MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2012

Dystans całkowity:576.54 km (w terenie 121.00 km; 20.99%)
Czas w ruchu:21:01
Średnia prędkość:19.67 km/h
Maksymalna prędkość:40.00 km/h
Suma kalorii:9224 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:30.34 km i 3h 30m
Więcej statystyk

Offroad na T-34 w Breniu

Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano: 21.01.2012Kategoria Drawieński Park Narodowy, Po Polsce, Szczecin i okolice, U przyjaciół ...
Po "inteligentnych" wyczynach Ministerstwa Zdrowia i Bartosza A. trudnych do objęcia racjonalnym umysłem musiałem szybko wywieźć Basię na wieś, do Brenia, do którego - jakby wiedziona przeczuciem - zaprosiła nas Hania, aby mogła odpocząć od ciężkiego stresu, fundowanego jej codziennie przez NFZ i rządową spółkę.
W piątek wieczorem już byliśmy u Hani i bez zbędnych opóźnień zabraliśmy się za walkę ze stresem :).
Bój to był ciężki i późnym (naprawdę późnym) popołudniem zdecydowałem się na malutką wycieczkę. Jako, że tak zmęczonemu wczorajszą walką nie uchodziło pojawiać się na drogach publicznych, postanowiłem przejechać się po lesie trasą Misiacz Route No. 14, przez tubylców zwaną też drogą pożarową nr 14.
Misiacz Route No. 14. © Misiacz

Wsiadłem na rower Hani, który jakieś 14 lat temu był rowerem Basi, ale wybrał życie na wsi i słusznie, bo dobrze się tu spisuje :).
Dwukołowy T-34 w Breniu. W tle Soja i Selma. © Misiacz

Co do finezji i subtelności, to rower ten można porównać do radzieckiego czołgu T-34.
Jednak dzięki temu, podobnie jak czołg T-34, niezawodnie i dzielnie przedzierał się przez pełną błota i kałuż drogę dojazdową do trasy nr 14, którą rozjeździły pojazdy drwali. Ani razu się nie zakopał, nie buksował, nie uślizgiwał - tylko dzielnie parł do przodu, a ja nie wylądowałem w bagnie (co niechybnie stałoby się moim udziałem, gdybym próbował tam przejechać na swoim KTM-ie, bo już kiedyś próbowałem i marnie to wyszło).
W ogóle, to jakieś 500 m po wyruszeniu na trasę zaczął padać deszcz, ale nie zamierzałem się cofać.
Cóż...wiosna tej zimy jest wyjątkowo jesienna.
Błotko ujęcie 1. © Misiacz

Wreszcie dotarłem do Misiacz Route No. 14, która jest drogą utwardzoną szutrem i tu już jechało się przyzwoicie.
Żeby było weselej, do padającego deszczu dołączył mokry śnieg i zrobiło się jeszcze fajniej ;).
Szutrówka - Misiacz Route No. 14. © Misiacz

Wyjazd z lasu przypominał poligon po jesiennych manewrach po ciężkich opadach, ale T-34 znów niezawodnie wyciągnął mnie z błota, za co po powrocie do domu odwdzięczyłem mu się tym, że wykąpałem go strumieniem wody z węża. A co, należało mu się.
Błotko ujęcie 2. © Misiacz

Potem jeszcze kurs po wiosce. Rower: Dane wycieczki: 9.20 km (7.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)

Po odbiór Cariny...

Poniedziałek, 16 stycznia 2012 | dodano: 16.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Pojechałem odebrać z warsztatu starszy z moich pojazdów (zabytek prawie, mój ulubiony "pieszczoch")...który okazał się być bardziej niezawodny niż współcześnie produkowane paski rozrządu, który po przedwczesnym pęknięciu spowodował totalną demolkę głowicy silnika - na amen (pasek zmienić musiałem, wziąłem japoński z najwyższej półki, strach pomyśleć, gdybym kupił zamiennik).
Cóż, kiedyś wszystko było lepszej jakości, włącznie z łańcuchami rowerowymi i kasetami (mam nadal sprawne te części z lat 80 w szosówce). Tymczasem mój łańcuch LX zakupiony jesienią pokrywa się rdzą i chrzęści (napęd i łańcuch nowe), cokolwiek bym nie robił i jakkolwiek bym o niego dbał.
Po odbiorze Cariny zapakowałem do niej "Kozę" i wróciłem do domu.
Rower:Koza Dane wycieczki: 7.00 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Na Głębokie po ciekawym dniu.

Niedziela, 15 stycznia 2012 | dodano: 15.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
To drugi wpis tego dnia. Pierwszy dotyczył dość ciekawych wydarzeń, w tym zakupu roweru i założenia konta na BS przez Basię "Misiaczową" (więcej TUTAJ).
Po tym wszystkim zachciało mi się uczciwie przejechać (no może nie aż tak uczciwie jak wczoraj), więc późnym popołudniem pojechałem na Głębokie (i wracałem już po ciemku).

Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 23.65 km (8.00 km teren), czas: 01:16 h, avg:18.67 km/h, prędkość maks: 30.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 488 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)

Koniec świata!!! Czy Majowie mieli rację?!

Niedziela, 15 stycznia 2012 | dodano: 15.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
Po ostatnich wydarzeniach muszę stwierdzić, że chyba coś jest w przepowiedni Majów, że koniec świata blisko, ale o tym pod koniec.
Po pierwsze, dziś rano wybraliśmy się z Basią i jej koleżanką Anetą na giełdę w Płoni do znanego nam już sprzedawcy rowerów (spokojnie, pan został sprawdzony przez odpowiednie służby:))). Sprowadza rowerki np. z niemieckich sklepów, gdzie po jazdach testowych dokonywanych przez klientów idą na sprzedaż za śmieszne pieniądze (np. z powodu przetartej linki, czy innej głupoty).
Aneta była zainteresowana trekkingową damką dobrej klasy.
Od razu po wejściu na halę rzucił mi się w oczy nowiutki rower niemieckiej firmy STEVENS (klik) wart w sklepie około 2700-2800 zł! Rocznik 2011, przebieg: kilkanaście km.

Rower wyjątkowo fajny, cały na osprzęcie Alivio (przednia i tylna przerzutka, hamulce), opony Continental, na aluminiowej ramie z dynamem w piaście i bagażnikiem, który chętnie bym sobie przywłaszczył! :)))
Waga jak na trekkinga wyjątkowo niska, bo 14,6 kg (przypomnę, że mój aluminiowy KTM waży 17,5 kg)!


Więcej danych technicznych roweru znajduje się TUTAJ.

Testując z Basią rowery dla Anety przypuszczam, że przejechaliśmy jakiś cały kilometr, więc na wpis zasłużyliśmy! :)))

A teraz hicior: udało mi się utargować cenę z 1000 zł na 880 zł !!!
***
Dobra, a teraz o tym końcu świata. Skąd takie myśli?
Po pierwsze, nasz ulubiony "Gadzik" założył ponownie konto na BS, a nie miał już nigdy go zakładać. Konto jest i ma się dobrze KLIK.
Jednak o zbliżającym się końcu świata przekonało mnie co innego.
Otóż konto na BS założyła...moja Basia "Misiaczowa" (no, ja założyłem i je administruję, ale sam fakt, że chciała jest niesłychany, po tych wielokrotnych "nie!", "nigdy!", "Misiacz, zapomnij!!!" :))). Opisów nie zamierza oczywiście dokonywać, podobnie jak nie zamierza wklejać zdjęć (hm...na razie? ;))), konto ma służyć wyłącznie celom statystycznym, bo skoro planuje wyjazdy z Anetą i z innymi naszymi BS-owymi bikerkami, to przecież nie będę tego wpisywał u siebie.
Coś tam jej czasem wpiszę, jak najdzie mnie ochota...
Oto i konto: http://misiaczowa.bikestats.pl :)

P.S. Dziękujemy Danielowi za to, że się pojawił i za transport. Rower: Dane wycieczki: 1.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(14)

Wyjazd z BS i RS do Rieth (Niemcy).

Sobota, 14 stycznia 2012 | dodano: 14.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Nareszcie uczciwa wycieczka, której nie można nazwać "partyzanckim wyskokiem po bułki"!
Pogoda wreszcie odpuściła sobie złośliwości i przestała olewać nas z góry deszczem.
O godzinie 8:30 Jarek "Gadzik" zarządził zbiórkę pod "Orłami", ale ponieważ byłem tam dużo za wcześnie, więc spokojnym tempem potoczyłem się przez Las Arkoński w kierunku Głębokiego, by tam spokojnie poczekać na ekipę.

Ekipa pojawiła się przed godziną 9:00. Wśród rowerzystów znanych mi był oczywiście Gadzik, Sargath, Monter, Piotrek, Lewy i Grom.

Po szybkim skoku do Pilichowa dołączył do nas wieczny Święty Mikołaj, czyli Siwobrody na swoim angielskim, miejskim klasyku. Temperatura wynosiła 1 st.C, więc prawie upał, ale wicherek był niezgorszy i smagał po pysku, w grupie jednak na szczęście jedzie się łatwiej. Całkiem szybko dotarliśmy do Tanowa, za którym zrobiliśmy sobie postój. Nie mogłem się oprzeć, aby nie zrobić zdjęcia Raleigha Siwobrodego.

Raleigh Siwobrodego. Made in England. © Misiacz

Stamtąd dość nudną prostą przez Puszczę Wkrzańską zmierzaliśmy w kierunku granicy za Dobieszczynem.
Teren jest oczywiście ciekawy sam w sobie, ale tyle razy tam jeździłem, że się opatrzył.

Po przekroczeniu granicy nawierzchnia zmieniła się diametralnie, jednak już w Hintersee wjechaliśmy na szutrową, leśną część "Oder-Neisse Radweg".
W Ludwigshof zatrzymaliśmy się na postój. W wiosce jak to zwykle u Niemców pozostawiono bruk.

Nasza szutrówka.

Bardzo szybko dotarliśmy do Rieth. Bo drodze nie było mojej ulubionej budki "B-IMBISS-ika", więc nici z kawy i "wursta".
Niestety, kafejka z serniczkiem w Rieth również zamknięta na głucho. :((( Wioska jak wymarła, widać po sezonie nie opłaca się otwierać.
Całą grupą pojechaliśmy na nowo wybudowaną przystań nad Neuwarper See.


Poziom wody był bardzo wysoki, okoliczne tereny są podtopione.

Tutaj widać to całkiem dobrze, część nabrzeża jest pod wodą.

Ponieważ "Gadzik" zaplanował przedzieranie się leśnym duktem do Polski, a nie uśmiechało mi się babranie w błocie i powrót przez chemiczne Police, więc zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią odłączyłem się i skierowałem do Altwarp, a nuż tam będzie otwarta Fischbuda i zjem moją ulubioną Fischbroetchen? Nie pojechałem sam, bo dołączył do mnie Paweł "Sargath", więc towarzystwo miałem zapewnione!

Okazało się, że Paweł nigdy nie był w Altwarp, choć wydawało mu się, że był. Podobnie jak ja, również i on był urzeczony spokojnym, morskim klimatem tej miejscowości.
Tu również widać skutki wysokiej wody!

Woda prawie równo z nabrzeżem.


Ku mojemu niezadowoleniu, również moja Fischbuda była też zamknięta (w zasadzie wszystko, co mogło być otwarte - było zamknięte), więc o bułce z rybką mogłem sobie tylko pomarzyć, a jeszcze bardziej Paweł, który ma dziwaczny zwyczaj wybierać się na wycieczki bez prowiantu (podobno bułka za dużo waży i zestaw rowerzysta+rower+plecak przekracza wtedy masę dopuszczalną :)))).

Przed opuszczeniem Altwarp wdrapaliśmy się jeszcze na wzgórze widokowe, skąd cyknąłem parę ujęć.


Na wzgórzu stoi znak nawigacyjny dla statków płynących przez Zalew Szczeciński.

Zaraz za Altwarp drogę przebiegła nam rodzinka łosi. W Warsin ponownie skręciliśmy w las, zaś przed Rieth natknęliśmy się na straż pożarną, którą zapobiegawczo układała worki z piaskiem przy wale, którym biegnie ścieżka.
W Rieth skręciliśmy tym razem na Ahlbeck, bo ponowna jazda lasem byłaby chyba już męcząca. Mimo, że wiatr teraz mieliśmy w plecy, nie czuliśmy się specjalnie rześko. Wina w tym mojej długiej przerwy w jeżdżeniu i jedynie krótkich wypadów na zakupy, a u Pawła wpływ miał ten dziwny zwyczaj z brakiem prowiantu, więc podzieliłem się z nim moją ostatnią bułką. Musiało to nam starczyć aż do Tanowa, do którego toczyliśmy się już niezbyt żwawo. W Tanowie Paweł zakupił pieczywo, napoje i kiełbaskę i troszkę w siebie tego wrzuciliśmy. Mimo tego dalej leniwie wlekliśmy się do Szczecina. Po przejechaniu przez Las Arkoński pożegnaliśmy się w okolicach ulicy Ostrawickiej.
Muszę powiedzieć, że lepiej się czułem po sierpniowych 300 km niż po dzisiejszym dystansie, ale przyczyny podałem powyżej. Dużo było deszczowych dni, wiele się zdarzyło, dużo zajęć i za wiele nie jeździłem. Myślę, jednak że szybko się rozkręcę. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 134.34 km (16.00 km teren), czas: 06:46 h, avg:19.85 km/h, prędkość maks: 32.00 km/h
Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2740 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(19)

Partyzancka Koza i...wietrzenie po pracy

Poniedziałek, 9 stycznia 2012 | dodano: 09.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Rower:Koza Dane wycieczki: 16.34 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)

Partyzancka Koza i...zakupy

Niedziela, 8 stycznia 2012 | dodano: 08.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Partyzantki rowerowej ciąg dalszy, niestety.
Pojechałem (znowu) Kozą na BP po żarówkę do samochodu i do Lidla na zakupy.
Co do Kozy, to kilkuletnie chińskie pedały, które do niej przytwierdziłem dokonały swojego żywota.
Założyłem zamiast tego oryginalne gumowane pedały od mojego KTM-a, które zdjąłem zaraz po jego zakupie w 2008 roku, żeby zamontować do niego SPD-y.
W ten sposób - dzięki pedałom KTM - wartość Kozy dramatycznie wzrosła! :))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 7.16 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)

Po mieście i takie tam...

Środa, 4 stycznia 2012 | dodano: 04.01.2012Kategoria Szczecin i okolice
Korzystając z letniej styczniowej pogody :))) wybrałem się do Basi, do Lidla i różne dyrdymały.
Koza skrzypi (od tego jest), zwłaszcza lewy pedał...ale jedzie! :). Rower:Koza Dane wycieczki: 16.82 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h, prędkość maks: 0.00 km/h
Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)

Wietrzenie i płukanie Misiacza...

Poniedziałek, 2 stycznia 2012 | dodano: 02.01.2012Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Jako, że dzięki usilnym staraniom Ministerstwa "Zdrowia" mieliśmy kompletnie spieprzony wyjazd na Sylwestra (więcej TUTAJ) więc dość konkretnie się odstresowywałem, na tyle konkretnie, że dziś musiałem przewietrzyć się solidnie.
Po rozpatrzeniu kilku wariantów wybór padł na spenetrowanie nowej ścieżki rowerowej za Dobrą w kierunku Łęgów i dalej.
Pogoda była wysoce podejrzana, za oknem snuły się chmury, była jakaś wilgoć, ale deszcz nie padał.
Temperatura u mnie na balkonie wynosiła ok. 15 st.C, a na dole było 10 st.C. Typowy styczeń :)))).
Nim dojechałem do Dobrej, rower miałem już cały w błocie, miejscami spadło na mnie parę kropel deszczu, ale były to naprawdę pojedyncze kropelki. Jadąc przez Dobrą pomyślałem, że Piotrek "Bronik" za niedługo kończy pracę, więc stwierdziłem, że może uda mi się go wyciągnąć na powrót do Szczecina dłuższą nieco trasą przez Niemcy.
Tymczasem udałem się na penetrację nowej ścieżki.

Ścieżka prezentuje się znakomicie, a piękna zieleń styczniowej trawy doskonale się z nią komponuje :))).

Jadąc ścieżka minąłem wieś Łęgi. Ścieżka jest pociągnięta dalej, zdaje się że do miejscowości Rzędziny, ale już tego nie sprawdzałem, bo urwała się nagle. Niedaleko były jakieś zabudowania, ale dojazd do nich prowadził błotnistą polną drogą i nie chciałem zagrzebać się w tym błotku.
Trzeba też było zawracać, bo umówiłem się z Piotrkiem na spotkanie pod sklepem w Buku.
Aby szybciej dotrzeć na miejsce, w celu zmniejszenia oporów powietrza zamontowałem sobie z tyłu pełne koło :))).
Nowe pełne koło :))). © Misiacz

Po zrobieniu przez Piotrka zakupów spożywczych ruszyliśmy do przejścia w Blankensee, skąd do Bismark mieliśmy jakieś 5-6 km morenowymi zjazdami i podjazdami.
Niestety, pogoda zaczęła się robić nieciekawa, deszcz zaczynał padać z coraz większą intensywnością.
W Bismark Piotrek zdecydował się na włożenie kurtki przeciwdeszczowej, ja liczyłem, że jednak może to tylko chwilowy opad.

"Nie ma złej pogody, są tylko nieprzygotowani rowerzyści" - jak mawia stare powiedzenie cyklotyków.
Coś mnie tknęło przed wyjściem z domu, żeby cofnąć się i zabrać pelerynkę i popryskać buty impregnatem. Misiaczowa intuicja czy zdrowy rozsądek?
Tuż przed wyjazdem z Bismark i ja wrzuciłem na siebie coś nieprzemakalnego (dalsze zdjęcia są autorstwa Piotrka), bowiem intensywność deszczu narastała.

Jak stwierdził Bronik, ze zdjęć tych jasno wynika, że czerwony kapturek nie jest kobietą :))).

Dalej już w konkretnym deszczu przejechaliśmy przez Grambow, Schwennenz i Ladenthin, by tam wjechać do Polski. Nie dość, że lało, to i zaczęło się ściemniać, ale my z Piotrkiem jesteśmy oświetleni jak choinki, więc nie stanowiło to problemu. Zdjęć już nie ma więcej, bo warunki na to zupełnie nie pozwalały. Przez Będargowo i Przecław dotarliśmy do Szczecina. Pod pelerynkę nie dostał się deszcz, za to jakieś 3 km przed domem zaczęły mi przemakać SPD-y, ale uważam, że i tak długo wytrzymały dzięki impregnatowi. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 65.81 km (1.00 km teren), czas: 03:17 h, avg:20.04 km/h, prędkość maks: 40.00 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1356 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)