- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w kategorii
Szczecin i okolice
| Dystans całkowity: | 37811.12 km (w terenie 4758.22 km; 12.58%) |
| Czas w ruchu: | 1543:07 |
| Średnia prędkość: | 19.30 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 300.00 km/h |
| Suma podjazdów: | 705 m |
| Suma kalorii: | 719815 kcal |
| Liczba aktywności: | 1354 |
| Średnio na aktywność: | 27.93 km i 2h 15m |
| Więcej statystyk | |
Misiowy Zinfandel aus Kalifornien ;)
Sobota, 15 października 2011 | dodano: 15.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Dziś pojechaliśmy do Loecknitz.
Niby na wycieczkę...
Niby na zakupy...
A tak po prawdzie, to połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Najciekawszy jest przypadek Basi...ale po kolei.
Minęliśmy Będargowo i ruszyliśmy w stronę Warnika.
Ktoś tam próbował po drodze udowodnić swoją męskość i Basię ścigał. To nie ja. Ja robię zdjęcie...

Z Warnika dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd na granicę.
Pamiętacie (kto pamięta, ten pamięta), jak Basia mówiła, że NIGDY nie zrobi 100 km w 1 dzień? W tym roku zrobiła 138 km w 1 dzień i było jej mało.
Miała też nie nigdy jeździć z sakwami...z pominięciem oczywiście wyprawy do Brenia, hehehe...;)))
Teraz mówi, że nigdy, ale to nigdy nie będzie jeździła zimą. Dziś rano było koło 0 st.C.
Na tym zdjęciu - jak widać - Basia przygotowuje się intensywnie do NIE-JEŻDŻENIA w zimie! ;))))))))))))))))))
No faktycznie, strój letni ;)))!

Dodam, że w sakwie miała termos z gorącą herbatą i ochraniacze na buty kolarskie.
Pewnie po to, żeby mi udowodnić, że zimą nie wsiądzie na rower? :)))
Przed Schwennenz mały popas...

W Grambow wzrok przyciągały "rajskie jabłuszka"...

..oraz wyjątkowo ładne widoki Grambow w rześkim powietrzu.

W Loecknitz Basia poszła na zakupy w Netto "czarnym", a ja smarowałem łańcuch i uwieczniłem mój patent na ciepłe napoje w zimne dni.
Skarpetki do spania nieźle trzymają ciepło napoju.

W Netto "pomarańczowym" z kolei na zakupy poszedłem ja, a Basia dorwała się do aparatu...

Nic nie służy Misiaczom lepiej, jak wytrawne czerwone wino z Kaliforni z wizerunkiem niedźwiedzia ;)))

Oprócz wina z misiem dobrze też służy im pobyczenie się nad Loecknitzer See.



Nad jeziorem są wiaty...


W wiatach są Misiacze, a ten akurat udaje optymistę... ;)))

...bo choć kiełbaski pyszne, to piwo jednak bezalkoholowe (nigdy nie tłoczę w siebie alkoholu...na trasie;)))

Co dalej? Ano nic specjalnego...Ploewen, Bismark, Linken, Dołuje, Mierzyn, Szczecin, dom, obiad, łóżko i poobiednia drzemka...
Koniec opisu, może i lakoniczny, ale my mieliśmy niezłą frajdę z wyjazdu oraz 3,2 kg sera Gouda i Edamer, 4 kalifornijskie wina "z misiem" zakupione w Loecknitz...i coś tam jeszcze w sakwach....
Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1255 (kcal)
Niby na wycieczkę...
Niby na zakupy...
A tak po prawdzie, to połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.
Najciekawszy jest przypadek Basi...ale po kolei.
Minęliśmy Będargowo i ruszyliśmy w stronę Warnika.
Ktoś tam próbował po drodze udowodnić swoją męskość i Basię ścigał. To nie ja. Ja robię zdjęcie...
Z Warnika dojechaliśmy do Bobolina, a stamtąd na granicę.
Pamiętacie (kto pamięta, ten pamięta), jak Basia mówiła, że NIGDY nie zrobi 100 km w 1 dzień? W tym roku zrobiła 138 km w 1 dzień i było jej mało.
Miała też nie nigdy jeździć z sakwami...z pominięciem oczywiście wyprawy do Brenia, hehehe...;)))
Teraz mówi, że nigdy, ale to nigdy nie będzie jeździła zimą. Dziś rano było koło 0 st.C.
Na tym zdjęciu - jak widać - Basia przygotowuje się intensywnie do NIE-JEŻDŻENIA w zimie! ;))))))))))))))))))
No faktycznie, strój letni ;)))!

Basia w stroju niezbyt letnim.© Misiacz
Dodam, że w sakwie miała termos z gorącą herbatą i ochraniacze na buty kolarskie.
Pewnie po to, żeby mi udowodnić, że zimą nie wsiądzie na rower? :)))
Przed Schwennenz mały popas...
W Grambow wzrok przyciągały "rajskie jabłuszka"...
..oraz wyjątkowo ładne widoki Grambow w rześkim powietrzu.
W Loecknitz Basia poszła na zakupy w Netto "czarnym", a ja smarowałem łańcuch i uwieczniłem mój patent na ciepłe napoje w zimne dni.
Skarpetki do spania nieźle trzymają ciepło napoju.
W Netto "pomarańczowym" z kolei na zakupy poszedłem ja, a Basia dorwała się do aparatu...
Nic nie służy Misiaczom lepiej, jak wytrawne czerwone wino z Kaliforni z wizerunkiem niedźwiedzia ;)))
Oprócz wina z misiem dobrze też służy im pobyczenie się nad Loecknitzer See.
Nad jeziorem są wiaty...
W wiatach są Misiacze, a ten akurat udaje optymistę... ;)))
...bo choć kiełbaski pyszne, to piwo jednak bezalkoholowe (nigdy nie tłoczę w siebie alkoholu...na trasie;)))
Co dalej? Ano nic specjalnego...Ploewen, Bismark, Linken, Dołuje, Mierzyn, Szczecin, dom, obiad, łóżko i poobiednia drzemka...
Koniec opisu, może i lakoniczny, ale my mieliśmy niezłą frajdę z wyjazdu oraz 3,2 kg sera Gouda i Edamer, 4 kalifornijskie wina "z misiem" zakupione w Loecknitz...i coś tam jeszcze w sakwach....
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
63.34 km (2.00 km teren), czas: 03:41 h, avg:17.20 km/h,
prędkość maks: 50.00 km/hTemperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1255 (kcal)
Trzebież i 2.500 km Basi"Misiaczowej"
Niedziela, 9 października 2011 | dodano: 10.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Z Basią...
O godzinie 9:30 umówieni byliśmy na Głębokim z ekipą BS / RS na wyjazd "na rybkę do Trzebieży zorganizowany przez Baśkę "Rudzielca". Chociaż prognozy zapowiadały się optymistycznie, to jednak między godziną 9:00 a 10:00 zapowiadano lekkie "kropidło". Faktycznie, prognoza była trafna i zaraz za Tesco zostaliśmy z Basią zmoczeni, co spowodowało opóźnienie w dotarciu na Głębokie. Mieliśmy z 10 minut "obsuwy" z tego powodu.
Na miejscu czekała na nas grupa składająca się z Baśki "Rudzielca", Krzyśka "Montera", Tomka i Piotrka. Jako, że w nocy opady były solidne, Baśka zrezygnowała z zasuwania lasem do Zalesia i rzuciła pomysł jazdy przez Dobrą i Buk do Dobieszczyna. Pomysł niespecjalnie mi się uśmiechał, ponieważ droga w okolicach Stolca jest wyjątkowo podła i wyboista, podobnie jak od Dobieszczyna do Myśliborza Wielkiego. No, ale grupa to grupa, więc ruszyliśmy razem. Niesety, po pierwszych kilkuset metrach tempo 24 km/h narzucone pod górkę spowodowało, że moja Basia została daleko w tyle i czuła, że nie da rady w tym tempie, więc oznajmiliśmy, że jednak pojedziemy sami, Basi tempem. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się ścieżką rowerową w stronę Tanowa zapowiadając, że spotkamy się na planowanej "rybce" w Trzebieży.

Była to dobra decyzja, bo i Basia się nie umęczyła a i droga była znacznie lepsza. Minąwszy Tanowo ruszyliśmy w kierunku Dobieszczyna. Samochodowy ruch "grzybiarski" nadal spory, więc miło było zjechać na leśny szlak w kierunku Drogoradza (zdaje się, że jest to szlak czarny, ale my kierowaliśmy się symbolewm roweru). Słońce już pięknie świeciło i prześwitywało przez drzewa.

Krajobraz zrobił się naprawdę bajkowy i choć temperatura nie była za wysoka, to jechało się naprawdę bardzo przyjemnie.


Droga leśna w pewnym momencie przeszła w wąską asfaltówkę, którą jechaliśmy do Drogoradza.

Przed Drogoradzem natknęliśmy się w lesie na dość dziwny cmentarz. Ani on ogrodzony, ani oznaczony. Po prostu kilkanaście nagrobków w lesie, głównie małych dzieci, choć i parę dorosłych się znalazło, daty głównie powojenne.
Tuż przed Trzebieżą dostałem SMS-a od Baśki, że zostało im jakieś 13 km do celu. My w tym czasie dojeżdżaliśmy do promenady i plaży.


Jakoś im te 13 km wolno szło, bo nim dojechali do nas, minęło z 45 minut.

Dobrze się jednak złożyło, ponieważ w tym czasie mogliśmy porobić sobie fotki, wypić kawę i coś zjeść.

Niektórzy nawet dość intensywnie się byczyli.

W Trzebieży znajduje się warowny zamek, który niestety jest niedostępny dla zwiedzających.

Wynika to z jego rozmiarów ;))).
Grupa dojechała w końcu do nas, powiększona o Artura z Polic.

Po krótkiej pogawędce ryszyliśmy "w Trzebież" w poszukiwaniu otwartej smażalni ryb, co nie było takie proste. Większość była pozamykana, a te otwarte serwowały rybki z mrożonek, a i obsługa nie była specjalnie sympatyczna.

Tak, jakby zupełnie nie zależało im na klientach.
W drugiej z otwartych smażalni, "Sailor", rybki były również z mrożonek, ale ekipa postanowiła jednak zostać.
My z Basią chwilę posiedzieliśmy, ale z powodu mojego nocnego wylotu służbowego musieliśmy ruszyć szybciej w stronę Szczecina, a dodatkowo trzeba było przygotować dom na niechciany najazd hydraulików. Zaproponowałem trasę przez lasy przez jezioro Piaski (w sumie było ono początkowo w planach wyjazdu całej grupy). Ruszyliśmy drogą na Myślibórz Wielki, z której po kilku kilomerach zjechaliśmy w lewo do lasu na czerwony szlak, a za moment odbiliśmy na kierunek "Do punktu czerpania wody". Punktem tym jest właśnie jezioro Piaski.

Sceneria była wspaniała, niebo odbijało się w wodzie, a cisza była tak niesamowita, że mógłbym pokusić się o twierdzenie, że aż ogłuszająca!


Jadąc dalej lasami i asfaltową drogą zamkniętą dla ruchu kierowaliśmy się w stronę szosy łączącej Dobieszczyn z Tanowem.

To, że stoi znak, że droga jest zamknięta dla ruchu to dla niektórych naszych rodaków za mało i muszą wpieprzać się ze swoimi samochodami tam, gdzie nikt ich nie chce (za naszego przejazdu były tam 2 samochody). Czekam tylko, kiedy skończy się sezon grzybowy i z lasów zniknie zakała w postaci niektórych zbieraczy, którzy las traktują jako kolejne miejsce eksploatacji i do zaśmiecania.


Po wjechaniu na drogę do Tanowa i krókim czasie jazdy zauważyliśmy na horyzoncie sylwetki kilku rowerzystów wyjeżdżająych z lasu od strony Drogoradza. Oni też nas zauważyli...okazało się, że to nasza "rybkowa" grupka wyjechała z czarnego szlaku prawie dokładnie w momencie, kiedy i my tam dojeżdżaliśmy.
Brakowało jedynie Artura, który zapewne wrócił do Polic, więc do Tanowa jechaliśmy w grupie 6-osobowej.
Przy jeziorze Głębokie w Szczecinie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę...
P.S. Basia przekroczyła w tym roku (od marca) dystans 2.500 km :).
Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na miejscu czekała na nas grupa składająca się z Baśki "Rudzielca", Krzyśka "Montera", Tomka i Piotrka. Jako, że w nocy opady były solidne, Baśka zrezygnowała z zasuwania lasem do Zalesia i rzuciła pomysł jazdy przez Dobrą i Buk do Dobieszczyna. Pomysł niespecjalnie mi się uśmiechał, ponieważ droga w okolicach Stolca jest wyjątkowo podła i wyboista, podobnie jak od Dobieszczyna do Myśliborza Wielkiego. No, ale grupa to grupa, więc ruszyliśmy razem. Niesety, po pierwszych kilkuset metrach tempo 24 km/h narzucone pod górkę spowodowało, że moja Basia została daleko w tyle i czuła, że nie da rady w tym tempie, więc oznajmiliśmy, że jednak pojedziemy sami, Basi tempem. Zawróciliśmy i skierowaliśmy się ścieżką rowerową w stronę Tanowa zapowiadając, że spotkamy się na planowanej "rybce" w Trzebieży.
Była to dobra decyzja, bo i Basia się nie umęczyła a i droga była znacznie lepsza. Minąwszy Tanowo ruszyliśmy w kierunku Dobieszczyna. Samochodowy ruch "grzybiarski" nadal spory, więc miło było zjechać na leśny szlak w kierunku Drogoradza (zdaje się, że jest to szlak czarny, ale my kierowaliśmy się symbolewm roweru). Słońce już pięknie świeciło i prześwitywało przez drzewa.
Krajobraz zrobił się naprawdę bajkowy i choć temperatura nie była za wysoka, to jechało się naprawdę bardzo przyjemnie.
Droga leśna w pewnym momencie przeszła w wąską asfaltówkę, którą jechaliśmy do Drogoradza.
Przed Drogoradzem natknęliśmy się w lesie na dość dziwny cmentarz. Ani on ogrodzony, ani oznaczony. Po prostu kilkanaście nagrobków w lesie, głównie małych dzieci, choć i parę dorosłych się znalazło, daty głównie powojenne.
Tuż przed Trzebieżą dostałem SMS-a od Baśki, że zostało im jakieś 13 km do celu. My w tym czasie dojeżdżaliśmy do promenady i plaży.
Jakoś im te 13 km wolno szło, bo nim dojechali do nas, minęło z 45 minut.
Dobrze się jednak złożyło, ponieważ w tym czasie mogliśmy porobić sobie fotki, wypić kawę i coś zjeść.
Niektórzy nawet dość intensywnie się byczyli.
W Trzebieży znajduje się warowny zamek, który niestety jest niedostępny dla zwiedzających.
Wynika to z jego rozmiarów ;))).
Grupa dojechała w końcu do nas, powiększona o Artura z Polic.
Po krótkiej pogawędce ryszyliśmy "w Trzebież" w poszukiwaniu otwartej smażalni ryb, co nie było takie proste. Większość była pozamykana, a te otwarte serwowały rybki z mrożonek, a i obsługa nie była specjalnie sympatyczna.
Tak, jakby zupełnie nie zależało im na klientach.
W drugiej z otwartych smażalni, "Sailor", rybki były również z mrożonek, ale ekipa postanowiła jednak zostać.
My z Basią chwilę posiedzieliśmy, ale z powodu mojego nocnego wylotu służbowego musieliśmy ruszyć szybciej w stronę Szczecina, a dodatkowo trzeba było przygotować dom na niechciany najazd hydraulików. Zaproponowałem trasę przez lasy przez jezioro Piaski (w sumie było ono początkowo w planach wyjazdu całej grupy). Ruszyliśmy drogą na Myślibórz Wielki, z której po kilku kilomerach zjechaliśmy w lewo do lasu na czerwony szlak, a za moment odbiliśmy na kierunek "Do punktu czerpania wody". Punktem tym jest właśnie jezioro Piaski.
Sceneria była wspaniała, niebo odbijało się w wodzie, a cisza była tak niesamowita, że mógłbym pokusić się o twierdzenie, że aż ogłuszająca!
Jadąc dalej lasami i asfaltową drogą zamkniętą dla ruchu kierowaliśmy się w stronę szosy łączącej Dobieszczyn z Tanowem.
To, że stoi znak, że droga jest zamknięta dla ruchu to dla niektórych naszych rodaków za mało i muszą wpieprzać się ze swoimi samochodami tam, gdzie nikt ich nie chce (za naszego przejazdu były tam 2 samochody). Czekam tylko, kiedy skończy się sezon grzybowy i z lasów zniknie zakała w postaci niektórych zbieraczy, którzy las traktują jako kolejne miejsce eksploatacji i do zaśmiecania.
Po wjechaniu na drogę do Tanowa i krókim czasie jazdy zauważyliśmy na horyzoncie sylwetki kilku rowerzystów wyjeżdżająych z lasu od strony Drogoradza. Oni też nas zauważyli...okazało się, że to nasza "rybkowa" grupka wyjechała z czarnego szlaku prawie dokładnie w momencie, kiedy i my tam dojeżdżaliśmy.
Brakowało jedynie Artura, który zapewne wrócił do Polic, więc do Tanowa jechaliśmy w grupie 6-osobowej.
Przy jeziorze Głębokie w Szczecinie pożegnaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę...
P.S. Basia przekroczyła w tym roku (od marca) dystans 2.500 km :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
88.40 km (30.00 km teren), czas: 05:00 h, avg:17.68 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Misiacz - impresjonista
Czwartek, 6 października 2011 | dodano: 06.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Zainspirowany pięknym jesiennym zdjęciem Shrinka postanowiłem, że ja z kolei zabawię się w domorosłego impresjonistę i przerobię zdjęcie z ostatniej wycieczki do Bad Freienwalde w obraz impresjonistyczny.


Klik, klik...i mamy gotowy obraz impresjonistyczny. Niby fajne, ale i troszkę smutne, że niedługo we wszystkim będą nas mogły podrabiać komputery, aż w końcu zaczną nami rządzić...
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)

Park Zdrojowy w Bad Freienwalde. Obraz Claude'a Misiacza z 2011.© Misiacz

Jezioro w Bralitz. Obraz Claude'a Misiacza z 2011.© Misiacz
Klik, klik...i mamy gotowy obraz impresjonistyczny. Niby fajne, ale i troszkę smutne, że niedługo we wszystkim będą nas mogły podrabiać komputery, aż w końcu zaczną nami rządzić...
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Prezent pod choinkę w październiku ;)
Środa, 5 października 2011 | dodano: 05.10.2011Kategoria Szczecin i okolice
Operacja wymiany napędu zakończona. Dziś stałem się posiadaczem nowej korby Deore w technologii z łożyskami zewnętrznymi. Mimo, że stara wydawała się wizualnie całkiem dobra, to jednak wolałem mieć już nową do nowej kasety i nowego łańcucha (który niestety chrzęścił nieco na starej korbie).

Jako, że troszkę to-to kosztuje, więc wykombinowałem, że będzie to prezent od Basi dla mnie pod choinkę ;))).
Najwyżej w grudniu dostanę symboliczną czekoladę lub czerwone wino ;).

Korby tej w MAD BIKE niestety nie mieli, ale na szczęście znalazła się w Synkrosie, nawet dostałem upust 20 zł. Lubię te sklepy :).
Potem podskoczyłem do Piotrka do MAD BIKE, gdzie szybko dokonał przekładki. Stary napęd, nieco zjechany będzie jak znalazł do założenia, gdy pojawi się pierwszy śnieg. Nowego byłoby żal...

Siła sugestii w wyniku posiadania nowej korby była tak duża, że bez problemu rozbujałem na prostej rowerek do 40 km/h :).
Potem jeszcze odwiedziny u taty na działce i kurs do domu.
Po obiadku skoczyłem wypróbować nowy napęd.
Jadąc przez Taczaka spotkałem "Rammzesa", znaczy zima nadciąga ;).
Od Głębokiego przejechałem przez Las Arkoński i Park Kasprowicza.

Jadąc ul. Bolesława Śmiałego w stronę Turzyna za skrzyżowaniem z ul. Krzywoustego natknąłem się na taką oto miłą niespodziankę!

Powstał nowy kontrapas rowerowy! Słusznie, bo i tak spora ilość rowerzystów zasuwała tam pod prąd, teraz jest legalnie :). Fajnie, jakby jeszcze do tego pasa można by dotrzeć przez ul. Pułaskiego od strony ul. Boh. Warszawy, byłaby dość fajna kontynuacja. Widać jednak, że działania Rowerowego Szczecina i naciski na władze powoli odnoszą skutek :)!!!
Tuż przed domem spotkałem jeszcze "Gadzika", gdzie się nie ruszę, sami znajomi rowerzyści :).
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 741 (kcal)
Jako, że troszkę to-to kosztuje, więc wykombinowałem, że będzie to prezent od Basi dla mnie pod choinkę ;))).
Najwyżej w grudniu dostanę symboliczną czekoladę lub czerwone wino ;).

Nowa korba Deore z łożyskami zewnętrznymi.© Misiacz
Korby tej w MAD BIKE niestety nie mieli, ale na szczęście znalazła się w Synkrosie, nawet dostałem upust 20 zł. Lubię te sklepy :).
Potem podskoczyłem do Piotrka do MAD BIKE, gdzie szybko dokonał przekładki. Stary napęd, nieco zjechany będzie jak znalazł do założenia, gdy pojawi się pierwszy śnieg. Nowego byłoby żal...
Siła sugestii w wyniku posiadania nowej korby była tak duża, że bez problemu rozbujałem na prostej rowerek do 40 km/h :).
Potem jeszcze odwiedziny u taty na działce i kurs do domu.
Po obiadku skoczyłem wypróbować nowy napęd.
Jadąc przez Taczaka spotkałem "Rammzesa", znaczy zima nadciąga ;).
Od Głębokiego przejechałem przez Las Arkoński i Park Kasprowicza.
Jadąc ul. Bolesława Śmiałego w stronę Turzyna za skrzyżowaniem z ul. Krzywoustego natknąłem się na taką oto miłą niespodziankę!
Powstał nowy kontrapas rowerowy! Słusznie, bo i tak spora ilość rowerzystów zasuwała tam pod prąd, teraz jest legalnie :). Fajnie, jakby jeszcze do tego pasa można by dotrzeć przez ul. Pułaskiego od strony ul. Boh. Warszawy, byłaby dość fajna kontynuacja. Widać jednak, że działania Rowerowego Szczecina i naciski na władze powoli odnoszą skutek :)!!!
Tuż przed domem spotkałem jeszcze "Gadzika", gdzie się nie ruszę, sami znajomi rowerzyści :).
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
34.68 km (11.00 km teren), czas: 01:38 h, avg:21.23 km/h,
prędkość maks: 40.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 741 (kcal)
Do Lidla z Basią.
Poniedziałek, 3 października 2011 | dodano: 04.10.2011Kategoria Z Basią..., Szczecin i okolice
Jak w tytule. Zakupy bez samochodu, rzekomo ekologicznie ;).
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
3.44 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Jesienne impresje...do Rieth i Altwarp
Niedziela, 2 października 2011 | dodano: 03.10.2011Kategoria Z Basią..., Wypadziki do Niemiec, Szczecin i okolice
"Rano mgła w pole szła
Wiatr ją rwał i ziębił
Opadały ciężkie grona
Kalin i jarzębin..." (Józef Czechowicz)
Ten wiersz przypomniał mi się rano, kiedy wyjrzałem za okno. Biało...
Prognozy jednak obiecywały pojawienie się słońca koło południa i tym razem mówiły prawdę.
Wczoraj, jadąc z Basią na wycieczkę rowerową do Bad Freienwalde rzuciłem nieostrożnie hasło, żeby może zerwać się w niedzielę z rana o 4:30, wrzucić rowery na samochód i podjechać na Rugię, by spenetrować jej południową część dokładniej. Nie spodziewałem się jednak, że cykloza Basi posunęła się już tak daleko, bo temat ochoczo podchwyciła. Po powrocie z wycieczki czułem się jednak na tyle znużony ładowaniem i rozładowywaniem rowerów, samą jazdą i powrotem w nocy przez Niemcy do Szczecina, że miałem ochotę się porządnie wyspać i zbiesiłem się. Nie chciało mi się zrywać za parę godzin ponownie. Basia była wyraźnie niepocieszona...
No to się wyspaliśmy, mgła się ulotniła i mieliśmy dwie opcje: piknik rowerowy (koc, kawa, jedzenie na kuchence turystycznej) lub wrzutka rowerów na dach samochodu i ... na serniczek do Rieth i kurs do Altwarp. Jako, że narozrabiałem z pomysłem wcześniejszym, wybór pozostawiłem Basi, a Basia jak to Basia, wybrała opcję nr 2 :))). Serniczek i bajkowa ścieżka w lesie przed Warsin! :)
Rozładunek na parkingu w Rieth.

Oczekujemy na ciacho w "Cafe de Kloenstuw". Serniczka, tego "naszego" znów nie było!

Nasz ulubieniec. "Misiek" najwyraźniej jest zblazowany...

Stoliki pod brzózkami.

To, że nie było "naszego" sernika nie znaczy, że nie było innych wspaniałych ciach. Tym razem wybraliśmy czekoladowe i porzeczkowe.

Jadąc w stronę Warsin co rusz musieliśmy strzepywać z siebie nitki babiego lata. Występuje w ogromnych ilościach, ciekawe co to znaczy?
Tu trawa pokryta babim latem i rosą...

Wieża widokowa na Neuwarper See skryta w cieniu drzew.

Nasza ulubiona ścieżka przez las...

"Szumiał las, śpiewał las,
gubił złote liście,
świeciło się jasne słonko
chłodno a złociście..."(Józef Czechowicz)

Kiedy tak sobie jechałem przez las, od czasu do czasu zerkałem w górę. Rozświetlony słońcem błękit nieba prześwitujący przez igły sosen przypomniał mi wakacje spędzane pod namiotem w Prowansji, gdzie bycząc się na leżaczku sączyłem białe "Villageoise" i beztrosko gapiłem się w niebo...

Przy ścieżce za Warsin w stronę Altwarp zachciało mi się sfotografować kroplę rosy. W domu zauważyłem, że oprócz liścia załapała się na nie jeszcze gąsienica. Jesień trwa, a gąsienice w najlepsze śmigają po źdźbłach...

Widok na Zalew Szczeciński ze ścieżki do Altwarp.

Samotna żaglówka na Zalewie...inne już stoją powyciągane na brzeg.

W Altwarp. Popas nad Zalewem.



Lubię fotografować łodzie i statki w porcie...

Zbliżenie na kuter. Sympatyczną ma mordkę. :)

Powrót do Rieth przez puszczę i jesienne impresje na temat łąki pod lasem...

Przed samym Rieth zatrzymaliśmy się na kawę w "B-IMBISS-iku" bis, jak go nazwaliśmy. Pomogła ta kawka.

Wpadłem na kolejny pomysł (jako, że Basia czuła eee....hmmm...pewien niedosyt jazdy!!!).
Otóż wymyśliłem w związku z Basi niedosytem, że w czasie, kiedy ja będę dojeżdżał na parking w Rieth i potem miotał się z załadowaniem roweru na dach, a potem jeszcze będę musiał dojechać samochodem do Hintersee, ona w tym czasie może sobie spokojnie popedałować ścieżką rowerową przez las do Hintersee, oddalonego od Rieth o 8 km.
Potem jednak głośno zacząłem dumać, czy aby to dobry pomysł, bo słońce już nisko, las itp...
Spojrzenie Basi a la "Terminator" skutecznie wyleczyło mnie z dalszych rozważań ;)))!
Nie wiedziałem, że cykloza może aż tak gwałtownie się rozwijać ;) !!!
Wróciłem na parking, kończąc wycieczkę na 32 km, a Basia w tym czasie pomykała do Hintersee.

Po załadowaniu roweru na dach, niespiesznie ruszyłem do miejsca spotkania, bo nie chciało mi się zbyt długo czekać na Basię.
Basia jadąc do celu sfotografowała nasz ulubiony "Bimbisik" przed Hintersee. Był otwarty mimo późnej pory!

Kiedy dojechałem samochodem do ustalonego miejsca spotkania w Hintersee...Basia już tam była!!!
Mruczała coś, że już 6 minut na mnie czeka i się nudzi ;)))!
Coś czuję, że Sargath i Shrink mieli rację mówiąc, że z bicia kolejnego rekordu wrócę przed czasem, bo nie wyrobię tempa Basi ;)))!
Dziś wycieczkę miała dłuższą o 8 km niż ja...Co będzie za rok?
Jeszcze pożegnalny rzut oka na jesienną ścieżkę i trzeba było wrzucić rower Basi na dach i wracać do Szczecina...
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 620 (kcal)
Wiatr ją rwał i ziębił
Opadały ciężkie grona
Kalin i jarzębin..." (Józef Czechowicz)
Ten wiersz przypomniał mi się rano, kiedy wyjrzałem za okno. Biało...
Prognozy jednak obiecywały pojawienie się słońca koło południa i tym razem mówiły prawdę.
Wczoraj, jadąc z Basią na wycieczkę rowerową do Bad Freienwalde rzuciłem nieostrożnie hasło, żeby może zerwać się w niedzielę z rana o 4:30, wrzucić rowery na samochód i podjechać na Rugię, by spenetrować jej południową część dokładniej. Nie spodziewałem się jednak, że cykloza Basi posunęła się już tak daleko, bo temat ochoczo podchwyciła. Po powrocie z wycieczki czułem się jednak na tyle znużony ładowaniem i rozładowywaniem rowerów, samą jazdą i powrotem w nocy przez Niemcy do Szczecina, że miałem ochotę się porządnie wyspać i zbiesiłem się. Nie chciało mi się zrywać za parę godzin ponownie. Basia była wyraźnie niepocieszona...
No to się wyspaliśmy, mgła się ulotniła i mieliśmy dwie opcje: piknik rowerowy (koc, kawa, jedzenie na kuchence turystycznej) lub wrzutka rowerów na dach samochodu i ... na serniczek do Rieth i kurs do Altwarp. Jako, że narozrabiałem z pomysłem wcześniejszym, wybór pozostawiłem Basi, a Basia jak to Basia, wybrała opcję nr 2 :))). Serniczek i bajkowa ścieżka w lesie przed Warsin! :)
Rozładunek na parkingu w Rieth.
Oczekujemy na ciacho w "Cafe de Kloenstuw". Serniczka, tego "naszego" znów nie było!
Nasz ulubieniec. "Misiek" najwyraźniej jest zblazowany...
Stoliki pod brzózkami.
To, że nie było "naszego" sernika nie znaczy, że nie było innych wspaniałych ciach. Tym razem wybraliśmy czekoladowe i porzeczkowe.
Jadąc w stronę Warsin co rusz musieliśmy strzepywać z siebie nitki babiego lata. Występuje w ogromnych ilościach, ciekawe co to znaczy?
Tu trawa pokryta babim latem i rosą...

Babie lato nad Neuwarper See...© Misiacz
Wieża widokowa na Neuwarper See skryta w cieniu drzew.
Nasza ulubiona ścieżka przez las...
"Szumiał las, śpiewał las,
gubił złote liście,
świeciło się jasne słonko
chłodno a złociście..."(Józef Czechowicz)
Kiedy tak sobie jechałem przez las, od czasu do czasu zerkałem w górę. Rozświetlony słońcem błękit nieba prześwitujący przez igły sosen przypomniał mi wakacje spędzane pod namiotem w Prowansji, gdzie bycząc się na leżaczku sączyłem białe "Villageoise" i beztrosko gapiłem się w niebo...
Przy ścieżce za Warsin w stronę Altwarp zachciało mi się sfotografować kroplę rosy. W domu zauważyłem, że oprócz liścia załapała się na nie jeszcze gąsienica. Jesień trwa, a gąsienice w najlepsze śmigają po źdźbłach...
Widok na Zalew Szczeciński ze ścieżki do Altwarp.
Samotna żaglówka na Zalewie...inne już stoją powyciągane na brzeg.
W Altwarp. Popas nad Zalewem.
Lubię fotografować łodzie i statki w porcie...
Zbliżenie na kuter. Sympatyczną ma mordkę. :)
Powrót do Rieth przez puszczę i jesienne impresje na temat łąki pod lasem...
Przed samym Rieth zatrzymaliśmy się na kawę w "B-IMBISS-iku" bis, jak go nazwaliśmy. Pomogła ta kawka.
Wpadłem na kolejny pomysł (jako, że Basia czuła eee....hmmm...pewien niedosyt jazdy!!!).
Otóż wymyśliłem w związku z Basi niedosytem, że w czasie, kiedy ja będę dojeżdżał na parking w Rieth i potem miotał się z załadowaniem roweru na dach, a potem jeszcze będę musiał dojechać samochodem do Hintersee, ona w tym czasie może sobie spokojnie popedałować ścieżką rowerową przez las do Hintersee, oddalonego od Rieth o 8 km.
Potem jednak głośno zacząłem dumać, czy aby to dobry pomysł, bo słońce już nisko, las itp...
Spojrzenie Basi a la "Terminator" skutecznie wyleczyło mnie z dalszych rozważań ;)))!
Nie wiedziałem, że cykloza może aż tak gwałtownie się rozwijać ;) !!!
Wróciłem na parking, kończąc wycieczkę na 32 km, a Basia w tym czasie pomykała do Hintersee.
Po załadowaniu roweru na dach, niespiesznie ruszyłem do miejsca spotkania, bo nie chciało mi się zbyt długo czekać na Basię.
Basia jadąc do celu sfotografowała nasz ulubiony "Bimbisik" przed Hintersee. Był otwarty mimo późnej pory!
Kiedy dojechałem samochodem do ustalonego miejsca spotkania w Hintersee...Basia już tam była!!!
Mruczała coś, że już 6 minut na mnie czeka i się nudzi ;)))!
Coś czuję, że Sargath i Shrink mieli rację mówiąc, że z bicia kolejnego rekordu wrócę przed czasem, bo nie wyrobię tempa Basi ;)))!
Dziś wycieczkę miała dłuższą o 8 km niż ja...Co będzie za rok?
Jeszcze pożegnalny rzut oka na jesienną ścieżkę i trzeba było wrzucić rower Basi na dach i wracać do Szczecina...
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
32.56 km (5.00 km teren), czas: 01:51 h, avg:17.60 km/h,
prędkość maks: 38.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 620 (kcal)
Do uzdrowiska Bad Freienwalde.
Sobota, 1 października 2011 | dodano: 02.10.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
Nadeszła jesień i w końcu mamy lato :))) !
Tym razem w planach pojawiło się Bad Freienwalde opisane przez Pawła "Sargatha" w niedawnej jego relacji jako bardzo piękne i zabytkowe miasto uzdrowiskowe (pol. hist. Tarnowica, Tarnowsko, Leśnowola). Postanowiliśmy się tam i nie tylko tam wybrać z Basią na spokojny rekonesans :).
Bad Freienwalde jest położone jakieś 80 km na od Szczecina, więc na miejsce rozpoczęcia naszej wycieczki w Oderbergu dostaliśmy się samochodem.
Na szczęście już na samym wjeździe od strony Schwedt znaleźliśmy duży i darmowy parking.

Samo miasteczko Oderberg sprawia wrażenie, jakby było położone gdzieś w górach i taki klimat w nim czuliśmy. Podobało nam się bardzo.
Ruszyliśmy o godzinie 12:12.

Może klimat ten wynika z faktu, że otoczone jest ono dość pokaźnymi wzniesieniami morenowymi.

Fakt położenia miasteczka nad rzeką dodaje mu jeszcze większego uroku.

Pogoda była znakomita, temperatura w ciągu dnia sięgała 26,5 st.C, wszędzie snuło się babie lato, które zbieraliśmy na siebie i na rowery w czasie jazdy, a światło dawało wręcz impresjonistyczne wrażenia.
Jadąc do nieodległego Bad Freienwalde odbiliśmy z drogi głównej na Bralitz, co pozwoliło cieszyć się jazdą wśród lasów i przy symbolicznej ilości samochodów.

Tuż za Schiffmuehle dojechaliśmy do drogi głównej, przy której na szczęście biegnie świetna ścieżka rowerowa.

W międzyczasie rzut oka na nowy nabytek do roweru Basi - sakwa Kellys z dużymi bocznymi kieszeniami, które można rozwinąć w naprawdę pokaźne torby :).

Kiedy wjechaliśmy do Bad Freienwalde, stanęliśmy oczarowani (patrz Basia na zdjęciu;)).
Pierwsze wrażenie i do tego przy takim świetle jest niesamowite.


W pierwszej kolejności wybraliśmy się na zwiedzenie kościoła p.w. św. Mikołaja.


Duże wrażenie robią sklepienia i organy...i w ogóle cały kościół.


Po zwiedzeniu kościoła wstąpiłem na moment do biura informacji turystycznej w poszukiwaniu laminowanej mapy szlaku Odra-Nysa, ale niestety nie było jej w sprzedaży. Zjechaliśmy jeszcze na moment w jedną z uliczek, by po chwili skierować się do centrum.

Jako, że Basia to miłośniczka wszelkiego rodzaju fontann, więc i tym razem nie obyło się bez pamiątkowej fotki.

Fontanna posiada dość specyficzne detale...


Próbowałem jakoś uchwycić budynek Hali Koncertowej św. Jerzego, ale słońce świeciło mi w obiektyw prawie z każdego ujęcia i wyszło to jak widać...

Wśród zabytkowej zabudowy natknęliśmy się na całkiem nowoczesną fontannę.
Kolejny pretekst do cyknięcia fotki.

Skręciliśmy w prawo, ostro pod górkę, ponieważ drogowskaz informował o znajdującym się tam domu zdrojowym.

Dom zdrojowy otoczony jest parkiem.

Spod domu zdrojowego pojechaliśmy dalej, kierując się strzałkami na Schloss (zamek). O ile to jest ten właśnie "Schloss", to nie mogłem mu za diabła zrobić zdjęcia, bo słońce wisiało dosłownie nad nim, więc przyszło mi wykonać ujęcie z cienia spod drzewa.

Wjeżdżając do Bad Freienewalde zauważyłem, że mignął mi gdzieś drogowskaz rowerowy na Wriezen, które było następnym etapem naszej wycieczki. Choć nawigacja w telefonie mówiła nam dokąd jechać, my udaliśmy się w przeciwnym kierunku na poszukiwania, jadąc oczywiście przez najpiękniejszą uliczkę w mieście.

Kiedy odnaleźliśmy drogowskaz przy wjeździe do miasta okazało się, że podaje on dokładnie ten sam kierunek, co nawigacja...i przyszło raz jeszcze obejrzeć piękne centrum :).
Jadąc do centrum odbiliśmy na chwilę w lewo, gdzie znajduje się zabytkowy dworzec, tak więc "jazda na darmo" nie okazała się jazdą na darmo :).

Do Wriezen początkowo jechaliśmy szosą, jednak po jakimś czasie zaczęły się pojawiać znaczki roweru umieszczone na słupkach przy drogach rowerowych. Sęk w tym, że były to TYLKO SYMBOLE roweru, natomiast kierunku i miejscowości nie podawały. Większość tego typu dróżek pokonywaliśmy raczej "na misi nos", ale chyba ten "misi nos" to niezły GPS, bo dojechaliśmy do Altwriezen jak planowaliśmy. Po przerwie na kanapki i kawę z termosu w przepięknej alei topolowej, drogą rowerową biegnącą po wale dotarliśmy do Kerstenbruch.

Tam zastanawialiśmy się, czy skrócić trasę i jechać już bezpośrednio na północny-wschód na Zollbruecke nad Odrą (odległy o 6 km), czy też zgodnie z założeniami jechać do Guestebieser Loose i tam przeprawić się promem do Gozdowic, by polską stroną dojechać do Osinowa i tamże wjechać do Hochenwutzen. Wyszło, że spróbujemy z promem, jednak po minięciu Neulewin wyliczyliśmy, że przy takich kombinacjach do Oderbergu dotrzemy już po ciemku i postanowiliśmy dojechać do Hochenwutzen odcinkiem trasy rowerowej "Oder-Neisse Radweg".
Jeśli zaś chodzi o prom...cóż, podjechaliśmy tylko po to, by zrobić mu zdjęcie :).

Widok na Odrę pod Gozdowicami...

Wróciliśmy na szlak i dość żwawo pedałując ruszyliśmy do celu.

Trasa wiedzie koroną wału przeciwpowodziowego.

Dotarliśmy też i do wspomnianego wyżej mostu Zollbruecke. W wyniku zmiany decyzji nadłożyliśmy z 10 km, ale co tam.
Most nadal niszczeje, choć listy intencyjene o jego otwarciu dla ruchu rowerowego wiszą na drutach kolczastych na nim od lat.
Też niszczeją.

W Hochenwutzen coś zakombinowałem z drogą. Nie chciałem jechać do Oderbergu krótszym (9 km), ale mocno wertepiastym odcinkiem zaczynającym się przed Hochensaaten.
Tak pokombinowałem, że wyszło nie 9 km, ale z 15 km :). Trasa powiodła...a raczej Misiacz powiódł...przez Alglietzen. Nie żałowaliśmy, bowiem trasa pięknie wiła się u podnóża morenowych wzniesień. Słońce zniżało się ku horyzontowi i odczuliśmy spadek temperatury.

Tak to sobie jadąc dotarliśmy do Schiffmuehle, gdzie byliśmy już dziś na początku wycieczki. Tą samą piękną trasą wśród lasów dojechaliśmy do Bralitz, gdzie wręcz obowiązkowo musiałem sfotografować gładką niczym lustro taflę jeziora.

Jeszcze tylko 4 km i byliśmy u celu w Oderbergu. Na parkingu przy samochodzie stawiliśmy się około godziny 18:20 i dobrze, bo zapadał zmierzch i ładowanie rowerów na dach po ciemku to żadna atrakcja. Czekała nas jeszcze dobra godzina jazdy do Szczecina. Po drodze nie omieszkaliśmy zatrzymać się w Netto w Oderbergu na drobne zakupy.
Kiedy dotatrliśmy do Szczecina, było już ciemno - na szczęście przed garażem mamy lampę i rozładunek odbył się dość sprawnie.
Wspaniała wycieczka, wspaniałe krajobrazy i piękna słoneczna wczesno-jesienna pogoda!
Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1629 (kcal)
Tym razem w planach pojawiło się Bad Freienwalde opisane przez Pawła "Sargatha" w niedawnej jego relacji jako bardzo piękne i zabytkowe miasto uzdrowiskowe (pol. hist. Tarnowica, Tarnowsko, Leśnowola). Postanowiliśmy się tam i nie tylko tam wybrać z Basią na spokojny rekonesans :).
Bad Freienwalde jest położone jakieś 80 km na od Szczecina, więc na miejsce rozpoczęcia naszej wycieczki w Oderbergu dostaliśmy się samochodem.
Na szczęście już na samym wjeździe od strony Schwedt znaleźliśmy duży i darmowy parking.
Samo miasteczko Oderberg sprawia wrażenie, jakby było położone gdzieś w górach i taki klimat w nim czuliśmy. Podobało nam się bardzo.
Ruszyliśmy o godzinie 12:12.
Może klimat ten wynika z faktu, że otoczone jest ono dość pokaźnymi wzniesieniami morenowymi.
Fakt położenia miasteczka nad rzeką dodaje mu jeszcze większego uroku.
Pogoda była znakomita, temperatura w ciągu dnia sięgała 26,5 st.C, wszędzie snuło się babie lato, które zbieraliśmy na siebie i na rowery w czasie jazdy, a światło dawało wręcz impresjonistyczne wrażenia.
Jadąc do nieodległego Bad Freienwalde odbiliśmy z drogi głównej na Bralitz, co pozwoliło cieszyć się jazdą wśród lasów i przy symbolicznej ilości samochodów.
Tuż za Schiffmuehle dojechaliśmy do drogi głównej, przy której na szczęście biegnie świetna ścieżka rowerowa.
W międzyczasie rzut oka na nowy nabytek do roweru Basi - sakwa Kellys z dużymi bocznymi kieszeniami, które można rozwinąć w naprawdę pokaźne torby :).
Kiedy wjechaliśmy do Bad Freienwalde, stanęliśmy oczarowani (patrz Basia na zdjęciu;)).
Pierwsze wrażenie i do tego przy takim świetle jest niesamowite.
W pierwszej kolejności wybraliśmy się na zwiedzenie kościoła p.w. św. Mikołaja.
Duże wrażenie robią sklepienia i organy...i w ogóle cały kościół.
Po zwiedzeniu kościoła wstąpiłem na moment do biura informacji turystycznej w poszukiwaniu laminowanej mapy szlaku Odra-Nysa, ale niestety nie było jej w sprzedaży. Zjechaliśmy jeszcze na moment w jedną z uliczek, by po chwili skierować się do centrum.
Jako, że Basia to miłośniczka wszelkiego rodzaju fontann, więc i tym razem nie obyło się bez pamiątkowej fotki.
Fontanna posiada dość specyficzne detale...

Fontanna w Bad Freienwalde.© Misiacz
Próbowałem jakoś uchwycić budynek Hali Koncertowej św. Jerzego, ale słońce świeciło mi w obiektyw prawie z każdego ujęcia i wyszło to jak widać...
Wśród zabytkowej zabudowy natknęliśmy się na całkiem nowoczesną fontannę.
Kolejny pretekst do cyknięcia fotki.
Skręciliśmy w prawo, ostro pod górkę, ponieważ drogowskaz informował o znajdującym się tam domu zdrojowym.
Dom zdrojowy otoczony jest parkiem.
Spod domu zdrojowego pojechaliśmy dalej, kierując się strzałkami na Schloss (zamek). O ile to jest ten właśnie "Schloss", to nie mogłem mu za diabła zrobić zdjęcia, bo słońce wisiało dosłownie nad nim, więc przyszło mi wykonać ujęcie z cienia spod drzewa.
Wjeżdżając do Bad Freienewalde zauważyłem, że mignął mi gdzieś drogowskaz rowerowy na Wriezen, które było następnym etapem naszej wycieczki. Choć nawigacja w telefonie mówiła nam dokąd jechać, my udaliśmy się w przeciwnym kierunku na poszukiwania, jadąc oczywiście przez najpiękniejszą uliczkę w mieście.
Kiedy odnaleźliśmy drogowskaz przy wjeździe do miasta okazało się, że podaje on dokładnie ten sam kierunek, co nawigacja...i przyszło raz jeszcze obejrzeć piękne centrum :).
Jadąc do centrum odbiliśmy na chwilę w lewo, gdzie znajduje się zabytkowy dworzec, tak więc "jazda na darmo" nie okazała się jazdą na darmo :).
Do Wriezen początkowo jechaliśmy szosą, jednak po jakimś czasie zaczęły się pojawiać znaczki roweru umieszczone na słupkach przy drogach rowerowych. Sęk w tym, że były to TYLKO SYMBOLE roweru, natomiast kierunku i miejscowości nie podawały. Większość tego typu dróżek pokonywaliśmy raczej "na misi nos", ale chyba ten "misi nos" to niezły GPS, bo dojechaliśmy do Altwriezen jak planowaliśmy. Po przerwie na kanapki i kawę z termosu w przepięknej alei topolowej, drogą rowerową biegnącą po wale dotarliśmy do Kerstenbruch.
Tam zastanawialiśmy się, czy skrócić trasę i jechać już bezpośrednio na północny-wschód na Zollbruecke nad Odrą (odległy o 6 km), czy też zgodnie z założeniami jechać do Guestebieser Loose i tam przeprawić się promem do Gozdowic, by polską stroną dojechać do Osinowa i tamże wjechać do Hochenwutzen. Wyszło, że spróbujemy z promem, jednak po minięciu Neulewin wyliczyliśmy, że przy takich kombinacjach do Oderbergu dotrzemy już po ciemku i postanowiliśmy dojechać do Hochenwutzen odcinkiem trasy rowerowej "Oder-Neisse Radweg".
Jeśli zaś chodzi o prom...cóż, podjechaliśmy tylko po to, by zrobić mu zdjęcie :).
Widok na Odrę pod Gozdowicami...
Wróciliśmy na szlak i dość żwawo pedałując ruszyliśmy do celu.
Trasa wiedzie koroną wału przeciwpowodziowego.
Dotarliśmy też i do wspomnianego wyżej mostu Zollbruecke. W wyniku zmiany decyzji nadłożyliśmy z 10 km, ale co tam.
Most nadal niszczeje, choć listy intencyjene o jego otwarciu dla ruchu rowerowego wiszą na drutach kolczastych na nim od lat.
Też niszczeją.
W Hochenwutzen coś zakombinowałem z drogą. Nie chciałem jechać do Oderbergu krótszym (9 km), ale mocno wertepiastym odcinkiem zaczynającym się przed Hochensaaten.
Tak pokombinowałem, że wyszło nie 9 km, ale z 15 km :). Trasa powiodła...a raczej Misiacz powiódł...przez Alglietzen. Nie żałowaliśmy, bowiem trasa pięknie wiła się u podnóża morenowych wzniesień. Słońce zniżało się ku horyzontowi i odczuliśmy spadek temperatury.
Tak to sobie jadąc dotarliśmy do Schiffmuehle, gdzie byliśmy już dziś na początku wycieczki. Tą samą piękną trasą wśród lasów dojechaliśmy do Bralitz, gdzie wręcz obowiązkowo musiałem sfotografować gładką niczym lustro taflę jeziora.
Jeszcze tylko 4 km i byliśmy u celu w Oderbergu. Na parkingu przy samochodzie stawiliśmy się około godziny 18:20 i dobrze, bo zapadał zmierzch i ładowanie rowerów na dach po ciemku to żadna atrakcja. Czekała nas jeszcze dobra godzina jazdy do Szczecina. Po drodze nie omieszkaliśmy zatrzymać się w Netto w Oderbergu na drobne zakupy.
Kiedy dotatrliśmy do Szczecina, było już ciemno - na szczęście przed garażem mamy lampę i rozładunek odbył się dość sprawnie.
Wspaniała wycieczka, wspaniałe krajobrazy i piękna słoneczna wczesno-jesienna pogoda!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
81.62 km (2.00 km teren), czas: 04:32 h, avg:18.00 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1629 (kcal)
Odbiór roweru Basi z serwisu
Piątek, 30 września 2011 | dodano: 30.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Kurs do MAD BIKE po odbiór roweru Basi, połączony z kursem do apteki.
Na razie rowerek śmiga milutko. :)
Wieczorkiem wybieram się na Elegancką Masę Krytyczną...jak ja dam radę w marynarce jechać?! ;)))
Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Na razie rowerek śmiga milutko. :)
Wieczorkiem wybieram się na Elegancką Masę Krytyczną...jak ja dam radę w marynarce jechać?! ;)))
Rower:Prophete Touringstar
Dane wycieczki:
25.26 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Szczecińska Elegancka Masa Krytyczna :)
Piątek, 30 września 2011 | dodano: 30.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Dziś Masa Krytyczna miała mieć formę elegancką, tj. gajerki, marynarki, kiecki itp.
Miało to być uczczenie pamięci dwójki rowerzystów ze Stargardu, którzy zginęli kilkanaście dni temu, kiedy pijany bandyta za kierownicą wjechał w grupę 14 rowerzystów i uciekł. Dobrze, że już go schwytano.
Sporo osób się wyłamało, ale też i sporo się postarało wyglądać bardziej wyjściowo niż zwykle się wygląda na siodełku.
MY NAME IS MISIACZ! Obok Baśka "Rudzielec";)

Paweł "Sargath" i mój znajomy z Pomorzan.

Misiacz...

Elegancko...

Z lewej pan w cylindrze.

Emem i Monter61.

Jakaś pani...


Bronik...

Tunisława i Rowerzystka...

VonZan...

Krzysiek "Monter61" odbiera nagrodę za strój.

;)

Na Placu Odrodzenia.



Asia...

Tunisława i Rowerzystka.



P.S. Od Tunisławy i Rowerzystki dostałem czekoladowego "Grześka" na Dzień Chłopaka, zresztą nie ja jeden. Dzięki :))) !
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 509 (kcal)
Miało to być uczczenie pamięci dwójki rowerzystów ze Stargardu, którzy zginęli kilkanaście dni temu, kiedy pijany bandyta za kierownicą wjechał w grupę 14 rowerzystów i uciekł. Dobrze, że już go schwytano.
Sporo osób się wyłamało, ale też i sporo się postarało wyglądać bardziej wyjściowo niż zwykle się wygląda na siodełku.
MY NAME IS MISIACZ! Obok Baśka "Rudzielec";)

Paweł "Sargath" i mój znajomy z Pomorzan.

Misiacz...

Elegancko...

Z lewej pan w cylindrze.

Emem i Monter61.

Jakaś pani...


Bronik...

Tunisława i Rowerzystka...

VonZan...

Krzysiek "Monter61" odbiera nagrodę za strój.

;)

Na Placu Odrodzenia.



Asia...

Tunisława i Rowerzystka.



P.S. Od Tunisławy i Rowerzystki dostałem czekoladowego "Grześka" na Dzień Chłopaka, zresztą nie ja jeden. Dzięki :))) !
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
22.98 km (2.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 509 (kcal)
Rowery trzy...i Krysiorek ;)
Czwartek, 29 września 2011 | dodano: 29.09.2011Kategoria Szczecin i okolice
Trudno w sumie powiedzieć, na jakim rowerze dziś tak naprawdę jeździłem, bo było ich aż trzy.
Najpierw wybrałem się do serwisu MAD BIKE na ul. 26 Kwietnia na rowerze Basi, bo kilka rzeczy w jej rowerku domagało się większej uwagi. Rowerek zostawiłem Piotrkowi do robienia, ale nie wróciłem do domu tramwajem, ale również na rowerze. Jak?
MAD BIKE to jak na razie jedyny serwis rowerowy, gdzie po zostawieniu swojego roweru do przeglądu można dostać na czas naprawy rower zastępczy. To naprawdę bardzo wygodne rozwiązanie, do tej pory znane mi jedynie z serwisów samochodowych.
A to mój rower zastępczy:

Kiedy jechałem na kolejnym rowerze do domu, zadzwonił do mnie brat, czy mam nie miałbym ochoty przejechać się z nim i z malutkim(ą) Krysiorkem na małą wycieczkę rowerową.
Miałem chęć, więc wsiadłem z kolei na KTM-a i pojechaliśmy tamtędy i owędy do Mierzyna.

Rowerek jak zawsze poprawia Krysi humorek, rośnie z niej porządna "cyklotyczka" :).

:)
Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Najpierw wybrałem się do serwisu MAD BIKE na ul. 26 Kwietnia na rowerze Basi, bo kilka rzeczy w jej rowerku domagało się większej uwagi. Rowerek zostawiłem Piotrkowi do robienia, ale nie wróciłem do domu tramwajem, ale również na rowerze. Jak?
MAD BIKE to jak na razie jedyny serwis rowerowy, gdzie po zostawieniu swojego roweru do przeglądu można dostać na czas naprawy rower zastępczy. To naprawdę bardzo wygodne rozwiązanie, do tej pory znane mi jedynie z serwisów samochodowych.
A to mój rower zastępczy:

Rower zastępczy z serwisu MAD BIKE.© Misiacz
Kiedy jechałem na kolejnym rowerze do domu, zadzwonił do mnie brat, czy mam nie miałbym ochoty przejechać się z nim i z malutkim(ą) Krysiorkem na małą wycieczkę rowerową.
Miałem chęć, więc wsiadłem z kolei na KTM-a i pojechaliśmy tamtędy i owędy do Mierzyna.
Rowerek jak zawsze poprawia Krysi humorek, rośnie z niej porządna "cyklotyczka" :).
:)
Rower:
Dane wycieczki:
23.91 km (3.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 28.00 km/hTemperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
























