MisiaczROWER - MOJA PASJA - BLOG

avatar Misiacz
Szczecin

Informacje

pawel.lyszczyk@gmail.com

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

free counters

WESPRZYJ TWÓRCĘ

Jeżeli podobają Ci się moje wpisy, uzyskałeś cenne informacje, zaoszczędziłeś na przewodniku czy na czasie, możesz wesprzeć ich twórcę dobrowolną wpłatą na konto:

34 1140 2004 0000 3302 4854 3189

Odbiorca: Paweł Łyszczyk. Tytuł przelewu: "Darowizna".

MOJE ROWERY

KTM Life Space 35299 km
Prophete Touringstar 200 km
Fińczyk 4707 km
Toffik 155 km
Bobik
ŁUCZNIK 1962 30 km
Rosynant 12280 km
Koza 10630 km

Znajomi

wszyscy znajomi(96)

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiacz.bikestats.pl

Wpisy chronologicznie

Polecane linki

100 km...nie było. Lunch w Trzebieży. Filozof na rowerze.

Niedziela, 16 stycznia 2011 | dodano: 16.01.2011Kategoria Szczecin i okolice


Jeździłem wczoraj i dzisiaj znów chcę. Chcę na trasę. Taką turystyczną. Nawet była. Zanim "była", mija trochę czasu.
Po głowie błąkają się pomysły. Zupełnie nie wiem DOKĄD chcę pojechać. Zwykle ciągnie mnie w stronę Niemiec. Dziś nie ciągnie.
Czuję jakieś portowo-leśne klimaty.
Do całej otoczki wyjazdu jak zwykle dochodzi "misiaczyzm" - dolegliwość polegająca na tym, że od momentu powzięcia decyzji do momentu ruszenia upływa z 1,5 godziny...jak można się tak snuć?
Mimo wszystko udaje mi się ruszyć zaledwie godzinę później niż wczoraj. Biorę sobie do serca lekcję "mokrych nóg", którą sam dałem sobie wczoraj. Dziś buty są spryskane teflonowym impregnatem, a na przednim na błotniku dumnie powiewa wioskowy chlapacz.
Wyrosłem już z tych durnych lat, kiedy bardziej przejmowałem się wyglądem roweru niż swoimi nogami.
Teraz ważny jest Misiacz, a nie wygląd Misiacza na rowerze...bez przesady oczywiście, w gumofilcach nie ruszę zadawać szyku na szlakach.

Mimo, że późno wstałem, ulicami jechało się nawet przyjemnie.
Jak w każdy niedzielny poranek, naród spędza czas wydając pieniądze w supermarketach lub w kościołach.
Oznacza to pełne sklepy, półpełne kościoły i puste ulice.

Oczy me cieszył widok strugi wody lecącej z chlapacza. Leciał na ulicę. Nie leciał na mnie. Nie leciał na łańcuch. Rama była czysta. Byłem czysty. Byłem zadowolony.
Dojechałem do Głębokiego i stanąłem. Co teraz?
Ruszyłem w stronę Pilchowa. Zatrzymałem się, by zrobić kolejne zdjęcie. W środku byli ludzie i wznosili modły. Na zewnątrz byłem ja. Fajnie.

Skręciłem w prawo, na Leśno Górne. Wiedziałem co mnie czeka. Jeśli ktoś uważa, że ul. Miodowa to fajny trening górski, to niech skieruje się na Police właśnie przez Leśno Górne i Siedlice. Tam można naprawdę potrenować. O dziwo - jechało mi się bardzo lekko. Jechałem wśród nagich czarnych drzew i brunatnych liści. Śnieg odsłonił to, co do tej pory tak skrzętnie ukrywał.

W Leśnie skręt w lewo. Zakaz wjazdu i szlak turystyczny. Którego symbolu posłuchać? Nie tego drogowego. Trzeba przecież podjechać pod pałac i zrobić zdjęcie.
Jak zawsze.

Wróciłem na trasę i poczułem wolność. Moj rower staczał się z wysokiego zjazdu, a na liczniku świeciło 66 km/h. No jak tu nie czuć się wolnym?
Dojechałem do Polic, przejechałem przez Police i dojechałem do centrum. Minął mnie jakiś menel mamroczący do siebie coś pod nosem. Po chwili zniknął za zakrętem.
W uszach jeszcze brzmiały mi jego słowa powtarzane jak mantra "wielokrotnie po całym ciele...wielokrotnie po całym ciele..." Może to sentencja jego wyroku, który wrył mu się w pamięć, zmiękczoną narkotykami i alkoholem...

Zachciało mi się wody. Takiej rozległej. Klimatów marynistycznych. Jechałem do Trzebieży. Teraz słyszałem już tylko wiatr.
Przejechałem przez toksyczną chmurę snującą się nad ulicą. Chmura snuła się od kominów zakładów chemicznych w kierunku Odry.
Chmura przecięła ulicę, a ja przeciąłem chmurę.
Jasienica. Ponowne hamowanie i dalej, robię zdjęcia "trwałej ruiny", śladów po dawnym opactwie augustiańskim.

Obok ktoś zbudował replikę. Czegoś. Nie wiem czego, ale wygląda ładnie. Stoi przy "trwałej ruinie". Moje zdjęcie nie wygląda ładnie. Ważne, że jakoś wygląda.

Rower szybko mknie do Trzebieży. 28-30 km/h. Nie wiem, dlaczego. Wpadam w uliczki Trzebieży i kieruję się ku marinie.
Jest wymarła, a jachty odpoczywają na rusztowaniach. Przy nabrzeżu snuje się małżeństwo z dzieckiem. Ja siedzę na ławce i zjadam moje "Atomowe Ślimaki".
Kris ma fantazję. Nazwał mój makaron 'al dente' z serem i miodem "Atomowymi Ślimakami".
Atomowe Ślimaki. © Misiacz

Wychodzi stróż, przegania małżeństwo. Marina jest nieczynna. Mnie nie przegania. Tak, jakbym tu mieszkał albo pracował.
Chcę mieć w domu marynistyczny obrazek. Mam aparat, robię zdjęcie. Teraz mam i obrazek.

Chcę wreszcie zobaczyć, jak wygląda plaża w Trzebieży. Dziesiątki razy byłem w Trzebieży, a nigdy na plaży.
Dojazd długi i szeroki jak Avenue des Champs-Élysées. Pewnie plaża będzie jak w Nicei.
Plaża jest długa na 100 plażowiczów. Nicea to nie jest, ale jest ładna i schludna, zwłaszcza w zimie. Otoczenie zadbane.

No i zachciało mi się stówki. Pierwszej stówki w tym roku. Jadę więc w kierunku Myśliborza Wielkiego, może przejadę nad jeziorem Piaski? Może przejadę kawałek przez Niemcy? Przejechałem. Kołami w poprzek po lodzie. Droga do Myśliborza to lodowisko, a ja łyżew dziś nie mam.
Powrót przez Trzebież do Polic. Na przystanku w Policach wypijam chemiczny napój. Zwykle nie biorę czegoś takiego jak napoje "energetyzujące" do ust. Postanowiłem spróbować, może będę wtedy silny jak "Tiger". Nie byłem. Tylko mi się czkało od gazu. Fascynujący napój.
Za moimi plecami rząd wychodków, każdy ma swoją kłódkę. Po chwili z kamienicy wychodzi babinka i drepcze do swojego wychodka. Długo nie wychodzi. Grubsza sprawa. Nie wiedziałem, że są jeszcze kamienice bez ubikacji. W czasie burzy musi być w środku klimatycznie.
Chcę ruszać, ale podchodzi starszy menel. Nie wie jak rozłączyć rozmowę w komórce. Naciskam symbol czerwonej słuchawki. W głosie człowieka słyszę wdzięczność: "Kurwa, to takie proste!" Zostawiam szczęśliwca i ruszam w kierunku Tatyni.
Wiatr w twarz. Puszczam bańki z "Tigera" i jadę dalej. W Tanowie nie chce mi się już jechać, ale chce mi się do domu.

Jazda w zimie ma coś w sobie. Mijasz rowerzystę i machasz. On macha tobie. Tworzycie elitę, która zacznie znikać wraz z coraz cieplejszymi dniami.
Elita zamieni się w oczywistość, pojedynczy rowerzyści w setki rowerzystów.
Wróciłem...

*****************************************************************************************************************************************************************
Ten blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2010 w kategorii Moje zainteresowania i pasje (blogi tematyczne).
Jeśli chcesz oddać na niego głos, wyślij SMS o treści H00292 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto. Rower:KTM Life Space Dane wycieczki: 87.80 km (5.00 km teren), czas: 04:15 h, avg:20.66 km/h, prędkość maks: 66.00 km/h
Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: 1873 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)

K o m e n t a r z e
Dziękuję za mapkę! :-)
danielkoltun
- 10:13 wtorek, 18 stycznia 2011 | linkuj
Rammzes - jak chodziło Ci o mierzeję bramy Świny to nie ma szans bo zasłania ją z tego miejsca wyspa Uznam

Misiacz - te atomowe ślimaki to mi co innego przypominają :P, dopóki nie przeczytałem podpisu zdjęcia to myslałem że to pamiatki z trawnika :P tylko te kolory :)))
sargath
- 23:02 poniedziałek, 17 stycznia 2011 | linkuj
Daniel: mówisz - masz! :)
Misiacz
- 16:05 poniedziałek, 17 stycznia 2011 | linkuj
Fajnie, fajnie, bardzo fajnie! Tylko gdzie mapka ja się pytam? :-D
danielkoltun
- 15:34 poniedziałek, 17 stycznia 2011 | linkuj
Rammzes, Jurkowi to ja w fotografii do pięt nie dorastam. :)))
W Trzebieży żadnej mierzei nie widziałem...a o jaką w ogóle mierzeję chodzi?
Misiacz
- 08:03 poniedziałek, 17 stycznia 2011 | linkuj
Lekcje z fotografii u Jurka zaliczone na 6! Z Trzebieży widać mierzeję czy jest za daleko?
rammzes
- 19:33 niedziela, 16 stycznia 2011 | linkuj
Uwielbiam Misiaczowy styl pisania :) Potrafisz tak cudownie opisać miejsca i oddać klimaty, że nieomal poczułam się tą babinką, siedzącą w świątyni dumania i nucącą w blasku piorunów "Riders on the storm" :)
niradhara
- 19:31 niedziela, 16 stycznia 2011 | linkuj
Świetny opis i ciekawe zdjęcia ;)
surf-removed
- 19:22 niedziela, 16 stycznia 2011 | linkuj
Oj przy tych moich 37km to mnie teraz zawstydziłeś klego :D
jurektc
- 19:13 niedziela, 16 stycznia 2011 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!