MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Z Basią...

Dystans całkowity:10623.60 km (w terenie 1816.80 km; 17.10%)
Czas w ruchu:603:40
Średnia prędkość:16.72 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:209454 kcal
Liczba aktywności:226
Średnio na aktywność:47.01 km i 3h 16m
Więcej statystyk

Informacja dla wtajemniczonych :)))

Sobota, 21 kwietnia 2012 | dodano: 21.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...

Dzięki "odtańczeniu Tańca Słońca" (duża w tym zasługa Basi ), jak widzicie na poniższym obrazku, opady przepchnęliśmy na niedzielę (chyba nawet starczyło mocy, żeby przepchnąć je nawet na poniedziałek, patrz wykres ICM) :))).
Krótko mówiąc, SPOTYKAMY SIĘ DZIŚ o umówionej godzinie w umówionym miejscu, jeśli mogę prosić, to jeszcze raz uważnie przeczytajcie wysłane do Was zaproszenia :).

Widzę, że meteogram jest dynamiczny i pokazuje aktualną prognozę na dany dzień, a nie na dzień wpisu, ale ... niech zostanie :).


Ewentualne uwagi i pytania proszę umieszczać poniżej w komentarzach lub kontaktować się telefonicznie.
Gdyby ktoś nie uwierzył w skuteczność "Tańca Słońca", na potwierdzenie wykres z prognozy ICM :))).




******************************************
No dobra, to już po wszystkim...

Zaczęło się od wysłania zaproszenia na grilla do rodziny, przyjaciół i znajomych z BS i RS.
Przesłanie zaproszenia wyraźne:

"Cześć i witam!

W sobotę 21 kwietnia 2012 (sobota) zapraszam na wspólne grillowanie na działeczce mojego taty (działka nr XX) przy rondzie na ul. Ku Słońcu o godzinie 16:00.
Grill odbywa się pod hasłem „SPOTKANIE Z 40-LETNIM PAWŁEM „MISIACZEM”, tym niemniej prosiłbym, żeby nie traktować tego spotkania jak urodzin, bo jakoś niespecjalnie mam na nie ochotę, tak więc prezenty są zbędne, życzenia również, odchodzi śpiewanie durnej przyśpiewki „100 lat, 100 lat” (pewnie i tak się od niej nie wywinę, co?). Chcę się z Wami spotkać, pogadać, wypić piwko, coś upiec."

Oczywiście odśpiewali ... :)))

Tak więc miało to być spotkanie na grillu, sugerowałem też, żeby nie przyjeżdżać rowerami ani samochodami, gdyż:
"Mimo, że nie są to żadne urodziny, ze swojej strony (prócz miejsca i siebie) zapewniam na rozruch dwie skrzynki piwa (no, ale cóż to dla nas, więc jak macie chęć na więcej, to zabierać napoje i prowiant w plecaki), powitalną kiełbaskę (można przyjść z własnym prosiakiem, spróbujemy jakoś upiec), małego grilla x 2 (o ile ten drugi nie przerdzewiał), węgiel, brak miejsc siedzących dla wszystkich, (zorganizuję tyle siedzisk, ile zdołam lub będzie siadanie rotacyjne), zimną, ale bieżącą wodę przy działkowej beczce, drewniany wychodek z klapą sedesową – głównie dla pań (panowie mogą pod płot sikać), trawnik, możliwość słonecznej pogody lub opadów deszczu (jak będzie lało, to oczywiście spotkanie odwołane), dostępną altankę, jak ktoś zechce się przebrać. Weźcie ciepłe ciuchy, bo wieczorem może być na działce chłodno. Muzyki nie będzie, grające telefony będą konfiskowane i topione w beczce z wodą, bo to są działki, ludzie tam odpoczywają i pracują i już nasz rechot będzie wystarczająco głośny ;))).
Jeżeli macie ochotę na takie typu spotkanie, to miło będzie Was widzieć."


Jeśli dobrze policzyłem, to przewinęło się w trakcie spotkania ze 30 osób!!!


Mieli nie przyjeżdżać na rowerach...

...ale ten nałóg jest za silny ;).

Mieli nie dawać prezentów...

...ale dawali.
Powinienem więc opieprzyć za krnąbrność, ale...dziękuję, bo prezenty daliście mi wspaniałe (najlepszym była Wasza obecność).

Było też inne wyraźne przesłanie ;))):

"Ponieważ brama główna na działki jest zamykana na klucz, pojawię się przy niej o godzinie 16:00, żeby Was wpuścić, drugie i ostatnie otwarcie o godzinie 16:15 (inaczej zamiast grillować i sączyć piwko, będę przemierzał ogródki działkowe w te i we w te cały dzień, więc proszę o punktualność). Spóźnialskim desperatom, którzy usilnie zechcą wejść nawet przez płot i drut kolczasty, podaję nr awaryjnie mojego telefonu: 605 xxx xxx, ale nie ma gwarancji, że go usłyszę ;). Spóźnialscy szczęściarze być może załapią się na wejście z innymi przypadkowymi działkowiczami. Przypominam, działka ma nr 12. Proszę o potwierdzenie, czy będziecie."

W związku z tym kursowałem w te i we w te cały dzień, ale na szczęście grillując, sącząc piwko i nabijając na samej działce blisko 7 km (zapobiegliwie wziąłem na działkę starą "Kozę", którą nota bene przed północą "podprowadził" mój brat i zniknął w ciemnościach, kierując się do domu ;))).
No i tu ponownie, powinienem więc Was opieprzyć za szlajanie się przy bramie, do bramy, od bramy....ale...dziękuję, bo dzięki tym kursom miałem świetną imprezę i wycieczkę w jednym ;))).

Było tak fajnie, że spotkanie przeciągnęło się do północy.
Zrobiło się chłodno, więc ten czas spędziliśmy przy ognisku.

Raz jeszcze wielke dzięki, do tego stopnia mi się spodobało, że możecie mieć pewność, że nie jest to ostatnie spotkanie na Misiaczowej działce w tym roku :))).
Rower:Koza Dane wycieczki: 15.29 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 37.00 km/h
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 176 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(13)

101 km z Basią i Michałem do Rieth na sernik.

Sobota, 14 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
W tę sobotę większość znajomych pojechała w okolice Angermuende, ale mi się jakoś nie uśmiechało zrywać z rana na bardzo poranny pociąg Deutsche Bundesbahn i zaplanowałem coś, co pozwalało co nieco pospać. Tym niemniej zamierzamy z Basią (może ktoś się dołączy) wykorzystać doświadczenia uczestników tej wycieczki, załadować rowerki na samochód i jeszcze w tym roku przejechać tę trasę.
Tymczasem ponownie zachciało nam się jechać do Rieth...wiem, wiem, trasa zjechana więcej niż dziesiątki razy, ale klimat na niej jest niepowtarzalny, podobnie jak domowy sernik i inne csiasta w Cafe de Kloenstuw pieczone osobiście przez panią Katję Gaugel.
Trasa Michała zarejestrowana przez jego GPS :



W końcu i Basia "Misiaczowa" zabrała się na poważniejszy dystans, choć formę miała dość średnią.
O godzinie 10:30 spotkaliśmy się na Głębokim z Michałem.

Po krókim gadu-gadu, ruszyliśmy w stronę Pilchowa.
Tam nastąpiła krótka przerwa, bowiem zatrzymaliśmy się, by podrzucić chorującemu Krzyśkowi "Siwobrodemu" nieco własnych wypieków, żeby nam chłopina z głodu nie zszedł.
Nie chcielibyśmy przecież następnym razem natknąć się tam na szkielet ze srebrną brodą obgryzany przez jego psicę "Sarę" :))).
Kolejny postój mieliśmy w Puszczy Wkrzańskiej za Tanowem.

Jak już wspomniałem, trasa do Dobieszczyna i Hintersee jest już nam doskonale znana, więc żeby jej całkowicie nie powielać, nauczony przez mego Mistrza Krzyśka "Montera", postanowiłem zafundować Basi i Michałowi drobne atrakcje typu "skróty" ;))).
Najpierw skręciliśmy nad jezioro Piaski i jak na razie było fajnie, bo dojeżdża się tam asfaltem przez las.
Zdjęcie Michała:

Jezioro Piaski.

Po przerwie na fotki i nasmarowanie skrzypiącej sprężyny w siodełku Basi ruszyliśmy dalej. Celem był nadgraniczny Myślibórz Wielki, mała osada w środku puszczy, gdzie kończy się cywilizowana droga, ale...leśną dróżką można się stamtąd przedrzeć do Niemiec, do Hintersee.
Taki był mój plan :).
Nie przewidziałem jednak, że kilkaset metrów tej drogi jest rozryte przez pojazdy drwali (doskonale to widać na niżej zamieszczonym filmie Michała).
Basia miała swoje zdanie odnośnie moich "atrakcji" :))).

Komiksy zwykle powstają po "skrótach Montera", jednak tym razem musiałem go narysować sam sobie :).
Niestety, jechać się nie dało, koła zakopywały się powyżej poziomu obręczy.

Potem "droga drwali" się skończyła i doczłapaliśmy do granicy.
Dwa zdjęcia Michała.


Po przekroczeniu granicy dalej jechaliśmy leśną drogą, by ostatecznie wyjechać w Hintersee.
Stamtąd szlakiem rowerowym potoczyliśmy się do Rieth do Cafe de Kloenstuw.

Polowanie wreszcie się udało. Trzeba mieć farta, żeby przy każdej kolejnej wizycie trafić na podobne ciasto, bowiem domowe wypieki to chyba hobby gospodyni i są one za każdym razem odmienne. Nawet upolowany sernik był inny niż ten, który jedliśmy przy pierwszej wizycie, ale równie pyszny, a jego porcja ogromna (na zdjęciu niestety nie widać).

Na zdjęciu Michała rozmiar widać nieco lepiej.

Upasieni ciastem i espresso postanowiliśmy chwilę spędzić na przystani, gdzie panuje błogi klimat.
Aby tradycji stało się zadość, jak zwykle uwieczniłem "swoją" łódkę.
Za każdym razem mi się podoba i za każdym razem wychodzi w innym klimacie.

W tym czasie Basia i Michał rozparli się na betonowych leżaczkach.

Oj, nie chciało nam się ruszać, nie chciało i marzyliśmy o teleportacji do Szczecina.
Niestety, teleporterów nie można jeszcze zakupywać w sklepie RTV AGD, więc przyszło nam się wdrapać na rowery i ruszać w drogę powrotną.
Przerwa pod Hintersee (zdjęcie Michała).

A dalej...już tradycyjnie: Dobieszczyn, Tanowo, Pilchowo, Głębokie i do domu.
Poniżej ciekawy (przynajmniej dla nas) film z wycieczki wykonany i zmontowany przez Michała:



:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 101.52 km (24.00 km teren), czas: 06:08 h, avg:16.55 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2013 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(15)

Śmigusem bez dyngusa do Ladenthin i Schwennenz.

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | dodano: 09.04.2012Kategoria Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Wielkanocny, spokojny spacer rowerowy z Basią "Misiaczową", Baśką "Rudzielcem" i Piotrkiem "Bronikiem".
Bez ciśnięcia na tempo, spokój i luz, pomijając wiatr w twarz urywający głowę w pierwszej połowie wycieczki (potem w plecy).

Spotkanie przed Lidlem o 12:15.

Długi podjazd do Warnika.

Odpoczynek, kawka i słodycze w wiacie w Warniku.
Dobrze, że była, bo wiatr szarpał niemiłosiernie.

Z Warnika wjechaliśmy na krótko do Niemiec, skąd z górki z Ladenthin stoczyliśmy się do Schwennenz.
Bez problemu rozpędziłem się do 60 km/h, bo dodatkowo pomagał wicher w plecy.
W Niemczech w drugi dzień Wielkanocy też mają wolne (mają ponadto jeszcze wolny piątek), więc drobne zakupy w Schwennenz nie wyszły.
Stamtąd leniwie poturlaliśmy się polną drogą do Bobolina (z przerwą na kawę przed granicą), skąd przez Stobno dojechaliśmy do Mierzyna (Baśka "R" podrywała po drodze wszystkie napotkane psy i koty;))).
Baśkę-miłośniczkę fauny pożegnaliśmy na rondzie przy Derdowskiego, a z Basią "M" i Piotrkiem przez Centralny wróciliśmy na Pomorzany.
Spacerek, naprawdę spacerek... Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 34.00 km (2.00 km teren), czas: 02:15 h, avg:15.11 km/h, prędkość maks: 60.00 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 700 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Z Basią, Anetą i Piotrkiem - pętelka sławoszewska plus...

Niedziela, 25 marca 2012 | dodano: 25.03.2012Kategoria Z Basią..., Szczecińskie Rajdy BS i RS, Szczecin i okolice
Po wczorajszej całkiem długiej wycieczce do Altwarp z ekipą BS i RS miałem dziś lenia, a i Basia niespecjalnie w formie była po chorobie, jednak zdecydowała się na "cyklozoterapię".
Miejmy nadzieję, że pomoże.
Umówiliśmy się z Anetą na Głębokim, a po drodze dogonił nas jeszcze rozleniwiony (podobnie jak ja, z tego samego powodu) Piotrek "Bronik" i w ten oto sposób zrobiła się nas czwórka.
W Bartoszewie zatrzymaliśmy się na kawę, po czym ruszyliśmy na Sławoszewo. Dziewczynom jakoś sprawniej to szło i mimo, że jechały wolniej...to jechały szybciej ;).
Znikają w oddali...

Mój rower raczej nie może przez ten mostek przejechać ;))).

W Dobrej wskoczyliśmy na nową ścieżkę prowadzącą do Rzędzin, bo Basia i Aneta jeszcze jej nie widziały.


Dojechaliśmy do końca ścieżki i po wypiciu kawki z termosu z wiatrem wróciliśmy do Szczecina.
Trasa bardzo malownicza...
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 52.71 km (2.00 km teren), czas: 03:14 h, avg:16.30 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1056 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Rozpoczęcie sezonu Basi "Misiaczowej" i szczecińscy celebryci :)))

Niedziela, 18 marca 2012 | dodano: 18.03.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Dziś Basia "Misiaczowa" ruszyła po zimie na swoją pierwszą trasę, wyciągając przy okazji na pierwszy wyjazd swoją koleżankę Anetę na niedawno zakupionym trekkingu Stevens Galant.

W zasadzie miał być to pierwotnie cały skład naszej grupy, ale że Szczecin pełen jest celebrytów z Bikestats i Rowerowego Szczecina, człowiek nie przejedzie niezauważony ;))).
Niecałe 1,5 km od domu na koło siadł nam rowerzysta w niebieskim kubraczku.
Odwracamy się, a tam...Jarek "Gadzik".
W ten oto sposób nad jeziorko przy Derdowskiego dojechaliśmy we trójkę.

Tam Jarek został oczekując na grupę zorganizowaną przez "Jaszka", a my potoczyliśmy się na Głębokie, gdzie o 11:00 miała czekać na nas Aneta.
Troszkę się spóźniliśmy, mieszcząc się jednak w studenckim kwadransie.

Tam zabrałem się za montowanie w rowerze Anety dopiero co zakupionego licznika. W międzyczasie zadzwoniłem do Krzyśka "Siwobrodego", którego posiadłość leżała na trasie naszego przejazdu, żeby zbierał d...w nowe "szybkie ciuchy koksa" i zabierał się z nami na trasę ;).
Niestety, pojawił się problem.
Uchodzące powietrze z tylnego koła roweru Anety.
Zwykle nie jest problemem wymiana dętki czy zalepienie dziurki, ale...producenci nowych rowerów wymyślili sobie jakieś dziwne śruby, które mają zapobiegać kradzieży kół i siodełek, których bez specjalnego klucza nasadowego nie da się odkręcić. Nie mam takiego klucza, bo nie jest mi do niczego potrzebny.
Jak zmienić / załatać dętkę bez zdejmowania koła?
"Przeciąć i wyjąć" zażartował kolejny celebryta Paweł "Sargath", który z Pawłem "Axisem" znienacka pojawił się na Głębokim (dodam, że w międzyczasie pojawił się jeszcze "James";))).
Żary żartami, ale obróciłem rower do góry kołami i wyjąłem dętkę na niewyjętym kole.
Dziury oczywiście nie znalazłem, warunki dość dziwne do szukania, a i dziura chyba malutka.
Założyłem, napompowałem i o dziwo jakoś do Pilchowa trzymało. Może coś z zaworem?
W czasie jazdy do Pilchowa pojawiła się koło nas...Ania "VonZan". Gdzie się nie ruszysz, same osobistości szczecińskiego światka rowerowego ;))).

W Pilchowie czekał już na nas zaniepokojony "Siwobrody", zastanawiając się, ileż czasu można jechać 3 km z Głębokiego do niego.
Starał się pozostać nierozpoznany, ale spójrzmy prawdzie w oczy - ten facet na szpiega się nie nadaje, bo szpieg musi mieć wygląd nijaki, a on, cóż... ;)))
Nawet zza rękawiczki widać, kto to.

Dziś oprócz mięśni nóg ćwiczyłem mięśnie rąk.
Regularnie.
Co jakieś 5 km, dopompowując koło w Stevensie Anety.
Wyszło tego pewnie z 10 sesji.
Za Tanowem nie opłaciłem tantiem celebrytom i nie dali się fotografować.

Basia ma zadatki na paparazzi, bo uchwyciła wizerunki Ani i Anety.
Krzysiek był cwany i w tym czasie wykorzystywał drzewo.

Po zjechaniu na drogę nr 27 depnąłem po pedałach, by w końcu w obiektywie uchwycić nieuchwytnego.
Rzucił się za mną w pogoń, dochodząc chyba do prędkości 40 km/h, żebym nie zdążył wyjąć aparatu, ale...
Zdążyłem! ;)))

Basia jechała spokojnie, a Ania wykazywała się silną wolą, żeby nie wrzucić 40 km/h - no bo cóż to dla niej, sam widziałem jak krążyła w te i we w te, aby rozładować rozsadzającą ją energię. ;)
A ten facet z brodą...cóż, oświadczam, że nadaje się do szybkich wycieczek z "koksami", "cyborgami" itp.
Nabrał nas wszystkich. Sargath - Ciebie też ;))).
Mogę na to dać certyfikat z odciskiem Misiaczowej łapy.

Po lewej stronie drogi znajdują się rozlewiska, bardzo często fotografowane przez rowerzystów.


Po dojechaniu do leśniczówki na popas na licznikach mieliśmy po 30 km.
Obok rosły przebiśniegi. Wiosna!

Po raz kolejny dopompowałem koło w Stevensie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Niestety, w skórzanym siodełku Basi pękła jedna z dwóch głównych sprężyn i choć dało się jechać, to nie wiem, czy szukać gdzieś takiej sprężyny na wymianę ("Gadzik" - ratuj!!!;))), czy szukać dla niej nowego "Brooksa"?
W Pilchowie Ania odłączyła się od nas, a "Siwobrody" po raz kolejny zaprosił nas na kawę, chyba wyżłopaliśmy mu w ten weekend (a głównie ja) całe zapasy.
Znów nie dali się fotografować.

Po poczęstunku Krzysiek użyczył mi pompki samochodowej, żebym mógł "nożnie" dopompować Anecie koło "na kamień", bo mnie już ręce bolały.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na Głębokie.
Nie myślcie, że to koniec spotkań ze szczecińskimi celebrytami.
W Lasku Arkońskim natknęliśmy się na Piotrka "Bronika" i Łukasza "Lukiego.
Anetę pożegnaliśmy w okolicach ul. Arkońskiej, a sami ruszyliśmy w kierunku Jasnych Błoni, niemiłosiernie zatłoczonych niedzielnymi rowerzystami i spacerowiczami.
Kiedy fotografowałem postępy w kwitnięciu krokusowego dywanu (od wczoraj), ponownie pojawił się Łukasz.
Dywan faktycznie, coraz bardziej gęsty, dla porównania - patrz zdjęcie z wczoraj.

No i teraz to już nie mam już co pisać.
Po prostu wróciliśmy stamtąd do domu. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 60.00 km (18.00 km teren), czas: 03:42 h, avg:16.22 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1178 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)

Za Tobą choćby w błoto pójdę...

Niedziela, 19 lutego 2012 | dodano: 19.02.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Tytuł wziął się stąd, że Basia "Misiaczowa" ogarnięta "kosmicznym leniem" zbiesiła mi się i nie chciała wyściubić nosa z domu. Sprawdzoną metodą ;) przekonałem ją jednak, że gnuśnienie w domu w niedzielę - mimo, że plucha, roztopy, groźba opadów - nie jest najlepszym pomysłem.
Przekonałem ją skutecznie, bo usłyszałem właśnie to:

- Za Tobą choćby w błoto pójdę... ;)))

Wrzuciłem termos z grzańcem w plecak i pomknęliśmy na Głębokie.
Był to kolejny już rajd pieszy rowerzystów z BS i RS (rowerek był wczoraj), który tym razem zorganizował Michał "Ernir" z RS.
O godzinie 10:00 zebraliśmy się na Głębokim, stawił się nawet Krzysiek "Monter" z Łukaszem, jednak na rowerkach, więc choć chcieli się z nami zabrać, to jednak trasa zapowiadana przez "Ernira" mogła to skutecznie uniemożliwić.
Pojawił się jeszcze Krzysiek "Siwobrody", Basia "Misiaczowa", Agnieszka "Megie", Robert "Romal-Sakwiarz" wraz z Grażyną "Grażką"...a nawet Małgosia "Kiwi", która na naszą wyprawę dojechała aż ze Stargardu.

Na razie ruszyliśmy spokojnie dość uczęszczaną, choć po roztopach bardzo błotnistą trasą północnym skrajem jeziora Głębokie.

Na jeziorze powoli topnieje lód, pokryty jest on warstwą wody.
Zawsze jednak znajdą się tacy, którzy próbują na niego wchodzić (nikt z nas).

Na końcu jeziora zatrzymaliśmy się na "coś ciepłego" z termosów.
Szykowała się niezła przeprawa i warto było się solidnie wzmocnić. :)

Agnieszka korzysta z ostatniej rozmowy, nim pogrążymy się w bezbrzeżnej kniei...za górami, za lasami, poza zasięgiem sieci... ;)

Czas dopijać i ruszać, bo wódz tupie niecierpliwie w miejscu ;))).

Za leśniczówką skręciliśmy w las, na drogę z tzw. mniejszą ilością błota, miało nie być po pachy, a tylko po pas ;))).
Hm...jednak z drogi Michał powiódł nas pomiędzy drzewa, gdzie tylko zwierzyna leśna wie, dokąd chodzić.
Takimi "skrótami" jeszcze nie chadzałem :).

To nie koniec!
Doszło do tego, że z rozrzewnieniem zaczęliśmy wspominać te niby straszne, słynne skróty sierżanta "Montera" :)))

Wreszcie z lasu wydostaliśmy się na...drogę ;))).

Do głowy po raz kolejny - jak to przy skrótach - przyszła mi czołówka z filmu "Czterej pancerni i pies"

"Deszcze niespokoooojne...potargaaały sad...a my na tej wojnie, łaaadnych parę lat" :))).



Tak naprawdę, to mimo błota szło nam się znakomicie, humory dopisywały, dowcipy sypały się z lewa i prawa.
Po dojściu do Żółtwi zatrzymaliśmy się pod drzewami na kolejny popas i łyk grzańca, normalnie wygląda to jak fragment kręgu megalitycznego.

Natychmiast zostaliśmy dostrzeżeni przez dwa "megalityczne" koty, grube niczym beczki, które w profesjonalny sposób zabrały się za żebractwo.

Po przerwie dotarliśmy do Bartoszewa, "skrótem" przez las.
Na co komu najprostsza droga. :)))
W tamtejszej knajpie zamówiliśmy małe co-nieco, ja z Basią kawę i sernik, a "Romal" z "Grażką" wzięli coś specjalnego: duże danie, a do tego sałatka z papryki sprzed 100 lat, dobrze dojrzała, subtelnie stęchła i o charakterystycznym smaczku, która wręcz sama rozłaziła się po ustach ;))).
Danie tylko dla prawdziwego konesera ;).
Jak widać, "Romal" nawet "Grażce" jej porcję podżerał ;).

Obiektyw zimny, stąd i zdjęcia z tej knajpy wyszły zaparowane.

Nasza zimna kawa na szczęście była świeża, a ciastko dobre, więc po posileniu się ruszyliśmy lasem w stronę Pilchowa.
Tym razem trasa była tak wygodna i bez niespodzianek, że aż wydawało się to podejrzane ;).
Po dojściu do Pilchowa zostalismy zaproszeni przez "Siwobrodego" na herbatę, ciastka i coś gorzkiego ;).

Powitała nas tam Sara, jego sympatyczna kudłata "psica", która wbrew zapowiedziom gospodarza wcale nie żywi się niedźwiedziną, a jedynie popija wieczorami "Żubrówkę" i robi za "Siwobrodego" wpisy na blogu na Bikestats (tak, tak - teraz wiem, kto mu teksty kleci), za co sam "Siwobrody" od jednych czytelników zbiera pochwały, a od innych joby.
Po poczęstunku zostaliśmy przez "Siwobrodego" i Sarę odprowadzeni aż do Głębokiego i gdy się już żegnaliśmy - lunął deszcz.
Zdążyliśmy w ostatniej chwili!
Świetna wyprawa, podobnie jak przewodnik i towarzystwo.
P.S. Przeszliśmy ok. 16 km.
Pomysł na komiks zaczerpnąłem od Shrinka.
Jak zwykle polecam wpis "Siwobrodego" oraz dostępne już zdjęcia "Romala-Sakwiarza".
Może pojawią się jeszcze zdjęcia innych uczestników? Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

Pierwszy "Rajd Pieszy z Grzańcem" BS i RS.

Niedziela, 12 lutego 2012 | dodano: 12.02.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Będąc młodym Misiaczem z gęstym, jeszcze brunatnym futrem należałem do Klubu Turystyki Kolarskiej "Jantarowe Szlaki". Klub ten, oprócz odbywania ciekawych wycieczek i obozów wędrownych (oraz cotygodniowych tzw. zebrań, za którymi nie przepadałem specjalnie) miał (i nadal ma) ciekawy zwyczaj organizowania w sezonie zimowym - kiedy rowery śpią spokojnym snem - rajdów pieszych. Służą one wspaniale nie tylko podtrzymaniu kondycji, ale też dają radość przebywania z ciekawymi ludźmi, poznawania interesujących szlaków i wolność pociągnięcia z termosu gorącego grzańca :).
Mamy teraz ładną zimę, znam wielu wspaniałych rowerzystów, z którymi mimo tej zimy jeździmy, ale zabrakło mi właśnie czegoś takiego jak rajd pieszy, więc ogłosiłem coś takiego na Forum Rowerowego Szczecina i poinformowałem o moim planie znajomych z Bikestats i innych.
Już na początku zaskoczyło mnie spore zainteresowanie tym wydarzeniem. Oczywiście parę osób odpadło, a to ze względów zdrowotnych, służbowych czy z powodu lenistwa, a może i malkontenctwa? :))).
Z Basią "Misiaczową" najpierw zabraliśmy po drodze do samochodu Piotrka "Bronika", potem z dworca PKP Adriana "Gryfa" (szacuneczek, bo chciało mu się przyjechać pociągiem aż z Gryfina!), a na koniec Małgosię "Rowerzystkę" z centrum Szczecina.
Po drodze kupiliśmy jeszcze kiełbaski na ognisko, bo te dobre, starannie dobrane wczoraj...zostawiliśmy z Basią w lodówce :).
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy na godzinę 10:00 na miejscu zbiórki koło karczmy na ul. Arkońskiej stawiło się aż 16 osób (wliczając w to sprawcę zamieszania:)))!!!
Odczekaliśmy 5 minut na ewentualnych spóźnialskich i ruszyliśmy, początkowo pod moim przewodnictwem, mniej uczęszczanym szlakiem Lasu Arkońskiego w stronę ul. Miodowej.
Na pierwszym planie pędząca Małgosia "Rowerzystka", dalej z tyłu od lewej Ania "VonZan", Krzysiek "Siwobrody", Piotrek "g286", Piotrek "Bronik", jeszcze dalej z tyłu Piotrek, Iwona, Krzysiek "Kriss", Aneta, Basia "Misiaczowa", "Ernir" (?), Adrian "Gryf", Krzysiek "Monter", Robert "Sakwiarz" i Grażyna "Grażka" (mam nadzieję, że nie pominąłem nikogo i nic nie przekręciłem, prócz "Misiacza" robiącego zdjęcie).

Szło się żwawo i lekko, pogoda była rześka, śnieg był nawet ubity.

Po dojściu do ul. Miodowej zarządziłem postój na "coś gorącego" na polanie piknikowej :))).




Po zażyciu grzańca doszliśmy do jez. Głębokiego, gdzie potencjalnie mogły oczekiwać inne osoby chętne. Nie oczekiwały.
Zdałem więc przewodnictwo innym, aby zaoferowali nam atrakcje i niespodzianki na dalszej części szlaku.
Najpierw pokierował nami "Siwobrody" jako tubylec-tambylec z Pilchowa.
Szliśmy koło pięknego wąwozu, nad którym "Siwobrody" pokazał nam spróchniałe drzewo wykorzystywane przez ptaki do budowania dziupli.

W Pilchowie wg planu "Siwobrodego" mieliśmy zatrzymać się u niego w ogrodzie na ognisko i herbatę, ale w tym momencie sierżant "Monter" dokonał zamachu stanu i przejął władzę :))).
Stwierdził, że nie jest to żadna połowa rajdu, a może raptem jedna trzecia i nie będziemy robić z siebie mięczaków - idziemy dalej w las, im dalej tym lepiej, jak wyjdziemy w Nowym Warpnie też nie szkodzi! :))) Nie czas na pieszczoty, kto nie maszeruje ten ginie :))).
Szatański plan "Montera" :))). Zdjęcie autorstwa Małgosi "Rowerzystki". © Misiacz

Wycieczki pod przywództwem "Montera" mają w sobie coś takiego jak urok tajemnicy, nieznanego.
Nie inaczej było i tym razem, kiedy po pewnym czasie przyszło w lesie znaleźć odpowiednią drogę do Szczecina, choć tym razem nie był to typowy "Monterski" skrót.
Po krótkich poszukiwaniach droga się odnalazła.

Ku naszemu rozczarowaniu nie było wędrówki przez chaszcze, bagna, błota i moczary (teraz i tak pewnie zamarznięte, więc cóż to za atrakcja), przedzierania się z maczetą przez zarośla. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego trafiliśmy na żółty szlak, którym w cywilizowany sposób doszliśmy do polany piknikowej tuż przed ulicą Miodową.
Płonęło tam już małe ognisko, przy którym piwkiem (wyglądało na to, że długo, pewnie od rana) raczyło się dwóch jegomości.
"Dosiedliśmy" się do nich, znosząc chrust i drewno.
Przyszło dopić resztki grzańców i w końcu usmażyć te wędrujące z nami od ponad 11 km kiełbaski.



Troszkę czasu nam zeszło, następnie "Siwobrody" w podzięce za zorganizowanie tego udanego wypadu zaproponował, aby w nagrodę rozgrzać "Misiacza" umieszczając go w ognisku, na co kategorycznie nie zgodziła się "Misiaczowa" twierdząc, że nikt nie będzie palił jej własności, na którą ma oficjalne papiery kupna z Urzędu Stanu Cywilnego :))).

Do przejścia zostało nam niecałe 5 km, więc rozweseleni ruszyliśmy w kierunku Arkońskiej.
Kilka osób "urwało" się wcześniej na przystanek przy Głębokim, reszta ochoczo pomaszerowała do miejsca, z którego wyruszyliśmy.
Po przyjściu na miejsce okazało się, że mamy za sobą 15,2 km (wg GPS-a Małgosi), których oczywiście nie wpisuję do statystyk BS, jak to czasem mają w zwyczaju niektórzy.
Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy w samochód (tym razem ja jako balast wypełniony grzańcem) i wraz z "Misiaczową" rozwieźliśmy parę osób po Szczecinie.
Jestem bardzo zadowolony z tego wyjścia, z ilości osób, z ich towarzystwa i tzw. "całokształtu". Dziękujemy z Basią za przybycie!
Mam nadzieję, że pomysł ten zostanie podchwycony i kontunuowany przez innych...i że już za tydzień w niedzielę (po sobotnim wypadzie na rowerach oczywiście) spotkamy się na kolejnym "Rajdzie z Grzańcem"... :) Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:-9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)

Koniec świata!!! Czy Majowie mieli rację?!

Niedziela, 15 stycznia 2012 | dodano: 15.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Po ostatnich wydarzeniach muszę stwierdzić, że chyba coś jest w przepowiedni Majów, że koniec świata blisko, ale o tym pod koniec.
Po pierwsze, dziś rano wybraliśmy się z Basią i jej koleżanką Anetą na giełdę w Płoni do znanego nam już sprzedawcy rowerów (spokojnie, pan został sprawdzony przez odpowiednie służby:))). Sprowadza rowerki np. z niemieckich sklepów, gdzie po jazdach testowych dokonywanych przez klientów idą na sprzedaż za śmieszne pieniądze (np. z powodu przetartej linki, czy innej głupoty).
Aneta była zainteresowana trekkingową damką dobrej klasy.
Od razu po wejściu na halę rzucił mi się w oczy nowiutki rower niemieckiej firmy STEVENS (klik) wart w sklepie około 2700-2800 zł! Rocznik 2011, przebieg: kilkanaście km.

Rower wyjątkowo fajny, cały na osprzęcie Alivio (przednia i tylna przerzutka, hamulce), opony Continental, na aluminiowej ramie z dynamem w piaście i bagażnikiem, który chętnie bym sobie przywłaszczył! :)))
Waga jak na trekkinga wyjątkowo niska, bo 14,6 kg (przypomnę, że mój aluminiowy KTM waży 17,5 kg)!


Więcej danych technicznych roweru znajduje się TUTAJ.

Testując z Basią rowery dla Anety przypuszczam, że przejechaliśmy jakiś cały kilometr, więc na wpis zasłużyliśmy! :)))

A teraz hicior: udało mi się utargować cenę z 1000 zł na 880 zł !!!
***
Dobra, a teraz o tym końcu świata. Skąd takie myśli?
Po pierwsze, nasz ulubiony "Gadzik" założył ponownie konto na BS, a nie miał już nigdy go zakładać. Konto jest i ma się dobrze KLIK.
Jednak o zbliżającym się końcu świata przekonało mnie co innego.
Otóż konto na BS założyła...moja Basia "Misiaczowa" (no, ja założyłem i je administruję, ale sam fakt, że chciała jest niesłychany, po tych wielokrotnych "nie!", "nigdy!", "Misiacz, zapomnij!!!" :))). Opisów nie zamierza oczywiście dokonywać, podobnie jak nie zamierza wklejać zdjęć (hm...na razie? ;))), konto ma służyć wyłącznie celom statystycznym, bo skoro planuje wyjazdy z Anetą i z innymi naszymi BS-owymi bikerkami, to przecież nie będę tego wpisywał u siebie.
Coś tam jej czasem wpiszę, jak najdzie mnie ochota...
Oto i konto: http://misiaczowa.bikestats.pl :)

P.S. Dziękujemy Danielowi za to, że się pojawił i za transport. Rower: Dane wycieczki: 1.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(14)

Breń dzień 2: Na pizzę do Pełczyc i nocny powrót.

Sobota, 12 listopada 2011 | dodano: 12.11.2011Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Z Basią...
Pogoda szykowała się wyśmienita - słońce, błękitne niebo i przymrozek. Pomysł na trasę wyszedł od Basi:
- Jedziemy na pizzę do Pełczyc!



Pyszny smak pizzy "A la Sztark" z oliwą czosnkową w pizzerii "Picer" (nazwa przyznam dość oryginalna;)) poznaliśmy w tym roku dzięki Athenie i Odysseusowi, z którymi jechaliśmy na dwudniowy wypad do Brenia.
Na trasę ruszyliśmy przed godziną 11:00. Basia zasuwa w Płoszkowie.

Jak to mawia Gadzik, było "rześko", a trawę pokrywał szron. Wyjazd o wcześniejszej godzinie sensu nie miał, bo raz, że pizzeria otwarta dopiero od 14:00 (w odległości 40 km od Brenia), a dwa, to poprzedniego wieczoru mieliśmy z Hanią i towarzystwem dość pokaźną degustację wytrawnych czerwonych win ;).
Wiadomo było, że przyjdzie nam wracać po ciemku, ale od czego lampy?
Na pierwszy postój zatrzymaliśmy się w lesie przed Zieleniewem.

Za Zieleniewem skręciliśmy na Rakowo. Trasa naprawdę urozmaicona, teren morenowy, góra - dół, góra - dół.


W Rakowie znajduje się bardzo ciekawy kościół p.w. św. Trójcy z XIV wieku. Bardzo spodobała się nam jego drewniana dzwonnica. Niestety, był zamknięty, więc pozostało nam tylko zatrzymać się, usiąść na ławeczce i co nieco przekąsić, popijając herbatką z termosu.

Kiedy tak sobie siedzieliśmy, Basia zauważyła chmarę wróbli siedzących na pobliskim drzewku.
Wyglądały jak ozdoby choinkowe.

Choć to już poważna jesień, mimo braku liści na drzewach i zieleni, trasa przed Słonicami prezentowała się bardzo malowniczo.


Wreszcie dojechaliśmy do Krzęcina, gdzie zamierzaliśmy odbić na Pełczyce. Oczywiście znów w obiektyw dostał się kolejny kościół.

Jazda do Pełczyc mimo pofałdowanego terenu przebiegała wyjątkowo sprawnie ze względu na sprzyjający wiatr. Po drodze przejeżdżaliśmy przez Granowo, pod którym w czasie wojny 30-letniej miała miejsce całkiem spora bitwa - więcej TUTAJ

Do Pełczyc dojechaliśmy przed otwarciem lokalu, więc był czas na mały rekonesans po miasteczku. Znajduje się tam wyjątkowo ciekawy kościół z XIII wieku, który stanowi mieszankę kilku stylów: romańskiego, gotyku, baroku i chyba czegoś współczesnego. Musi mieć sporą wartość historyczną, bo został poddany renowacji ze środków państwowych.

W środku też prezentuje się ciekawie.




Tu widok z innego ujęcia.

Zrobiliśmy jeszcze małe zakupy i można było zamawiać pizzę. Rowery dzięki uprzejmości obsługi postawiliśmy od strony zaplecza.
Pan z obsługi zapewniał, że są bezpieczne, ale mimo tego wolałem je spiąć.
Lokal ma wystrój, który bardzo nam się podoba.

Pizza też nam się podoba ;).

Pan z obsługi (nie wiem, czy jest to właściel czy pracownik) podszedł do nas, żeby zapytać nas o nasze nietypowe, zabytkowe skórzane siodełka, które mamy zamontowane w nowoczesnych w sumie rowerach. Słowo do słowa i okazało się, że pan jest miłośnikiem staroci.
W czasie remontu jednego z urzędów na wysypisko bezmyślnie wywieziono mnóstwo starych, przedwojennych dokumentów. Pan ów udał się na wysypisko i uratował jeden z nich. Dla nas rowerzystów ze Szczecina jest on wyjątkowo interesujący, bowiem jest to przedwojenny katalog rowerowy sklepu braci Plautz ze Szczecina (wtedy Stettina).
Byliśmy z Basią pod ogromnym wrażeniem asortymentu i jakości prezentowanych tam produktów. Okazało się, że przed wojną można było sobie kupić noski do pedałów!

Z wyposażenia warsztatowego do nabycia była centrownica do kół.

Piasty.

Pedały.
Pedały ze sklepu Gebr. Plautz. Stettin przed wojną. © Misiacz

Siodełka. Musiały być niesamowicie wygodne!


Zaskoczeniem było dla mnie to, że można było zakupić licznik kilometrów, tzw. "cykacz". Miałem taki w latach 80-tych, ale rosyjski.

Dzwonki to dzieła sztuki!

Jesteśmy panu bardzo wdzięczni, że coś takiego mogliśmy obejrzeć i sfotografować!
Dochodziła godzina 15:00, kiedy solidnie posileni wyszliśmy z pizzerii. Widać było, jak słońce szybko opada w stronę horyzontu, więc trzeba było się szybko zbierać, by wykorzystać jak najdłużej światło dzienne.
Niestety, nie dość, że byliśmy ociężali od pizzy, to przyszło nam teraz jechać w stronę Krzęcina pod zimny wiatr, który tak nam dotychczas sprzyjał. Do tego należy dołożyć pagórkowaty teren, co przełożyło się na spadek tempa. Dodatkowo Basia miała jakiś zjazd formy. Kiedy dojechaliśmy nad malownicze jezioro w Chłopowie, słońce już zaszło i zaczęło się robić naprawdę zimno.

Korzystając z resztek światła, wypiliśmy resztki ciepłych napojów z termosu i wydobyliśmy z sakw kolarskie ochraniacze na buty, bo zaczynało się robić zimno w stopy.
Również Basia założyła ten zimowy wynalazek, choć przecież zimą nie jeździ ;).
Włączyliśmy wszystkie posiadane lampy i ruszyliśmy w stronę Rębusza przez park krajobrazowy.
W nocy do Rębusza (cartoon licence by Shrink;))) © Misiacz

Basia oprócz lampki migającej, lampki na dynamo miała jeszcze włączoną migającą lampkę na kasku, więc wyglądała jak choinka - i dobrze, bo widać ją było doskonale z odległości 2 km! Ja wyglądałem jak 3/4 choinki, bo nie miałem tym razem lampki na kasku ;).

Kiedy dojechaliśmy do Brenia, temperatura spadła przy gruncie na pewno poniżej zera. Ale czad!!! ;)))

Po tej wycieczce Basi do rocznego przebiegu 3.000 km brakuje raptem 35 km, których to nadrobienie zaplanowaliśmy na dzień następny wycieczką do Pałacu Mierzęcin. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 83.07 km (1.00 km teren), czas: 04:46 h, avg:17.43 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1620 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Breń dzień 1: Nocna mroźna eskapada po lesie.

Piątek, 11 listopada 2011 | dodano: 12.11.2011Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ..., Z Basią...
Dziś święto narodowe i mamy wolne – jesteśmy w Breniu u Hani…tzn. hehehe…snując się o poranku wyjechaliśmy dopiero o godzinie 12:00 ze Szczecina i jakoś tak dokulalaliśmy się do Brenia około godziny 14:00.

Obiadek, drzemka i cóż – pozostał nam tylko rajdzik nocny.
To pierwszy w życiu Basi rajd nocny, pierwszy wyjazd na rowerze w temperaturze 0 st.c! Gadzik, Bronik, Shrink i inni z Loży Szyderców ;)))!
Do ataku! Wam też wmawiała, że w takich warunkach nigdy jeździć nie będzie ;)))?
Widoki były imponujące, coś w tym stylu ;).
Las w okolicy Brenia nocą ;))) © Misiacz

Pojechaliśmy na krótką nocną eskapadę na tzw. Misiacz Route No. 14 po okolicznych lasach. Dla niewtajemniczonych – jest to malownicza leśna droga pożarowa biegnąca w okolicach Brenia.
Tak naprawdę to początkowo mieliśmy problem z jazdą z powodu kopnego piachu, a nie ciemności. Zawsze wydawało mi się, że mój halogen na dynamo daje niesamowicie dobre światło…dopóki nie zobaczyłem, co potrafi Basi ‘ksenon’ (też zasilany z dynama). Droga oświetlona pięknym, gęstym białym światłem na 20 metrów, a mój halogen…no cóż, tu prezentował się niczym lampa naftowa ;))).

Klimat jazdy nocą jest niesamowity, zwłaszcza w lesie, gdzie przed lampą przebiegają zwierzaki, a wokół tylko głęboka czerń.
Basi się spodobało!
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 7.02 km (7.02 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 23.00 km/h
Temperatura:0.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 146 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)