- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Wypadziki do Niemiec
Dystans całkowity: | 23693.60 km (w terenie 2858.88 km; 12.07%) |
Czas w ruchu: | 1225:30 |
Średnia prędkość: | 19.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13 m |
Suma kalorii: | 480913 kcal |
Liczba aktywności: | 310 |
Średnio na aktywność: | 76.43 km i 4h 02m |
Więcej statystyk |
Polska-Niemcy 100 minus 8 km :)
Sobota, 28 listopada 2009 | dodano: 29.11.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wiara w prognozy pogody to naiwność. Nieważne, czy to Onet, Pogodynka czy ICM Meteo - każda z nich potrafi w tym samym czasie podawać zupełnie różne prognozy, które nijak się mają do rzeczywistości. W każdym razie najbliższy prawdy był wczoraj portal ICM Meteo - deszcz zapowiadali dopiero po godzinie 16:00. Uwierzyłem ;) Gdy zapakowałem rower i wyprowadziłem go z garażu - zaczęło padać. Ech...
Mimo tego stwierdziłem, że jadę na Głębokie i jeśli będzie lało, to będzie to po prostu krótka wycieczka nad jezioro. Okazało się, że była to tylko krótka mżawka.
Ostro pocisnąłem więc na Głębokie, bo o 10:25 odjeżdżał autobus do Tanowa. Kondycja znów była dobra, bo trzymałem 27-30 km/h :) Zdążyłem!
Po pokonaniu autobusem tego nudnego odcinka wysiadłem w Tanowie i ruszyłem na Dobieszczyn. Ten odcinek też mnie już znudził, ale niestety autobus miejski tam nie jeździ.
Tam zrobiłem pierwszy dłuższy postój.
A w ten sposób dotarłem do Tanowa :)
Bilety sfotografowane na stole w wiacie przed Dobieszczynem.
W tle piktogramy "nastolne" wykonane ręką ludów prymitywnych, prawdopodobnie neandertalczyk z rejonów Szczecina, rysunek datowany na początek XXI wieku :)
W Dobieszczynie skręciłem na Myślibórz Wielki, do którego dotelepałem się paskudnym, dziurawo - łatanym "asfaltem".
To droga na Dobieszczyn...nawet wyszło słońce!
Parę tygodni wcześniej planowałem przez las przejechać z Myśliborza do Niemiec, do Hintersee. Niestety, zbliżał się wtedy zmrok i zrezygnowałem.
Końcówka asfaltu w Myśliborzu.
Tym razem było wcześnie i nawet pojawiało się słońce. Trasę do Hintersee znalazłem na "niedźwiedziego czuja" bez żadnego problemu i bez wspomagania się elektronicznymi gadżetami...ani nawet mapą, bo jakoś "mi się zapomniało" zabrać z domu ;) Droga była przeraźliwie zabłocona, pełno kałuż i liści. Moje trekkingowe oponki z trudem przedzierały się przez to bagno, ale jadąc na górskim przełożeniu jakoś dałem radę.
Potem leśny dukt już nie był taki upierdliwy. Średnia jednak spadła :)
Z Hintersee pojechałem do Glasshuette, oczywiście teraz już piękną ścieżką rowerową.
W Glasshuette jest wiata dla turystów, gdzie zatrzymałem się na kawę z termosu i kanapkę. Tam też spotkałem starszego pana z Polic, który dotarł tu na swoim rowerze z Bartoszewa (też miał termos i kanapki ;)).
Bardzo miło się gawędziło o rowerowych wycieczkach. Pan potem pojechał na północ, a ja na południe, w stronę Gruenhof.
Nie pojechałem stamtąd tradycyjnie do Pampow, ale na Rothenklempenow odcinkiem, którym jeszcze nie jechałem.
Kościół w Rothenklempenow.
Z Rothenklempenow skręciłem na Mewegen. Trasa początkowo wiedzie płytami betonowymi, ale szybko się kończą i zaczyna się piękny niemiecki asfalcik :)
Z Mewegen postanowiłem jechać do Boock, jednak nie główną drogą (powiedzmy, że główną), a wąską asfaltówką przez pola i las, na którą skieruje nas w Mewegen ulica Ploewener Strasse.
Z Boock skręciłem na Blankensee, ale tam nie dojeżdżałem, bo w międzyczasie odbiłem w prawo na Ploewen znanym mi już odcinkiem.
W Ploewen czuje się już świąteczną atmosferę, w oknach bałwanki, renifery i choinki, a w centrum wioski przygotowywano świąteczny kiermasz (oczywiście z obowiązkowym straganem, gdzie serwuje się grzane wino gluehwein).
Z Ploewen dojechałem do drogi Loecknitz - Szczecin, ale tak jak wcześniej bywało, skręciłem na Ramin, dokąd dojechałem przez Wilhelmshof.
To zabytkowa kapliczka przy wyjeździe z tej wioski w kierunku na Schmagerow. Jest nawet tablica z opisem w j. polskim.
Ze Schmagerow pojechałem na Ramin. Po drodze mijały mnie ciężarówki z choinkami. Idą święta!
Za Ramin skręciłem w lewo i dojechałem do Grambow, a stamtąd do Schwennenz.
Tam niestety musiałem dotelepać się do granicy w Bobolinie brukowano-gruntową paskudną dróżką, na szczęście to tylko 1,5 km.
Stamtąd przez Stobno dojechałem do Mierzyna, gdzie zatrzymałem się u taty na obiadek.
Do domu wróciłem, gdy zapadał już zmrok...
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1959 (kcal)
Mimo tego stwierdziłem, że jadę na Głębokie i jeśli będzie lało, to będzie to po prostu krótka wycieczka nad jezioro. Okazało się, że była to tylko krótka mżawka.
Ostro pocisnąłem więc na Głębokie, bo o 10:25 odjeżdżał autobus do Tanowa. Kondycja znów była dobra, bo trzymałem 27-30 km/h :) Zdążyłem!
Po pokonaniu autobusem tego nudnego odcinka wysiadłem w Tanowie i ruszyłem na Dobieszczyn. Ten odcinek też mnie już znudził, ale niestety autobus miejski tam nie jeździ.
Tam zrobiłem pierwszy dłuższy postój.
A w ten sposób dotarłem do Tanowa :)
Bilety sfotografowane na stole w wiacie przed Dobieszczynem.
W tle piktogramy "nastolne" wykonane ręką ludów prymitywnych, prawdopodobnie neandertalczyk z rejonów Szczecina, rysunek datowany na początek XXI wieku :)
W Dobieszczynie skręciłem na Myślibórz Wielki, do którego dotelepałem się paskudnym, dziurawo - łatanym "asfaltem".
To droga na Dobieszczyn...nawet wyszło słońce!
Parę tygodni wcześniej planowałem przez las przejechać z Myśliborza do Niemiec, do Hintersee. Niestety, zbliżał się wtedy zmrok i zrezygnowałem.
Końcówka asfaltu w Myśliborzu.
Tym razem było wcześnie i nawet pojawiało się słońce. Trasę do Hintersee znalazłem na "niedźwiedziego czuja" bez żadnego problemu i bez wspomagania się elektronicznymi gadżetami...ani nawet mapą, bo jakoś "mi się zapomniało" zabrać z domu ;) Droga była przeraźliwie zabłocona, pełno kałuż i liści. Moje trekkingowe oponki z trudem przedzierały się przez to bagno, ale jadąc na górskim przełożeniu jakoś dałem radę.
Potem leśny dukt już nie był taki upierdliwy. Średnia jednak spadła :)
Z Hintersee pojechałem do Glasshuette, oczywiście teraz już piękną ścieżką rowerową.
W Glasshuette jest wiata dla turystów, gdzie zatrzymałem się na kawę z termosu i kanapkę. Tam też spotkałem starszego pana z Polic, który dotarł tu na swoim rowerze z Bartoszewa (też miał termos i kanapki ;)).
Bardzo miło się gawędziło o rowerowych wycieczkach. Pan potem pojechał na północ, a ja na południe, w stronę Gruenhof.
Nie pojechałem stamtąd tradycyjnie do Pampow, ale na Rothenklempenow odcinkiem, którym jeszcze nie jechałem.
Kościół w Rothenklempenow.
Z Rothenklempenow skręciłem na Mewegen. Trasa początkowo wiedzie płytami betonowymi, ale szybko się kończą i zaczyna się piękny niemiecki asfalcik :)
Z Mewegen postanowiłem jechać do Boock, jednak nie główną drogą (powiedzmy, że główną), a wąską asfaltówką przez pola i las, na którą skieruje nas w Mewegen ulica Ploewener Strasse.
Z Boock skręciłem na Blankensee, ale tam nie dojeżdżałem, bo w międzyczasie odbiłem w prawo na Ploewen znanym mi już odcinkiem.
W Ploewen czuje się już świąteczną atmosferę, w oknach bałwanki, renifery i choinki, a w centrum wioski przygotowywano świąteczny kiermasz (oczywiście z obowiązkowym straganem, gdzie serwuje się grzane wino gluehwein).
Z Ploewen dojechałem do drogi Loecknitz - Szczecin, ale tak jak wcześniej bywało, skręciłem na Ramin, dokąd dojechałem przez Wilhelmshof.
To zabytkowa kapliczka przy wyjeździe z tej wioski w kierunku na Schmagerow. Jest nawet tablica z opisem w j. polskim.
Ze Schmagerow pojechałem na Ramin. Po drodze mijały mnie ciężarówki z choinkami. Idą święta!
Za Ramin skręciłem w lewo i dojechałem do Grambow, a stamtąd do Schwennenz.
Tam niestety musiałem dotelepać się do granicy w Bobolinie brukowano-gruntową paskudną dróżką, na szczęście to tylko 1,5 km.
Stamtąd przez Stobno dojechałem do Mierzyna, gdzie zatrzymałem się u taty na obiadek.
Do domu wróciłem, gdy zapadał już zmrok...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
92.10 km (15.00 km teren), czas: 04:26 h, avg:20.77 km/h,
prędkość maks: 39.00 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1959 (kcal)
Dziś przez Blankensee, Ploewen i Schwennenz
Niedziela, 15 listopada 2009 | dodano: 15.11.2009Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Podobnie jak wczoraj pogoda dopisywała, więc nie było innego wyjścia jak jechać na wycieczkę rowerową!
W Mierzynie na ogórdkach działkowych natknąłem się na ... sarnę. Ilekroć próbowałem jej zrobić fotkę - uciekała. Stąd zdjęcie jest jakie jest.
Z Mierzyna pojechałem w kierunku Skarbimierzyc. Wybudowano tam wzdłuż drogi chodnik-ścieżkę z polbruku, ale jak to u nas - już zdążyła się pozapadać :///
Przez Dołuje dojechałem do Lubieszyna, gdzie skręciłem na Dobrą.
W drodze do Dobrej.
Z Dobrej dojechałem do Buku, a za Bukiem przejechałem przez dawne rowerowe i piesze przejście graniczne do Blankensee. Piszę "dawne", ponieważ w nieznany mi sposób zniknęły metalowe barierki. Opcje są dwie - zadziałali nasi złomiarze albo zdemontowała je gmina. Skutek jest taki, że od drogi biegnie ścieżka z polbruku, po bokach rośnie trawa ... i dzięki temu przedzierają się tam teraz samochody biorąc ścieżkę między koła. Akurat siedziałem wtedy w wiacie turystycznej i zauważyłem przepychającego się do Niemiec Poloneza ;)))
Z Blankensee miałem zamiar jechać do Boock, jednak tuż przed Boock skręciłem w lewo na Ploewen, bo tym odcinkiem jeszcze nie jechałem - bardzo sympatyczna trasa.
Windows XP ??? ;)))
Droga do Ploewen.
W Ploewen. Deutsche byczek :)
Z Ploewen dojechałem do drogi głównej Linken-Loecknitz, ale szybko z niej skręciłem na Ramin.
W Ramin wybrałem drogę, która ostatecznie doprowadziła mnie do Schwennenz.
Ze Schwennenz jest już tylko 1,5 km zarośniętą, przedwojenną brukowaną drogą do pieszo-rowerowego przejścia w Bobolinie (o dziwo - stał tam radiowóz POLIZEI).
Z Bobolina przez Będargowo i Przecław dojechałem do domu.
Mój rower nadal nieumyty i zaczyna przypominać już błotną rzeźbę ;)
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1281 (kcal)
W Mierzynie na ogórdkach działkowych natknąłem się na ... sarnę. Ilekroć próbowałem jej zrobić fotkę - uciekała. Stąd zdjęcie jest jakie jest.
Sarna na działkach w Mierzynie.© Misiacz
Z Mierzyna pojechałem w kierunku Skarbimierzyc. Wybudowano tam wzdłuż drogi chodnik-ścieżkę z polbruku, ale jak to u nas - już zdążyła się pozapadać :///
Przez Dołuje dojechałem do Lubieszyna, gdzie skręciłem na Dobrą.
W drodze do Dobrej.
Z Dobrej dojechałem do Buku, a za Bukiem przejechałem przez dawne rowerowe i piesze przejście graniczne do Blankensee. Piszę "dawne", ponieważ w nieznany mi sposób zniknęły metalowe barierki. Opcje są dwie - zadziałali nasi złomiarze albo zdemontowała je gmina. Skutek jest taki, że od drogi biegnie ścieżka z polbruku, po bokach rośnie trawa ... i dzięki temu przedzierają się tam teraz samochody biorąc ścieżkę między koła. Akurat siedziałem wtedy w wiacie turystycznej i zauważyłem przepychającego się do Niemiec Poloneza ;)))
Z Blankensee miałem zamiar jechać do Boock, jednak tuż przed Boock skręciłem w lewo na Ploewen, bo tym odcinkiem jeszcze nie jechałem - bardzo sympatyczna trasa.
Windows XP ??? ;)))
Droga do Ploewen.
W Ploewen. Deutsche byczek :)
Z Ploewen dojechałem do drogi głównej Linken-Loecknitz, ale szybko z niej skręciłem na Ramin.
W Ramin wybrałem drogę, która ostatecznie doprowadziła mnie do Schwennenz.
Ze Schwennenz jest już tylko 1,5 km zarośniętą, przedwojenną brukowaną drogą do pieszo-rowerowego przejścia w Bobolinie (o dziwo - stał tam radiowóz POLIZEI).
Z Bobolina przez Będargowo i Przecław dojechałem do domu.
Mój rower nadal nieumyty i zaczyna przypominać już błotną rzeźbę ;)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
62.00 km (2.00 km teren), czas: 03:09 h, avg:19.68 km/h,
prędkość maks: 40.50 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1281 (kcal)
Trzebież, Puszcza Wkrzańska, Niemcy, dom.
Niedziela, 15 listopada 2009 | dodano: 15.11.2009Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Dziś postanowiłem pojechać do Puszczy Wkrzańskiej z Polic. Zgodnie z tym, co ostatnio praktykuję, przejechałem rowerem z domu na Głębokie (jakieś 11 km), po czym wsiadłem w autobus linii 103 i dlatego pokonałem ten oklepany odcinek ze średnią prędkością 60 km/h (na stojąco i nie pedałując;)))). Do średniej nie wliczam ;)
W Policach wyładowałem się z rowerem na rynku miejskim i ruszyłem w kierunku Trzebieży. Ostatnio jakoś dobrze mi się kręci, bo na tym odcinku trzymałem cały czas prędkość 27-33 km/h.
Marina w Trzebieży.
Po dojechaniu do Trzebieży skierowałem się do mariny, gdzie wypiłem kawkę z mojego podróżnego termosiku ;).
KTM nad Zalewem Szczecińskim.
Uliczka w Trzebieży.
Z Trzebieży ruszyłem drogą na Nowe Warpno, jednak tam nie pojechałem, a odbiłem w lewo na Myślibórz Wielki.
Kapliczka Matki Boskiej - Patronki Puszczy Wkrzańskiej tuż przed zakrętem na Myślibórz.
Odcinek Trzebież - Myślibórz Wielki.
Tu już prędkość była nieco niższa, ale ile można gnać?
Ta trasa naprawdę jest bardzo przyjemna. Poniżej krótki filmik:
Po dojechaniu do Myśliborza postanowiłem (tak jak kiedyś w Rieth w Niemczech) poszukać w ciemno miejsca, którędy by można było się "przedrzeć" lasami do Niemiec. Kiedy jednak dojechałem do końca asfaltówki, zobaczyłem rozwidlające się leśne dukty...a po zerknięciu na zegarek stwierdziłem, że zbliża się wieczór i zawróciłem.
Z Myśliborza dojechałem dziurawym asfaltem do Dobieszczyna, a stamtąd skierowałem się na miejscowość Stolec. W Stolcu przejechałem przez granicę i wjechałem do Niemiec do miejscowości Pampow, skąd pojechałem do Blankensee. W Blankensee wróciłem na polską stronę i przez Buk i Dobrą dotarłem na Głębokie.
Wjazd do Pampow w Niemczech od strony Stolca ;)
Tam skusiłem się jeszcze na krótki przejazd Lasem Arkońskim do wysokości toru kolarskiego.
Stamtąd tradycyjnie przez ul. Taczaka i Cmentarz Centralny dojechałem do domu. Super wycieczka!!!
Chyba już czas na wizytę w myjni? :)
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1910 (kcal)
W Policach wyładowałem się z rowerem na rynku miejskim i ruszyłem w kierunku Trzebieży. Ostatnio jakoś dobrze mi się kręci, bo na tym odcinku trzymałem cały czas prędkość 27-33 km/h.
Marina w Trzebieży.
Po dojechaniu do Trzebieży skierowałem się do mariny, gdzie wypiłem kawkę z mojego podróżnego termosiku ;).
KTM nad Zalewem Szczecińskim.
Uliczka w Trzebieży.
Z Trzebieży ruszyłem drogą na Nowe Warpno, jednak tam nie pojechałem, a odbiłem w lewo na Myślibórz Wielki.
Kapliczka Matki Boskiej - Patronki Puszczy Wkrzańskiej tuż przed zakrętem na Myślibórz.
Odcinek Trzebież - Myślibórz Wielki.
Tu już prędkość była nieco niższa, ale ile można gnać?
Ta trasa naprawdę jest bardzo przyjemna. Poniżej krótki filmik:
Po dojechaniu do Myśliborza postanowiłem (tak jak kiedyś w Rieth w Niemczech) poszukać w ciemno miejsca, którędy by można było się "przedrzeć" lasami do Niemiec. Kiedy jednak dojechałem do końca asfaltówki, zobaczyłem rozwidlające się leśne dukty...a po zerknięciu na zegarek stwierdziłem, że zbliża się wieczór i zawróciłem.
Z Myśliborza dojechałem dziurawym asfaltem do Dobieszczyna, a stamtąd skierowałem się na miejscowość Stolec. W Stolcu przejechałem przez granicę i wjechałem do Niemiec do miejscowości Pampow, skąd pojechałem do Blankensee. W Blankensee wróciłem na polską stronę i przez Buk i Dobrą dotarłem na Głębokie.
Wjazd do Pampow w Niemczech od strony Stolca ;)
Tam skusiłem się jeszcze na krótki przejazd Lasem Arkońskim do wysokości toru kolarskiego.
Stamtąd tradycyjnie przez ul. Taczaka i Cmentarz Centralny dojechałem do domu. Super wycieczka!!!
Chyba już czas na wizytę w myjni? :)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
91.19 km (20.00 km teren), czas: 04:16 h, avg:21.37 km/h,
prędkość maks: 41.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1910 (kcal)
3000 km. 104 km. Autobus.
Sobota, 31 października 2009 | dodano: 31.10.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
3000 km pokonane do końca października. W sumie nie ma powodów do dumy, bo w ubiegłym roku było znacznie lepiej.
Dziś ruszyłem późno, bo ok. 11:30, a planowałem dotrzeć przez Niemcy do Nowego Warpna (przejechać przez granicę w Rieth). Postanowiłem po raz kolejny skorzystać z pomocy cywilizacji, by ominąć nudne i znane na pamięć odcinki. Do Głębokiego dojechałem na rowerze, a tam zapakowałem się w miejski autobus, którym z rowerem dojechałem do Tanowa. Tam ruszyłem w kierunku Dobieszczyna - trasa znana i dłuuuga nudna prosta, no ale tak na przyszłość - tam jeżdżą sporadycznie niemieckie autobusy (zagadam kiedyś z kierowcą).
Tu dojeżdżam do granicy polsko-niemieckiej za Dobieszczynem (FILM).
Z granicy pojechałem do Hintersee, a następnie trasą rowerową "Oder-Neisse Radweg" w kierunku Rieth.
Rzeczka za Ludwigshof.
Krajobraz był naprawdę sielski, ale teraz zmierzch zapada szybko - trzeba było jechać dalej (FILM).
Odcinek drogi rowerowej z Ludwigshof do Rieth.
W Rieth pojechałem na plażę, aby wreszcie dobrać się do kanapki :)
W czasie ostatniego pobytu w tych okolicach zauważyłem, że kierując się zielonym drogowskazem na trasę dawnej kolejki wąskotorowej dojedzie się do mostku granicznego. Jest tam teraz umieszczona tabliczka, że przez mostek ten prowadziła linia wspomnianej kolejki do Nowego Warpna (w latach 1905-1945).
Po przejechaniu na polską stronę widać oznaczenie drogi dla rowerów wiodącej do Nowego Warpna przez Puszczę Wkrzańską (7 km). Powinno się dodać napis dla Niemców, żeby z trekingów przesiedli się na rowery MTB ;)))
Polska droga rowerowa z Rieth do Nowego Warpna. Zaczynało się względnie...
Jeżeli kiedykolwiek jakikolwiek niemiecki turysta rowerowy się tu zapuścił - biada mu, bo nie wie, że w Polsce ścieżka rowerowa nie wygląda tak jak to sobie wyobrażał :)))
W końcu dotelepałem się do asfaltówki wiodącej do Nowego Warpna. Gdyby ktoś kiedyś chciał jechać w odwrotną stronę, to dość trudno znaleźć wjazd. Jadąc z Nowego Warpna należy skręcić na Dobieszczyn i za ok. 1-2 km szukać po prawej stronie drzewa z wymalowaną na białym tle cyfrą "4". Droga ta doprowadzi do granicy, a następnie do Rieth w Niemczech (jest też ona oznaczona czerwono-białymi pasami namalowanymi "profesjonalnie" sprayem na drzewach :)
Z Nowego Warpna pojechałem na Trzebież, a następnie na Police. Z Polic w zapadającym zmroku i przy 4 st. C przejechałem przez Siedlice do Pilchowa, a stamtąd przez Las Arkoński do Cmentarza Centralnego, który przejechałem już w ciemnościach (ciekawy widok mnóstwa świec - jutro Wszystkich Świętych).
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2181 (kcal)
Dziś ruszyłem późno, bo ok. 11:30, a planowałem dotrzeć przez Niemcy do Nowego Warpna (przejechać przez granicę w Rieth). Postanowiłem po raz kolejny skorzystać z pomocy cywilizacji, by ominąć nudne i znane na pamięć odcinki. Do Głębokiego dojechałem na rowerze, a tam zapakowałem się w miejski autobus, którym z rowerem dojechałem do Tanowa. Tam ruszyłem w kierunku Dobieszczyna - trasa znana i dłuuuga nudna prosta, no ale tak na przyszłość - tam jeżdżą sporadycznie niemieckie autobusy (zagadam kiedyś z kierowcą).
Tu dojeżdżam do granicy polsko-niemieckiej za Dobieszczynem (FILM).
Z granicy pojechałem do Hintersee, a następnie trasą rowerową "Oder-Neisse Radweg" w kierunku Rieth.
Rzeczka za Ludwigshof.
Krajobraz był naprawdę sielski, ale teraz zmierzch zapada szybko - trzeba było jechać dalej (FILM).
Odcinek drogi rowerowej z Ludwigshof do Rieth.
W Rieth pojechałem na plażę, aby wreszcie dobrać się do kanapki :)
W czasie ostatniego pobytu w tych okolicach zauważyłem, że kierując się zielonym drogowskazem na trasę dawnej kolejki wąskotorowej dojedzie się do mostku granicznego. Jest tam teraz umieszczona tabliczka, że przez mostek ten prowadziła linia wspomnianej kolejki do Nowego Warpna (w latach 1905-1945).
Po przejechaniu na polską stronę widać oznaczenie drogi dla rowerów wiodącej do Nowego Warpna przez Puszczę Wkrzańską (7 km). Powinno się dodać napis dla Niemców, żeby z trekingów przesiedli się na rowery MTB ;)))
Polska droga rowerowa z Rieth do Nowego Warpna. Zaczynało się względnie...
Jeżeli kiedykolwiek jakikolwiek niemiecki turysta rowerowy się tu zapuścił - biada mu, bo nie wie, że w Polsce ścieżka rowerowa nie wygląda tak jak to sobie wyobrażał :)))
W końcu dotelepałem się do asfaltówki wiodącej do Nowego Warpna. Gdyby ktoś kiedyś chciał jechać w odwrotną stronę, to dość trudno znaleźć wjazd. Jadąc z Nowego Warpna należy skręcić na Dobieszczyn i za ok. 1-2 km szukać po prawej stronie drzewa z wymalowaną na białym tle cyfrą "4". Droga ta doprowadzi do granicy, a następnie do Rieth w Niemczech (jest też ona oznaczona czerwono-białymi pasami namalowanymi "profesjonalnie" sprayem na drzewach :)
Z Nowego Warpna pojechałem na Trzebież, a następnie na Police. Z Polic w zapadającym zmroku i przy 4 st. C przejechałem przez Siedlice do Pilchowa, a stamtąd przez Las Arkoński do Cmentarza Centralnego, który przejechałem już w ciemnościach (ciekawy widok mnóstwa świec - jutro Wszystkich Świętych).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
104.28 km (25.00 km teren), czas: 05:10 h, avg:20.18 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2181 (kcal)
Nach Deutschland...mit auto
Sobota, 17 października 2009 | dodano: 18.10.2009Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
Stwierdziłem, że po to się ma samochód, żeby zawieźć nim rower w miejsce ciekawego startu. Dziś pojechałem do Niemiec na dawną trasę Hintersee - Rieth i z powrotem, ale w przyszłości zamierzam się bardziej zapuścić w głąb Niemiec.
Jak widać, pogoda na początku była wspaniała! Ruszyłem z Hintersee.
W Ludwigshof odbiłem w lewo, podążając za drogowskazem "Aussichtpunkt 0,5" i dojechałem do wieży widokowej z widokiem na jezioro i okolice.
W Rieth zauważyłem zbierające się chmury :( Nie pojechałem więc na wieżę widokową nad Jeziorem Nowowarpieńskim, za to skierowałem się na przystań i plażę w Rieth, tam mnie jeszcze nie było.
Zamiast od razu wracać tą samą trasą, postanowiłem pojechać w las kierując się zielonym (nie tym dla rowerzystów) drogowskazem na Hintersee Kleinbahn. Jadąc początkowo lasem, dojechałem do granicy! Granicą jest rzeczka (choć raczej wygląda to jak rów).
Jadąc dalej, dojechałem do mostku nad tą rzeczką i odkryłem nową trasę do Polski z Rieth do Nowego Warpna przez las. Ścieżkę widać TUTAJ
Kierując się drogowskazami, zrobiłem pętlę wokół Rieth, do którego wróciłem. Po drodze pokropił mnie deszcz.
Do Hintersee wróciłem tradycyjną już trasą, biegnąca dawnym szlakiem kolejki wąskotorowej.
:)
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 518 (kcal)
Jak widać, pogoda na początku była wspaniała! Ruszyłem z Hintersee.
Ścieżka Hintersee-Rieth© Misiacz
W Ludwigshof odbiłem w lewo, podążając za drogowskazem "Aussichtpunkt 0,5" i dojechałem do wieży widokowej z widokiem na jezioro i okolice.
Jeziorko w Ludwigshof© Misiacz
W Rieth zauważyłem zbierające się chmury :( Nie pojechałem więc na wieżę widokową nad Jeziorem Nowowarpieńskim, za to skierowałem się na przystań i plażę w Rieth, tam mnie jeszcze nie było.
Łódka w Rieth© Misiacz
Zamiast od razu wracać tą samą trasą, postanowiłem pojechać w las kierując się zielonym (nie tym dla rowerzystów) drogowskazem na Hintersee Kleinbahn. Jadąc początkowo lasem, dojechałem do granicy! Granicą jest rzeczka (choć raczej wygląda to jak rów).
Granica w Rieth© Misiacz
Jadąc dalej, dojechałem do mostku nad tą rzeczką i odkryłem nową trasę do Polski z Rieth do Nowego Warpna przez las. Ścieżkę widać TUTAJ
Kierując się drogowskazami, zrobiłem pętlę wokół Rieth, do którego wróciłem. Po drodze pokropił mnie deszcz.
Do Hintersee wróciłem tradycyjną już trasą, biegnąca dawnym szlakiem kolejki wąskotorowej.
:)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
26.29 km (25.00 km teren), czas: 01:25 h, avg:18.56 km/h,
prędkość maks: 31.80 km/hTemperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 518 (kcal)
Wyprawa do Niemiec - dzień 2: Lassan - Wolgast - Bansin - Świnoujście
Niedziela, 13 września 2009 | dodano: 15.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam, U przyjaciół ...
FILM DANIELA Z WYPRAWY - KLIKNIJ
W nocy padało, było też chłodno. Pomimo założenia na siebie kilku warstw i posiadania śpiwora do -2 st. C zimno było odczuwalne, może to przez wilgoć. Zaplanowana pobudka o 6:00 rano troszkę nam się przeciągnęła, ale to nic.
Widok o poranku na nieco zawilgocone lokum.
Spokojnie się umyliśmy, zjedliśmy śniadanko i przygotowaliśmy prowiant i napoje na drogę.
To zaspany Daniel...
...a to zaspany Misiacz :))) Dwa muminki :P
Po zdaniu klucza do sanitariatów w recepcji ruszyliśmy w kierunku Wolgast. Była godzina 8:45 ...
Wyjazd.
Pogoda z początku nie nastrajała optymistycznie, przez moment nawet siąpiła lekka mżawka, ale momentalnie przeszła, widać prewencyjny Taniec Słońca ją powstrzymał :)))
Chmury nadal zaciągały niebo z każdej strony. Zbliżając się do Wolgast zmieniliśmy uprzednio zaplanowaną trasę i pojechaliśmy malowniczym skrótem, choć po betonowych płytach. Po pewnym czasie dojechaliśmy do drogi, którą planowaliśmy jechać. Zauważyliśmy, że estetykę urządzeń technicznych, wiat, itp. na Uznam i w ogóle w rejonie powierzono utalentowanemu grafficiarzowi. Jego prace widać co krok.
Potem niestety, choć krótko, to jednak musieliśmy 4 kilometry przejechać bardzo ruchliwą trasą. Po przekroczeniu tablicy z napisem Wolgast znów mieliśmy komfort podróżowania po ścieżkach rowerowych.
Samo Wolgast (w czasach słowiańskich nazwa brzmiała Wołogoszcz) to bardzo urokliwe miasteczko z zadbaną starówką (choć tam słowo "zadbany" to w większości przypadków standard).
Mini-Misiacz na kolejnej wyprawie :)))
Zabytkowy spichlerz w porcie.
Z Wolgast przejechaliśmy mostem zwodzonym przez rzekę Peene (Piana) na wyspę Uznam.
Jadąc w kierunku Trassenheide, zatrzymaliśmy się w polu pod drzewem na posiłek. Rozłożyliśmy alumatę i przyrządziliśmy kanapki.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do morza, naszym oczom ukazał się taki oto przepiękny, ale niezbyt optymistycznie nastrajający widok.
Wsiedliśmy na rowerki i ruszyliśmy w stronę Zinnowitz. Gdzieś tam lunęło - na szczęście zdołaliśmy się ukryć pod daszkiem pewnej restauracji. Po kilku minutach stwierdziliśmy, że nie ma co stać, tylko trzeba zakładać pelerynki i jechać. Tak też zrobiliśmy, zwłaszcza, że deszcz osłabł.
Tu dokonałem odkrycia! Moja pelerynka z Lidla ma cudowne właściwości! Jak tylko ją założyłem - deszcz ustawał. Jak tylko zdjąłem i spakowałem - zaczynał kropić. Taka zabawa w ciuciubabkę trwała z pół godziny (tu zdjęcie z kolekcji Daniela).
A potem wyszło słońce! Trasa wybrzeżem Bałtyku na tej wyspie jest niesamowicie piękna, aż chce się tam wrócić!
Spadek ścieżki 16%, napis mówi, żeby zejść z roweru...ale czy my musimy rozumieć po niemiecku? :)))
W międzyczasie natknęliśmy się na niesamowity widok. To współczesna rzeźba wykonana ze starych rowerów. Przezornie nie podaję lokalizacji, bo może któremuś z naszych "przedsiębiorczych" rodaków zechce się tam wybrać i zdemontować pod osłoną nocy tę konstrukcję. W końcu niektóre ramy i koła były w dobrym stanie i po co się mają marnować "u Niemca" ;)
Ścieżka. Po lewej morze, a po prawej można rozbijać namioty i stawiać przyczepy. Ciągnie się to kilometrami.
Powoli zaczęliśmy myśleć o znalezieniu miłego miejsca na ugotowanie kolejnego posiłku.
W końcu znaleźliśmy wiatę. Tym razem podgrzałem "Danie węgierskie" z serii "Kociołek do Syta". Dobre, naprawdę dobre i bez chemii...
Po wyjechaniu z lasu dotarliśmy do eleganckiego nadmorskiego kurortu Seebad Bansin.
Dalej trasa wiodła do Heringsdorf i Ahlbeck. Po drodze byliśmy cały czas sympatycznie pozdrawiani, a raz zatrzymaliśmy się na krótką pogawędkę zagadnięci przez sympatycznych niemieckich turystów z Munster pod holenderską granicą (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Potem dojechaliśmy nadmorską ścieżką do granicy polskiej, gdzie niestety ścieżka się zakończyła, a zaczęła droga leśna. Wjechaliśmy do Świnoujścia. Na prom wjechaliśmy dosłownie w ostatniej chwili, miał już odbijać, ale obsługa nas zauważyła i wstrzymała zamykanie bramki.
Po przeprawieniu się na drugi brzeg kupiliśmy na stacji PKP bilety na pociąg do Szczecina, bo Daniel musiał być jeszcze tego samego dnia w Nowej Soli.
Wraz z nami do pociągu zapakowała się grupa turystów rowerowych z Polic (9 rowerów) oraz pan i pani (również na rowerach) ze Szczecina (okazało się, że ta pani mieszka ulicę dalej ;)) Co ciekawe - wszyscy oni jechali po podobnej trasie jak my i również byli na dwudniowej wyprawie.
Zdjęcie z kolekcji Daniela.
To już zdjęcie przed blokiem. Koniec trasy.
Przebieg trasy.
W domu, kiedy rozwinąłem namiot do suszenia, znalazłem na nim żywą biedronkę z Lassan. Wypuściłem ją przez okno i normalnie odleciała...ciekawe, czy się dogada z naszymi polskimi biedronkami? :)))
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
P.S. Nowy bagażnik przedni low-rider jak na razie super, a zwłaszcza nóżka przy nim to wyjątkowo praktyczna rzecz! Muszę tylko pamiętać, żeby ją składać, bo była schowana pod sakwą i zapominałem, a Daniel mi ciągle przypominał :)))
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1538 (kcal)
W nocy padało, było też chłodno. Pomimo założenia na siebie kilku warstw i posiadania śpiwora do -2 st. C zimno było odczuwalne, może to przez wilgoć. Zaplanowana pobudka o 6:00 rano troszkę nam się przeciągnęła, ale to nic.
Widok o poranku na nieco zawilgocone lokum.
Spokojnie się umyliśmy, zjedliśmy śniadanko i przygotowaliśmy prowiant i napoje na drogę.
To zaspany Daniel...
...a to zaspany Misiacz :))) Dwa muminki :P
Po zdaniu klucza do sanitariatów w recepcji ruszyliśmy w kierunku Wolgast. Była godzina 8:45 ...
Wyjazd.
Pogoda z początku nie nastrajała optymistycznie, przez moment nawet siąpiła lekka mżawka, ale momentalnie przeszła, widać prewencyjny Taniec Słońca ją powstrzymał :)))
Chmury nadal zaciągały niebo z każdej strony. Zbliżając się do Wolgast zmieniliśmy uprzednio zaplanowaną trasę i pojechaliśmy malowniczym skrótem, choć po betonowych płytach. Po pewnym czasie dojechaliśmy do drogi, którą planowaliśmy jechać. Zauważyliśmy, że estetykę urządzeń technicznych, wiat, itp. na Uznam i w ogóle w rejonie powierzono utalentowanemu grafficiarzowi. Jego prace widać co krok.
Potem niestety, choć krótko, to jednak musieliśmy 4 kilometry przejechać bardzo ruchliwą trasą. Po przekroczeniu tablicy z napisem Wolgast znów mieliśmy komfort podróżowania po ścieżkach rowerowych.
Samo Wolgast (w czasach słowiańskich nazwa brzmiała Wołogoszcz) to bardzo urokliwe miasteczko z zadbaną starówką (choć tam słowo "zadbany" to w większości przypadków standard).
Mini-Misiacz na kolejnej wyprawie :)))
Zabytkowy spichlerz w porcie.
Z Wolgast przejechaliśmy mostem zwodzonym przez rzekę Peene (Piana) na wyspę Uznam.
Jadąc w kierunku Trassenheide, zatrzymaliśmy się w polu pod drzewem na posiłek. Rozłożyliśmy alumatę i przyrządziliśmy kanapki.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do morza, naszym oczom ukazał się taki oto przepiękny, ale niezbyt optymistycznie nastrajający widok.
Wsiedliśmy na rowerki i ruszyliśmy w stronę Zinnowitz. Gdzieś tam lunęło - na szczęście zdołaliśmy się ukryć pod daszkiem pewnej restauracji. Po kilku minutach stwierdziliśmy, że nie ma co stać, tylko trzeba zakładać pelerynki i jechać. Tak też zrobiliśmy, zwłaszcza, że deszcz osłabł.
Tu dokonałem odkrycia! Moja pelerynka z Lidla ma cudowne właściwości! Jak tylko ją założyłem - deszcz ustawał. Jak tylko zdjąłem i spakowałem - zaczynał kropić. Taka zabawa w ciuciubabkę trwała z pół godziny (tu zdjęcie z kolekcji Daniela).
A potem wyszło słońce! Trasa wybrzeżem Bałtyku na tej wyspie jest niesamowicie piękna, aż chce się tam wrócić!
Bałtyk widziany z wyspy Uznam© Misiacz
Spadek ścieżki 16%, napis mówi, żeby zejść z roweru...ale czy my musimy rozumieć po niemiecku? :)))
W międzyczasie natknęliśmy się na niesamowity widok. To współczesna rzeźba wykonana ze starych rowerów. Przezornie nie podaję lokalizacji, bo może któremuś z naszych "przedsiębiorczych" rodaków zechce się tam wybrać i zdemontować pod osłoną nocy tę konstrukcję. W końcu niektóre ramy i koła były w dobrym stanie i po co się mają marnować "u Niemca" ;)
Ścieżka. Po lewej morze, a po prawej można rozbijać namioty i stawiać przyczepy. Ciągnie się to kilometrami.
Powoli zaczęliśmy myśleć o znalezieniu miłego miejsca na ugotowanie kolejnego posiłku.
W końcu znaleźliśmy wiatę. Tym razem podgrzałem "Danie węgierskie" z serii "Kociołek do Syta". Dobre, naprawdę dobre i bez chemii...
Po wyjechaniu z lasu dotarliśmy do eleganckiego nadmorskiego kurortu Seebad Bansin.
Dalej trasa wiodła do Heringsdorf i Ahlbeck. Po drodze byliśmy cały czas sympatycznie pozdrawiani, a raz zatrzymaliśmy się na krótką pogawędkę zagadnięci przez sympatycznych niemieckich turystów z Munster pod holenderską granicą (zdjęcie z kolekcji Daniela).
Potem dojechaliśmy nadmorską ścieżką do granicy polskiej, gdzie niestety ścieżka się zakończyła, a zaczęła droga leśna. Wjechaliśmy do Świnoujścia. Na prom wjechaliśmy dosłownie w ostatniej chwili, miał już odbijać, ale obsługa nas zauważyła i wstrzymała zamykanie bramki.
Po przeprawieniu się na drugi brzeg kupiliśmy na stacji PKP bilety na pociąg do Szczecina, bo Daniel musiał być jeszcze tego samego dnia w Nowej Soli.
Wraz z nami do pociągu zapakowała się grupa turystów rowerowych z Polic (9 rowerów) oraz pan i pani (również na rowerach) ze Szczecina (okazało się, że ta pani mieszka ulicę dalej ;)) Co ciekawe - wszyscy oni jechali po podobnej trasie jak my i również byli na dwudniowej wyprawie.
Zdjęcie z kolekcji Daniela.
To już zdjęcie przed blokiem. Koniec trasy.
Przebieg trasy.
W domu, kiedy rozwinąłem namiot do suszenia, znalazłem na nim żywą biedronkę z Lassan. Wypuściłem ją przez okno i normalnie odleciała...ciekawe, czy się dogada z naszymi polskimi biedronkami? :)))
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
P.S. Nowy bagażnik przedni low-rider jak na razie super, a zwłaszcza nóżka przy nim to wyjątkowo praktyczna rzecz! Muszę tylko pamiętać, żeby ją składać, bo była schowana pod sakwą i zapominałem, a Daniel mi ciągle przypominał :)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
76.85 km (40.00 km teren), czas: 04:54 h, avg:15.68 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1538 (kcal)
202 km w Niemczech na wyprawie - relacja wkrótce.
Sobota, 12 września 2009 | dodano: 13.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Właśnie teraz wróciłem z 2-dniowej wyprawy do Niemiec z namiotem na wyspę Uznam z fajnym kumplem Danielem z Nowej Soli, relacja w następnym wpisie.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Wyprawa do Niemiec - dzień 1: Szczecin - Anklam - Lassan
Sobota, 12 września 2009 | dodano: 14.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Wypadziki do Niemiec, Wyprawy na Wyspę Uznam
Wreszcie się doczekałem! Wyprawa - krótka, bo krótka - ale jednak doszła do skutku.
Mapka trasy wygląda tak (zdjęcia na mapce są autorstwa Daniela):
FILM Z WYPRAWY - KLIKNIJ
Wstaliśmy w sobotę rano z Danielem i "już" o 7:45 ruszyliśmy spod mojego bloku na trasę.
Start spod bloku - Daniel wyładowuje sprzęt.
Mój wielbłąd:
Skierowaliśmy się na Tanowo, w Szczecinie jadąc przez Las Arkoński i obok jeziora Głębokie i stawu Uroczysko.
Tu zatrzymaliśmy się na zrobienie fotek.
W Tanowie zatrzymaliśmy się, aby dokonać ostatnich zakupów przed wjazdem do Niemiec, czyli wody i piwa :)
Pokonawszy długi odcinek szosy wśród lasów do Dobieszczyna, przekroczyliśmy przed Hintersee granicę niemiecką (od razu czuć po jakości nawierzchni asfaltowej).
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Z Hintersee ruszyliśmy trasą rowerową "Oder - Neisse Radweg" przez Ludwigshof do Rieth, gdzie biegnie ona dawną trasą kolejki wąskotorowej.
W powietrzu czuje się jesień...na pajęczynach długo utrzymuje się rosa.
Za Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Zalewem Szczecińskim (niem. Stettiner Haff), skąd widać było na drugim brzegu Nowe Warpno.
Potem asfalt zamienił się w ubity szuter, by przez lasy doprowadzić nas do Warsin.
Tam skręciliśmy w lewo na Ueckermunde, gdzie początkowo pojechaliśmy nad przepiękną plażę, by uzupełnić kalorie i płyny.
Widoki mieliśmy piękne tego dnia.
Po postoju udaliśmy się w kierunku centrum Ueckermunde. Dotychczasowa szutrowa ścieżka od plaży została zastąpiona super gładkim asfalcikiem, co mnie niezmiernie ucieszyło ;)
Uschnięte i powalone drzewa mądrze oddano w ręce artystów-rzeźbiarzy, dzięki czemu można podziwiać takie atrakcje.
Po zwiedzeniu starówki ruszyliśmy w kierunku Anklam, cały czas kierując się oznaczeniami "Oder-Neisse Radweg".
Po drodze zatrzymaliśmy się na terenie portu jachtowego w Moenkebude, aby przyrządzić sobie do zjedzenia coś na ciepło - tym razem podgrzaliśmy sobie przepyszne danie z serii "Kociołek do syta" ;)
To zdjęcie z albumu Daniela:
Dalej trasa wiła się wąską, piaszczystą ścieżką przez lasy, po czym przeszła w nawierzchnię poukładaną z płyt, by przed samym ścisłym rezerwatem ptactwa przed Anklam zamienić się w równiutki asfalt.
Ścisły rezerwat ptactwa przed Anklam. Adres: http://www.uni-greifswald.de/SER2006/excursion_anklam.html
Na tym mostku znajdującym się w otulinie rezerwatu ponownie natknęliśmy się na ślady zdziczałej "polskiej kultury" - opakowania po petach :(((
To zdjęcie poniżej zrobił Daniel i sprzątnął po jakimś burym typie :/
Z okolic rezerwatu droga rowerowa prawie do samego Anklam jest bardzo piaszczysta, po czym zamienia się w drogę z płyt. Do samego Anklam od tej strony wjeżdża się przez dzielnicę przemysłową. Droga prowadzi do ronda, skąd jest już bardzo blisko na rynek.
Po zjedzeniu kanapek przy mostku w Anklam ruszyliśmy trasą rowerową przez lasy w stronę Murchin. Tam mieliśmy skręcić na Lassan, na pole namiotowe. Ponieważ jednak trasa rowerowa nieco odbiła od zakładanego kierunku, szukaliśmy jakiegoś miejsca na nocleg w lesie. Nic sensownego się nie znalazło, więc dojechaliśmy do Pinnow i tam Garmin (i Daniel) znaleźli drogę do Lassan.
Do celu dotarliśmy przed godziną 20:00. Robiło się już ciemno, więc czym prędzej rozbiliśmy namioty. Camping jak camping, nic szczególnego przy tych, na których bywam we Francji, a jednak droższy.
Po rozbiciu namiotów i kąpieli ("wrzuć monetę, wrzuć monetę" - 3 minuty = 50 centów, na szczęście jest przycisk "start-stop" :)) wypiliśmy piwko, zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać z zamiarem pobudki o godzinie 6:00.
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2438 (kcal)
Mapka trasy wygląda tak (zdjęcia na mapce są autorstwa Daniela):
FILM Z WYPRAWY - KLIKNIJ
Wstaliśmy w sobotę rano z Danielem i "już" o 7:45 ruszyliśmy spod mojego bloku na trasę.
Start spod bloku - Daniel wyładowuje sprzęt.
Mój wielbłąd:
Skierowaliśmy się na Tanowo, w Szczecinie jadąc przez Las Arkoński i obok jeziora Głębokie i stawu Uroczysko.
Tu zatrzymaliśmy się na zrobienie fotek.
W Tanowie zatrzymaliśmy się, aby dokonać ostatnich zakupów przed wjazdem do Niemiec, czyli wody i piwa :)
Pokonawszy długi odcinek szosy wśród lasów do Dobieszczyna, przekroczyliśmy przed Hintersee granicę niemiecką (od razu czuć po jakości nawierzchni asfaltowej).
Zdjęcie z kolekcji Daniela:
Z Hintersee ruszyliśmy trasą rowerową "Oder - Neisse Radweg" przez Ludwigshof do Rieth, gdzie biegnie ona dawną trasą kolejki wąskotorowej.
W powietrzu czuje się jesień...na pajęczynach długo utrzymuje się rosa.
Rosa w Hintersee.© Misiacz
Za Rieth zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej nad Zalewem Szczecińskim (niem. Stettiner Haff), skąd widać było na drugim brzegu Nowe Warpno.
Zalew Szczeciński za Rieth.© Misiacz
Potem asfalt zamienił się w ubity szuter, by przez lasy doprowadzić nas do Warsin.
Tam skręciliśmy w lewo na Ueckermunde, gdzie początkowo pojechaliśmy nad przepiękną plażę, by uzupełnić kalorie i płyny.
Widoki mieliśmy piękne tego dnia.
Plaża w Ueckermunde.© Misiacz
Po postoju udaliśmy się w kierunku centrum Ueckermunde. Dotychczasowa szutrowa ścieżka od plaży została zastąpiona super gładkim asfalcikiem, co mnie niezmiernie ucieszyło ;)
Uschnięte i powalone drzewa mądrze oddano w ręce artystów-rzeźbiarzy, dzięki czemu można podziwiać takie atrakcje.
Po zwiedzeniu starówki ruszyliśmy w kierunku Anklam, cały czas kierując się oznaczeniami "Oder-Neisse Radweg".
Po drodze zatrzymaliśmy się na terenie portu jachtowego w Moenkebude, aby przyrządzić sobie do zjedzenia coś na ciepło - tym razem podgrzaliśmy sobie przepyszne danie z serii "Kociołek do syta" ;)
To zdjęcie z albumu Daniela:
Dalej trasa wiła się wąską, piaszczystą ścieżką przez lasy, po czym przeszła w nawierzchnię poukładaną z płyt, by przed samym ścisłym rezerwatem ptactwa przed Anklam zamienić się w równiutki asfalt.
Ścisły rezerwat ptactwa przed Anklam. Adres: http://www.uni-greifswald.de/SER2006/excursion_anklam.html
Na tym mostku znajdującym się w otulinie rezerwatu ponownie natknęliśmy się na ślady zdziczałej "polskiej kultury" - opakowania po petach :(((
To zdjęcie poniżej zrobił Daniel i sprzątnął po jakimś burym typie :/
Z okolic rezerwatu droga rowerowa prawie do samego Anklam jest bardzo piaszczysta, po czym zamienia się w drogę z płyt. Do samego Anklam od tej strony wjeżdża się przez dzielnicę przemysłową. Droga prowadzi do ronda, skąd jest już bardzo blisko na rynek.
Po zjedzeniu kanapek przy mostku w Anklam ruszyliśmy trasą rowerową przez lasy w stronę Murchin. Tam mieliśmy skręcić na Lassan, na pole namiotowe. Ponieważ jednak trasa rowerowa nieco odbiła od zakładanego kierunku, szukaliśmy jakiegoś miejsca na nocleg w lesie. Nic sensownego się nie znalazło, więc dojechaliśmy do Pinnow i tam Garmin (i Daniel) znaleźli drogę do Lassan.
Do celu dotarliśmy przed godziną 20:00. Robiło się już ciemno, więc czym prędzej rozbiliśmy namioty. Camping jak camping, nic szczególnego przy tych, na których bywam we Francji, a jednak droższy.
Po rozbiciu namiotów i kąpieli ("wrzuć monetę, wrzuć monetę" - 3 minuty = 50 centów, na szczęście jest przycisk "start-stop" :)) wypiliśmy piwko, zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać z zamiarem pobudki o godzinie 6:00.
PEŁNA FOTORELACJA Z WYPRAWY ZNAJDUJE SIĘ TU:
1) Mój album
2) Album Daniela
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
124.64 km (30.00 km teren), czas: 07:16 h, avg:17.15 km/h,
prędkość maks: 41.00 km/hTemperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2438 (kcal)
Gotowy!
Piątek, 11 września 2009 | dodano: 11.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Jutro wyjazd z rana, ciekawe jak z pogodą będzie...co prognoza to inne opcje. Taniec Słońca odprawiłem, oby zadziałał :)))
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Przygotowania do mini-wyprawki - c.d.
Środa, 9 września 2009 | dodano: 09.09.2009Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec