MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:540.91 km (w terenie 84.00 km; 15.53%)
Czas w ruchu:26:11
Średnia prędkość:18.36 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma kalorii:10997 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:38.64 km i 2h 37m
Więcej statystyk

Z "Bandą Krysiorka" na Głębokie...uchhhh....i nigdzie dalej.

Niedziela, 15 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012Kategoria Szczecin i okolice
Po wczorajszej wycieczce do Rieth Basia miała wielkiego lenia, więc dziś pojechałem na leniwy spacerek nad jezioro Głębokie z Krysiorkiem, moim bratem Krzyśkiem i jego żoną Kasią.
Przejazd przez Centralny, mój brat lawiruje :))).

Wyprostował się. :)))

W trakcie przerwy na odpoczynek podarowałem Krysi własnoręcznie upieczonego Misiacza z ciasta maślanego, którego to natychmiast po sesji fotograficznej napoczęła :))).
Pieczony maślany Misiacz. © Misiacz

Dość tych zdjęć! Dajcie mi go zjeść!!! :)))

A to rowerek cross Bulls zakupiony przez brata w Płoni...a w tle Krysiorek, użytkowniczka pojazdu (w foteliku oczywiście na razie jeździ, ale kto wie, co będzie za parę lat).

Na Głębokie dojechaliśmy skrótami wjeżdżając w las za hurtownią napojów na ul. Modrej.
Po popasie nad jeziorem stwierdziłem, że się odłączam i tzw. "pętlą sławoszewską" dojadę do Dobrej, stamtąd wskoczę do Niemiec i przez Blankensee, Schwennenz i Ladenthin dojadę na Pomorzany.

Taaa...pojechałem.
Dziś to mi się raz coś chciało, a raz nie chciało...uch.
Depnąłem po pedałach, ale nawet nie dojechałem do Pilchowa, bo po drodze spotkałem Anetę "Athenę" i Marka "Odysseusa"...na pieszo.
Troszkę pogadaliśmy, a ja poczułem jeszcze większego lenia i rozmyśliłem się...
Najzwyczajniej w świecie zawróciłem, ostro przycisnąłem i dogoniłem "Bandę Krysiorka" tuż przed Amfiteatrem w Parku Kasprowicza, skąd wróciliśmy na Pomorzany.
Tuż przed samym domem postanowiłem pościgać się z tramwajem i udało mi się go "łyknąć" przy prędkości 42 km/h. Musiałem się jakoś rozgrzać po tym lenistwie. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 25.21 km (7.00 km teren), czas: 01:35 h, avg:15.92 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 528 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(7)

101 km z Basią i Michałem do Rieth na sernik.

Sobota, 14 kwietnia 2012 | dodano: 15.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
W tę sobotę większość znajomych pojechała w okolice Angermuende, ale mi się jakoś nie uśmiechało zrywać z rana na bardzo poranny pociąg Deutsche Bundesbahn i zaplanowałem coś, co pozwalało co nieco pospać. Tym niemniej zamierzamy z Basią (może ktoś się dołączy) wykorzystać doświadczenia uczestników tej wycieczki, załadować rowerki na samochód i jeszcze w tym roku przejechać tę trasę.
Tymczasem ponownie zachciało nam się jechać do Rieth...wiem, wiem, trasa zjechana więcej niż dziesiątki razy, ale klimat na niej jest niepowtarzalny, podobnie jak domowy sernik i inne csiasta w Cafe de Kloenstuw pieczone osobiście przez panią Katję Gaugel.
Trasa Michała zarejestrowana przez jego GPS :



W końcu i Basia "Misiaczowa" zabrała się na poważniejszy dystans, choć formę miała dość średnią.
O godzinie 10:30 spotkaliśmy się na Głębokim z Michałem.

Po krókim gadu-gadu, ruszyliśmy w stronę Pilchowa.
Tam nastąpiła krótka przerwa, bowiem zatrzymaliśmy się, by podrzucić chorującemu Krzyśkowi "Siwobrodemu" nieco własnych wypieków, żeby nam chłopina z głodu nie zszedł.
Nie chcielibyśmy przecież następnym razem natknąć się tam na szkielet ze srebrną brodą obgryzany przez jego psicę "Sarę" :))).
Kolejny postój mieliśmy w Puszczy Wkrzańskiej za Tanowem.

Jak już wspomniałem, trasa do Dobieszczyna i Hintersee jest już nam doskonale znana, więc żeby jej całkowicie nie powielać, nauczony przez mego Mistrza Krzyśka "Montera", postanowiłem zafundować Basi i Michałowi drobne atrakcje typu "skróty" ;))).
Najpierw skręciliśmy nad jezioro Piaski i jak na razie było fajnie, bo dojeżdża się tam asfaltem przez las.
Zdjęcie Michała:

Jezioro Piaski.

Po przerwie na fotki i nasmarowanie skrzypiącej sprężyny w siodełku Basi ruszyliśmy dalej. Celem był nadgraniczny Myślibórz Wielki, mała osada w środku puszczy, gdzie kończy się cywilizowana droga, ale...leśną dróżką można się stamtąd przedrzeć do Niemiec, do Hintersee.
Taki był mój plan :).
Nie przewidziałem jednak, że kilkaset metrów tej drogi jest rozryte przez pojazdy drwali (doskonale to widać na niżej zamieszczonym filmie Michała).
Basia miała swoje zdanie odnośnie moich "atrakcji" :))).

Komiksy zwykle powstają po "skrótach Montera", jednak tym razem musiałem go narysować sam sobie :).
Niestety, jechać się nie dało, koła zakopywały się powyżej poziomu obręczy.

Potem "droga drwali" się skończyła i doczłapaliśmy do granicy.
Dwa zdjęcia Michała.


Po przekroczeniu granicy dalej jechaliśmy leśną drogą, by ostatecznie wyjechać w Hintersee.
Stamtąd szlakiem rowerowym potoczyliśmy się do Rieth do Cafe de Kloenstuw.

Polowanie wreszcie się udało. Trzeba mieć farta, żeby przy każdej kolejnej wizycie trafić na podobne ciasto, bowiem domowe wypieki to chyba hobby gospodyni i są one za każdym razem odmienne. Nawet upolowany sernik był inny niż ten, który jedliśmy przy pierwszej wizycie, ale równie pyszny, a jego porcja ogromna (na zdjęciu niestety nie widać).

Na zdjęciu Michała rozmiar widać nieco lepiej.

Upasieni ciastem i espresso postanowiliśmy chwilę spędzić na przystani, gdzie panuje błogi klimat.
Aby tradycji stało się zadość, jak zwykle uwieczniłem "swoją" łódkę.
Za każdym razem mi się podoba i za każdym razem wychodzi w innym klimacie.

W tym czasie Basia i Michał rozparli się na betonowych leżaczkach.

Oj, nie chciało nam się ruszać, nie chciało i marzyliśmy o teleportacji do Szczecina.
Niestety, teleporterów nie można jeszcze zakupywać w sklepie RTV AGD, więc przyszło nam się wdrapać na rowery i ruszać w drogę powrotną.
Przerwa pod Hintersee (zdjęcie Michała).

A dalej...już tradycyjnie: Dobieszczyn, Tanowo, Pilchowo, Głębokie i do domu.
Poniżej ciekawy (przynajmniej dla nas) film z wycieczki wykonany i zmontowany przez Michała:



:) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 101.52 km (24.00 km teren), czas: 06:08 h, avg:16.55 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2013 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(15)

Śmigusem bez dyngusa do Ladenthin i Schwennenz.

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | dodano: 09.04.2012Kategoria Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Wielkanocny, spokojny spacer rowerowy z Basią "Misiaczową", Baśką "Rudzielcem" i Piotrkiem "Bronikiem".
Bez ciśnięcia na tempo, spokój i luz, pomijając wiatr w twarz urywający głowę w pierwszej połowie wycieczki (potem w plecy).

Spotkanie przed Lidlem o 12:15.

Długi podjazd do Warnika.

Odpoczynek, kawka i słodycze w wiacie w Warniku.
Dobrze, że była, bo wiatr szarpał niemiłosiernie.

Z Warnika wjechaliśmy na krótko do Niemiec, skąd z górki z Ladenthin stoczyliśmy się do Schwennenz.
Bez problemu rozpędziłem się do 60 km/h, bo dodatkowo pomagał wicher w plecy.
W Niemczech w drugi dzień Wielkanocy też mają wolne (mają ponadto jeszcze wolny piątek), więc drobne zakupy w Schwennenz nie wyszły.
Stamtąd leniwie poturlaliśmy się polną drogą do Bobolina (z przerwą na kawę przed granicą), skąd przez Stobno dojechaliśmy do Mierzyna (Baśka "R" podrywała po drodze wszystkie napotkane psy i koty;))).
Baśkę-miłośniczkę fauny pożegnaliśmy na rondzie przy Derdowskiego, a z Basią "M" i Piotrkiem przez Centralny wróciliśmy na Pomorzany.
Spacerek, naprawdę spacerek... Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 34.00 km (2.00 km teren), czas: 02:15 h, avg:15.11 km/h, prędkość maks: 60.00 km/h
Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 700 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Wielkanocne pieczone Misiacze :)))

Sobota, 7 kwietnia 2012 | dodano: 07.04.2012
Wszystkim bikerom, znajomym i nieznajomym życzę udanych Świąt Wielkanocnych, jakkolwiek je obchodzicie :))).
Wpis dziś dość nietypowo związany jest raczej z moim awatarem, a nie z moim rowerem czy wycieczką :))).
Ostatnio realizuję się piekarniczo, bo oprócz regularnego pieczenia chleba na zakwasie dziś z okazji "nadciągającej" Wielkanocy zabrałem się za wypiek maślanych ciastek. Nie byłbym sobą, gdyby w ramach tego nie powstał ciastkowy Misiacz dla Krysiorka plus zapasowy dla jej małej koleżanki, żeby nie było jej smutno ;).
Ciastkowe Misiacze - wypiek własny. © Misiacz

Misiacz ciasteczkowy 3D. © Misiacz

Uprzedzając ewentualne pytania o przepis, podaję go poniżej:

- 2,5 szklanki mąki
- 0,5 szklanki cukru
- 1 jajko
- kostka masła
- pół łyżeczki proszku do pieczenia

Ciasto ugnieść, rozwałkować i powycinać ciacha kieliszkiem lub szklanką (albo rzeźbić Misiacze czy co tam kto lubi;))).
Piekarnik rozgrzać do 200 st., ciacha poukładać na blaszce przykrytej papierem do pieczenia i piec od 12-20 minut (pilnować, aż zrobią się lekko złociste).
Smacznego i Wesołej Wielkanocy! ;) Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Na zakupy świąteczne w Gartz (Niemcy).

Czwartek, 5 kwietnia 2012 | dodano: 05.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Miałem dziś kolejny wolny dzień, tzn. na początku mi się tak wydawało, bo jedno zlecenie przyszło jak już ruszałem w trasę, a drugie w Niemczech, gdy byłem niedaleko Gartz.
Czemu one nie przychodzą, jak siedzę w domu i na nie czekam?!
A tak...przepadło.

No nic, jak się ruszyło, to się pojechało. Miałem w planie podjechać do gospodarza w Nadrensee, aby kupić jajka wiejskie, bo u nas ich ceny osiągnęły idiotyczny pułap (nawet 10 zł za 10 szt. za dobre jajca), a w tym biednym kraju za miedzą, który wojnę przegrał i pewnie biedę klepie, można jajka od kur wolnego chowu kupić po 1,50 EUR za 10 szt.

Na światłach przed Autostradą Poznańską stałem pierwszy, za mną podjechał samochód: klakson.
Myślę sobie "No kie licho?!"
Tym "lichem" okazał się Paweł "Axis" w swoim wielkim Mitsubishi. Pozdrawiam! :)
Jakoś wyjątkowo dopisywała mi forma, pod górkę do Warnika wręcz pędziłem.
Potem wjechałem do Rzeszy.
Z górki za Ladenthin z kolei spokojnie rozpędziłem się do blisko 52 km/h.
Z tą prędkością minąłem biegacza i wspiąłem się na najwyższe okoliczne wzniesienie.
Ledwie zrobiłem zdjęcie, patrzę, a ten biegacz zap... pod tę górkę jak motorek i już jest prawie przy mnie.
Szkoda, że mu prędkości nie zmierzyłem.
Na górce za Ladenthin w kierunku na Nadrensee.

Widoczny na szosie biegacz.
Mijałem go mniej więcej na horyzoncie.

Aaa...już wiem, skąd taka forma u mnie. Wiało mi w plecy z prędkością 7 m/s. Wiedziałem więc już, co mnie czeka w przeciwną stronę :///.
Jajec nie kupiłem, bo na drzwiach wisiała kartka, że "gdzieś poszedłem, jakieś 300 m stąd, koło fryzjera, w lewo, w prawo...".
Pffff...weź i szukaj.
Pojeździłem po wiosce, ale nawet tego fryzjera nie znalazłem, więc cóż, pojechałem w stronę Tantow.

Między Tantow a Hohencośtamcośtamcośtamcośtam...no dobra, Hohenreinkendorf, próbował mnie ścigać traktor z przyczepą.
Na podjazdach był już blisko, a na zjazdach zostawał w tyle...i tak się bawiliśmy aż do skrzyżowania ma Gartz, w którego kierunku ja skręciłem, a on pojechał w swoją stronę. No, ale nie dogonił mnie :))).
W Gartz poszedłem na zakupy do Netto i GetraenkeLand.

O dziwo, w Netto były jajca z chowu ściółkowego (podobno od wypoczętych kur ;))) za...1,19 EUR (czyli za ok. 5 zł, połowę tego co u nas).
Tak obserwuję tych Niemców (Japończyków też) i wygląda na to, że opłacało im się wojnę rozpętać, a potem ją przegrać.
Widocznie wojaczka i rzezie uważane są u nich od wieków za dobry biznes.
Wczoraj czytałem o proporcjach ZAROBKI - CENA LITRA PALIWA.
Przy zachowaniu proporcji niemieckich obecnie płacilibyśmy (a raczej tak byśmy to odczuwali) jak za ok. 1,60 zł za litr paliwa.
Z kolei gdyby Niemcy zachowali proporcje polskie, litr paliwa kosztowałby u nich...6 EUR (cena "odczuwalna")!!!
Niewyobrażalna rozbieżność poziomów.

No ale, odbiegam od tematu. Kupiłem balast, żeby mi się fajniej jechało pod wiatr :))).
- 2 litry wina (ok. 2 kg)
- 1,5 litra (ok. 1,5 kg) płynu do prania (dodam, że za 1 EUR ;)))
- 1,6 kg sera Gouda (prawdziwy, bez oleju palmowego i innych syfów)
- 10 jajek (pewnie z 0,5 kg)
- 3 piwa naturalne, bawarskie (ok. 1,5 kg plus butelki)
Razem dowaliłem sobie ok. 7 kg i potoczyłem się trasą rowerową z Gartz do Mescherin, gdzie na szczęście osłaniał mnie las.

Górka z Mescherin do Staffelde to już lekka porażka, wiatr wirował, stromo było...tylko ten świeżo położony asfalt mnie pocieszał.
Jechałem, gapiłem się w ten asfalt i dumałem:
"No dobra, ale jak do jasnej cholery udaje się wam k...Niemiaszki położyć asfalt bez najdrobniejszej fałdy, no przecież to jest NIE-WY-KO-NAL-NE!!!"
A potem, za Staffelde, za Neurochlitz dowlokłem się do Kołbaskowa.

Górka do Przecławia.
Siedem kilo balastu dodatkowego w sakwach.
Wiatr ok. 7 m/s prosto w gębę!
BEZCENNE!
Dostałem tam w zad i nie chciało mi się jechać, no ale dojechałem, a nawet po rozpakowaniu się zrobiłem dodatkowe 11 km po Szczecinie do mojego księgowego.
Powiem więcej, nie spotkałem dziś w mieście żadnego drogowego chama (ale widziałem chłopaka, który prawie wpadł na maskę samochodu paniusi, która go "nie zauważyła, bo słońce").
Jednak jeśli o mnie chodzi, to jestem ze swojego wyjazdu zadowolony ;). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 83.20 km (1.00 km teren), czas: 03:34 h, avg:23.33 km/h, prędkość maks: 52.00 km/h
Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1754 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(21)

Pomysły posła dla rowerzystów (obowiązkowe przeglądy itp.)

Wtorek, 3 kwietnia 2012 | dodano: 03.04.2012
Nasi posłowie wykazują się wyjątkową "twórczością", jednym z nich jest p. Maciej Mroczek, któremu marzy się m.in. żeby rowerzyści obowiązkowo poddawali rowery przeglądom technicznym (nie wątpię, że płatnym), obowiązkowo jeździli w kamizelkach...itp.
Oto pewne zdanie z jego interpelacji:

"Niestety coraz częściej uczestnikami ruchu stają się rowerzyści."

Nie lubi rowerzystów, czy przeszkadzamy samochodom?

Artykuł z treścią interpelacji pana p osła do przeczytania:
ARTYKUŁ"Głupota nie śpi, czyli Ruch Palikota w natarciu".

Swoje zdanie o pomyśle można wyrazić na oficjalnym portalu FB pana posła:
PORTAL POMYSŁODAWCY na FB.

Można ewentualnie podzielić się z nim swoimi przemyśleniami wysyłając maila widocznego u dołu strony sejmowej pana posła:
STRONA SEJMOWA POMYSŁODAWCY.

Miejmy nadzieję, że nie dopisze jeszcze o tablicach rejestracyjnych, trójkątach i gaśnicach w rowerze.
Coraz mniej kierowców kupuje paliwo, a kasę przecież z kogoś trzeba doić.
Jak ktoś chce się "solidniej wypłakać" to zapraszam na FORUM BS.


P.S.
A to koszmarna futurystyczna wizja przyszłości z Mroczkiem jako Ministrem Transportu:
ZAMIESZKI POD STACJĄ DIAGNOSTYCZNĄ DLA ROWERÓW STŁUMIONE Rower: Dane wycieczki: 0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)

Spacerek do Niemiec (Ladenthin) ze statystyką w Polsce.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 | dodano: 01.04.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wyskoczyłem dziś na samotny spacerek do Niemiec. Bez ciśnięcia i szarpania. Luzik totalny...powiedzmy, pomijając fakt, że miałem na początek ostry wiatr w twarz, ok. 11 m/s, według angielskiego nazewnictwa wiatrów jest to tzw. "fresh breeze" (świeża bryza).
Hm...no jak wieje 11 m/s, to chyba faktycznie świeża ;))).
Skutecznie odświeżała mnie na długim podjeździe do Warnika.
Nim tam jednak dojechałem, na Rondzie Hakena, gdzie droga dla rowerów przecina dwie dwupasmowe jezdnie postanowiłem zrobić mały eksperyment statystyczny.
Polegał on na tym, że stanąłem przy jezdni na "przysługującym mi" przejeździe i zacząłem liczyć, który samochód przepuści mnie przez jezdnię (zgodnie z prawem powinni się zatrzymać).
Prawo prawem, ale cudów się nie spodziewałem.
Przejechało 8 samochodów, żaden nawet nie zwolnił, pięć z rejestracją ZS, trzy z rejestracją ZGR.
No wreszcie, dziewiąty się zatrzymał i poczekał aż przejadę, lepiej dziewiąty niż żaden.
Sęk w tym, że ten dziewiąty miał rejestrację...HH, czyli Hamburg...:)))
Chyba nie kwalifikuje się jednak do lokalnych statystyk.
No dobra, wjechałem na górkę do Warnika i tuż przed Ladenthin chwyciłem za aparat, póki świeciło słońce (na 14:00 zapowiadano chmury, a nawet opady).

A to nowy nabytek, dołożyłem kilka kolejne kilka gramów do swojego "TIR-a", no ale jak nie powiesić odblaskowego Misiacza? ;)))
Nowy odblaskowy Misiacz. © Misiacz

Zdjęcie chmur przed Ladenthin.

Miejsce odpoczynku przy głazie narzutowym w Ladenthin.

Chmurki przed Schwennenz.

Nigdy tak szybko nie podjeżdżałem polną drogą pod górkę od Schwennenz do Bobolina, a to dlatego, że od tej pory tę "świeżą bryzę" miałem w plecy i tak już było aż do Szczecina (Vmax = 51 km/h nie stanowiło problemu, zwłaszcza z górki). Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 31.53 km (3.00 km teren), czas: 01:41 h, avg:18.73 km/h, prędkość maks: 51.00 km/h
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 659 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)