MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Dzięki Monterowi odnalazłem rodzinę...w Schwedt ;)))

Niedziela, 20 listopada 2011 | dodano: 21.11.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec
Miałem więcej pomysłów na tytuły, typu "Seria gum Montera trwa", czy "Chamstwo na drogach", ale obstaję przy tytule, który dałem, w końcu rodzina (i do tego odnaleziona) jest najważniejsza;)).
Skład ekipy był w dużej części podobny to tego jak we wczorajszej wycieczce nad jezioro Piaski i do Trzebieży.
Ubyło Baśki i Piotrka (?), przybył kolega Sebastian "Grom" z Rowerowego Szczecina.
Mieliśmy ruszyć parę minut po 8:30 spod Tesco na Pomorzanach.

Mieliśmy, bo choć Krzysiek "Monter" wczoraj trzy razy łatał dętkę, ta nie odpuściła mu i dziś. Czwarty raz w ciągu 2 dni.
Przeszukanie opony pod kątem ewentualnych szkieł czy drutów znowu nic nie dało.

Dętka zmieniona, można ruszać.
Mgła tego poranka była tak gęsta i mokra, że dawno takiej nie widziałem. Oblepiała ubrania, skraplała się na rękawiczkach i kasku, krople wody toczyły się z daszku na nos.
Wszyscy oczywiście jechaliśmy na światłach. Dobrze, że Grom i Monter mają potężne lampy z tyłu i z przodu, mimo mgły dzięki nim widać nas było z bardzo dużej odległości.
Kiedy dojechaliśmy do Przecławia, Gadzika i Groma, jadących jako ostatnich w kolumnie spotkało bardzo niebezpieczne i nieprzyjemne zdarzenie. Wyjątkowo chamski i agresywny kierowca autobusu linii nr 81 przy wyjeżdżaniu z drogi podporządkowanej próbował celowo staranować naszych kolegów. Nie mam energii już, żeby więcej o tym pisać, całe zajście opisałem dokładnie na Forum Rowerowego Szczecina, jeżeli ktoś jest zainteresowany, to odsyłam do TEGO LINKA (KLIK).
Do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego zostanie skierowana skarga na tego kierowcę.
Jeżeli są jacyś zainteresowani ewentualną pikietą na pętli, służę informacjami ;))).
Minęliśmy Kołbaskowo, Rosówek i przekroczyliśmy granicę państwa świeżo wyremontowaną drogą na przejściu. Miałem nadzieję, że granica symbolicznie odetnie nas od wyjątkowego chamstwa, niesmaku i stresu, który był naszym udziałem i zostawimy go za sobą. Troszkę pomogło, ale nie do końca...
Za Staffelde zaskoczyło mnie to, że Niemcy zerwali kostkę brukową na zjeździe do Mescherin i wylewają asfalt (jeden pas jest gotowy). Nie przeszkadzała mi ta kostka jako kierowcy samochodu, nie przeszkadzała jako rowerzyście (był z boku oddzielny pas dla rowerów z asfaltu), no ale widocznie jest to podyktowane jakimiś względami.
Trochę szkoda, bo kostka była na pewno zabytkowa i prezentowała się malowniczo...
W Mescherin miałem ponownie okazję napić się gorącego napoju z termosu.
Skrzynka Bronika to najlepszy rowerowy stół i statyw pod aparat, jaki do tej pory spotkałem ;))).

Aaa...nie napisałem skąd wzięła się okazja do przerwy.
Cóż...Monter znów złapał gumę ;))).
Tym razem nie obyło się bez mamrotania "panienek" pod nosem ;).

Za oglądanie opony wzięło się już teraz konsylium rowerzystów, bowiem Monter był już tak zdesperowany, że chciał wracać do domu.
Najlepszym wzrokiem wykazał się Gadzik i wypatrzył w gumie mikroskopijną igiełkę szkła, która non-stop dziurawiła Krzyśkowe dętki.
Koło zamontowane, można ruszać.
Ja po dojechaniu do Gartz zatrzymałem się, bowiem gęstość mgły tego dnia była niesamowita.
Łódź wędkarzy wyglądała, jakby była zawieszona nie wiadomo gdzie, ani to woda, ani to niebo (ze słowem niebo tu nieco przesadziłem;)).
Mgła na Odrze w Gartz. © Misiacz

Jako, że reszta ekipy już pojechała, więc na odcinek do Friedrischsthal ruszyłem po wale przeciwpowodziowym sam. Po jakimś czasie mgła zaczęła zanikać, gdzieniegdzie nawet próbowało przebijać się słońce. Wtedy dostrzegłem Bronika, który również jechał samotnie. Już we dwóch dojechaliśmy do miejsca postoju we Friedrischsthal, gdzie zająłem się bułką i termosem.

Dziwna rzecz, niby listopad, ciężka jesień, a w powietrzu latały jeszcze jakieś muszki.
Na odcinku przed Gatow dostrzegliśmy również wyjątkowo misterną konstrukcję z babiego lata i rosy.

Przed Schwedt odbiliśmy na Gatow i Vierraden, by tradycyjnie jak zawsze nie wjeżdżać od strony mostu na Odrze.
Po dojechaniu do Schwedt Krzysiek zabrał nas na wycieczkę szlakiem wyjątkowo ciekawych przykładów graffiti.
Tu widać malunki na transformatorze przed szkołą muzyczną.

Klucząc uliczkami Schwedt, oglądając wiele innych malunków i przedzierając się przez NRD-owskie blokowiska dotarliśmy wreszcie do głównego celu wycieczki.
Tam odnalazłem swoją rodzinę! ;)))
Przedstawiam: oto ciocia Helga i wujaszek Helmut! ;)))
Ciocia Helga i wuj Helmut. © Misiacz

Ciocia była bardzo wzruszona...

Wuj starał się trzymać wzruszenie na wodzy i nie uronić łezki...

Rodzinka żyje sobie w bardzo ładnym otoczeniu.



Nadszedł niestety czas rozstania i po wypiciu herbatki i spałaszowaniu czegoś słodkiego, pożegnaliśmy moją Misiaczową rodzinę i skierowaliśmy się w drogę powrotną do Szczecina.
Krzysiek poprowadził nas nieco inną trasą do Vierraden, skąd już tą samą drogą co wcześniej dojechaliśmy do Gatow, a dalej do Gartz.
Przed Gartz spotkaliśmy znajomego "Kajacka", który wracał już z nami do Szczecina.

Po dojechaniu do Mescherin wyrwałem szybko pod górkę (forma jakoś wyjątkowo dopisywała), by uwiecznić na fotce kolegów podjeżdżających świeżo wylanym asfalcikiem, o którym wspominałem na początku relacji.

W miarę zbliżania się do Polski zaczęła pojawiać się mgła, a już przed Kołbaskowem znów było "mleczko", więc lampki poszły w ruch.
Jeszcze tylko krótka przerwa na stacji Lotos i w całkiem żwawym tempie dojechaliśmy do Szczecina. Pożegnaliśmy się z Sebastianem, sami zaś zajechaliśmy jeszcze do Lidla, bowiem po takiej wycieczce zakup napojów izotonicznych na wieczór był jak najbardziej uzasadniony... ;) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 118.14 km (2.00 km teren), czas: 05:08 h, avg:23.01 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2478 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

K o m e n t a r z e
Dobrze, że konsylium rowerzystów znalazło przyczynę nieszczęść Montera bo by chłopisko ze złości zrezygnowało w końcu z wycieczek. Rodzinka cosik wielgachna wzrostem... ;)
rowerzystka
- 22:55 wtorek, 22 listopada 2011 | linkuj
Siwobrody - zazdrość nam wszystkiego albo nie zazdrość nic - po prostu dołącz do nas. :)
Misiacz
- 21:51 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Nie wiem czego bardziej zazdrościć : udanej wycieczki (no może poza jednym zdarzeniem) ,doborowego towarzystwa, spotkania z "rodziną czy malowniczych wrażeń wizualnych.
Pozdrawiam.
siwobrody - 21:41 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Z przyjemnością poczytałem i oglądnąłem - klasyka Misiacza, zawsze z górnej półki.
jotwu
- 16:59 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
prześliczne wujostwo ! Tylko pozazdrościc ! kiedyś spróbuję odnaleźć to miejsce ...może ktoś z mojej rodzinki będzie .... :))))
tunislawa
- 16:16 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Super zdjęcia, a "Barana" z autobusu trzeba było by przewłóczyć za rowerem i rózgami go po gołej du...
srk23
- 15:19 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Shrink, gdyby był z nami "Pewien Znajomy Biker", pewnie sprawę załatwiłby na miejscu, ale nie pojawił się na zbiórce ;)
Misiacz
- 15:09 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Paweł, dobrze, że mnie pilnujesz z tymi datami, jak widać, często o nich zapominam robiąc wpisy "dzień po" :).
Ty masz wprawę z kolei w tym, bo ciągle nadganiasz z zaległymi wpisami ...
Misiacz
- 14:51 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
a i jeszcze data nie ta :))
sargath
- 14:25 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Ja zrobiłem trasę Szczecin-Redlice-Lubieszyn-Grambow-Krackow-Storkow-Tantow-coś tam coś tam-Gartz i dalej z Wami do Szczecina przez Rosówek. Czas jazdy 4,5 godziny, stan licznika
88 km. Za Kołbaskowem pognaliście do przodu, ale w ten sposób moja wycieczka trwała dłużej, a co za tym idzie, więcej czasu spędziłem na "świeżym" powietrzu.
Ps. Słyszałem, że otworzyli już lodogryf. Jak na razie wpuszczają tylko na łyżwach, a nie na rowerach, ale i tak zapraszam. Jacek.
Kajacek43 - 13:19 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Rammzes, to mgła dymi, a nie asfalt. ;)))
Misiacz
- 12:37 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Asfalt w Mescherin świeży, aż dymi
rammzes
- 12:28 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Misiacz, co do dawania nauczki temu bucowi to dobrze było by sprawdzić numer boczny autobusu (macie go?). Kierowca w większości przypadków związany jest nie tyle z linią, co właśnie z konkretnym autobusem (a i to nie zawsze). To, że wczoraj był na 81 nie oznacza, że w kolejną niedzielę znowu się tam pojawi i będzie można mu się przypomnieć. :) Autobus na 99,9% był ze SPADu.
michuss
- 12:14 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Poznałem po twarzy. ;)
Misiacz
- 11:59 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
to jakiś zwierzęcy instynkt, czy jakieś charakterystyczne szczegóły pozwoliły Ci na zidentyfikowanie płci odnalezionej rodzinki?

pozdrawiam :))
sargath
- 11:55 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!