MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

A, wyskoczyłem sobie na zakupy obok ... do Loecknitz :).

Piątek, 9 listopada 2012 | dodano: 09.11.2012Kategoria Szczecin i okolice, Wypadziki do Niemiec
Korzystając z wolnego dnia i obserwując znikające powoli różnego rodzaju zapasy, wyjątkowo leniwie zebrałem się na rower. Wraz z montażem sakw wyszło tak, że ruszyłem spod garażu dopiero o godzinie 10:40. Sugerując się zupełnie błędnymi prognozami (wszystkie takie same), że odczuwalna temperatura będzie wynosiła ok. 5 st.C przy silnym wietrze z zachodu, ogaciłem się niczym chłopska chałupa przed zimą...i to był błąd, bo co rusz się rozbierałem i ubierałem. Czas leciał, kilometry niespecjalnie.
Następną niespodzianką był zamknięty na amen przejazd kolejowy na Cukrowej.
Na amen oznacza, że trwają tam jakieś prace związane z jego przebudową i musiałem zawrócić na objazd.

Do tego dołożył się jeszcze wyjątkowo silny wiatr w twarz.
Przed Przecławiem zrobiło się tak gorąco, że musiałem wleźć w krzaczory i się "rozgacić". Czas leciał, kilometry niespecjalnie.
Od Będargowa pod górkę do Warnika miałem totalny zjazd formy, przyczyny nie znam, a na dodatek do górki dokładał się wiatr i opanowujący mnie niedźwiedzi głód. Prędkość spadła do 13 km/h.
Zatrzymałem się, podgryzłem bułę i jakoś podjechałem, choć buła jakby wpadła do generatora plazmowego...po prostu za moment już jej we mnie nie było.
Z Ladenthin zjechałem do Schwennenz, gdzie dołożyłem kolejną porcję bułki, batonika i kubek herbaty.
Czułem, że za 5 minut i z tego nic nie zostanie, musi iść ciężka zima, skoro Misiacze tak się napychają :).

Jakoś przetoczyłem się do Grambow, choć mozolnie to szło, potem pojawił się Ramin i...zatrzymałem się na kolejną bułkę i herbatkę, dobrze, że ich tyle nabrałem :))).
No, teraz było już zdecydowanie lepiej i ochoczo ruszyłem do Loecknitz, w pierwszej kolejności kierując się do NETTO "pomarańczowego", a następnie do REWE.
Rower spętałem aż trzema zapięciami, przy okazji zabezpieczając siodełko przez pałąk i licząc, że zastanę rower po powrocie, ruszyłem między półki.


Kupiłem:

- 2 czerwone wina wytrawne (ok. 1,5 kg + butelki)
- 5 piw (jakieś 2,5 kg + butelki)
- 4 opakowania sera (1,6 kg)
- 2 dezodoranty Rexona
- 1 płyn nabłyszczający do zmywarki (1 kg)
- 1 płyn do mycia naczyń (0,5 kg)
- czarne świństwo do jedzenia - jakieś opony Haribo na zamówienie koleżanki Spinki ;)

Razem doszło mi do sakw ok. 7,5 kg.

Kiedy wróciłem, rower był na miejscu, w końcu nie codziennie trafia się obok taki stróż :).

Jakoś to wszystko poupychałem w sakwach, zabezpieczyłem, by nie brzęczało i ruszyłem do Ploewen.
Przed ośrodkiem kolonijnym nad Kutzowsee zatrzymałem się na ławeczce, żeby napocząć bezalkoholowego Wernesgruenera.
Jak nie znoszę takich wynalazków, tak o tym piwku powiem, że jest pyszne!

Nieopróżnioną do końca butelczynę umieściłem w koszyku na bidon i pojechałem do Hohenfelde, żeby do Bismark dotrzeć moją ulubioną brzozową alejką.

Będąc przed Linken zacząłem się zastanawiać, czy wracać prostą i krótszą, ale nieciekawą drogą przez Dołuje i Lubieszyn, czy odbić na dłuższą trasę na Grenzdorf i przez Grambow i Schwennenz wjechać do Polski. Wybrałem opcję nr 2.

Będąc w Schwennenz stwierdziłem, że bez sensu jest przywozić do domu pustą butelkę po bezalkoholowym, więc czym prędzej wymieniłem ją na pełną Wahrsteinera w sklepiku u pani Anki Schumann. Troszkę pogadaliśmy, po czym wskoczyłem na rowerek i polną drogą wspiąłem się do Bobolina, po drodze zatrzymując się w wiacie na herbatkę.
Do domu dojechałem przez Bobolin, Warnik i Będargowo i zameldowałem się pod garażem tuż przed godziną 17:00. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 73.14 km (3.00 km teren), czas: 03:44 h, avg:19.59 km/h, prędkość maks: 44.00 km/h
Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1531 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(12)

K o m e n t a r z e
Dzienks Polecam sie na przyszlosc :) Spinka - 14:53 wtorek, 13 listopada 2012 | linkuj
Misiacz, przyznaj się, że tyle bułek po drodze zjadłeś, żeby więcej piwek w sakwy weszło ;) Świetna ta alejka brzozowa o tej porze roku! :)
lewy89
- 11:49 sobota, 10 listopada 2012 | linkuj
A nie mówiłem że Misiacz lubi piwko.
I zwierzęta ( nie tylko na przekąskę).
........................... i ze strachu o swoją bezcenną "kozę" zaczął jeździć wypasionym KTM-em.
siwobrody
- 23:36 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Spinka, ja do psiaków zasadniczo nic nie mam, a już wilczki to bardzo lubię, ale gorzej już, jeśli miałbym się wypowiadać pozytywnie o ich właścicielach (przynajmniej 80% z nich).
Misiacz
- 21:43 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Tak coś czułam, że Ty psiaki jednak lubisz ;) Chyba Ci podrzucę jakiegoś wilczurka Będziesz miał wiernego kompana A te zakupy to fajna sprawa, kilometry przyzwoite, w uroczej scenerii. Jak wzrośnie VAT na kawę to chyba będzie trzeba jeździć do Rzeszy. W końcu szlaki już przetarte :) Spinka - 21:28 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Każdy pretekst na rower jest dobry:) a to czarne świństwo do jedzenia to lukrecja- niezapomniany smak dzieciństwa (jak czasem dotarła jakaś zagraniczna paczka- nikt nie lubił lukrecji poza mną- ależ miałam wyżerkę;))
akacja68
- 21:22 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
KDK, wg mnie najlepiej tam teraz byłoby lofty zrobić, tylko, że to nie moje budynki ;).
"W sierpniu 1980"...ciekawa data.
Też tam bywałem jako uczeń podstawówki ;).
Misiacz
- 20:52 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
W sierpniu 1980 jako łódzka młodzież pomagaliśmy w tej cukrowni suszyć zboże w ramach kampanii żniwnej, niestety strajki przerwały nasz pobyt. Te budynki to już wtedy dobrze nie wyglądały.
kdk
- 20:28 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Niestety, wszystko rozp...e i wyprzedane, żal :( .
Budynki stoją, ale niszczeją, nikt tego nie chce kupić.
Misiacz
- 19:54 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Jest jeszcze cukrownia na Cukrowej ?
kdk
- 19:46 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Ładny ten liść koło piwa ;) Shrink - 19:09 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Lubię tę trasę. Tylko jak wieje w pysk, to ch... się jedzie. Mam nadzieję,że pamiątki z wypadu zrekompensowały CI włożony wysiłek w dojechaniu do celu
Bronik
- 18:53 piątek, 9 listopada 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!