- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Z małym Krysiorkiem do Altwarp...
Poniedziałek, 12 września 2011 | dodano: 12.09.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Wiem, że się powtarzam, ale wyjazdy w okolice Rieth i Altwarp mają dla mnie taki klimat, że ile razy bym tam nie jechał - zawsze mi się podoba.
Na dodatek mam chęć podzielić się tymi wrażeniami z innymi.
Tym razem wyjazd odbył się w gronie rodzinnym, oprócz mnie była jeszcze moja Basia "Misiaczowa", brat Krzysiek, bratowa Kasia i największy kox ze wszystkich koxów, czyli moja 3-letnia bratanica Krysia vel "Krysiorek" z BS (jej wpis z dzisiejszego wyjazdu znajduje się TUTAJ (KLIK)).
Jako, że nie wszyscy mają taką formę jak Krysia, więc do Rieth rowery zawieźliśmy samochodami.
Na miejscu Krysia jak zwykle dokonała technicznych oględzin sprzętu taty.
Przegląd wypadł średnio, hamulec nie za dobrze wyregulowany i czujne oko Krysi szybko wyłapało defekt.
Chwila motywacyjnej pogawędki z wujkiem Misiaczem i czas ruszać w drogę.
Trzeba tylko sprawdzić, czy cały ekwpiunek spakowany. ;)))
A ja Wam mówię - Krysiorek jeszcze nam wszystkim pokaże, na co ją stać! ;)
Udało się wreszcie ruszyć.
Przejechaliśmy przez "centrum" Rieth i tradycyjnie skierowaliśmy się na ścieżkę do Warsin.
Przy wieży widokowej nad Neuwarper See tradycyjnie zatrzymaliśmy się na postój, tym razem również po to, aby podkarmić i "odcedzić" Krysię.
Mała oczywiście na wieżę chciała włazić sama, podobnie było ze złażeniem.
Dalej trasa wiodła przez las nową asfaltową ścieżką, która następnie przechodzi w szutrową, by przed samym Warsin znów przybrać postać asfaltową. Tam skręciliśmy na wschód w kierunku Altwarp. Ścieżka jak zawsze znakomita, choć długi prosty odcinek nieco przynudza, zwłaszcza najmłodszą rowerzystkę, która dla odmiany zarządziła marsz. ;)))
Swojego tatusia, zbyt gorliwie dyskutującego na temat braku logiki tego pomysłu szybko sprowadziła na ziemię kilkoma szybkimi ciosami karate. ;)))
Sprawę trzeba było załatwić z użyciem dyplomacji, a nie ma lepszej metody niż powiedzieć, że musimy zdążyć na pyszną bułę.
Słowa typu buła, kanapka, obiadek, jedzonko zawsze działają cuda w przypadku małej karateczki i po chwili siedziała w foteliku i jechaliśmy w stronę Altwarp.
W zasadzie zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo była godzina 14:30, a lokal w porcie był zamykany o godzinie 15:00. Wszyscy dostaliśmy swoje buły, my z Basią wzięliśmy Fischbroetchen ze śledziem Bismark, a reszta rodzinki z Buttermakrele (rybka maślana).
Po spałaszowaniu pyszności, wybrałem się z Krysią na krótki spacer po porcie. Krajobraz portowy zmienił się od ostatniej wizyty, bowiem zniknął z niego duży, rdzewiejący prom, który swego czasu kursował między Altwarp a Nowym Warpnem w "alkoholowych" rejsach w strefie wolnocłowej.
Kasia i Krzyś w tym czasie sączyli przepyszne piwko bezalkoholowe "Lubzer", które w przeciwieństwie do innych produktów tej firmy nadal warzone jest zgodnie z prawem o czystości piwa z roku 1516. Napój jest oczywiście "isotonisch" jak głosi napis na naklejce. ;)
Po najedzeniu się jak zwykle nikomu nie chciało się ruszyć tym bardziej, że w miejscowości tej panuje wyjątkowo błogi nastrój.
Trzeba było jednak w końcu się podnieść i ruszyć w drogę powrotną. Przejeżdżając przez Altwarp pokazałem rodzince miejsce, w którym ostatnio nocowaliśmy z Basią w czasie naszego dwudniowego wyjazdu rowerowego z sakwami.
Dojechaliśmy do Warsin i znów toczyliśmy się malowniczą szutrówką przez lasy...
Motywacja była spora, bowiem następnym celem była klimatyczna kawiarnia "Cafe de Kloenstuw" w Rieth, gdzie gospodyni serwuje przepyszne ciasta własnego wyrobu, my napaleni byliśmy na niesamowity sernik, który jedliśmy tam w czasie ostatniej wizyty z ekipą BS i RS. Jak zwykle przywitał nas przesympatyczny futrzak. ;)
Jak podejrzewałem tak było. Po prostu sernik ten jest tak znakomity, że znika z menu w zastraszającym tempie. Już nie było. Szkoda...Nie pozostało nic innego, jak skosztować innych wyrobów - tym razem padło na ciasto serowe z malinami i ciasto z jagodami, a do tego aromatyczna kawka.
W takiej scenerii wszystko smakowało znakomicie.
Jakość i smak ciasta zostały potwierdzone próbami dokonanymi przez niezależnego eksperta. ;)
Jako, że ciasto szybciutko się skończyło, nasz "ekspert" zabrał mnie na spacer po przyległościach kawiarni.
Zabytkowy rower służący jako kwietnik.
Zabytkowa pralka.
Zabytkowy Misiacz.
Gdyby ktoś miał chęć zajrzeć na stronkę tej kawiarni, to tu jest adres:
Nie powiem, że serdecznie polecam to miejsce, bo jeżeli je polecę, to sernika już nigdy tam nie uświadczę. ;)))
Jak zwykle, pobyt w fajnym miejscu wywołuje błogość, która sprawia, że nie chce się stamtąd wychodzić.
Nadszedł jednak czas powrotu, trzeba było pojmać brykającą Krysię i jechać na parking, by załadować rowery na samochody.
Ruszyliśmy w drogę powrotną...
P.S.
Wracało się nawet też błogo, dopóki przed Gegensee nie pojawił się jakiś tuman w wypasionej bordowej mazdzie na szczecińskich numerach rejestracyjnych. Przestrzeganie przepisów to przecież nie dla niego i musiał się wykazać swoim ego wyprzedzając w idiotycznych miejscach z niedozwoloną prędkością. Do szału doprowadzał go zwłaszcza jadący przed nim ford na niemieckich numerach, który ściśle stosował się do przepisów. Szczeciński kretyn w pewnym momencie wymyślił sobie, że znakomitym pomysłem będzie wyprzedzenie tego forda w momencie, gdy z przeciwka nadjeżdżała grupka rowerzystów - na czołówkę. Pewnie zaraz pewni moi ZNAJOMI BIKERZY (zainteresowani wiedzą, którzy) zarzucą mi brak patriotyzmu i będą nazywali mnie Herr Misiatsch, ale przy tym co zrobił nasz kierowca i w tym samym momencie niemiecki kierowca, aby ratować rowerzystów bardzo mi się spodobało. Kiedy zobaczył mazdę idącą na niechybną czołówkę z rowerzystami, kierowca forda wyjechał celowo na sam środek drogi, uniemożliwiając wyprzedzanie. Myślę, że uratował tym rowerzystów przed nieszczęściem, a nawet przed śmiercią. Naszego zaś "bohatera" ta zniewaga tak ubodła, że w wiosce Hintersee wyprzedził Niemca z pedałem gazu w podłodze, gnając jak oszalały po wąskich i krętych dróżkach we wsi, na pewno nie mniej niż 100 km/h.
Teraz możecie już moi ZNAJOMI BIKERZY powiesić na mnie wszystkie psy, tudzież "hundy" jaki to Misiacz niedobry jest i nazywać mnie Herr Misiatsch, no bo pewnie znów napisałem coś niepatriotycznego? ;)))
Ale to tak na marginesie...dla odprężenia polecam jeszcze wpis Krysiorka. ;)))
P.S. nr 2: Okazało się jednak, że budynek kawiarni w Rieth to nie dawna stacja kolejki wąskotorowej, a dawna mleczarnia. Więcej TUTAJ.
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 627 (kcal)
Na dodatek mam chęć podzielić się tymi wrażeniami z innymi.
Tym razem wyjazd odbył się w gronie rodzinnym, oprócz mnie była jeszcze moja Basia "Misiaczowa", brat Krzysiek, bratowa Kasia i największy kox ze wszystkich koxów, czyli moja 3-letnia bratanica Krysia vel "Krysiorek" z BS (jej wpis z dzisiejszego wyjazdu znajduje się TUTAJ (KLIK)).
Jako, że nie wszyscy mają taką formę jak Krysia, więc do Rieth rowery zawieźliśmy samochodami.
Na miejscu Krysia jak zwykle dokonała technicznych oględzin sprzętu taty.
Przegląd wypadł średnio, hamulec nie za dobrze wyregulowany i czujne oko Krysi szybko wyłapało defekt.
Chwila motywacyjnej pogawędki z wujkiem Misiaczem i czas ruszać w drogę.
Trzeba tylko sprawdzić, czy cały ekwpiunek spakowany. ;)))
A ja Wam mówię - Krysiorek jeszcze nam wszystkim pokaże, na co ją stać! ;)
Udało się wreszcie ruszyć.
Przejechaliśmy przez "centrum" Rieth i tradycyjnie skierowaliśmy się na ścieżkę do Warsin.
Przy wieży widokowej nad Neuwarper See tradycyjnie zatrzymaliśmy się na postój, tym razem również po to, aby podkarmić i "odcedzić" Krysię.
Mała oczywiście na wieżę chciała włazić sama, podobnie było ze złażeniem.
Dalej trasa wiodła przez las nową asfaltową ścieżką, która następnie przechodzi w szutrową, by przed samym Warsin znów przybrać postać asfaltową. Tam skręciliśmy na wschód w kierunku Altwarp. Ścieżka jak zawsze znakomita, choć długi prosty odcinek nieco przynudza, zwłaszcza najmłodszą rowerzystkę, która dla odmiany zarządziła marsz. ;)))
Swojego tatusia, zbyt gorliwie dyskutującego na temat braku logiki tego pomysłu szybko sprowadziła na ziemię kilkoma szybkimi ciosami karate. ;)))
Sprawę trzeba było załatwić z użyciem dyplomacji, a nie ma lepszej metody niż powiedzieć, że musimy zdążyć na pyszną bułę.
Słowa typu buła, kanapka, obiadek, jedzonko zawsze działają cuda w przypadku małej karateczki i po chwili siedziała w foteliku i jechaliśmy w stronę Altwarp.
W zasadzie zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo była godzina 14:30, a lokal w porcie był zamykany o godzinie 15:00. Wszyscy dostaliśmy swoje buły, my z Basią wzięliśmy Fischbroetchen ze śledziem Bismark, a reszta rodzinki z Buttermakrele (rybka maślana).
Po spałaszowaniu pyszności, wybrałem się z Krysią na krótki spacer po porcie. Krajobraz portowy zmienił się od ostatniej wizyty, bowiem zniknął z niego duży, rdzewiejący prom, który swego czasu kursował między Altwarp a Nowym Warpnem w "alkoholowych" rejsach w strefie wolnocłowej.
Port i niebo w Altwarp.© Misiacz
Kasia i Krzyś w tym czasie sączyli przepyszne piwko bezalkoholowe "Lubzer", które w przeciwieństwie do innych produktów tej firmy nadal warzone jest zgodnie z prawem o czystości piwa z roku 1516. Napój jest oczywiście "isotonisch" jak głosi napis na naklejce. ;)
Po najedzeniu się jak zwykle nikomu nie chciało się ruszyć tym bardziej, że w miejscowości tej panuje wyjątkowo błogi nastrój.
Trzeba było jednak w końcu się podnieść i ruszyć w drogę powrotną. Przejeżdżając przez Altwarp pokazałem rodzince miejsce, w którym ostatnio nocowaliśmy z Basią w czasie naszego dwudniowego wyjazdu rowerowego z sakwami.
Dojechaliśmy do Warsin i znów toczyliśmy się malowniczą szutrówką przez lasy...
Motywacja była spora, bowiem następnym celem była klimatyczna kawiarnia "Cafe de Kloenstuw" w Rieth, gdzie gospodyni serwuje przepyszne ciasta własnego wyrobu, my napaleni byliśmy na niesamowity sernik, który jedliśmy tam w czasie ostatniej wizyty z ekipą BS i RS. Jak zwykle przywitał nas przesympatyczny futrzak. ;)
Jak podejrzewałem tak było. Po prostu sernik ten jest tak znakomity, że znika z menu w zastraszającym tempie. Już nie było. Szkoda...Nie pozostało nic innego, jak skosztować innych wyrobów - tym razem padło na ciasto serowe z malinami i ciasto z jagodami, a do tego aromatyczna kawka.
W takiej scenerii wszystko smakowało znakomicie.
Jakość i smak ciasta zostały potwierdzone próbami dokonanymi przez niezależnego eksperta. ;)
Jako, że ciasto szybciutko się skończyło, nasz "ekspert" zabrał mnie na spacer po przyległościach kawiarni.
Zabytkowy rower służący jako kwietnik.
Zabytkowa pralka.
Zabytkowy Misiacz.
Gdyby ktoś miał chęć zajrzeć na stronkę tej kawiarni, to tu jest adres:
Nie powiem, że serdecznie polecam to miejsce, bo jeżeli je polecę, to sernika już nigdy tam nie uświadczę. ;)))
Jak zwykle, pobyt w fajnym miejscu wywołuje błogość, która sprawia, że nie chce się stamtąd wychodzić.
Nadszedł jednak czas powrotu, trzeba było pojmać brykającą Krysię i jechać na parking, by załadować rowery na samochody.
Ruszyliśmy w drogę powrotną...
P.S.
Wracało się nawet też błogo, dopóki przed Gegensee nie pojawił się jakiś tuman w wypasionej bordowej mazdzie na szczecińskich numerach rejestracyjnych. Przestrzeganie przepisów to przecież nie dla niego i musiał się wykazać swoim ego wyprzedzając w idiotycznych miejscach z niedozwoloną prędkością. Do szału doprowadzał go zwłaszcza jadący przed nim ford na niemieckich numerach, który ściśle stosował się do przepisów. Szczeciński kretyn w pewnym momencie wymyślił sobie, że znakomitym pomysłem będzie wyprzedzenie tego forda w momencie, gdy z przeciwka nadjeżdżała grupka rowerzystów - na czołówkę. Pewnie zaraz pewni moi ZNAJOMI BIKERZY (zainteresowani wiedzą, którzy) zarzucą mi brak patriotyzmu i będą nazywali mnie Herr Misiatsch, ale przy tym co zrobił nasz kierowca i w tym samym momencie niemiecki kierowca, aby ratować rowerzystów bardzo mi się spodobało. Kiedy zobaczył mazdę idącą na niechybną czołówkę z rowerzystami, kierowca forda wyjechał celowo na sam środek drogi, uniemożliwiając wyprzedzanie. Myślę, że uratował tym rowerzystów przed nieszczęściem, a nawet przed śmiercią. Naszego zaś "bohatera" ta zniewaga tak ubodła, że w wiosce Hintersee wyprzedził Niemca z pedałem gazu w podłodze, gnając jak oszalały po wąskich i krętych dróżkach we wsi, na pewno nie mniej niż 100 km/h.
Teraz możecie już moi ZNAJOMI BIKERZY powiesić na mnie wszystkie psy, tudzież "hundy" jaki to Misiacz niedobry jest i nazywać mnie Herr Misiatsch, no bo pewnie znów napisałem coś niepatriotycznego? ;)))
Ale to tak na marginesie...dla odprężenia polecam jeszcze wpis Krysiorka. ;)))
P.S. nr 2: Okazało się jednak, że budynek kawiarni w Rieth to nie dawna stacja kolejki wąskotorowej, a dawna mleczarnia. Więcej TUTAJ.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
32.05 km (6.00 km teren), czas: 01:48 h, avg:17.81 km/h,
prędkość maks: 56.00 km/hTemperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 627 (kcal)
K o m e n t a r z e
ooo byłeś w Altwarp :P
pozdrawiam Herr Misiatsch :))
sargath - 05:46 wtorek, 13 września 2011 | linkuj
pozdrawiam Herr Misiatsch :))
sargath - 05:46 wtorek, 13 września 2011 | linkuj
Patrząc na prędkość maksymalną rzuciłeś się w pościg? :)
Co do sytuacji, jeśli czytają nas policjanci mogą zgłosić jako wniosek racjonalizatorski, wystarczy aby po drogach jeździły nieoznakowane samochody poruszające się zgodnie z przepisami i nagrywające wszystko dookoła (podobnie jak samochody egzaminacyjne). Moim zdaniem pomiar prędkości nie jest istotny, istotne są zachowania między innymi tego typu. Materiał z nagrania jako dowód (nie ma zatrzymywań na drodze bo szkoda czasu), dotkliwe mandaty i myślę, że nasze drogi były by dużo bezpieczniejsze. AreG - 12:01 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Co do sytuacji, jeśli czytają nas policjanci mogą zgłosić jako wniosek racjonalizatorski, wystarczy aby po drogach jeździły nieoznakowane samochody poruszające się zgodnie z przepisami i nagrywające wszystko dookoła (podobnie jak samochody egzaminacyjne). Moim zdaniem pomiar prędkości nie jest istotny, istotne są zachowania między innymi tego typu. Materiał z nagrania jako dowód (nie ma zatrzymywań na drodze bo szkoda czasu), dotkliwe mandaty i myślę, że nasze drogi były by dużo bezpieczniejsze. AreG - 12:01 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Prawda nie może być niepatriotyczna. Niemcy to kraj, który ma być może nawet tam i swoje...plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów!
dornfeld - 09:49 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
noo akurat w tym przypadku to masz rację Herr Misiatsch
pozdrawia ZNAJOMY BIKER :D sargath - 09:28 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
pozdrawia ZNAJOMY BIKER :D sargath - 09:28 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Jeżeli jadłeś i nic Ci nie było to jesteś bezpieczny. Po prostu część ludzi nie trawi wosków, które ta ryba zawiera, dlatego przy pierwszej konsumpcji warto zjeść jej bardzo mało, żeby zobaczyć reakcję organizmu (ewentualne objawy zatrucia pojawiają się dość szybko i tak też ustępują). Osobiście też należę do tych szczęśliwców, którym nie szkodzi:)
michuss - 09:21 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Już się nie mogę doczekać jak za rok będę swoją potomkinię zabierał na takie wypady;) P.S. Radzę uważać na rybę maślaną:)
michuss - 08:39 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Widzę, że wycieczka udana poza sresującą sytuacją którą zafundował szczeciński kretyn (kierowca mazdy).
Gryf - 08:35 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!