- Kategorie:
- Archiwalne wyprawy.5
- Drawieński Park Narodowy.29
- Francja.9
- Holandia 2014.6
- Karkonosze 2008.4
- Kresy wschodnie 2008.10
- Mazury na rowerze teściowej.19
- Mazury-Suwalszczyzna 2014.4
- Mecklemburgische Seenplatte.12
- Po Polsce.54
- Rekordy Misiacza (pow. 200 km).13
- Rowery Europy.15
- Rugia 2011.15
- Rugia od 2010....31
- Spreewald (Kraina Ogórka).4
- Szczecin i okolice.1382
- Szczecińskie Rajdy BS i RS.212
- U przyjaciół ....46
- Wypadziki do Niemiec.323
- Wyprawa na spływ tratwami 2008.4
- Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012.7
- Wyprawy na Wyspę Uznam.12
- Z Basią....230
- Z cyborgami z TC TEAM :))).34
Żenada obsługowa...na poszukiwaniach.
Wtorek, 18 stycznia 2011 | dodano: 18.01.2011Kategoria Szczecin i okolice
Tytuł może banalny, ale rzecz o szczecińskich sklepach rowerowych.
No, ale po kolei...
Ponieważ miałem do odwiedzenia kilka różnych sklepów, więc wybrałem się tam na Kozie, a nie na KTM. Kiedy jechałem przez al. Powstańców Wielkopolskich, z bramy szpitala wypadła rozpędzona studentka na rowerze, dała po pedałach i wrzuciła 21 km/h, co dla Kozy jest prędkością dość słuszną, nawet dla doświadczonego rowerzysty.
Tylny błotnik studenckiego roweru powiewał z lewa na prawo, gdyż nie był niczym przykręcony. Działał hipnotyzująco, niczym wahadełko uzdrowiciela.
Kolejny rower będący kandydatem na Kozę (zdjęcie w ruchu i to z komórki, wybaczcie).
Wróćmy jednak do Kozy i powożącego nią jeźdźca...no dobrze, umówmy się, ze rowerzysty.
Pojechałem na Kozie, bo po prostu chciałem wrócić na dwóch kołach, a nie na dwóch nogach, a Koza doskonale się nadaje do zostawiania bez specjalnej opieki (kto czyta ten blog, wie z czego powstała).
Koza to rower zupełnie niewyjściowy, więc i strój na niego jest dość banalny i cywilny.
Dołóżcie do tego opaskę odblaskową na zwykłych spodniach, pomarańczową kamizelkę odblaskową i kask do tego.
Rysuje się obraz podwórkowego rowerzysty próbującego poprzez kask stać się kimś, na kogo nie wygląda.
Wyobraźcie sobie teraz takiego ludka, pomykającego przez miasto w lekkim przygarbieniu (rama niezupełnie do mnie dopasowana).
***
A teraz wyobraźcie sobie tego ludka zajeżdżającego z fasonem przed posiadłość ...tfu, sklep rowerowy "Kadrzyński". Ludek parkuje w stojaku, a przez szybkę widzi ironiczny wzrok obsługi. Wchodzi. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Szuka roweru dla żony, gotów wydać kwotę około 1500 złotych i oponki Schwalbe Marathon Plus, w tym przybytku kosztującą 129 złotych.
Może gdyby wiedzieli, to ruszyliby tyłki i zapytali, czy można w czymś pomóc.
Jednak po co podchodzić do ludka, który przyjechał na złomiku, a na grzbiecie nosi pomarańczową kamizelkę.
Za plecami słyszy szepty, dochodzą nawet strzępki rozmów serwisantów, po chwili drwiący śmiech.
Ludek chodzi od roweru do roweru, ogląda osprzęt. Potem przebiera w oponach, ale nie zainteresuje się nim nikt, mimo upływu 10 minut.
Tak wygląda ludek-rowerzysta w stroju niepożądanym u "Kadrzyńskiego" (starsze zdjęcie, przykładowe).
W roku 2008 myślałem, że takie podejście to przypadek, ale nie - więcej można poczytać TUTAJ.
Teraz zmieniamy tor myślenia i wyobrażamy sobie rowerzystę na mniej więcej takim sprzęcie i w stroju, załóżmy, że wystarczająco profesjonalnym (zdjęcie też starsze):
No więc wchodzę mniej więcej w ten deseń któregoś pięknego dnia do środka, wprowadzam lśniącego KTM-a, a służba z "Kadrzyńskiego" wita mnie od progu, pytając, w czym może mi pomóc. Zażyczyłem sobie wtedy pedały SPD Shimano, a więc zakup znacznie mniej wart, niż potencjalny dzisiejszy.
Nie zmyślam. Tak było.
Niech mi teraz ktoś powie, że nie szata zdobi człowieka...Wtedy i teraz to był ten sam Misiacz, może tylko "futro" inne na mnie było.
Zerknąłem w przelocie na cennik serwisu, ale jako że chciało mi się rzygać na witrynę tego sklepu, przeto odpiąłem swój rdzewiejący pojazd i przejechałem kilka przecznic dalej, do sklepu "Synkros" na ul. 5-go Lipca.
Od samego progu podszedł do mnie sprzedawca, uprzejmie zapytał, w czym może pomóc i widać było, że nie sprawiało mu to problemu.
Zapytałem o oponkę, akurat nie było na stanie, ale ściągną na piątek, w cenie nie 129 złotych, ale 109 złotych (też drogo, ale za wkładkę kevlarową i jakość się płaci).
Pan przedstawił mi różne opcje rowerów dla żony, zapytał o szczegóły typu wzrost, do jakiego celu ma być rowerek, gotów był mi nawet rozpakować rower z paczki stojącej w magazynie. Zadzwonił telefon, ale nie był ważny telefon - ważny był klient aktualnie obsługiwany.
Serwis? Nie ma problemu, proszę jutro podjechać i zostawić rowerek.
Cena taka sama jak u "K...". Podejście do klienta - sami sobie odpowiedzmy.
Nie przeszkadzała kamizelka ani widok Kozy opartej przed drzwiami.
Można? Można!
Mam nadzieję, że po serwisowaniu zdania nie zmienię, ale o tym w następnych odcinkach.
Na szczęście mamy takie czasy, że nie ma sklepów i serwisów niezastąpionych.
***
Zadowolony ludek w kamizelce wyszedł ze sklepu, dosiał Kozy i zniknął w uliczce skąpo oświetlonej nielicznymi lampami, nucąc sobie pod nosem:
...
Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
No, ale po kolei...
Ponieważ miałem do odwiedzenia kilka różnych sklepów, więc wybrałem się tam na Kozie, a nie na KTM. Kiedy jechałem przez al. Powstańców Wielkopolskich, z bramy szpitala wypadła rozpędzona studentka na rowerze, dała po pedałach i wrzuciła 21 km/h, co dla Kozy jest prędkością dość słuszną, nawet dla doświadczonego rowerzysty.
Tylny błotnik studenckiego roweru powiewał z lewa na prawo, gdyż nie był niczym przykręcony. Działał hipnotyzująco, niczym wahadełko uzdrowiciela.
Kolejny rower będący kandydatem na Kozę (zdjęcie w ruchu i to z komórki, wybaczcie).
Pędząca studentka. Aleja Powstańców Wielkopolskich.© Misiacz
Wróćmy jednak do Kozy i powożącego nią jeźdźca...no dobrze, umówmy się, ze rowerzysty.
Pojechałem na Kozie, bo po prostu chciałem wrócić na dwóch kołach, a nie na dwóch nogach, a Koza doskonale się nadaje do zostawiania bez specjalnej opieki (kto czyta ten blog, wie z czego powstała).
Koza to rower zupełnie niewyjściowy, więc i strój na niego jest dość banalny i cywilny.
Dołóżcie do tego opaskę odblaskową na zwykłych spodniach, pomarańczową kamizelkę odblaskową i kask do tego.
Rysuje się obraz podwórkowego rowerzysty próbującego poprzez kask stać się kimś, na kogo nie wygląda.
Wyobraźcie sobie teraz takiego ludka, pomykającego przez miasto w lekkim przygarbieniu (rama niezupełnie do mnie dopasowana).
***
A teraz wyobraźcie sobie tego ludka zajeżdżającego z fasonem przed posiadłość ...tfu, sklep rowerowy "Kadrzyński". Ludek parkuje w stojaku, a przez szybkę widzi ironiczny wzrok obsługi. Wchodzi. Nikt nie zwraca na niego uwagi. Szuka roweru dla żony, gotów wydać kwotę około 1500 złotych i oponki Schwalbe Marathon Plus, w tym przybytku kosztującą 129 złotych.
Może gdyby wiedzieli, to ruszyliby tyłki i zapytali, czy można w czymś pomóc.
Jednak po co podchodzić do ludka, który przyjechał na złomiku, a na grzbiecie nosi pomarańczową kamizelkę.
Za plecami słyszy szepty, dochodzą nawet strzępki rozmów serwisantów, po chwili drwiący śmiech.
Ludek chodzi od roweru do roweru, ogląda osprzęt. Potem przebiera w oponach, ale nie zainteresuje się nim nikt, mimo upływu 10 minut.
Tak wygląda ludek-rowerzysta w stroju niepożądanym u "Kadrzyńskiego" (starsze zdjęcie, przykładowe).
Rowerzysta w stroju niepożądanym© Misiacz
W roku 2008 myślałem, że takie podejście to przypadek, ale nie - więcej można poczytać TUTAJ.
Teraz zmieniamy tor myślenia i wyobrażamy sobie rowerzystę na mniej więcej takim sprzęcie i w stroju, załóżmy, że wystarczająco profesjonalnym (zdjęcie też starsze):
Misiacz w porcie Altwarp. Z chłopakami z TC.© Misiacz
No więc wchodzę mniej więcej w ten deseń któregoś pięknego dnia do środka, wprowadzam lśniącego KTM-a, a służba z "Kadrzyńskiego" wita mnie od progu, pytając, w czym może mi pomóc. Zażyczyłem sobie wtedy pedały SPD Shimano, a więc zakup znacznie mniej wart, niż potencjalny dzisiejszy.
Nie zmyślam. Tak było.
Niech mi teraz ktoś powie, że nie szata zdobi człowieka...Wtedy i teraz to był ten sam Misiacz, może tylko "futro" inne na mnie było.
Zerknąłem w przelocie na cennik serwisu, ale jako że chciało mi się rzygać na witrynę tego sklepu, przeto odpiąłem swój rdzewiejący pojazd i przejechałem kilka przecznic dalej, do sklepu "Synkros" na ul. 5-go Lipca.
Od samego progu podszedł do mnie sprzedawca, uprzejmie zapytał, w czym może pomóc i widać było, że nie sprawiało mu to problemu.
Zapytałem o oponkę, akurat nie było na stanie, ale ściągną na piątek, w cenie nie 129 złotych, ale 109 złotych (też drogo, ale za wkładkę kevlarową i jakość się płaci).
Pan przedstawił mi różne opcje rowerów dla żony, zapytał o szczegóły typu wzrost, do jakiego celu ma być rowerek, gotów był mi nawet rozpakować rower z paczki stojącej w magazynie. Zadzwonił telefon, ale nie był ważny telefon - ważny był klient aktualnie obsługiwany.
Serwis? Nie ma problemu, proszę jutro podjechać i zostawić rowerek.
Cena taka sama jak u "K...". Podejście do klienta - sami sobie odpowiedzmy.
Nie przeszkadzała kamizelka ani widok Kozy opartej przed drzwiami.
Można? Można!
Mam nadzieję, że po serwisowaniu zdania nie zmienię, ale o tym w następnych odcinkach.
Na szczęście mamy takie czasy, że nie ma sklepów i serwisów niezastąpionych.
***
Zadowolony ludek w kamizelce wyszedł ze sklepu, dosiał Kozy i zniknął w uliczce skąpo oświetlonej nielicznymi lampami, nucąc sobie pod nosem:
...
Rower:Koza
Dane wycieczki:
12.40 km (1.00 km teren), czas: 00:35 h, avg:21.26 km/h,
prędkość maks: 32.00 km/hTemperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
bo do Kadrzyny i Syknrosa się nie chodzi :))
tak po prawdzie to najlepiej samemu naprawiać wtedy wiesz co masz :)
u Kadrzyny na serwisie zwykle wymienić by chcieli połowę roweru... sargath - 19:07 środa, 19 stycznia 2011 | linkuj
tak po prawdzie to najlepiej samemu naprawiać wtedy wiesz co masz :)
u Kadrzyny na serwisie zwykle wymienić by chcieli połowę roweru... sargath - 19:07 środa, 19 stycznia 2011 | linkuj
Sam właściciel "Salonu" czyli pan Kadrzyński jest facetem sympatycznym i grzecznym ale widać nie potrafi odpowiednio ustawić swej załogi. Także i ja musiałem swego czasu wysłuchiwać cierpkie uwagi za strony jednego z serwisantów. Chętnie zaglądnę do Synkrosa zwłaszcza, że to dla mnie równie blisko.
jotwu - 13:59 środa, 19 stycznia 2011 | linkuj
Czy jest róznica między tymi sklepami? hmm, jezeli jest, to tak nie wielka ze wczoraj nie zauważyłem.W obydwu byli tak zajęci sobą, ze nie mieli czasu rozwiązać mojego problemu.
jurektc - 13:52 środa, 19 stycznia 2011 | linkuj
Mam bardzo podobne wrażenia, jeśli chodzi o te dwa sklepy. W Synkrosie, w zeszłym roku, krótko przed wyjazdem na Litwę składali dla mnie tylne koło - odbyło się to naprawdę błyskawicznie, cena też była fajna. BTW., jakiej grubości oponę zamówiłeś? Gdzieś w okolicach marca mam zamiar kupić te same opony (od 2 lat mam ten zamiar, więc pewnie tym razem się uda ;) ) - jestem ciekaw jak będzie się na nich jeździło po litewskich szutrach ;)
meak - 07:28 środa, 19 stycznia 2011 | linkuj
z tymi sprzedawcami to roznie bywa, ale relacja jak zwykle swietna. Fajnie sie czyta kogos, kto ze zwyklej przejazdzki czy wizyty w sklepie potrafi stworzyc taki ciekawy wpis :)
olo - 23:50 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Po Bielsku chodzi taka historia, podobno prawdziwa,
Do salonu Mercedesa wszedł facet, był zarośnięty, w gumofilcach, spodnie mocno utytłane błotem, przez ramię miał przewieszoną torbę. Podszedł do E-klasy i przygląda się. Gdy otworzył drzwi sprzedawca, który na niego do tej pory nie reagował mocno się ożywił i wyskoczył z ryjem. Facet przeprosił, podszedł do stanowiska dilerów i z torby wysypał górę kasy. Powiedział sprzedawcy, że jest rolnikiem i chciał kupić żonie auto, bardzo przeprosił za swój wygląd,. Stwierdził, że ciężko pracuje i nie miał czasu się przebrać. Ukorzywszy się, zgarnął kasę do torby i na odchodne powiedział "jadę do BMW".
To był ostatni dzień pracy sprzedawcy!!!
Kajman - 21:11 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Do salonu Mercedesa wszedł facet, był zarośnięty, w gumofilcach, spodnie mocno utytłane błotem, przez ramię miał przewieszoną torbę. Podszedł do E-klasy i przygląda się. Gdy otworzył drzwi sprzedawca, który na niego do tej pory nie reagował mocno się ożywił i wyskoczył z ryjem. Facet przeprosił, podszedł do stanowiska dilerów i z torby wysypał górę kasy. Powiedział sprzedawcy, że jest rolnikiem i chciał kupić żonie auto, bardzo przeprosił za swój wygląd,. Stwierdził, że ciężko pracuje i nie miał czasu się przebrać. Ukorzywszy się, zgarnął kasę do torby i na odchodne powiedział "jadę do BMW".
To był ostatni dzień pracy sprzedawcy!!!
Kajman - 21:11 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Byłem w Synkrosie rok temu i jakość ich obsługi mnie nie powaliła... Gościu miał na mnie totalnie wywalone i żyłka mu skoczyła, gdy przeszkodziłem mu najprawdopodobniej w rozmowie na gg ;D Niemniej jednak przejdę się do nich raz jeszcze, bo chyba mają najtaniej.
rammzes - 20:26 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Loretta podziela wrażenia misiaczowe. Nie tylko ze sklepów rowerowych. Odnośnie ciuchów to tylko RAZ była pozytywnie zaskoczona, i to o dziwo w sklepie z wyższej półki, kiedy to po fitnessie wpadła tam zziajana i w stroju z półki, do której trzeba się schylać ;) panie ekspedientki nie dały jej tego odczuć wcale, wręcz czuła się dopieszczana jak Julia Roberts w Pretty Woman. Ale to było tylko RAZ. Generalnie do sieciówek należy się stroić jak na bal, wtedy panie raczą się zainteresować.
Loretta - 20:09 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Tylko pozazdrościć Misiaczowi, że ma takiego Synkrosa, gdzie potrafią zaopiekować się odpowiednio każdym klientem. Bardzo rzadko się to zdarza.
Isgenaroth - 19:15 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!