MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Znikający czerwony punkt przed Nowogardem! :)

Sobota, 12 marca 2011 | dodano: 13.03.2011Kategoria Po Polsce, Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, U przyjaciół ...
Nie pojechałem z Cyborgami do Prenzlau. Chciałem odpocząć! Los jednak nie pozwolił, bo trafiłem do Sebastiana (Shrinka) do Nowogardu na „leczenie” mojego laptopa. Jako, że cholera była wyjątkowo oporna, zszedł nam wczoraj blisko cały dzień, w środku którego zrobiliśmy sobie małą wycieczkę na przewietrzenie głów. Ponieważ walka z laptopem się przeciągnęła, a Pani Shrinkowa dostarczyła piwo strudzonym wojownikom, nie pozostało nic innego, jak spędzić noc w tych jakże gościnnych progach, a z rana wybrać się na relaksującą przejażdżkę. Hmmm...relaksującą... ;)))
Sebastian zaplanował wycieczkę do pałacu w Rybokartach, specjalnie dla mnie miała ona przebiegać asfaltami, pomimo, że Shrink użyczył mi swojego „flagowego” górala. Okazało się, że z rana dołączy do nas również Bartek (Siwiutki).
Co do tego górala...cóż...jako notoryczny użytkownik trekkinga albo szosówki, miałem poważne wątpliwości, czy dam sobie radę na takim sprzęcie na grubych oponach.
Po pierwszych 20 kilometrach nasza średnia wynosiła 27 km/h. Prawdę mówiąc...eee...hm...dość znacznie się do niej przyczyniałem. Nic z tego nie rozumiem, jak można na góralu momentami pomykać 40 km/h i nie czuć zmęczenia, a w przypadku o wiele lżej jeżdżącego trekkinga uzyskanie takich prędkości wiąże się ze znacznym wysiłkiem. Może to ktoś wyjaśnić? To musi mieć jakiś związek z konstrukcją roweru, no bo przecież nie z moją.
Przez Miętno, Wierzchy i Truskolas dotarliśmy do Trzygłowia. Stoi tam pałac, który jest obecnie remontowany. Tam mieliśmy pierwszą w sumie uczciwą przerwę, więc rozleźliśmy się po posiadłości z aparatami i batonikami w łapach. Widać, że wiosna jest tuż, tuż…

Shrink przed pałacem.


Po tej nawet całkiem długiej przerwie ruszyliśmy dalej...a mi o dziwo, fajnie jechało się na tym rowerku, choć gdybym go miał, to pierwszą rzeczą byłaby zmiana siodełka na skórzane i zmiana gripów na szersze.

Zdjęcie wykonane przez Shrinka.

Inną przyczyną, dla której rowerki fajnie szły, był ostry wiatr wiejący nam prawie w plecy. Na poniższym zdjęciu doskonale widać, jak wyginają się gałęzie brzozy.
Brzoza na wietrze. © Misiacz

Kiedy dojechaliśmy w okolice wsi Rzęsin, wiedziałem, że będzie skrót polną drogą, ale nie spodziewałem się, że będę jechał 5-10 km/h, próbując wydobyć się z błota i rozmiękłej ziemi, w której zapadały mi się koła i buksowały w miejscu. Średnią oczywiście szlag trafił (to informacja dla tych, którzy na wyjazdach najbardziej pasjonują się tym wskazaniem;))).
Skrót okazał się męczący, niby parę kilometrów, a byłem cały mokry.

Zdjęcie i aranżacja: Shrink.

Pokonawszy skrót, zaczęliśmy szukać drogi na Rybokarty, ale nijak znaleźć jej nie mogliśmy. Z Kukania ruszyliśmy na Wołczyno i jeszcze dalej, w końcu w jednej z zagród uzyskaliśmy informacje, że jednak trzeba się cofnąć 2 km do Wołczyna i jechać …polną drogą, bo lepszej nie ma.
No cóż, a niech będzie i polna. To jednak, po czym przyszło nam „jechać” nie powinno w ogóle nazywać się drogą. Koła grzęzły w błocie, pewne odcinki były zupełnie nieprzejezdne. Niezła frajda! ;)

Zdjęcie i aranżacja: Shrink.

W końcu dotelepaliśmy się do Rybokart. Pałac jest niesamowity, choć wymaga jeszcze trochę pracy.

Naprzeciwko pałacu znajduje się kościół z wieżą o konstrukcji szachulcowej.

To mój rumak, którego dosiadałem na wyprawie, oparty o pałacowe drzewo.

Na tyłach pałacu znajduje się jezioro, które mimo wysokich temperatur nadal pokryte jest lodem.


Widok na pałac z pomostu.

Podkręcam średnią na innym rowerze.

Zwiedziwszy tereny pałacowe, ruszyliśmy malowniczymi lasami i pagórkami w kierunku Gryfic. Już wiedzieliśmy, że w drodze powrotnej wiatr wystawi nam słony rachunek wraz z lichwiarskimi odsetkami za wcześniejszą pomoc.
W Gryficach skierowaliśmy się w stronę muzeum kolei wąskotorowej. Bilet wstępu kosztował 6 złotych. To miejsce jest tak klimatyczne, że nawet ci, którzy jeżdżą wyłącznie dla średniej byliby zadowoleni z wejścia tam. Zdjęć będzie sporo, bo muzeum naprawdę mnie urzekło, tam wręcz czuje się historię.


Ciuchcia niczym z bajki dla dzieci, wyprodukowana w latach 20-tych w Niemczech, dzielnie pracowała do roku 1979.
Kto dziś robi tak trwały sprzęt?


Wagoniki jak zabawki.

Resor. Musiał zapewniać specyficzny komfort. ;)

Podobny komfort zapewniały jego siedziska. Cóż z tego, że niewygodny – bardzo chciałbym mieć możliwość przejechania się tym wagonikiem. Zdjęcie zrobione przez szybkę.

Lokomotywa wyprodukowana przed wojną w słynnej szczecińskiej stoczni „VULCAN”.

Ktoś zapyta, czemu słynnej i co mogło być w ogóle w Szczecinie słynnego? Było wiele rzeczy. Wystarczy kliknąć na powyższy link, żeby dowiedzieć się, że stocznia ta przed wojną produkowała takie transatlantyki, przy których „Titanic” wyglądał jak kuter rybacki. Cztery ze zbudowanych na "Vulcanie" statków pasażerskich dwunastokrotnie zdobywały Błękitną Wstęgę Atlantyku, o czym Anglicy jakoś niechętnie wspominają (albo pomijają ten fakt zupełnym milczeniem).
Oprócz statków stocznia ta produkowała również lokomotywy i inne maszyny, a w czasie wojny również U-booty dla hitlerowskiej Kriegsmarine.
Po torach lokalnych kolei poruszały się również i takie „vany”. ;)

Nim elektryczność przyjęła się na dobre, za reflektory robiły…lampy naftowe!

Naprawdę nie chciało mi się stamtąd wychodzić, ale trzeba było ruszyć w drogę. Za Gryficami ruszyliśmy najpierw w stronę Golczewa. Wiatr ostro dawał w twarz.
Do Golczewa jednak nie dojechaliśmy, tylko skręciliśmy w lewo w stronę Nowogardu, jadąc już odcinkiem, który przemierzaliśmy z rana.
Nie wiem, o co chodzi, ale jak zwykle pod koniec wycieczki coś we mnie wstąpiło i mimo wiatru w pysk jechałem z prędkością 28-30 km/h. Czy to znowu kwestia konstrukcji Shrinkowego górala?
Kiedy po jakichś 5 kilometrach zatrzymałem się na picie, dogonił mnie Shrink i stwierdził, że to moje słynne, deklarowane wszem i wobec „zrównoważone tempo turystyczne” jest…eee…hmm…nieco dziwne! ;)))
Z racji koloru kurtki zostałem nazwany "Znikającym Czerwonym Punktem". ;)
Starałem się nie wyrywać naprzód, ale jakoś tak samo wychodziło. W końcu dojechaliśmy do Nowogardu, gdzie pożegnaliśmy Siwiutkiego, a ja – po obiadku u państwa Shrinków – wsiadłem w samochód, podziękowałem za miłą gościnę, użyczenie roweru i pojechałem do Szczecina.
To był wspaniały weekend, raz jeszcze dziękuję!

Rower: Dane wycieczki: 80.30 km (7.80 km teren), czas: 03:36 h, avg:22.31 km/h, prędkość maks: 41.00 km/h
Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(9)

K o m e n t a r z e
Świetne zdjęcia i ciekawy opis. Bardzo dobrze czyta się Twego bloga
rowerzystka
- 21:05 wtorek, 15 marca 2011 | linkuj
Jurek, prędkości średnie podaję dla Was, żebyście wiedzieli, o ile bardziej zajebiści jesteście od Misiacza! ;)))
Misiacz
- 22:31 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
AreG - "skromność" to moje czwarte imię! ;)
Misiacz
- 22:20 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
Super wycieczka i jej opis.
No i ta skromność :)
AreG
- 21:37 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
Z takim błotkiem, to wczoraj miałem do czynienia ku%#$@%&a ;)
DaDasik
- 18:50 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
Ciekawie wyglądają zdjęcia z tymi dymkami. Może zrobisz też pierwszy rowerowy komiks:) ? miok - 17:53 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
Muzeum wygląda na ciekawe, ale te twoje uszczypliwe uwagi " Średnią oczywiście szlag trafił (to informacja dla tych, którzy na wyjazdach najbardziej pasjonują się tym wskazaniem;)))." ni jak maja się do twego turystycznego opisu kolego :):):):)
Przeciez sam co chwile podajesz predkości i średnie :):):):):) hahahahah
Ale nie martw sie klego jak noga podaje to i licznik sam zlicza hehehehehe
Takiego pozytywnie nakręconego chce Ciebie widziec w sobote na 300 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :):):):):):)
Pozdrawiam.
jurektc
- 17:16 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
no widzisz coś w tym jest, obudził się w Tobie niedźwiedź :D musisz kupić MTB
takie błotko to coś pieknego :)
sargath
- 17:02 niedziela, 13 marca 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!