem na prognozy - bez opadów, a nawet możliwość przejaśnień!
Następnie dla zaplanowania trasy szybko zerknąłem w poprzednie relacje:
http://misiacz.bikestats.pl/593720,Do-uzdrowiska-Bad-Freienwalde.html
http://misiacz.bikestats.pl/713448,Uzdrowisko-Bad-Freienwalde-prom-bocznokolowy-i-inne-atrakcje.html
Na pomysł wpadłem późno, więc wykombinowałem trasę nie na 80 km, a na 60 km.
Zapakowaliśmy rowery na "Foxikomobil" i "pomknęliśmy" ;) autostradą w kierunku Oderbergu.

Widok przez szyberdach. ;)

Po godzinie 13:00 zdejmowaliśmy już rowery na miejscowym parkingu.
Choć nie padało, to jednak było szaro.

Ruszamy do Bad Freienwalde objazdem przez Bralitz.
To trasa równoległa do drogi głównej, a choć nawierzchnia nieco gorsza to ruch zdecydowanie mniejszy, do tego ładne zielone jeziorko i sporo lasów.

Przed Bad Freienwalde wjeżdżamy na drogę dla rowerów i docieramy do malowniczego centrum (choć jak widać z powyższych relacji, w słońcu jest zdecydowanie bardziej malownicze).





Zwiedzamy kościół, po czym kierujemy się w stronę lodziarni.
Basia i Marzena takich okazji nie odpuszczają. ;)

Miejscowy ratusz (?).

Ciekawy mural namalowany na ścianie jednej z kamienic.

Fontanna.

Ktoś ma bardzo ciekawie urządzony dach.

Opuszczamy piękne miasteczko i docieramy do miejscowości, która nazywa się ... Fabryka Cukru. :)

A teraz wracam do tytułu.
Otóż w okolicy napotykamy wiele miejscowości o francusko brzmiących nazwach.
Oprócz tej na poniższym zdjęciu są jeszcze takie jak Vevais czy Beauregard, choć bliżej Wriezen i teraz przez nie jechaliśmy.

Zaintrygowało mnie, skąd w Brandenburgii takie nazwy.
Otóż okazuje się, że wiele wieków temu, jakiś czas po wojnie trzydziestoletniej miało tu miejsce osadnictwo emigrantów z francuskojęzycznej części Szwajcarii.
Poniższe zdjęcie z poprzedniego wyjazdu przedstawia rzeźbę dokumentującą podróż osadników do Niemiec.

Oto krótka wzmianka ze strony http://www.brandenburgia.pl/land/historia
"Dynastia Hohenzollernów odegrała najważniejszą rolę w historii Brandenburgii oraz Prus. Władzę w Marchii Brandenburskiej przejęli w 1415 roku i utrzymali aż do końca I wojny światowej. Jednym z ważniejszych i zarazem tragiczniejszych wydarzeń na terenie Brandenburgii była wojna trzydziestoletnia, która doprowadziła do ogromnego spustoszenia terenów Brandenburgii. W końcowej fazie tego konfliktu, władzę przejął Fryderyk Wilhelm, zwany później Wielkim Elektorem. Sprowadzanie nowych osadników, przede wszystkim hugenotów z Francji, ale również osadników z takich krajów jak Holandia, Szwajcaria i innych, przyczyniło się do rozwoju handlu i rzemiosła, a tym samym do wzmocnienia państwa.
Wraz z wydaniem edyktu tolerancyjnego w 1685 r., znanego pod nazwą Edyktu Poczdamskiego, przyznane zostały imigrantom liczne prawa, w tym prawo do swobodnego praktykowania swojej religii. "


Tymczasem pchani silnym wiatrem docieramy do trasy Odra-Nysa w punkcie zwanym Zollbruecke - więcej o mojej i Basi wyprawie tą trasą na: Wyprawa Odra-Nysa

Dawny most kolejowy łączący Niemcy i Polskę.
Nieczynny od wojny, a władze od lat nie mogą się dogadać, choć planowane było puszczenie po nim drogi rowerowej do Siekierek.

Tym razem wiatr wieje nam mocno w twarz i Basia chowa się za moim tylnym kołem.
Prędkość nie przekracza 17 - 18 km/h.

Tymczasem pojawia się słońce i wiatr powoli słabnie.
Widoki jak zawsze przepiękne, choć jest to ta bardziej monotonna część szlaku (w porównaniu z częścią południową).


Docieramy pod Hohenwutzen i kierujemy się do Oderbergu przez Altgliezen.
Trasa malowniczo wije się pod wzgórzami.

Za Schiffmuehle wracamy na znaną nam już drogę przez Bralitz i po godzinie 18:00 docieramy do Oderbergu gdzie jeszcze cykam fotkę statku "RIESA", który ostatnio robił za kawiarnię, ale dziś jest jest tu pusto.

Ładujemy rowery, robimy zakupy w "Netto" i wracamy do Szczecina.
Choć nie udał się inny wyjazd, to ten na pewno był równie ciekawy i wynagrodził "stratę". ;)

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 61.00 km (0.00 km teren), czas: 03:26 h, avg:17.77 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1225 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 2

Niedziela, 12 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Budzę się rano o godzinie 6:10 i zupełnie nie chce mi się spać, za to reszta pochrapuje w najlepsze, no bo czemu nie.
Pewnie warto byłoby wyjechać wcześniej, bo na popołudnie zapowiadane są opady deszczu, ale w końcu to jest rodzaj urlopu i nikt nikogo z łóżka zrywać nie zamierza.
Na szczęście wiedzieliśmy o tym i jesteśmy dobrze przygotowani na deszcz.
Po śniadaniu i przygotowaniu napojów i prowiantu na drogę Basia rusza z 15-minutowym wyprzedzeniem, by spokojnie zmagać się z wczorajszym pięciokilometrowym zjazdem, który niestety dziś jest podjazdem.
Ja czekam na Piotrka, który słowo "urlop" wziął sobie bardzo dosłownie do serca. ;)))

Żegnamy się z Panią Dorotą, ostatni rzut oka na Bustera i tarzającego się kota i po godzinie 11:00 ruszamy.
Oj, czemu tak krótko tu byliśmy...


Wspinamy się przez lasy Cedyńskiego Parku Krajobrazowego, po czym docieramy do Basi oczekującej na nas przy zjeździe do Doliny Miłości, więcej na: http://www.dolinamilosci.pl

Okazuje się, że dotarła tu dosłownie przed chwilą.
Choć wg tzw. "prognozy norweskiej" już leje, to wielokrotne "Tańce Słońca" odsunęły deszcz o kilka godzin, więc nadal możemy cieszyć się słońcem.

Mkniemy ostrym zjazdem w kierunku Odry, gdzie osiągam bez pedałowania skromne 52 km/h.
Basia i Piotrek rozsądniej niż ja jadą "na hamulcach".
Zatrzymujemy się na mały popasik w wiacie przy Dolinie Miłości.

Piotrek próbuje nam ze wzgórza widokowego zrobić fotkę, ale nie za bardzo są warunki.

Po posiłku docieramy szutrową drogą do Krajnika Dolnego, gdzie przekraczamy granicę.
Nie wjeżdżamy już do Schwedt, tylko drogą alternatywną docieramy do wiaty we Friedrichsthal na popasik.
Spędzamy tam ok. 20 minut, po czym ruszamy do Gartz...na kawę, lody i ciasto. ;)

Tym razem testujemy inny ogródek. Jest super!
Kawa, ciasto i lody przepyszne i w rozsądnej cenie, a pani sympatyczna i na dodatek mówi po polsku.
Ogródek pięknie urządzony, co ciekawe jest to ogródek pozyskany z naszego szczecińskiego browaru "Bosman". ;)
Czy to nadal Niemcy? ;)

Kiedy kończymy pić kawę, na parasole spadają pierwsze krople deszczu i wiemy już, że więcej z "Tańca Słońca" wycisnąć się nie da (i tak zyskaliśmy kilka godzin).
Zabezpieczamy bagaże, wkładamy peleryny przeciwdeszczowe i ruszamy w kierunku Mescherin.
Na szczęście nie jest to jakiś rzęsisty opad.
Na szczycie podjazdu w Staffelde "Bronik" cyka nam kolejną fotkę, ale obiektyw zaparowany i jest jaka jest.

Na granicy deszcz ustaje, więc zdejmujemy peleryny i ruszamy.
W tym momencie deszcz zaczyna padać ponownie, więc decydujemy się jechać "ofoliowani" już do samego celu.
Przed nami jakieś 20 km, ale o dziwo odczuwamy jakąś przyjemność z tej odmiany pogodowej.
Największy paradoks tej części wyjazdu: najmocniejszy opad łapie nas ledwie 1,5 km od domu, ale teraz to już bez znaczenia.
Zresztą, dzięki pelerynce-namiociku jestem zupełnie suchy, może buty lekko wilgotne, ale i tak już wchodzę do domu.
Fantastyczny wyjazd!!!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.32 km (3.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:16.55 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1360 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Sakwiarsko: Leśniczówka Piasek dzień 1

Sobota, 11 lipca 2015 | dodano: 13.07.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Mało z Basią ostatnio jeździmy w porównaniu z ubiegłymi latami, nie mówiąc już o wyjazdach sakwiarskich, więc zamarzył nam się choć krótki wyjazd do znanej nam i lubianej Leśniczówki Piasek u Pani Doroty (http://www.lesniczowka.zato.pl). Swoją drogą to zabawne, że w czasach gdy my pomykaliśmy z sakwami, większość znajomych robiła ledwie jednodniowe wypady w weekend w okolicach Szczecina. Teraz to oni odbywają wyprawę za wyprawą, a my...cóż. ;)
Tego lata mamy chęć na wyjazdy bardziej kameralne, ale że Piotrek "Bronik" to nasz "brat-łata", więc pojechaliśmy we trójkę.
Ruszamy leniwie spod domu o godzinie 11:30, by...

...za chwilę zatrzymać się na zakupy w "Lidlu". ;)

Nową drogą rowerową docieramy prawie do Rosówka, by tam przekroczyć granicę z Niemcami.
W Staffelde zatrzymujemy się na popas przy kurhanie.

Zjeżdżamy z dużego wzniesienia do Mescherin i wjeżdżamy na rowerową trasę Odra-Nysa.

Po kilku kilometrach docieramy do Gartz malowniczo położonego nad Odrą.
Ponieważ wyjazd przebiega pod znakiem leniwca, spędzamy kilkanaście minut delektując się kawą w ogródku nad rzeką (no, przynajmniej my kawą ;)).

Wjeżdżamy na wał przeciwpowodziowy wiodący dalej do Friedrichsthal.
Na polach "toczą" się walce z siana.

Do wiaty we Friedrichsthal mamy "aż" 7 km, więc przychodzi czas na...zasłużony popas! ;)))
Tu spędzamy kilkadziesiąt minut na pogawędce, po czym ruszamy w kierunku Schwedt.
Po lewej stronie rozciągają się przepiękne rozlewiska Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry.


W Schwedt odbijamy na przedmieście, a konkretnie do "Czerwonego Netto", by zakupić niezbędne wiktuały i napoje izotoniczne.
Basi sakwy mają nawet specjalnie w tym celu uszyte kieszonki. ;)))

Reszta ląduje w częściach zapinanych i ciężcy niczym TIR-y kierujemy się na przejście graniczne w Krajniku Dolnym.
Przekraczamy mosty na Odrze i za chwilę ponownie jesteśmy w kraju.

Tam jeszcze dociążamy się wodą mineralną i rozpoczynamy zmagania z wyjątkowo męczącymi wzgórzami Cedyńskiego Parku Krajobrazowego.

Powoli pokonawszy długie i męczące podjazdy docieramy wreszcie do miejsca, skąd kilkukilometrowy przyjemny zjazd (który jutro będzie podjazdem ;) ) doprowadza nas do leśniczówki. Tam serdecznie wita nas Pani Dorota...czyli "Babka z Piasku" ;))).

Do witającego grona dołącza fajne psisko Buster oraz kilka kotów. :)


Lokujemy się w przedwojennym budynku w stylizowanych pokojach i jedziemy do miejscowego sklepu po zakupy uzupełniające.

Na chwilę kierujemy się nad rzekę, by uchwycić ten piękny widok.

Wracamy do leśniczówki, gdzie spędzamy przemiły wieczór na pogawędkach, powoli uzupełniając braki elektrolitów. ;)))

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 70.28 km (0.00 km teren), czas: 04:09 h, avg:16.93 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1413 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

100 km na klif w Ziegenort (Trzebież) i do Rieth

Sobota, 23 maja 2015 | dodano: 23.05.2015Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Czas najwyższy wrócić do dawnych tradycji i nie schodzić na uczciwej wycieczce poniżej 100 km. ;)
Tym razem "Jaszek" zorganizował wypad na klif w Trzebieży (dawniej Ziegenort) i na "fiszbułę" do Rieth.
Wystartowaliśmy po godzinie 10:00 z Głębokiego, po czym w lesie odkryliśmy taki oto punkt wypoczynkowy. ;)))

Zrezygnowałem z przeciskania się piachem przez las i do Pilchowa dotarłem po godziwej nawierzchni, skąd dalej w 7 osób ruszyliśmy w kierunku Tanowa. :)
W Puszczy Wkrzańskiej odbiliśmy na szutrową drogę nr 27, skąd dotarliśmy do Nowej Jasienicy.
Niedługo potem dotarliśmy do dawnego cmentarza miejscowości, która przed wojną zwała się Hammer.

Krótko pokręciliśmy się po Trzebieży, po czym "Jaszek" poprowadził piaszczystym "skrótem" przez las na klif.

Kląłem jak szewc, gdy moje napompowane na kamień wąskie opony zapadały się w piachu.
Nigdy nie pojmę chyba, co w takich trasach prócz przyrody może być fajnego. :)
Wreszcie dotarliśmy na klif...taaam na końcu lasu (taki sobie zrobiłem teatr cieni) :)

Kilka fotek na otoczenie klifu i Zalew Szczeciński.



Dalszą drogę szef wyprawy proponował dalej po piachach, ale nawet sam Maestro Skrótów Błotnych "Monter" zaproponował "cisnąć po asfalcie", co spowodowało znaczny opad mojej szczęki.
Chyba widział, jak grzązłem w piachu, dzięki! ;)

Po zakupach w Brzózkach - kolejny skrót, z którego się wypisałem i choć było kilka km dalej, to pognałem przez Warnołękę.
Na umówione miejsce spotkania na ścieżce transgranicznej do Rieth dotarłem zaledwie 3 minuty po grupie używającej...hmmm... "skrótu". ;)

Przekraczamy mostek graniczny i wjeżdżamy do Rieth.

Docieramy do naszego ulubionego Imbissu, gdzie tradycyjnie zamawiamy "fiszbuły".

Miejscową specjalnością jest buła z tzw. Hackerle, co może wygląda jak wymiociny niedźwiedzia, ale to pyszny mix ryby, jajek i paru innych rzeczy, który jest tradycyjnym przepisem tej rodziny.

Ja zamówiłem sobie kawę, a reszta piwko, które w Niemczech na rowerze jest najzupełniej legalne.

Wyjątkowo spodobała mi się naklejka na butelce. ;)))

Po posileniu się ruszyliśmy z powrotem do Rieth...część oczywiście piaszczystym skrótem, ale nie ja (i nie "Bronik").
Tym razem dłuższa droga okazała się krótsza i na zjeździe na szlak rowerowy wiodący dawna trasą kolejki wąskotorowej dotarliśmy przed grupą.

W Ludwigshof oprócz mnie i Beaty wszyscy pojechali na "punkt widokowy" nad jeziorem, z którego niewiele widać, a który widziałem nie raz (Beata też), więc powiedzieliśmy, że spacerkiem jedziemy do Hintersee.
Przed Dobieszczynem Beata odebrała telefon i okazało się, że grupa postanowiła wracać dłuższą trasą przez Niemcy, ale nam nie chciało się już zawracać, więc przez Tanowo wróciliśmy do Szczecina.
Tak dobrze się gaworzyło, że nie wiadomo kiedy przejechaliśmy wyjątkowo długą prostą trasę wiodącą przez Puszczę Wkrzańską (wielokrotnie już przemierzana zaczyna czasem przynudzać ;))).

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 100.15 km (10.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:20.03 km/h, prędkość maks: 33.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2060 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Rajd na Międzyodrze po niemieckiej stronie.

Sobota, 16 maja 2015 | dodano: 16.05.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Coś nam ostatnio z Basią średnio szło z wycieczkami, ale dziś nadarzyła się doskonała okazja, ponieważ Jacek "Jaszek" ogłosił grupowy wyjazd na Międzyodrze po jego niemieckiej stronie.
Na start w Mescherin dojechaliśmy samochodem z rowerkami na dachu, ponieważ trasa ze Szczecina tamże już nieco nas nudzi i jest ruchliwa, więc po co tłuc się dodatkowe 30 km. Dziś dodatkowo pojechała Krysia "Krysiorek" z rodzicami, więc zapowiadało się wesoło. Co prawda w czasie dojazdu wypiął nam się rower z mocowania na dachu, ale na szczęście "Tolik" to zauważył i nic się nie stało, a jeszcze moment i mógłby spaść z dachu...
Na starcie w Mescherin. Krysia już ledwo mieści się w swoim foteliku, czas na zmiany sprzętowe. ;)

Tuż przed startem - tradycyjne zdjęcie grupowe.

Krysia zawsze umie się ustawić. ;)
Tu z dziewczynami na nabrzeżu w Gartz.
Beacie nawet dzioba w kawie umoczyła. ;)))

Kolejny popas, tym razem we Friedrichsthal.

Na moście Tereofenbruecke nad Odrą.

Po zjechaniu z mostu wjechaliśmy na teren Międzyodrza...łęgi, rozlewiska, raj dla ornitologów...


...und viele Deutsche "baranen". ;)))

Basia pokonuje "wpław" strugę za śluzą.

W naszym tradycyjnym miejscu zatrzymaliśmy się na ponadgodzinny popas.

Tuż obok, za zamkniętym mostkiem jest Polska.

Widok na rozlewiska.

W drodze powrotnej zaczął siąpić deszcz, ale nie był zbyt upierdliwy.
Doraźny "Taniec Słońca" sprawił, że udało nam się rowery zapakować bez towarzyszenia opadów.
Bardzo udany wyjazd, musimy wrócić do tradycyjnych, cotygodniowych wypadów z Basią, bo troszkę się rozleniwiliśmy ostatnio.


Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 49.33 km (7.00 km teren), czas: 02:45 h, avg:17.94 km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 998 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Do Ueckermunde nie całkiem na rowerach, czyli jakby rutyna...

Niedziela, 22 marca 2015 | dodano: 22.03.2015Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Gdy ktoś mnie i Basię kiedyś zapyta, dlaczego ciągle ostatnio jeździmy trasą z Rieth do Ueckermunde, to odpowiem:
- Bo ta jest najlepsza! :)))
Coś w niej jest i niezmiernie ją lubimy, ma swój niepowtarzalny klimat, podobnie jak zabytkowe Ueckermunde.
Cóż, fakt że dystans 40 km to raczej coś śmiesznego a nie jakaś poważna odległość, ale po takiej dawce lenistwa rowerowego jakie sobie ostatnio z Basią fundujemy i tak należy uznać to za postęp. ;)

Postęp oczywiście znów wspomogliśmy samochodem, którym dotargaliśmy rowery do naszego ulubionego Rieth.
Pogoda piękna, rześko (+ 4 st.C), więc trzeba to wykorzystać.
Chwila na wieży widokowej za Rieth...


Stamtąd piękną ścieżką rowerową zagłębiamy się w las, ale tym razem dla odmiany jedziemy "skrótem" na Luckow, którego jeszcze Basia nie znała.



Kolejna fotka tego samego kościoła i ruszamy dalej.

W Ueckermunde zatrzymujemy się na zakupy w sklepie "NAHKAUF" (to rzadkość, by markety w Rzeszy były otwarte w niedziele), kupujemy czerwone wino, kawę i ciacha i kierujemy się do centrum.
A po co?
Ano jak zwykle do naszej ulubionej kebabowni, gdzie Turek wita nas z uśmiechem i uściskiem dłoni, bo znamy się od lat.
Chyba dlatego, że nie byliśmy u niego dość dawno, dostajemy lahmacun w dość monstrualnych wymiarach (ze 40 cm długości) i tak wypełniony mięsiwem i warzywami (pyyychhaaa!!!), że ledwo go zjadamy.
Płacimy, wsiadamy na rowery i z trudem toczymy się na plażę nad Zalewem Szczecińskim (Stettiner Bucht), gdzie raczymy się kawą z termosu i zakupionymi w sklepie ciastkami.

Tym razem nie wracamy przez Luckow, a przez Warsin i dalej drogą rowerową przez las do Rieth.

W czasie powrotu za Tanowem widzę mocno świecącą lampkę rowerową na ścieżce rowerowej do Pilchowa i mówię do Basi:
- Patrz, świecą jak nasi!
Okazuje się, że to prawda.
Zatrzymujemy się na krótką pogawędkę z Beatą i Jackiem "Jaszkami", Krzyśkiem "Monterem" i Pawłem M., po czym ruszamy w dalszą drogę powrotną do domu.
Super wycieczka, która mam nadzieję wypędzi z nas lenistwo i nadal będziemy z Basią przejeżdżać po kilka tysięcy rocznie. :)
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 40.50 km (10.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 28.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 796 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Eggesin-Torgelow-Ueckermunde-Eggesin z "Bronikiem"

Piątek, 23 stycznia 2015 | dodano: 25.01.2015Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Ponieważ zapasy jadła i napitków w jakości i cenach przyzwoitych skończyły się, a do granicy mamy raptem "rzut beretem", przeto zdecydowaliśmy się z Piotrkiem "Bronikiem" ponownie połączyć przyjemne z pożytecznym.
Tym razem na celownik wzięliśmy Eggesin, dokąd tuż po godzinie 11:15 pomknęliśmy moim samochodem z rowerami na dachach.
W pierwszej kolejności dokonaliśmy zakupu dobrych win oraz dobrego piwa za tak niewiarygodną cenę, że Piotrek powtórzył akcję z Loecknitz ;))).

Ponieważ przed sklepem parkowanie jest ograniczone do 2 godzin, znaleźliśmy więc miejsce na opustoszałym parkingu przy przystani nad rzeką.

Temperatura oscylowała w okolicach -1 st. C więc wydawało mi się, że nie ma sensu zakładać ochraniaczy na buty i potoczyliśmy się trasą rowerową do Torgelow.

W Torgelow okazało się, że jednak warto było od razu zakładać ochraniacze, bo zaczęło się robić zimno w nogi.
Na razie jednak zatrzymaliśmy się na fotkę rekonstrukcji wioski plemienia Wkrzan.

Widok na wioskę od drugiej strony rzeczki Uecker (Wkry).
Chłód był jakiś taki przenikliwy, że warto było jechać w kominiarce.
Nad rzeczką wypiliśmy co kto miał, ja gorącą herbatę z termosu, a Piotrek swój świeżutki izotonik ze sklepu ;).

Założyłem ochraniacze i podążyliśmy leśną trasą rowerową w kierunku Ueckermunde.
Na szczęście tym razem zimny wiatr nie wiał już w twarz tylko w plecy, więc osłona drzew nie była akurat potrzebna specjalnie.
Pomiędzy gałęziami unosiły się niezidentyfikowane obiekty latające...
W Ueckermunde pojechaliśmy na kolejną herbatkę, ale nie na tej ławeczce typu "kingsajz", tylko przy Schweinmarkt (Rynku Świńskim).

Pamiątka po dawnym targu...

Po posileniu się ruszyliśmy już bezpośrednio do miejsca naszego startu i mety jednocześnie, zamykając w ten sposób pętelkę tej króciutkiej przejażdżki.
Fajnie było :).



Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 31.00 km (14.00 km teren), czas: 01:51 h, avg:16.76 km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 635 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Ueckermunde i ponownie baśniowe Rieth...

Niedziela, 14 grudnia 2014 | dodano: 14.12.2014Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
No co ja poradzę, że tak mi się tam podoba?
Oczywiście, że jestem monotematyczny i to w wielu sprawach. Jedną z nich jest moja trudna do wyjaśnienia ciągota do Puszczy Wkrzańskiej i okolic Ueckermunde. Wstawszy późno (z różnych powodów ;)), zbierałem się względnie (jak na mnie) szybko i załadowałem rower na samochód o 12:10, bowiem ekipa na rowerach ruszyła na trasę z Głębokiego już o 10:30.
Nie powiem, żebym specjalnie żałował opóźnienia, bo nie widzę specjalnie wiele ciekawego w kręceniu się na rowerze po błotach jakiegoś poligonu.
Tak to dotarłem Toyotką do Rieth o godzinie 13:10, gdzie zdjąłem rower z dachu i ruszyłem w stronę Ueckermunde.
Najpierw zatrzymałem się na fotkę w Rieth, które obecnie po zmroku (i generalnie zawsze) uważam za baśniowe miejsce.
W tym celu, czyli "Zobaczyć Baśniowe Rieth po zmroku" odbyła się wycieczka reszty grupy (tak ogłosił "Jaszek").

Jechało się szybko i równie szybko dotarłem do przedmieść Ueckermunde.
Tym razem dojechałem tam nowym dla mnie "skrótem" przez Luckow.


Na telefony i SMS-y nikt jak na razie nie odpowiadał, więc postanowiłem do kebabowni "Uecker 66" dotrzeć trasą przez plażę.

Tuż przed rzeźbą "Misiacza" zadzwonił Jacek, że niedługo będą u Turka.

Ja byłem tam 5 minut wcześniej, więc spokojnie zamówiłem lahmacun dla siebie na miejscu i dla Basi na dowózkę do Szczecina.
Wkrótce dotarła reszta i zaczęła zamawiać najpopularniejszą potrawę, czyli NOCH EINMAL ;).
Po opchaniu się, ruszyliśmy w kierunku Rieth, przy czym po drodze zaprowadziłem grupę do otwartego w niedzielę sklepu NAHKAUF.

Zapadał zmierzch i w świetle naszych lamp zmierzaliśmy do celu (przynajmniej mojego, bo tam zostawiłem samochód).
W Rieth iluminacje i atmosfera, które ostatnio zachwyciły mnie i Basię jakoś niespecjalnie spodobały się reszcie.
Może zbyt kameralne jak dla nich? Ja nadal odczuwałem ten sam fajny nastrój jak ostatnio.

Tu nawet na przystanku jest świecąca gwiazda (a przecież u nas dawno zostałaby skradziona lub zdemolowana i nawet to świadczy o różnicy w mentalności naszych narodów).
Oto przystanek.

Pojechaliśmy jeszcze na przystań, ale było ciemno, więc wróciłem na parking, by załadować rower na dach.
Zabrała się ze mną również Beata "Jaszkowa", która uznała, że wystarczy jej jazdy na dziś (ciekawe, co by było gdyby "Misiacza" nie było? ;))).
Powrót był fajny, bo tak dobrze nam się gadało, że nawet nie wiemy kiedy pojawiliśmy się w Szczecinie pod domem Beaty, gdzie oddałem jej rowerek i pojechałem już do swojego garażu.
Kolejna magiczna wycieczka!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 41.00 km (10.00 km teren), czas: 02:04 h, avg:19.84 km/h, prędkość maks: 31.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 877 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

Loecknitz: oj przyjemne z oj pożytecznym :).

Sobota, 13 grudnia 2014 | dodano: 13.12.2014Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Dziś po obudzeniu się dumałem, co począć w tę piękną burą i wilgotną pogodę i wydumałem, że wyciągnę "Bronika" na krótką przejażdżkę do Schwennenz, gdzie przy okazji moglibyśmy u Anke zakupić 3 sztuki "izotoników". Leniowi zdecydowanie pomysł nie przypadł do gustu, zapewne niewarta była skórka wyprawki, więc musiałem kombinować dalej, a w tym czasie on migał się, że zaplanował na dziś sprzątanie i takie tam ;))).
Za pomysł, na który wpadłem nazwany zostałem szatanem-kusicielem ;))).

Tu już jesteśmy w Loecknitz i zamiast trzech "izotoników" "Bronik" ładuje na bagażnik skrzyneczkę.
Czyż nie kusząca zmiana?

Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że zamiast jednej lepiej kupić trzy skrzynki.
Bagażnik ma w końcu całkiem solidny, a szkoda takie puste kursy robić ;).

Mając już zrobione zakupy, pojechaliśmy jeszcze na krótką wycieczkę do Rothenklempenow do tamtejszego folwarku i nad jezioro.
Z bagażem takim dość ciężko się jechało "Bronikowi", ale czego się nie robi dla przyjemności.
Zaraz za Loecknitz odbiliśmy na Boock, aby zrobić małą pętelkę.

W Rothenklempenow Piotrek "skrótami" poprowadził mnie nad miejscowe jezioro, gdzie postanowił nieco zmniejszyć obciążenie bagażnika :D.

Tam usadowiliśmy się w fajnej wiacie, bo nieco niefajnie dmuchał wilgotny wiaterek.

Troszkę to zmniejszanie obciążenia przez "Bronika" trwało i zaczęliśmy marznąć, więc ruszyliśmy w drogę powrotną najprostszą trasą.
Oczywiście każdy domyśla się, że rowery przyjechały z nami na dachu samochodu po to, by zakupy połączyć z wycieczką ;).

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.03 km (2.00 km teren), czas: 01:14 h, avg:18.67 km/h, prędkość maks: 29.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 456 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)