MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Dzień 5 wyprawy "Odra-Nysa". Helene See-Frankfurt (O)-Lebus-Kuestrin-Bleyen.

Środa, 22 sierpnia 2012 | dodano: 29.08.2012Kategoria Wypadziki do Niemiec, Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012, Z Basią...
Budzik nastawiony na 6:30, żeby jak najszybciej zawinąć się w trasę. Mimo groźnych zapowiedzi, nasz "Angel Team" znów czuwał i całe to burzowe tałatajstwo przesunął na zachód.
W nocy widać było z tego kierunku błyski, jeden za drugim, niczym od dział rosyjskiej artylerii.
Namiot zwinięty, ciuchy się suszą, ale kawa gotowa, więc można zrobić przerwę w uprzątaniu burdeliku.

Po spakowaniu jedziemy zobaczyć to rzekomo "przepiękne" jezioro Helenesee.
Cóż, grubo przereklamowane...albo po nocy byliśmy uprzedzeni i może światło nie najlepsze?


Jeżeli ktoś chce zobaczyć piękne i niesamowite jezioro, to NAPRAWDĘ polecam jezioro Mueritz 140 km od Szczecina i trasę wokół niego, zdjęcia można obejrzeć w tej relacji: KLIK.
Podjeżdżamy do recepcji, odbieram kaucję za głupowaty breloczek, płacę 16,50 EUR za pobyt i "wspaniałą" kąpiel i można ruszać na Frankfurt.
Start mamy ostry, długim stromym podjazdem.
Szkoda, bo po wczorajszej "prawie 100-tce" Basia odczuwa pewne znużenie i dziś jedzie jej się ciężko.

Kiedy dojeżdżamy do Frankfurtu, okazuje się, że droga jest zamknięta, jakieś roboty i czeka na nas "Umleitung" (objazd). Ja jednak ponownie kieruję się radarem typu "misi nos" i przez drogi osiedlowe robimy znaczny skrót, po czym dołączamy do szlaku.
Dojeżdżamy do miejsca, gdzie Niemcy pieczołowicie dbają o cmentarz i pomnik żołnierzy radzieckich, jakby nie patrzeć, ich oprawców, choć Niemcy sami sobie ten los sprawili wszczynając krwawą wojnę.
Na cmentarzu leżą też radzieccy obywatele cywilni, którzy popełnili tę głupotę i zaraz po wojnie zaczęli wracać do ojczyzny.
Część z nich zmarła z chorób, część została wymordowana przez radzieckie NKWD za to, że uciekała przed wojną "w niewłaściwą stronę", ot powitała ich ojczyzna.
Pomnik "gieroja".

Dosłownie obok cmentarza znajduje się jeden z pałaców von Kleista, obywatela Frankfurtu, pisarza, dramaturga, poety i publicysty niemieckiego.

Kluczymy uliczkami i dojeżdżamy do Odry.


Nim wjedziemy do przygranicznych Słubic na zakupy, chcemy posilić się lahmacunem u Turka i zwiedzić starówkę Frankfurtu.

Tu zjedliśmy pyszny lahmacun, popiliśmy kawą i ayranem.
Obsługiwała nas miła kelnerka, cały czas gadaliśmy po niemiecku, a pod koniec okazało się, że ... jest Polką, więc zmieniliśmy język na znacznie dla nas łatwiejszy :).

Po posiłku przyszedł czas na leniwą, turystyczną rundkę po Frankfurcie, miłośnicy wykręcania średniej AVG byliby przerażeni! :)))

Brama. Kościół Marienkirche.

Okoliczne zabudowania.

Dzwoneczek :).

Ulica przed wejściem do kościoła wybrukowana jest kostkami z nazwiskami darczyńców (czyt. sponsorów) :).

Kościół nie służy już do nabożeństw, jest pusty i pełni rolę sali koncertowej.
Dziwnie to wygląda.

Wracamy nad Odrę i mostem granicznym przedostajemy się do Słubic na zakupy.

Zakupy robię w najbliższej "Żabce", kupuję też lokalnego izotonika na niemiecki szlak.

Wtaczamy się na szlak po niemieckiej stronie i wybieramy zachodnią alternatywę trasy Odra-Nysa. Za uchronienie nas przed odnogą wschodnią serdecznie dziękujemy Markowi "Meakowi", z którym rozmawiałem telefonicznie jeszcze w trakcie posiłku, dzięki temu uniknęliśmy jazdy po chaszczach i być może po korbę w wodzie :).
Odbijamy na zachód i widzę wędrowca z kosturem w dłoni i ze znajomym mi kształtem muszli św. Jakuba na plecaku i na szyi.
To nie może być mięczak, o nie. Zmierza pieszo Drogą Św. Jakuba "Camino de Santiago" do Santiago de Compostela w północno-zachodniej Hiszpanii, tuż przy granicy z Portugalią.

Wołam do niego dla pewności:
- Santiago?
- Nicht ganz (nie całkiem)!
Pozdrawiamy się zwrotem "bon camino" i próbujemy zdobyć ogromny podjazd. Ja się jakoś wtaczam, Basia podprowadza rower i na końcu wjazdu przy wiacie decydujemy się na wypicie na pół izotonika.
Ledwie skończyliśmy...dotuptał do nas wędrowiec, ma parę w nogach, a my się podjazdem przejmujemy.
Wdaję się z pielgrzymem w pogawędkę, to nie jest jego pierwszy raz na tym szlaku, ale zawsze chodził wersją szlaku z Francji i gdzieś z Hiszpanii.
Dziś wyruszył z rodzinnego Frankfurtu i chce przejść 3.000 km w około 4 miesiące, robiąc dziennie "z buta" i z ciężkim plecakiem po około 30 km.
Hehe, a niektórzy się męczą po takim dystansie na pustym rowerze, nawet nasza wyprawa wydała mi się spacerem :))).

Cały szlak oznaczony jest symbolem muszli św. Jakuba.


Dopiero w Hiszpanii, nie wiem dlaczego, przyjmuje on formę żółtych strzałek, tę wg słów wędrowca "maznęli" hiszpańscy pielgrzymi.

Napominam, że Basię też kusi ten szlak, na co pan żartem zaproponował, żeby porzuciła tu rower i ruszała na Santiago :))).
Żegnamy się "bon camino" i ruszamy na ... Szczecin.
Droga jak z bajki.

Rozpędzam się na zjeździe i nie zauważam drogowskazu w prawo, Basia woła mnie, zawracam i odbijamy w stronę doliny Odry, by po chwili ostrym podjazdem dostać się na punkt widokowy przed Lebus.

W Lebus oglądamy zabytkowy kościół (Basia z daleka, bo podjazd był) i ruszamy dalej.

Wioseczka bardzo schludna.

Na trasie mijamy non-stop przepiękne rozlewiska Odry.


Powoli zbliżamy się do Kostrzyna. Całkiem niedaleko tego miejsca, w roku 2008 pakowaliśmy się z Danielem wraz z naszymi rowerami na tratwy spływające Odrą do Szczecina (relacja: KLIK).

Tymczasem zatrzymujemy się w miejscu katastrofy z roku 1947, potężnego rozerwania tamy i zalania przez rzekę rozległych obszarów.

Obok stoją nasze rowery, a na ziemi widać w całej okazałości rozwiniętą mapę szlaku Odra-Nysa :).

Basia dziś jest dość zmęczona, więc z wyrzutami sumienia ciągnę ją kilometr dłużej, by choć z oddali zerknęła na twierdzę Kostrzyn.

Skrótem pod wiaduktem wracamy na szlak i kierujemy się na pobliskie Bleyen, gdzie zaplanowaliśmy rozbić namiot na polu namiotowym pensjonatu "Wagenrad" przy Dorfstrasse 31, który już na początku z całego serca i naprawdę szczerze odradzam !!! Po drodze mijamy pole namiotowe dla wędkarzy, pokój do wynajęcia, ale my dziś mamy chęć na namiot na polu przy pensjonacie (tak dobre mieliśmy wspomnienia z Łużyc i z tamtejszych poletek, no ale tu jesteśmy już w Brandenburgii).
Wjeżdżam na podwórko, nie ma nikogo, więc idę do wnętrza tego oto przybytku, skądinąd ładnego, ale warto go zapamiętać, żeby tam nie zaglądać.

Wychodzi starsza chuda "Helga" z twarzą buldoga i wyglądem strażniczki obozowej, każe czekać, no dobra poczekam.
Pokoju wolnego nie ma, zresztą nie wynajmę pokoju za 60 EUR, nie jestem desperatem.
Baba za kawałek trawy za domem woła 20 EUR, zgroza, ale Basia zmęczona, więc cóż, trudno, niech będzie.
Wskazuje nam poletko w pełnym słońcu, wręcza klucz do łazienek i sanitariatów. Jest to długi drąg, z niego zwiesza się łańcuch, a na nim wiszą klucze, nie wiem, czy to do bicia gości czy do łazienki. Za chwilę burczy coś, że jedna kąpiel 0,50 EUR, wydaje jakieś instrukcje jak to zrobić, a we mnie zaczyna wrzeć. Mam wybulić w sumie 21 EUR za kawał trawy i kąpiel na czas...ale Basia zmęczona, więc cóż, trudno, niech będzie. Stawiamy rowery na wskazanym miejscu, ale widzę, że są działeczki w cieniu, więc przeprowadzamy rowery.
W tym momencie z uwięzi zrywa się mąż "Helgi" o podobnej aparycji i stanowczym gestem wyprasza nas z cienia i paluchem wskazuje poprzednie miejsce.
Tego już za wiele, rzucam "nein, danke, pa pa", oddajemy klucz-maczugę i wyjeżdżamy z tego niegościnnego miejsca, aż zastanawiałem się, czy nie napisać do wydawcy mapy, że podawanie takich adresów szkodzi wizerunkowi szlaku.
Zajeżdżam pod widziany wcześniej adres, trudno, niech będzie pokój, ale mamy dość na dziś.

Wychodzi pan z brodą o miłej aparycji Papy Smurfa i od razu mi lepiej.
Zrozumiałem, że ma wolny pokój za 30 EUR za dwie osoby, więc w porównaniu z "ofertą okropnej Helgi" to okazja.
Idziemy wstępnie obejrzeć lokum.
Pomieszczenie prezentuje się przyzwoicie.


Może trochę inna epoka, ale czysto i schludnie.

Zgadzam się, biorę kwit meldunkowy a tam ... cena 40 EUR, kurczę, źle zrozumiałem.
Mówię więc, że przepraszam, ale zmęczony jetem i zrozumiałem, że to ma być 30 EUR.
Pan rozkłada ręce, nie da się i w tej sytuacji ... poleca pensjonat "Helgi" :))).
Niedoczekanie, lepiej wjechać do Kostrzyna i tam szukać, więc Basia wsiada na rower.
Tu ponownie odezwał się mój "misi nos", nagle zawracam i pytam pana:
- A tak w sumie, to nie lepiej mieć te 30 EUR niż 0,00 EUR ? ;)))
Pan drapie się w bródkę, przeprowadza skomplikowany proces myślowy i odpowiada:
- Faktycznie, racja...dobra...niech będzie za 30 EUR :))).
Płacę i ładujemy się do środka, gdzie Basia mówi, że tu są jeszcze jakieś drzwi, otwieramy a tam:

Hehe, tak to ja mogę sypiać, myślałem, że będę musiał rozkładać te składane kanapy, a tam królewska sypialnia :))).
Humory się poprawiają, siły wracają, więc na pustych rowerach jedziemy do pobliskiego Kuestrin-Kietz poszukać "Frankfurtera" na wieczór.
Zajeżdżamy z ciekawości na pole namiotowe dla wędkarzy, ale jest nieczynne z powodu awarii węzła sanitarnego.
Chyba mieliśmy szczęście!
Kuestrin-Kietz. Miejscowość "zabita" dechami prawie, a to niby taki "niemiecki Kostrzyn", ale sklepu ani widu ani słychu.
Ponownie odzywa się mój "misi nos", dostrzegam faceta jadącego na składaku, dzierżącego w dłoni skrzynkę po "Frankfurterze", więc rzucam krótko do Basi:
- Za nim! Ten trop doprowadzi nas do źródła !!! :)))
Faktycznie, pan doprowadza nas pod same drzwi sklepu, gdzie zaopatrujemy się w napoje na wieczór i wracamy, by wreszcie zrelaksować się przy piwku i kolacji.

Mapa dzisiejszego przejazdu:
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 62.34 km (4.00 km teren), czas: 04:27 h, avg:14.01 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1283 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

K o m e n t a r z e
Dornfeld, utkwiła mi w pamięci scena z filmu (tytułu nie pamiętam) rozstrzeliwania przez NKWD właśnie tych obywateli ZSRR, którzy trafili do Liechtensteinu i "dali się" zmanipulować na "powrót do ojczyzny", który skończył się masakrą pod lufami CKM-ów gdzieś w szczerym polu, gdy mężczyzn, kobiety i dzieci wygnano z wagonów na pole i otworzono ogień.
Własow był bydlakiem i zbrodniarzem, który sprzeciwiając się radzieckim bydlakom i zbrodniarzom związał się z nazistowskimi bydlakami i zbrodniarzami...wojna czyni z ludzi kanalie.
Misiacz
- 20:10 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Uzupełnienie historyczne : obywatele ZSRR na mocy porozumień z Wielką Brytanią i USA nie mieli możliwości ucieczki na zachód, wszyscy byli deportowani. więcej szczęcia mieli jedynie ci, którym udało się dostać do neutralnego Liechtensteinu. Pomijając tysiące niewinnych ofiar np, jeńców radzieckich, wielu dzięki temu spotkał sprawiedliwy los, przykładowo .... (autocenzura) gen. Własowa i innych dowódców powieszono na strunie fortepianowej, dodatkowo w podstawę czaszki wbito mu żelazny hak.

Odwrotnie było, w sekorach zachodnich Niemiec, gdzie zwłaszcza od czasu Konrada Adenauera, wielu zbrodniarzy stawało się szanowanymi lekarzami i prawnikami. "W 1952 jeden na trzech przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych w rządzie federalnym był byłym członkiem NSDAP. 48% członków korpusu dyplomatycznego należało do SS....

No i "najlepsze" "Ponad 37% Niemców w sektorze amerykańskim wyrażało pogląd, że „eksterminacja Żydów, Polaków i innej ludności niearyjskiej była konieczna z punktu widzenia bezpieczeństwa Niemiec”. (Wikipedia: hasło Adenauer).

Odnośnie pałacu von Kleista - postać bardzo ciekawa, ale jego śmierć każe zadać pytanie, czy był to geniusz, czy świr? Być może jedno i drugie. :)




dornfeld
- 19:29 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Loretta: kto by to sfinansował i przede wszystkim, kto by to kupował i czytał?

Srk23: To fakt, sknery z nich nie z tej ziemi, aż do przesady, ale to może między innymi dlatego są bogaci, bo na wszystkim oszczędzają ?
Misiacz
- 15:27 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Również zazdroszczę Ci znajomość języków, które są tak pomocne w wycieczkach u naszych sąsiadów za miedzy, a swoją drogą Nimcy to cholerne kutwy.
srk23
- 15:16 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Z przyjemnością "uczestniczę" w Waszym rajdzie a to dzięki świetnym tekstom i równie świetnym zdjęciom, natomiast zazdroszczę znajomości języków.


jotwu
- 14:27 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Pieknie pieknie jak zawsze, ale żeś tak sie targował o te 10 Euro, gdy tam takie małżeńskie łoże podali. Anonimowy Gość - 13:38 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Ten Lebus na swój sposób jest słynny-od niego wzięła się Ziemia Lubuska. ;)
michuss
- 11:31 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
fajnie się czyta czekam na więcej ,miałem 2 lata temu kwaterę z identycznymi mebelkami i wykładziną w Szwajcarii :-)
barblasz
- 11:30 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
pięknie pięknie, proponuję rozpropagować, książkę wydać naweT! Loretta - 11:11 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!