- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | 898.87 km (w terenie 110.50 km; 12.29%) |
Czas w ruchu: | 45:00 |
Średnia prędkość: | 19.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.00 km/h |
Suma kalorii: | 17994 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 59.92 km i 3h 45m |
Więcej statystyk |
Biosphärenreservat Schorfheide-Chorin.
Sobota, 13 sierpnia 2011 | dodano: 13.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Niestety, na razie wyłącznie wywiadowczo. Pojechałem z rodzinką samochodem do klasztoru Chorin i na podnośnię statków w Niederfinow (relacja TUTAJ), do pałacu w Boitzenburgu i na najlepszy przy granicy kebab w Prenzlau (relacja TUTAJ).
W Chorin, przy zabytkowej stacji kolejowej zauważyłem "Bar-rower" ...a może barower? Na tym rowerze można legalnie wtłoczyć w siebie dowolną ilość piwa i pedałować po drogach publicznych, bowiem kierowcą jest barman, najpewniej jedyna niepodchmielona osoba na tym wehikule;))) Reszta pedałuje pedałami umieszczonymi pod...siodełkami barowymi, skąd napęd przekazywany jest na wał i dalej na koła.
Widziałem to w ruchu - funkcjonuje! ;)))
Można go sobie wynająć, jak ktoś chce - więcej TUTAJ.
Jadąc przez rezerwat biosfery, widziałem tyle wspaniałych tras, że na pewno wrócę tam na rowerze - moreny, jeziora, lasy, parki krajobrazowe i parki narodowe. Coś pięknego!
Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W Chorin, przy zabytkowej stacji kolejowej zauważyłem "Bar-rower" ...a może barower? Na tym rowerze można legalnie wtłoczyć w siebie dowolną ilość piwa i pedałować po drogach publicznych, bowiem kierowcą jest barman, najpewniej jedyna niepodchmielona osoba na tym wehikule;))) Reszta pedałuje pedałami umieszczonymi pod...siodełkami barowymi, skąd napęd przekazywany jest na wał i dalej na koła.
Widziałem to w ruchu - funkcjonuje! ;)))
Można go sobie wynająć, jak ktoś chce - więcej TUTAJ.
Barrower. Legalne piwo i pedałowanie. Chorin. Niemcy© Misiacz
Przy barrowerze. Chorin, Niemcy.© Misiacz
Jadąc przez rezerwat biosfery, widziałem tyle wspaniałych tras, że na pewno wrócę tam na rowerze - moreny, jeziora, lasy, parki krajobrazowe i parki narodowe. Coś pięknego!
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Z balastem szybko do Schwedt...
Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 07.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Wczoraj było międzynarodowo i turystycznie z Basią, a dziś było międzynarodowo i sportowo samotnie.
Zazwyczaj jeżdżę turystycznie, ale dzisiaj mnie coś naszło...
Krótko mówiąc, miałem chęć dać sobie w kość, bez taryfy ulgowej, za to z niezłym balastem.
Zaplanowałem sobie, że pojadę nie po swojemu, zupełnie nieturystycznie, po prostu zmęczyć się i potrenować.
Mój trekkingowy jednak rower i to, co na niego zabieram idealnie nadaje się do katorżniczych treningów. ;)))
Pora podliczyć masę tego zestawu typu "TIR";)
1) Rower: 17,5 kg
2) Napoje: 1 + 0,7 + 0,7 + 0,5 + 0,5 + 0,5 kg
3) Narzędzia i klamoty, które zawsze taszczę, potrzebnie lub niepotrzebnie: 1,5 kg
4) Prowaiant: 0,5 kg
5) Misiacz: chyba jakieś 80? ;)
__________________________________
Razem: 23,4 (rower z wyposażeniem) + 80 (Misiacz) =
103,4 kg
Zestaw ten należało następnie jak najszybciej przemieścić do Schwedt i z powrotem.
Wyjechałem z garażu o godzinie 12:02, po drodze dopompowałem koła i przez Mescherin dotarłem do Gartz. Tam złapał mnie deszcz, w którym jechałem przez 7 km do Friedrichsthal. Mimo wiatru w twarz, starałem się nie schodzić poniżej 27-28 km/h i jakoś się udawało, choć wymagało sporo siły.
We Freidrichsthal zatrzymałem się na odpoczynek i dobrze, bo w tym czasie ustał deszcz.
Przed Schwedt chciałem sfotografować owcę z czarnym pyskiem, ale pojawił się jakiś ryży szef stada i beczał na mnie zaczepnie.
Widać, że gotów był do obrony swego haremu.
Też na niego pobeczałem. ;)
Jakieś 3 km przed Schwedt dostałem piekielnie silny wiatr w twarz i jak nigdy - cieszyłem się z tego jak małe dziecko, bo wiedziałem, że za te 3 km zawrócę i wiaterek będzie w zad. ;)
Choć średnia mnie już nie interesuje jako taka, to w tym przypadku byłem zainteresowany, był to jakiś tam trening. Na odcinku 55 km pod wiatr wyszło 24,0 km/h.
To nie jest tak, że dotknąłem tablicy z napisem Schwedt i zawróciłem - pojechałem jeszcze na nabrzeże, zjadłem kanapkę, czekoladę, zadzwoniłem do Basi i dopiero pojechałem.
Mimo wiatru w plecy, czułem już w nogach ten odcinek pod wiatr i choć można było jechać szybciej, to u mnie prędkości oscylowały w granicach 28-30 km/h...a na dokładkę wiatr, który miałem mieć w plecy zmienił się na boczny, z zachodu...psia jego mać! :)
W po przerwie we Friedrichsthal dotarłem do Gartz, gdzie w barze na nabrzeżu zamówiłem sobie kawę (tylko 1 EUR).
Czułem, że sił ubywa, więc bardzo się przydała.
Do Mescherin ciągnąłem w miarę dobrze, ale już górka do Staffelde (2 km podjazdu) nie stanowiła powodu do dumy (podjazd w tempie 17 km/h).
Na szczęście nadrobiłem to wszystko po podjechaniu pod górę za Kołbaskowem i zjeżdżając z niej w stronę Przecławia trzymałem tempo ok. 40 km/h.
W domu byłem o godzinie 17:13, czyli cały przejazd na dystansie ok. 105 km zajął mi z postojami, zdjęciami i kawkami 5 godzin i 11 minut.
Czas samej tylko jazdy to 4:10 godz.
Średnia z całej trasy 25,1 km/h.
Wiem, że przy dokonaniach innych to może śmieszne osiągi, ale uważam, że jak na mnie, jazdę przez pół trasy pod wiatr i przy napędzaniu mojego ociężałego "TIR'a" to całkiem przyzwoity wynik.
Ciekaw jestem, jaki by wyszedł na jakiejś profesjonalnej szosówce i bez balastu?
Szukam sponsora na szosówkę, może być jakiś Canondale. :P
Żarty żartami, ale po tym wybryku (chyba nie pierwszym i nie jedynym;))) wracam do spokojnej turystyki.
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2438 (kcal)
Zazwyczaj jeżdżę turystycznie, ale dzisiaj mnie coś naszło...
Krótko mówiąc, miałem chęć dać sobie w kość, bez taryfy ulgowej, za to z niezłym balastem.
Zaplanowałem sobie, że pojadę nie po swojemu, zupełnie nieturystycznie, po prostu zmęczyć się i potrenować.
Mój trekkingowy jednak rower i to, co na niego zabieram idealnie nadaje się do katorżniczych treningów. ;)))
Pora podliczyć masę tego zestawu typu "TIR";)
1) Rower: 17,5 kg
2) Napoje: 1 + 0,7 + 0,7 + 0,5 + 0,5 + 0,5 kg
3) Narzędzia i klamoty, które zawsze taszczę, potrzebnie lub niepotrzebnie: 1,5 kg
4) Prowaiant: 0,5 kg
5) Misiacz: chyba jakieś 80? ;)
__________________________________
Razem: 23,4 (rower z wyposażeniem) + 80 (Misiacz) =
103,4 kg
Zestaw ten należało następnie jak najszybciej przemieścić do Schwedt i z powrotem.
Wyjechałem z garażu o godzinie 12:02, po drodze dopompowałem koła i przez Mescherin dotarłem do Gartz. Tam złapał mnie deszcz, w którym jechałem przez 7 km do Friedrichsthal. Mimo wiatru w twarz, starałem się nie schodzić poniżej 27-28 km/h i jakoś się udawało, choć wymagało sporo siły.
We Freidrichsthal zatrzymałem się na odpoczynek i dobrze, bo w tym czasie ustał deszcz.
Przed Schwedt chciałem sfotografować owcę z czarnym pyskiem, ale pojawił się jakiś ryży szef stada i beczał na mnie zaczepnie.
Widać, że gotów był do obrony swego haremu.
Też na niego pobeczałem. ;)
No i co się Misiacz gapisz? Die Deutsche "baranen" ;)))© Misiacz
Jakieś 3 km przed Schwedt dostałem piekielnie silny wiatr w twarz i jak nigdy - cieszyłem się z tego jak małe dziecko, bo wiedziałem, że za te 3 km zawrócę i wiaterek będzie w zad. ;)
Choć średnia mnie już nie interesuje jako taka, to w tym przypadku byłem zainteresowany, był to jakiś tam trening. Na odcinku 55 km pod wiatr wyszło 24,0 km/h.
To nie jest tak, że dotknąłem tablicy z napisem Schwedt i zawróciłem - pojechałem jeszcze na nabrzeże, zjadłem kanapkę, czekoladę, zadzwoniłem do Basi i dopiero pojechałem.
Mimo wiatru w plecy, czułem już w nogach ten odcinek pod wiatr i choć można było jechać szybciej, to u mnie prędkości oscylowały w granicach 28-30 km/h...a na dokładkę wiatr, który miałem mieć w plecy zmienił się na boczny, z zachodu...psia jego mać! :)
W po przerwie we Friedrichsthal dotarłem do Gartz, gdzie w barze na nabrzeżu zamówiłem sobie kawę (tylko 1 EUR).
Czułem, że sił ubywa, więc bardzo się przydała.
Do Mescherin ciągnąłem w miarę dobrze, ale już górka do Staffelde (2 km podjazdu) nie stanowiła powodu do dumy (podjazd w tempie 17 km/h).
Na szczęście nadrobiłem to wszystko po podjechaniu pod górę za Kołbaskowem i zjeżdżając z niej w stronę Przecławia trzymałem tempo ok. 40 km/h.
W domu byłem o godzinie 17:13, czyli cały przejazd na dystansie ok. 105 km zajął mi z postojami, zdjęciami i kawkami 5 godzin i 11 minut.
Czas samej tylko jazdy to 4:10 godz.
Średnia z całej trasy 25,1 km/h.
Wiem, że przy dokonaniach innych to może śmieszne osiągi, ale uważam, że jak na mnie, jazdę przez pół trasy pod wiatr i przy napędzaniu mojego ociężałego "TIR'a" to całkiem przyzwoity wynik.
Ciekaw jestem, jaki by wyszedł na jakiejś profesjonalnej szosówce i bez balastu?
Szukam sponsora na szosówkę, może być jakiś Canondale. :P
Żarty żartami, ale po tym wybryku (chyba nie pierwszym i nie jedynym;))) wracam do spokojnej turystyki.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
104.59 km (1.00 km teren), czas: 04:10 h, avg:25.10 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2438 (kcal)
Pszczoła miała rację (Schloss Boitzenburg)...
Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
...bo pszczół należy słuchać, a Misiacz nie posłuchał.
Następnym razem będę zwracał baczną uwagę na pszczele komunikaty.
A zaczęło się od tego, że na tę sobotę zaplanowaliśmy z Basią większe zakupy w Loecknitz (30 km od Szczecina). Aby nie jeździć samochodem po próżnicy, postanowiliśmy załadować od razu rowery na dach i po zakupach pojechać do Prenzlau oddalonego o jakieś 40 km od Loecknitz. Po co tam? Ano po to, ponieważ dowiedzieliśmy się, że w okolicy znajduje się niesamowity pałac Boitzenburg (ok. 20 km od Prenzlau), który został niedawno pieczołowicie odrestaurowany. Najśmieszniejsze, że informację tę znalazłem w Kurierze Szczecińskim, natomiast sami Niemcy prawie nigdzie się nim specjalnie nie chwalą, nawet miejscowość Boitzenburg nie jest zaznaczona jako ciekawa turystycznie (a takowa jest).
No dobra. Aby zdążyć zrealizować te plany należało w miarę wcześnie wstać, ponieważ po południu szykowało nam się jeszcze spotkanie-grillowanie (a że nie doszło do skutku to i nawet dobrze się składa). Budzik nastawiliśmy na 7:00, bo Misiacze to lubią się grzebać przy wybieraniu się...;)
O godzinie 6:00 usłyszałem donośne bzzzzyyyczenie za firanką, które wybiło mnie ze snu. Okazało się, że przez okno do domu wleciała pszczoła i zaplątała się w żaluzjach. Jako, że pszczoły to stworzenia dla Misiacza bardzo pożyteczne, więc wstałem i uwolniłem producenta miodu. ;) Byłem rześki, rozbudzony...ale nie, jak 7:00, to 7:00, więc walnąłem się z powrotem do łóżka i wierciłem się do tej 7:00. W sumie przysnąłem i z 7:00 zrobiła się 7:30. I po co? Mogłem wstać zrobić napoje, a tak po dzwonku budzika snułem się półprzytomny.
Pszczoła chciała mi coś powiedzieć, budząc mnie godzinę wcześniej...tak czułem, ale zignorowałem wiadomość i szybko się przekonałem, że owad miał sporo racji. ;)
Rowery ładowałem długo, zakupy w Loecknitz ciągnęły się nam ślamazarnie, było parno i gorąco i ruszaliśmy się powoli. No nic, ale wreszcie ruszyliśmy z tego Loecknitz do Prenzlau przez Bruessow. Przed nami rzekomo 40 km. No dobra. Jakieś 6 km przed Prenzlau na drodze w poprzek barierka, zakaz ruchu, objazd autostradą.
Cóż...niech będzie.
Do zjazdu na Prenzlau zostało 2 km i co? KOOOORRREEEKKKK na autostradzie. Utknęliśmy. Wreszcie ruszył. Zbliżamy się do zjazdu na Prenzlau. I co?
ZJAZD ZAMKNIĘTY !!! @#$%%^^##$#^ !!!!!!!!!!!!!
Już nadrobiliśmy 11 km, że o czasie nie wspomnę, więc ruszyliśmy do kolejnego zjazdu (co okazało się zjazdem z autostrady i jazdą z powrotem). No dobra, więc dojeżdżam do tego rzekomo właściwego zjazdu na Prenzlau-Sud, a tam znak, że Prenzlau-Sud zamknięte, zjeżdżać zjazdem na Prenzlau-Ost za 400 metrów. OK. To jadę. Zjazdu ni ch..a, a po 7 km...wróciliśmy do tej samej barierki, od której wszystko się zaczęło. Pół godziny w plecy, jakieś dodatkowe 35 km nadłożone, a korek po drugiej stronie jak stał tak stał. Myślałem, że szału dostanę, Basia musiała mi mocno gładzić futro, żebym się uspokoił. Ustawiłem nawigację na najkrótszą trasę z pominięciem autostrady. Szkoda gadać...
Gdybym posłuchał pszczoły, już dawno byłbym w Prenzlau (np. 1,5 godziny wcześniej rano korka na pewno nie było). To nie koniec - znaleziony objazd TEŻ BYŁ ZAMKNIĘTY.
Ludzie, normalnie Prenzlau jest odcięte od świata!!!
Wjechałem w inną drogę. Jaką drogę? Jedyną drogą była DROGA POLNA Z DZIURAMI I WYBOJAMI, a my tym samochodem w kurzu, z rowerami trzęsącymi się na dachu!!! Opcje były trzy: wracać w korek, ciągnąć po polach lub rzucić to wszystko w cholerę i wracać do domu. Przeszła opcja druga...no i okazało się, że do Prenzlau DA SIĘ dojechać! ;)))
Zdjęliśmy rowery, włączyłem nawigację i pojechaliśmy najkrótszą trasą na Boitzenburg.
Początkowo jechaliśmy dość ruchliwą szosą, ale wkrótce skręciliśmy w Guestow w boczną drogę na Gollmitz.
Upał był koszmarny, a to dlatego, że było strasznie parno.
Woda szła jak woda.
Po wyjechaniu z miejscowości wjechaliśmy w zacienioną drogę. Na szczęście tu się drzew nie wycina. W międzyczsie w pędzie minął nas "na odległość gazety" samochód, ale kiedy zobaczyłem rejestrację ZCH (zachodniopomorskie, Choszczno, Polska), nie zdziwiło mnie to, a nawet przeszedłem nad tym do porządku dziennego.
Tacy to już nasi kierowcy. Chamstwo i tępotę mają darmo w pakiecie.
Jadąc morenowymi górkami, hopkami i dolinkami doturlaliśmy się wreszcie do Boitzenburga.
Bardzo urocza miejscowość, podobnie jak wcześniejsza Berkholz...
Nawet w Boitzenburgu, gdy szukaliśmy pałacu, jechaliśmy góra-dół-góra-dół. Pałac się wreszcie znalazł i powiem, że jego wspaniałość i wielkość robią ogromne wrażenie!
Obecnie mieści się tam hotel, a pokoje są o dziwo, w dość przystępnych cenach jak na tej klasy obiekt.
Położony jest on nad jeziorem Kuechenteich.
Jak pięść do nosa pasuje stojący na terenie pałacowym budynek. To pozostałości DDR-owskiej siermiężnej, kołchozowej i komunistycznej twórczości architektonicznej.
Zapewne był tu kiedyś jakiś kołchoz, ale dziwne, że to szkaradztwo jeszcze stoi, a nie zostało wysadzone w powietrze (stoi dokładnie naprzeciw wejścia do pałacu, jakieś 200-300 m).
Obok przepływa rzeczka.
Przy rzeczce urządzono małe zoo i miejsce zabaw dla dzieci gości hotelowych.
Rzut oka na uliczkę w Boitzenburgu.
W dawnych stajniach obecnie znajduje się elegancka restauracja i kawiarnia.
Chyba nie bardzo pasowałem tam w stroju kolarskim, bo obsługa szybko zapytała mnie, w czym może mi pomóc.
Mogłem odpowiedzieć, że w przesmarowaniu łańcucha i dopompowaniu koła;)))
Wracając z Boitzenburga, wybraliśmy nieco inny wariant powrotu, bowiem w Gollmitz pojechaliśmy znacznie lepszej jakości drogą nr L15.
Jest tam jeden ciężki podjazd, ale dało się go pokonać, wystarczyło odpowiednio zmotywować Basię:)))
Pod koniec, przez chwilę jechaliśmy drogą nr 109, łączącą Prenzlau z Berlinem, ale na szczęście było z górki i szybko dotarliśmy do miasta.
Po raz kolejny uwieczniłem sposób, w jaki można przekształcić zwykły bury transformator w interesujący obiekt.
Przed blokiem w mieście zauważyłem wiatę-garaż na rowery dla mieszkańców - te szyby z plexi są podnoszone jak drzwiczki w chlebaku i są zamykane na zamek, a kto chce, w środku jeszcze zapina swoje rowery. Ciekawy patent.
W Prenzlau odbiliśmy jeszcze koło kościoła na promenadę nad jeziorem Unteruckersee.
Bardzo przyjemne miejsce, aż dziw, że w trakcie uprzedniej wizyty w tym mieście tego "nie zauważyłem";)))
Mimo zniszczeń wojennych, trochę zabytków się tam ostało.
Po wycieczce poczuliśmy wilczy...znaczy niedźwiedzi apetyt, więc postanowiliśmy przetestować kebab z budki na deptaku.
Zamówiliśmy jedną porcję na pół (wielka), ale był tak niesamowicie dobry, że zamówiliśmy jeszcze jedną na wynos, do zabrania do Szczecina.
W trakcie różnych wyjazdów z ekipą BS testowaliśmy różne kebaby w różnych miejscowościach Niemiec, ale uważam, że ten nie ma sobie równych, nawet ten z Ueckermunde z knajpy Uecker66 mu nie dorównuje. Bezwględnie pierwsze miejsce.
Muszę pokazać to miejsce innym miłośnikom kebabu. :)
W ogóle, nie tylko kebab chcę pokazać, ale głównie Boitzenburg, dlatego już myślę o zebraniu grupy z BS i RS i wspólnej wycieczce do tego wspaniałego miejsca.
Już myślę nad terminem.
***
P.S.
Podsumowanie: Pszczół muszą słuchać zwłaszcza Misiacze, w końcu od wieków żyjemy z nimi w symbiozie...
Jednak mimo chwilowego zaniku niedźwiedziego instynktu i tak uważam wyjazd za bardzo, bardzo udany!
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 964 (kcal)
Następnym razem będę zwracał baczną uwagę na pszczele komunikaty.
A zaczęło się od tego, że na tę sobotę zaplanowaliśmy z Basią większe zakupy w Loecknitz (30 km od Szczecina). Aby nie jeździć samochodem po próżnicy, postanowiliśmy załadować od razu rowery na dach i po zakupach pojechać do Prenzlau oddalonego o jakieś 40 km od Loecknitz. Po co tam? Ano po to, ponieważ dowiedzieliśmy się, że w okolicy znajduje się niesamowity pałac Boitzenburg (ok. 20 km od Prenzlau), który został niedawno pieczołowicie odrestaurowany. Najśmieszniejsze, że informację tę znalazłem w Kurierze Szczecińskim, natomiast sami Niemcy prawie nigdzie się nim specjalnie nie chwalą, nawet miejscowość Boitzenburg nie jest zaznaczona jako ciekawa turystycznie (a takowa jest).
No dobra. Aby zdążyć zrealizować te plany należało w miarę wcześnie wstać, ponieważ po południu szykowało nam się jeszcze spotkanie-grillowanie (a że nie doszło do skutku to i nawet dobrze się składa). Budzik nastawiliśmy na 7:00, bo Misiacze to lubią się grzebać przy wybieraniu się...;)
O godzinie 6:00 usłyszałem donośne bzzzzyyyczenie za firanką, które wybiło mnie ze snu. Okazało się, że przez okno do domu wleciała pszczoła i zaplątała się w żaluzjach. Jako, że pszczoły to stworzenia dla Misiacza bardzo pożyteczne, więc wstałem i uwolniłem producenta miodu. ;) Byłem rześki, rozbudzony...ale nie, jak 7:00, to 7:00, więc walnąłem się z powrotem do łóżka i wierciłem się do tej 7:00. W sumie przysnąłem i z 7:00 zrobiła się 7:30. I po co? Mogłem wstać zrobić napoje, a tak po dzwonku budzika snułem się półprzytomny.
Pszczoła chciała mi coś powiedzieć, budząc mnie godzinę wcześniej...tak czułem, ale zignorowałem wiadomość i szybko się przekonałem, że owad miał sporo racji. ;)
Rowery ładowałem długo, zakupy w Loecknitz ciągnęły się nam ślamazarnie, było parno i gorąco i ruszaliśmy się powoli. No nic, ale wreszcie ruszyliśmy z tego Loecknitz do Prenzlau przez Bruessow. Przed nami rzekomo 40 km. No dobra. Jakieś 6 km przed Prenzlau na drodze w poprzek barierka, zakaz ruchu, objazd autostradą.
Cóż...niech będzie.
Do zjazdu na Prenzlau zostało 2 km i co? KOOOORRREEEKKKK na autostradzie. Utknęliśmy. Wreszcie ruszył. Zbliżamy się do zjazdu na Prenzlau. I co?
ZJAZD ZAMKNIĘTY !!! @#$%%^^##$#^ !!!!!!!!!!!!!
Już nadrobiliśmy 11 km, że o czasie nie wspomnę, więc ruszyliśmy do kolejnego zjazdu (co okazało się zjazdem z autostrady i jazdą z powrotem). No dobra, więc dojeżdżam do tego rzekomo właściwego zjazdu na Prenzlau-Sud, a tam znak, że Prenzlau-Sud zamknięte, zjeżdżać zjazdem na Prenzlau-Ost za 400 metrów. OK. To jadę. Zjazdu ni ch..a, a po 7 km...wróciliśmy do tej samej barierki, od której wszystko się zaczęło. Pół godziny w plecy, jakieś dodatkowe 35 km nadłożone, a korek po drugiej stronie jak stał tak stał. Myślałem, że szału dostanę, Basia musiała mi mocno gładzić futro, żebym się uspokoił. Ustawiłem nawigację na najkrótszą trasę z pominięciem autostrady. Szkoda gadać...
Gdybym posłuchał pszczoły, już dawno byłbym w Prenzlau (np. 1,5 godziny wcześniej rano korka na pewno nie było). To nie koniec - znaleziony objazd TEŻ BYŁ ZAMKNIĘTY.
Ludzie, normalnie Prenzlau jest odcięte od świata!!!
Wjechałem w inną drogę. Jaką drogę? Jedyną drogą była DROGA POLNA Z DZIURAMI I WYBOJAMI, a my tym samochodem w kurzu, z rowerami trzęsącymi się na dachu!!! Opcje były trzy: wracać w korek, ciągnąć po polach lub rzucić to wszystko w cholerę i wracać do domu. Przeszła opcja druga...no i okazało się, że do Prenzlau DA SIĘ dojechać! ;)))
Zdjęliśmy rowery, włączyłem nawigację i pojechaliśmy najkrótszą trasą na Boitzenburg.
Początkowo jechaliśmy dość ruchliwą szosą, ale wkrótce skręciliśmy w Guestow w boczną drogę na Gollmitz.
Upał był koszmarny, a to dlatego, że było strasznie parno.
Woda szła jak woda.
Po wyjechaniu z miejscowości wjechaliśmy w zacienioną drogę. Na szczęście tu się drzew nie wycina. W międzyczsie w pędzie minął nas "na odległość gazety" samochód, ale kiedy zobaczyłem rejestrację ZCH (zachodniopomorskie, Choszczno, Polska), nie zdziwiło mnie to, a nawet przeszedłem nad tym do porządku dziennego.
Tacy to już nasi kierowcy. Chamstwo i tępotę mają darmo w pakiecie.
Jadąc morenowymi górkami, hopkami i dolinkami doturlaliśmy się wreszcie do Boitzenburga.
Bardzo urocza miejscowość, podobnie jak wcześniejsza Berkholz...
Nawet w Boitzenburgu, gdy szukaliśmy pałacu, jechaliśmy góra-dół-góra-dół. Pałac się wreszcie znalazł i powiem, że jego wspaniałość i wielkość robią ogromne wrażenie!
Obecnie mieści się tam hotel, a pokoje są o dziwo, w dość przystępnych cenach jak na tej klasy obiekt.
Położony jest on nad jeziorem Kuechenteich.
Jak pięść do nosa pasuje stojący na terenie pałacowym budynek. To pozostałości DDR-owskiej siermiężnej, kołchozowej i komunistycznej twórczości architektonicznej.
Zapewne był tu kiedyś jakiś kołchoz, ale dziwne, że to szkaradztwo jeszcze stoi, a nie zostało wysadzone w powietrze (stoi dokładnie naprzeciw wejścia do pałacu, jakieś 200-300 m).
Schloss Boitzenburg. Niemcy© Misiacz
Obok przepływa rzeczka.
Przy rzeczce urządzono małe zoo i miejsce zabaw dla dzieci gości hotelowych.
Rzut oka na uliczkę w Boitzenburgu.
W dawnych stajniach obecnie znajduje się elegancka restauracja i kawiarnia.
Chyba nie bardzo pasowałem tam w stroju kolarskim, bo obsługa szybko zapytała mnie, w czym może mi pomóc.
Mogłem odpowiedzieć, że w przesmarowaniu łańcucha i dopompowaniu koła;)))
Wracając z Boitzenburga, wybraliśmy nieco inny wariant powrotu, bowiem w Gollmitz pojechaliśmy znacznie lepszej jakości drogą nr L15.
Jest tam jeden ciężki podjazd, ale dało się go pokonać, wystarczyło odpowiednio zmotywować Basię:)))
Pod koniec, przez chwilę jechaliśmy drogą nr 109, łączącą Prenzlau z Berlinem, ale na szczęście było z górki i szybko dotarliśmy do miasta.
Po raz kolejny uwieczniłem sposób, w jaki można przekształcić zwykły bury transformator w interesujący obiekt.
Przed blokiem w mieście zauważyłem wiatę-garaż na rowery dla mieszkańców - te szyby z plexi są podnoszone jak drzwiczki w chlebaku i są zamykane na zamek, a kto chce, w środku jeszcze zapina swoje rowery. Ciekawy patent.
W Prenzlau odbiliśmy jeszcze koło kościoła na promenadę nad jeziorem Unteruckersee.
Bardzo przyjemne miejsce, aż dziw, że w trakcie uprzedniej wizyty w tym mieście tego "nie zauważyłem";)))
Mimo zniszczeń wojennych, trochę zabytków się tam ostało.
Po wycieczce poczuliśmy wilczy...znaczy niedźwiedzi apetyt, więc postanowiliśmy przetestować kebab z budki na deptaku.
Zamówiliśmy jedną porcję na pół (wielka), ale był tak niesamowicie dobry, że zamówiliśmy jeszcze jedną na wynos, do zabrania do Szczecina.
W trakcie różnych wyjazdów z ekipą BS testowaliśmy różne kebaby w różnych miejscowościach Niemiec, ale uważam, że ten nie ma sobie równych, nawet ten z Ueckermunde z knajpy Uecker66 mu nie dorównuje. Bezwględnie pierwsze miejsce.
Muszę pokazać to miejsce innym miłośnikom kebabu. :)
W ogóle, nie tylko kebab chcę pokazać, ale głównie Boitzenburg, dlatego już myślę o zebraniu grupy z BS i RS i wspólnej wycieczce do tego wspaniałego miejsca.
Już myślę nad terminem.
***
P.S.
Podsumowanie: Pszczół muszą słuchać zwłaszcza Misiacze, w końcu od wieków żyjemy z nimi w symbiozie...
Jednak mimo chwilowego zaniku niedźwiedziego instynktu i tak uważam wyjazd za bardzo, bardzo udany!
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
46.27 km (3.00 km teren), czas: 02:39 h, avg:17.46 km/h,
prędkość maks: 42.00 km/hTemperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 964 (kcal)
Misiacz - inspektor budowlany ;)
Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 04.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Od wczoraj - jakoś tak przypadkiem - insp. Misiacz stał się mimowolnym inspektorem budowlanym. Zaczęło się od tego, że wczoraj pojechał zerknąć, jak mają się prace na budowie "Kaskady". Na bieżąco można je obserwować pod TYM LINKIEM (KLIK), który udostępnił Monter61.
Dziś, ponieważ wiedział, że po słonecznym tygodniu weekend w Szczecinie tradycyjnie będzie deszczowy - @#$%&*@#!!!! - inspektor ruszył na przejażdżkę przez Smolęcin w okolice Warnika, "na kontrolę" budowy drogi do Niemiec. Tym razem TO MY byliśmy szybsi, przynajmniej jeśli chodzi o machanie pędzlem - Niemcy jeszcze pasów nie mają, choć drogę wybudowali znacznie szybciej. ;)
Po wjechaniu do Niemiec inspektor szybko minął czający się w krzakach radiowóz Polizei...w zasadzie to czaił się chyba tylko radiowóz, bo policjanci spali. ;)
W Ladenthin, w związku ze zbliżającymi się wyborami w Niemczech wiszą prowokacyjne plakaty partii nazistowskiej z napisem "Kriminelle Auslaender Raus!!!" [obcokrajowcy-kryminaliści precz]. Na pewno nie chodziło o nas, a o jakichś innych obcokrajowców...;)))
Następnie inspektor Misiacz udał się na kontrolę budowy drogi na odcinku Ladenthin - Schwennenz i stwierdził, że prace się ślimaczą. Na razie sam szuter, gdzieniegdzie hardcorowy miałki piach, ale inspektor dał radę. Wpis do dziennika budowy poszedł negatywny.
Starać się bardziej Niemiaszki, bo mamy już dość jeżdżenia po budowie. ;)))
W związku z zapyleniem drogi, inspektor Misiacz w Schwennenz udał się do jedynego w okolicy sklepiku, by zakupić coś na popłukanie zębów i gardła z kurzu, zapakował to w sakwy i przez polne przejście dojechał do Polski. Jadąc od Stobna, postanowił skontrolować jakość nawierzchni na remontowanej drodze do Rajkowa. Mimo przeszkadzających kierowców, których nie powinno tam być w trakcie inspekcji, Misiacz z zadowoleniem i dużym zaskoczeniem stwierdził, że jakość nawierzchni jest na poziomie europejskim, równa i gładka, bez tzw. "krajowych uskoków mieszczących się w normie". Wpis do dziennika budowy poszedł pozytywny.
Po zakończeniu inspekcji trzech dróg insp. Misiacz udał się do własnej siedziby, by zająć się oczyszczaniem z kurzu. ;)))
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 799 (kcal)
Dziś, ponieważ wiedział, że po słonecznym tygodniu weekend w Szczecinie tradycyjnie będzie deszczowy - @#$%&*@#!!!! - inspektor ruszył na przejażdżkę przez Smolęcin w okolice Warnika, "na kontrolę" budowy drogi do Niemiec. Tym razem TO MY byliśmy szybsi, przynajmniej jeśli chodzi o machanie pędzlem - Niemcy jeszcze pasów nie mają, choć drogę wybudowali znacznie szybciej. ;)
Droga Warnik (PL) - Ladenthin (D).© Misiacz
Po wjechaniu do Niemiec inspektor szybko minął czający się w krzakach radiowóz Polizei...w zasadzie to czaił się chyba tylko radiowóz, bo policjanci spali. ;)
W Ladenthin, w związku ze zbliżającymi się wyborami w Niemczech wiszą prowokacyjne plakaty partii nazistowskiej z napisem "Kriminelle Auslaender Raus!!!" [obcokrajowcy-kryminaliści precz]. Na pewno nie chodziło o nas, a o jakichś innych obcokrajowców...;)))
Następnie inspektor Misiacz udał się na kontrolę budowy drogi na odcinku Ladenthin - Schwennenz i stwierdził, że prace się ślimaczą. Na razie sam szuter, gdzieniegdzie hardcorowy miałki piach, ale inspektor dał radę. Wpis do dziennika budowy poszedł negatywny.
Starać się bardziej Niemiaszki, bo mamy już dość jeżdżenia po budowie. ;)))
Droga Ladenthin - Schwennenz (D).© Misiacz
W związku z zapyleniem drogi, inspektor Misiacz w Schwennenz udał się do jedynego w okolicy sklepiku, by zakupić coś na popłukanie zębów i gardła z kurzu, zapakował to w sakwy i przez polne przejście dojechał do Polski. Jadąc od Stobna, postanowił skontrolować jakość nawierzchni na remontowanej drodze do Rajkowa. Mimo przeszkadzających kierowców, których nie powinno tam być w trakcie inspekcji, Misiacz z zadowoleniem i dużym zaskoczeniem stwierdził, że jakość nawierzchni jest na poziomie europejskim, równa i gładka, bez tzw. "krajowych uskoków mieszczących się w normie". Wpis do dziennika budowy poszedł pozytywny.
Droga do Rajkowa.© Misiacz
Po zakończeniu inspekcji trzech dróg insp. Misiacz udał się do własnej siedziby, by zająć się oczyszczaniem z kurzu. ;)))
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
36.52 km (12.00 km teren), czas: 01:39 h, avg:22.13 km/h,
prędkość maks: 55.00 km/hTemperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 799 (kcal)
Na Wały Chrobrego i zobaczyć nową "Kaskadę".
Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 03.08.2011Kategoria Szczecin i okolice
Pojechałem dziś na Wały Chrobrego zerknąć na tych, co nie mają tyle sił, żeby napędzać jednoślad siłą własnych mięśni. ;)))
KTM na tle jakichś tam wehikułów:
Widok na Odrę z Wałów Chrobrego:
Potem jeszcze podjechałem zerknąć, jak postępuje budowa nowej "Kaskady". Oczywiście będzie to kolejna galeria handlowa, w ilości których Szczecin jest potentatem. ;)) Całkiem żwawo idzie jak widzę. Coś czuję, że życie przeniesie się na powstające deptaki i może w końcu powstanie jakieś centrum, gdzie coś się dzieje.
Nad odpustową kolorystyką szybek bym się zastanowił na miejscu projektanta... ;)))
Tak to wyglądało przed wojną:
Tak po wojnie:
A tak niestety zniknęła z powierzchni ziemi w roku 1981, wraz z 13 ofiarami:
Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 278 (kcal)
KTM na tle jakichś tam wehikułów:
KTM i ...jakieś tam jednoślady ;)© Misiacz
Widok na Odrę z Wałów Chrobrego:
Widok na Odrę z Wałów Chrobrego.© Misiacz
Potem jeszcze podjechałem zerknąć, jak postępuje budowa nowej "Kaskady". Oczywiście będzie to kolejna galeria handlowa, w ilości których Szczecin jest potentatem. ;)) Całkiem żwawo idzie jak widzę. Coś czuję, że życie przeniesie się na powstające deptaki i może w końcu powstanie jakieś centrum, gdzie coś się dzieje.
Nad odpustową kolorystyką szybek bym się zastanowił na miejscu projektanta... ;)))
Nowa "Kaskada", oczywiście galeria handlowa.© Misiacz
Tak to wyglądało przed wojną:
Tak po wojnie:
A tak niestety zniknęła z powierzchni ziemi w roku 1981, wraz z 13 ofiarami:
Rower:
Dane wycieczki:
12.95 km (1.00 km teren), czas: 00:39 h, avg:19.92 km/h,
prędkość maks: 44.00 km/hTemperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 278 (kcal)
Transporterem opancerzonym po samochodach ;)))
Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 03.08.2011
Burmistrz Wilna transporterem opancerzonym rozjeżdża samochody nielegalnie parkujące na drodze dla rowerów, znalazłem taki oto filmik z Youtube na portalu Rowerowy Szczecin:
;)))
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
;)))
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Zmywanie syfu po "błotnym spa" ;)
Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | dodano: 01.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Z Basią...
Po wczorajszym wyjeździe do Niemiec na spotkanie naszej ekipy sakwiarzy podążających w deszczu od źródeł Nysy do Szczecina oraz nieprzewidzianych błotnych okładach zarówno nas jak i naszych rowerów, dziś przyszedł czas udać się na myjnię i spłukać "borowinkę". ;)
Po południu kurs z Basią do Lidla.
Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 155 (kcal)
Po południu kurs z Basią do Lidla.
Rower:KTM Life Space
Dane wycieczki:
14.68 km (1.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 30.00 km/hTemperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 155 (kcal)