MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Tă mörĕ jis zaimnĕ ĕ slonĕ...RUGIA z BS!!!

Sobota, 26 marca 2011 | dodano: 27.03.2011Kategoria Wypadziki do Niemiec, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Rugia od 2010...
Tĕ rånskai ludĕ jidum wă möru löwitĕ. Tă mörĕ jis zaimnĕ ĕ slonĕ. Ton jåtr dömĕ fest ĕ mitĕ påsk dă möjaiçh wöcau. Jeen muoz zärĕ cai nĕjidum nĕ tuncĕ köjĕ lijum dözdj.
„Mieszkańcy Rugii udają się na morski połów. Morze jest zimne i słone. Wiatr dmie mocno i sypie mi piaskiem w oczy. Mężczyzna wypatruje, czy nie idą deszczowe chmury.”
*************************************************************************
A ja udałem się na Rugię…powyższe zdania zapisane są w wymarłym słowiańskim języku ranijskim używanym na Rugii w czasach pogańskich.
Sam pomysł narodził się dość spontanicznie, praktycznie z dnia na dzień. W ostatni weekend Athena i Odysseus jechali przez Uznam, który zauroczył ich swoją magią, ja dodałem komentarz o jeszcze większej magii Rugii, Dornfeld dodał informację o tanich całodniowych biletach grupowych na kolejach niemieckich i…jedziemy!!!

Aby bilet grupowy był opłacalny, musieliśmy skompletować 5 osób.

W sobotni poranek w pociągu Deutsche Bahn jadącym w kierunku Pasewalku pojawiliśmy się w następującym składzie (alfabetycznie):
1) Athena
2) Dornfeld
3) Misiacz
4) Monter61
5) Odysseus
Pociąg ruszył punktualnie o godzinie 6:57, Dornfeld zebrał kasę i zakupił nam bilecik grupowy. Kosztowało nas to po 6,40 EUR na głowę plus 4,50 EUR za rower, więc za niecałe 11 EUR mogliśmy śmigać, gdzie nam się podobało po Meklemburgii.

Najpierw jednak śmignęliśmy do Pasewalku, gdzie mieliśmy przesiadkę na pociąg do Stralsundu. Jako, że mieliśmy 40 minut oczekiwania, pojechaliśmy na szybki „japoński” rekonesans po Pasewalku. Dornfeld został na dworcu, jako że bywał tam wielokrotnie, ja w sumie też, ale miałem chęć wykazać się jako przewodnik. ;)))
Zdjęć natrzaskałem tu już wiele nie raz, więc teraz postanowiłem wesprzeć regionalny browar (jak widać wsparłem go dosłownie).

„Grecy” na rynku w Pasewalku.

Stacja transformatorowa wymalowana w ciekawe graffiti.

Po szybkiej rundce wróciliśmy na dworzec i zapakowaliśmy się w pociąg zmierzający do Stralsundu.

Jadą one szybko i bezszelestnie, przedziały rowerowe są obszerne i posiadają pasy do przypięcia rowerów (takie, jak w samochodach), a na korytarzach żaden bury palacz nie śmie zanieczyszczać innym powietrza, tak jak to ma nadal miejsce w PKP mimo ustawowego zakazu.

W pociągu dumaliśmy, co dalej robić po przyjeździe na Rugię. Ponieważ część północna jest zdecydowanie najpiękniejsza, wszyscy przesiedliśmy się na kolejny pociąg na północ Rugii, do Sassnitz. Dornfeld postanowił stamtąd jednak pojechać na południe, a cała reszta na północ, więc umówiliśmy się na 18:23 na dworcu w Stralsundzie. Podoba mi się coś takiego, kiedy każdy jedzie tam gdzie chce, bez narzucania woli grupy czy woli jednostki, w końcu i tak spotkamy się u celu.
Kiedy wysiedliśmy z pociągu w Sassnitz o godzinie 10:40, przywitał nas chłód (3 st. C), piękne słońce i niesamowity błękit nieba. Jak dla mnie – pogoda jak marzenie.

Skierowaliśmy się na chwilę w okolice portu, gdzie znajduje się ciekawy budynek ratusza oraz podwieszana kładka prowadząca na nabrzeże.

Ruszyliśmy…no i się zaczęło! Podjazd z Sassnitz do Koenigsstuhl ma blisko 7 km i jest wyjątkowo upierdliwy, zwłaszcza dla kogoś, kto spędził parę godzin w ciepłym pociągu i wyszedł na chłód. Momentami miałem wrażenie, że wsiadłem na rower po raz pierwszy od roku, na szczęście potem wszystko to minęło.
Dojechaliśmy do zejścia na klify w Parku Narodowym Jasmund, gdzie zostałem z rowerami, ponieważ klif ten już widziałem. Inna sprawa, że nie uśmiechało mi się schodzenie 480 stopni na brzeg, a potem wspinanie się - zostawiłem to tym, którzy tego cudu jeszcze nie widzieli.
Tymczasem ja postanowiłem posilić się lokalnym przysmakiem, czyli rybną bułeczką Fischbrötchen. Jakże byłem rozczarowany, kiedy w budce, w której zawsze je kupowałem pani powiedziała, że sprzedaje głównie gofry. ;(((

Podobnie rozczarowani byli inni klienci, bo jedzonko to jest naprawdę pyszne. Jeszcze bardziej rozczarowało mnie to, że termos z gorącą herbatą został … w kuchni u mnie w domu. W gorączce przygotowań zapomniałem go zapakować i „opijałem” potem Athenę i Odysseusa, za co serdecznie im dziękuję.
Na szczęście oni zawsze wożą ze sobą ze dwie cysterny. ;)
W sytuacji „porzucenia mnie” na straży rowerów pozostało mi jedynie zamówienie kawy w tejże budce. Pani sprzedawczyni współczuła Misiaczowi, że został tak pozostawiony, ale wyjaśniłem, że reszta grupy nie uwzięła się na mnie i są niewinni. ;)
Powiem, że nawet szybko się uwinęli, bo po 20 minutach ruszyliśmy w stronę Hagen…gdzie miałem nadzieję na Fischbrötchen, ale ostatnia budka na tej trasie była zamknięta. ;(
Pozostawała złudna nadzieja, że zdążymy jeszcze zwiedzić Stralsund i przy tej okazji zakupić bułę z kutra w tamtejszym porcie, ale czas już złudzeń nie pozostawiał.
Na szczęście w nagrodę dostaliśmy piękny wiatr w plecy i długi zjazd prawie aż do Ruschwitz i Glowe, gdzie udało mi się bez żadnego trudu uzyskać 56 km/h.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym, skąd widać było morze i Kap Arkona.


Za Glowe wjechaliśmy na wąski przesmyk w lesie Schabe, gdzie na chwilę skierowaliśmy się na plażę, żeby zrobić fotki.


Ścieżka wiodąca przesmykiem jest asfaltowa i bardzo malownicza.
To nasza grupka na niej.

Po minięciu Juliusruh skręciliśmy w prawo, by po chwili zatrzymać się na moment na campingu w Drewoldke, na którym nocowaliśmy z Danielem w czasie wyprawy na Rugię z sakwami w ubiegłym roku.

Tym razem nie odbiliśmy z campingu do Altenkirchen, by jechać główną drogą w stronę Kap Arkona, ale kierowaliśmy się na Vitt wzdłuż wybrzeża, co okazało się strzałem w dziesiątkę! Szkoda, że nie znałem tej trasy w tamtym roku, zawsze to jednak nowe doświadczenie. Trasa, choć wiedzie płytami (równiutkimi) jest niesamowicie malownicza, a ponadto natknęliśmy się na niej na starosłowiańską budowlę megalityczną – kurhan.



Stamtąd skierowaliśmy się do osady Vitt, która wygląda prawie tak, jakby nie zmieniła się od wieków.
Na zdjęciu – droga do Vitt, w oddali latarnia morska na Kap Arkona.

Jedynym niepożądanym elementem był najazd jakichś naukowców czy urzędasów, którzy kręcili się tam z jakimiś papierami.

Normalnie jest to kameralna wioseczka rybacka u stóp klifu.



Zachciało mi się jeszcze zrobić zdjęcie pocztówkowe.

Z Vitt ostrym terenowym podjazdem wspięliśmy się do miejscowej kaplicy. Krótka fotka i jechaliśmy dalej ścieżką wzdłuż urwiska, zbliżając się coraz bardziej do Przylądka Arkona, aby sfotografować za moment dziwne zjawisko.

Zjawiskiem tym jest kobieta z ptakiem. ;)))

Zjawisko pojawia się okresowo. To już ptak bez kobiety. ;)

No to dojechaliśmy do celu, czyli do dawnego centrum pogaństwa słowiańskiego i miejsca mocy Arkona.
Mrugnęliśmy porozumiewawczo okiem i aparatem do zasępionego Światowida, doładowaliśmy solidnie baterie w miejscu mocy.

Kronikarz, Sakso Gramatyk tak opisywał świątynię i sam posąg Świętowita:

"W środku miasta [Arkony] znajdował się plac, na którym stała świątynia drewniana o misternej budowie, wzbudzająca cześć nie tylko wspaniałością nabożeństw, lecz boskością posągu w niej umieszczonego. Zewnętrzny jej obwód dokładną płaskorzeźbą się odznaczał, przedstawiając prostą i niewydoskonaloną sztuką malarską postacie najrozmaitszych rzeczy. Jedno tylko było wejście. Samą świątynię podwójny rząd ogrodzenia otaczał, z których zewnętrzne, ze ścian złożone, dach czerwony pokrywał, wewnętrzne czterema słupami podparte zamiast ścian świeciło czerwonymi zawieszonymi zasłonami z zewnętrznymi ścianami było połączone tylko kilku poprzecznymi tramami. W świątyni stał posąg ogromny, wielkością przewyższający postać ciała ludzkiego, czterema głowami i tyluż karkami wzbudzający zdziwienie, z których dwie w stronę piersi a dwie w stronę pleców zdawały się patrzeć. Zresztą wzrok umieszczonych z przodu czy z tyłu [głów], jedna w prawo, druga w lewo zdawały się zwracać. Brody były podgolone, włosy postrzyżone tak, że widoczny był zamiar artysty, aby przedstawić sposób, w jaki Rugianie pielęgnowali swe głowy. W prawej trzymał róg z rozmaitego kruszcu zrobiony, który kapłan znający się na ofiarach co rok napełniał miodem, aby ze samego stanu napoju mógł wywnioskować o obfitości roku przyszłego. Lewa ręka na boku wsparta tworzyła łuk. Szata dochodząca aż do goleni kończyła się w tym miejscu, w którym, dzięki zastosowaniu rozmaitości drzewa, były połączone z kolanami tak niewidocznie, że miejsce ich spojenia tylko przy bacznej uwadze można było dostrzec. Opodal widziało się uzdę i siodło bóstwa i kilka innych odznak boskości. A podziw dla nich zwiększał się z uwagi na miecz znacznej wielkości, którego pochwa i rękojeść rzucały się w oczy zewnętrznym wyglądem srebra i znakomitej ozdoby rzeźbiarskiej."
Światowid na Rugii. Kap Arkona. © Misiacz


Cyknęliśmy fotkę latarni i klifu, by za moment ruszyć w stronę Puttgarten i Altenkirchen. Chyba spodobaliśmy się Światowidowi, bo w zasadzie nadal mieliśmy wiatr w plecy, rzekłbym, że bóstwo sprzyjało nam przez całą trasę.

Wróciliśmy na ścieżkę na przesmyku pomiędzy Tromper Wiek a Grosser Jasmunder Boden, aby w Glowe skręcić w nienzaną nam jeszcze drogę rowerową wiodącą pomiędzy rozlewiskami w stronę Zamku Spyker. Ścieżka jak zwykle była malownicza i pomimo ubywającego czasu zatrzymaliśmy się na fotkę.


Przy Schloss Spyker zatrzymaliśmy się naprawdę na krótko, bo zbliżał się czas odjazdu pociągu do Stralsundu, a nie mieliśmy pewności, czy wsiadać w Sassnitz, czy w Lietzow czy może w Bergen („stolica” Rugii).

Teren za Sagard zrobił się dość pofałdowany, a do odjazdu pociągu o 17:20 mieliśmy już około pół godziny, więc po ostrym zjeździe do Lietzow postanowiliśmy tamże zapakować się do pociągu.
Zamek (?) w Lietzow.

Mając chwilę czasu podjechaliśmy na moment na fotkę na groblę pomiędzy rozlewiskami Grosser i Kleiner Jasmunder Boden.


Udaliśmy się jeszcze na posiłek do fajnej budki przy plaży, gdzie swego czasu pitrasiliśmy z Danielem obiadek na kuchenkach gazowych.

Potem wsiedliśmy w pociąg, przypięliśmy rowery i ruszyliśmy do Stralsundu.

Niestety, na zwiedzanie tego przepięknego miasta nie mieliśmy już czasu („Kraków jest przereklamowany” – jak stwierdził Dornfeld, któremu udało się co nieco zwiedzić w oczekiwaniu na nas). Jestem pewien, że nie była to ostatnia wyprawa w te okolice.
Mnie jednak nadal prześladowała rybna bułeczka Fischbrötchen – no jakże to tak, być tam i nie wciągnąć lokalnego przysmaku. Ruszyłem na penetrację dworca i MAM!!! Ostatnia Fischbrötchen w sklepie czekała na mnie! Pycha! Wyjazd się udał! ;))))))))))))))))))
Pociąg ruszył ze Stralsundu o 18:23, a o 20:03 w Pasewalku przesiedliśmy się na pociąg jadący do Szczecina.

Chyba dość dziwacznie wyglądaliśmy krążąc i prowadzając rowery wokół dworca, bo aż z ciekawości podeszli do nas policjanci i z tego co zrozumiałem, zapytali uprzejmie czy mamy chęć zwiedzać Pasewalk po nocy. ;)))
Pociąg szybciutko sunął do Szczecina, co mogłem stwierdzić stojąc przy otwartej kabinie maszynisty (100 km/h). Po jakimś czasie pociągiem zaczęło nagle rzucać w górę, w dół, w lewo, w prawo, rozległy się jakieś jęki i zgrzyty, a maszynista wyhamował do 40 km/h.
Nie, nie, nic się nie stało, żadna awaria, po prostu przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy na polskie tory.
Nie mogę tu powiedzieć, że przekroczyliśmy ją niepostrzeżenie. ;)))
Jak widać znamy się nie tylko na budowie krzywych autostrad, ale przenosimy naszą wiedzę również na tory kolejowe.
Kiedy dojechaliśmy na stację Szczecin-Gumieńce, postanowiliśmy wysiąść tam z Atheną i Odysseusem, a Dornfeld i Monter61 pojechali aż do Dworca Głównego.
Wspaniała wycieczka, pełna magii, słońca i pozytywnych wrażeń…no i upolowałem bułeczkę Fischbrötchen!!! ;)))

A to mapka odcinka pokonanego na Rugii:


Wszystkie zdjęcia znajdują się TUTAJ.

Jeśli kogoś interesuje język rański, to może się również w nim pomodlić:)

Nås woyc, koy jisĕ wă nibĕ, doy sä sjäntĕ tüjĕ jimä, doy praidĕ tüjĕ tjönästwă, doy bundĕ tüjă wölă, kok wă tĕm nibĕ, tok nă zimjĕ. Ĕ toy bĕ dål nås wösĕdännoy kläb danăs, ĕ wutdål näsĕ grächĕ kok moy wutdäjĕmĕ wonĕ delă näsaiçh gräsnikum, ĕ niveed nås nă ton farsukonk, abă paust nås wut wösau chudau. Ĕ tüjĕ jis tă tjönästwă, ĕ tă silă ĕ tă cäst delă wösăghdă. Amĕn.

„Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź
królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze
winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na
pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Bo Twoje jest królestwo, i potęga, i chwała, na wieki wieków. Amen.” Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 95.65 km (5.00 km teren), czas: 04:28 h, avg:21.41 km/h, prędkość maks: 56.00 km/h
Temperatura:3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 2163 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(16)

K o m e n t a r z e
Gratulacje za świetną fotorelację:) Wycieczka super!
Pozdrawaiam
sikorski33
- 15:17 piątek, 1 kwietnia 2011 | linkuj
Jestem pod wrażeniem trasy i opowieści o niej.
angelino
- 17:03 środa, 30 marca 2011 | linkuj
Super wycieczka a niektóre fotki to w katalogach turystycznych mogłyby się znaleźć.
MKTB
- 21:18 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
Loretta...na pewno nie do klechy-pedryla, jakoś bliższy jestem panteizmowi...
Opcję podałem dla tych, co mają chęć...
Misiacz
- 20:30 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
Misiacz, Ty się modlisz? :D
A tak na poważnie to nuuda, zrobiłbyś kiedyś jakiś inny, czyli nudny wpis, bo te jakoś zawsze cieszą oko :)
Loretta - 19:33 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
Wycieczka wycieczką ale najważniejsza to ta bułeczka :):)
jurektc
- 13:27 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
Ależ ta Rugia piękna :)
athena
- 06:43 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
świetna wycieczka i pogoda dopisała, w Szczecinie w zamian zima przyszła :) na chwilę
jakby brakowało Wam ludzi na następny wypad to pamietaj o mnie :))
sargath
- 06:42 poniedziałek, 28 marca 2011 | linkuj
Daniel - link poprawiony.
Misiacz
- 20:28 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Świetna wycieczka. Wyspa przepiękna potwierdzam!
(Ale link na początku już nie działa - Wikipedia znaczy si)
Pozdrawiam!
danielkoltun
- 19:51 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Wspaniała wycieczka i opis! :)
niradhara
- 19:37 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
B. ciekawy opis. Mam nadzieję kiedyś to "zaliczyć".
michuss
- 18:02 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Gdyby był ranking blogów bikerów, to z pewnością byś zajął pierwsze miejsce - za różnorodne wycieczki, za piękne zdjęcia oraz za świetne opisy. Potrafisz też wybornie dobierać sobie towarzystwo do tych eskapad, bo jak dotąd nigdy złego słowa nie powiedziałeś na temat swych partnerów. Chapeau bas !
jotwu
- 16:43 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Super wycieczka, opis rewelka. Dzięki za wspólną jazdę :)
odysseus
- 15:39 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
zdjęcia są NIE SA MO WI TE ! piekna wycieczka, swwietna zaloga i udana pogoda! k4r3l - 12:37 niedziela, 27 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!