MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

Wyprawa szczecińskiego BS na kebab do Ueckermunde (D).

Sobota, 19 lutego 2011 | dodano: 20.02.2011Kategoria Szczecin i okolice, Szczecińskie Rajdy BS i RS, Wypadziki do Niemiec, Z cyborgami z TC TEAM :)))
To już kolejny wyjazd pod hasłem Bikestats, nawet już nie liczę który – tyle się ich już od było od tego pierwszego razu. Tym razem trasę wymyśliłem ja, ponieważ planowana przez Gadabagiennego trasa Kostrzyn-Szczecin musiała zostać przesunięta na inny termin.
Mapka z orientacyjną trasą jest poniżej (pokazana od miejsca zbiórki):



Tym razem w sobotni poranek nie spotkaliśmy się tradycyjnie na Moście Długim, ale nad jeziorem Głębokie (w sumie też tradycyjnie). Pojawiła się sprawdzona już w bojach ekipa BS, tj. oprócz mnie był Jurek (jutektc), Paweł (Sargath), Adrian (Gryf) i Krzysiek (Kris), którego namawiamy do założenia konta na BS. :))) Słowa uznania dla Adriana, któremu już po raz drugi zechciało się przyjechać z Gryfina do Szczecina, żeby z nami pokręcić. Było nas więc w sumie 5 osób, reszta się nie stawiła. Namawiałem też moich dwóch innych „osobistych” kolegów, ale nie pojawili się, wykazując się zapewne instynktem samozachowawczym. :)))

Odczekawszy „studenckie” 15 minut ruszyliśmy szosą na Pilchowo i od razu nadmienię, że typowym dla tej grupy tempem „turystycznym” 28 km/h! ;)))
Minęliśmy Pilchowo i mknęliśmy w stronę Tanowa wzdłuż ślamazarnie toczącej się budowy ścieżki rowerowej. W Tanowie zatrzymaliśmy się na postój pod sklepem, ponieważ Krisowi wyczerpały się baterie i nie mógł dalej jechać. ;))) Tak myślałem, ale okazało się, że chodziło wyłącznie o baterie do odtwarzacza mp3, ponieważ nie może on być zasilany z samego Krisa (inne napięcie i natężenie).
Przy okazji okazało się, że w sklepie pracuje moja koleżanka z dawnych lat.
Ruszyliśmy. Od tego momentu pojawiają się sprzeczne wersje wydarzeń. Jak napisałem na forum, moim planem była spokojna, zrównoważona jazda stałym tempem 24-27 km/h, no chyba, że rower „sam będzie jechał” szybciej. Według mnie jazda z lekkiej górki i z wiatrem usprawiedliwiała 35 km/h i takie tempo trzymałem jadąc w tym momencie na prowadzeniu, ponieważ nie wymagało to w tej sytuacji wysiłku. Niestety, według relacji innych naocznych świadków było zupełnie odwrotnie – lekko pod górkę i pod wiatr – niestety, nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ nie odczuwałem nic takiego.
Na odcinku do Dobieszczyna zmienił mnie Paweł i wreszcie zapowiadała się turystyka! Prowadził grupę z prędkością 24-25 km/h i mogłem wreszcie popatrzeć na niebo! ;) Niedoczekanie moje – to była zmyłka – ten Cyborg stanął wkrótce na pedały i popędził 37 km/h…rozpędzając się coraz bardziej. Nie chciało mi się szarpać, ponieważ trasa przed nami była długa i trzeba było rozsądnie planować siły, więc kręciłem sobie dalej spokojnym tempem 27 km/h. Nie byłem w stanie gnać za tym młodym, narowistym Cyborgiem! ;))) No, może i byłbym, ale co by potem ze mnie było?
Reszta grupy jest w wieku znacznie słuszniejszym niż Paweł i nie mamy tyle zapasów energii co on (hm, może będę mówił za siebie) – w każdym razie reszta poszła po rozum do głowy (lub procesora* - niepotrzebne skreślić) i staraliśmy się utrzymywać stałe tempo 28 km/h.
Różnica wieku między nami Pawłami jest spora, bo prawie 12 lat, więc kondycją mu nie dorównam, a jakby dobrze popatrzeć, to Jurek mógłby spokojnie być tatą Pawła – i tu pełen szacunek dla tego stalowego „taty” – chłop po chorobie, a kręcił wytrwale jak maszyna!
Dojechaliśmy do granicy w Dobieszczynie, gdzie nieśmiało zaproponowałem postój na fotki (czytaj: odpoczynek i sikanie).

Jako, że wjechaliśmy do Niemiec, Kris przybrał odpowiednią pozę pasującą do godła tego państwa! ;)

Potem jeszcze na moment odbiliśmy 50 m do lasu, żeby Paweł i Adrian mogli sfotografować krzyż księcia Barnima.
Od tego momentu staraliśmy się kręcić równym tempem 28 km/h i jadąc przez Hintersee i Ahlbeck dojechaliśmy pod kościół w Lueckow. Do brzegów Zalewu Szczecińskiego zostało nam raptem jakieś 3 km. Średnia prędkość do tego momentu wyniosła w przybliżeniu 26 km/h…czyli oczywiście „turystycznie”. ;)

Porobiliśmy kilka zdjęć (polecam obejrzenie relacji innych uczestników, ciekawe fotki) i ruszyliśmy do Vogelsang-Warsin, które leży nad brzegiem Zalewu Szczecińskiego, zwanego z tej strony Stettiner Haff. Przed samym Ueckermunde Paweł znów szarpnął tempo, a Jurek z Krisem jakoś się zapomnieli i pognali za nim. My z Gryfem spokojnie toczyliśmy się 27 km/h, zmierzając w stronę skrętu w prawo na plażę nad Zalewem, który to skręt rozpędzeni panowie oczywiście minęli, patrząc w liczniki i uważając, żeby zwisające jęzory nie wkręciły im się w szprychy. Zatrąbiłem. Usłyszeli. Zawrócili.
W komplecie zajechaliśmy na brzeg, gdzie rozpoczęliśmy sesję foto.


Kris postanowił z nadmiaru energii przeczołgać się jeszcze po tych zamarzniętych kamieniach, co świetnie widać na załączonym niżej, naprawdę znakomicie wykonanym przez Jurka filmie.

Po foto-sesji ruszyliśmy ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Uecker w kierunku miasta. Wyschnięte drzewa przy ścieżce wykorzystują artyści, tworząc różne ciekawe rzeźby. Dla mnie oczywiście najciekawsza była ta rzeźba: ;)

Wjechaliśmy do malowniczego portu w Ueckermunde, choć dużo uroku odbiera mu pochmurna pogoda.

Na drugim brzegu pojawiła się rzeźba grającego na akordeonie marynarza, u którego stóp leżą monety euro (solidnie przez Niemców przyspawane – kto wie dlaczego, proszę o odpowiedź w komentarzu).

Przejechaliśmy przez piękną starówkę i dotarliśmy do celu naszej wyprawy – do tureckiej restauracji serwującej znakomity kebab.

Od samego wejścia powitało nas gromkie „dzień dobry” – miły akcent na samym początku.

Porcje są niemożebnie olbrzymie, pyszne i świeże, a ceny prawie identyczne jak w Szczecinie.
Znów napchaliśmy się jak jakieś prosiaki, a podkreślę, że zamówiliśmy małe porcje! ;)
Kebab w Ueckermunde. Szczeciński BS. © Misiacz

Od tego momentu poczuliśmy lenistwo, a niektórzy pogrążyli się w marzeniach o wannie z ciepłą wodą i kuflu z zimnym piwem. Za oknem już czekało na nas zimne…powietrze. Mimo, że temperatura nie była przerażająca jakaś, bo raptem -2,5 st.C, to jednak odczuwalna była czasem rzędu – 8st. Ze względu na wiatr i wilgoć. Wioząc brzuchy z kebabem na ramach (tekst Gryfa) pojechaliśmy w stronę Warsin, gdzie skręciliśmy w prawo, w szutrową drogę wiodącą lasami do Rieth.
Tam zostaliśmy ogromnie zaskoczeni tym, że pomimo dobrej ścieżki szutrowej Niemcy zabrali się za budowanie normalnej, utwardzonej drogi rowerowej biegnącej równolegle do szutru.
Jeśli o mnie chodzi, to bardzo się cieszę, bo mam nadzieję, że już latem będę mknął przez ten las po gładziutkim asfalciku. Wyjechaliśmy z lasu i wzdłuż brzegu Jeziora Nowowarpieńskiego dojechaliśmy do Rieth. Stamtąd ruszyliśmy do Hintersee szutrową ścieżką rowerową poprowadzoną przez las szlakiem dawnej kolei wąskotorowej. Jednak pędzenie szutrem daje w kość nieco bardziej, niż asfaltem, o czym wkrótce przekonał się Adrian, u którego bardzo boleśnie odezwała się kontuzja kolan. Dojechaliśmy do Hintersee, zamykając w ten sposób pętelkę.

Do domu jednak zostało sporo kilometrów, ruszyliśmy więc na Glasshuette. Po krótkim postoju pojechaliśmy w kierunku na Pampow. Tempo spadało, a ja jak na przekór poczułem duży przypływ sił. Dojechaliśmy do Blankensee, gdzie przekroczyliśmy granicę, a już w Polsce, w Buku zatrzymaliśmy się na zakupy w sklepiku. Na liczniku było ponad 120 km, a mnie zachciało się teraz gnać, pędzić, jechać i jechać.
Dotoczyliśmy się do Dobrej. Tam w zasadzie zakończyliśmy wspólny wyjazd. Jurek z Pawłem pojechali w stronę Głębokiego, a ja, Kris i Gryf kulaliśmy się w stronę Szczecina przez Lubieszyn, Dołuje, Będargowo i Przecław.

Gryfa bardzo już bolały oba kolana, a mimo to postanowił wracać aż do Gryfina…na rowerze, w ciemnościach. Postawa godna podziwu lub potępienia, zależy jak na to patrzeć. Ja skręciłem do domu, a Kris postanowił, że odprowadzi Adriana do Podjuch, skąd biegnie już prosta droga na Gryfino. Z informacji od Adriana wiem, że dojechał szczęśliwie do domu…pedałując już tylko jedną nogą, bo druga do niczego się już nie nadawała.
Mnie tymczasem rozpierała energia…z tym, że za 4 km dojechałem do domu i mogłem co najwyżej przeznaczyć ją na podniesienie kufla i zjedzenie zasłużonej pizzy. ;)

Poniżej znakomity, rzekłbym bardzo profesjonalny film nakręcony i zmontowany przez Jurka:
:))) Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 141.16 km (17.00 km teren), czas: 05:50 h, avg:24.20 km/h, prędkość maks: 47.00 km/h
Temperatura:-2.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 3168 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(19)

K o m e n t a r z e
Gryf, da się zrobić ;).
Bike Angel...a jak się z Tobą kontaktować? ;)
Misiacz
- 17:03 środa, 24 kwietnia 2013 | linkuj
No właśnie Misiaczu, też bym zjadł turkowego kebaba :)
Gryf
- 18:39 wtorek, 23 kwietnia 2013 | linkuj
Czy powtórka w 2013 przewidziana? Chętnie bym dołączyła... . BikeAngel - 17:31 wtorek, 23 kwietnia 2013 | linkuj
Wieś, a może miasto STOLEC :) Brzmi znajomo.
Jakieś 3,5 km od mojej miejscowość jej wieś o takiej samej nazwie.
POZDR
barman
- 10:55 niedziela, 27 lutego 2011 | linkuj
czytam z przyjemnością, oglądam z zazdrością (acz nie z zawiścią), super!
angelino
- 21:23 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Twoja relacja z tej wycieczki jest niewątpliwie najciekawsza. Może dlatego, że oprócz zdjęć pięciu niewątpliwie nadzwyczaj przystojnych bikerów, są tez jakieś fotki okolicy :)
niradhara
- 17:38 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Redaktor Szpakowski może się od Ciebie dużo nauczyć!:))))
funio
- 14:42 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Te monety są przyspawane po to, żeby ich wiatr nie zwiał zapewne.
Świetna wycieczka i super relacja. Ogólnie wyraziłem już mój podziw na gg, ale powiem jeszcze raz . Szacun !!!
Isgenaroth
- 14:06 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Dzięki za pochwałkę :)
Gryf
- 13:29 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Czytałem i oglądałem jednym tchem.Co do monet to pewnie bliskość naszej granicy ;) A śniegu to u Was "niet" ?
Dynio
- 12:47 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
No nie wiedziałem Paweł ze po wczorajszej 130 km trasce i dzisiaj zaliczyłes kolejna 130 :):):):):):):)
jurektc
- 12:04 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Moje gratulacje, za dystansik i świetną fotorelację;) Filmik superacki.
Pozdrawiam
sikorski33
- 11:54 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Fajny filmik :) a sekwencje z "orłem" i kamieniami z "czołgistą :P" zaje...fajne :D
Przyspawane euro? Zapewne autor, znaczy artysta miał wizję ich bezładnie leżących, a Niemcy - wiadomo - "ordnung muss sein", więc z pewnością każdy "zwykły" przechodzień usiłowałby je układać ;)))
alistar - 11:33 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Jak widzisz Pawle punkt widzenie zalezy od punktu siedzienia :):)
Faktycznie filmik fajny :):):)
POzdrawiam
jurektc
- 11:27 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Podziwiam umiejętność zdawania relacji, wypraw też fajna.
mm85
- 11:01 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Świetna relacja!
causeilovemybike
- 10:50 niedziela, 20 lutego 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!