MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Pszczoła miała rację (Schloss Boitzenburg)...

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec, Z Basią...
...bo pszczół należy słuchać, a Misiacz nie posłuchał.
Następnym razem będę zwracał baczną uwagę na pszczele komunikaty.

A zaczęło się od tego, że na tę sobotę zaplanowaliśmy z Basią większe zakupy w Loecknitz (30 km od Szczecina). Aby nie jeździć samochodem po próżnicy, postanowiliśmy załadować od razu rowery na dach i po zakupach pojechać do Prenzlau oddalonego o jakieś 40 km od Loecknitz. Po co tam? Ano po to, ponieważ dowiedzieliśmy się, że w okolicy znajduje się niesamowity pałac Boitzenburg (ok. 20 km od Prenzlau), który został niedawno pieczołowicie odrestaurowany. Najśmieszniejsze, że informację tę znalazłem w Kurierze Szczecińskim, natomiast sami Niemcy prawie nigdzie się nim specjalnie nie chwalą, nawet miejscowość Boitzenburg nie jest zaznaczona jako ciekawa turystycznie (a takowa jest).

No dobra. Aby zdążyć zrealizować te plany należało w miarę wcześnie wstać, ponieważ po południu szykowało nam się jeszcze spotkanie-grillowanie (a że nie doszło do skutku to i nawet dobrze się składa). Budzik nastawiliśmy na 7:00, bo Misiacze to lubią się grzebać przy wybieraniu się...;)
O godzinie 6:00 usłyszałem donośne bzzzzyyyczenie za firanką, które wybiło mnie ze snu. Okazało się, że przez okno do domu wleciała pszczoła i zaplątała się w żaluzjach. Jako, że pszczoły to stworzenia dla Misiacza bardzo pożyteczne, więc wstałem i uwolniłem producenta miodu. ;) Byłem rześki, rozbudzony...ale nie, jak 7:00, to 7:00, więc walnąłem się z powrotem do łóżka i wierciłem się do tej 7:00. W sumie przysnąłem i z 7:00 zrobiła się 7:30. I po co? Mogłem wstać zrobić napoje, a tak po dzwonku budzika snułem się półprzytomny.
Pszczoła chciała mi coś powiedzieć, budząc mnie godzinę wcześniej...tak czułem, ale zignorowałem wiadomość i szybko się przekonałem, że owad miał sporo racji. ;)
Rowery ładowałem długo, zakupy w Loecknitz ciągnęły się nam ślamazarnie, było parno i gorąco i ruszaliśmy się powoli. No nic, ale wreszcie ruszyliśmy z tego Loecknitz do Prenzlau przez Bruessow. Przed nami rzekomo 40 km. No dobra. Jakieś 6 km przed Prenzlau na drodze w poprzek barierka, zakaz ruchu, objazd autostradą.
Cóż...niech będzie.
Do zjazdu na Prenzlau zostało 2 km i co? KOOOORRREEEKKKK na autostradzie. Utknęliśmy. Wreszcie ruszył. Zbliżamy się do zjazdu na Prenzlau. I co?
ZJAZD ZAMKNIĘTY !!! @#$%%^^##$#^ !!!!!!!!!!!!!
Już nadrobiliśmy 11 km, że o czasie nie wspomnę, więc ruszyliśmy do kolejnego zjazdu (co okazało się zjazdem z autostrady i jazdą z powrotem). No dobra, więc dojeżdżam do tego rzekomo właściwego zjazdu na Prenzlau-Sud, a tam znak, że Prenzlau-Sud zamknięte, zjeżdżać zjazdem na Prenzlau-Ost za 400 metrów. OK. To jadę. Zjazdu ni ch..a, a po 7 km...wróciliśmy do tej samej barierki, od której wszystko się zaczęło. Pół godziny w plecy, jakieś dodatkowe 35 km nadłożone, a korek po drugiej stronie jak stał tak stał. Myślałem, że szału dostanę, Basia musiała mi mocno gładzić futro, żebym się uspokoił. Ustawiłem nawigację na najkrótszą trasę z pominięciem autostrady. Szkoda gadać...
Gdybym posłuchał pszczoły, już dawno byłbym w Prenzlau (np. 1,5 godziny wcześniej rano korka na pewno nie było). To nie koniec - znaleziony objazd TEŻ BYŁ ZAMKNIĘTY.
Ludzie, normalnie Prenzlau jest odcięte od świata!!!
Wjechałem w inną drogę. Jaką drogę? Jedyną drogą była DROGA POLNA Z DZIURAMI I WYBOJAMI, a my tym samochodem w kurzu, z rowerami trzęsącymi się na dachu!!! Opcje były trzy: wracać w korek, ciągnąć po polach lub rzucić to wszystko w cholerę i wracać do domu. Przeszła opcja druga...no i okazało się, że do Prenzlau DA SIĘ dojechać! ;)))

Zdjęliśmy rowery, włączyłem nawigację i pojechaliśmy najkrótszą trasą na Boitzenburg.
Początkowo jechaliśmy dość ruchliwą szosą, ale wkrótce skręciliśmy w Guestow w boczną drogę na Gollmitz.

Upał był koszmarny, a to dlatego, że było strasznie parno.
Woda szła jak woda.

Po wyjechaniu z miejscowości wjechaliśmy w zacienioną drogę. Na szczęście tu się drzew nie wycina. W międzyczsie w pędzie minął nas "na odległość gazety" samochód, ale kiedy zobaczyłem rejestrację ZCH (zachodniopomorskie, Choszczno, Polska), nie zdziwiło mnie to, a nawet przeszedłem nad tym do porządku dziennego.
Tacy to już nasi kierowcy. Chamstwo i tępotę mają darmo w pakiecie.

Jadąc morenowymi górkami, hopkami i dolinkami doturlaliśmy się wreszcie do Boitzenburga.
Bardzo urocza miejscowość, podobnie jak wcześniejsza Berkholz...

Nawet w Boitzenburgu, gdy szukaliśmy pałacu, jechaliśmy góra-dół-góra-dół. Pałac się wreszcie znalazł i powiem, że jego wspaniałość i wielkość robią ogromne wrażenie!
Obecnie mieści się tam hotel, a pokoje są o dziwo, w dość przystępnych cenach jak na tej klasy obiekt.

Położony jest on nad jeziorem Kuechenteich.



Jak pięść do nosa pasuje stojący na terenie pałacowym budynek. To pozostałości DDR-owskiej siermiężnej, kołchozowej i komunistycznej twórczości architektonicznej.
Zapewne był tu kiedyś jakiś kołchoz, ale dziwne, że to szkaradztwo jeszcze stoi, a nie zostało wysadzone w powietrze (stoi dokładnie naprzeciw wejścia do pałacu, jakieś 200-300 m).



Schloss Boitzenburg. Niemcy © Misiacz

Obok przepływa rzeczka.
Przy rzeczce urządzono małe zoo i miejsce zabaw dla dzieci gości hotelowych.

Rzut oka na uliczkę w Boitzenburgu.

W dawnych stajniach obecnie znajduje się elegancka restauracja i kawiarnia.
Chyba nie bardzo pasowałem tam w stroju kolarskim, bo obsługa szybko zapytała mnie, w czym może mi pomóc.
Mogłem odpowiedzieć, że w przesmarowaniu łańcucha i dopompowaniu koła;)))

Wracając z Boitzenburga, wybraliśmy nieco inny wariant powrotu, bowiem w Gollmitz pojechaliśmy znacznie lepszej jakości drogą nr L15.
Jest tam jeden ciężki podjazd, ale dało się go pokonać, wystarczyło odpowiednio zmotywować Basię:)))
Pod koniec, przez chwilę jechaliśmy drogą nr 109, łączącą Prenzlau z Berlinem, ale na szczęście było z górki i szybko dotarliśmy do miasta.
Po raz kolejny uwieczniłem sposób, w jaki można przekształcić zwykły bury transformator w interesujący obiekt.

Przed blokiem w mieście zauważyłem wiatę-garaż na rowery dla mieszkańców - te szyby z plexi są podnoszone jak drzwiczki w chlebaku i są zamykane na zamek, a kto chce, w środku jeszcze zapina swoje rowery. Ciekawy patent.

W Prenzlau odbiliśmy jeszcze koło kościoła na promenadę nad jeziorem Unteruckersee.

Bardzo przyjemne miejsce, aż dziw, że w trakcie uprzedniej wizyty w tym mieście tego "nie zauważyłem";)))


Mimo zniszczeń wojennych, trochę zabytków się tam ostało.



Po wycieczce poczuliśmy wilczy...znaczy niedźwiedzi apetyt, więc postanowiliśmy przetestować kebab z budki na deptaku.
Zamówiliśmy jedną porcję na pół (wielka), ale był tak niesamowicie dobry, że zamówiliśmy jeszcze jedną na wynos, do zabrania do Szczecina.

W trakcie różnych wyjazdów z ekipą BS testowaliśmy różne kebaby w różnych miejscowościach Niemiec, ale uważam, że ten nie ma sobie równych, nawet ten z Ueckermunde z knajpy Uecker66 mu nie dorównuje. Bezwględnie pierwsze miejsce.
Muszę pokazać to miejsce innym miłośnikom kebabu. :)
W ogóle, nie tylko kebab chcę pokazać, ale głównie Boitzenburg, dlatego już myślę o zebraniu grupy z BS i RS i wspólnej wycieczce do tego wspaniałego miejsca.
Już myślę nad terminem.

***

P.S.
Podsumowanie: Pszczół muszą słuchać zwłaszcza Misiacze, w końcu od wieków żyjemy z nimi w symbiozie...
Jednak mimo chwilowego zaniku niedźwiedziego instynktu i tak uważam wyjazd za bardzo, bardzo udany! Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 46.27 km (3.00 km teren), czas: 02:39 h, avg:17.46 km/h, prędkość maks: 42.00 km/h
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 964 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

K o m e n t a r z e
Pałac naprawdę przepiękny (moje klimaty), a Kebab sprawdzę jak wszystkie które opisywałeś.
srk23
- 13:10 niedziela, 14 sierpnia 2011 | linkuj
Dzięki Misiacz za ten opis, już czekam na potencjalny termin, bo po przeczytaniu relacji miejsce to koniecznie chcę odwiedzić. ;) Zdjęcia świetne, a w rzeczywistości jest pewnie tam jeszcze ładniej. I aż dziwne, że nie reklamują tego pałacu, bo obiekt tej wielkości i jakości architektonicznej nie stoi na każdym rogu... ;) Szkoda, że z tym dojazdem tak wyszło, ale na drugi raz pszczoły posłuchasz. :P
lewy89
- 04:36 środa, 10 sierpnia 2011 | linkuj
Paweł, jechałem potem takimi drogami jak jechałem, bo mnie wkurzyło to, że Niemcy mogli tak popaprać oznaczenia na autostradzie, byłem też zły już na siebie i na całą sytuację, więc dałem w nawigacji opcję "jedź k...jakkolwiek i czymkolwiek, byle do celu" ;)))
No i wyszła droga polna ;)))
Misiacz
- 11:50 poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | linkuj
o widzę kolejna traska do zaliczenia ze startem ze Szczecina, co do wpisu:

- i co pogoda w weekend jednak dopisała :D

- co do kebaba to zdjęcie cyknąłeś nie zachęcające, tak dostrzegam jak byś się krztusił :D:D:D

- jednak drogi w Niemczech nie są takie fajne? :D
sargath
- 08:03 poniedziałek, 8 sierpnia 2011 | linkuj
Kolejny kebab do przetestowania;)
A wiata na rowery-super pomysł.
michuss
- 21:05 niedziela, 7 sierpnia 2011 | linkuj
Basia jest zaizolowana ;)))
Misiacz
- 16:21 niedziela, 7 sierpnia 2011 | linkuj
piękny pałac ! ale ten dojazd ...czemu drogi były pozamykane ....i jak się wydostaliście , taką samą drogą , czyli polną ? :))))
tunislawa
- 21:21 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Masz talent do wymyślania fajnych tras :)
niradhara
- 21:15 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Dystans to produkt uboczny jazdy rowerem, to skutek a nie cel jazdy. Bardzo ciekawa wycieczka, mam nowy cel do jazdy.
dornfeld
- 20:26 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Shrink!
Ty łotrze!!! ;)))
Misiacz
- 20:13 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Pałac przepiękny, a te wiaty rowerowe to doskonały pomysł, ciekawe, czy u nas sprawdziłyby się pod względem bezpieczeństwa ;)
rowerzystka
- 20:03 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
To nie był wyjazd sportowy, dystans nieważny! ;)
Misiacz
- 19:50 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Faktycznie przepiękny pałac, ale mi przypadł do gustu garaż rowerowy:)
Kajman
- 19:37 sobota, 6 sierpnia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!