MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Dzień 1 wyprawy "Odra-Nysa". Hradek-Zittau-Goerlitz-Klingewalde.

Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano: 18.08.2012Kategoria Wyprawa Oder-Neisse Radweg 2012, Z Basią..., Wypadziki do Niemiec
Rowerowa wyprawa moja i Basi "Misiaczowej" szlakiem "Oder-Neisse Radweg", a właściwie to szlakiem Nysa-Odra w dniach (17)18-24.08.2012 przeszła właśnie do historii.
Na rowerach spędziliśmy 7 dni, przejechaliśmy blisko 500 km...ale to chyba nie czas na podsumowanie, a na rozpoczęcie opowieści :).
Plany wyjazdu snuliśmy z Basią już rok wcześniej, ale jakoś się nie udało, może i dobrze, bo w tym czasie Basi kondycja wzrosła bardzo mocno.
Pierwotny plan zakładał wyruszenie do Zittau pociągiem kolei niemieckich w sobotę ze Szczecina i tu za pomoc w znalezieniu połączeń chcę bardzo podziękować Markowi "Dornfeldowi".
Szczęśliwie się jednak złożyło, że mój brat na jakiś czas został "słomianym wdowcem", więc zapytałem, czy miałby chęć nas podrzucić samochodem z rowerami do Zittau, a samemu potem spędzić czas na wędrówkach po górach.
Pomysł nr 1 chwycił i brat się zgodził, dzięki!
Potem przyszedł mi do głowy pomysł nr 2: przecież po drodze do Zittau można jechać przez Nową Sól, przechwycić tam Daniela, żeby choć przez weekend pojechał razem z nami, a wiem, że miał od dawna dużego smaka na tamten rejon :).
Co więcej, Nowa Sól leży praktycznie na trasie do Zittau, więc pozostało tylko zapytać Daniela, czy ma chęć na choć część wyprawy - miał ;)!
Pozostało mi teraz zorganizowanie dodatkowej, trzeciej szyny na bagażnik rowerowy dla Daniela i tu jak zwykle niezawodny okazał się Jarek "Gadzik", wielkie dzięki!
Specjalne podziękowania to się w ogóle należą ekipie naszych aniołów-stróżów ;))), która podjęła się walki z wrednym chochlikiem "Master of Puppets", spacyfikowała go i zajęła się zapewnieniem nam fantastycznej pogody i fantastycznej wyprawy!
Ufff...cały czas jestem przy logistyce, a gdzie wyprawa?
No to do rzeczy!
***
Jest 17 sierpnia 2012, późne piątkowe popołudnie.
Ciągle coś się dzieje i nie możemy ruszyć, ze spalonej lodówki w czasie naszej nieobecności wycieka woda i zalewa sąsiadkę, więc mamy tym razem akcję "Powódź".
Niestrudzony "Master of Puppets" jeszcze dokazuje, ale jego godziny są policzone, team aniołów już wkrótce skutecznie się nim zajmie :))).
Tymczasem sakwy spakowane, wszystko w zasadzie gotowe, a "spaloną" dzień wcześniej lodówkę i nocną akcję ratowania żywności spychamy na razie w niepamięć.
Na dachu Mazdy Krzyśka montujemy rowery, wrzucamy klamoty i ruszamy do Nowej Soli.

Tam czeka nas serdeczne przyjęcie przez Magdę i Daniela i wspaniały wieczór przy lokalnym produkcie, którego smak tak naprawdę Daniel poznał ... dzięki nam! :)))

Ja, mój brat, Daniel i "Lubuskie" :).

Spotkanie jest tak miłe, że przeciąga się do późna w nocy, co nie jest zbyt genialnym pomysłem, gdy się pomyśli o porannym wstawaniu, pakowaniu, przejechaniu naszymi drogami do granicy, zdjęciu i zapakowaniu rowerów i przejechaniu 60 km, zwiedzaniu i szukaniu noclegu, no ale cóż, taki jest czasem koszt uroczych wieczorów ;).
Poranek, 18 sierpnia 2012, wszystkie rowery załadowane na dach, można ruszać.


Podróż przebiega spokojnie, jednak ja w jej trakcie wpadam na pomysł nr 3!
Pierwotny plan zakładał rozładunek w Zittau i "wyskok" do pobliskiego Hradka nad Nisou w Czechach (żeby "zaliczyć" w trakcie podróży trzy kraje), ja jednak proponuję, czując "misim nosem", że rozładunek w Hradku będzie lepszy i pozwoli uniknąć krążenia rowerami "w te i we w te", sęk w tym, że jest sobota i MUSIMY zdążyć do Zittau przed godziną 13:00, gdzie w punkcie informacji turystycznej czeka na nas znakomita mapa "Oder-Neisse Radweg". Dużo kombinacji.
Tuż przed granicą zatrzymujemy się na punkcie widokowym, gdzie na przykładzie kopalni odkrywkowej "Turów" widzimy, jakich zmian w krajobrazie może dokonać przemysł.


Do Zittau wpadamy o 12:30 i oczywiście pojawia się problem z parkowaniem, tym bardziej, że na starym mieście odbywa się jakiś festyn. Zostawiamy więc brata w "jakimś" miejscu przy samochodzie, a sami gnamy do ratusza po mapę.
Uff, udało się! Mapa kosztuje 8,95 EUR, ale jest naprawdę warta swojej ceny, jest laminowana, niedrąca się, nienasiąkliwa, składana w harmonijkę i podaje atrakcje przy trasie, miejsca noclegowe i wiele innych ciekawostek.

Gdy wychodzimy z Basią z punktu informacji turystycznej, Daniel w najlepsze gawędzi sobie z koleżanką, którą akurat spotkał przed wejściem :))).
Mały ten świat.
Gnamy w te pędy do samochodu, bo kręci się Polizei i a nuż zaraz okaże się, że brat nie może stać, tam gdzie stoi.
Przemieszczamy się do Czech, do odległego o jakieś 6 km Hradka nad Nisou, gdzie objuczamy rowery sakwami.

Brat odjeżdża z moimi rękawiczkami w bagażniku, ech...a my dokonujemy ostatnich poprawek.

Początkowo trudno mi opanować ciężki niczym TIR rower, zwłaszcza, że mam sakwy z przodu, ale szybko się przyzwyczajam i ruszamy na rynek w Hradku.

Tu jeszcze wydaje się nam, że 24 st.C to upał, ale nie wiemy, jakie temperatury czekają nas wkrótce.
Być może jesteśmy albo "surowi" na szlaku albo część czeska trasy jest lipnie oznaczona, bo nie możemy znaleźć szlaku.

Kierując się nabytą mapą i zwiadem dokonanym przez Daniela, przekraczamy Nysę Łużycką.

Po drodze dowiaduję się, gdzie urzęduje niejaki Jozin z Bazin! :)))




"Łapiemy" szlak i wkrótce wjeżdżamy na terytorium Niemiec, gdzie zaczyna się typowa dla tego kraju ścieżka.
.
Wkrótce dojeżdżamy do punktu, gdzie stykają się granice Polski, Niemiec i Czech, na tzw. "trójstyk".

W tym czasie Daniel wpław forsuje granicę na Nysie :))).

Po chwili ruszamy w stronę Zittau, na moment wpadając na polską stację benzynową na małe zakupy spożywcze (tam wszystkie trzy kraje są "obok siebie"), wypijamy z Danielem po "Karmi" i po powrocie do Niemiec robimy zdjęcie pod tablicą z nazwą miasta. Jesteśmy na Łużycach.

Ze zwiedzaniem Zittau i fotografowaniem jest ciężko ze względu na festyn, ale widać, że miasto jest piękne.


Tymczasem...Daniel dostrzega budkę z Fischbroetchen, do której czym prędzej zmierzamy.

Buła z wędzonym śledziem smakuje znakomicie!

Uważny obserwator zauważy z lewej strony kadru, że skarpetki do sandałów to typowo europejska specjalność turystyczna (to był akurat Niemiec, nie jeden zresztą w ten deseń), więc niech się nasi rodzimi tzw. "kreatorzy" mody nie ośmieszają twierdząc, że po tym poznaje się Polaka-wieśniaka na zachodzie Europy.
Po tym to akurat poznaje się Holendrów, Niemców, Amerykanów oraz inne nacje z UE, a nie nas.
Jako, że festyn połączony był z występami wokalnymi jakichś wyjców, czym prędzej wracamy na szlak rowerowy.
Znakomicie oznakowanym objazdem rowerowym opuszczamy Zittau i wkrótce szlak doprowadza nas do wioseczki Hirschfelde, gdzie zauważamy charakterystyczne dla regionu budownictwo.



Wkrótce zmieniamy klimaty na bardziej związane z naturą i wjeżdżamy w malowniczą dolinę Nysy, której uroku nie oddadzą żadne zdjęcia.

Szlak - tym razem w formie ubitego szutru - wiedzie nad samym brzegiem rzeki.


Wkrótce doprowadza nas on do perełki regionu - klasztoru Marienthal.



Temperatura zaczyna wzrastać, a jako że i tu dziś odbywa się festyn (chyba jakiś weekend festynów mieli), więc siostrzyczki sprzedają z beczek zakonne piwo.
Takiej gratki sobie nie odmawiamy, tym bardziej że jest to w Niemczech najzupełniej legalne (do 1,6 promila na rowerze, dopóki jedzie się grzecznie, choć taka ilość wydaje mi się zgrozą).

Piwko jest zimne, znakomite, naturalne i nawet niedrogie!

Posileni boskim napojem wracamy na trasę i tu okazuje się, że Basia, ta sama Basia, która za piwem nie przepadała, a nawet po bezalkoholowym miękły jej nóżki, dostaje takiego kopa, że nie możemy się z Danielem nadziwić jej prędkości. Widocznie siostrzyczki mocno modliły się nad kadzią :))).
Jadąc przepięknymi terenami docieramy późnym popołudniem do Goerlitz, miasta posiadającego jedną z najpiękniejszych starówek, jakie widziałem.




W oddali widać wieże kościelne.

Słońce zbliża się ku horyzontowi, więc postanawiamy poszukać sklepu z lokalnym piwem i noclegu.
Sklepu jednak ani widu ani słychu, więc ruszamy w kierunku wsi Klingewalde, gdzie na mapie widnieje symbol pola namiotowego.
Tuż przed wioską ponownie niezawodnie zadziałał mój "misi nos", odbijam w zupełnie inną drogę i wyczuwam jedyne w okolicy źródło piwa "Landskrone" warzonego w Goerlitz :))).
- Nasze życie jest uratowane - rzekł trafnie Daniel :).

Cofamy się do Klingewalde, do drogi na pole namiotowe, jednak za diabła nie możemy go znaleźć. Pytam tubylców, nikt nic nie wie, niektórzy wysyłają nas w zupełnie inne kierunki, a drogowskazów żadnych. Zbliża się wieczór i prawdopodobnie pozostanie nam opcja spania na dziko, czego z Basią nie lubimy, bo po długim dniu w upale, kiedy zmęczony człowiek pokryty jest potem, solą, brudem i kurzem marzeniem naszym jest prysznic, a nie lepienie się do śpiwora, no ale jak trzeba to trzeba.
Na rozstaju dróg zostawiamy Basię i ruszamy z Danielem w różnych kierunkach na poszukiwania. Zagaduję babkę na podwórku, zdziwiona kręci głową, potem pokazuje mi niedorzeczny kierunek, ale wolę sprawdzić. Oczywiście nic tam nie ma. W tym czasie dzwoni do mnie Basia z dobrą informacją, że Daniel wytropił to ukryte pole namiotowe.
Okazało się, że generalnie jest to pensjonat z pokojami, który posiada też świetnie przygotowane miejsce na namioty, z wiatą, oświetleniem i dostępem do czyściutkich sanitariatów i łazienki i możliwością korzystania z w pełni wyposażonej kuchni.
Miły gospodarz objaśnia nam zasady korzystania z udogodnień, przynosi nam jeszcze do wiaty lampę świecową, płacimy w sumie 11 EUR za noc (za namiot, za mnie i za Basię) i po ożywczej kąpieli zasiadamy we trójkę do pysznego "Landskrona".
Zainteresowanym podaję adres (polecam):

Eberhard Grasse
Klingewalde 50A
02828 Görlitz, Neiße Klingewalde
Tel.: +49 35 81 31 07 09
Link do mapki: KLIK

Do uczty przyłączają się również komary, ale Basia jest przygotowana i raczy nas odpowiednim sprayem odstraszającym te krwiożercze paskudztwa.
Za chwilę po raz pierwszy wypróbujemy maty samopompujące zakupione w turystycznym sklepie Daniela i okażą się znakomite.
Przed nami pierwsza noc na wyprawie...


Serdecznie polecam znakomite fotki z kolekcji Daniela: KLIK.

Mapa dzisiejszego przejazdu:
Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 61.09 km (20.00 km teren), czas: 04:04 h, avg:15.02 km/h, prędkość maks: 39.00 km/h
Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1246 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(17)

K o m e n t a r z e
No cóż, relacja wspaniała, ale co ja tam będę się powtarzać. Trochę Wam zazdroszczę :/
rowerzystka
- 22:18 wtorek, 28 sierpnia 2012 | linkuj
Wyjazd REWELACYJNY!
Dzięki Ci Basiu i Misiaczu za "wyciągnięcie" mnie z domu :-D
Relacja jak zwykle barwna. Jak bym tam był jeszcze raz.
Zresztą - tak jak mówiłem - wrócę tam na pewno nie raz.
Tutaj link do moich zdjęć: https://picasaweb.google.com/101483006141566686789/12081820_OdraNysa
Pozdrawiam!!!
danielkoltun
- 06:46 poniedziałek, 27 sierpnia 2012 | linkuj
oglądam i mam deja vu :)
jarrek-removed
- 18:00 sobota, 25 sierpnia 2012 | linkuj
Pani Kierownik, ja i Daniel po 3, Basia ledwie 1 ;).
Misiacz
- 17:19 sobota, 25 sierpnia 2012 | linkuj
Miło się z Wami zwiedza. Do statystyk wyprawy brakuje mi tylko podsumowania ilości wysączonego piwka. Gość - 17:14 sobota, 25 sierpnia 2012 | linkuj
Jeszcze nie ma opisu??? Gość - 03:41 sobota, 25 sierpnia 2012 | linkuj
No to wróciliśmy szczęśliwi, zadowoleni i opaleni...jej, ile czasu teraz spędzę na pisaniu relacji? :)))
Blisko 500 km za nami, 7 dni podróży, wrażeń, kręcenia korbami i zwiedzania, a do obróbki prawie 300 fotek, a jak to wszystko opisać??? ;)
Misiacz
- 18:41 piątek, 24 sierpnia 2012 | linkuj
skoro w piątek wracacie do domu, to ja w tym czasie w tyrce będę i to na 2 zmianę , gdyby to sobota była ewentualnie, to czemu nie...
Bronik
- 22:27 środa, 22 sierpnia 2012 | linkuj
Dobra, dobra, już się nie odzywam. Fajnie, że udało Wam się mimo przeszkód wybrać. Gość - 20:10 środa, 22 sierpnia 2012 | linkuj
Jadę z Basią, Pani Kierownik. Sorry, ale wpisy z komórki to nie to. Dziś jesteśmy już na wysokości Kostrzyna, ale w Niemczech. W piątek rano jedziemy już do domu z leśniczówki Piasek. Są chętni na towarzyszenie nam?
Misiacz
- 18:37 środa, 22 sierpnia 2012 | linkuj
Misiacz napisz chociaz z kim ... Czytelnicy są ciekawi No chyba, że to informacja poufna Gość - 08:11 środa, 22 sierpnia 2012 | linkuj
Misiacz nie daj się. Znajomi drwią z Ciebie, a
to szelmy
Bronik
- 22:01 wtorek, 21 sierpnia 2012 | linkuj
Paweł...zdjęcia, zdjęcia.
srk23
- 15:08 poniedziałek, 20 sierpnia 2012 | linkuj
Brawo MIsiaczu takie wpisy sa najlepsze.
jurektc
- 15:01 poniedziałek, 20 sierpnia 2012 | linkuj
Ależ żeś się rozpisał .
Ledwo dotarłem do końca relacji.
siwobrody
- 20:57 sobota, 18 sierpnia 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!